Zarówno religia jak i Bóg są konwencją ustanowioną przez człowieka. Nie ma sensu wdawać się w rozważania ontologiczne (za sprawą praw filozoficznych można usankcjonować każdy nonsens, dlatego dysputy w tym nurcie jak i w ogóle wszelkie teoretyzowanie uważam za zbyteczne). Każda ideologia, w tym religijna jest wynikiem umowy społecznej. Tak samo jest z istotą Boga... swego czasu zrodził się on w koncepcji ludzkiej i ten sam ludzki umysł może w przyszłości jego istnienie odrzucić, a nawet zastąpić innym bogiem.
Św. Tomasz z Akwinu rozpoczął dowód kosmologiczny, postulując, że Bóg jest Pierwszą Przyczyną Ruchu i Pierwszym Twórcą. Zręcznie uniknął odpowiedzi na pytanie: kto stworzył Boga?, zakładając po prostu, że nie ma ono sensu. Bóg nie ma stwórcy, ponieważ był pierwszy. Dowód kosmologiczny stwierdza, że wszystko, co się porusza, musi być przez coś popychane, a to z kolei musi również być napędzane i tak dalej. Ale skąd wziął się pierwszy impet?
Czy Bóg miał matkę? Gdy mówi się dzieciom, że Bóg stworzył Niebo i Ziemię, niewinnie pytają, czy Bóg miał matkę? Wszystkie wielkie religie wytworzyły mitologiczny obraz boskiego aktu Stworzenia, ale żadna z nich nie rozwiązuje w sposób zadowalający paradoksów logicznych, pojawiających się w pytaniach, które zadają nawet dzieci. Bóg mógł stworzyć Niebo i Ziemię w siedem dni, ale co zdarzyło się przed pierwszym dniem? Jeśliby przyznać, że Bóg miał matkę, to naturalnie powstaje pytanie, czy ona również miała matkę?
Wracając do społecznej konwencji istoty Boga i wynikającej z niej wiary w Niego, aspekt ten dosadnie obrazuje przypowieść Bertranda Russela o niebiańskim czajniczku.
Wielu ludzi wierzących mówi tak, jakby to na sceptykach spoczywał obowiązek udowodnienia nieprawdziwości głoszonych przez nich dogmatów, a nie na wierzących ciężar dowodu. Oczywiście, to pomyłka. Gdybym stwierdził, że gdzieś tam, pomiędzy Ziemią a Marsem, krąży wokół Słońca po eliptycznej orbicie porcelanowy czajniczek, nikt nie byłby w stanie zakwestionować prawdziwości tego twierdzenia (oczywiście musiałbym być wystarczająco przewidujący, by dodać, że czajniczek jest zbyt mały, by dało się go dostrzec nawet za pomocą najpotężniejszych teleskopów). Gdybym jednak obwieścił, że skoro moich poglądów nie można zakwestionować, to jest przejawem absurdalnych i nieracjonalnych uprzedzeń odrzucanie ich przez innych ludzi, uznano by — skądinąd słusznie — że prawię nonsensy. Jednakże, jeśliby istnienie czajniczka potwierdzały starożytne księgi, które jako uświęconą prawdę odczytywano by nam co niedzielę, i których treść wkładano by w dziecięce główki w każdej szkole, odmowa wiary w istnienie czajniczka uznana zostałaby za przejaw podejrzanej ekscentryczności, osobnika weń wątpiącego wysłano by zaś do psychiatry w czasach bardziej oświeconych, a oddano inkwizycji w epokach wcześniejszych.
Oczywiście można uznać, że szkoda czasu na takie bajdy, nikt bowiem nie zamierza czcić czajniczków, gdyby jednak ktoś bardzo naciskał, nikt z nas nie zawahałby się raczej przed wyrażeniem opinii, że orbitujące czajniczki nie istnieją. W zasadzie jednak wszyscy bylibyśmy czajniczkowymi agnostykami: wszak nie możemy dowieść z absolutną pewnością, że niebiański czajniczek nie istnieje. W praktyce zaś od czajniczkowego agnostycyzmu każdy z nas przeszedłby do aczajniczkizmu.
Wracając do istoty Boga. Jak postrzega go chrześcijaństwo? Zgodnie z obowizującą doktryną jest tylko jeden Bóg w trzech Osobach Boskich: Ojca, Syna i Ducha Świętego i każda z tych Osób zachowuje pełną odrębność od pozostałych. Tak więc, zgodnie ze słowami atanazjańskiego wyznania wiary: Ojciec jest Bogiem, Syn jest Bogiem i Duch Święty jest Bogiem, lecz nie są oni trzema Bogami, lecz jednym Bogiem.
Bez wątpienia określenie to stanowi arcydzieło teologicznego rozumowania i rozwiewa wszelkie wątpliwości. Jednakże Kościołowi mało było politeizmu, więc do powyższego Panteonu dołącza bowiem Maria, "Królowa Niebieska", bogini w każdym aspekcie poza samym mianem, która, choćby jako adresatka modlitw, niewiele ustępuje samemu Bogu. Panteon powiększa też cała ogromna rzesza świętych (obecnie jest ich ponad 5000), których moc wstawiennicza czyni niemal półbogami, jako że zdaniem wiernych (i samego Kościoła) warto się zwracać do nich o pomoc w ramach przypisanych im specjalizacji. Nie można też pominąć czterech Chórów Anielskich i dziewięciu książąt tychże; po kolei: Serafiny, Cherubiny Trony, Panowania, Cnoty, Potęgi, Księstwa, dalej Archaniołowie (to szarża najwyższa) i wreszcie zwykli Aniołowie, do którego to grona należy na przykład nasz najbliższy przyjaciel, wiecznie nad nami czuwający Anioł Stróż. Co najbardziej zadziwia w katolickiej mitologii, to nawet nie jej niewyobrażalna kiczowatość, ale raczej szokująca nonszalancja, z jaką ludzie ją wzbogacają o najdrobniejsze detale. Ale próżno na piedestale świętości szukać świętego od zdrowego rozsądku czy rozumu.
Z uwagi na powyższe wyłania się jeden prosty wniosek - Człowiek jest Bogiem. Bóg nie istnieje od początku człowieczeństwa, gdyż człowiek go stworzył w określonym czasie rozwoju ludzkości. I wcale nie jest wykluczone to, że w przyszłości miejsce obecnego boga zastąpi inny bóg, pod warunkiem, że idea boga będzie człowiekowi potrzebna.
Św. Tomasz z Akwinu rozpoczął dowód kosmologiczny, postulując, że Bóg jest Pierwszą Przyczyną Ruchu i Pierwszym Twórcą. Zręcznie uniknął odpowiedzi na pytanie: kto stworzył Boga?, zakładając po prostu, że nie ma ono sensu. Bóg nie ma stwórcy, ponieważ był pierwszy. Dowód kosmologiczny stwierdza, że wszystko, co się porusza, musi być przez coś popychane, a to z kolei musi również być napędzane i tak dalej. Ale skąd wziął się pierwszy impet?
Czy Bóg miał matkę? Gdy mówi się dzieciom, że Bóg stworzył Niebo i Ziemię, niewinnie pytają, czy Bóg miał matkę? Wszystkie wielkie religie wytworzyły mitologiczny obraz boskiego aktu Stworzenia, ale żadna z nich nie rozwiązuje w sposób zadowalający paradoksów logicznych, pojawiających się w pytaniach, które zadają nawet dzieci. Bóg mógł stworzyć Niebo i Ziemię w siedem dni, ale co zdarzyło się przed pierwszym dniem? Jeśliby przyznać, że Bóg miał matkę, to naturalnie powstaje pytanie, czy ona również miała matkę?
Wracając do społecznej konwencji istoty Boga i wynikającej z niej wiary w Niego, aspekt ten dosadnie obrazuje przypowieść Bertranda Russela o niebiańskim czajniczku.
Wielu ludzi wierzących mówi tak, jakby to na sceptykach spoczywał obowiązek udowodnienia nieprawdziwości głoszonych przez nich dogmatów, a nie na wierzących ciężar dowodu. Oczywiście, to pomyłka. Gdybym stwierdził, że gdzieś tam, pomiędzy Ziemią a Marsem, krąży wokół Słońca po eliptycznej orbicie porcelanowy czajniczek, nikt nie byłby w stanie zakwestionować prawdziwości tego twierdzenia (oczywiście musiałbym być wystarczająco przewidujący, by dodać, że czajniczek jest zbyt mały, by dało się go dostrzec nawet za pomocą najpotężniejszych teleskopów). Gdybym jednak obwieścił, że skoro moich poglądów nie można zakwestionować, to jest przejawem absurdalnych i nieracjonalnych uprzedzeń odrzucanie ich przez innych ludzi, uznano by — skądinąd słusznie — że prawię nonsensy. Jednakże, jeśliby istnienie czajniczka potwierdzały starożytne księgi, które jako uświęconą prawdę odczytywano by nam co niedzielę, i których treść wkładano by w dziecięce główki w każdej szkole, odmowa wiary w istnienie czajniczka uznana zostałaby za przejaw podejrzanej ekscentryczności, osobnika weń wątpiącego wysłano by zaś do psychiatry w czasach bardziej oświeconych, a oddano inkwizycji w epokach wcześniejszych.
Oczywiście można uznać, że szkoda czasu na takie bajdy, nikt bowiem nie zamierza czcić czajniczków, gdyby jednak ktoś bardzo naciskał, nikt z nas nie zawahałby się raczej przed wyrażeniem opinii, że orbitujące czajniczki nie istnieją. W zasadzie jednak wszyscy bylibyśmy czajniczkowymi agnostykami: wszak nie możemy dowieść z absolutną pewnością, że niebiański czajniczek nie istnieje. W praktyce zaś od czajniczkowego agnostycyzmu każdy z nas przeszedłby do aczajniczkizmu.
Wracając do istoty Boga. Jak postrzega go chrześcijaństwo? Zgodnie z obowizującą doktryną jest tylko jeden Bóg w trzech Osobach Boskich: Ojca, Syna i Ducha Świętego i każda z tych Osób zachowuje pełną odrębność od pozostałych. Tak więc, zgodnie ze słowami atanazjańskiego wyznania wiary: Ojciec jest Bogiem, Syn jest Bogiem i Duch Święty jest Bogiem, lecz nie są oni trzema Bogami, lecz jednym Bogiem.
Bez wątpienia określenie to stanowi arcydzieło teologicznego rozumowania i rozwiewa wszelkie wątpliwości. Jednakże Kościołowi mało było politeizmu, więc do powyższego Panteonu dołącza bowiem Maria, "Królowa Niebieska", bogini w każdym aspekcie poza samym mianem, która, choćby jako adresatka modlitw, niewiele ustępuje samemu Bogu. Panteon powiększa też cała ogromna rzesza świętych (obecnie jest ich ponad 5000), których moc wstawiennicza czyni niemal półbogami, jako że zdaniem wiernych (i samego Kościoła) warto się zwracać do nich o pomoc w ramach przypisanych im specjalizacji. Nie można też pominąć czterech Chórów Anielskich i dziewięciu książąt tychże; po kolei: Serafiny, Cherubiny Trony, Panowania, Cnoty, Potęgi, Księstwa, dalej Archaniołowie (to szarża najwyższa) i wreszcie zwykli Aniołowie, do którego to grona należy na przykład nasz najbliższy przyjaciel, wiecznie nad nami czuwający Anioł Stróż. Co najbardziej zadziwia w katolickiej mitologii, to nawet nie jej niewyobrażalna kiczowatość, ale raczej szokująca nonszalancja, z jaką ludzie ją wzbogacają o najdrobniejsze detale. Ale próżno na piedestale świętości szukać świętego od zdrowego rozsądku czy rozumu.
Z uwagi na powyższe wyłania się jeden prosty wniosek - Człowiek jest Bogiem. Bóg nie istnieje od początku człowieczeństwa, gdyż człowiek go stworzył w określonym czasie rozwoju ludzkości. I wcale nie jest wykluczone to, że w przyszłości miejsce obecnego boga zastąpi inny bóg, pod warunkiem, że idea boga będzie człowiekowi potrzebna.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz