niedziela, 31 marca 2013

Tony Bushby - Sfałszowane ewangelie

W IV w. cesarz rzymski Konstantyn zjednoczył wszystkie religijne odłamy pod jednym łącznym bóstwem i nakazał skompilowanie nowych i starych pism w postać jednolitego zbioru, który stał się Nowym Testamentem.


Czego Kościół nie chce abyś wiedział?


Często podkreśla się, że chrześcijaństwo wyróżnia się spośród wszystkich innych religii, gdyż opiera się na pewnych zdarzeniach, które rzekomo miały miejsce w krótkim okresie czasu około 20 wieków temu. Opowieści te przedstawiono w Nowym Testamencie. Zgodnie z nowymi świadectwami jasne staje się, że nie reprezentują one historycznej rzeczywistości. Kościół zgadza się z tym, stwierdzając:

„Nasze pisane źródła wiedzy o początkach chrześcijaństwa i jego wczesnym rozwoju to głównie pisma Nowego Testamentu, których autentyczność musimy, w znacznym stopniu, przyjąć za pewnik” (Catholic Encyclopedia, red. Farley, tom iii, s. 712).

Kościół czyni niezwykłe wyznania o Nowym Testamencie. Na przykład, omawiając pochodzenie tych pism „najwybitniejsze ciało akademickiej opinii, jakie kiedykolwiek się zebrało” (Catholic Encyclopedias, Preface) przyznaje, że Ewangelie „nie sięgają wstecz do pierwszego wieku ery chrześcijańskiej” (Catholic Encyclopedia, red. Farley, tom vi, s. 137, ss. 655-6). To stwierdzenie jest sprzeczne z twierdzeniami duchowieństwa, że najwcześniejsze Ewangelie były stopniowo pisane w dekadach następujących po śmierci ewangelicznego Jezusa Chrystusa. W znaczącej uwadze na marginesie Kościół dalej przyznaje, że „ocalałe manuskrypty [Nowego Testamentu], faktycznie nie datują się wcześniej niż środek czwartego wieku naszej ery” (Catholic Encyclopedia, tamże, ss. 656-7). Jest to jakieś 350 lat po czasie, w którym według Kościoła Jezus Chrystus chodził po palestyńskich piaskach, no i tu prawdziwa historia początków chrześcijaństwa wpada w jedną z największych czarnych dziur historii. Jednakże istnieje powód, dla którego do czwartego wieku nie było Nowych Testamentów: nie były do tego czasu napisane i w tym kontekście znajdujemy dowody na największy przekręt wszechczasów.

Kompilację pism obecnie nazywanych Nowym Testamentem autoryzował brytyjski z urodzenia Konstantyn I Wielki (Flavius Constantinus, Constantine, pierwotnie Custennyn lub Custennin) (272-337). Po śmierci jego ojca w 306 r. Konstantyn został królem Brytanii, Galii i Hiszpanii, a potem, po serii zwycięskich bitew, cesarzem Rzymskiego Imperium. Chrześcijańscy historycy nie odnotowują wyraźnie zamieszania tamtych czasów i pozostawiają Konstantyna zawieszonego w pewnej pustce, wolnego od wszelkich ludzkich wydarzeń wokół niego. W rzeczywistości, jednym z głównych problemów Konstantyna był nieopanowany bałagan wśród kapłaństwa i ich wiara w licznych bogów. Większość współczesnych pisarzy chrześcijańskich zataja prawdę o rozwoju ich religii i ukrywa wysiłki Konstantyna w kierunku okiełznania nagannego charakteru kapłaństwa, których teraz nazywa się „Ojcami Kościoła” (Catholic Encyclopedia, red. Farley, tom xiv, ss. 370-1). Powiedział on, że oni są ‘oszalali’ (Life of Constantine [Życie Konstantyna], przypisywane Eusebiusowi Pamphiliusowi z Cezarei, ok. 335, tom iii, s. 171; The Nicene and Post-Nicene Fathers [Nicejscy i post-nicejscy ojcowie], cytowane dalej jako N&PNF, przypisywane Św. Ambrożemu; wydawcy: Rev. Prof. D.D. Roberts i Principal L.L.D. James Donaldson, 1891, tom iv, s. 467). „Szczególny rodzaj głoszenia” praktykowanego przez nich był wyzwaniem dla ustalonego porządku religijnego (The Dictionary of Classical Mythology, Religion, Literature and Art [Słownik klasycznej mitologii, religii, literatury i sztuki], Oskar Seyffert, Gramercy, Nowy Jork, 1995, ss. 544-5). Starożytne zapisy ujawniają prawdziwą naturę kapłaństwa, zaś niski szacunek, jakim ich darzono, został subtelnie zatuszowany przez współczesnych chrześcijańskich historyków. W rzeczywistości, były to: „...najbardziej prostackie typy, nauczające dziwnych paradoksów. Otwarcie oświadczali, że nikt inny tylko ignorant jest godny wysłuchiwać ich dyskursów ... nigdy nie pojawiali się w kręgach ludzi światlejszych i lepszego gatunku, lecz zawsze starali się mieszać z ignorantami i ludźmi niekulturalnymi, włócząc się po targach i robiąc żarty ... szpikowali swoje cienkie książki starymi bajkami ... a jeszcze mniej rozumieją ... i piszą na papierze nonsensy ... i ciągle robią, nigdy nie kończąc” (Contra Celsum [Przeciw Celsusowi], Orygenes z Aleksandrii, ok. 251, Bk I, s. lxvii, Bk III, s. xliv, passim).

Grupy kapłaństwa stworzyły „wielu bogów i panów” (1 Kor. 8:5) i istniały liczne sekty religijne, każda z odmiennymi doktrynami (Gal. 1:6). Kapłańskie grupy ścierały się z powodu atrybutów swoich rozmaitych bogów a „ołtarz stawał przeciw ołtarzowi” w rywalizacji o słuchaczy (Optatus z Milevis, 1:15, 19, wczesny IV w.). Z punktu widzenia Konstantyna istniało kilka odłamów, z którymi trzeba było się liczyć. W tym godnym pożałowania okresie zamętu podjął się on zorganizowania religii, która obejmowała wszystko. W wieku rażącej ignorancji. Kiedy dziewięć dziesiątych ludzi Europy było analfabetami, ustabilizowanie rozbitych grup religijnych było tylko jednym z problemów Konstantyna. Ugrzecznione uogólnienie, które wielu historyków chętnie powtarza, że Konstantyn „skonsolidował religię chrześcijańską” i później przyznał jej „oficjalną tolerancję,” jest „sprzeczne z faktami historycznymi” i powinno zostać wymazane z naszej literatury na zawsze (Catholic Encyclopedia, red. Pecci, tom iii, s. 299, passim). Mówiąc wprost, w czasach Konstantyna nie było religii chrześcijańskiej a Kościół przyznaje, że opowieść o jego „nawróceniu” i „chrzcie” są „w pełni legendą” (Catholic Encyclopedia, red. Farley, tom xiv, ss. 370-1).

Konstantyn „nigdy nie zdobył solidnej wiedzy teologicznej” i „w wielkiej mierze polegał na swoich doradcach w sprawach religii” (Catholic Encyclopedia, New Edition, tom xii, s. 576, passim). Według Euzebiusza (260-339) Konstantyn zauważył, że w odłamach kapłaństwa „spór narósł do tak poważnego stanu, że potrzebne jest energiczne działanie, aby ustanowić bardziej religijne państwo,” jednak nie potrafił doprowadzić rywalizujące odłamy religijne do ugody (Life of Constantine, tamże, ss. 26-8). Jego doradcy ostrzegali go, że religie kapłanów były „pozbawione podstaw” i wymagały oficjalnego ustabilizowania (tamże).

Konstantyn dostrzegł w tym pogmatwanym systemie fragmentarycznych dogmatów okazję do stworzenia nowej ujednoliconej religii państwowej, neutralnej w idei, i prawnego chronienia jej. Kiedy w 324 r. podbił Wschód, wysłał swojego hiszpańskiego doradcę, Osiusa z Córdoby, do Aleksandrii z listami do kilku biskupów nawołując ich do zawarcia ze sobą pokoju. Misja nie powiodła się i wtedy Konstantyn, prawdopodobnie za radą Osiusa, wydał dekret nakazujący wszystkim kapłanom i ich podwładnym „wsiąść na osły, muły i konie należące do wspólnoty i udanie się do miasta Nicea” w rzymskiej prowincji Bitynia w Azji Mniejszej [współczesny Iznik w Turcji]. Polecono im, aby zabrali ze sobą zeznania z nauk głoszonych motłochowi, „oprawione w skórę,” aby nie uległy uszkodzeniu w czasie długiej podróży, i po przybyciu do Nicei przekazali je Konstantynowi (The Catholic Dictionary [Słownik katolicki], Addis and Arnold, 1917, hasło „Council of Nicaea" [sobór nicejski]). Ich teksty liczyły „w sumie dwa tysiące dwieście trzydzieści jeden zwojów z mitami o bogach i zbawicielach oraz doktrynami głoszonymi przez tych kapłanów” (Life of Constantine, tamże, tom ii, s. 73; N&PNF, tamże, tom i, s. 518).

Pierwszy sobór nicejski i „zagubione zapisy”


W ten sposób zostało zwołane pierwsze w historii kościelne zgromadzenie, które dzisiaj znane jest jako sobór nicejski. Było to dziwaczne wydarzenie, które dostarcza wielu szczegółów o myśleniu wczesnego kleru i przedstawia wyraźny obraz intelektualnego klimatu panującego w tamtym czasie. To właśnie na tym zgromadzeniu narodziło się chrześcijaństwo, a konsekwencje decyzji tam podjętych są trudne do wymierzenia. Około cztery lata przed przewodniczeniem soborowi Konstantyn został inicjowany w religijnym zakonie Sol Invictus, jednym z dwóch prosperujących kultów, który uznawał Słońce jako jedynego Najwyższego Boga (ten drugi kult to perskiego pochodzenia mitraizm). W związku z czczeniem Słońca, polecił Euzebiuszowi zwołać pierwsze z trzech posiedzeń w dniu przesilenia letniego, 21 czerwca 325 r. (Catholic Encyclopedia, New Edition, tom i, s. 792), a „odbyło się ono w holu pałacu Osiusa” (Ecclesiastical History [Historia kościelna], Bishop Louis Dupin, Paris, 1686, tom i, s. 598). W materiałach z przebiegu konklawe kapłanów zebranych w Nicei, Sabinius, biskup Hereclei, który uczestniczył w synodzie, powiedział: „Z wyjątkiem samego Konstantyna i Eusebiusza Pamphilisa, była to zgraja analfabetów, prostych stworzeń, które nic nie rozumiały” (Secrets of the Christian Fathers [Tajemnice chrześcijańskich Ojców], Bishop J. W. Sergerus, 1685, 1897 reprint).

Jest to kolejne jasne przyznanie ignorancji i bezkrytycznej łatwowierności wczesnych duchownych. Dr Richard Watson (1737-1816), pozbawiony złudzeń chrześcijański historyk i kiedyś biskup Llandaff w Walii (1782), pisał o nich jako o „towarzystwie gadających od rzeczy idiotów” (An Apology for Christianity [Przeprosiny dla chrześcijaństwa], 1776, 1796 reprint; także: Theological Tracts [Traktaty teologiczne], dr Richard Watson, hasło „On Councils” [O soborach], tom 2, London, 1786, poprawiony reprint 1791). W oparciu o swoje dogłębne badania soborów Kościoła dr Watson wyciągnął wniosek, że „cały kler na soborze nicejskim był pod władaniem diabła, a zjazd składał się z najniższego motłochu i patronował najobrzydliwszej ohydzie” (An Apology for Christianity, tamże). Właśnie to infantylne ciało odpowiadało za powstanie nowej religii i teologiczne stworzenie postaci Jezusa Chrystusa.

Kościół przyznaje, że żywotne składniki materiałów konferencji nicejskiej są „dziwnie nieobecne w kanonach” (Catholic Encyclopedia, red. Farley, tom iii, s. 160). Niebawem zobaczymy, co się z nimi stało. Jednakże, zgodnie z zachowanymi zapisami, Euzebiusz „zajmował pierwsze miejsce z prawej strony imperatora i wygłosił przemówienie inauguracyjne w imieniu imperatora” (Catholic Encyclopedia, red. Farley, tom v, ss. 619-620). Na soborze nie było brytyjskich kapłanów, ale zjawiło się wielu delegatów z Grecji. „Siedemdziesięciu biskupów ze Wschodu” reprezentowało odłamy azjatyckie a niewielka liczba przybyła z innych rejonów (Ecclesiastical History, tamże). Caecilian z Kartaginy przybył z Afryki, Paphnutius z Teb – z Egiptu, Nicasius z Die (Dijon) – z Galii a Donnus z Stridon – z Panonii.

Właśnie na tym infantylnym zgromadzeniu, przy reprezentacji licznych kultów, 318 „biskupów, księży, diakonów, pod-diakonów, ministrantów i egzorcystów” zebrało się, by debatować i decydować o ujednoliconym systemie wiary, w którym był tylko jeden bóg (An Apology for Christianity, tamże). Przedtem wśród kapłanów krążyła ogromna rozmaitość „dzikich tekstów” (Catholic Encyclopedia, New Edition, „Gospel and Gospels” [Ewangelia Ewangelii]), a wspierały one wielką różnorodność wschodnich i zachodnich bogów i bogiń: Jowe, Jowisz, Salenus, Baal, Thor, Gade, Apollo, Juno, Aries, Taurus, Minerwa, Rhets, Mitra, Theo, Fragapatti, Atys, Durga, Indra, Neptun, Wulcan, Kriste, Agni, Krezus, Pelides, Huit, Hermes, Thulis, Tammuz, Eguptus, Iao, Aph, Saturn, Gitchens, Minos, Maximo, Hecla i Phernes (God's Book of Eskra [Boska księga Eskry], anon., rozdz. xlviii, akapit 36).

Do pierwszego soboru nicejskiego rzymska arystokracja oddawała cześć głównie dwóm greckim bogom – Apollo i Zeusowi – ale znakomita większość zwykłych ludzi ubóstwiało albo Juliusza Cezara, albo Mitrasa (zromanizowaną wersję perskiego Mitry). Cezar został deifikowany przez rzymski Senat po jego śmierci (15 marca 44 r.p.n.e.) a potem czczony jako „Boski Juliusz.” Do jego imienia został dodane słowo „Zbawiciel”, którego dosłowne znaczenie brzmiało „ten, który zasiewa nasienie,” tzn. był to bóg falliczny. Juliusz Cezar został okrzyknięty jako „Bóg przejawiony i uniwersalny Zbawiciel ludzkiego życia,” a jego następca August był nazywany „Bogiem przodków i Zbawicielem całej ludzkiej rasy” (Man and his Gods [Człowiek i jego bogowie], Homer Smith, Little, Brown & Co., Boston, 1952). Imperator Neron (54-68), którego pierwotne nazwisko to Lucius Domitius Ahenobarbus (37-68), został uwieczniony na jego monetach jako „Zbawiciel ludzkości” (tamże). Boski Juliusz jako Rzymski Zbawiciel i „Ojciec Imperium” przez rzymski motłoch przez ponad 300 lat był uznawany za „Boga.” To on widniał jako bóstwo w niektórych tekstach kapłanów, ale nie był uznawany w pismach Wchodu i Zachodu.

Zamiarem Konstantyna na Niceę było stworzenie nowego boga dla jego imperium, który zjednoczyłby wszystkie religijne odłamy wokół jednego bóstwa. Kapłanów poproszono o debatę i zdecydowanie, kim ich nowy bóg będzie. Delegaci przekonywali się wzajemnie, wyrażając osobiste motywy na włączenie określonych pism, które promowały co lepsze cechy ich własnych specjalnych bóstw. W trakcie zgromadzenia krzykliwe odłamy pogrążyły się w gorących debatach, z których wyłoniono 53 bogów do dalszej dyskusji. „Synod ciągle jeszcze nie wybrał Boga, dlatego postanowiono głosować, by rozstrzygnąć ten problem... To głosowanie trwało przez rok i pięć miesięcy” (God's Book of Eskra, przekł. Prof. S. L. MacGuire's, Salisbury, 1922, rozdz. xlviii, akapity 36, 41).

W końcu tego okresu na zgromadzenie ponownie przybył Konstantyn, by się przekonać, że kapłani nie uzgodnili nowego bóstwa, ale w głosowaniach zredukowali liczbę kandydatur do pięciu: Cezar, Kriszna, Mitra, Horus i Zeus (Historia Ecclesiastica, Euzebiusz, ok. 325). W Nicei Konstantyn miał głos decydujący i ostatecznie to on zdecydował za nich o nowym bogu. Aby włączyć brytyjskie odłamy, zarządził, aby połączyć imię wielkiego druidzkiego boga Hesusa z bogiem-zbawicielem Wschodu Kriszną (Kriszna to sanskrycki odpowiednik Chrystusa), tak więc Hesus Kriszna ma być oficjalnym imieniem nowego rzymskiego boga. Odbyło się głosowanie przez podniesienie ręki i większością głosów (161 do 157) przyjęto, że oba bóstwa staną się jednym Bogiem. Stosując się do utrwalonego zwyczaju pogan, Konstantyn wykorzystał oficjalne zgromadzenie i rzymski dekret apoteozy [wyniesienia do boskości], by legalnie deifikować dwa bóstwa jako jedno, a uczynił to poprzez demokratyczny konsensus. Nowy bóg został proklamowany i „oficjalnie” ratyfikowany przez Konstantyna (Acta Concilii Nicaeni [Dokumenty soboru nicejskiego], 1618). Ten czysto polityczny akt deifikacji skutecznie i legalnie posadowił Hesusa i Krisznę wśród bogów rzymskich jako pojedynczy kompozyt. Ten abstrakcyjny twór nadał ziemskie istnienie wymieszanym doktrynom nowej religii imperium; a ponieważ do około dziewiątego wieku w alfabetach nie było litery „J,” z czasem imię to wyewoluowało do „Jezus Chrystus.”

Jak stworzono Ewangelie

Potem Konstantyn kazał Euzebiuszowi zorganizować kompilację jednolitej kolekcji nowych pism opracowaną w oparciu o najważniejsze aspekty religijnych tekstów przedstawionych soborowi. Jego instrukcje to: „Przeszukaj te książki i cokolwiek w nich jest dobre, to zachowaj; ale cokolwiek jest złe, to odrzuć. Co jest dobre w jednej książce, połącz to z tym, co jest dobre w innej. To, co zostanie w ten sposób zebrane, będzie nazywane Księgą Ksiąg. I będzie to doktryną mojego ludu, którą zalecę wszystkim narodom po to, aby nie było już więcej wojen z powodu religii.” (God's Book of Eskra, tamże, rozdz. xlviii, akapit 31.)

„Zaskocz ich” – powiedział Konstantyn; „książki zostały napisane zgodnie z tym” (Life of Constantine, tom iv, ss. 36-39). Euzebiusz połączył „w jedno legendarne historie wszystkich religijnych doktryn świata,” biorąc za wzór standardowe mity o bogach zawarte w manuskryptach kapłanów. Łącząc nadprzyrodzone historie „bogów” Mitry i Kriszny z brytyjskimi wierzeniami połączył skutecznie głoszenia kapłanów Wschodu i Zachodu „w postać nowej uniwersalnej wiary” (ibid.). Konstantyn wierzył, że ten zlepek mitów zjednoczy odmienne i przeciwstawne religijne odłamy pod jedyną reprezentatywną opowieścią. Następnie Euzebiusz zorganizował skrybów, aby wyprodukowali „pięćdziesiąt okazałych kopii ... napisanych na pergaminie w sposób czytelny i w wygodnej przenośnej postaci, starannie i artystycznie wykończonych przez profesjonalnych skrybów” (tamże). „Te polecenia” – powiedział Euzebiusz – „zostały niezwłocznie wykonane ... posłaliśmy mu [Konstantynowi] wspaniale i kunsztownie oprawione tomy w potrójnej i poczwórnej formie” (Life of Constantine, tom iv, s. 36). Były to „Nowe Świadectwa [ang. Testimonies]” i jest to pierwsza wzmianka (ok. 331) Nowego Testamentu w materiałach historycznych.

Po spełnieniu poleceń Konstantyna, zarządził on, aby Nowe Świadectwa były odtąd nazywane „słowem rzymskiego Boga Zbawiciela” (Life of Constantine, tom iii, s. 29) i były oficjalnymi tekstami dla wszystkich kapłanów głoszących kazania w Imperium Rzymskim. Następnie wydał rozporządzenie, aby wcześniejsze manuskrypty kapłanów i zapisy z synodu zostały „spalone” i oświadczył, że „każdy, kto będzie ukrywał tamte pisma, będzie strącony ze swoich barków” (ścięty) (tamże). Jak wskazują źródła historyczne, pisma kapłanów sprzed soboru w Nicei przepadły, zachowały się tylko pewne fragmenty.

Przetrwały również niektóre zapisy z soboru. Dostarczają one niepokojących implikacji dla Kościoła. Niektóre ze starych dokumentów mówią, że pierwszy sobór nicejski zakończył się w połowie listopada 326 r., podczas gdy inne mówią, że walka o ustalenie boga była tak zażarta, że przeciągnęła się „na cztery lata i siedem miesięcy,” poczynając od czerwca 325 r. (Secrets of the Christian Fathers, tamże). Niezależnie kiedy się skończyła, dzikość i gwałtowność, jakie jej towarzyszyły, zostały ukryte pod pretensjonalnym tytułem „Wielki i Święty Synod,” przypisanym zgromadzeniu przez Kościół w XVII w. Wcześniej, jednak, duchowni wyrażali inną opinię.

Drugi synod nicejski w latach 786-787 potępił pierwszy synod nicejski jako „synod głupców i szaleńców” i dążył do anulowania „decyzji podjętych przez ludzi o zaburzonych mózgach” (History of the Christian Church, H. H. Milman, DD, 1871). Jeśli poczyta się dokumenty drugiego soboru nicejskiego i zwróci uwagę na wzmianki „przerażeni biskupi” i „żołdactwo” konieczne do „poskromienia obrad,” określenie „głupcy i szaleńcy” jawi się przykładem przygadywania kotła garnkowi.

Konstantyn zmarł w 337 r., a jego wprowadzenie wierzeń obecnie nazywanych pogańskimi do nowego systemu religijnego przyniosło wiele nawróceń. Później pisarze Kościoła uczynili z niego „wielkiego orędownika chrześcijaństwa,” któremu nadał „status legalnej religii Imperium Rzymskiego” (Encyclopedia of the Roman Empire, Matthew Bunson, Facts on File, New York, 1994, s. 86). Świadectwa historyczne pokazują, że takie postawienie sprawy jest błędne, gdyż to właśnie „własny interes” skłonił go do stworzenia chrześcijaństwa (A Smaller Classical Dictionary [Mniejszy słownik klasyczny], J. M. Dent, London, 1910, s. 161). Ale do XV w. nie było ono nazywane „chrześcijaństwem” (How The Great Pan Died [Jak umarł Wielki Pan], Profesor Edmond S. Bordeaux [watykański archiwista], Mille Meditations, USA, MCMLXVIII, ss. 45-7).

Z kolejnymi wiekami Nowe Świadectwa Konstantyna zostały rozwinięte, dodano „interpolacje” i włączono inne pisma (Catholic Encyclopedia, red.Farley, tom vi, ss. 135-137; także: red.Pecci, tom ii, ss. 121-122). Na przykład, w 397 r. Jan „złotousty” Chryzostom zrestrukturyzował pisma Apoloniusza z Tyany, wędrownego mędrca z pierwszego wieku, i uczynił z nich część Nowych Świadectw (Secrets of the Christian Fathers, tamże). Zlatynizowane imię Apoloniusz to Paweł (A Latin-English Dictionary, J. T. White i J. E. Riddle, Ginn & Heath, Boston, 1880), a Kościół dzisiaj nazywa te pisma Listami Pawła. Osobisty pomocnik Apoloniusza, Damis, asyryjski skryba, jest Demasem w Nowym Testamencie (2 Tym. 4:10).

Hierarchia Kościoła zna prawdę o pochodzeniu Listów, gdyż kardynał Bembo (zm. 1547), sekretarz papieża Leona X (zm. 1521), radził swojemu współpracownikowi, kardynałowi Sadoleto, aby nie brać ich pod uwagę, mówiąc: „odrzuć te bezwartościowe rzeczy, gdyż takie absurdalności nie przystoją poważnemu człowiekowi; one zostały wprowadzone na scenę później przez chytry głos z nieba” (Cardinal Bembo: His Letters and Comments on Pope Leo X [Kardynał Bembo: Jego listy i komentarze na temat papieża Leona X], A. L. Collins, London, 1842 reprint).

Kościół przyznaje, że Listy Pawła są fałszem, stwierdzając: „Nawet autentyczne Listy zostały bardzo zmienione przez wstawianie nowych treści w celu nadania wagi osobistym poglądom autora” (Catholic Encyclopedia, red.Farley, tom vii, s. 645). Podobnie, św. Hieronim (zm. 420) oświadczył, że Dzieje Apostolskie, piąta księga Nowego Testamentu, też zostały „fałszywie napisane” („The Letters of Jerome” [Listy Hieronima], Library of the Fathers, Oxford Movement, 1833-45, tom v, s. 445).

Szokujące odkrycie starożytnej Biblii

Później Nowy Testament przekształcił się w dzieło przesadnej kapłańskiej propagandy, a Kościół twierdził, że zawiera ono zapis interwencji boskiego Jezusa Chrystusa w sprawy ziemskie. Jednakże, spektakularne odkrycie w odległym egipskim klasztorze ujawniło światu rozmiary późniejszych zafałszowań pism chrześcijańskich, które same były jedynie „zbiorem legendarnych historii” (Encyclopédie, Diderot, 1759). 4 lutego 1859 r. w piecowym pomieszczeniu Klasztoru św. Katarzyny na górze Synaj odkryto 346 kartek starożytnego kodeksu, a jego zawartość wstrząsnęła całym chrześcijańskim światem. Wraz z innymi starymi kodeksami miał być spalony w piecu, aby zimą zapewnić ciepło mieszkańcom klasztoru. Napisany greką na oślich skórach, zawierał zarówno Stary jak i Nowy Testament; później archeolodzy określili jego powstanie na około 380 r. Kodeks został odkryty przez dr Constantina von Tischendorfa (1815-1874), błyskotliwego i pobożnego niemieckiego badacza Biblii; nazwał on go Sinaiticus, Biblią Synajską. Tischendorf był profesorem teologii i całe swoje życie poświęcił pochodzeniu Nowego Testamentu. Pragnienie przeczytania wszystkich starych pism chrześcijańskich pchnęło go do dalekiej podróży na wielbłądach do Klasztoru św. Katarzyny.

W swoim życiu Tischendorf miał dostęp do innych powszechnie dostępnych starych Biblii, takich jak Biblia Aleksandryjska (albo Alexandrinus), uznawana za drugą z najstarszych na świecie. Nazwano ją tak, gdyż w 1627 r. została zabrana z Aleksandrii do Brytanii i podarowana królowi Karolowi I (1600-1649). Dzisiaj jest wystawiona obok najstarszej znanej Biblii, Sinaiticus, w British Library w Londynie. W swych badaniach Tischendorf miał też dostęp do Vaticanus, Biblii Watykańskiej, trzeciej najstarszej Biblii na świecie i datowanej na połowę VI w. (The Various Versions of the Bible [Różne wersje Biblii], dr Constantin von Tischendorf, 1874, dostępne w British Library). Była przechowywana w zamknięciu w wewnętrznej bibliotece Watykanu. Tischendorf zabiegał o możliwość sporządzenia ręcznych notatek, ale jego prośba została odrzucona. Jednakże, gdy jego strażnik miał przerwy na odpoczynek, Tischendorf zapisywał fragmenty do porównań na swojej dłoni, a czasami na paznokciach („Are Our Gospels Genuine or Not?” [Czy nasze Ewangelie są autentyczne, czy nie], dr Constantin von Tischendorf, wykład, 1869, dostępny w British Library).

Dzisiaj istnieje kilka innych Biblii napisanych w różnych językach w piątym i szóstym wieku, np. Syriacus, Cantabrigiensis (Bezae), Sarravianus i Marchalianus.

Dreszcz strachu przeszedł przez chrześcijaństwo w ostatnim ćwierćwieczu XIX w., kiedy opublikowano angielskojęzyczne wersje Biblii Synajskiej. Na ich stronach są informacje kwestionujące twierdzenia chrześcijaństwa o historyczności. Chrześcijanie otrzymali niepodważalne dowody o umyślnym fałszowaniu we wszystkich współczesnych Nowych Testamentach. Nowy Testament Biblii Synajskiej był tak różny od wersji wtedy publikowanych, że Kościół gniewnie próbował unieważnić te radykalne nowe dowody, które podważały samo jego istnienie. W serii artykułów opublikowanych w London Quarterly Review [Londyński Przegląd Kwartalny] w 1883 r. John W. Burgon, Dziekan Chichesteru, wykorzystał wszelkie dostępne mu figury retoryczne do ataku na ‘sinaiticusową,’ wcześniejszą i przeciwstawną historię Jezusa Chrystusa, pisząc, że „...bez cienia wątpliwości, Sinaiticus jest skandalicznie zepsuty ... przedstawia najbardziej haniebnie okaleczone teksty, których nigdzie indziej nie da się znaleźć; w jakimś procesie stały się one składnicą największej liczby sfabrykowanych lektur, dawnych omyłek i celowych wypaczeń prawd, które można znaleźć w każdej znanej kopii słowa Bożego.” Zmartwienie dziekana Burgona wynika ze sprzeczności aspektów historii ewangelicznych wydawanych w jego czasach, które rozwinęły się do tego stanu w wyniku przez wieki trwającego majstrowania z materią i tak już w samym punkcie wyjścia niehistorycznego dokumentu.

Rewelacje nadfioletowych testów

W 1933 r. Muzeum Brytyjskie (British Museum) w Londynie zakupiło Biblię Synajską od rządu Sowieckiego za 100000 £, z czego 65000 £ pochodziło z datków publicznych. Przed nabyciem Biblia ta była wystawiona w Rosji w Carskiej Bibliotece w St Petersburgu i „niewielu uczonych rzuciło na nią okiem” (The Daily Telegraph and Morning Post 11 stycznia 1938 r., s. 3). Gdy została wystawiona w 1933 r. jako „najstarsza Biblia świata” (tamże), stała się centrum pielgrzymek nie mających sobie równych w historii Muzeum Brytyjskiego.

Zanim podsumuję jej konfliktowość, należy zauważyć, że ten stary kodeks w żadnym wypadku nie jest wiarygodnym wprowadzeniem do studiów Nowego Testamentu, gdyż zawiera przeobfitość błędów i poważne przeredagowania. Te nieprawidłowości zostały obnażone w wyniku miesięcy testów za pomocą światła nadfioletowego prowadzonych w Muzeum Brytyjskim w połowie lat 1930-tych. Wyniki tych badań ujawniły zamianę licznych ustępów przez przynajmniej dziewięciu różnych redaktorów. Zdjęcia wykonane podczas testów wykazały, że barwnik atramentu zachował się głęboko w porach skóry. Pierwotne słowa dało się odczytać w świetle nadfioletowym. Każdy, kto chce zapoznać się z wynikami testów, powinien sięgnąć po książkę napisaną przez badaczy, którzy wykonali tę analizę – kustoszy Departamentu Manuskryptów w Muzeum Brytyjskim (Scribes and Correctors of the Codex Sinaiticus [Pisarze i korektorzy kodeksu Sinaiticus], H. J. M. Milne i T. C. Skeat, British Museum, London, 1938).

Fałszerstwa w Ewangeliach

Gdy porówna się Nowy Testament i Biblię Synajską z współczesnym Nowym Testamentem można zidentyfikować zawrotną liczbę 14800 redakcyjnych zmian. Poprawki te można rozpoznać poprzez proste porównania, które każdy może i powinien wykonać. Poważne studia początków chrześcijaństwa muszą być oparte na Nowym Testamencie Biblii Synajskiej, a nie współczesnych wydaniach.

Ważny jest fakt, że Sinaiticus zawiera trzy Ewangelie później odrzucone: Pasterz z Hermas (napisana przez dwa wskrzeszone duchy, Charinus i Lenthius), Pismo Barnaby (Barnabasa) i Ody Solomona. Brak miejsca nie pozwala na szczegółowe omówienie tych dziwacznych pism, ani na dyskusję dylematów związanych z różnicami w tłumaczeniach.

Współczesne Biblie to piąte tłumaczenia z tłumaczeń poczynając od wczesnych wydań, a zagorzałe spory między tłumaczami dotyczą różnych interpretacji ponad 5000 starożytnych słów. Jednakże, to co wprawia w zakłopotanie Kościół jest to, czego nie ma w tej starej Biblii, a niniejszy artykuł omawia tylko kilka z tych braków. Jeden z rażących przykładów jest subtelnie ukazany w Encyclopaedia Biblica (Adam & Charles Black, London, 1899, tom iii, s. 3344), gdzie Kościół wyjawia swoją wiedzę o pominięciach w starych Bibliach, mówiąc: „Od dawna i często zauważano, że, tak jak Paweł, nawet najwcześniejsze Ewangelie nic nie wiedziały o cudownym narodzeniu się Zbawiciela.” To dlatego, że nigdy nie było narodzenia z dziewicy.

Jest oczywiste, że gdy Euzebiusz zebrał skrybów, aby przepisywali Nowe Świadectwa, najpierw przygotował pojedynczy dokument, który stanowił przykład czy też kopię-matkę. Dzisiaj nazywa się ją Ewangelią Marka, a Kościół przyznaje, że była to „pierwsza napisana Ewangelia” (Catholic Encyclopedia, red. Farley, tom vi, s. 657), chociaż dzisiaj w Nowym Testamencie pojawia się jako druga. Skryby Ewangelii Mateusza i Łukasza polegali na pismach Marka jako źródle i podstawie swoich kompilacji. Ewangelia Jana jest niezależna od tych pism, a teoria z końca XV w., mówiąca, że była napisana później dla poparcia pism wcześniejszych, jest prawdziwa (The Crucifixion of Truth [Ukrzyżowanie prawdy], Tony Bushby, Joshua Books, 2004, ss. 33-40).


Zatem, Ewangelia Marka w Biblii Synajskiej zawiera historycznie „pierwszą” opowieść o Jezusie Chrystusie i jest to zupełnie różne niż to, co znajdujemy we współczesnych Bibliach. Zaczyna się od Jezusa „w wieku około trzydziestu lat” (Marka 1:9) i nic nie mówi o Maryi, dziewiczych narodzinach ani o masowym zabijaniu małych chłopców przez Heroda. Na początku tego tekstu nie pojawiają się słowa opisujące Jezusa Chrystusa jako „syna Bożego”, tak jak we współczesnych wydaniach (Mark 1:1); nie ma też tam ani w żadnej starej Biblii przytaczanych obecnie linii rodowych śledzących „mesjańską linię krwi” wstecz aż do króla Dawida, jak to robią dzisiejsze tzw. „mesjańskie proroctwa” (jest ich 51). Biblia Synajska zawiera sprzeczną wersję zdarzeń towarzyszących „wskrzeszeniu Łazarza” i ujawnia niezwykłe pominięcie, które później stało się centralną doktryną wiary chrześcijańskiej: pojawień Jezusa Chrystusa po zmartwychwstaniu i jego wniebowstąpienia. W żadnej dawnej Ewangelii Marka nie odnotowano nadprzyrodzonego pojawienia się zmartwychwstałego Jezusa Chrystusa, ale teraz we współczesnej Biblii występuje opis zawierający ponad 500 słów (Marka 16:9-20).

Mimo mnóstwa dalekosiężnych samousprawiedliwień kościelnych apologetów, nie ma jednomyślności opinii chrześcijańskiej w związku z brakiem odniesień do „zmartwychwstania” w dawnych ewangelicznych relacjach tej historii. W Biblii Synajskiej nie tylko brakuje tych opisów, ale nie ma ich w Biblii Aleksandryjskiej, Biblii Watykańskiej, Biblii Bezae i w dawnym łacińskim manuskrypcie Marka, przez analityków oznaczanym jako „K.” Nie ma ich też w najstarszej armeńskiej wersji Nowego Testamentu, w manuskryptach wersji etiopskiej z VI w. i w Bibliach anglosaksońskich z IX w. Jednak niektóre XII-wieczne Ewangelie mają wersety o zmartwychwstaniu obramowane gwiazdkami, używanymi przez skrybów do wskazywania fałszywych fragmentów w dokumentach literackich.

Kościół utrzymuje, że „zmartwychwstanie jest fundamentalnym argumentem naszej chrześcijańskiej wiary” (Catholic Encyclopedia, red. Farley, tom xii, s. 792), a jednak w żadnej wcześniejszej Ewangelii Marka nie ma zapisów o nadprzyrodzonym ukazaniu się Jezusa Chrystusa. Zmartwychwstanie i wniebowstąpienie Jezusa Chrystusa jest sine qua non („bez czego, nic”) chrześcijaństwa (Catholic Encyclopedia, red. Farley, tom xii, s. 792), co jest potwierdzone przez słowa przypisywane Pawłowi: „Jeśli Chrystus nie zmartwychwstał, wasza wiara jest daremna” (1 Kor. 15:17). Wersety o zmartwychwstaniu w dzisiejszych Ewangeliach powszechnie uważa się za fałszerstwa i Kościół zgadza się z tym, mówiąc: „trzeba przyznać, że zakończenie Marka nie jest autentyczne ... prawie cała ta sekcja jest późniejszą kompilacją” (Encyclopaedia Biblica, tom ii, s. 1880, tom iii, ss. 1767, 1781; także: Catholic Encyclopedia, tom iii, pod nagłówkiem "The Evidence of its Spuriousness" [Dowody nieprawdziwości]; Catholic Encyclopedia, red. Farley, tom iii, ss. 274-9 pod nagłówkiem "Canons"). Jednak, niezrażony tym Kościół przyjął to fałszerstwo do swoich dogmatów i uczynił zeń podstawę chrześcijaństwa. Ten trend fikcyjnych opowieści o zmartwychwstaniu trwa dalej. Ostatni rozdział Ewangelii Jana (21) jest fałszerstwem z VI wieku – jest całkowicie poświęcony opisowi Jezusa zmartwychwstałego dla jego uczniów. Kościół przyznaje: „Jedyny wniosek, jaki można z tego wyciągnąć to to, że 21-szy rozdział został później dodany i dlatego należy go traktować jako dodatek do tej Ewangelii” (Catholic Encyclopedia, red. Farley, tom viii, ss. 441-442; New Catholic Encyclopedia (NCE), "Gospel of John", s. 1080; także: NCE, tom xii, s. 407).

„Wielkie wtrącenie” i „Wielkie pominięcie”

Współczesne wersje Ewangelii Łukasza zawierają zawrotne 10000 słów więcej niż ta sama Ewangelia w Biblii Synajskiej. Sześć słów mówi o Jezusie „i wzniósł się do nieba,” ale takie stwierdzenie nie pojawia się nigdzie w żadnej z najstarszych Ewangelii Łukasza, które są dzisiaj dostępne ("Three Early Doctrinal Modifications of the Text of the Gospels" [Trzy wczesne doktrynalne modyfikacje tekstów Ewangelii], F. C. Conybeare, The Hibbert Journal, London, tom 1, No. 1, Oct. 1902, ss. 96-113). Dawne wersje nie potwierdzają współczesnych opisów wniebowstąpienia Jezusa Chrystusa, a to zafałszowanie jasno wskazuje na zamierzone oszustwo.

Dzisiaj Ewangelia Łukasza jest najdłuższa z czterech kanonicznych, gdyż teraz zawiera „Wielkie wtrącenie,” zdumiewające XV-wieczne dodanie około 8500 słów (Łukasza 9:51-18:14). Dołożenie tych falsyfikatów do tej Ewangelii zdumiewa współczesnych chrześcijańskich analityków. Kościół mówi o nich: „Charakter tych fragmentów czyni wnioski z nich wyciągane ryzykownymi” (Catholic Encyclopedia, red. Pecci, tom ii, s. 407).

Równie niezwykłe jest to, że najstarsze Ewangelie Łukasza nie zawierają wersetów od 6:45 do 8:26, znane w kręgach duchowieństwa jako „Wielkie pominięcie,” które dotyczy 1547 słów. W dzisiejszych wersjach ta dziura została „zatkana” ustępami z innych Ewangelii. Dr Tischendorf stwierdził, że trzy akapity dotyczące Ostatniej Wieczerzy z nowszych wersji Ewangelii Łukasza pojawiły się w XV w., ale Kościół ciągle rozpowszechnia Ewangelie jako nie skażone „słowo Boga” ("Are Our Gospels Genuine or Not?", tamże)

„Indeks usunięć”


Tak jak w przypadku Nowego Testamentu, równie destrukcyjne były zmiany w pismach wczesnych „Ojców Kościoła,” które zostały zmodyfikowane podczas kopiowania na przestrzeni wieków, a wiele fragmentów zostało celowo napisanych na nowo lub usuniętych.

Przyjmując dekrety Soboru w Trencie (1545-63), Kościół później rozszerzył proces wymazywania i zarządził przygotowanie specjalnej listy konkretnych informacji do usunięcia z wczesnych pism chrześcijańskich (Delineation of Roman Catholicism [Zarys rzymskiego katolicyzmu], Rev. Charles Elliott, DD, G. Lane & P. P. Sandford, New York, 1842, s. 89; także: The Vatican Censors [Cenzorzy Watykanu], Profesor Peter Elmsley, Oxford, s. 327, brak roku pub.).

W 1562 r. Watykan ustanowił specjalne biuro cenzury nazywane Index Expurgatorius. Jego celem były zabranianie publikacji „błędnych fragmentów pism wczesnych Ojców Kościoła,” które były sprzeczne ze współczesną doktryną.

Gdy watykańscy archiwiści natykali się na „prawdziwe kopie Ojców, poprawiali je zgodnie z Indeksem usunięć” (Index Expurgatorius Vaticanus, red. R. Gibbings , Dublin, 1837; The Literary Policy of the Church of Rome [Literaturowa polityka Kościoła Rzymu], Joseph Mendham, J. Duncan, London, 1830, 2-gie wyd., 1840; The Vatican Censors, tamże, s. 328).

Dla nas ważny jest fakt, że Encyclopaedia Biblica ujawnia, iż około 1200 lat chrześcijańskiej historii jest nieznane: „Niestety, przed rokiem 1198 wydane zostało tylko kilka zapisów [Kościoła].” Nie przypadkiem w tym samym roku (1198) papież Innocenty III (1198-1216) zabronił udostępniania wszystkich zapisów wcześniejszej historii Kościoła poprzez ustanowienie Tajnych Archiwów (Catholic Encyclopedia, red. Farley, tom xv, s. 287). Jakieś siedem i pół wieku później, po spędzeniu kilku lat w tych Archiwach, Profesor Edmond S. Bordeaux napisał How The Great Pan Died [Jak umarł Wielki Pan]. W rozdziale zatytułowanym „The Whole of Church History is Nothing but a Retroactive Fabrication” [Cała historia Kościoła to nic tylko działające wstecz fabrykowanie] napisał m.in.:

„Kościół nadał wcześniejsze daty wszystkim późniejszym pracom – niektóre z nich były nowo napisane, niektóre poprawione, a niektóre sfałszowane – które zawierały ostateczną jego historię ... technika polegała na zabiegach powodujących, że znacznie późniejsze prace napisane przez pisarzy Kościoła jawiły się jakoby były sporządzone o wiele wcześniej, tak by mogły stać się dowodami z pierwszego, drugiego i trzeciego wieku” (How The Great Pan Died, tamże, s. 46).

Odkrycia Profesora Bordeaux wspiera fakt, że w 1587 r. papież Sykstus V (1585-90) ustanowił oficjalny watykański wydział publikacji i osobiście powiedział: „Historia Kościoła będzie teraz ustalona ... postaramy się wydrukować nasze własne opracowanie” (Encyclopédie, Diderot, 1759). Zapiski Watykanu ujawniają też, że Sykstus V spędził 18 miesięcy swojego życia jako papież, osobiście pisząc nową Biblię, po czym wprowadził do katolicyzmu „Nowe nauczanie” (Catholic Encyclopedia, red. Farley, tom v, s. 442, tom xv, s. 376). Dowody, że Kościół napisał swoją własną historię znajdują się w Encyklopedii Diderota i ujawnia ona powód dlaczego papież Klemens XIII (1758-69) nakazał zniszczyć wszystkie tomy zaraz po publikacji w 1759 r.

Autorzy Ewangelii obnażeni jako oszuści


Jest jeszcze coś innego w tym scenariuszu i jest to zapisane w Encyklopedii Katolickiej (Catholic Encyclopedia). Nastawienie kleru można zrozumieć zauważając, że sam Kościół przyznaje, iż nie wie, kto napisał jego Ewangelie i Listy, wyznając, że wszystkie 27 pism Nowego Testamentu pojawiło się anonimowo.

„Wychodzi więc na to, że obecnych tytułów Ewangelii nie da się powiązać z ewangelistami ... są one [pisma Nowego Testamentu] podawane z tytułami [z imionami domniemanych autorów], które, jakkolwiek stare, nie wywodzą się od poszczególnych autorów” (Catholic Encyclopedia, red. Farley, tom vi, ss. 655-6).

Kościół utrzymuje, że „tytuły Ewangelii nie miały wskazywać autorstwa,” dodając, że „nagłówki ... zostały do nich dołożone” (Catholic Encyclopedia, red. Farley, tom i, s. 117, tom vi, ss. 655, 656). Zatem, nie są to Ewangelie „według Mateusza, Marka, Łukasza i Jana,” jak się publicznie stwierdza. Wyznanie to ujawnia, że nie ma autentycznych Ewangelii apostolskich i że właśnie te niejasne pisma Kościoła dzisiaj ucieleśniają fundamenty i słupy nośne powstania chrześcijaństwa i jego wiary. Konsekwencje tego są fatalne dla aspiracji do Boskiego pochodzenia całego Nowego Testamentu i demaskują teksty chrześcijańskie jako nie mające żadnego specjalnego autorytetu. Sfabrykowane Ewangelie przez wieki nosiły nadany im przez Kościół certyfikat autentyczności, a obecnie uznany przez niego samego za fałszywy, co stanowi dowód, że pisma chrześcijańskie są w całości błędne.

Po latach badań poświęconych Nowemu Testamentowi dr Tischendorf wyraził wielki niepokój z powodu różnic między najstarszymi i najnowszymi Ewangeliami i trudno było mu zrozumieć „...jak skryby mogli sobie pozwolić wprowadzać tu i tam zmiany, które nie były po prostu zmianami słownictwa, ale miały materialny wpływ na samo znaczenie i, co jest jeszcze gorsze, nie wzdrygali się przed wycinaniem fragmentów lub wstawianiem nowych treści” (Alterations to the Sinai Bible [Zmiany w Biblii Synajskiej], dr Constantin von Tischendorf, 1863, dostępne w British Library, London).

Po latach sprawdzania ważności tego sfabrykowanej natury Nowego Testamentu dr Tischendorf wyznał, że współczesne edycje „zostały zmienione w wielu miejscach” i „nie są do zaakceptowania jako prawdziwe” (When Were Our Gospels Written? [Kiedy nasze Ewangelie zostały napisane?], dr Constantin von Tischendorf, 1865, British Library, London).

Czym więc jest chrześcijaństwo?

Rodzi się ważne pytanie: skoro Nowy Testament nie jest historyczny, czym on jest?

Dr Tischendorf dał część odpowiedzi, gdy w swoich krytycznych zapiskach na temat Biblii Synajskiej liczących 15000 stron napisał, że „wydaje się, że osobę Jezusa Chrystusa uczyniono narratorem wielu religii.” Wyjaśnia to w jaki sposób relacje z hinduskiej starożytnej epopei Mahabharata pojawiły się dosłownie w dzisiejszych Ewangeliach (np.: Mat. 1:25, 2:11, 8:1-4, 9:1-8, 9:18-26) i dlaczego Phenomena greckiego męża stanu Aratusa z Sicyon (271-213 p.n.e.) znajdują się w Nowym Testamencie.

W Ewangeliach znajdują się także wyjątki z Hymnu do Zeusa napisanego przez greckiego filozofa Cleanthesa (ok. 331-232 BC), podobnie jak 207 słów z Thais Menandera (ok. 343-291), jednego z „siedmiu mędrców” Grecji. Cytaty półlegendarnego greckiego poety Epimenidesa (VII lub VI w.p.n.e.) włożono w usta Jezusa Chrystusa, a w Nowym Testamencie przedrukowano siedem ustępów z dziwnej Ody Jowisza (ok. 150 r.p.n.e.; autor nieznany).

Wyznanie Tischendorfa wspierają też watykańskie odkrycia Profesora Bordeaux, które ujawniły alegorię Jezusa Chrystusa wyprowadzoną z baśni o Mitrze, boskim synu Boga (Ahura Mazdy) i mesjaszu pierwszych królów Imperium Perskiego około 400 r.p.n.e. W jego narodzinach w grocie brali udział magowie [zoroastryjscy kapłani starożytnej Persji], którzy szli za gwiazdą ze wschodu. Przynieśli oni „dary złota, kadzidła i mirry” (jak u Mat. 2:11), a noworodka wielbili pasterze. Urodził się w mitraicznym czepku, który papieże imitowali w różnych wzorach aż do XV w.

Mitra, będąc jednym z trójcy, stał na skale, symbolu fundamentów jego religii, i był namaszczony miodem. Po ostatniej wieczerzy z Heliosem i 11 innymi towarzyszami, Mitra został ukrzyżowany, zawinięty w płótno, umieszczony w skalnym grobowcu i zmartwychwstał trzeciego dnia albo około 25 marca (podczas pełni Księżyca w pobliżu wiosennej równonocy), w czasie dzisiaj nazywanym Wielkanocą [ang. Easter, czyt. Ister] od babilońskiej bogini Isztar). Główną doktryną mitraizmu była pełna ognia destrukcja wszechświata, czas, w którym Mitra obiecał osobiście powrócić na Ziemię i uratować godne tego dusze. Wielbiciele Mitry raczyli się w komunijnej uczcie z chleba i wina, uroczystości podobnej do chrześcijańskiej Eucharystii, która jednak poprzedzała tą ostatnią o więcej niż cztery wieki.


Chrześcijaństwo jest adaptacją mitraizmu zespoloną z druidycznymi zasadami Culdee [członkowie ascetycznych społeczności z terenów dzisiejszych wysp brytyjskich], pewnymi egipskimi elementami (przedchrześcijańska Księga Objawień [Apokalipsa] była pierwotnie nazywana Misteriami Ozyrysa i Izis), greckiej filozofii i różnymi aspektami hinduizmu.

Dlaczego nie ma zapisów o Jezusie Chrystusie?

W żadnym uznanym religijnym czy historycznym piśmie skompilowanym między początkiem I w. i daleko w głąb IV w. nie da się znaleźć żadnego odniesienia do Jezusa Chrystusa ani do spektakularnych zdarzeń, jakie według Kościoła towarzyszyły jego życiu. Następujące potwierdzenie pochodzi od Frederica Farrara (1831-1903) z Trinity College w Cambridge:

„To zadziwiające, że historia nie zachowała dla nas ani jednego pewnego lub konkretnego powiedzenia lub okoliczności z życia Zbawiciela ludzkości ... nie istnieje żadne stwierdzenie w całej historii, które mówiłoby, że ktokolwiek widział Jezusa lub rozmawiał z nim. Nic w historii nie jest bardziej zdumiewające niż milczenie współczesnych pisarzy o zdarzeniach przekazywanych w czterech Ewangeliach” (The Life of Christ [Życie Chrystusa], Frederic W. Farrar, Cassell, London, 1874).

Sytuacja ta wynika ze sprzeczności między przekazami historycznymi i Nowego Testamentu. Oto jak skomentował to dr Tischendorf:

„Musimy otwarcie przyznać, że nie mamy żadnego źródła informacji w sprawie życia Jezusa Chrystusa poza pismami kościelnymi skompilowanymi w IV w.” (Codex Sinaiticus, dr Constantin von Tischendorf, British Library, London).

Istnieje wytłumaczenie tej setki lat trwającej ciszy: budowanie chrześcijaństwa nie zaczęło się wcześniej niż po pierwszej ćwiartce IV w. Właśnie dlatego papież Leon X (zm. 1521) nazwał Chrystusa „bajką” (Cardinal Bembo: His Letters... [Kardynał Bembo: Jego Listy...], tamże).

piątek, 29 marca 2013

Wanda Nowicka - Premier przeciwny związkom partnerskim

Zmieniła się retoryka Premiera dotycząca związków partnerskich, który w radiu TOK FM, pytany o dalsze losy ustawy, odpowiedział wymijająco, koncentrując się wyłącznie na związkach homoseksualnych i podkreślając, że nasze społeczeństwo nie jest jeszcze gotowe na tak radykalne zmiany w postaci legalizacji związków homoseksualnych. Tymczasem związki partnerskie to dużo szersze pojęcie niż wyłącznie związki homoseksualne, które oczywiście tak samo, jak każde inne zasługują na aprobatę, szacunek i równe prawa.
Odnoszę wrażenie, że jest to świadomy zabieg stylistyczny ze strony Premiera, który zaczyna subtelnie wycofywać się ze swojego poparcia dla związków partnerskich, próbując ograniczyć je wyłącznie do problemów par homoseksualnych, podczas gdy związek partnerski tak samo dotyczyć może osób homoseksualnych, jak i heteroseksualnych. Struktura naszego społeczeństwa wyraźnie wskazuje, że zmiany obyczajowe już się dokonały, ludzie żyją i zakładają rodziny zarówno w oparciu o tradycyjny model małżeństwa, jak i żyjąc w związkach nieformalnych. Każda z tych form jest tak samo wartościowa i zasługuje na stosowanie wobec niej równych zasad.
Okazuje się, że Donald Tusk nie jest już tak jednoznacznym zwolennikiem legalizacji związków partnerskich, łagodzi spór z Gowinem w tej sprawie i zajmuje dużo bardziej zachowawcze, żeby nie powiedzieć lekceważące, stanowisko niż miało to miejsce podczas debaty nad ustawami o związkach partnerskich.

Ze zmiennej postawy Premiera wobec związków partnerskich można niestety wyczytać pewną prawidłowość. W czasie, gdy pojawiła się informacja o formowaniu nowej lewicy, pod hasłem Europa +, Donald Tusk w obawie przed utratą bardziej liberalnej i nowoczesnej części elektoratu, poparł ideę związków partnerskich. Opowiedział się wówczas wyraźnie przeciw polityce Gowina w tym zakresie i zapewnił, że będzie zmierzał do kreowania państwa tolerancyjnego, szanującego różne modele życia i przewidującego równe prawa dla jego obywateli i obywatelek. Nie chciał stracić poparcia tych wyborców, dla których związki partnerskie są sprawą ważną. Tymczasem, gdy okazało się, że projekt powstania nowej lewicy pod patronatem Aleksandra Kwaśniewskiego, jest falstartem (z uwagi na brak konkretnego programu oraz pominięcie kobiet w jego budowaniu), a tym samym, że dotychczasowi liberalni wyborcy Tuska nie mają wcale dobrej programowej alternatywy, Premier odczuł ulgę i przestał o nich zabiegać. Skoro nie mają dokąd odejść, to nie trzeba już się tak starać i silić na stwarzanie pozorów polityki przyjaznej związkom partnerskim.
Dzisiejszy Tusk nie mówi już o wartościach, takich jak równość, tolerancja, otwartość społeczeństwa, niedyskryminacja, poszanowanie praw mniejszości, neutralność światopoglądowa. Szybko wrócił do zachowawczej konserwatywnej retoryki, zasłaniając się miałkim argumentem, jakoby nasze społeczeństwo nie było gotowe na tak radykalne zmiany, przerzucając tym samym odpowiedzialność za brak swojej politycznej konsekwencji na obywateli i obywatelki. Mimo bardzo wyraźnych deklaracji ze strony Donalda Tuska o jego poparciu dla związków partnerskich, które szczególnie silne było po skandalicznym głosowaniu nad ustawami w Sejmie, aktualnie czarno widzę możliwość przegłosowania sprawiedliwego i równego prawa w Sejmie.

czwartek, 21 marca 2013

Rządowe tradycje wg Sikorskiego, Kozłowskiej Rajewicz i Tuska

Kolejna rządowa kompromitacja. Tym razem w wykonaniu Radosława Sikorskiego, który w odpowiedzi na zarzuty wobec abp Głódzia o poniżanie i obrażanie podwładnych odpowiedział: „Uważam, że ten styl, taki trochę wojskowy, powinniśmy uszanować. To jest bardzo sympatyczna postać”. W sprawie zarzutów o pijaństwo dodał, że to wpisuje się w tradycję wojskową. Czy ja mam rozumieć, że w polskim wojsku tradycją jest nadużywanie alkoholu, poniżanie i wykorzystywanie ludzi? Minister, który wypowiada takie słowa powinien zostać zdymisjonowany, bo ośmiesza państwo, rząd i siebie, a przede wszystkim polskich żołnierzy. Znalazł się on w gronie osób popierających Głódzia, do którego należy także Mirosław B., ksiądz skazany za molestowanie i rozpijanie nieletniej. A może dowiem się niedługo od członka rządu, że to także wpisuje się w jakąś polską tradycję. Może szkolnictwa albo opieki nad dziećmi?!
Nie zabłysnęła wczoraj także Pani Pełnomocnik ds. Równego Traktowania, która stwierdziła, że polskie prawo dotyczące osób LGBT jest dobre i postuluje, że najpierw należy zmieniać mentalność, a później prawo. To sprzeczność sama w sobie, bo skoro według Pani Pełnomocnik prawo jest dobre to po co zmiana? Myślę, że Pani Kozłowska Rajewicz jednak zdaje sobie sprawę z tego, że prawo jest złe – brak instytucjonalizacji związków jednopłciowych, brak zakazu dyskryminacji w dostępie do towarów i usług, edukacji, usług medycznych. Co do zmiany mentalności społeczeństwa to przy obecnych działaniach polityków i rządu możemy czekać lata! Przedstawiciele krajów, w których wprowadzono zmiany legislacyjne, podkreślają, że najskuteczniejszym sposobem zmiany nastawienia jest zmiana prawa. Polski rząd nie robi nic ani w kierunku zmiany prawa, ani mentalności. Nie ma ani jednego rządowego projektu, które promowałyby tolerancję i wiedzę na temat osób LGBT. Wszystko, co się w tej sprawie dzieje, robią organizacje pozarządowe. Trzeba przyznać rację Robertowi Biedroniowi, którego zdaniem mówienie o tym, że najpierw trzeba zmienić mentalność, to chowanie głowy w piasek i sposób na ucieczkę od problemu. Tym bardziej dziwią słowa Pani Pełnomocnik, że wypowiedziała je dzień po rezolucji Parlamentu Europejskiego w sprawie prawnego uznania związków jednopłciowych i objęcia osób homoseksualnych prawem antydyskryminacyjnym oraz ochroną przed nienawiścią.

Mam też jako obywatel Polski żal do władz polskich o to, że nadal manipulują one społeczeństwem w sprawie konstytucjonalności związków partnerskich. Jak powiedziała prof. Łętowska w sporze o związki partnerskie nadużywa się prawa, a prawo w Polsce kapituluje przed biznesowymi interesami, ideologicznymi namiętnościami i siłą. W sporze o związki partnerskie mamy do czynienia z manipulacją tych, którzy insynuują niekonstytucyjność takiego rozwiązania. Prof. Łętowska w wywiadzie dla Krytyki Politycznej bardzo ciekawie mówi również o nieprawidłowościachi i manipulacjach ze strony prawników Ministra Gowina i Biura Ekspertyz Sejmowych: „Z tego powodu ja nigdy w życiu nie zrobię niczego dla Biura Analiz Sejmowych. Niedawno właśnie odmówiłam. Wiem, że moja praca albo zostanie przez nich potraktowana nie na serio, albo zgubi się w statystycznym zestawieniu, zostanie przez nich wykorzystana wyłącznie jako alibi dla przedstawionych przez nich opinii większościowych. Ja sobie na to nigdy nie pozwolę. To wszystko jest zakłamane. Od lat powtarzam, że najgorszą rzeczą, jaką prawo może sobie zafundować, jest hipokryzja albo uczestniczenie w hipokryzji. Tylko że demaskowanie tego rodzaju hipokryzji, w której uczestniczą prawnicy działający w logice nadużywania prawa, w logice innych sił, które prawem chcą się posługiwać, wymaga już bardzo wysokiego poziomu przygotowania zawodowego i pewnej odwagi, żeby powiedzieć w określonym momencie, że coś jest nie tak.”

poniedziałek, 11 marca 2013

Pełnomocnik ds częściowo Równego Traktowania a klauzula antydyskryminacyjna w Warszawie

Pełnomocniczka ds. Równego Traktowania wpadła w zachwyt na projektem kaluzuli antydyskryminacyjnej zaproponowanej w Warszawie i poleaca jako dobry przykład do naśladowania. Klauzula antydyskryminacyjna ma być umieszczana w umowach najmu lokali usługowych zawieranych przez miasto z najemcami. Klauzula nie obejmuje jednak zakazu dyskryminacji ze względu na orientację seksualną. Pani Kozłowskiej Rajewicz to najwidoczniej nie przeszkadza. Poza tym zastanawia mnie, dlaczego Pani Pełnomocnik o ogólnokrajowym rozwiązaniu antydyskryminacyjnym w kwestii dostępu do towarów i usług skoro uznaje rozwiązanie warszawskie za taki świetny pomysł. W końcu to jej zadanie. Entuzjazm Pani Pełnomocnik dziwi mnie równie mocno ze względu na brak orientacji seksualnej w katalogu obejmującym zakaz dyskryminacji. Wybiórczość Pani Pełnomocnik mi się bardzo nie podoba. Pokazała ją już w przypadku posła Godsona, którego porównania homoseksualizmu do pedofilii uznała za pogląd.

sobota, 9 marca 2013

Godson - duch święty w tv

W dzisiejszej „Kropce nad i” przez posła Godsona, znanego chrześcijanina będącego przy okazji posłem PO znów przemówił Duch Święty (Godson uważa, że też jest święty, ale z małej litery). A przemówił w te słowy: „Dzisiaj mówimy o związkach partnerskich, jutro porozmawiamy o małżeństwach gejów, a potem o adopcji dzieci przez takie pary. Gdzie się zatrzymać? Może pojutrze pojawi się lobby pedofilskie, które będzie walczyć o obniżenie wieku inicjacji seksualnej”. Wydaje mi się, że to spora podłość ze strony pana Ducha, choć nie wykluczony jest też inny scenariusz. Może zajęty konklawe i rozliczaniem Benedykta XVI palnął w roztargnieniu bzdurę, która teraz spadnie na bogu ducha winnego pana Godsona? A może zrobił to świadomie, bo syn boży John Abraham zgrzeszył czynem, mową lub zaniedbaniem tak szpetnie, że został ukarany? Tak jak zostali ukarani budowniczy Wieży Babel, gdyż Jahwe obawiał się, że jak już ją zbudują to „nic nie będzie dla nich niemożliwe, cokolwiek zamierzą uczynić". Nie sądzę abyśmy doszli prawdy, a na współpracę obu panów w tym względzie nie liczę.


Jednak należy się czytelnikom, przede wszystkim panom Godsonowi i Duchowi, kilka słów wyjaśnienia. Orientacja seksualna nie jest dewiacją ani chorobą. Nie zagraża nikomu przez sam fakt istnienia. Nie wyrządza krzywdy drugiemu człowiekowi. Nie jest karalna w polskim prawie, tak jak była np. w faszystowskich Niemczech czy stalinowskiej Rosji. Inaczej się to przedstawia w przypadku pedofilii. Ta jest zaburzeniem preferencji seksualnych, czyli choroba. Czyny pedofilne wyrządzają szkodę drugiemu człowiekowi – w tym przypadku dziecku. Czyny takie są ponadto traktowane przez prawo karne jako przestępstwo i zagrożone karą pozbawienia wolności do lat 12. Prawo dające dorosłym osobom homoseksualnym, możliwość zawarcia związku partnerskiego, czy nawet małżeństwa nie jest tym samym czym jest obniżanie wieku legalnego obcowania płciowego. Inicjacja seksualna w końcu, nie jest tym samym co akt seksualny – w tym przypadku pedofilny.

Demokracja w odróżnieniu od tego czym dysponowali autorzy Biblii, jest swego rodzaju umową społeczną. Umową według której obywatele współpracują, dbają o siebie i szanują się nawzajem – przynajmniej z założenia. Ta umowa gwarantuje wszystkim takie same prawa, niezależnie od płci, koloru skóry, wyznania lub jego braku, czy orientacji płciowej. Warto czasem wyjść ze świata starożytnego opisanego na kartach Biblii, spojrzeć przez ramię Jakuba walczącego z aniołem, odwrócić wzrok od zagłady Sodomy i Gomory. Tym bardziej będąc posłem na Sejm Rzeczypospolitej Polskiej w Roku Pańskim 2013.

piątek, 8 marca 2013

Pawłowicz i zaburzenia psychiczne

Pawłowicz znów chyba przestała brać proszki, bo jej stan psychiczny pogarsza się coraz bardziej. To już nie tylko brak wiedzy, chamstwo, ignorancja, ale oznak choroby pscyhicznej posłanki. Tym razem chce leczenia gejów. Co więcej chce leczenia gejów z pieniędzy publicznych, a jako przykład organizacji "leczącej" gejów podaje POMOC2002. Pani Pawłowicz należy chyba pokazać efekt takiego "leczenia" - Pan Plichta i Amber Gold. Ja skłaniałbym się ku temu, by ktoś bliski posłance albo jakaś instytucja z urzędu wystąpiły z wnioskiem o przymus leczenia psychiatrycznego Pawłowicz. Jej stan psychiczny zagraża nie tylko jej zdrowiu, ale jednocześnie - co mnie bardziej interesuje - zagraża zdrowiu i życiu innych ludzi.

czwartek, 7 marca 2013

Andrea Gallo - można być katolikiem i nie być skurwysynem

‎"Otwarcie homoseksualny papież - to byłoby wspaniałe. Esencja Biblii polega przecież na tym, że wszyscy jesteśmy dziećmi Boga i jako dzieci Boga jesteśmy równi. Homoseksualny ksiądz powinien móc wyrażać swą tożsamość, swą seksualność. Tłumienie seksualności, jej represja, mogą prowadzić do zachowań pedofilnych. Kościół potrzebuje papieża - jawnego geja" - powiedział włoski ksiądz katolicki Don Andrea Gallo, w wywiadzie dla Radio 24. Gallo znany jest we Włoszech, z nietypowej, jak na katolickiego księdza, postawy - od lat wspiera prawa osób LGBT.

środa, 6 marca 2013

POMOC 2002 i Plichta - dowód na niezmienność orientacji seksualnej

Pojawiły się nowe wątki w sprawie Amber Gold. Jak ujawniło TVN marcin Plichta jest gejem. Jego małżeństwo jakie zawarł w 2009 r. z Katarzyną Plichtą było jedynie przykrywką. Z dowodów reporterów wynika, że Marcin Plichta cały czas podczas małżeństwa bywał w klubach gejowskich, korzystał z usług męskich prostytutek, a od połowy 2005 roku pozostawał w związku z mężczyzną. Co jest dla mnie najbardziej ciekawe Plichta próbował "leczyć" się z powodu homoseksualizmu w katolickim ośrodku POMOC2002. Zapewne znalazł się on w cytowanych przez katolickich księży procentach osób, które zmieniły orientację. Wszak ślub z kobietą i dzieci miały temu zaświadczyć. A jaka była prawda każdy mógł zobaczyć we wczorajszym Superwizjerze. Żona jako przykrywka, a seks z mężczyznami. Tak samo jest też lubelską Odwagą, która wychowuje ludzi do życia w kłamstwie i hipokryzji. Śmiem nawet twierdzić, że sekty takie jak Odwaga przyczyniają się do demoralizacji ludzi a POMOC2002 przyczyniła się do demoralizacji Plichty. Działalność tych organizacji opiera się na wmawianiu ludziom rzeczy niemożliwych i ćwiczy jak okłamywać otoczenie. Odwaga i POMOC2002 uczą jak oszukiwać. Amber Gold jako efekt tej szarlatanerii mnie nie dziwi. Ofiary "leczenia" gejowstwa w osobie żony i naiwnych klientów Amber Gold też mnie nie dziwią.




wtorek, 5 marca 2013

Wałęsa chwali się homofobią

Wczoraj w programie Tomasza Lisa gościła Agnieszka Holland. Jak zawsze spokojna, merytorycznie przygotowana zagięła kilka razy nawet Tomasza Lisa zarzucając mu, że zaprasza do studia ekstremistów takich jak Oko i Terlikowski robiąc ze swojego programu śmietnik. Co jednak mi utkwiło w pamięci to słowa Holland o tym, że homofobia rośnie w siłę i jest coraz gorzej. W pierwszej chwili pomyślałem, że nie ma racji. Taka też była pierwsza reakcja Lisa. Holland zauważyła jednak, że w parlamencie nigdy nie padały tak homofobiczne treści jak obecnie. Nie było tak również kilka lat temu, gdy debatowano nad projektem ustawy Szyszkowskiej. Uświadomiłem sobie nagle, że Holland ma całkowitą rację. Nigdy media i politycy nie pozwalali sobie na taką agresję wobec osób homoseksualnych. Kolejnym dowodem na to jest również to, że dziś Lech Wałęsa umieścił listy przysłane do niego. O zgrozo, według niego mają one usprawiedliwić jego homofobię. Wałęsa, chcąc udowodnić, że poparcie dla jego homofbii nie jest wirtualne, zamieścił na swoim oficjalnym profilu na Blipie kilka listów, które są pełne homofobicznych wpisów. Padają słowa: "pedały", "chorzy na własne życzenie". Oto fragment:
"Również jestem zdania, że pedały i lesbijki to ludzie chorzy na własne życzenie. To zboczeńcy, niech sobie spokojnie żyją, a nie domagają się publicznego okazywania dewiacji. Oni uważają, że bycie pedałem lub lesbijką to zaszczyt i szczycą się tym coraz bardziej. Jak widzę całujących się pedałów czy lesbijki, to już czuję obrzydzenie. Czy na takich widokach mamy wychowywać dzieci, wnuków? Pana głos bardzo się liczy i, aby podtrzymać normalność ludzkości, grzmij pan jak najmocniej" - czytamy w jednym z listów. Pod nim podpis: Słuchacz z Mazur.
Pan Godson dodaje natomiast, że rozumie Wałęsę, bo według niego należało się spodziewać odzewu na homoseksualną propagandę. Natomiast Kuba Wojewódzki otrzymał nastepującą wiadomość od użytkownika Facebooka, którego "uraziła" krytyka, jaką prezenter wystosował pod adresem Lecha Wałęsy: "Ty cioto… Lecha Wałęsę chcesz krytykować padalcu jeden za jego właściwe poglądy? Kim ty ścierwo jesteś, co? Wszystkie pedały powinny znać swoje miejsce… Gdybym miał taką możliwość, wymordowałbym wszystkich pedałów, jak uczynili to w obozach w Oświęcimiu i Brzezince, a także Dachau. Nie odzywaj się męska dziwko, a najlepiej spadaj męska kurwo z wizji… Dla mnie jesteś kompletnym zerem!!!" - napisano w wiadomości.

To wszystko sprawia, że zgadzam się z Agnieszką Holland. Tak źle jeszcze nie było. Najbardziej boli mnie brak właściwej reakcji ze strony polityków. Jedyny, którego doceniam jest Jarosław Wałęsa, syn byłego prezydenta. Myślę, że jemu najtrudniej jest piętnować głupotę Lecha Wałęsy, a jednak wzniósł się ponad rodzinne więzy i skrytykował swojego ojca. inni politycy nabrali wody w usta i udają, że nic się nie stało. To cholernie boli.


Godson - potwarz, chamstwo, głupota i ciemnota

Godson oponuje przeciwko przyznaniu równych praw mniejszościom strasząc widmem „lobby homo”, które zapowiada pojawienie się „lobby pedofilskiego”. Budowanie takiej konstrukcji logicznej, w której homoseksualizm zapowiada pedofilię, jest tak samo obrzydliwe i głupie, jak dowodzenie bliskich powiązań pomiędzy czarnoskórymi i małpami. Nic się tu nie trzyma kupy, nic nie jest uzasadnione logicznie, ani moralnie. Jest tylko potwarz, chamstwo, głupota i ciemnota. Szczególnie obrzydliwe, gdy powtarzający nie jest tak głupi by w to wszystko wierzyć, ale dość podły, by tę wiarę u innych podsycać. Najwyraźniej Godson pozazdrościł łatwej sławy ekstremistom katolickim, których jad i żółć sprzedają się w mediach politycznych tak samo dobrze, jak krew, czy sperma w brukowcach. - Wojciech Lazarowicz

Całość artykułu tu.




poniedziałek, 4 marca 2013

Godson - polityczna kreatura

Pan Godson znów straszy ludzi gejami poprzez odwołania do pedofilii. To straszne, jak nisko upadł ten człowiek, a wraz z nim cała PO. Tak cała PO! A to z tego powodu, że nikt nie wyciąga żadnych konsekwencji z mowy nienawiści jej członków. Ciekawe jak Pan Godson poczułby się, gdybym powiedział o tym, że z powodu przyznania praw czarnoskórym jutro należy się spodziewać praw dla pedofilów. To jest zupłenie to samo. Obrzydliwe. Pan Godson uważa też, że należy bronić Wałęsy, kóry okrył hańbą siebie, kraj i Nagrodę Nobla słowami o gettcie dla gejów. "W sytuacji, gdy trwa nachalne lobby homoseksualistów, często ludzie o konserwatywnych poglądach mogą się irytować" - powiedział w telewizji Godson. Ja bym powiedział więcej, często ludzie tak się irytują, że potrafią nawet przypierdolić. Czy do tego też mają prawo zdaniem posła Godsona? I to wszystko mówi człowiek, który powinnien najlepiej znać znaczenie słowa apartheid i wiedzieć, że 50 lat temu w USA ludzi oburzało to, że czarnoskóry pił wodę z tego samego kubka i mył ręce w tej samej umywalce co biały Amerykanin. Demokracja według Godsona to terror większości, ale nie trudno się dziwić. Pan Godson wie tyle o prawach człowieka i demokracji ile poznał w Nigerii i szkółce niedzielnej swojego kościoła. Kościoła, kóry popiera prawne prześladowania i mordy na osobach homoseksualnych w Afryce. Ciekaw jestem czy Pani Pełnomocnik ds Równego Traktowania nadal uważa, że słowa Godsona to pogląd, który może mieć miejsce w debacie publicznej?

niedziela, 3 marca 2013

Efekt Lisa

Po wczorajszej fali homofobii jaka wylała się w programie Tomasza Lisa lekko zawrzało. I słusznie, ale dla mnie alarm jest i zbyt cichy. Publikuję najciekawsze komentarze na ten temat:

"W dzisiejszym "Tomasz Lis na żywo" zaproszeni do studia zostali: Piróg (ok), Kluzik-Rostkowska (ok), Łepkowska (??), ktoś, kogo nazywali ojcem, a ubrany był w biały habit (nazwiska nie zapamiętałam) (ki diabeł i po co?)oraz "znany i lubiany" homofob Oko - zawód ksiądz. (Swoją drogą dlaczego Lis goszcząc u siebie np. Godsona, jako oponenta nie zaprasza zdeklarowanego rasisty?). Tenże ostatni Oko znaczy, zaczął powoływać się na badania. Podobno dzieci wychowywane w związkach osób tej samej płci mają gorzej, częściej myślą o samobójstwie, zasilają szeregi bezrobotnych. Ciekawe, że nawet się nie zająknął, że jest to nadinterpretacja i sam badacz się do tego przyznał. "

" Proponuję Lisowi, Tomaszowi Lisowi zaprosić do studia Godsona i jakiegoś rasistę! Będzie miał odwagę? Żenujące jest to, że wszyscy wiedzą, że Oko nie dość, że jest po prostu manipulantem, to jeszcze homofobem, a Lis bez żenady go zaprasza. No cóż, Terlikowski się przejadł czy co?" - Trzyczęściowy garnitur

"Intelektualiści" w rodzaju Oko i Gużyńskiego rzucają bzdury, świadczące jak najgorzej o ich intelektualnych możliwościach. Niestety druga strona jest kompletnie nieprzygotowana do dyskusji. Jedni bezkrytycznie walą tym, co gdzies tam zasłyszeli, drugim brakuje zarówno błyskotliwości, jak i wiedzy (to co pierdzielił Piróg, wkurwaiało mnie bardziej niż gadka Oko), żeby odpowiedzieć.


"Koszmarne jest jakieś stałe u Polaków traktowanie wszelkich duchownych, jak inteligentów. Jakoś nie potrafi się przebić, że większość z nich - bez urazy - to wiejskie powołania i pomimo tego, że nauczyli się odprawiać różne hokus-pokus, to są to ludzie bardzo prymitywni. Jakiś dziwny szacunek jakim są otaczani, jest kompletnie nieuzasadniony." - odŚwiętna Teresa

Keith O'Brien - hipokryta roku

Pojawił się kolejny dowód na potwierdzenie tezy, że homofobia występuje najczęściej u osób starających się ukryć się własny homoseksualizm. Uwewnętrzniona homofobia tym razem została ujawniona u kardynała Keitha O’Briena, będącego zwierzchnikiem Kościoła Katolickiego w Wielkiej Brytanii. O’Brien wielokrotnie wygłaszał treści homofobiczne, za co w ubiegłym roku został „wyróżniony” tytułem „Bigota roku”. Kardynał O’Brien posługiwał się – podobnie jak ksiądz Oko – pełnymi nienawiści twierdzeniami o rzekomym złym wpływie homoseksualizmu na zdrowie osób w związkach jednopłciowych i na wychowane przez nie dzieci oraz porównaniami homoseksualizmu do pedofilii. Stał na czele akcji sprzeciwiającej się małżeństwom jednopłciowym w Anglii i Walii oraz Szkocji. W 2012 r. równouprawnienie osób homoseksualnych nazwał „zniewoleniem” i „pogwałceniem praw człowieka”, zaś związki jednopłciowe aberracją. W rozmowie radiowej powiedział, że małżeństwa jednopłciowe są „groteską” i „grożą degeneracją społeczeństwa”. Wiele razy mówił też o tym, że geje i lesbijki stanowią zagrożenie dla dzieci. Kilka tygodni temu pojawiły się oskarżenie kilkunastu księży o to, że kardynał O’Brien dopuszczał się wobec nich „niewłaściwych zachowań”. O’Brien zaprzeczył temu. Sprawy jednak zaszły zbyt daleko i przyparty do muru O’Brien przyznał dziś, że uprawiał seks z księżmi katolickimi. Okazało się, że O’Brien jest osobą homoseksualną i podczas swojej kariery w kościele był aktywny seksualnie uprawiając seks z mężczyznami. Dziś przeprosił za to wiernych i zapowiedział wycofanie się z życia publicznego. Nie przeprosił jednak tych, których najbardziej powinien, czyli gejów i lesbijek. Hipokryzja roku. Człowiek, który sypiał z wieloma mężczyznami, nie był w stanie sam stworzyć stabilnego związku potępiał osoby żyjące w trwałych związkach i wzywał do nienawiści wobec nich. Czekam na więcej ujawnień takiej hipokryzji. Myślę, że nie będę musiał czekać długo. Kościół katolicki tonie we własnym gównie. Niedługo może się okazać, że nie będzie nikogo, kto poda rękę na ratunek. Około roku temu niemiecki teolog David Berger, który jest gejem i został wyrzucony z kościelnej uczelni po coming oucie mówił i pisał w swojej książce, że także Ratzinger jest homoseksualistą a Watykan jest przepełniony gejami. Zaczynam mu teraz wierzyć.


piątek, 1 marca 2013

Lech Wałęsa - ideał sięgnął bruku

Lech Wałęsa, zdobywca pokojowej nagrody Nobla stwierdził w wywiadzie dla TVN, że w polskim Sejmie homoseksualiści powinni siedzieć w ostatniej ławie sali plenarnej, a nie gdzieś na przodzie.  - A nawet dalej, za murem - twierdzi Wałęsa.
Pan Wałęsa powienien wiedzieć, że nie tak dawno niemal na całym świecie, a w wielu państwach i dzisiaj, osoby homoseksualne są skazywane na więzienie, a nawet zabijane. Na osobach homosksualnych dokonywano i dokonuje się mordów, które poprzez swą skalę można nazwać ludobójswem. Słowa jakich użył Wałęsa będąc laureatem Nagrody Nobla to hańba nie tylko dla niego, ale i Komitetu Noblowskiego. Lech Wałęsa sprawia, że trudno odczuwać dumę z przynależności do tego samego narodu co on. Można by rzecz - prosty, głupi człowiek, którego słów nikt nie bierze pod uwagę. Powiedzenie "szkoda głową o mur tłuc kto był bucem będzie buc" pasuje jak ulał. Ja nie potrafię jednak być wobec takich słów obojętnym. Znam wielu prostych, niewykształconych ludzi, którzy mają na tyle zrozumienia dla innych ludzi, że rekompensuje on im te braki. Wypowiedzi Pana Wałęsy nie są tylko prostackie, ale wskazują na olbrzymie pokłady chamstwa.