środa, 30 marca 2011

Sarah

Wiem, wiem... Wszędzie już ją pokazano. Chodzi o 15-letnią lesbijkę z Danii - Sarah - któa wygrała duńską edycję X-Factor. Dziewczyna wygląda zajebiście. Strasznie cenię sobię takie mocne kobiety w rockowym brzmieniu. I ta fantastyczna chrypka.

O co chodzi Raczkowi?

Tomasz Raczek wystąpił w programie Magdy Mołek. I nie ma co ukrywać, że nie wypadł najlepiej. Na wstępie tłumaczył, że dokonał coming outu, żeby dookreślić swoją osobowość, by była ciekawa po pięćdziesiątce. Ja nie jestem przekonany jednak co do tego, czy rzeczywiście jest coś ciekawego w byciu zakłamanym hipokrytą przez całe życie i tłumaczeniu u schyłku kariery, że się nim nigdy nie było. Dalej Raczek stwierdził, że z homoseksualizmem trzeba się afiszować, po to, żeby być sobą i nikogo nie udawać. Zgadzam się z tym w 100%, ale czemu Raczek w swoim życiu sam tego nie robił skoro uważa, że jest to potrzebne. W dalszej części wywiadu Raczek opisuje świetne relacje z rodzicami, zwłaszcza z ojcem, po czym oświadcza, że nigdy rodzicom nie powiedział, że jest gejem. To nie jest przejaw dobrych relacji z rodzicami. Wręcz przeciwnie. Przede wszystkim jednak jest to dowód na brak odwagi wbrew temu co Raczek mówi, czyli temu, że należy do ludzi, którzy nigdy nie bali się coming outu. Raczek twierdzi, że nie zdążył odbyć takiej rozmowy z ojcem. Słucham?! Raczek nie miał 15 lat ani nawet 20 lat kiedy zmarł jego ojciec. A co z matką? Z nią co prawda zdążył, ale nasuwa się pytanie o to kiedy to nastąpiło. „Trochę” późno. To ma być dowód na szczere relacje rodzinne? Wątpię. Nie tak to sobie wyobrażam. Im dalej posłuchać Raczka tym bardziej mniej logiczne stają się jego wypowiedzi. Najbardziej mnie rozśmieszyło to, że zdaniem Raczka wielu gejów ma udane związki z kobietami i satysfakcjonujące życie seksualne z kobietami. Co?! Satysfakcjonujące?! Związki są możliwe, seks też, ale nie jest to przecież rzecz satysfakcjonująca. Chyba, że za miarę satysfakcji przyjąć samą zdolność do seksualnego zbliżenia. Moim zdaniem nie o to w tym jednak chodzi. O co chodzi Raczkowi nadal nie wiem. Lawiruje on wciąż między homobohaterem a kobieciarzem Don Juanem. W jednej i w drugiej roli jest jednak dla mnie sztuczny i mało prawdziwy.

niedziela, 27 marca 2011

Arisa

ARISA?! Cokolwiek to jest i cokolwiek reklamuje wygląda wspaniale.


czwartek, 24 marca 2011

Czy mamy marzec?

Zbliża się koniec marca. I?! SLD hucznie coś zapowiadało a teraz zamilkło. Czuję, że skończy się tak jak zawsze, czyli coś obiecamy, potem pomilczymy, potem powiemy, że nie zdążyliśmy, ale jak na nas zagłosujecie to spełnimy... a potem od początku. Napieralski stracił zupełnie szacunek w moich oczach. Ja kto się dzieje, że wszędzie lewica może być lewicowa, a w Polsce jest wciąż nijaka?

Już niedługo lato!

Zupełnie przegapiłem to, że mamy już wiosnę! A to oznacza, że wkrótce lato. W końcu!

Gejowskie dorastanie po irlandzku


Irlandzka telewizja RTE wyprodukowała bardzo interesujący dokument o homoseksualnych nastolatkach „Growing Up Gay”. Kamera śledzi przez okres 18 miesięcy losy kilku nastolatków, ich rodziców i znajomych. Bardzo wzruszający film, który pokazuje prawdziwe życie, prawdziwe problemy i prawdziwe szczęścia młodych ludzi. Polecam gorąco. Bardzo bym chciał, żeby polska telewizja nakręciła kiedyś podobny dokument o polskich nastolatkach. Irlandzki dokument pokazuje, jak zmieniła się Irlandia w ciągu ostatnich dwudziestu lat – od momentu, gdy w na początku lat 90-tych geje i lesbijki byli w Irlandii prześladowani i karani, do dnia dzisiejszego, gdy można zawrzeć związki partnerskie i młodzi ludzie mogą być sobą w domu, w szkole i na dublińskiej ulicy. Dokument świetny, bez żadnej ściemy i udawania pokazujący ile się zmieniło, ale także ile jeszcze jest do zrobienia w kwestii społecznej akceptacji osób homoseksualnych.

















Riyadh Khalaf i Siobhan Mc Guire, bohaterowie filmu, byli gośćmi telewizyjnego programu The Late Late Show w 2009 r. Podziwiam ich dojrzałość oraz gratuluję im tego, ze mają marzenia i potrafią o nich mówić - o ślubie, o dzieciach, o tym jak wyobrazają sobie swoje przyszłe zycie. Jestem pełen uznania.



środa, 23 marca 2011

Nadzieja

Badania oparte na danych pochodzących z dziewięciu krajów pokazują, że drastycznie spada liczba wiernych, a religia jest skazana na wymarcie - informuje serwis bbc.co.uk.

Wzrasta za to liczba członków organizacji nie związanych z religią. Bo członkostwo w nich po prostu bardziej się opłaca.

Wyniki badań Amerykańskiego Stowarzyszenia Psychologów w Dallas (USA) pokazują, że w Australii, Austrii, Kanadzie, Czechach, Finlandii, Irlandii, Holandii, Nowej Zelandii i Szwajcarii religia już wkrótce może przestać istnieć.


Ma na to wpływ bardzo dużo różnych czynników i trudno jednoznacznie określić czym spadek liczby wiernych jest spowodowany.

Ludzie, przyłączając się do grup zwracają dużą uwagę na to, czy członkostwo w nich może im się w czymś przydać. Badają ich użyteczność. Dlatego duże grupy społeczne cieszą się większą popularnością. W zgromadzeniach religijnych liczba wiernych drastycznie spada, dlatego ludzie nie chcą się do nich przyłączać.

Jak pokazują badania ma to też spory związek z demokracją, tam gdzie jest ona dobrze rozwinięta dużo osób deklaruje, że nie przynależy do żadnej grupy religijnej.

Eksperci podkreślają jednak, że do wyników badań należy podchodzić z dużym dystansem, bo są one oparte tylko i wyłącznie na danych matematycznych i wzorach. A jak wiadomo trzeba też brać pod uwagę indywidualne preferencje i predyspozycję jednostek żyjących w społeczeństwie.

Faktem jest jednak, że z roku na rok liczba wiernych drastycznie spada i jeśli ta tendencja zostanie zachowana, to może być tak, że religia całkowicie przestanie istnieć.

Kompromitacja Watykanu

Administracja Obamy przygotowała rezolucję ONZ, która ma za zadanie potępiać homofobię na świecie. Szokujące jest stanowisko Watykanu w tej sprawie. Nie tylko Watykan okazuje się być przeciwny potępieniu homofobii, ale ją popiera. Silvano Tomasi będący przedstawicielem watykańskiej bigoterii przy ONZ wczoraj powiedział, że potrzebna jest ochrona dla homofobów, ponieważ "ludzie są atakowani za to, że nie popierają zachowań seksualnych między osobami tej samej płci”. Dodał, że „kiedy wyrażają swoje moralne przekonania i poglądy na temat natury ludzkiej są napiętnowani, a co gorsza są szykanowani i karani”. Zdaniem Tomasiego rzekome ataki na homofobów są naruszeniem podstawowych praw człowieka i nie może być dla nich żadnego usprawiedliwienia. Tomasi powiedział również, że popiera prawo do karania za stosunki homoseksualne i Watykan opowiada się za tym, by państwa miały prawo karać za homoseksualizm. Czy ktoś ma jeszcze wątpliwości co do tego, że katolicyzm jest jak faszym. Ja nie mam. Tomasi jest znany z głupoty nie od dziś. W 2009 roku powiedział, że powinno się zapomnieć o skandalu nadużyć seksualnych dokonanych przez księży katolickich, ponieważ protestanci i żydzi też gwałcili dzieci, a opiekunki do dzieci i sąsiedzi są bardziej skłonni do gwałtów na dzieciach niż księżą katoliccy. Jednak głupota Tomasiego jest niebezpieczna. To namawianie do nienawiści i łamania praw człowieka, do zabijania i prześladowania. Stanowisko Watykanu jest w kwestii homofobii przerażające i kompromitujące dla niego samego. Homofobia powinna być napiętnowana, bo jest szkodliwa i moralnie zła. Osoby dopuszczające się homofobii powinny być traktowane jak przestępcy na równi z tymi osobami, które głoszą rasizm. Szokuje, że ludzie, którzy twierdzą, że ich nadrzędną zasadą jest miłość bliźniego, opowiadają się za przemocą, poniżaniem i dyskryminacją. Prawdziwa twarz katolicyzmu to pełen nienawiści grymas.

poniedziałek, 21 marca 2011

Wyspy

Zmagająca się z poważnymi problemami finansowymi Irlandia wybrała w połowie marca nową władzę - na czele rządu stanął Enda Kenny z centroprawicowej Fine Gael (która weszła w koalicję z centrolewicową Partią Pracy). Nowy rząd zapowiedział m.in. zmiany w konstytucji, które umożliwią wprowadzenie w Irlandii małżeństw jednopłciowych. Równocześnie swoją kandydaturę na urząd prezydenta Irlandii zgłosił David Norris - irlandzki działacz LGBT.

W Irlandii, gdzie od stycznia 2011 roku obowiązują związki partnerskie, organizacje LGBT mocno lobbują homomałżeństwa. Ostatnie sondaże pokazują także rosnące poparcie społeczeństwa dla tego postulatu. Kenny zapowiedział konsultacje w sprawie zmiany konstytucji, a także podjęcie prób ograniczenia kontroli irlandzkiego kościoła katolickiego nad szkołami.

Równocześnie David Norris, który w sondażach prezydenckich przeprowadzonych w styczniu uzyskał największe poparcie w społeczeństwie, zdecydował się kandydatować na urząd prezydenta. Zapytany, czy uważa, że Irlandia jest gotowa na prezydenta geja, odpowiedział: "Nie patrzę na siebie jak na prezydenta geja, raczej na prezydenta, który akurat jest gejem. Myślę, że Irlandczycy są już znudzeni moją orientacją". Podkreślił, że społeczeństwo zna jego wartości i wie, że wiódł skromne i porządne życie. Zapowiedział też, że do kampanii wyborczej podejdzie bardzo poważnie, ale to nie wyklucza tego, że będzie "zabawnie".

W sąsiedniej Wielkiej Brytanii również zapowiedziano konsultacje dotyczące małżeństw. I wszystko to dzięki rządom prawicowym.

niedziela, 20 marca 2011

Ale


Taka reklama Ikei ukazała się w jednej z gazet we Włoszech. Wielu uważa, że to przykład otwartości firmy, co ma potwierdzać dodatkowo hasło o tym, że Ikea jest otwarta na wszystkie rodziny. Ja mam jednak wątpliwości. Niby wszystko w porządku, idea słuszna, ale czemu para stoi tyłem? Niby szczegół, ale czy para heteroseksulna też byłaby pokazana w taki sposób? Nic nie twierdzę, o niczym nie przesądzam... ale się mocno zastanawiam. Zbyt często pary homoskesulne są pokazywane w reklamach jakby w ukryciu i ukradkiem, podczas gdy pary heteroseksualne obściskują się zazwyczaj na kanapach i całują przy stole. Para gejowska przedstawiana jest często tak, że nie wiadomo czy to para zakochanych czy znajomych czy rodzeństwo. Konsument ma wybrać to co mu odpowiada. W przypadku pary heteroseksulnej nie musi wybierać. Wszystko jest jasne i wyraźne. W tej reklamie niby wszystko jest jasne, ale... No właśnie -ale.

Wyślij list do premiera

Na stronie internetowej Premier.gov.pl można wysłać premierowi postulaty do realizacji przez rząd.

Zgłoś postulat związków partnerskich!

Link tutaj: http://www.premier.gov.pl/realizacja-expose/moje-postulaty

Co możesz napisać?

1) nie bądź anonimowy/anonimowa - niech rząd zobaczy, że jest to postulat rzeczywisty a nie tylko wirtaulna zabawa internautów/internautek

2) można wpisać postulaty, które tutaj są opisane: http://www.miloscniewyklucza.pl/postulaty.html

3) zachęcamy do podzielenia się z kancelarią premiera projektem ustawy: http://www.miloscniewyklucza.pl/zwiazki-partnerskie-projekt-ustawy.html

4) nie kopiuj, zastanów się chwilę nad treścią listu

Więcej informacji o związkach partnerskich na stronie kampanii "Miłość nie wyklucza", wejdź na profil: http://www.facebook.com/Miloscniewyklucza

Specjalny fanpage: http://www.facebook.com/pages/Żądamy-ustawy-o-związkach-partnerskich/163117780398920

Wysłałeś/wysłałaś postulat? Skomentuj, zaproś znajomych, niech nas usłyszą!

sobota, 19 marca 2011

Neutralny krzyż?

Europejski Trybunał Praw Człowieka orzekł dziś, że krzyże mogą wisieć na ścianach klas w szkołach publicznych. Orzeczenie jest wiążące dla 47 państw należących do Rady Europy.
- Nie znaleźliśmy żadnych dowodów, że eksponowanie tego symbolu na ścianach klas może mieć jakiś wpływ na uczniów - uzasadnili sędziowie.

Jestem bardzo zdziwiony wyrokiem sądu, ponieważ krzyż nie jest symbolem neutralnym. Nie jest to ani makatka z kotkiem i pieskiem, która jest obojętna dla wszystkich, ani też nie jest to symbol narodowy jak godło państwowe, które jest wspólne dla wszystkich obywateli. Krzyż chrześcijański dla wielu, w tym i mnie, to symbol homofobii i opresji wobec wielu grup społecznych. Niektóre symbole, które związane są z totalitaryzmem jak np. swastyka, nie mogą wisieć w publicznym miejscu w Polsce i wielu innych krajach. Nie ma żadnego powodu, dla którego powinno się robić wyjątek w stosunku do krzyża. Katolicyzm i wiele innych nurtów chrześcijańskich są ideologiami totalitarnymi, które w swej historii mają karty równie przerażające i okrutne jak faszyzm.
I jak ma się do tego polska zasada konstytucyjna o przyjaznym rozdziale państwa od Kościoła? Jest ona nieustannie naruszana. I to wcale nie przez zwolenników laicyzmu, lecz przez katolicyzm polityczny, wciąż dążący do zespolenia szkoły publicznej z instytucjami kościelnymi. Na wiele zresztą sposobów, nie tylko poprzez znaki i obrazy religijne, ale również poprzez modły, rytuały, programy nauczania i decyzje personalne.

piątek, 18 marca 2011

Urojona dyskryminacja

„Tygodnik Powszechny” (cóż za nazwa dla tak mało powszechnego pisma!) postanowił podjąć temat rzekomej dyskryminacji chrześcijan posługując się przypadkiem pary Eunice i Owena Johnsów, którym odmówiono w Wielkiej Brytanii adopcji ze względu na homofobiczne poglądy. Tak, ze względu na homofobiczne poglądy, a nie – jak pisze Józef Majewski w Tygodniku – ze względu na wiarę. Nikt nie zabrania nikomu wierzyć na Wyspach, choćby nawet w najbardziej urojone rzeczy. Problem w tym, że para ta nie nadaje się na rodziców adopcyjnych z tego względu, że nie jest w stanie zagwarantować właściwego wychowania w atmosferze miłości, tolerancji i poszanowania praw innych osób, w tym wychowywanych dzieci. Trzy lata temu Eunice Johns, emerytowana pielęgniarka i nauczycielka szkoły parafialnej, ujawniła, że podczas rozmowy kwalifikacyjnej w ośrodku pomocy zapytano ją, czy powiedziałaby swojemu dziecku, że homoseksualizm jest równie dobry i zdrowy, jak heteroseksualizm. „Odpowiedziałam, że nie zrobiłabym tego, bo nie pozwala mi na to moja wiara” – wyznała. Tygodnik się dziwi, że po takiej deklaracji odmówiono adopcji. Ja nie dziwię się. Uznaję to za rozsądną decyzję. Wychowywanie w atmosferze nietolerancji i braku akceptacji prowadzi do wychowywania kolejnych pokoleń homofobów, a co gorsza może prowadzić do zaburzeń w rozwoju emocjonalnym dziecka prowadzącym nawet do samobójstw, czego przykłady można obserwować na całym świecie. „Nie mam pojęcia, dlaczego seksualność jest tak ważna w sprawie, w której chodzi o kilkuletnie dziewczynki i chłopców” – mówi Owen Johns. Jego problemem jest to, że człowiek ten nie dostrzega faktu, że dziecko przyswaja pewne rzeczy od małego i od małego kształtuje się jego postawa życiowa, która będzie skutkowała w życiu dorosłym. Gdy dziecko jako małe słyszy, że rodzice są homofobiczni, w przyszłości może mieć problemy nie tylko z akceptacją homoseksualizmu u innych osób, ale także u siebie. Pan Johns zdaje się nie zauważać tego, że dzieci dorastają. Adwokat Johnsów mówi, że jego klienci nie są homofobami, ale uważają, że seks pozamałżeński jest grzechem i że osoby jednopłciowe nie mogą tworzyć małżeństwa. Jest to zdanie zawierające w sobie sprzeczność. Nie jest homofobem ten, kto mówi, że jest homofobem, ale ten kto się zachowuje i myśli homofobicznie. W wypowiedzi adwokata widać wyraźną sprzeczność. W jednej części wypowiedzi mamy pustą deklarację, że klienci nie są homofobnami, a w drugiej potwierdzenie tego, że jednak są. Przypomina mi to identyczne błędne przekonanie wielu osób o rasistowskich poglądach, które z jednej strony mówią, że nie są rasistami, a z drugiej mówią, że czarnoskórzy są leniwi i nie pozwoliliby swojemu dziecku (w domyśle białemu) zawrzeć małżeństwa z osobą czarnoskórą. Nie może więc dziwić uzasadnienie wyroku sądu, który stwierdził, że „nikt nie twierdzi, że chrześcijanie, lub też Żydzi czy muzułmanie, są nieodpowiednimi czy niewłaściwymi osobami, by zostać rodzicami zastępczymi lub adoptować dziecko. Nikt nie zabiega o zakaz powszechny”, jednak „władza lokalna może domagać się, by w odniesieniu do homoseksualizmu okazywano pozytywne postawy”. Nie jest tak, że sąd upokorzył Państwa Johns. Jest wręcz przeciwnie. Sąd zapobiegł temu, by Państwo Johns upokarzali innych, w tym ewentualne homoseksualne dzieci, które mogły trafić do nich w ramach adopcji. Może niech chrześcijanie w ramach refleksji zastanowią się, czy pozwoliliby na adopcję parze, która swoim córkom nakazywałaby nosić burkę i mówiła, że wiara w Chrystusa jest grzechem i dzieci nie mają do tego prawa. Wątpię w to. Może dostrzegą, że ich postawa jest analogiczna.

czwartek, 17 marca 2011

Dodatkowe punkty

Uzupełniając wczorajszy wpis dotyczący eurowizyjnych typów dodaję Kati Wolf z utworem Szerelem, miért múlsz? Ciekawym co oznacza tytuł piosenki odpowiadam, ze nie wiem. Z tytułem węgierskim nie poradził sobie nawet googlowski tłumacz. Wyszło bowiem tak: "Miłość, múlsz dlaczego?" Moje punkty przyznaję przede wszystkim za głos.

Małe a cieszy

Dziś w dwóch kolejnych miejscach na mapie Europy przyjęto ustawy umożliwiające rejestrację związków jednopłciowych. Pierwsze miejsce to Wyspa Man. Drugie to Liechtenstein. Interesujące i cieszące jest to, że parlament Liechtensteinu przyjął ustawę o związkach partnerskich jednogłośnie.

"Born This Way" NOH8 VIDEO




Podoba mi się

środa, 16 marca 2011

And finally 12 points goes to...

Już niedługo kolejny konkurs eurowizyjny. Wiem, że to ponoć szmira i tandeta, że zero poziomu i pionu itd. ale mnie wciąż kręci oglądanie i słuchanie ludzi z różnych części starego kontynentu. I chyba nie jestem odosobnionym przypadkiem wśród gejów. Od zawsze zastanawia mnie skąd taka popularność Eurowizji wśród osób homoseksualnych. Nie umiem odpowiedzieć na to pytanie. Nie przeszkadza mi to jednak w tym, by już rozpocząć typowanie zwycięzców. And finally my points goes to...

Blue – I can
za to, że wciąż mogą, za to, że wciąż nieźle wyglądają i za to, że Duncan James w końcu powiedział publicznie, że lubi facetów w swoim łóżku



Eric Saade – Popular
ponieważ lubię wszystko z H&M


Musiqq - Angel in Disguise
za chrypkę wokalisty i za to, że piosenka zapada tak szybko w pamięć, że po jednym przesłuchaniu wczorajszego wieczora zacząłem ją nucić stojąc na przystanku autobusowym dziś rano


Nina – Čaroban
za pop-style z czasów flower power


Loucas Yiorkas ft Stereo Mike - Watch my dance
za to, że… podoba mi się „też” piosenka


…and finally 12 points goes to
Dino Merlin - Love in rewind
za to, że podoba mi się piosenka bez względu na to jak wygląda piosenkarz

Zachęcam do dyskusji

Gdyby ktoś był chętny podyskutować z prawicowymi fanatykami to zachęcam - http://prawica.net/opinie/25085. Błagam, oświećcie ich trochę! Bo to co piszą jest totalnym odmóżdżeniem. Wystarczy się zarejestrować. Nie zniechęcajcie banem. Zarejestrujcie się wtedy jeszcze raz. Nieść kaganek oświaty ciemocie to ważna sprawa.

Profesjonalny Niemiec

Z zażenowaniem czytam przeróżne krytyczne opinie na temat Szymona Niemca. Idiotyczne jest samo to, co geje zarzucają Niemcowi? A zarzucają, że jest za kolorowy, więc śmieszny, że chodzi do Fantomu, więc się kurwi, że ma długie włosy, więc wygląda jak błazen. Najzabawniejsze jest jednak zarzucanie Niemcowi, że jest nieprofesjonalny. A jaki jest - do jasnej cholery - wyznacznik profesjonalizmu w posługach religijnych? Obsługa klienta? Sprzedaż towaru o nazwie „bóg”, którego ani nie można zobaczyć ani dotknąć? Wkurwia mnie ten katolicki i zaściankowy kołchoz, jakim jest Polska. I porąbani polscy geje, którzy miotają się między zakrystią a darkroomem i w każdym z tych miejsc udają kogoś innego niż są. Do tego wszechobecne bogoojczyźniane klimaty, gdzie ksiądz ma mieć czerwoną od wódy mordę, osadzoną na wypasionym tułowiu, czarną sutannę dla wiernych i futro z Włoch dla gosposi lub BMW dla umiłowanego i bardzo osobistego sekretarza… To jest profesjonalne?! Ja rzygam na taki profesjonalizm.

Podoba mi się komentarz jednego z forumowiczów Innej Strony, który stając w obronie Niemca napisał tak:

„Skąd ten nieprofesjonalizm?

Czy amerykański pastor urządzający masowe palenie Koranu jest bardziej profesjonalny?
A może bardziej profesjonalny jest ten, jeżdżący po całym kraju i obwieszczający, że miał wizję końca świata w maju 2011?
Czy też najbardziej profesjonalni są baptyści ze swoimi hasłami "Bóg nienawidzi pedałów!" ?
Lub też szczytem profesjonalizmu są katoliccy kardynałowie, korzystający w ukryciu z usług watykańskich żigolaków?

I jak to się ma do profesjonalizmu księdza w Kościele Episkopalnym w Anglii, który niedawno wziął huczny ślub ze swoim - sporo młodszym - narzeczonym?
Jak ma się do profesjonalizmu pierwszej na świcie wyświęconej przez luteran lesbijki, wychowującej w związku partnerskim dziecko?


Nie wiem, jak to się wszystko ma do powagi i profesjonalizmu, ale ja z dwojga złego wolę duchownego jawnie chodzącego do gejowskich klubów, niż tych robiących to w ukryciu.”

Zło religii

Ateista, jak wiadomo, nie jest kimś, kto w nic nie wierzy. Z pewnością nie wierzy w boga lub bogów – musi spełnić ten warunek, by móc nazywać się ateistą. Jest to warunek konieczny, ale również wystarczający, a to oznacza, że każdy, kto uważa się za ateistę, może wierzyć w cokolwiek, co nie jest określane jako bóg lub bogowie. Sam mam w sobie wiele różnych wiar – pisałem już o tym, ale przypomnę, że wierzę w sens zdobywania wiedzy, w wartość twórczego wysiłku; wierzę w to, że ludzie są raczej dobrzy niż źli, i że lepiej myśleć samodzielnie niż polegać na autorytetach. Wierzę również w to, że świat bez religii byłby lepszym światem i właśnie ta wiara budzi wątpliwości niektórych czytelników moich notek, pytających o podstawy moich przekonań. Wyjaśnienie jest proste: świat bez religii pewnie nie byłby pozbawiony zła, byłoby w nim jednak mniej zła – tego, które ma religijne korzenie – a zatem byłby to świat lepszy.

To rozumowanie jest zazwyczaj odrzucane przez moich religijnych oponentów, którzy kwestionują przede wszystkim pogląd, że religia może być odpowiedzialna za jakieś zło. Chrześcijanie często powtarzają, że ich bóg wzywa do rzeczy dobrych, lecz wierni nie zawsze realizują to wezwanie – a zatem to nie religia, lecz ludzie bywają źli. Z takim stanowiskiem mógłbym się zgodzić tylko wtedy, jeśli uznałbym, że religia jest zbiorem opowieści, reguł, norm i nakazów spisanych w starodawnych księgach – i niczym więcej. Nie sądzę jednak, by taki opis był trafny; wprawdzie istotnie jest tak, że zdania wydrukowane na papierze same w sobie nie są ani dobre, ani złe, ale mogą rodzić dobro lub zło, kiedy ktoś zechce przekuć je w czyn. I właśnie ten praktyczny aspekt religijności leży w centrum moich zainteresowań – kiedy mówię o złu religii, nie chodzi mi o samą treść religijnych doktryn, lecz o to, w jaki sposób wpływają one na sposób myślenia ludzi wierzących i jak kształtują ich postępowanie. Wnioski z moich obserwacji skłaniają mnie do twierdzenia, że przekonania religijne przynoszą ludziom więcej szkody niż pożytku.

Oczywiście podatność umysłów na destrukcyjne oddziaływanie religijnych wiar bywa różna; wśród wierzących można znaleźć wiele osób szlachetnych, prawych, wspaniałomyślnych, tolerancyjnych – ale praktyka pokazuje, że to nie ich postawa decyduje o społecznych skutkach religii. Dla zilustrowania tej myśli sięgnę po przykład komunizmu – systemu, który jest powszechnie potępiany (moim zdaniem słusznie) i uznawany za zbrodniczy. Ale czy wszyscy komuniści byli zbrodniarzami? Partie komunistyczne skupiały przecież miliony osób, zarówno w ZSRR jak i krajach satelickich. Zdecydowana większość tych komunistów nie popełniła żadnej zbrodni, a wielu z nich żyło uczciwie, sumiennie pracowało, kochało swych bliskich, dobrze życzyło innym ludziom. Komunizm zelektryfikował wsie, zapewnił bezpłatną oświatę i służbę zdrowia. Pod skrzydłami partii komunistycznej kwitła socrealistyczna sztuka, a kilku radzieckich fizyków za swoje osiągnięcia otrzymało nagrodę Nobla. Mimo to nigdy nie spotkałem się z sugestią ze strony chrześcijan, by krytyczną ocenę komunizmu uznać za krzywdzącą generalizację. Takiego przewartościowania pewnie życzyliby sobie sami komuniści, ale ponieważ w naszym kręgu kulturowym niewiele osób przyznaje się dziś do komunizmu, więc ich głos jest słabo słyszalny. Ludzie wierzący zwykle też mają dobre mniemanie o własnej religii, ale w przeciwieństwie do komunistów stanowią miażdżącą większość w polskim społeczeństwie i to ich opinia kształtuje powszechną świadomość. Nie byłoby w tym nic złego, gdyby w tej opinii zawierała się pełna prawda o wierze chrześcijan; niestety, mówienie prawdy o sobie samej to dla religii bardzo trudne zadanie. Należy jej więc w tym pomóc.

A zatem, na czym polega zło religii? To bardzo obszerny temat, ale w jednym z komentarzy podjąłem próbę zarysowania najważniejszych problemów, które mogą być punktem wyjścia do szerszych rozważań. Przypomnę więc tę analizę, wraz z odnośnikami do moich notek, w których poruszam te kwestie.

(I) Propagowanie legend i mitów w taki sposób, jakby były one prawdą. Skutek jest taki, że w umysłach ludzi wierzących dochodzi do zatarcia granicy między opowiadaniem baśni a poznawaniem i wyjaśnianiem świata.

(II) Konsekwencją (I) jest zakłócenie procesów poznawczych i osłabienie zdolności obiektywizacji, koniecznej przy zdobywaniu wiedzy – w ten sposób rodzi się zafałszowany obraz rzeczywistości.

(III) Realizowany w praktyce postulat ludzi religijnych, rozumiany jako „umacnianie się w wierze” jest przeciwieństwem krytycyzmu, niezbędnego przy poszukiwaniu prawdy. W rezultacie religia ucieka przed prawdą, która burzy zbudowany z iluzji świat człowieka wierzącego.

(IV) Słabość moralna religii – wyraża się ona nie tylko w tym, że ludzie wierzący zdolni są do zła motywowanego pobudkami religijnymi; chodzi również o to, że potrafią czynić zło z przekonaniem, że czynią dobro.

(V) Skłonność do sięgania po przemoc lub popieranie przemocy w sytuacjach, gdy chodzi o obronę lub wsparcie religijnych doktryn.

Widać więc, że w skali społecznej religia jest na tyle istotnym źródłem zła, by warto było zabiegać o świat bez religijnych wiar. Nie znaczy to wcale, że wzywam do rewolucyjnego przewrotu, który miałby zmieść religię z powierzchni ziemi – takie zamiary niekiedy przypisują mi moi adwersarze, całkowicie bezpodstawnie. Zdecydowanie sprzeciwiam się przemocy i nawet gdybym dysponował jakimiś środkami przymusu, na pewno bym ich nie użył - nadzieję pokładam bowiem nie w argumentach siły, lecz w sile argumentów. Dlatego, kiedy moi religijni czytelnicy pytają mnie, czy mówiąc o świecie bez religii mam na myśli antykatolicki terror rewolucji francuskiej, programową ateizację w Związku Radzieckim lub chińskie eksperymenty społeczne, ze spokojem odpowiadam: nie. Moje spojrzenie na świat kształtowali nie Stalin i Mao, lecz Heraklit i Seneka, Hume i Wolter, Jefferson i Franklin, Nietzsche i Orwell, Darwin, Russell i Hawking, Gombrowicz i Kotarbiński.

Nie jest bowiem tak, że mamy do wyboru albo religię, albo antyreligijny reżim. W kulturze euroamerykańskiej postępuje całkowicie pokojowy proces laicyzacji – na przykład dwie trzecie mieszkańców Czech uważa się za ateistów, a jakoś nie docierają do nas wieści, by za naszą południową granicą popełniano zbrodnie na ludziach wierzących lub zmuszano ich do wyrzeczenia się swej religii. W Polsce istnieją silne tendencje, by hamować lub nawet odwracać ten proces, a ja w miarę moich bardzo skromnych możliwości staram się przeciwstawić tym tendencjom, w zakresie dozwolonym regułami demokratycznego państwa prawa – na przykład poprzez wyrażanie moich poglądów w Internecie.

Na koniec notki ciekawe dane z badań nad korelacją między religijnoscią. Jak pokazały badania Gregory’ego Paula, im bardziej żarliwa wiara w Boga, tym wiecej przestępstw i innych problemów ze społeczeństwem. Naukowiec (paleontolog zainteresowany problemami religii) zebrał dane statystyczne ONZ z kilku badań na ten temat (z kilku dekad w USA i 20 bogatych, zachodnich demokracjach) i odkrył ciekawą zależność: im bardziej religijny naród tym bardziej patologiczne społeczeństwo. Również amerykański socjolog Phil Zuckerman w książce „Atheism: Contemporary Rates and Patters” dowodzi, że społeczeństwa religijne wcale nie są zdrowsze od tych, w których jest wielu niewierzących. Przeanalizował on m.in. raporty o rozwoju społecznym publikowane przez ONZ. Okazuje się, że społeczeństwa, w których jest najwyższy odsetek niewierzących (Zuckerman nie bierze pod uwagę tych państw, gdzie dokonano przymusowej ateizacji), należą do najzdrowszych, najbogatszych, najlepiej wykształconych, a ludzie cieszą się tam największymi swobodami obywatelskimi. Dowodzi tego m.in. niski poziom ubóstwa, mała liczba zabójstw (jedyny wyjątek to Irlandia:), niewielka umieralność niemowląt, brak analfabetyzmu oraz równe traktowanie kobiet i mężczyzn. Warto też przeanalizować dane odnośnie religijności przestępców. O ile wśród generalnej populacji USA niewierzący stanowią 8%-14%, to wśród więźniów odsetek deklarujących ateizm jest nieproporcjonalnie mniejszy i wynosi zaledwie 0,21%. Bycie osobą religijną koreluje dodatnio z przyzwoleniem, by używaćtortur jako narzędzia do wydobywania informacji. 63% populacji USA zezwala na użycie tortur, podczas gdy u osób świeckichodsetek ten wynosi 51%, wśród protestantów 65%, a wśród katolików – 72%.

Filozofowie Susan Neiman i Julian Baggini podkreślają, że etyczne zachowanie wynikające jedynie z boskiego nakazu, nie jest prawdziwie etycznym zachowaniem, a jedynie ślepym posłuszeństwem. Baggini stwierdza, że ateizm jest lepszą podstawą dla etyki utrzymując, że konieczna jest moralna podstawa niezależna od religijnych imperatywów, aby ocenić moralność samych imperatywów. Ateiści mają przewagę bycia bardziej skłonnym do dokonywania takich ocen.

Historia religii bezlitośnie pokazuje, że wierzacy w zasadzie cały czas mieli problem z odróżnieniem, czy też ze zrozumieniem, czym jest moralność. Krucjaty, wojny religijne, polowania na czarownice, prześladowania heretyków i myślących inaczej, niż to nakazuje dziwnie ubrany idol, jest tego najlepszym dowodem.
Richard Dawkins powiedział, że normalnie dobrzy czynią dobro, a żli zło. Natomiast dzięki religii dobrzy mogą postępować źle.
Zaczerpnięto z ganialnego źródła: http://ateista.blog.pl/

niedziela, 13 marca 2011

Sunday Boy - Marco da Silva

Marco da Silva po raz kolejny, bo uwielbiam takie stylizacje i już...








A ten wzrok?! Czuję... różne przyjemne rzeczy, kiedy patrzę na to spojrzenie.


10.10

piątek, 11 marca 2011

Walka z wiatrakami

Nieujawnione dotąd działania SPR wydają się odsłaniać prawdziwe nastawienie do kwestii LGBT: niechęć, opór, unikanie tematu, „wychylania się” i jednoznacznego stanowiska. I to nie w szeroko pojętym społeczeństwie, ale w jego intelektualnej elicie – w sądach, na wyższych uczelniach i w towarzystwach naukowych.

Fragment orzeczenia Sądu Okręgowego Warszawa-Praga w sprawie skargi wyborczej Krystiana Legierskiego z czerwca 2009 roku: (…) w dalszym ciągu w środowisku medycznym toczy się spór co do tego, czy homoseksualizm można leczyć, a w związku z tym czy jest on chorobą. Dowodem na to są liczne publikacje opisujące skuteczność terapii. (…) Rozstrzygnięcie przez Sąd przedmiotowej sprawy sprowadzałoby się w istocie do rozstrzygnięcia kwestii medycznych, a to wymaga specjalistycznej wiedzy (…).

- To był pierwszy tak wyraźny sygnał, że albo coś jest nie tak z wiedzą ludzi, którzy decydują o naszym losie, albo ludzie ci zwyczajnie boją się zająć stanowisko i powiedzieć, że kto mówi, że homoseksualność to choroba, zwyrodnienie czy zboczenie, ten mówi nieprawdę - stwierdza Katarzyna Hejna ze Stowarzyszenia „Pracownia Różnorodności” (SPR).

WHO wyjaśnia, jak to było

17 maja 1990 roku Światowa Organizacja Zdrowia (WHO) usunęła homoseksualność ze swojej Międzynarodowej Klasyfikacji Chorób i Problemów Zdrowotnych (ICD-10). Wbrew popularnemu wyobrażeniu ICD-10 nie jest „listą chorób”. Jak na wniosek SPR wyjaśniło polskie biuro Światowej Organizacji Zdrowia, zarówno ICD-10 jak i wcześniejsze wersje tej klasyfikacji, to narzędzie statystyczne, którego kraje członkowskie [WHO] mogą używać w sprawozdaniach dotyczących osób kontaktujących się ze służbą zdrowia. Co więcej, wbrew utartemu przekonaniu w tym zakresie WHO stwierdziła, że ICD-9, obowiązująca od 1977 roku, nigdy nie stwierdzała, że homoseksualność należy traktować jako chorobę, natomiast zapis ICD-9, w której wymieniano homoseksualność, powodował ryzyko błędnej interpretacji. Wypowiedzi WHO w tym zakresie nie są stanowiskiem nowym - pochodzą z artykułu opublikowanego 07 grudnia 1994 roku w fachowym czasopiśmie „Journal of the American Medical Association”. Tekst podpisało pięć osób reprezentujących WHO i jedna z Uniwersytetu w Genewie, tym niemniej przeszedł on bez echa.

- Jeszcze zanim WHO przekazała nam te dane, była z naszej strony próba zdobycia solidniejszych dowodów w Polsce - opowiada Paweł Szmit z SPR. - Przyczyny były proste: gdy stołeczny sąd wypowiada się o homoseksualności w tonie „nic nie wiadomo” i „toczy się dyskusja”, gdy organizowane są konferencje naukowe, w których homoseksualność jest wymieniana jako patologia i zachowanie przeciw obyczajowości, a do Polski przyjeżdża - zapraszany jako autorytet i ekspert - Paul Cameron, notoryczny kłamca homofobiczny, wtedy trzeba szukać porządnego potwierdzenia tego, co podobno „wszyscy wiedzą”: że biseksualność i homoseksualność są takimi samymi orientacjami seksualnymi jak heteroseksualność. Porządnego potwierdzenia, czyli innego niż wikipedia.

Na uczelniach – jakby nic się nie stało

I tu SPR doświadczyło zawodu. Pomimo próśb o krótkie opinie skierowanych do uniwersyteckich katedr i klinik psychiatrii w Bydgoszczy, Gdańsku, Katowicach, Poznaniu, Warszawie i Wrocławiu oraz pomimo identycznych próśb wysłanych do Polskiego Towarzystwa Psychiatrycznego, Polskiego Towarzystwa Psychologicznego, Polskiego Towarzystwa Seksuologicznego oraz Polskiego Towarzystwa Medycyny Seksualnej - przyszła tylko jedna odpowiedź. Krótko, ale treściwie i na temat odpisał prof. Zbigniew Lew-Starowicz, szef Polskiego Towarzystwa Seksuologicznego. Po braku odpowiedzi na trzecie z kolei pismo nadane do każdego z pozostałych miejsc SPR zaczęło telefonować.

- Bodaj we Wrocławiu powiedziano nam krótko, że szef katedry odmówił udzielenia nam jakiejkolwiek odpowiedzi – opowiada Paweł Szmit. - W Bydgoszczy przekonywano nas, że „są po naszej stronie”, ale odpowiedź na nasze pytania wymagałaby obszernej ekspertyzy, na którą katedra nie ma czasu. W innych miejscach było jeszcze gorzej: twierdzono, że żadne z naszych trzech pism nie dotarło, albo w ogóle nie sposób się było dodzwonić.

Lepiej nie zaglądajcie do encyklopedii

Następne odkrycie nastąpiło w księgarni. Jak się okazało, popularne encyklopedie PWN głoszą, że homoseksualność to „zaburzenie identyfikacji płciowej”, a nie orientacja seksualna jak każda inna. I nie dotyczy to wyłącznie egzemplarzy pamiętających lata 90. poprzedniego wieku – a takie też są dostępne w sprzedaży – ale także wydań z 2008 roku. Jak się okazało, haseł raz napisanych nie weryfikuje się zbyt często.

- Krótko po tym „odkryciu” miała miejsce nasza żywa biblioteka we Włocławku – wspomina Aleksandra Skonieczka z SPR, która była na miejscu. - Żywe książki – w tym lesbijka, gej i osoba biseksualna – siedziały w czytelni, a tuż obok stała sześciotomowa encyklopedia PWN, która m.in. informowała, że biseksualność to „skłonność” która „może ujawnić się w pewnych określonych sytuacjach, np. przy osłabieniu hamulców psychicznych na skutek wypitego alkoholu”.

W odpowiedzi na pismo SPR wydawca encyklopedii bronił się, że treść haseł przygotowują eksperci, ale też zapewnił, że od 2010 roku hasło „homoseksualizm” otrzyma nowe, neutralne brzmienie, które będzie konsekwentnie wprowadzane do wszystkich publikacji encyklopedycznych. Sukces toruńskiego stowarzyszenia okazał się jednak połowiczny: jak dotąd wydawca nie wyjaśnił, co z hasłem „biseksualizm” ani nie odniósł się do propozycji, aby już wydane encyklopedie opatrzyć erratami. SPR monituje dalej wydawnictwo PWN.

Podręczniki do homofobii

Także po lekturze podręczników szkolnych ludzie z SPR poczuli się niewyraźnie. Niesławna już książka „Wędrując ku dorosłości” dla gimnazjów, która przez lata nazywała homoseksualność zboczeniem, w 2009 roku ukazała nowe oblicze homofobii – bardziej skryte i podstępne, choć nadal nie pozostawiające złudzeń: homoseksualność to albo faza i moda albo wynik molestowania, bo na pewno nie cecha wrodzona, a poza tym są na nią „paragrafy” w kodeksie karnym.

- Zero faktów, zero naukowości, zero obiektywizmu, ale za to 100% wymysłów, insynuacji i homofobicznych, pseudonaukowych bredni – komentuje Mateusz Korzus z SPR. – Nawet Elżbieta Radziszewska przejęła się naszym bardzo obszernym pismem o tym podręczniku i zasugerowała Ministerstwu Edukacji Narodowej, że z tą książką rzeczywiście jest coś nie tak.

MEN istotnie zajęło się sprawą – odesłało podręcznik do ponownej oceny tym samym osobom, które go pierwotnie rekomendowały. A one – podobnie jak przy pierwszej analizie - nie dopatrzyły się w książce żadnych błędów ani przekłamań. Zanim ministerstwo powiadomiło SPR, że z „Wędrując ku dorosłości” jest wszystko w porządku, w obronę podręcznika włączyły się osoby prywatne i organizacje katolickie. Słały do MEN pisma dowodząc, że w podręczniku jest sama prawda, a przed homoseksualnością ostrzegają szanowani naukowcy.

- To była farsa – stwierdza Mateusz Korzus. – Jedynym argumentem „obrońców” podręcznika był wyrwany z kontekstu fragment książki sprzed dwudziestu lat napisanej przez prof. Imielińskiego [zmarł latem 2010 roku] i dr hab. Dulkę. Gdy dr Dulka zobaczył, jak wykorzystano jego pracę, złapał się za głowę.

SPR wysłało do MEN opinię dr Dulki, z której jednoznacznie wynika, że podręcznik jest niezgodny ze stanem wiedzy naukowej. To jednak nie przeważyło szali. SPR docieka teraz, co brano pod uwagę przy ponownej ocenie podręcznika, czemu dokonały jej te same osoby, które wcześniej go rekomendowały, oraz czy są to aby osoby bezstronne – w świetle wcześniejszej współpracy dwóch z nich z wydawcą podręcznika.

Grunt to mieć się czym zasłonić

W SPR przyznają, że cała sytuacja przypomina walkę z wiatrakami.

To zabawa w chowanego – podsumowuje Paweł Szmit. - Środowisko naukowe, poza dwoma wyjątkami, unika zajęcia stanowiska w kwestii, w której w WHO jest konsensus. Wydawcy nie odpowiadają za swoje książki – oni ich przecież nie piszą, a tylko je wydają. MEN nie odpowiada za podręczniki, bo to rzeczoznawcy je oceniają i rekomendują. Efekt jest taki, że tylko nam się wydaje, że homoseksualność to sprawa dawno wyjaśniona – w istocie jest „debata” i wszystko może się jeszcze okazać – np. że rację mają Joanna Najfeld, Tomasz Terlikowski i Paul Cameron.

środa, 9 marca 2011

Gooooooool

Anton Hysén, urodzony w Wielkiej Brytanii 20-letni piłkarz, grający dla szwedzkiego klubu Utsiktens BK, w udzielonym wywiadzie powiedział, że „to popieprzone”, że jest pierwszym ujawnionym homoseksualnym piłkarzem. „To chore, kiedy o tym pomyśleć… Gdzie są wszyscy pozostali?” – dodał. Hysén, której ojciec grał w Liverpoolu w latach 80., ujawnił, że jest gejem w wywiadzie dla czasopisma: "Jestem piłkarzem. I gejem. Jeżeli dokonuję czegoś w piłce nożnej to raczej nie ma znaczenia czy lubię chłopców czy dziewczyny" - powiedział Hysen. Ojciec chłopaka przyznał, że cieszy go decyzja syna.


poniedziałek, 7 marca 2011

Analogia dojrzewania

Michael Stipe z REM oświadczył, że w 80% jest gejem. Troche mnie to śmieszy, bo kiedyś twierdził, że jest hetero, potem biseksualny, a teraz proporcje jego biseksualizmu wynoszą ponoć 80% do 20% na korzyść homoseksualizmu. Jendocześnie Stipe mówi, że nie chce się określać jako biseks bo nie lubi etykiet. A ja myśle, że nie lubi etykiety biseksa bo nim nie jest. Założę się, że te 20% w kierunku kobiet oznacza, że miło się z nimi spędza czas, rozmawia, przytula a pewnie nawet i popieści lub pocałuje. Tylko co to ma wspólnego z pożądaniem?! Stipe mówi dziś, że nim rozpoczął współżycie z męzczyznami miał tez udane kontakty seksualne z kobietami. (No na pewno!) A teraz się okazuje, że już nie ma i sypia tylko z facetami. Gdzie on tu widzi biseksualizm? Ja też miałem kontakty seksualne z kobietami, ale to, że skończyły się moim wytryskiem nie oznacza ani tego, że były satysfakcjonujące, chyba ze dla Stipe to własnie oznacza słowo satysfakcjonujące. Dla mnie nie. Spuścić się jest łatwo, trudniej o poządanie. Szkoda, że trzeba będzie zapewne czekać kolejne kilka lat, żeby usłyszeć, jak Stipe wydusi w końcu z siebie, że jest pedałem. Cała historia Stipe'a to Ricky Martin bis. On też był dla świata najpierw hetero, potem bi a na końcu gejem. To zawsze jest bardzo żenujące, kiedy gwiazdy tłumaczą się z ukrywania swojego homoseksualizmu. Prościej byłoby powiedzieć prawdę, że chodziło o obawy utraty fanów i pieniędzy, ewentualnie problemy związane z brakiem samoakceptacji. Jednak na taką szczerość wciąż mało kogo stać. A szkoda.

niedziela, 6 marca 2011

Sydney - Mardi Gras 2011





















W Polsce zimno i ponuro. W Australii pełnia lata i kolejny festiwal gejowski Mardi Gras. Wczoraj przez ulice Sydney przeszła 34-ta parada, której tematem przewodnim były prawa małżeńskie. Hasło tegorocznej imprezy brzmiało „Say Something!”. Szkoda, że w Polsce hasła polityczne nie mają siły przebicia i wciąż zachowujemy się jakby zabraniano nam kochać, podczas gdy nie chodzi przecież o prawo do miłości a o prawo do równości prawnej naszych związków. Na hasło „Powiedz coś!” nikt w Polsce niestety nie wpadł, a szkoda, bo jest wyraziste, jasne, krótkie i dobitne. „Say Something!” to kampania społeczna wzywająca władze australijskie do wprowadzenia małżeństwa osób tej samej płci. Na tegorocznej paradzie elementy małżeńskie były bardzo wyraźne. Wiele osób ubranych było w stroje ślubne. W strój ślubny ubrana była także karykaturalna kukła przedstawiająca premiera Australii Julię Gillard, która jest przeciwna równouprawnieniu. W Australii obowiązuje wciąż ustawa zakazująca małżeństw jednopłciowych. W ostatnim miesiącu Partia Zielonych, która jest w koalicji rządzącej z Partią Pracy, wniosła projekt zniesienia tego zakazu. Projekt poparła część członków Partii Pracy wbrew przewodniczącej partii Julii Gillard, która nadal wypowiada się przeciwko tym rozwiązaniom. Sprawy małżeństw homoseksualnych nabierają jednak rozpędu i kto wie, kto wie…





sobota, 5 marca 2011

Bi

Przeczytałem dzis artykuł o biseksualności, w którym komuś się wydawało, że jest bi, bo seks z kobietą nie był dla niego "mission impossible". Dla mnie seks z kobietą też nie jest „mission impossible", a jestem gejem. I myślę, że u większości gejów jest tak samo. To, że się prześpię z kobietą nie czyni mnie ani heterykiem, ani biseksulistą, jak się niektórym wydaje. To nie ma nic wspólnego z orientacją. Jedno jest zachowaniem a drugie to coś znacznie więcej. Poznałem wielu facetów, ktorzy określali się jako bi a byli homo. Bi było dla nich jakąś dziwaczną próbą "wyjścia z twarzą" przed innymi ludźmi (wg nich bo wg mnie absolutnie nie). Mój dobry kumpel miał żone i dzieci. Do niedawna twierdził, że jest bi, choć nigdy nie szukał na boku żadnej kobiety a tylko facetów, mimo tego, że z żoną rzadko w sypialni coś robił poza spaniem. Teraz znalazł faceta, odszedł od żony i mówi, że to nie była prawda z tym, że jest bi. Twierdzi, że mówił tak ze względu na żonę. Jestem ciekaw ile osob robi tak samo. Ja uważam, że dużo. Biseksualizm w postaci 50/50 według mnie nie istnieje, a dla większości spośród owych "bi", miano biseksualisty jest próbą ukrycia homoseksualizmu.

Born This Way by Manchester Gay Village

piątek, 4 marca 2011

Furtka

Wczoraj senatorzy PiS-u, ale także PO mówili, że nie dodanie forsowanego przez homofobów zapisu o nie uznawaniu przez Polskę związków osób tej samej płci grozi Polsce to, że zalegalizuje się także poligamię i pedofilię. Jest to co najmniej śmieszne, bo poprawka PiS-u nie zakazywała uznawania ani poligamii ani pedofilii. Mówiła tylko o związkach jednopłciowych. Totalny bezsens. Co do poligamii najlepiej skomentował to blogger i człowiek-instytucja Arkadiusz Karski pisząc:

„Z tą poligamią jest dokładnie na odrwót: teraz jest legalna: dwa lata temu zawarłem ślub z mężczyzną, którego skutków RP nie uznaje. W RP jestem nadal kawalerem. Teoretycznie mogę więc według polskiego prawa zawrzeć kolejny ślub z mężczyzną, w Niemczech, potem w Hiszpanii, za każdym razem USC w Polsce będzie mi wydawał zaświadczenie, że Arkadiusz Karski jest stanu wolnego i może zawrzeć związek za granicą…”

Trudno się nie zgodzić. Co do „furtki” mam nadzieję, że rzeczywiście ona istnieje. Nie jestem prawnikiem, więc trudno mi się wypowiadać w tej kwestii. Ryszard Kalisz powiedział dziś rano w Trójce, że jego zdaniem furtka nie do końca jest zamknięta. Potwierdza to również Cimoszewicz. Czekam wciąż na to, kiedy w końcu osiedli się w Polsce małżeństwo jednopłciowe z dzieckiem, którego obaj małżonkowie są ojcami. Ciekawe co powie na to sąd polski. Co z dokumentem tożsamości dziecka i danymi dotyczącymi rodziców? Kto będzie mógł decydować o operacji dziecka? Gdyby weszła proponowana poprawka to żaden z ojców w Polsce nie mógłby zezwolić na operację, ani podjąć żadnej decyzji w jego sprawie. A co w przypadku rozwodu? Czy pozostawi dziecko bez alimentów i skrzywdzi dziecko.? Nie wyobrażam sobie, by sąd nie uznał wówczas związku zawartego zagranicą. A może już takie pary są?!

czwartek, 3 marca 2011

Senackie debilizmy

Dziś w Senacie kolejny dzień głupoty, nietolerancji, chamstwa i głupoty. Oto niektóre przykłady:

Stanisław Piotrowicz (PiS):

"Teraz jednak mamy do czynienia z nową jakością, bo oto pojawiają się związki homoseksualne, które w otaczających nas krajach, w większym lub w mniejszym stopniu, są sankcjonowane, i my chcemy dać wyraz naszemu stosunkowi do tego."

Stosunek jest taki, że nie ma się czym szczycić. Nie rozumiem skąd tyle zaciekłości.

"W kontekście gigantycznej ofensywy homoseksualnego lobby, które na całym świecie, a w Unii Europejskiej w szczególności, zmierza do zniszczenia instytucji rodziny opartej mamałżeństwie między kobietą a mężczyzną, przyjęcie takiej ustawy bez poprawki jest szkodliwe. Chciałbym podkreślić, że homoseksualne lobby, uderzając w naturalną rodzinę w imię utopijnej wizji człowieka i społeczeństwa, godzi w same fundamenty porządku społecznego i przyczynia się do destrukcji naszej cywilizacji, proponując zamiast stabilnej i kochającej się rodziny wypaczony model życia i relacji ludzkich."

Jak związek homoseksualny może zniszczyć rodzinę?! Takie dywagacje są absurdalne. Wprowadzenie związków partnerskich wzmocni rodzinę, gdyż obejmie regulacjami prawnymi i gwarancjami oraz obowiązkami związki homoseksulane. Jest to zatem rozciągtnięcie idei małżeńskich i związnaych z tym wartości na pary jednopłciowe. W niczym to nie wpływa na związki heteroseksualne. Zapewniam też - na własnym przykładzie - że osoby homoseksulane tworzą stabilną i kochającą się rodzinę. Trend w związkach homoseksualnych jest dokładnie odwrotny niż w heteroseksualnych. Wśród heteroseksualistów coraz powszechniejsze są wolne związki, a rozwody zaczynają być powszechnością. Wśród związków homoseksulnych jest odwrotnie. Coraz silniej akcentuje się monogamię i stabilizację. Związki partnerskie mogłyby uratować statystyki rozwodowe. Jestem pewien, że odsetek rozwodów wśród par homo byłby mniejszy niż hetero. Tak jest na całym świecie w krajach, gdzie geje i lesbijki mogą rejestrować swoje związki. Polska nie byłaby wyjątkiem. W zwiazkach homoseksualnych nie ma dodatkowo systucji, w których związek jest legalizowany z powodu niechcianej ciąży czy presji rodziny, jak ma to miejsce u osób heteroseksulnych. Decyzja o zarejestrowaniu związku homoseksualnego jest podejmowana znacznie bardziej odpowiedzialnie i świadomie. Nie ma przymusu w postaci ciąży.

Czesław Ryszka (PiS) :

"Krótko mówiąc, odrzucenie tej poprawki w Sejmie spotkało się z ogromną krytyką także ze strony episkopatu, ze strony ośrodków, które bronią rodziny. To też, jako ustawodawcy, musimy wziąć pod uwagę. "

A co ma piernik do wiatraka? Nic. Episkopat, który składa się z samych mężczyzn stanu wolnego, nie jest żadnym ekspertem ani autorytetem w kwestiach rodzinnych. To tylko przedstawiciele jednej z wielu organizacji religijnych. Nie są oni niczym więcej.

"Nie bójmy się tutaj opinii, że jesteśmy homofobami."

Nie ma się co bać. To trzeba płakać na takimi zaburzonymi ludźmi jak Ryszka. I współczuć.

Ateistycznie

Oto, co mnie dzisiaj rozbawiło:


Living

Hipokryzja katolicyzmu

Katolicki uniwersytet w Filadelfii poinformował, że zwolnił pracującego na nim profesora po tym, gdy władze uczelni przeczytały na jego blogu, że od ponad dekady jest w stałym związku z innym mężczyzną - donosi serwis huffingtonpost.com.

Prywatna szkoła katolicka podjęła decyzję z powodu "publicznych oświadczeń profesora o jego związku homoseksualnym". Zwolniony profesor wykładał w szkole od 2009 roku m.in. teologię i naukę o Biblii.

Profesor potwierdził, że od 15 lat jest w stałym związku z innym mężczyzną. Powiedział także, że był zszokowany decyzją władz uczelni.

Przedstawiciele szkoły byli zaskoczeni tym, że zwolniony profesor był katolikiem. Jak jednak sam przyznał nie utożsamiał się z poglądami Watykanu na sprawy homoseksualne. Od lat związany był ze Starym Apostolskim Kościołem Ameryki, który akceptuje związki homoseksualne.

Władze uczelni stwierdziły, że sprawa nie zakończyłaby się zwolnieniem, gdyby profesor nie upublicznił swojej orientacji na blogu - czytamy na stronach huffingtonpost.com.

Jest to szczyt hipokryzji ze strony szkoły. Tryudno to pojąć, ale dla katoli lepiej się pieprzyć z kim popadnie, byleby o tym nie mówić, niż żyć w stałym związku przed całe życie z jednym mężczyzną, którego się obdarza miłością i oddaniem. To absurdalne. Szkoła, czy publiczna czy prywatna, nie ma prawa zwalniać nikogo z powodu orientacji seksualnej. To co robi i jak żyje nauczyciel po pracy nikogo nie powinno obchodzić. Decyzja szkoły jest kolejnym dowodem na totalitaryzm i łamanie praw człowieka przez tzw. kościół katolicki. Dlatego też ja nie chcę mieć z tą bandą homofobów nic wspólnego.

środa, 2 marca 2011

Jan Hartman - Gej straszy we mnie

Prawie wszyscy wychowaliśmy się w kulturze wstrętu. Tylko najbardziej wyzwoleni spośród nas brzydzą się wyłącznie brudu – inni cierpią na liczne awersje kulturowe

Jedną z nich jest wyuczony wstręt do homoseksualizmu. Wyuczony, bo jest cechą naszej kultury, echem archaicznego systemu „grzechów” podbudowującego porządek społeczny pustynnych plemion, które przekazały nam swe idee religijne i moralne. Wstręt jest uczuciem pospolitym, przez co tym łatwiej kłamać, że odczuwa go wobec homoseksualistów każdy, a dalej, że homoseksualizm jest „sprzeczny z naturą”. I nie wystarczy, że to „wynaturzenie” spotykane jest wszędzie, a tylko w niektórych kulturach jest potępiane. Nie wystarczy, że znane jest powszechnie w świecie zwierzęcym – zwolenników „prawa naturalnego”, które zawsze układa im się w zestaw stereotypów i uprzedzeń o nader partykularnym i ściśle kulturowym charakterze, nigdy nie interesuje prawda. Bo cóż to jest prawda, kiedy trzeba bronić narodu przed trucizną liberalizmu, ateizmu i pederastii?

Większość z nas znajduje się w takiej czy innej fazie rekonwalescencji po nabytej jeszcze w dzieciństwie homofobii. Już niby jesteśmy wyleczeni, a przecież nie do końca. Nie śmielibyśmy popierać dyskryminacji homoseksualistów, ale parad równości nie lubimy. Argumentujemy, że „nie należy eksponować publicznie seksualności, bez względu na orientację”. Udajemy przy tym głupszych, niż jesteśmy, bo przecież wiemy, że imprezy te mają charakter polityczny, a wyzywające zachowania mają być testem naszego rzeczywistego poszanowania równych praw gejów i lesbijek.

Na nieco dalszym etapie reedukacji etycznej z odrażającego narowu homofobii znajdują się ci, którzy łaskawie pozwoliliby na małżeństwa homoseksualne, ale, broń Boże, bez prawa wychowywania dzieci! Niech sobie robią, co chcą, w łóżku, niech tam dziedziczą po sobie i tak dalej, ale od psucia dzieci wara! I ja tak myślałem, ale musiałem zmienić zdanie. Lepiej późno niż wcale.

Załóżmy, że generalnie lepiej jest, żeby dziecko miało mamę i tatę, a nie dwie mamy lub dwóch tatusiów. Czy znaczy to jednak, że w każdym przypadku dziecku będzie lepiej w domu dziecka niż u pary gejów i lesbijek? Czy znaczy to, że każda para homoseksualna, na przykład para miłych i mądrych ludzi, jest gorszą rodziną dla dziecka niż każda para złożona z mężczyzny i kobiety, na przykład pijaków i złodziei? Chyba nikt nie śmiałby bronić takiej tezy. A skoro możliwy jest przypadek, że adopcja dziecka przez parę homoseksualną będzie dla niego lepsza niż pozostawianie w domu dziecka, to dlaczego prawo miałoby ją wykluczać? Czyżby restrykcja taka była w tym wypadku podyktowana dobrem dziecka? Oczywiście nie. A więc czym? Wstrętem do homoseksualizmu, bo czymże by innym? I tak koło się zamyka.

Dla tych, którzy nie wyleczyli się jeszcze do końca, mam wspaniałą propozycję. Przypomnijcie sobie wszystkie przeżycia i emocje homoseksualne z własnego dzieciństwa i młodości i postarajcie się je polubić. Bojąc się gejów i lesbijek, boimy się „geja” czy „lesbijki” w nas samych. Gdy dojdziemy do ładu z własną homoseksualnością, kurację będziemy mogli uznać za zakończoną.

„Przekrój” 8/2011

Miłość nie wyklucza w pracy

na tablicy informacyjnej u mnie w pracy