Po ostatnim poscie postanowiłem wykopać z netu inny artykuł o Czechach Szczygła:
"Tramwaj jechał wzdłuż Wełtawy, a blondynce na głębokim dekolcie podskakiwał duży krzyż. Na przystanku wsiadła brunetka z sześcioma kolczykami w nosie, przyjrzała się biżuterii koleżanki i wypaliła:
- Co to jest?!
- Jezus na krzyżu, srebrny! Babcia mi dała.
- I ty zamierzasz tego trupa nosić?
- Ale on jest ładny!
- Tylko nieżywy. A babcia nie mogła ci dać Buddy? Przynajmniej jest weselszy. No, jak można nosić nieboszczyka!? Aż mnie ciarki przechodzą po plecach.
- A dla mnie on jest ładny i pasuje do bluzki.
Bóg w Czechach
Czesi sami mówią o sobie, że są najbardziej zateizowanym narodem świata.
Około 30 procent przyznaje się do jakiegoś wyznania (wśród nich 9 na 10 to katolicy). Dwie trzecie społeczeństwa deklaruje ateizm, ale powszechnie mówi się, że może 1 procent Czechów to świadomi ateiści odrzucający istnienie Boga, o którym coś wiedzą. Dla przy-tłaczającej większości religia jest czymś obojętnym, czym nie warto się zajmować.
Biskup Pragi Vaclav Maly chrzci w swojej parafii pięcioro dzieci rocznie. - Nie jest to sytuacja typowa dla księży w Czechach - przyznaje. - Ja po prostu mam więcej chrztów, bo jestem znany.
Przyczyn dzisiejszej niechęci do Kościoła katolickiego w Czechach szuka się w długo trwającej niechęci tego Kościoła do Jana Husa (uosabia czeskość, dzięki wojskom husyckim uratowany został naród) i w niechęci narodu do monarchii austro-węgierskiej (katolicyzm uosabia ucisk narodowy, bunt przeciw zaborcy był buntem przeciw Kościołowi).
Po odzyskaniu niepodległości w latach 1918--20 setki księży odeszło z Kościoła rzymskiego. Zaś w ramach "zdeaustryzowania" kraju (jest na to oddzielne słowo) zaczęto budować w całym kraju krematoria dla zmarłych, aby nie chować ich w katolickiej tradycji.
Bóg alternatywny
Dziś wielu Czechów rozwija duchowość alternatywną. Burmistrz dzielnicy Praga Holeszowice nawet patronował spotkaniu buddyjskiego lamy z mieszkańcami. Były premier Milosz Zeman wyznawał publicznie, że jedzie na weekend obejmować drzewa (kontakt z drzewami staje się coraz popularniejszy) i nie był to żart. Jedna z najbardziej znanych aktorek Kvieta Fialova (75 lat), która propaguje buddyzm, uważa, że Kościół katolicki po upadku komunizmu nie przeżył renesansu właśnie z tego powodu, że zbyt kojarzył się z komunizmem. - Zakazy, nakazy - wylicza. - Czesi natychmiast zorientowali się, że to organizacja totalitarna.
Słowem - mówimy o kraju, w którym większość żyje z poczuciem, że chrześcijański Bóg ma wpływ na niewiele rzeczy.
Bóg się nie śmieje?
Poprosiłem polskich katolików, aby zadali pytania czeskim ateistom.
Są to (w nawiasie odpowiedź na pytanie "Jak się Państwu żyje bez Boga"):
1. Eva Pavlova, 45 lat ("normalnie"), wykształcenie średnie, księgowa, córka weterynarza i dyplomowanej pielęgniarki, mężatka. Matka zwierzyła się jej, że miała dwie aborcje, na Evę pozwoliła sobie, dopiero gdy dostali mieszkanie. Zapamiętała, że mieli w domu "Vademecum lekarza ateisty". Eva zaszła w ciążę dokładnie wtedy kiedy mama (22 lata i też w okolicach Nowego Roku), nie chciała wtedy dziecka, ale nigdy by nie usunęła. - I nie ma to nic wspólnego z żadną wiarą, bo nie wierzę w duszę. Tylko nie zniosłabym myśli, że życie, które jest we mnie, zostało zamordowane - mówi. Przy okazji mówi, że liczba aborcji w Czechach spadła przez dziesięć lat o 80 procent. Bo upowszechniły się środki antykoncepcyjne. Kiedy jej mała Aniczka spytała, patrząc na krzyż, co to za pan tu wisi, powiedziała jej, że tak jak w zamkach mieszkają królewny, tak w kościołach mieszka Pan Jezus. I że to jest taka bajka. Niektórzy dorośli w nią wierzą. - Szczerze mówiąc - wyznaje Eva - dorosłemu też inaczej bym nie umiała wyjaśnić.
2. Milan Bily, 27 lat ("fajnie"), wykształcenie wyższe, oprowadza po Pradze polskie wycieczki, kawaler, gra na gitarze, co sobotę bawi się w klubie. Nie miał żadnego kontaktu z religią. Babka - przedwojenna komunistka, autorka popularnej powieści romansowej. Oddać się Bogu to według niego nie radzić sobie z życiem. - Oczywiście nic w tym złego - za-znacza. Milan uważa, że Czesi nie mogą przyjąć żadnej religii, bo są za dużymi indywidualistami. Co trzy miesiące oddaje honorowo krew. - Ja też mogę być kiedyś w potrzebie - tłumaczy. Denerwuje go, gdy Polacy, z którymi się styka, usiłują go przekonać, że jeśli nie wierzysz, to nie wyznajesz wartości. Nie znosi hipokryzji. Był kiedyś w Częstochowie z dwiema Polkami. Miały wyraźną ochotę, żeby między nimi coś się wydarzyło, atmosfera zdecydowanie erotyczna. - A na Jasnej Górze padły przed ołtarzem na ziemię. Naprawdę leżały! - mówi zniesmaczony. Gdy prowadzi polskie wycieczki do pałacu Lucerna - gdzie wisi parodia pomnika świętego Wacława na koniu, z tym że koń wisi do góry nogami, a święty siedzi na jego brzuchu - Polacy są zaskoczeni, że taką rzecz można zrobić świętemu. Podkreśla, że Czesi nie znają tabu. - Czech nie może żyć bez dowcipu. Wychodzi znany komiks, który drukuje tygodnik "Reflex", coś jak wasza "Polityka", tylko że prawicowy. I oni często pokazują życie w Czechach za pomocą symboli religijnych i erotycznych. Jak tylko umarł Jan Paweł II, "Reflex" wydrukował odcinek o konklawe. Zaczynało się od sceny, gdy jakiś kardynał krzyczy, że "teraz to musimy wybrać kardynała Pedalliniego!".
3. Gabina Weber, 40 lat ("no, coś tam przecież istnieje"), wykształcenie wyższe, tłumaczka, mężatka (mąż Niemiec), dwoje dzieci. Matka - ochrzczona ewangeliczka, ojciec - ochrzczony katolik, inżynierowie. Nie wychowywali jej w wierze, ale i nie w ateizmie. Bóg w domu nie był ani negowany, ani afirmowany. - Córeczce tłumaczę, że Jezus istniał, ale czy był to syn Boży, jest nam to obojętne. Najważniejsze, że był przykładnym człowiekiem - mówi. Wiele zdań poświęca "tragedii Kościoła katolickiego", za jaką uważa nieakceptowanie prezerwatyw. - Jeśli chodzi o Afrykę i AIDS, to absolutna prawda Kościoła musi się zrelatywizować. Przecież chodzi o czyjeś życie!
4. Ondrzej Vesely, 42 lata ("przyjemnie"), wykształcenie wyższe, dyrektor we francuskiej firmie, mieszka od czterech lat ze swoim chłopakiem, nie chce rejestrować związku, popiera prawicę. - Ateista nie znaczy komunista. Czeska prawica nie ma nic wspólnego z Kościołem - zaznacza. Mówi, że rodzice dali mu w komunizmie "szare wychowanie". - Najlepiej się niczym nie wyróżniaj, bo cię zauważą i możesz podpaść. Nie, że mam się starać być najlepszy, tylko pielęgnować średniactwo - opowiada. Rodzice nigdy nie wspominali o Bogu. Śmieszy go podejście wielu Polaków (w biznesie poznał ze stu), że nie mając katolickich zasad, nie można być dobrym człowiekiem. Jako nastolatek chodził do kościołów (przeważnie katolickich), ale ich wnętrza kojarzą mu się tylko ze śmiercią. - Z czymś martwym i przygnębiającym - dopowiada. Choć zna parę ateistów, która wzięła ślub cywilny i żeby zrobić przyjemność wierzącym rodzicom, wynajęła na jungle party zdesakralizowany kościół Sacre Coeur w Pradze. Ondrzej przeżył ciężkie wypadki samochodowe. Wierzy więc, że istnieje coś, co nas przerasta. - To management istnienia, mechanizm przyrody. Natura decyduje o tym, które zwierzęta mają przeżyć. Jeśli jakiś kontynent zbytnio się rozmnaża, management przychodzi tam z HIV czy ebolą. Chciałbym być tym najlepszym, najsilniejszym wybranym przez naturę. Tym, który ma największą możliwość przeżycia.
5. Alexandra i Petr Vidlakovie, po 32 lata ("lżej niż z Bogiem"), prowadzą prywatne przedszkole anglojęzyczne w Ostrawie; lubią wyjść wieczorem na czerwone wino, Petr przełożył dwie powieści Olgi Tokarczuk. - W dzieciństwie kościoły pokazywano nam jako historię Czech i tyle - wyjaśniają. Skoro nie wierzą, to nie znaczy, że nie czerpią z chrześcijańskiej tradycji. (- Przecież żyjemy według dekalogu). Kiedy Alexandra była małą dziewczynką, mama - córka wierzącej babci - dbała, by się modliła przed snem. - Nie było to związane z żadną instytucją, po prostu tak miałam kończyć dzień: piosenka, bajka i modlitwa. Nic w tym nie było złego, ale z jakichś nieuświadomionych powodów pragnęłam zrzucić to jarzmo. Kilka lat trwało, aż wygrałam z modlitwą. To była walka. Jak ja się bałam kary z nieba za porzucenie pacierza... - opowiada. Pilnują się, żeby nie przenosić na dzieci żadnego irracjonalnego strachu. Uważają, że mówienie dziecku: "Bozia się na ciebie pogniewa" jest nie do przyjęcia, tak się wpaja lęki na zawsze. - Nie mówimy: "Nie bij go, bo nie pójdziesz do nieba, tylko: "nie pójdziesz jutro do przedszkola", bo one bardzo lubią do przedszkola chodzić - żartuje Petr. Nawet to, że byli przez wieki germanizowani, ma dla niego swoją dobrą stronę: - Bo Kościół nie rozwinął tu skrzydeł.
6. Filip Sklenarz, 28 lat ("jak bez tyrana"), publicysta, wolnomyśliciel, pisarz, mieszka w Ostrawie; jego uniwersytet to kilka lat wałęsania się po różnych kontynentach, w Afryce handlował haszyszem. W "Britskych listach", najpoważniejszym czeskim internetowym czasopiśmie, zamieścił szeroko komentowany tekst pt.: "Jestem dumny, że 80 procent Czechów przyznaje się do ateizmu". Uważa się za "agresywnego ateistę". Skoro w publicznej telewizji chrześcijańska mniejszość ma oddzielne audycje, to powinna je mieć też ateistyczna większość. Pisze o tym sporo. Wydał też powieść "Czervena dlażdice" ("Czerwony bruk"), która jest dowodem na to, że Czesi mają jednak jeszcze jakieś tabu. Tragiczna historia księdza wykorzystywanego seksualnie przez nastolatka - męską prostytutkę - opatrzona zdjęciem znanej fotografki Sary Saudkovej na okładce. Postać modlącego się księdza widzimy między nagimi pośladkami i nogami mężczyzny. Księgarnie odmawiały sprzedaży książki z taką okładką.
Pytanie od wierzącego z Polski
Jeśli zawiodą cię wszyscy ludzie, do kogo się zwrócisz?
Milan: - Do siebie. Nie mam żadnego superwizora. Siebie mam, i to jest znacznie trudniejsze. Jeśli zdradzę moją dziewczynę, mam poczucie grzechu, ale ja sam muszę sobie z tym poradzić. Zostaję z winą, nigdzie nie mogę się rozgrzeszyć. To jest dopiero zadanie.
Alexandra: - Jeśli wszyscy mieliby mnie zawieść, to bardzo źle świadczyłoby o mnie. Więc w jaki sposób ja żyłam, że nagle wszyscy mnie zawiedli?
Gabina: - Przecież mam rodzinę. Do niej się zwrócę.
Ondrzej: - Byłem kiedyś chory, miałem ręce i dłonie pełne ran. Nie mogłem znaleźć sensownej pracy, rok chodziłem w rękawiczkach. Żeby przeżyć, tłumaczyłem listy dialogowe do filmów w domu. Czułem się trędowaty. Pojechałem na Prachovskie Skały, żeby zorientować się, gdzie mogę skończyć życie. Było tak ładnie jak dzisiaj. Chodziłem sam po skałach i olśniła mnie myśl: "Tu jest zbyt pięknie, żebym już nigdy tego nie zobaczył". Lekarka widziała, że nie jest ze mną dobrze, i umówiła mi wizytę u psychoterapeutki. Wszedłem, w zaciemnionym pokoju siedziała pogodna pani. Podniosła wzrok znad komputera i zobaczyłem, że jest niewidoma. Zrobiło mi się głupio, że przychodzę. Była taka polska piosenka: "Człowiek nie jest sam, spotka drugiego i wie, że jego dno to raj". Uważam, że siłę ateista może czerpać i z ludzi, i z przyrody.
Petr: - Przyszła do nas do przedszkola pani, 53 lata, że chciałaby założyć anglojęzyczne przedszkole, takie jak nasze. Po śmierci 20-
-letniego syna opuścił ją mąż i straciła pracę. Polak może by powiedział, że właśnie taka sytuacja jest nie do wytrzymania bez wiary w Boga. A ona tę wiarę włożyła w siebie. Chce zorganizować przedszkole.
Alexandra: - Zamiast Boga ta pani szuka racjonalnego wyjścia. Bo my, Czesi, jesteśmy przede wszystkim pragmatykami.
Bóg i badania
Mimo tak znacznej sekularyzacji życia wartości, jakie wyznają Czesi, niewiele różnią się od wartości wyznawanych w krajach religijnych.
Najważniejsze to: "żyć w zadowolonej rodzinie" (98 proc.) i "mieć przyjaciół, z którymi się dobrze rozumiem" (98 proc.). Dalej - "żyć zdrowo i dbać o swoje zdrowie"
(95 proc.) i "żyć przyjemnie, używać życia" (80 proc.). Na 20 podsuniętych przez socjologów wartości "żyć według zasad religijnych" jest na 19. miejscu.
W wychowywaniu dzieci najważniejsze dla Czecha są: "przyzwoitość", "pracowitość" i "samodzielność". Na ostatnich miejscach znalazły się "posłuszeństwo" i "wiara".
Pytanie z Polski
Jeśli nie ma życia po śmierci, a po nim ani kary, ani nagrody, to jaki jest sens bycia dobrym?
Ondrzej: - Czy te pytania wymyślała jakaś stara babcia? Być dobrym, bo inaczej kara po śmierci? Być dobrym ze strachu przed Bogiem? Uważam, że im jesteś lepszym człowiekiem, tym twój pobyt tutaj jest bardziej do wytrzymania.
Eva: - Jeśli ty kogoś skrzywdzisz, kiedyś skrzywdzą ciebie. Musisz być dobry, choćby z pragmatycznych powodów.
Filip: - Jak sobie człowiek uświadomi, że jest tylko jeden jedyny raz na świecie, to jeszcze bardziej go to motywuje, żeby znaleźć sens dobrego życia. Dopiero w tym jest logika.
Bóg groteskowy. Jak na razie najbardziej kasową sztuką
XXI wieku w Czechach jest "Opowieść o zwyczajnym szaleństwie" Petra Zelenki, w której mężczyzna odbywa stosunek z umywalką.
Postaciom Zelenki - jak setkom literackich bohaterów w Czechach - w ogóle nie przychodzi do głowy, że ich seksualność utrudni im zbawienie.
Jeśli ktoś w tym przedstawieniu współżyje na przykład z odkurzaczem, wynika to wyłącznie z tęsknoty za lepszym życiem.
W tej komedii Bóg jest łapczywie pożądany. Tak jak bliskość, drugi człowiek, miłość, a może nawet bardziej. Jeśli Sarah Kane (jak napisała Hanna Krall) uczy nas, dlaczego potrzebny jest Bóg, to Petr Zelenka pokazuje, jak ci, którzy już to wiedzą, Boga poszukują. Groteskowo. Sąsiadka w średnim wieku nie wyobraża sobie, żeby przeżyć orgazm bez świadków: - Potrzebuję, żeby widziały mnie Boże oczy. Oczy tego Kogoś lub Czegoś, co znajduje się nad nami - mówi. Sąsiad zastanawia się, czy aby Boża łaska nie pomyliła się mu się z uwielbieniem kobiet, ale zaraz daje sobie do takiego nierozeznania prawo. "Jak każdemu, kto tkwi w bagnie".
Bóg zaśmiany?
Pewien recenzent zarzucił powieści autorstwa Jana Balabana, że słowo "Bóg" występuje w niej aż 35 razy, podczas gdy on, recenzent, używa go może raz w roku.
Jan Balaban (45 lat), pisarz z Ostrawy, wychowany w ewangelickiej rodzinie, jego zbiór opowiadań "Możliwe, że odchodzimy" został Książką Roku 2004, wierzący. - Chodzić w Ostrawie do kościoła, w moim dzieciństwie, oznaczało coś niezwykłego - opowiada. - Kiedy kolega zobaczył u mnie w domu Biblię, dostał ataku śmiechu. W szkole byłem ośmieszany. "Balaban jest pobożny, cha, cha!".
Bohaterowie jego książek żyją w blokowiskach Ostrawy, między szybami kopalń. Nie są dowcipnymi Czechami. Są samotni i po przejściach. Czasami ich życie wydaje się im zbędne. Są jak postacie z obrazów Edwarda Hoppera: tkwią nieruchomo w hotelowych pokojach, ale czujemy tam obecność jeszcze czegoś lub kogoś. Książka Balabana "Możliwe, że odchodzimy" mogłaby się więc nazywać "Możliwe, że nie jesteśmy sami".
Pisarz uważa, że pokazuje ludzi z potrzebą pytań - "co nas przewyższa?", "dlaczego tu jestem?" - a recenzenci uważają, że po prostu pisze o nieudacznikach. - Piszę o prawdziwym społeczeństwie, tylko to nie pasuje do czeskiego poczucia pohody - wyjaśnia.
W Czechach pohoda jest niezbędna jak tlen.
Jeśli weźmiemy jakąś czeską powieść tłumaczoną na polski, możemy być niemal pewni, że na okładce będzie napis: "Pogodna, pełna humoru opowieść o człowieku, który bierze życie takim, jakie jest, i potrafi się radować każdą jego chwilą".
Pohoda to dobry nastrój, spokój, łagodne usposobienie, humor, przytulność miejsca, bezkonfliktowe związki. Nie robić ludziom ani sobie przykrości. Wyssać z każdego drobiazgu coś pozytywnego. "Wszystko w pohodzie" - może powiedzieć człowiek po stosunku, gość do kelnera po przyniesieniu dań, aktorka do koleżanki po pierwszym akcie. To jedno z najbardziej pożądanych wyznań. Pohoda lubi piwo. "Bawmy się, cieszmy się, jesteśmy przecież Czechami" - woła bohater jednego z ważniejszych czeskich filmów lat 60. ("Odwaga na co dzień").
Czesi nawet okupowani przez III Rzeszę wymyślili zdrobnienie na słowo "nazista" (po czesku: nacista).
Mówili: nacek.
Petr (od angielskiego przedszkola) tłumaczy: - Jakakolwiek tragedia się u nas stanie, to od razu wymyślamy o tym dowcipy. I nie chodzi o wyśmiewanie się z czyjegoś nieszczęścia, tylko nadanie tragedii znośnego wymiaru.
- Ta cała pohoda jako dominująca część czeskiej kultury mnie denerwuje - mówi Jan Balaban. - Nie wierzę w nią. Kiedy brakuje Boga, zaśmianie lęków jest bardzo przydatne. Tylko że to nie pozwala zbliżyć się do przykrych uczuć. Żarty, hece, ironia mają spowodować duchową homeostazę. Że tak naprawdę wszyscy jesteśmy tacy fajni.
- A może Czesi sobie stworzyli kulturę jako prozac? - zastanawiam się.
- Ale przecież prozac to ucieczka od prawdy.
Bóg przyzywany
Natalie Kocabova (22 lata), wnuczka ewangelickiego pastora, córka znanego kompozytora, wykonawczyni chilloutowej płyty ("Hummingbirds in Iceland"), mąż, jedno dziecko, wierząca. Napisała w wieku 19 lat powieść "Monarcha Absynt". Pchało ją do tego jedno: - U nas nikt nie pisze poważnie o Bogu.
Bóg w jej książce każdego poniża, nienawidzi, krzywdzi, a potem żąda od niego orgazmu.
Bohaterka mieszka w pustym domu, gdzie rządzi Monarcha. Jest super, można ćpać, co się chce. Jedyny warunek: trzeba się zżyć z ludźmi i być całkowicie do dyspozycji Monarchy. Mieszkańcy się lubią, pociągają na-wzajem, nie tolerują tylko grubych. Seks za narkotyki, narkotyki za seks. "Przeżywają - pisze Kocabova - wszystkie rodzaje orgazmu: od heteryckiego szampana po homocinzano". W seksie przesunęli swoje granice aż "na dalekie zadupie ludzkiej fantazji", z jednym zastrzeżeniem: żadnej krwi!
Czytam na głos:
"Boże, czemuś mnie opuścił?",
"Boże, jest tu gdzieś kibel?".
(- Bardzo lubię patos - nadmienia pisarka).
"Taki gorzki jesteś, Boże! Został mi po Tobie wrzód. I opryszczka".
(- Uwielbiam się z Bogiem kłócić. Nie mam problemu, żeby wyzywać Boga najgorszymi słowami, mam problem z tym, że nie mogę przestać o nim myśleć. Żyję po jego stronie, u mnie w klasie prawie nie było wierzących, a ja wytrwałam).
"Od niczego nie można odejść tak wspaniale jak od Ciebie. Super odchodzi się od siebie samej, ale mieć Cię w dupie to ekstrarewela. Może nawet nigdy Cię u mnie nie było".
- Obawiałam się, czy ten patos, którego u nas w Czechach chronicznie się nie znosi, przejdzie - mówi Natalia. - Ale natychmiast napisano, że to wypowiedź całej generacji, od-zwierciedla świat młodych i tak dalej.
- A odzwierciedla?
- Odzwierciedla tylko mój świat.
Czytam jeszcze:
"Nawet Bóg musiał się śmiać, kiedy się na nas gapił. Chcieliśmy go zajarać. Ale nie wiedzieliśmy jak. Jak zajarać Pana naszego?".
Książka sprzedała się świetnie, jest nie do kupienia. Zapisałem się na nią w bibliotece miejskiej w Pradze dwa miesiące temu i jeszcze jej nie dostałem. Wydawnictwo dało mi jedyny - zalany kawą - egzemplarz, jaki im pozostał.
- Reakcji mnóstwo - mówi Kocabova. - Ale proszę sobie wyobrazić, że w listach od czytelników ani słowa o Bogu.
Bóg ćpający
Jeszcze przed powieścią napisała wiersz, w którym Bóg ćpa. - Mam tam obraz Jezusa umierającego, uzależnionego od heroiny. Dziś Jezus by nie umarł na krzyżu, społeczeństwo zabiłoby go narkotykami. Dziadek mówi: Jak możesz brać imię Boga nadaremno? Ale przeczytał ten wiersz polski proboszcz Zbigniew Czendlik. I powiedział: Może i brała imię Boga nadaremno, jednak ważne, że w ogóle je brała. Lepiej, że Boga obrażają, niż gdyby go w ogóle nie mieli w świadomości.
Bóg nie jest zerem
Ksiądz Zbigniew Czendlik (42 lata), proboszcz w miasteczku Lanszkroun w Sudetach, niedawno został uznany przez gazetę "Denik" za jednego z dziesięciu najbardziej wpływowych Czechów (obok milionerów i polityków), Polak, przyjechał tu w 1992 roku z Chorzowa.
- Ze wszystkich wyznań Kościół katolicki ma najwięcej wyznawców w okolicy - mówi.
- Ilu?
- Trzy procent! Na 10 tysięcy mieszkańców Lanszkrounu trzystu to moi parafianie.
Pytam o wiersz Kocabovej z ćpającym Bogiem.
- Przyjechałem do Czech nauczony w seminarium wielu rzeczy. Mówię o zbawieniu, a dla nich to pojęcie z innego świata. Jak można zbawić kogoś po śmierci, jeśli w grobie leży szkielet? - pytają. Tu ludzie zadają pytania jak dzieci. I ja szukam słów, które przemówią. Tylko że to nie są dzieci, bo są inteligentni i wykształceni, znają języki obce. Jak do nich trafić? To, co robię w Czechach, nie jest ewangelizacją w naszym pojęciu. Ja jestem na etapie czegoś w rodzaju przedewangelizacji. Czytam sobie wiersz Kocabovej o znarkotyzowanym Jezusie i się cieszę. Bo czasem ktoś komuś mówi: Jesteś dla mnie zerem! Zero to nic, powietrze. A dla niej Bóg jest przeciwnikiem, co znaczy, że ma wartość. Że nie jest zerem. I to już coś - podkreśla.
Księża z Polski ratują czeski Kościół. Niedawno władze kościelne podały, że na południu Czech jest sto pustych kościołów do kupienia, bo brakuje i wiernych, i księży. Parafia w Czechticach koło Beneszowa czekała na księdza 40 lat, aż pojawił się Polak. Jedyny ksiądz w Novej Bystrzicy ma pięć parafii w rozległym terenie, więc w jednym z nich niedzielną mszę odprawia już w sobotę wieczorem. Jan Paweł II powiedział kiedyś, że polscy księża w Czechach to dług, jaki im spłacamy za to, że dali nam chrześcijaństwo.
Proboszcz Czendlik występuje w talk-show. Zaprasza zespoły rockowe do kościoła (bo przyciągają 50-latków). Dał ślub największej czeskiej gwieździe pop i napisały o tym tabloidy. Jestem przekonany, że jego popularność służy temu, żeby zechcieli go słuchać jako księdza. Prasa pisze, że przywiózł do Republiki Czeskiej nowoczesny pogląd na wiarę. Zna się z wieloma znanymi Czechami, a prezydent Klaus zaprosił go na obiad.
- Koleguję się z księdzem - powie wielu, ale może za tym pójdzie: koleguję się z Panem Bogiem, koleguję się z Kościołem? Być najpierw człowiekiem to droga duchownego do Boga - myśli na głos.
Bóg w gospodzie
- Co ksiądz mówi mało wierzącym Czechom? - pytam księdza Czendlika.
- Mówię: Bóg nie jest tym, który ci coś zabiera, On ci daje. Oni się boją: Pan Bóg mi weźmie pieniądze, dziewczynę, życie - mówią.
- Jak to?
- Bo dla nich Bóg to są same ograniczenia. Wtedy pragnę przestawiać myślenie, że to, co masz, to masz właśnie od Boga. Zresztą ja nie zaczynam rozmowy od religii, zawsze staram się mówić neutralnie. Kiedy Judasz w Ogrodzie Oliwnym miał pokazać, który to Jezus, powiedział, że to będzie ten, którego pocałuje. A dlaczego w ogóle musiał Jezusa wskazywać? Bo Jezus się niczym nie wyróżniał. Więc ja nie chodzę w sutannie, najwyżej w koloratce. Jak człowiek ma mieć autorytet, to będzie go miał nawet wtedy, gdy w piżamie wyjdzie na rynek. Wybudowałem w niszczejącej części plebanii piękny dom dla rodzin zastępczych i to jest już jakiś mój argument.
(Dom Dla Dzieci z Mamą i Tatą - od razu wprowadziły się do niego dwie rodziny zastępcze z dziećmi, które nie miały szans na własne mieszkania).
- Otworzył też ksiądz na plebanii gospodę.
- No bo po co mi zabudowania gospodarcze na parafii? Daliśmy je na restaurację, niech te budynki zarabiają na siebie. Mam na utrzymaniu trzy kościoły w mieście i sześć we wsiach, nie będę żebrał, niech parafia będzie ekonomiczna.
- Ale w Polsce panuje zakaz sprzedaży alkoholu sto metrów od kościoła - nadmieniam.
- Restauracja pełni rolę w ewangelizacji. Gospoda to przestrzeń neutralna. Wielu ludzi w Czechach ma problem, żeby chwycić za klamkę plebanii, a tak idą sobie do gospody. A tam już jestem ja. W knajpie przygotowujemy się do chrztu. Akcje kulturalne tam robimy. W kancelarii parafialnej jestem gospodarzem, on gościem, a przecież nie zawsze w takiej relacji można powiedzieć, co się myśli, za to w restauracji jesteśmy równi. Na-
zwałem ją U Pasterza.
- Poza tym - dodaje - ja sobie podjem przy okazji, bo nie mam gospodyni.
Bóg wymaga PR
Emerytowany biskup Jan Konzal (którego wspomnienia wypożyczyłem z biblioteki) pisze, że Kościół po 1989 roku zawiódł: "Bardzo szybko po nastaniu wolności pokazał, że jest do niczego. Nie był autorytetem moralnym, do którego mogliby się zwracać ludzie".
Jakiś czytelnik dopisał pod tym komentarz: „Kościół »stracił « autorytet (którego nie miał)? Zawiódł, bo nie odpowiadał na pytania epoki (których zresztą nikt nie zadawał)?”.
Jan Balaban: - Kościół w Czechach musi stawić czoło totalnemu brakowi zainteresowania.
Opinie są różne: hierarchia kościelna jest zmuszona teraz zachowywać się jak własna agencja PR; Kościół w Czechach już tylko przymila się do narodu; rozpaczliwie szuka ratunku, żeby nie przestać istnieć.
Zapytał więc nastolatków: "Co Kościół katolicki powinien zmienić, żebyś do niego przystąpił?". Ankietę przeprowadzili w szkołach średnich ośmiu miast studenci Konwiktu Teologicznego Czeskiej Konferencji Biskupów. Odpowiadali 17-19-latkowie. Jeden z nich jest tym badaniem zniesmaczony. "A to musi zmieniać? To już nie trwa przy tym, co robi? Mam wrażenie, jakbym uczestniczył w badaniach konsumenckich: wyrób smakuje czy nie smakuje?" - sympatyk satanizmu, średnia szkoła budowlana.
(Spora część młodych nie widzi dla Kościoła szans: "Ich ceremonie przypominają mi dziecięce zabawy"; "Katolicy są w większości uczciwi, ale przeważająca większość wierzących wydaje mi się naiwna" - 18 lat, wierzy w coś. "Msze są często nudne, nie można się tam rozerwać" - wierzący, 17 lat).
Zauważalna taktyka Kościoła: szukać tego, co go ze społeczeństwem łączy.
Biskup Maly wyszedł do prostytutek na ulicę, aby poznać ich problemy (opisała to prasa). Kardynał Vlk udzielił wywiadu na temat kobiet w jego życiu i własnych stłumionych pragnień. Biskup Halik - mam wrażenie - robi wszystko, aby z jego ust nie wyszło publicznie żadne słowo potępienia.
We wrześniu wystąpiła w Pradze Madonna; piosenkę "Live To Tell" zaśpiewała, wisząc na krzyżu. Kardynał Miloslav Vlk ostro zaprotestował. Jednak ksiądz profesor Tomasz Halik - teolog, psycholog i socjolog, prezydent Czeskiej Akademii Chrześcijańskiej - już łagodził, że przecież czasem takie rzeczy mogą doprowadzić do zainteresowania religią. - Osobiście chrzciłem dwóch studentów - opowiedział - których zaciekawiło Pismo Święte, bo obejrzeli "Ostatnie kuszenie Chrystusa". A to przecież film potępiany przez chrześcijan.
Pytania z Polski
Jaki jest dla ateisty sens cierpienia?
Ondrzej: - Jeśli nie cierpisz, to potem nie poznasz, co to jest radość. Bez cierpienia byłbym rośliną.
Czy boisz się śmierci?
Ondrzej: - Tak.
Eva: - Nie mniej niż wierzący.
Alexandra: - Ja kwestię śmierci całkowicie odsunęłam, bo jej nie rozwiążę. Mogę się bać śmierci, ale bez wiary katolickiej jest lepiej, bo nie boję się, że nie będę zbawiona. Nie mam tej dręczącej niepewności przez całe życie.
Petr: - Jeśli chodzi o moją śmierć, to będzie zupełny koniec. Książka się kończy, film się kończy, życie się kończy. Najbardziej logiczne wyjście z sytuacji. Więc wykorzystaj fajnie ten czas, który masz.
Bóg w spokoju
Czy trudno umrzeć bez Boga? Takie pytanie wysłałem do hospicjum Ondraszek w Ostrawie.
"Szanowny Panie, na razie nie słyszałam od współpracownic, żeby ktoś na łożu śmierci uwierzył w Boga. Nawet odwrotnie - mieliśmy pacjenta, który prosił, abyśmy go niczym podobnym nie męczyli. Posługę duchową
(60 pacjentów) proponujemy poprzez naszego księdza, ale o ile wiem, nikt z niej nie skorzystał. W naszym zespole jest jedna aktywnie wierząca siostra Bronislava Husovska i robi bardzo dobrą opinię wierzącym. Ma serce na właściwym miejscu - Jitka Varechova, kierowniczka".
Pielęgniarka Bronislava Husovska (48 lat) mówi, że kiedy nie pracowała jeszcze w hospicjum, myślała, że wierzący mają przed śmiercią lżej.
- A teraz widzę, że i wierzący, i niewierzący tak samo przed śmiercią pokornieje.
I widzę też, że wszyscy umierają tak samo: w zupełnym spokoju.
Na początku myślałam, że trzeba mieć w sobie niezwykłą świętość, żeby pójść do nieba. A teraz nie mogę się oprzeć wrażeniu, że idą tam wszyscy.
Bóg od psychoanalityka
Pavel, 43 lata ("super"), mała firma badania rynku, dwoje dzieci, druga żona, zna się na morawskich winach, wspiera cztery schroniska dla zwierząt. Chodzi na psychoterapię - przygnębienie niewiadomego pochodzenia. - Może - mówi - uświadomiłem sobie w dzień czterdziestych urodzin, że jednak jestem śmiertelny i chmura tej świadomości nade mną wisi? Jak mówił Freud, człowiek nie jest panem w swoim domu.
- Dla wierzącego - mówię - oznacza to, że panem jest Bóg, on wypełnia nasze wnętrze.
- I właśnie dlatego - odpowiada - wierzący powinien iść do psychoanalityka. Żeby mu wyjaśnił, że Freud uważał inaczej.
Zwierza się: - Często dopada mnie obraz, nad którym nie mogę zapanować. Że mam wypadek, tracę nogi, jestem na wózku i przyjemność sprawia mi myślenie, kto się będzie mną opiekował i jak ludzie będą wtedy dla mnie dobrzy. Aż muszę się siłą przyprowadzać do rzeczywistości, że przecież mam nogi, stoję na ulicy i nie miałem wypadku. Dzieci mam kochające, ludzie mnie lubią, ja siebie lubię, obie żony to teraz nawet się przyjaźnią. Więc czego ja jeszcze pragnę? Do-
szliśmy z psychoterapeutą do wniosku, że może ja, ateista, w ten sposób marzę o nadmiłości, o jakiejś miłości Bożej.
- No, to wystarczy, że uwierzysz w Boga.
- Tak, tylko problem w tym, że go nie ma."
Chyba zacznę uczyć się czeskiego :)
sobota, 4 lipca 2009
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Mnie tez bog nie interesuje. Azjaci nigdy nie mieli boga i jakos maja najstarsza i najbogatsza kulture swiata a obecne chiny sa cudownym przykladem panstwa troszczacego sie o ludzi! VIVA CHINY!
OdpowiedzUsuńA czechow nie lubie. Oni nie lubia nas, gardza polakami. To wice wersja-)) Ten narod to takie cwaniaczki, liza dupe temu kto im wiecej daje. Nie nie, zupelnie nic mnie wtytm narodzie nie cieszy.
Slowacy sa juz za to super, gadaja po polsku i sa bardzo serdeczni dla polakow.
Podoba mi sie jednak postawa prezydenta czech, ktory powiedzial ze nie wywiesi i nie wywiesil flagi europejskiej, bo europejcztycy wcale nie sa przyjaciolmi dla siebie ale robia wspolny biznes, bo jak hitler napadl na czechy, to francja i anglia poparly te uinwazje. Pamieta to im. za to ma moje uznanie. Smiecie polscy nie pamietaja i ten plebejski narod tez nie pamieta, ze niemcy nas wyrzneli a anglicy i francuzi haniebnie zdradzili. Poczytajcie gazety z sierpnia 1939 ahhh co za slowa, nie damy guzika!! Francja ciagle gadala ze jak hitler ruszy na polske to ona go zmiecie! Wojne wypowiedzieli. Smiecie! A to my ich ostatecznie bronilismy i w zamian oddali nas ruskim a naszych zolnierzy po wojnie z andersa jak traktowlai? Jak smieci. Z trudem udalo sie dla nich zalatwic stypendia na studia aby m ogli byc kims a nie zmywac kible!
Takze za pamiec historyczna u prezydenta czech - ma moje uznanie. Ale doceniam konkretne czyny. Nie przeklada sie postawa tego prezydenta w tej sprawie na polepszenie wuzerunku czechow - to wredny narod i tyle!
Nas bardzo lubia slowacy i wegrzy! I ja tez ich bardzo lubie! Niech zyje SLOWACJA i WEGRY!! I Viva FIDEL-))