Homofobiczna mowa nienawiści może zostać niebawem zakazana. A to frustruje heteroseksualnych, białych Polaków z "Rzeczpospolitej" - pisze Robert Biedroń.
Zgadzam się z Tomaszem Terlikowskim, że "to, jak mówimy, wpływa na to, jak myślimy". Słowa nadają rzeczom cechy, oceniają, wartościują. Używając słowa "pedał", podkreślamy więc nienawiść do mężczyzny homoseksualnego, a dzięki "pederaście" podświadomie sugerujemy jego skłonności pedofilskie. Redaktor Terlikowski dobrze o tym wie, dlatego tak bardzo boi się neutralnego słowa "gej". Gej, dla większości polskiego społeczeństwa, jest bowiem przeciętny, nie można go znienawidzić, obrazić. Gej ma swoją godność, jest człowiekiem.
To przeciwko gejom, tym "rewolucjonistom i ich poplecznikom", trwa więc wojna prawicowych fundamentalistów. Omamione "postępowością i europejskością" gejów społeczeństwo zaczyna ich tolerować. Lesbijek, jak to z kobietami bywa, na wojnę się nie zabiera, więc nawet nie warto o nich wspominać. Kobieta homoseksualna (a najlepiej dwie) jest w filmie porno i fantazji heteroseksualnego mężczyzny, a te które twierdzą, że z facetem to "fu" "nie wiedzą jeszcze co to prawdziwy seks". Mądra, męska głowa nie zaprząta więc sobie głowy walką z nimi.
Zagrożeniem dla heteroseksualnego samca jest ten wyemancypowany "wesołek" (cytat za Terlikowskim), który ma czelność domagać się równego traktowania. Nie chce, jak większość homoseksualistów, siedzieć w domu. Homoseksualista robi "to" bowiem w domu po kryjomu, nie obnosi się z "tym", ukrywa "to" przed rodzicami i znajomymi. W pracy o "tym" nikomu nie mówi, bo "to" sprawa prywatna. Tymczasem "gej" chce być jak ten heteryk, który na ulicy ciągnie swoją dziewczynę za rękę, całuje ją, chwali się swoimi kochankami przed kolegami, a w niedziele jedzie z żoną i dziećmi na rosół do teściów. Wstrętni geje rewolucjoniści, podobnie jak feministki, chcą zmienić homoseksualistów, podobnie jak feministki próbują zmieniać "normalne" kobiety. "Normalne" kobiety i homoseksualiści chcą spokoju. Chcą katolickiej, polskiej atmosfery, którą tak pięknie urządzili im prawdziwi mężczyźni.
"Ohydni i wstrętni" (cytat za marszałkiem PO Stefanem Niesiołowskim) geje domagają się legalizacji swoich równie odrażających związków. Nie rozumieją jednak, że małżeństwo jest sakramentalnym sacrum, dostępnym tylko dla kobiety i mężczyzny. Nieważne, że chcą legalizacji związków partnerskich, a nie małżeństw. Są na tyle podstępni, że z pewnością sięgną później po świętość małżeństwa, a później jeszcze wesprą postulaty pana z kozą.
My, biali, heteroseksualni, katoliccy mężczyźni z "Rzeczpospolitej" wiemy dobrze, jacy "oni" są, czego chcą i czego żądać będą. Dialog nie wchodzi w rachubę, bo przecież nie wiadomo, co taki "wesołek" będzie chciał robić podczas spotkania, gdzie będzie wkładał ręce i czego dotykał (tutaj kolejny klasyk – były poseł LPR Wojciech Wierzejski). Stąd krótka już droga do kojarzenia "geja" ze słowem na "g" (Janusz Korwin-Mikke).
My, prawdziwi heteroseksualni Polacy, mamy też naszą wyobraźnię i wiemy, jakie rzeczy "pederaści" wyprawiają na paradach równości, mimo że nigdy takowej nie widzieliśmy. Nasz kolega Terlikowski twierdzi, że uczestnicy takich zbiegowisk próżności "coraz częściej pozwalają sobie nie tylko na epatujące homoseksualnym erotyzmem stroje, ale też na przebieranie się w habity i sutanny (także białe – papieskie) – oczywiście wyposażone w specyficzne akcesoria, takie jak tęczowe stuły czy dyndające na piersi penisy".
Sodoma i Gomora wylewa się w erotycznych fantazjach publicysty na ulice Warszawy i zatrzymać ją może tylko niedoceniany szeryf Lech Kaczyński, któremu zresztą się to udało już dwukrotnie.
Retoryka prawicowych fundamentalistów w takim zestawieniu wygląda karykaturalnie. Śmieszy, żenuje, wprowadza w zakłopotanie. Kreuje jednak język, który przenika do społeczeństwa. Wprowadza do debaty publicznej mowę nienawiści, która dotyka konkretnych osób – gejów i lesbijek, mieszkańców tego kraju. Pewnie uciekliby z niego przed polityką nienawiści Wierzejskiego, Kaczyńskich, Niesiołowskiego, ale podobnie jak oni są patriotami i katolikami. Mają też takie samo prawo w nim żyć i być tak samo traktowani. Mają swoją godność.
Wśród prawicowych publicystów i rysowników zaczyna się unosić dziwny smrodek. Puszczane dotychczas ukradkiem, raczej prywatnie niż publicznie, bąki za przyzwoleniem naczelnych nabierają rangę oficjalnych, a grono ma w tym smrodku niezły, acz ograniczony tylko do swojego towarzystwa, ubaw. Homofobiczno-ekstatyczny amok ogarnął redakcję "Rzeczpospolitej".
Świadczy to pewnie o lęku i radykalizacji obronnej wobec zachodzących zmian. Coraz częściej bowiem obrażanie osób homoseksualnych jest piętnowane. Zachodzące zmiany legislacyjne nie pozwalają już na bezkarne zwalnianie z pracy osób homoseksualnych, a organizacje gejowsko-lesbijskie domagają się legalizacji związków partnerskich. Homofobiczna mowa nienawiści może wkrótce zostać zakazana przez kodeks karny.
To może frustrować tych, którzy do niedawna czuli, że posiadają wyłączność na Polskę. Że wspólnota, w której żyjemy, jest jednorodna, heteroseksualna, seksistowska, katolicka, a ci, którzy myślą inaczej, mają siedzieć cicho lub się wynosić. Taką krainą Polska jednak nie jest, a zmiany społeczne są nieuniknione. To pewnie najbardziej przeraża Terlikowskiego i redakcję "Rzeczpospolitej".
środa, 1 lipca 2009
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz