poniedziałek, 27 lutego 2012

Powrót do domu. Urocze, urocze, urocze...

To stanowczo viralovy hit mijającego miesiąca, a może i roku. Urocze, urocze, urocze...

Nie chcę drugiej Irlandii, chcę Kanady

Rok temu w Irlandii wprowadzono związki partnerskie. Otumaniony odtrąbionym w Polsce sukcesem irlandzkich gejów i lesbijek zupełnie ignorowałem ich niezadowolenie z wprowadzonych rozwiązań. Teraz, kiedy dokładniej przyjrzałem się wprowadzonej ustawie, rozumiem rozgoryczenie Irlandczyków i chęć wprowadzenia małżeństw jednopłciowych. Z analizy porównawczej wynika, że istnieje 169 przepisów, w których związki partnerskie są dyskryminowane w odniesieniu do małżeństw. Większość z nich dotyczy bardzo istotnych spraw, a nie, jak się to często przedstawia, ma charakter symboliczny. Tylko niewielka część dotyczy różnic w nazewnictwie czy sposobie rejestracji związków. Różnice dotyczą między innymi gorszego traktowania partnerów niż małżonków w przypadku dziedziczenia wspólnie z dziećmi zmarłego, świadczenia emerytalnego oraz innych świadczeń pomocowych w przypadku żołnierzy, odmowy zeznań, obywatelstwa, pomocy społecznej itd. Związki partnerskie w Irlandii, choć są krokiem naprzód, to są jedynie tym i niczym więcej. Do celu jeszcze daleko. Dzisiejsza lektura dotycząca związków partnerskich w Irlandii sprawiła, że moje zdanie na temat utworzenia odrębnej instytucji dla par jednopłciowych, się znacznie bardziej zradykalizowało. Powiem tak: nie chcę już drugiej Irlandii, chcę drugiej Kanady.
Charakterystyka różnic w Irlandii dostępna jest na stronie Marriage Equality. Zachęcam do lektury.

Przestańmy być anoninowi, bierni...

W komentarzach pod Apelem o rozpatrzenie i przyjęcie przez Sejm RP ustawy o związkach na Facebooku pojawiło się wiele homofonicznych wpisów tzw. „chrześcijan”. Znalazłem interesującą refleksję jednego z facebookowiczów z tym związaną. Postanowiłem ją umieścić na blogu, bo w mojej ocenie warta jest propagowania.


„Tak sobie czytam te wszystkie wypowiedzi "chrześcijan". Powtórzę to, co napisałem w jednym z komentarzy, że zbliża się (przynajmniej jeśli chodzi o mnie) czas, kiedy należało by odłożyć na bok rozmowę i chwycić do ręki przysłowiowy kamień. Trzeba spojrzeć prawdzie w oczy - Polska jest pełna terlikopodobnych fanatyków religijnych, do których nie trafiają argumenty słowne. Nie ma szans na jakiekolwiek zmiany, jeśli nikt nie traktuje nas poważnie, a jedynie jako grupkę anonimowych krzykaczy pojawiających się od czasu do czasu w TV! Politycy nami grają, bo potrzebują głosów w wyborach, katolicy nami gardzą - Jak twierdzą Bóg nas nie kocha... Czemu bezmózgi kibol potrafi w godzinę skrzyknąć setkę ludzi i roznieść połowę miasta, a my, żeby zebrać 2000 PODPISÓW pod petycją potrzebujemy na to kilku dni, jak nie tygodni?! - Pod Petycją, która ma służyć też tym, którzy na nienawidzą!!!! Nie wiem jak Wy koledzy i koleżanki, ale ja mam dość tego, że moja rodzina pomimo akceptacji i miłości, jaką mnie darzy, jest narażona na wytykanie palcami, drwiny, brak jakiegokolwiek poszanowania, tylko dlatego, że JA jestem gejem. Mam dość bezkarnego "ty pedale, pedofilu, zoofilu". Mam dość ciągłego pomiatania mną tylko dlatego, kim jestem. Dość "homosiów" Korwina-Mikkego! Dość sztucznego poparcia ze strony polityków, którzy od lat mówią o naszych prawach, ale jak dochodzi co do czego, to udają, że to nie czas na takie zmiany! Co się musi stać, żebyśmy w końcu otworzyli oczy i spostrzegli, że w tym kraju nie stawia się między nami a szacunkiem znaku równości?! Piszemy, protestujemy, wysyłamy petycje, co cztery lata chodzimy na wybory - Jesteśmy pełni pokojowego nastawienia i nadziei... Na co? Na lepsze jutro o którym tak na prawdę my nie decydujemy? O co najpierw powinniśmy zawalczyć? O związki partnerskie, czy o konkretne rozwiązania prawne chroniące naszą godność?! Jeśli wywalczymy sobie szacunek, reszta przyjdzie sama... Przestańmy być anonimowi, przestańmy być ciągle bierni w naszym pokojowym nastawieniu do świata. Nadchodzi czas, kiedy wypadało by wyjść na ulicę Polskich miast i pozostać na nich do póki nie osiągniemy konkretnych rezultatów.”

niedziela, 26 lutego 2012

Gay-ville



Dziś promuję homoseksualizm na całego. Gay-ville nadaje się do tego doskonale. Gay-ville to inicjatywa turystyczno-imprezowa skierowana do gejów, chcących odwiedzić Izrael.







Sun(day)boy - Idan Matalon


Idan Matalon - izraelski homoseksualny przystojniak, który zdobył popularność dzięki filmikom typu ClipSync. Ogląda się go bardzo miło, nieprawdaż?










IdanMatalon.com | Sylvester 2012 - "Without You" from Idan Matalon on Vimeo.


TLV Gay Pride 2011 - ba'Hom Shel Tel Aviv (In the heat of Tel Aviv) from Idan Matalon on Vimeo.





sobota, 25 lutego 2012

Opatrzności, chroń nas przed Wielowieyską

Dominika Wielowieyska w swoim nowym artykule „W adopcji nie chodzi o prawa gejów” propaguje zawoalowaną wersję homofobii. Pisze ona między innymi, że „rzecz w tym, by poprawność polityczna nie zawiodła nas na manowce. Nie można zrównywać prawa do adopcji dla par heteroseksualnych i homoseksualnych. Brytyjska agencja adopcyjna Catholic Care (CC) dawała dzieci do adopcji tylko parom heteroseksualnym. Komisja nadzorująca działalność organizacji wyższej użyteczności w Anglii i Walii uznała, że to dyskryminacja osób o innej orientacji seksualnej. I agencję zamknięto. To absurdalna sytuacja, bo w adopcji nie chodzi o prawa gejów.” Wielowieyska przedstawia sprawę tak, jakby agencje katolickie były dyskryminowane podczas gdy jest zupełnie na odwrót. Tu nie chodzi bowiem o to, że katolickie agencje adopcyjne przyznawały więcej dzieci parom heteroseksualnym niż homoseksualnym, ale o to, że w ogóle odmawiały parom homoseksualnym adopcji. Przeczy to przytoczonemu wcześniej postulatowi Wielowieyskiej, że sprawa adopcji powinna być rozpatrywana każdorazowo indywidualnie z perspektywy dobra dziecka. Wielowieyska pisze bowiem, że ”sąd musi brać pod uwagę tylko dobro dziecka, a nie interesy i potrzeby rodziców, a już na pewno nie ich orientację seksualną.” Tekst Wielowieyskiej jest pełen sprzeczności, których nie sposób pogodzić, przez co staje się bełkotliwy i bezsensowny. Wielowieyska nie zauważa faktu, że katolickie agencje adopcyjne przyznając dzieci kierowały się nie dobrem dziecka, a orientacją seksualną potencjalnych rodziców. Zasada dobra dziecka w katolickich agencjach adopcyjnych była zachwiana właśnie przez fakt, że pary homoseksualne nie były nawet brane pod uwagę przy adopcji, także w wówczas, gdy byłoby najlepsze dla dobra dziecka. Dalej Wielowieyska pisze, że „selekcja kandydatów na rodziców powinna być bardzo uważna. Zazwyczaj są to osoby, które nie mogą mieć biologicznych dzieci, są stabilne emocjonalnie, różnica między ich wiekiem a wiekiem dzieci wynosi mniej niż 40 lat, mają pewien staż małżeński, w miarę dobrą sytuację materialną i są to pary heteroseksualne. To wariant tradycyjny, najmniej ryzykowny, który powinien być preferowany. Każde odstępstwo od tych zasad powinno mieć jakieś szczególne uzasadnienie. Każde odstępstwo może też powodować komplikacje, których najgorszym finałem jest oddanie dziecka adoptowanego z powrotem do ośrodka. Niestety zdarzają się takie przypadki.” Jest niezrozumiałe, dlaczego para heteroseksualna ma być wariantem najmniej ryzykownym, który ma być preferowany. I czemu odstępstwo od tej zasady ma nieść komplikacje. Nie ma to żadnego naukowego uzasadnienia, a jest podparte uprzedzeniami i stereotypami, których rozpowszechnianie jest udziałem także Pani Wielowieyskiej.
Tekst Dominiki Wielowieyskiej jest przykładem tego, że czasem homofobiczny jad sączy się niezauważalnie i podstępnie. Homofobia Wielowieyskiej jest moim zdaniem nawet bardziej niebezpieczna niż Terlikowskiego. Terlikowski trafia do garstki fanatyków, podczas gdy większość ludzi uważa go za szalone, niebezpieczne ekstremum. Wielowieyska trafia do znacznie szerszego kręgu odbiorców i przez to jest niebezpieczna, z jednej strony przywdziewając maskę łaskawej tolerancji i przychylności, a z drugiej przemycając homofobiczne treści o tym, że homoseksualiści nie dość, że odmienni to jeszcze mniej preferowani. Argument o odmienności homoseksualizmu jest dla mnie całkowicie niedorzeczny, gdyż odmienność zależy od punktu widzenia. Są trzy równorzędne orientacje seksualne, z których każda jest odmienna wobec dwóch pozostałych. Dla osób homoseksualnych odmienną orientacją seksualną jest heteroseksualizm. Posługiwanie się przez Wielowieyską szkodliwymi stereotypami i uprzedzeniami pod płaszczem miłosierdzia jest znacznie bardziej szkodliwe niż wulgarne ataki Terlikowskiego. Co z tego, że Wielowieyska i Terlikowski mówią innym językiem, jeśli przedstawiają niemal ten sam punkt widzenia. Dlatego nie podoba mi się to, co pisze Wielowieyska. Jest to fałszywe. Poza tym osobom homofobicznym wydaje się, że geje i lesbijki nie mogą mieć dzieci w inny sposób niż adopcja i tylko czekają, żeby jakieś dziecko zaadoptować, a najbardziej z katolickiej agencji adpocyjnej. Każdy gej i lesbijka, jeśli chce mieć dziecko, może je mieć i to w najprostszy sposób – urodzić je lub znaleźć kobietę, która je urodzi. Jest tysiąc sposobów. Poza tym irytują mnie argumenty, że dziecko wychowywane przez gejów lub lesbijki nie musi być homoseksulne. To prawda, ale gdyby nawet dzieci wychowywane przez gejów stawały się homoseksualne to co z tego? Ja uważam, że bycie homoseksualnym jest lepsze.
Podsumowując tekst Wielowieyskiej chce się aż krzyknąć „opatrzności, chroń nas przed fałszywymi przyjaciółmi”.

środa, 22 lutego 2012

Oto Polska właśnie - ciekawostka etnograficzna

Komu, komu, bo idę do domu

Nie ustępując w rozmyślaniach na temat związków partnerskich uświadomiłem sobie, że większość gejów, jakich poznałem w trakcie swojego życia, musiałaby przed zawarciem małżeństwa rozwieźć się ze swoją żoną. Przerażające. Grodzisk Mazowiecki, moje stare rodzinne miasto, czy Sochaczew, moje nowe miasto rodzinne, są wypełnione po brzegi żonatym kryptopedalstwem. Poznałem to dobrze mieszkając tu i tam. Pana nauczyciela z gimnazjum, który wykombinował sobie, że jego facet może zamieszkać z żoną po pretekstem wynajęcia pokoju. I mieszkał, a jakże, do czasu aż ich żona nie przyłapała i musiał się jej tłumaczyć, że się upił. Poznałem kierowcę TIR-a, który w trasy jeździł do jednego ze swoich seksualnych partnerów 10 lub 500 kilometrów dalej. Jego żona dzwoniła w tym czasie do swojego najlepszego przyjaciela geja, który też od czasu do czasu sypiał z jej mężem. Poznałem pana artystę, odznaczonego przez burmistrza, który gdy żona jest w pracy lub domu ugania się za facetami po Sochaczewie, a jak już dogoni to wygania żonę od teściowej na weekend i pstryka facetom fotki, żeby móc później spełnić swoje małżeńskie obowiązki łóżkowe. Poznałem też właściciela lokalnego sklepu, który jeździ z „kolegami” na „męskie” wypady, gdzie daje upust swoim fantazją tak dobrze, że w Ustce, Zakopanem i Karpaczu na słowo Sochaczew od razu pada pytanie o Kamila. Tak, świat jest pełen takich świń. Ostatnio poczytałem sobie blog jednej z takich właśnie osób. Z tą tylko różnicą, że w tym przypadku można mówić już o ex-świni. Facet odszedł od żony, więc widać, że proces wychodzenia na prostą trwa. Nadal jednak pojawiają się mityczne stwierdzenia typu „nie wiedziałem, że jestem gejem”, „odkryłem to po 30” lub „chciałem z żoną stworzyć dobre małżeństwo”. Nadal brak jaj, by powiedzieć, że się spierdoliło sobie i komuś życie. Homoseksualizm to nie jest coś co się odkrywa po 30 latach życia. Podniecenie wobec osób tej samej płci pojawia się w okresie dojrzewania. Nawet jeśli ktoś odrzuca swoją prawdziwą naturę to ona jest, trwa i jest się jej świadomym pomimo prób jej odrzucenia. Żal mi takich facetów. Nawet więcej. Żal i wstyd.

Śmiesznie jest

Kontynuję temat coming outu i gejowskiego wątku w serialu „Julia”. Jestem po kolejnym odcinku. Maciek i Kamil udają dalej przed rodzicami, że nie są gejami. Nikt o niczym nie wie (poza Julią Parawan). Jest śmiesznie i zabawnie. Nawet anegdoty sobie chłopcy opowiadają, jak to jeden z nich przytulał kiedyś drugiego, a dostrzegłszy matkę odepchnął go, że niby odpycha pijanego kolesia, który się do niego podwala. Szkoda, że nie dał mu w mordę, bo byłoby jeszcze zabawniej. Zapytani przez główną bohaterkę, czy im nie przeszkadza, że nie chodzą razem za rękę i żyją w konspiracji odpowiadają uśmiechnięci, że to nie jest najważniejsze. W chwilach nostalgicznych Maciek dziękuje Julii, że po tym jak się dowiedziała o jego homoseksulności, nie brzydzi się go. Piękne, co? Wzruszające. Podoba się wam? Wiem, jest super. Oglądajcie dalej, bo każdy odcinek przynosi wiele takich zajebistych momentów. I zaproście przed telewizory dzieci. Niech się uczą od starszych, gdzie każdego miejsce jest na świecie.

O świadomości

Ustawy o związkach partnerskich/umowie związku partnerskiego już w Sejmie. Widzę już w marzeniach siebie i Marcina przed urzędnikiem USC coraz wyraźniej (przed notariuszem nadal nie widzę). Serducho podpowiada mi, że to już niedługo, niedługo… ale rozum stoicko nakazuje nie mieć oczekiwań, co do szybkiego przyjęcia którejkolwiek z ustaw. I znów boli myśl, że chyba jednak jeszcze nie teraz. Ale jeśli jednak?! Warto zadać sobie kto skorzysta wówczas z ustawy, jeśli większość gejów i lesbijek w naszym kraju obawia się nadal ujawnienia swojej homoseksualnej orientacji przed najbliższymi, może zwłaszcza przed nimi. Wyjaśniam, że nie jest moim zamiarem studzenie entuzjazmu związanego ze zgłoszonymi projektami ustaw o związkach partnerskich. Jest wręcz przeciwnie. Chciałbym, by jak najwięcej osób było gotowych zawrzeć związek partnerski, kiedy będzie to możliwe. Istotnym elementem ten gotowości jest coming out. W związku z tym polecam tekst Marcela Kucaja - „Coming out po polsku. Novum czy standard?”. Szczególnie cześć podsumowującą artykuł, którą pozwalam sobie poniżej przytoczyć:

Rewolucja? Zbędna!

Oczywiście, rozpoczynając temat ujawniania – szczególnie w tak konserwatywnym kraju jak Polska – nie można pominąć bardzo ważnego aspektu naszego codziennego życia: bezpieczeństwa, będącego jedną z podstawowych potrzeb i praw człowieka. Zadajemy sobie więc pytanie, czy skoro obawiamy się – w naszym mniemaniu – realnego zagrożenia, wynikającego np. z trzymania na ulicy za rękę swojego partnera czy partnerki, to czy publiczne okazanie sobie uczuć nawet tak drobnym gestem to dobry pomysł? Może lepiej odpuścić? Jeśli tak, to w sumie w imię czego opinia obcych jest ważniejsza od opinii partnera lub partnerki? Tak sformułowanym pytaniom nie można odmówić pewnych obiektywnych podstaw, tylko warto się również zastanowić, czy nie mamy tutaj do czynienia z pomieszaniem przyczyny ze skutkiem i – jeśli tak jest rzeczywiście – kto popełnia jaki błąd. Chcemy bowiem poprawy stanu rzeczy w Polsce, jednocześnie wolelibyśmy, by to ktoś inny wiódł prym w „obyczajowej rewolucji”.

Krok po kroku, byle do przodu

Tymczasem warto spojrzeć na tę kwestię z innej strony: otóż chyba nikt z nas nie jest otoczony ludźmi tylko złymi, zepsutymi do szpiku kości, którzy czekają, by wbić nas w ziemię za krzywe spojrzenie, niewłaściwy kolor kurtki czy pocałunek z osobą tej samej płci. I owszem, nie zaprzeczam, że psychologia zła jest fascynująca, ale nie zakładajmy – błędnie zresztą – że ludzie z natury są źli.

Jak o coming oucie trzeba po prostu mówić, tak i należy ujawniać swoją orientację seksualną, bo to jedyny sposób realnej zmiany na lepsze. Trzeba więc zaznaczyć, że każdy z osobna ma realny wpływ na to, jak ludzie postrzegają osoby nieheteroseksualne i choć siła pojedynczego wpływu, zakotwiczonego w danym miejscu i czasie może wydawać się niewielka, to wspólne wysiłki i starania mogą pomóc ukształtować prawdziwy obraz osób nieheteroseksualnych, często tak różny od tego ukazywanego w mediach czy panującego w umysłach osób, które sądzą, że nie znają ani jednej osoby innej orientacji seksualnej. Właśnie ta siła skumulowanego i regularnego wpływu jednostek na kształtowanie postaw osób nieheteroseksualnych względem osób LGBT wydaje się – wraz ze samoświadomością i doświadczeniami poprzedzającymi – z dużym prawdopodobieństwem przewidywać skłonność czy chęć do ujawnienia swojej orientacji seksualnej.

Nikt nie lubi ani drastycznych zmian, ani narzucania innym swojej woli, której na dodatek nie rozumiemy. Ludzie najefektywniej uczą się przez własne doświadczenia, dlatego edukować o tożsamości i orientacji płciowej powinniśmy codziennie w drobnych sprawach, a nie tylko raz czy kilka razy do roku przy hucznych i kolorowych paradach. Nie oszukujmy się, ale wykrzyczane niezrozumiałe hasło, stojące w sprzeczności z tym, co znane, a na dodatek niepoparte żadnym osobistym doświadczeniem, nie ma ani siły, ani szansy przebicia. W najlepszym wypadku zostanie potraktowane jako zabawne kuriozum, ale może i wzmóc niechęć i podejrzliwość, czemu dziwić się również nie sposób. Jak to ujął jeden z bohaterów, trzeba się przeciwstawić, ale nie zatracić, bo umiar i upór to potężny oręż.

Pamiętajmy, że po części jesteśmy odpowiedzialni za myśli i uczucia, które w innych wzbudzamy, warto więc żyć wedle własnego sumienia, projektując swoją przyszłość codziennie, naturalnie pokazując ludziom, że geje i lesbijki to obywatele jak wszyscy inni. Banalne? Być może teoretycznie owszem, jednak kto z nas nie był świadkiem sprowadzania życia osoby nieheteroseksualnej do samego seksu, odmawiając nam ludzkiej natury i przypisując wręcz zwierzęce popędy? Mity należy obalać, fałsz ujawniać, prawdę szerzyć.

Prosto i efektywnie, choć żmudnie

Jak wspomniałem, coming out to proces, na który składa się wiele wydarzeń, drobniejszych i większych. Zalicza się do nich nie tylko jawne twierdzenia o swojej orientacji seksualnej, ale i dementowanie nieprawdziwych informacji, obalanie powszechnie panujących mitów, prostowanie fałszywych poglądów, wyprowadzanie z błędu zainteresowanych naszym życiem prywatnym czy reagowanie na oznaki braku tolerancji. Co intrygujące, zauważyłem, że potrafimy wyrazić dezaprobatę tak po prostu, po ludzku, gdy ktoś np. wyśmiewa się z osób rudych, obgaduje otyłych czy szydzi z Ukrainek, dlaczego więc nie mielibyśmy podobnie reagować w przypadku niewłaściwych uwag względem osób różnej orientacji seksualnej? Tym bardziej, że jest to kwestia, która dotyczy każdego z nas, a ignorancja problemu to nieme przyzwolenie na rozsiewanie nietolerancji i kłamstw. Pamiętajmy też, że wcale nie musimy sobie pozwalać na to, by się otaczać homofobią, bo homofobia – jak zauważył jeden z bohaterów dokumentu – zaczyna się nie tam, gdzie biją, ale tam, gdzie czujesz, że nie możesz mówić, kim jesteś.

A komu może służyć zamknięcie w szafie? Komu ujawnienie pomaga przeżyć szczęśliwe życie bez maski i obciążeń z nią związanych? Na te pytania powinien spróbować odpowiedzieć każdy, kto waha się nad sensem coming outu. Zamknięcie w szafie zawsze odbywa się kosztem samego siebie, zdrowia psychicznego i swojego życia, nierzadko w sposób tragiczny. Zupełnie jak nie pozwolilibyśmy sobie, by nas obrażano ze względu na kolor skóry, narodowość czy niepełnosprawność, tak nie musimy się chować, gdy ktoś dotyka najgłębszych struktur naszej psychiki.

Decyzja o ujawnieniu swojej orientacji seksualnej to prywatna decyzja każdego z osobna, co wynika z niepodważalnego prawa stanowienia o sobie, i właśnie to prawo powinno być pojmowane jako czynnik wyzwalający komfort bycia sobą, a nie hamulcowy w oparciu o zasadę „nie powiem, bo to niczyja sprawa”. Najważniejsze to zaakceptować siebie i to, kim jesteśmy, a także zrozumieć, że nasze prawo do szczęścia i miłości nie jest gorsze od praw innych ludzi. Wtedy coming out stanie się czymś naturalnym. W końcu życie jest jedno i myślę że warto postarać się przezwyciężyć przeciwności, by przeżyć je jak najlepiej. Dopóki też świadomości nie będzie w umysłach osób nieheteroseksualnych, dopóty nie pojawi się ona u reszty społeczeństwa.

niedziela, 19 lutego 2012

Sheriff Of The Year





Ta historia mnie urzekła. Paul Babeu, szeryf ze stanu Arizona, symbol „macho man”, zdobywaca nagrody szeryfa roku w 2011 r, kandydat do Kongresu przyznał dziś na konferencji, że jest gejem. Nie to jest jednak istotne. Najciekawsze w sprawie jest to, że jest republikaninem i twarzą kampanii prezydenckiej Mitta Romneya, który opowiada się przeciwko prawom gejów i lesbijek, w tym prawom do małżeństwa. Równie ciekawe jest to, w jaki sposób Babeu został zmuszony do coming outu. Kilka dni temu w prasie ukazały się jego półnagie fotki, w tym w objęciach swojego byłego meksykańskiego partnera o imieniu Jose, z którym spędził kilka lat swojego życia. Panowie poznali się w 2006 r. Związek rozpadł się, kiedy Jose odkrył, że Babeu go zdradza. Jose znalazł profil szeryfa na stronie randkowej o nicku "studboi1". Jose skontaktował się z nim za pośrednictwem Internetu. Babeu zaaranżował spotkanie, na którym pojawił się na Jose. Najlepsza część historii jest na końcu. Babeu zaczął straszyć swojego partnera, że jeśli odejdzie on od niego ten wydali go z kraju z powodu nielegalnego pobytu. Nie byłoby w tym może nic nadzwyczajnego, gdyby nie fakt, że Babeu był jednym ze strategów amerykańskiej walki z nielegalną imigracją. Dziś Babeu na specjalnej konferencji prasowej przyznał, że jest gejem i przez kilkadziesiąt minut powtarzał jak mantrę, że jego życie prywatne jest jego sprawą i uczyniono z niego ofiarę. Ja to widzę nieco inaczej. Jeżeli ktoś oficjalnie popiera kandydata na prezydenta i partię, która w swym programie jest antygejowska, i nie piśnie ani słowa przeciwko temu a sam okazuje się gejem to nie jest żadną ofiarą ale zdemaskowanym hipokrytą. Smaczku sprawie dodaje fakt, że rok temu Babeu przyznał, że jako nastolatek przez kilka lat był molestowany przez katolickiego księdza i że to „w dramatyczny sposób zaważyło na jego życiu”. Jeśli zaraz się okaże, że Babeu uważa, że ten „dramatyczny wpływ” oznacza według niego bycie gejem to uznam, że jest nie tylko hipokrytą ale i głupcem. W każdym razie w amerykańskich mediach huczy. Bo kto by się spodziewał, że amerykański prawicowy symbol męskości jest pedałem. Okazuje się, że wielu. Domysły i przypuszczenia były od dawna. Jakby powiedziała to Radziszewska było to tajemnicą poliszynela. Brak było tylko potwierdzenia. Dziś jest komplet. W USA od pewnego czasu dzień bez coming outu to dzień stracony. Czekam na taki czas w Polsce. Jednocześnie żal mi obu facetów, bo wielkie emocje w sprawie świadczą o wielkim uczuciu, niestety zmarnotrawionym.

sobota, 11 lutego 2012

Sądy homofobią stoją

Jak to przeczytałem to zdębiałem. Zamurowało mnie. Sąd o dyskryminowanej i szykanowanej z powodu orientacji seksualnej stażystce:

„Miejsce pracy, a w przypadku powódki, odbywania stażu, nie jest miejscem odpowiednim do prowadzenia rozmów o intymnych szczegółach życia, takich jak orientacja seksualna, czy sposób realizacji potrzeb seksualnych i to z osobami obcymi.”
„Powódka inicjując pewne rozmowy, w szczególności dotyczące odmienności w preferencjach seksualnych, okazała się być nadwrażliwa na tle ich przebiegu i efektu końcowego.”
„W ocenie Sądu I instancji, nie sposób także nie zauważyć, iż powódka nadmiernie podkreślała swoją odmienną orientację seksualną w miejscu przeznaczonym do świadczenia pracy, a nie pogłębionych dyskusji etycznych, psychologicznych filozoficznych czy chociażby medycznych.”

Wychodzi na to, że kobieta jest sama sobie winna. Mogła przecież się w ogóle nie odzywać albo skłamać że ma chłopaka, a wówczas nie epatowałaby swoją odmiennością i sposobem realizacji potrzeb seksualnych. Bardziej idiotycznego uzasadnienia wyroku nie słyszałem. Czy mam rozumieć, że o moim partnerze mogę rozmawiać jak o partnerze tylko z nim samym lub wąskim gronem przyjaciół, bo znajomi z pracy są już zaliczani do osób obcych? Poza tym, dla mnie odmienne preferencje seksualne oznaczają heteroseksualizm. Orientacja seksualna nie kojarzy mi się tylko z zaspokajaniem potrzeb seksualnych, ale z miłością, domem, wspólnym spędzaniem czasu, wspólnymi wyjazdami, jedzeniem, gotowaniem, sprzątaniem i tysiącem innych czynności. Sędziemu w niniejszej sprawie orientacja seksualna kojarzy się tylko z jebaniem. To tak jakby człowiek kojarzył się mu z genitaliami. To chore, upośledzone myślenie. Czy temu samemu sędziemu kobieta, która opowiadałaby o swoim mężu czy chłopaku, powiedziałaby o wspólnej z nim kolacji czy wyjeździe, też kojarzyłoby się z tym co robi w łóżku? Wątpię, bo uzasadnienie sądu epatuje homofobią. Sąd zdaje się nie dostrzegać zupełnie faktu, że wulgarne zachowanie i podkreślanie seksualności dotyczyło zachowań osób dyskryminujących stażystkę w miejscu jego odbywania, a nie stażystki. Czytając uzasadnienie sądu bycie osobą homoseksualną ogranicza się do praktyk seksualnych i to według opinii sędziego odmiennych. Sąd nie zauważą zupełnie oczywistości, że odmienność preferencji seksualnych zależy od samemu posiadanych preferencji. Co dla osoby heteroseksualnej jest odmienne dla homoseksualnej nie jest i na odwrót. Mówienie o tym, że któraś orientacja seksualna jest odmienna jest całkowitym niezrozumieniem tematu. Kiedy przeczytałem uzasadnienie sądu nie mam żadnych skrupułów, by dostrzec w sędzim jedynie narząd homologiczny żeńskiej łechtaczki.

czwartek, 9 lutego 2012

His-panic

Wraz z upadkiem socjalistycznego rządu Hiszpanii w 2011 roku kraj zaczął pogrążać się atmosferze strachu niczym Węgry po przejęciu włądzy przez Orbana. Nowy premier, Mariano Rajoy zapowiedział unieważnienie wielu społecznych zmian przyjętych przez rząd Zapatero. A na czele listy są aborcja, małżeństwa homoseksualne i edukacja. Nowy Minister Edukacji, Kultury i Sportu, Jose Wert, ogłosił wczoraj, że podstawy programowe dla uczniów zawierające krzewienie tolerancji i równouprawnienia, wielokkulturowości i praw człowieka zostaną wyeliminowane i zastąpione zajęciami skoncentrowanymi na poznaniu konstytucji hiszpańskiej i rozwijaniu wiedzy na temat instytucji europejskich. Rozpoczęto już także prace nad delegalizacją aborcji Najciekawszym jest to, że kiedy Zapatero zajmował się tymi kwestiami prawica oskarżała go o zajmowanie się tematami zastępczymi zamiast gospodarką. Po wyborach gospodarka Hiszpanii jest w coraz gorszym stanie, jednak rząd prawicowy nie od spraw gospodarczych rozpoczął rządzenie, a właśnie od spraw, które wcześniej uznawał za zastępcze. Nowy premier najbardziej powściągliwy jest w kwestii małżeństw homoseksualnych. Wielokrotnie wypowiadał się, że jest za uchylaniem prawa gejów i lesbijek do małżeństwa i sprawdzeni związków partnerskich, jednak nie sprecyzował jakie prawa miały by zostać im przyznane a jakie obowiązki na nie nałożone. Od wyborów premier unikał tematu małżeństw homoseksualnych. Mówił, że czeka na decyzję Trybunału Konstytucyjnego, do którego jego partia w 2005 r. złożyła wniosek o zbadanie czy małżeństwa homoseksualne są zgodne z konstytucją. Wyrok dotychczas nie zapadł, co jest bardzo intrygujące. Trybunał Konstytucyjny w Hiszpanii nie ma terminu, w którym byłby zobowiązany wydać wyrok. Jego sędziowie zachowywali się tak, jakby nie chcieli się zajmować tą kwestią i czekali co przyniesie przyszłość. W nowym prawicowym rządzie widać również obawy przez zmianą prawa, choć jest on coraz silniej naciskany przez katolickich lobbystów, także w parlamentarzystów, by zakazać gejom lesbijkom prawa do ślubu. Hiszpania przypomina coraz bardziej wrzący kocioł. Za rządów Zapatero gospodarka szwankowała i rosło bezrobocie. Obecnie gospodarka nadal jest złej kondycji a bezrobocie nadal rośnie. Do tego doszedł kolejny problem w postaci wojny kulturowej, jaką zafundował swym obywatelom nowy rząd. Niespodziewanie w tej sprawie zabrał wczoraj głos Alberto Ruiz-Gallardón, nowy Minister Sprawiedliwości, który powiedział, że nie uważa, że małżeństwa jednopłciowe zostaną uznane za niekonstytucyjne. Zaznaczył, że to jedno prywatna opinia, a nie opinia ministerstwa. Alberto Ruiz-Gallardón, kiedy był burmistrzem Vitorii, opowiadał się za wprowadzeniem małżeństw dla osób homoseksualnych i zaznaczył, że jego zdanie w tej kwestii nie uległo zmianie. Wywołało to wrzawę wśród prawicowych kolegów, którzy uważają, że Trybunał Konstytucyjny uzna małżeństwa homoseksualne za niekonstytucyjne,a w przeciwnym przypadku żądają zmiany prawa. Prawicowi politycy rządzącej Partii Ludowej lobują obecnie bardzo silnie na rzecz takiego wyroku, tworząc atmosferę strachu i niepewności. Kościół katolicki liczy, że szybko odzyska wpływy polityczne i społeczne. Nie bierze jednak pod uwagę zupełnie tego, że kościoły w Hiszpanii są opustoszałe, a odwrót od laicyzacji kraju spotka się zapewne z oporem i protestami. Młodzież hiszpańska, która w ubiegłym roku wyszła na ulice krytykowała politykę gospodarczą Zapatero a nie jego politykę społeczną. Obecnie trwa wielkie oczekiwanie. Kiedy Trybunał Konstytucyjny rozpatrzy skargę Partii Ludowej nie jest wiadome. Może to zająć kolejne lata. W tym czasie tysiące małżeństw wciąż będzie niepewnych, czy będą uznane za zgodne z prawem. Trudno sobie nawet wyobrazić tego, by małżeństwa homoseksualne mogły zostać uznane za niekonstytucyjne. W Hiszpanii są już dziesiątki tysięcy małżeństw, w których wychowują się dzieci. Odebranie im praw byłoby absurdalne. Myślę, że jest się jednak czego obawiać, zwłaszcza po zapowiedziach szybkiego zaostrzenia prawa aborcyjnego i zmian w edukacji. Obawiam się, że małżeństwa homoseksualne mogą być następnymi, które pójdą pod topór katolicko-prawicowej soft-dyktatury Mariano Rajoya.

środa, 8 lutego 2012

Nie chcemy byle jak i byle gdzie

Od niedawna można oglądać wyniki ankiety przeprowadzonej przez akcję „Miłość nie wyklucza” dotyczącej ustawy o związkach partnerskich. Wynika z niej wyraźnie, że nie chcemy byle jak i byle gdzie. Chcemy zawierać nasze związki w sposób godny i z pełnym ceremoniałem. Chcemy pójść do USC a nie notariusza. Chcemy praw i adekwatnie do nich obowiązków. Ile z tego jest do przeforsowania w Sejmie?

wtorek, 7 lutego 2012

Słowenia - puszka Pandory otwarta

Niestety, w Słowenii będzie referendum w sprawie związków partnerskich. Jak w większości przypadków homofobii odpowiada za to Kościół katolicki, który zebrał potrzebne do tego 40 tys. podpisów. Referenda w sprawach praw człowieka, a w szczególności w kwestii praw mniejszości jest idiotycznym pomysłem. Byłbym skłonny (i to z wielkimi oporami) na takie rozwiązanie jedynie wówczas, jeśli mniejszości miałyby także prawo decydować w referendum o prawach dla większości. Tylko takie rozwiązanie gwarantowałoby jakąś równowagę sił. Trudno dziś ocenić jaki będzie wynik referendum, ale szanse zrównania związków partnerskich z małżeńskimi w Słowenii są niewielkie. Sprawę komplikuje fakt, że Sąd Najwyższy nakazał 2 lata temu parlamentowi zmianę przepisów w celu zniesienia dyskryminacji związków homoseksualnych, a po dostosowaniu prawa zgodnie z własnym wyrokiem dopuścił do przeprowadzenia referendum, które może to zablokować. Ewentualne „nie” w referendum sprawi, że Słowenia znajdzie się w punkcie bez wyjścia. Najciekawsze jest w tym to, że referendum nie doszłoby do skutku, gdyby rząd nie wniósł zapytania do Sądu Najwyższego o jego legalność. Liczył, jak większość ekspertów prawa konstytucyjnego w Słowenii, że referendum w sprawie praw gwarantowanych przez konstytucję będzie uznane za nielegalne. Umożliwiłoby to zamknięcie tematu raz na zawsze. Stało się wręcz odwrotnie. Otworzono tym posunięciem puszkę Pandory. Rząd żałuje, Sąd Najwyższy zastanawia się co zrobić, jeśli referendum nie przyniesie zgody społecznej na równość homoseksualnych związków partnerskich i heteroseksualnych małżeństw. Kościół katolicki dolewa oliwy do ognia homofobicznymi wypowiedziami hierarchów i mową nienawiści, kryjąc za maską miłosierdzia zbrodnicze oblicze totalitaryzmu.

poniedziałek, 6 lutego 2012

Richard Dawkins - Wykład w Berkeley

8 Marca 2008 roku na Uniwersytecie Kalifornijskim w Berkeley, Richard Dawkins wygłosił wykład na temat swojej książki "Bóg urojony". Wszystkie bilety wstępu na to wydarzenie sprzedały się na pniu. Tłumy ludzi, którym nie udało się kupić biletu, do ostatniej chwili z nadzieją czekały przed Wheeler Auditorium na ewentualne wejściówki. Zapraszam.






Przemoc dla Jezusa

Pewnego ranka obudziłem się. Dwaj mężczyźni byli w moim domu... Stali tam też moi rodzice i mówili: "Kochamy cię, David. Kochamy cię ". Mężczyźni związali mnie, zaciągnęli związanego do ich samochodu... Zostałem wysłany na obóz, bo jestem gejem, a moi rodzice, oni po prostu tego nie akceptują... -to słowa nastoletniego Davida przymusem wysłanego na obóz chrześcijański, gdzie miał się zamienić w heteroseksualistę. Stosowano wobec nastolatka przemoc fizyczną i psychiczną. Wszystko dla Jezusa!
Myślicie, że to dawne złe czasy? Nic bardziej mylnego. XXI wiek i Stany Zjednoczone. Opowiada o tym Kidnapped for Christ, szokujący dokument o amerykańskich nastoletnich gejach i lesbijkach siłą porywanych i wysyłanych przez rodziców do Domikany, skąd nie mieli szans na ucieczkę.

Myślicie, że w Poslce jest lepiej? Też się mylicie. Odbyłem niedawno rozmowę, z chłopakiem, który pozwolił się styranizować lubelskiej "Odwadze". Przyznał, że w grupie były osobe nieletnie, które szantażem i siłą zostały przez rodziców skierowane na ten pseudokurs odgejowienia. Nikomu orientacji nie zmieniono, za to zabrano im możliwość szczęśliwego dorastania. Takie historie bardzo przeżywam. Nie potrafię się pogodzić z tym, że istnieją rodzice, którzy potrafią niszczyć własne dzieci. I to bezkarnie. A za tym wszystkim stoi jak w większości przypadków religia. Czasami odnoszę wrażenie, że byłoby lepiej gdyby religia była rzeczą zakazaną. Jest niebezpiecznym narzędziem w rękach fanatyków, a od religii do totalitaryzmu jest bardzo blisko. Często granica między jednym a drugim nie istnieje.
Polecam do obejrzenia także inny dokument - Jesus Camp, który opowiada o organizowanych w Stanach Zjednoczonych obozach wyznaniowych dla dzieci - "Kids on Fire". Ewangeliccy fanatyczni kaznodzieje wkładają wiele starań w stworzenie "Armii Boga", której "żołnierzy" rekrutuje się wśród najmłodszych Amerykanów. Dzieci są, bowiem najbardziej podatne na indoktrynację.










Minęła arabska wiosna, nadeszła islamska zima

We wszystkich krajach Afryki Północnej, gdzie w ubiegłym roku doszło do przewrotów politycznych, sytuacja osób homoseksualnych uległa pogorszeniu. Po walkach o wolność zyskali ją tylko wybrani i jedne reżimy zostały zastąpione drugimi. Przykładem jest Tunezja, gdzie obecnie władze i media rozpoczęły nagonkę na gejów. Minister ds. Praw Człowieka tego kraju w niedawnym wywiadzie powiedział, że prawa człowieka nie obejmują gejów, ponieważ uważa homoseksualizm za perwersje, którą trzeba leczyć. Przeczytaliście dobrze – to powiedział minister odpowiadający za przestrzeganie praw człowieka w Tunezji. Geje otrzymują pogróżki na skalę niespotykaną do tej pory w tym kraju, a homoseksualizm stał się bronią polityczną. Członkowie różnych partii politycznych pomawiają swoich przeciwników o homoseksualizm w celu podważenia ich autorytetu i zmniejszenia społecznego poparcia swoich politycznych wrogów. W Tunezji można mówić o wybuchu homopaniki. Marzenie o zniesieniu karalności stosunków homoskesulnych, na które liczyli tunezyjscy geje podczas rewolucji, stało się ponownie nieosiągalne. Nadzieja na zmiany zdaje się zamierać, a strach rosnąć. Arabska wiosna w krótkim czasie zamieniła się w islamską zimę. Czy nadal ktoś ma ochotę jechać na wczasy do Tunezji? Mam nadzieję, że nie. Wspieranie turystyki kraju, który nie tylko łamie prawa człowieka, ale odmawia ich ludziom ze względu na orientację seksualną, nie jest dla mnie do zaakceptowania.

Superniania



Wszystko pięknie, ładnie, rzeczowo, ale... na końcu i superniania poleciała stereotypem mówiąc: "To jest twoje życie, to jest twój wybór." TO NIE JEST WYBÓR!!! Ale poza tym nie ma się do czego przyczepić. Chciałbym, żeby taka superniania zagościła w każdym domu, gdzie jest homoseksualne dziecko. Nawet tam, gdzie rodzice akceptują to, czego dziecko nie wybrało. Tak profilaktycznie.

niedziela, 5 lutego 2012

Change is impossible

Change is possible (Zmiana jest możliwa) – tak głosi hasło największej organizacji pseudo ex-gejów „Exodus”. Organizacja ta przeciwstawia się przyznawaniu praw gejom i lesbijkom w USA i na świecie. Dotychczas jej przewodniczący - Alan Chambers – twierdził, że jest jednym z setek tysięcy a niekiedy i milionów gejów, którzy zmienili orientację seksualną. Podczas styczniowej konferencji Alan Chambers postanowił ujawnić jednak prawdę. Panie i Panowie, oto ona:
„Większość ludzi, których spotkałem, a przez większość mam na myśli 99,9% z nich, nie doświadczyła zmiany orientacji seksualnej.” - powiedzial Chambers.
Ponadto Chambers przyznał, że sam nadal odczuwa pociąg do mężczyzn a sporadyczne deklaracje o zmianie orientacji seksualnej pochodziły jedynie od kobiet, co w mojej opinii należy wrzucić między bajki, wszak kobiecie dużo łatwiej udawać istnienie pociągu do płci przeciwnej i odbycie z mężczyzną stosunku. Decydują o tym kwestie mechaniki, które są dla wszystkich oczywiste. Co z tego wynika? Wnioski są chyba także oczywiste.

sobota, 4 lutego 2012

Homophobia is a sickness

Odwaga zamknąć Odwagę

W Wielkiej Brytanii chrześcijańscy faszyści rozpoczęli ataki na Brytyjskie Stowarzyszenie Poradnictwa i Psychoterapii, po tym jak ukarało ono Lesley Pilkington za nieetyczne próby „leczenia” homoseksualizmu. Stada rozwścieczonych religijnych fanatyków rozpoczęło pisanie listów i artykułów przeciw tej decyzji, które przesiąknięte są nienawiścią, uprzedzeniami i retoryką z czasów III Rzeszy. W ubiegłym roku dziennikarz Patrick Strudwick, który jest gejem, odwiedził dwóch terapeutów prowadzących haniebne praktyki „leczenia homoseksualizmu”. Pierwszym był znany także w Polsce dr Joseph Nicolosi, założyciel Amerykańskiego Narodowego Stowarzyszenia Badań i Terapii Homoseksualizmu (NARTH). Podczas wizyty w Londynie nawoływał lekarzy brytyjskich do „leczenia” osób homoseksualnych i wystawiania im skierowań lekarskich do chrześcijańskich hochsztaplerów, dzięki czemu mogliby oni dostawać pieniądze z funduszy państwowych w ramach powszechnego ubezpieczenia zdrowotnego. Strudwick otrzymał od Nicolosiego adres praktyki Pilkington, do której zwrócił się o pomoc z problemem braku akceptacji swojej orientacji seksualnej. Rozmowy z Pilkington były nagrywane. To co zaproponowane zostało przez Pilkington przerosło najbardziej absurdalne domysły dziennikarza o tym, jak może wyglądać „wsparcie psychologiczne”. Klientowi zaprezentowano możliwość „terapii” za pomocą ektrowstrząsów, terapeuta stwierdził, że Strudwick ma pociąg seksualny do mężczyzn, ponieważ nie dojrzał emocjonalnie, a ponadto powiedział, że był wykorzystany seksualnie przez członka rodziny jako dziecko, tylko tego nie pamięta. Nie może zatem dziwić, że Lisley Pilkington została ukarana za złamanie kodeksu etycznego. Nie przeszkadza to jednak chrześcijańskim oszołomom stawać teraz w obronie tych okrutnych eksperymentów i zarzucać gejom nietolerancję. Choć deklarują oni miłość do bliźniego, artykuły chrześcijańskich ideologów przepełnione są antygejowską retoryką. Zaślepieni swoimi wierzeniami promują wszystkie stare stereotypy o gejach, których sam jestem zaprzeczeniem. Nie szaleję po gejowskich klubach i nie przesiaduję po gejowskich barach. Jestem od lat w stabilnym monogamicznym związku, a większość moich znajomych to osoby heteroseksulne z dziećmi. Jestem podobny do wielu gejów, którzy znaleźli szczęście i są bardzo zadowoleni ze swojego życia a jedynymi, którzy utrudniają mi życie są popaprani bigoci, którzy rzekomo "kochają mnie" i chcą mnie nawrócić dla ich własnego zadowolenia i urojonych chorych wyobrażeń. Nie jestem zainteresowany naukami religijnymi ludzi, którzy wierzą w 2000-letnią historyjkę. Tak samo moja seksualność i innych osób homoseksualnych nie powinna być przedmiotem ich zainteresowania. Niestety osobiste poglądy chrześcijańskich lobbystów, z racji pełnionych funkcji, posiadanych funduszy i uprzywilejowanej pozycji, mają ogromny wpływ w polityce i wpływają bezpośrednio na życie osób homoseksualnych. I to nie tylko w Wielkiej Brytanii ale i w Polsce. W Polsce niestety nie jesteśmy jednak na tym etapie, na którym państwo i autorytety medyczne chciałyby się zająć nadużyciami ze strony religijnych grup jak Odwaga, która działa w Lublinie i do tego ma prawo do korzystania z przywilejów jakie dotyczą organizacji pożytku publicznego. Działalność Odwagi nie ma nic wspólnego z pożytkiem publicznym. Promuje u osób homoseksualnych nienawiść do siebie, rani ich i przynosi wiele szkód. Mam nadzieję jednak, że nadejdzie niedługo czas, kiedy i w Polsce odpowiednie władze będą miały odwagę zamknąć Odwagę i ukarać samozwańczych uzdrawiaczy. W ostatnim okresie działania takie podjął rząd Ekwadoru.

czwartek, 2 lutego 2012

Kręcimy się w kółko

Polscy scenarzyści seriali upali się niestety na to, by „postawić na geja”. Z przykrością stwierdzam, że niestety, bo kolejny gej w polskim serialu to kolejna porażka. Kolejny raz zdenerwowałem się, kiedy dziś przeczytałem, że serialowa Julia odkryje, że Maciek (Michał Lewandowski) - chłopak, który zaproponował jej schronienie w zamian za udawanie jego narzeczonej – jest gejem, po tym jak nakryje go w łóżku z Kamilem (Marcin Stec). Powiem krótko i dosadnie: Wkurwiają mnie serialowe mendy, które promują wizerunek skurwiela kryptopedała, który wykorzystuje biedne dziewczynki do tego, by oszukać rodziców. Oglądając polskie seriale można odnieść wrażenie, że polscy geje szukają tylko okazji, żeby wykorzystać niczego nieświadome zagubione dziewczyny do odgrywania parawanu przed rodzicami. A z facetami łączy ich tylko seks, na którym są przyłapywali przez żony i narzeczone. Jak dotąd nie doczekałem się żadnego pozytywnego wzorca. Nic dziwnego, że oglądające seriale polskie panie domu mają później całkowicie wykrzywiony obraz rzeczywistości i muszę wysłuchiwać od nich nonsensów w stylu „skoro miał dziewczynę/żonę/narzeczoną to czemu sypiał z facetami” lub „geje w Polsce często krzywdzą kobiety” lub "może ją kochał skoro z nią był" lub "może jeśli by z nią dalej był to by się zmianił". Pewnie są tacy, którzy krzywdzą takim postępowaniem kobiety, ale nikt nie pokazuje tego, że tacy geje krzywdzą przede wszystkim siebie. Poza tym kreuje się wciąż w polskiej telewizji wizerunek cierpiącego geja, nieszczęśnika, który zmaga się ze swoim homoseksualizmem niczym nastolatek z trądzikiem. Irytuje mnie, że brak jest w serialach pozytywnych wzorców, kogoś, z kim młodzi ludzie mogliby się identyfikować lub naśladować, a starsi dzięki niemu zrozumieć swoich homoseksualnych synów, braci, kolegów i sąsiadów. Zamiast tego serwuje się nam w telewizji pedalską Golgotę i przedstawia pewien margines jako standard. Nie chcę oglądać kolejnych gejów udających heteryków ze strachu przed mamusią. Chcę zadowolonego z siebie geja, szczęśliwie zakochanego i żyjącego tak jak większość z nas gejów.

Niestety odnoszę wrażenie, że wciąż kręcimy się w kółko.

środa, 1 lutego 2012

Od Cypru do Łepkowskiej

W północnocypryjskim quasi państewku doszło do kolejnego aresztowania gejów. Mimo zapowiedzi prezydenta tureckiej części Cypru, że prawo penalizujące seks męsko-męski zostanie zniesione nie dokonano żadnych zmian w kodeksie karnym, a aresztowania gejów nabrały na sile w ostatnich miesiącach. Do tego zdjęcia mężczyzn zostały upublicznione. Jeszcze raz zastanawiam się, czemu polski MSZ nie zabiera w tej sprawie głosu. Niedawno potrafił potępić prześladowania chrześcijan. Czemu nie potrafi uczynić tego samego w sprawie łamania praw osób homoseksualnych? No czemu? Pewnie z tego samego powodu, dla którego przyzwala się na to, by w Polsce gejów porównywać do zoofilów. I to decyzją sądu, który w takim porównaniu nie dopatrzył się niczego, co by mogło urazić osoby homoseksualne. Po decyzji sądu w sprawie „kozy” wygląda nieco dziwnie to co robi nowa Pełnomocnik ds. Równego Traktowania. Agnieszka Kozłowska-Rajewicz wysłała do przewodniczącej Komisji Etyki Poselskiej apel o ukaranie posła Marka Suskiego za porównanie związku partnerskiego do związku zoofilskiego. Działanie Pani Kozłowskiej-Rajewicz uznaję za jak najbardziej szlachetne i słuszne, ale jak się ma ono do niedawnej decyzji sądu, który orzekł, że nikt nie powinien się takim porównaniem czuć urażony. Może czas zamiast występować do komisji etyki wystąpić z propozycją zmiany prawa! Bo jak tu karać za coś co zdaniem sądu karze nie podlega. Atmosfera w polskiej polityce się brunatnie zagęszcza niestety. A jedyną reakcją rządu na to są jak zawsze ruchy pozorowane. Za taki też uważam list wystosowany przez Panią Kozłowską-Rajewicz. Działanie równie mgliste jak podjęcie przez PO prac nad ustawą o związkach partnerskich. PO wysuwając mgliste obietnice stara się wciąż o zjednanie sobie jak najszerszego elektoratu, po czym nie daje absolutnie nic poza obiecaną potencjalną możliwością. Tak było w sprawie liberalizacji ustawy aborcyjnej, której obecna wersja w końcu została uznana za kompromis a Polki które nie chcą rodzić dzieci mają się cieszyć, że nie zabiera im się paszportów i nadal mogą jechać zagranicę usunąć ciążę. Tak było z planami finansowania in vitro, co skończyło się tym, że ludzie mają się cieszyć tym, że jest nadal ono w Polsce w ogóle możliwe. Tak było z obietnicą depenalizacji posiadania miękkich narkotyków na własny użytek, co zaowocowało zmianą prawa, która w istocie nic nie zmienia i zapalnie pointa jak było karane tak pozostało. Tak było z parytetami dla kobiet, co skończyło się namiastką w postaci kwot na listach wyborczych. I tak jest też ze związkami partnerskimi. Obawiam się, że zakończy się to zmianą prawa, która pozwoli na to co i tak jest obecnie możliwe, czyli zostanie w paru ustawach doprecyzowane, że dzięki notarialnemu pełnomocnictwu będzie można odwiedzić partnera w szpitalu, odebrać list z poczty i przejąć mieszkanie, co nadal mimo wyroku Trybunału w Strasburgu jest nadal przez polskie sądy kwestionowane. I to zapewne okaże się kolejnym (pseudo)kompromisem rządzących. Scenariusz ten sam: władza obiecuje zmianę żeby udowodnić jak blisko jest ludzi i rozumie ich problemy, następnie umacnia status quo i przedstawia to jako postęp. A my wciąż się na to nabieramy. Jest jak w mydlanej operze. Mijają miesiące, akcja się toczy i nikt nie dostrzega, że głowni bohaterowie przez ten czas cały czas znajdują się w tym samym miejscu i trwa wciąż ta sama dyskusja. Złudzenie akcji i tempa omamia widzów, choć w każdym odcinku wypowiadane przez aktorów są te same kwestie a ich rozmowy nie zmierzają do żadnej konkluzji. Chodzi tylko o to, by dać widzowi złudną nadzieję, że coś się wydarzy. I tak jak reżyserzy przykuwają tą obietnicą widza do telewizora tak i rządzący robią z wyborcami. Jednak po 100 odcinkach oglądamy tę samą scenę i czujemy się tak jakby nic nas nie ominęło. Doskonale odnajdujemy się w zastałej sytuacji. Tak samo wygląda polska polityka. Puste długie dialogi, które nic nie zmieniają i do niczego nie zmierzają.


Będąc w temacie seriali przeczytałem ostatnio jak to Łepkowska postawiła na geja w swoich serialach. O tym jakie to daje efekty przekonałem się osobiście. Po tym, jak usłyszałem od znajomej, że skoro serialowy Piotr powiedział, że kocha żonę więc może nie jest gejem, to chyba wolałbym, żeby Łepkowska nie stawiała już więcej na geja (dla nie wtajemniczonych w „Na Wspólnej” jeden z bohaterów zdradza żonę z mężczyzną, choć w rzeczywistości to bardziej zdradza kochanka z żoną jeśli porównać staż związku z kochankiem i z żoną). Osiąga bowiem efekt odmienny od zamierzonego. Znajoma była gotowa uznać związek homoseksulny za nieprawdziwy zaś fałszywą deklarację o miłości geja do zony za prawdziwą. Widz jednak jest mało kumaty i niestety trzeba bardziej łopatologicznie.