wtorek, 30 lipca 2013

Franciszek LIGHT

Wszyscy popadli w jakiś obłęd wychwalając nowego papieża Franciszka za słowa o tym, że geje powinni być integrowani ze społeczeństwem i traktowani z szacunkiem. Przecież to banał i puste słowa. Na czym polega integracja w wydaniu katolickim to już historia pokazała w czasach inkwizycji. Dziękuję bardzo za taką integrację. Niech Franciszek przeciwstawi się mordowaniu, torturowaniu i wiezieniu osób homoseksualnych. Niech jasno i wyraźnie potępi karanie aktów homoseksualnych. Wówczas zmienię o nim zdanie. Kilka pustych frazesów o miłości do bliźniego, które nie są poparte żadnymi czynami mnie nie przekonują. Zwłaszcza, że w Afryce to katoliccy księża stoją często za przemocą wobec gejów, a najbardziej homofobiczni politycy afrykańscy żądający karania homoseksualizmu śmiercią są zapraszani do Watykanu i otrzymują papieskie błogosławieństwo dla swoich działań. Szczerze mówiąc mierzi mnie też zachwyt nad skromnością i naturalnością nowego papieża. Franciszek to nic innego jak nowy produkt sztabu watykańskich marketingowców, którzy po sukcesie ruchu oburzonych na zachodzie Europy wyczuli koniunkturę na skromność, prostotę, solidarność i integrację. Ma to być zapewne w zamyśle Watykanu ratunek dla upadającego katolicyzmu jaki dokonał się za czasów plebejsko-konserwatywnego Wojtyły i zupełnie niezrozumiałego Ratzingera, którego łączono głównie w faszyzmem i pedofilią. Wiara w prawdziwą zmianę jest naiwnością. Kościół Franciszka to nadal homofobiczny, zacofany skansen.

niedziela, 28 lipca 2013

Kozłowska Rajewicz - co robi? nic!

Nie lubię nieuczciwych polityków. Dlatego straciła moją sympatię Pani Rajewicz Kozłowska. Straciła ją przez hipokryzję i wspomnianą nieuczciwość. Śmiem twierdzić, że to nieuczciwość, bo nie wierzę, że osoba na stanowisku Pełnomocnika Rządu ds. Równego Traktowania nie jest obeznana z aktualnie istniejącymi przepisami dotyczącymi mowy nienawiści, a konkretnie ich brakiem w odniesieniu do osób homoseksualnych. W swojej wypowiedzi podczas cotygodniowego dyżuru na Facebooku napisała ona tak: „Przepisów brakuje, ale i te co już są w KK i w KC, przy dobrej woli wystarczyłyby do obrony praw LGBT. Problem w tym, że są one nieumiejętnie stosowane.” Jest to ewidentne kłamstwo. Podam przykład. Jeżeli rzucę obelgę pod adresem katolików, osób czarnoskórych to będę ścigany za popełnienie przestępstwa i nie ma znaczenia, że nie mówiłem o konkretnej osobie. W przypadku istniejących przepisów, jeżeli ktoś powie obelgę o gejach nie będzie ścigany z urzędu tak jak w przypadku mowy nienawiści na tle religijnym czy rasowym. Nawet jeżeli sam wytoczyłbym proces przeciwko osobie, która obraża osoby homoseksualne, to osoba ta nie zostanie ukarana, bo z praktyki sądów wynika jasno, że konieczne jest by wypowiedź była adresowana konkretnie do mnie. Wedle istniejących przepisów na prokuraturze nie ciąży obowiązek ścigania osób podżegających do nienawiści wobec osób homoseksualnych ani też osób dopuszczających się przemocy wobec gejów i lesbijek. Radzę Pani Pełnomocnik przeczytać ostatni tekst Ewy Siedleckiej w Gazecie Wyborczej „Usłyszał ‘Pedały!’ Po chwili leżał na chodniku, kopany w głowę”, która opisuje historię Andrzeja pobitego w ostnim tygodniu. Policja nawet nie zajęła się sprawą, bo nie wedle istniejących przepisów nie musi, wbrew temu co twierdzi Pani Pełnomocnik. Bohater tej historii zgłosił się na pogotowie. Opatrzono go, dano dokument obdukcji. Poszedł z nim na policję. "Niestety - nie kwalifikuję się. Za mało pobity. Rozwalona, spuchnięta warga, ale niezszywana. Nos podrapany, ale niezłamany. Szczęka boli, ale zęby niewybite. Duży guz z tyłu głowy od kopania, ale brak wstrząśnienia mózgu. Nie możemy przyjąć od pana zeznań, może pan założyć sprawę cywilną, za którą zapłaci minimum 300 zł. A pewnie i ponad. Ponadto z góry przegraną, bo kamery monitoringu miejskiego mogły zdarzenia nie zarejestrować, a sprawców nie znam" - opisał swoją historię Andrzej. Prawo stanowi, że jeśli pobicie spowoduje "naruszenie czynności organizmu na okres poniżej siedmiu dni", to nie ściga się go z oskarżenia publicznego. Gdyby Andrzej był ciemnoskóry lub był np. Żydem - policja musiałaby przyjąć zgłoszenie, bo prawo chroni przed atakami na tle rasistowskim i wyznaniowym. Wtedy nie wymaga, by szczęka była złamana, a mózg doznał wstrząśnienia. Przed przemocą ze strony homofoba prawo karne nie chroni. Można też swobodnie "znieważać grupę ludności lub poszczególną osobę" ze względu na jej orientację seksualną lub tożsamość płciową. Można wyzywać od pedałów, porównywać do pedofilów i zoofilów (kilka lat temu sąd w Poznaniu stwierdził, że to nie jest obraźliwe, bo tak uważa część społeczeństwa) - i nie poniesie się żadnej odpowiedzialności. Także cywilnej, bo sądy uznają, że jeśli obraźliwe sformułowania nie dotyczą osoby wymienionej z imienia i nazwiska, to obrazy nie ma. Sądy pozbywają się spraw. A to, że obywatele homo- i transseksualni pozbawieni są równej ochrony prawnej - to już ich kłopot. Np. taki Robert Biedroń, który ciągle obrywa "poniżej siedmiu dni". W końcu sam się prosi: po co się w telewizji pokazuje i opowiada o swojej orientacji? Pobity niedawno Bartłomiej Lis, kurator Muzeum Współczesnego we Wrocławiu, też wyglądał kibolom Śląska Wrocław na "pedała" (zdaje się, że miał za wąskie spodnie). Rząd i prokurator generalny negatywnie zaopiniowali projekt wniesiony do Sejmu przez Ruch Palikota, żeby homofobia, a także nienawiść ze względu na płeć, tożsamość płciową, wiek i niepełnosprawność były w kodeksie karnym traktowane tak samo jak nienawiść na tle rasowym, etnicznym i wyznaniowym. Mimo że i Komitet Praw Człowieka ONZ, i Rada Europy, i unijna Agencja Praw Podstawowych rekomendują traktowanie tych wszystkich nienawistnych motywacji jednakowo. Kibole i "patrioci", którzy na wykładzie prof. Baumana krzyczą: "Raz sierpem, raz młotem czerwona hołotę", na debacie z Biedroniem i Anną Grodzką skandują: "Zakaz pedałowania". Znak "zakaz pedałowania" pojawia się tradycyjnie obok krzyża celtyckiego (symbolu międzynarodówki rasistowsko-nacjonalistycznej) czy falangi (symbol przedwojennego, antysemickiego Ruchu Narodowo-Radykalnego Falanga). Na internetowych stronach organizacji nacjonalistycznych także znajdziemy te znaki. A ONR dwa lata temu zdołał je - łącznie z "zakazem pedałowania" - zarejestrować jako swoje oficjalne symbole (decyzja została uchylona). Z zaatakowanym profesorem Baumanem władza się solidaryzowała. Z identycznie zaatakowanymi tydzień wcześniej Anną Grodzką i Robertem Biedroniem - już nie. Po ostatnim pobiciu Biedronia tylko marszałkini Sejmu Wanda Nowicka wydała potępiające oświadczenie. A europoseł PJN Marek Migalski na swoim blogu napisał: "Pana poglądy uważam za szkodliwe, Pana szefa uważam za wroga polskości, ale pobicie Pana za homoseksualizm jest skandaliczne". Poza tym nikogo ani z rządu, ani z brylujących po mediach celebrypolityków to nie ruszyło. Mimo zapowiedzi szefa MSW Sienkiewicza po napaści na polsko-hinduską rodzinę w Białymstoku, że władza będzie dawać świadectwo solidarności z ofiarami ksenofobii. Jak widać, można dyskryminować nawet ofiary, dzieląc je na warte i niewarte solidarności. "Zwalczanie przestępstw na tle rasistowskim powinno być priorytetem dla prokuratury i policji. Nie zabraknie nam determinacji w zwalczaniu tego zjawiska" - głosi oficjalny komunikat po spotkaniu szefa prokuratury Andrzeja Seremeta i ministra spraw wewnętrznych Bartłomieja Sienkiewicza sprzed dwóch tygodni. Ewa Siedlecka spytała Seremeta, dlaczego tylko rasizm? Co z homo- i transfobią? W odpowiedzi zapewnił ją, że temat homofobicznych napaści też był na spotkaniu omawiany. Nie wyjaśnił, dlaczego nie znalazł się w komunikacie. Pisze: "Solidaryzuję się z każdą ofiarą przestępstwa, w tym popełnionego z pobudek homofobicznych. Publiczne wyrażanie takiej solidarności jest znaczące, ale za swoją pierwszorzędną powinność uważam czuwanie nad właściwym prowadzeniem takich spraw". Tylko jakich, skoro napaści na tle homofobii się nie ściga? Dalej prokurator generalny pisze, że zgłosi propozycje, aby przepis uznający za przestępstwo ograniczanie innych osób w ich prawach religijnych uzupełnić o ograniczanie "ze względu na cechy różnicujące", a więc i orientację seksualną. Wszystko pięknie, pod warunkiem że pobicie czy wyzwiska uznamy za "ograniczanie w prawach", co byłoby karkołomnym intelektualnym fikołkiem. RPO Irena Lipowicz proponuje, by w ramach walki z ksenofobią prowadzić edukację - także prokuratorów. Mają być organizowane np. wycieczki do Auschwitz. Ciekawe, czy ktoś wspomni, że osadzano tam i mordowano także za homoseksualizm? Bo na państwowe uroczystości rocznicowe do Auschwitz zaprasza się wszystkie mordowane tam mniejszości, ale nie LGBT. A jak przyjadą sami - wieniec składają po zakończeniu części oficjalnej. Tak właśnie wygląda polska rzeczywistość. Pani Kozłowska Rajewicz pełni funkcję Pełnomocnika ds Równego Traktowania, ale ja mam wrażenie, że zamiast tego jest Pani tubą rządowej propagandy. Jej postawa jest bierna wobec ataków na osoby homoseksualne, które w ostatnim czasie nasiliły się w Polsce. Pani Pełnomocnik chwali się tym, że zorganizowała szereg konferencji dla urzędników wysokiego szczebla i objechała Polskę z konferencjami regionalnymi. Jakoś w mieście gdzie pracuję jej nie było. W Sochaczewie, gdzie mieszkam też jej nie było, a była za to Pawłowicz z homofobicznym odczytem. Zaproponowałem Pani Pełnomocnik przyjazd do ośrodka pomocy społecznej, gdzie pracuję i gdzie moje niektóre koleżanki uważają, że dwóm kobietom wychowującym wspólnie dziecko należy je zabrać., żeby „nie mogły tego robić przy dziecku”. I one mówiły przy mnie z pełną świadomością tego, że jestem homoseksualny. Taka właśnie jest świadomość w miejscach powołanych do pomocy! Przerażające! Znam też przypadek dyrektorki szkoły, która jak ognia boi się tego, że wyjdzie na jaw jej homosekualizm. Burmistrz jednego z podwarszawskich miast przy pracownikach pozwala sobie na homofobiczne teksty, które uznaje za żarty. Obrażania gejów dopuścił się on także będąc w Dani na wymianie partnerskiej wobec pracownika tamtejszej gminy. Dlatego proponuję pracę u podstaw a nie tylko konferencje z urzędnikami wysokiego szczebla. Wpływanie na decydentów na szczeblu krajowym jest ważne, ale oczekuję też szkoleń w ośrodkach pomocy, w szkołach, w szpitalach, w przychodniach, w gminach. Tymczasem jak donosi prasa rządowy program zwalczania dyskryminacji wobec osób homoseksualnych został okrojony i nie zawiera on obecnie już niczego, co poprawiłoby sytuację homoseksualnych obywateli.

wtorek, 9 lipca 2013

Terlikowski, terapia awersyjna, zbrodnia

Rozumiem to, że Terlikowski jest osobą zaburzoną i to co mówi jest wynikiem nękających go zaburzeń psychicznych, ale nie może być tak jak chciałby tego Terlikowski, by jego chorobliwe urojenia i fobie były akceptowane. Część zabójstw może być popełniona pod wpływem pewnych chorób, ale nie oznacza to, że osobom działającym w okresie uaktywnienia się tych chorób należy dawać pistolet do ręki. Wręcz przeciwnie, należy chronić taką osobę i otoczenie przed działaniem choroby. Identycznie powinno być to uczynione z Terlikowskim. Tymczasem media oddając Terlikowskiemu głos zachowują się tak jak policjant oddający pistolet człowiekowi cierpiącemu na schizofrenię paranoidalną w fazie uaktywnienia się choroby. Wracam ponownie do tematu Terlikowskiego, ponieważ ponownie zszokował zachęcając do „leczenia” homoseksualizmu. Ta obsesja Terlikowskiego na punkcie homoseksualizmu i jego uporczywe powtarzanie o rzekomej możliwości zmiany orientacji seksualnej dają mi niemal pewność, że Terlikowski sam ze swoją seksualnością pogodzony nie jest. A to wszystko Terlikowski mówi kilka tygodni po tym, jak największa amerykańska organizacja tzw. ex-gejów Exodus zamknęła działalność i przyznała, że ktoś taki jak ex-gej nie istnieje. Alan Chambers i pozostali członkowie organizacji stwierdzili, że nadal są homoseksualni i przeprosili za to, że swoją działalnością skrzywdzili wiele osób poprzez próby zmiany ich orientacji z homoseksualnej na heteroseksualną. Nie jest to pierwszy przypadek w ruchu tzw. ex-gejów, kiedy osoby deklarujące się wcześniej jako „uleczone” z homoseksualizmu przyznały po latach, że kłamały. Dla mnie szokujące jest to, że w XXI w. nadal dopuszcza się do działania organizacji, które stosują psychiczną przemoc wobec osób homoseksualnych w formie różnego rodzaju pseudoterapii. Było jednak gorzej. I to nie tylko w Polsce, ale także – a może przede wszystkim - w krajach, które dziś przodują w równouprawnieniu osób homoseksualnych. Peter Price jest jedną z najbardziej barwnych postaci na świecie. Jest DJ-em i komikiem, który pracował w nocnych klubach od Birmingham w Wielkiej Brytanii po Benidorm w Hiszpanii. Każdy kto go zna wie, że jest duszą towarzystwa i bardzo wesołym człowiekiem. Ale do niedawna tylko nielicznie wiedzieli o jego mrocznym sekrecie, który skrywał ponad 30 lat. W 1964 r. Price w wieku 18 lat zgłosił się do szpitala psychiatrycznego w Chester, gdzie przeszedł „leczenie” mające na celu pozbycie się homoseksualnych skłonności. Już pierwszego dnia został zamknięty w izolatce ze stertą erotycznych zdjęć mężczyzn i odurzony środkami powodującymi wymioty. Co godzinę robiono mu kolejny zastrzyk potęgujący wymioty oraz bóle. Nie reagowano na jego prośby o pomoc. Zamiast pomocy otrzymywał kolejny zastrzyk. W zamknięciu spędził 3 dni leżąc we własnych odchodach i wymiotach. „To było jak w horrorze” – powiedział dla brytyjskiej gazety Independent. „Uważam, że żaden opis nie odda w pełni tego co mi zrobili”. Dodał, że marzył tylko o tym, żeby móc wyjść ze szpitala. Ta „terapia” trwała trzy dni, ale Price twierdzi, że czuje, jakby zniszczyła mu 30 lat życia. Price’owi zaproponowano następnie elektrowstrząsy, ale nie zgodził się na nie. Wyjść ze szpitala pomógł mu jego przyjaciel, z którym się związał. Twierdzi, że pewnych ran jakie spowodowała ta pseudoterapia nie jest w stanie zaleczyć do dziś. Price wierzył do niedawna, że był jednym z niewielu, których lekarze wykorzystali jak doświadczalne zwierzę. Jednak jak donosi Independent takich osób jak Peter Price było bardzo dużo, a większość z nich była zmuszona do poddania się tym torturom nie tylko przez otoczenie, ale i przez brytyjskie sądy. W tym samym czasie co Price podobną „terapię” przeszedł w szpitalu w Manchesterze 19-letni Colin Fox, zmuszony do tego przez rodzinę. Fox próbował umawiać się z dziewczynami, ale wbrew własnym i rodziny oczekiwaniom nie przyniosło to zmniejszenia pociągu do mężczyzn. „Byłem przeświadczony, że jest ze mną coś nie w porządku i że mój homoseksualizm da się wyleczyć” – mówi. Tak samo jak Peter Price zgodził się na pobyt w szpitalu, gdzie podłączony do prądu był nim rażony przy każdym wyświetlanym mu zdjęciu, które przedstawiało męskie akty. Wspomina, że „ból był straszny. Było to gorsze niż dotknięcie kabla z prądem. Wiedziałem, że zostanę porażony i w napięciu tego oczekiwałem”. Po tym, jak nie przyniosło to oczekiwanego rezultatu Colin postanowił skłamać, że nie odczuwa już pociągu do mężczyzn. „Udawałem, że nie jestem homoseksualistą, że tak naprawdę pociągają mnie kobiety, ale tylko oszukiwałem siebie” – mówi w wywiadzie dla Independent. Dwa lata później w wieku 21 lat próbował popełnić samobójstwo. W wieku dwudziestu kilku lat ożenił się pod naciskiem rodziny. Swojej narzeczonej powiedział o homoseksualizmie, co jak mówi „zmartwiło ją, ale ona kochała mnie i wiedziała, że nie sypiam z mężczyznami. Wierzyła, że będę jej wierny. I byłem”. Przez pierwsze 7 lat małżeństwa Colin ani razu nie kochał się z żoną. Zrobił to dopiero po pomocy seksuologa. Trzy lata później rozstał się z żoną i związał z mężczyzną. Dziś nie wie, jak w ogóle mógł funkcjonować w małżeństwie z kobietą. Ma świadomość tego, że został skrzywdzony przez lekarzy. Od elektrowstrząsów odczuwa do dzisiejszego dnia problemy zdrowotne. Ma jednak pretensje do samego siebie, że zgodził się na to sam. Jak sam wspomina poddał się tym okrutnym praktykom ze względu to, że nie widział innej możliwości. Homoseksualizm był karany w Anglii do 1967 r,, a w Szkocji i Irlandii Północnej nawet w latach 80-tych. Był klasyfikowany od lat 20-tych do końca lat 70-tych jako choroba. W homofobicznym brytyjskim społeczeństwie lat 6—tych podjęcie się zmiany orientacji seksualnej wydawało się i tak najbardziej łagodnym rozwiązaniem przy możliwości bycia skazanym na więzienie albo chemiczną kastrację. Nie może dziwić, że w takich warunkach u Price i Foxa zrodziła się chęć podjęcia „terapii”. Gerald William Clegg-Hill nie zgodził się sam na próby „leczenia” go z homoseksualizmu. W 1962 r., będąc kapitanem w wojsku, został aresztowany za homoseksualizm, skazany i umieszczony przymusowo w wojskowym szpitalu psychiatrycznym, gdzie zmuszono go tzw. terapii awersyjnej. Alison Garthwaite – jego siostra – wspomina, że przez wiele lat ani ona ani jej rodzina nie wspominali o tym, co się stało ze względu na to, że homoseksualizm był wówczas uznawany za powód do wstydu. Clegg-Hill nie przeżył tej „terapii”. Przez lata opinia publiczna nie dowiedziała się prawdy, ponieważ rodzina ze wstydu i bojąc się większego rozgłosu nie złożyła zażalenia na postępowanie szpitala i nie komentowała sprawy. „Wówczas bycie gejem było uważane za szokujące i obrzydliwe i dlatego nie powiedziałam prawdy” – powiedziała po latach siostra zmarłego wojskowego. A prawda jest taka, że jej brat zginał od stosowania „terapii” przy użyciu zastrzyków z apomorfiny. Tzw. terapia awersyjna była w latach 50-tych nową zabawką psychiatrów, którzy opierając się na badaniach Pawłowa prowadzonych na zwierzętach uwierzyli, że są w stanie poprzez zadawanie bólu i cierpienia ludziom zaszczepić w nich strach przed seksualnymi kontaktami z tą samą płcią i zmniejszyć ich homoseksualne pragnienia. Wykorzystywali do tego elektrowstrząsy i środki chemiczne wywołujące ból, wymioty i biegunki. Jednym z nich była apomorfina. Jednocześnie faszerowano „pacjentów” hormonami płciowymi, które powodowały tragiczne zmiany w organizmie. Dopuszczano się także poddawania gejów lobotomii, po której „wyleczeni” pacjenci nadawali się już tylko do objęcia ich stałą opieką lakarską. Jednym z poważniejszych skutków lobotomii jest m.in. utrata przez pacjenta poczucia "ciągłości własnego ja", świadomości, że jest tą samą osobą, którą był wczoraj i będzie jutro. Mimo to, że lobotomia zawsze niesie za sobą negatywne i nieodwracalne skutki w roku 1949 Egas Moniz otrzymał Nagrodę Nobla za badania nad leczniczymi efektami lobotomii. Pomimo złożenia protestów Komitet Noblowski odmówił odebrania Monizowi tytułu laureata Nagrody. Część pacjentów od takiej „terapii’ wolała popełnić samobójstwo. Jednym z nich był Alan Turning, brytyjski matematyk i kryptolog, twórca współczesnej informatyki, którego skazano za homoseksualizm i podawano w ramach karnej „terapii” estrogen. Pierwsze doniesienia o wykorzystaniu tzw. terapii awersyjnej do „leczenia” homoseksualizmu pochodzą z lat 30-tych XX w. przy wykorzystaniu rażenia prądem. Twórca pierwszego udokumentowanego eksperymentu (!!!) z 1935 r. podał, że rażenie prądem po 4 miesiącach przyniosło 95% sukces. W kolejnych dekadach dodano do elektrowstrząsów środki chemiczne takie jak apotrofina, którą podawano homoseksualnym mężczyznom podczas wyświetlania erotycznych zdjęć mężczyzn i testosteron, który podawano podczas wyświetlania aktów kobiecych. Badanie z 1960 r. nie potwierdziło skuteczności takiej „terapii” w kwestii zmiany orientacji seksualnej, jednak w 1963 r. lekarze ogłosili „sukces” w postaci „adaptacji do bisekualizmu” geja, którego „leczonego” przez rażenie go w nogę prądem płynącym z podłogi podczas wyświetlania zdjęć nagich mężczyzn. Badań nie powtórzono, ponieważ drugi pacjent przerwał badanie po dwóch dniach. Przez lata skuteczność tzw. terapii awersyjnej oceniano na podstawie oświadczeń tych, których poddawano elektrowstrząsom lub działaniu środków chemicznych. W czasach, kiedy alternatywami dla gejów było albo więzienie albo potwierdzenie „sukcesu” w postaci zmiany orientacji seksualnej nie może dziwić, że udawali oni to, że stali się heteroseksualni. Był to nieraz jedyny sposób, by uniknąć dalszych prześladowań. Badanie z 1972 r. nie potwierdziło jednak tego, że gejom poddawanym takim praktykom udało dokonać się zmiany obiektu pociągu seksualnego. Okazało się, że deklarowana zmiana nie znajdywała potwierdzenia w postaci reakcji ciała. Co więcej okazało się, że w przypadku stosowania tzw. terapii awersyjnej przy rzucaniu palenia lub leczeniu uzależnienia od narkotyków wyniki były takie same jak w przypadku podania placebo lub zastosowania terapii nieawersyjnych. The Royal College of Psychiatrists w Londynie nie jest w stanie okreslić wobec ilu osób homoseksualnych zastosowano tzw. terapię awersyjną. Ministerstwo Zdrowia nie zakazuje stosowania dziś tzw. terapii awersyjnej, gdyż uznaje ją za skuteczną w leczeniu uzależnień. Ministerstwo uważa, że nie istnieje ryzyko poddawania osób homoseksualnych „terapii”, ponieważ homoseksualizm nie jest uznawany za chorobę i nie wymaga zmiany. Czy na pewno nie istnieje takie ryzyko? Wydaje się niestety, że istnieje. Świadczą o tym wypowiedzi niektórych brytyjskich lekarzy takich jak Valerie Mellor, która w tym, że stosowała tzw. terapię awersyjną przy użyciu prądu wobec Colina Foxa nie widzi dziś niczego złego. W wywiadzie z 1996 r. powiedziała, że „nie zrobiła niczego wobec żadnego z pacjentów czego nie zrobiła sobie albo swoim dzieciom”. Są nawet tacy, którzy nadal wierzą w to, że są w stanie zadając cierpienie „wyleczyć” z homoseksualizmu. Przypadki stosowania elektrowstrząsów czy substancji chemicznych jak apomorfina w Wielkiej Brytanii wobec gejów nie są odległe. Warto wspomnieć, że wiek dopuszczalności stosunków homoseksualnych i heteroseksualnych w Wielkiej Brytanii został zrównany dopiero w 2001 r. Jeszcze w latach 90-tych mężczyźni, którzy mieli kontakty seksualne z 20-latkami byli karani, traktowani na równi z pedofilami i zmuszani do „leczenia”. Słynna stał się też sprawa Johna Becketta, który w latach 90-tych został usunięty z wojska przez sąd za homoseksualizm, ponieważ ówczesne prawo nie pozwalało na służbę wojskową osobom homoseksualnym. Tak i inni geje został zmuszony wówczas do podjęcia tzw. terapii awersyjnej. Dopiero wyrok Europejskiego Trybunału Praw Człowieka z 2000 r. uznał, że działanie władz brytyjskich było pogwałceniem praw człowieka i naruszało prawo do życia prywatnego. Data pokazuje wyraźnie, że nie są to odległe czasy, kiedy geje byli zmuszani do poddawania torturom w środku Europy. Ilu było takich Beckettów, Foxów, Colinów i Turnerów trudno dziś zliczyć. Bez względu na liczbę nie można o tym zapomnieć. Poddawanie osób homoseksualnych praktykom mającym na celu zmianę orientacji seksualnej to homoseksualny holokaust. Mowa nienawiści jaka pada z ust ludzi pokroju Terlikowskiego zasługuje na potępienie i ukaranie chociażby w formie społecznej izolacji. Tacy ludzie jak Terlikowski mnie przerażają. Historia pokazuje, że szaleńcy którym pozwolono na nienawiść skorzystali z tego. Nie chcę, by to co złe i tragiczne w historii powtórzyło się w przeszłości.