środa, 30 stycznia 2013

Prof.Łętowska o związkach partnerskich

Konstytucyjna ochrona małżeństwa nie czyni związków partnerskich sprzecznymi z konstytucją. Cezary Michalski: Jako prawnika i byłego sędziego Trybunału Konstytucyjnego chciałbym panią zapytać, czy minister sprawiedliwości Jarosław Gowin uniemożliwiając rozpoczęcie w komisjach sejmowych prac nad projektami ustaw o związkach partnerskich miał prawo powołać się na niezgodność tych projektów z konstytucją? Ewa Łętowska: To był argument czysto retoryczny, wypowiedziany w ogniu walki politycznej, z punktu widzenia czysto eksperckiego nie mający żadnej wartości. A to z paru powodów. Po pierwsze, nie ma zakazu kierowania do pracy w komisjach sejmowych projektów ustaw nawet jawnie niekonstytucyjnych. Podkreślam „nawet jawnie niekonstytucyjnych”, bo tego kryterium odrzucone projekty ustaw o związkach partnerskich w żadnym sensie nie spełniają. Nawet jednak nad jawnie niekonstytucyjnymi projektami ustaw proceduje się w komisjach sejmowych właśnie po to, aby ich wady prawne usunąć. Do tego m.in. służy proces legislacyjny w parlamencie. Zresztą akurat w tym parlamencie na brak inicjatyw zupełnie niekonstytucyjnych, nad którymi jednak procedowano, nie możemy się uskarżać. Więc już na tym pierwszym poziomie argument Jarosława Gowina nie miał żadnej wartości merytorycznej? Ale to jest najmniej ważny poziom, bo najważniejsze przekłamanie, którego dopuścił się minister Gowin dotyczy istoty rzekomej „niekonstytucyjności” tych projektów. Proszę zwrócić uwagę na konstrukcję Artykułu 18. Konstytucji. Tam jest powiedziane, że „małżeństwo jako związek kobiety i mężczyzny, rodzina, macierzyństwo i rodzicielstwo znajdują się pod opieką Rzeczypospolitej Polskiej”. Już nawet dokonując analizy czysto semantycznej widzimy, że małżeństwo jako związek kobiety i mężczyzny to w rozumieniu Artykułu 18. coś innego niż rodzina, a rodzina to jeszcze coś innego niż macierzyństwo i rodzicielstwo. I każdy ten element z osobna znajduje się pod opieką i ochroną Rzeczypospolitej Polskiej. Z tego wynika, że Artykuł 18. dopuszcza ochronę prawną rodziny, która jednak może być rozumiana jako coś innego niż małżeństwo, istotnie zdefiniowane w Konstytucji jako związek kobiety i mężczyzny. Wobec czego twierdzenie, że według Konstytucji rodzina to wyłącznie coś, co jest tożsame z małżeństwem jako związkiem kobiety i mężczyzny jest sprzeczne już z samym dosłownym brzmieniem Artykułu 18. A jak rozumiem, bo pewności nie mam, gdyż wypowiedź ministra Gowina była krótka i nie zawierała żadnej argumentacji, on mógł utożsamić „rodzinę” i „małżeństwo jako związek kobiety i mężczyzny”, co jednak w Artykule 18. nie występuje. Czy jednak z faktu objęcia ochroną przez konstytucję „małżeństwa jako związku kobiety i mężczyzny” wynika niemożność istnienia w polskim ładzie prawnym innych związków, chronionych zresztą na dużo niższym poziomie niż małżeństwo? Oczywiście, że nie. I tu przechodzimy do trzeciego argumentu, który deklaracji Jarosława Gowina nie pozwala traktować jako merytorycznie uzasadnionej na gruncie obowiązującego prawa. Otóż ludzie, którzy się zajmują prawem europejskim, wiedzą, że tam występuje rozróżnienie pomiędzy sytuacją sprzeczności jakiegoś rozwiązania jako zakazanego w prawie unijnym, a sytuacją, w której dany europejski akt prawny (europejski) nie sprzeciwia się czemuś, bo w ogóle nie zawiera wypowiedzi na temat tego rozwiązania faktycznego. Podobnie jest z Konstytucją. Jest oczywiste, że w jej Artykule 18. nie ma wzmianki ani o konkubinatach, ani o małżeństwach jednopłciowych, ani o żadnych innych formach związków partnerskich. Ale z tego, że Konstytucja nie wzmiankuje o konkubinatach, nie wynika, że konkubinatów zakazuje. Trzeba dopiero dowieść, oprzeć na jakimś rozumowaniu, że związki partnerskie czy konkubinaty są wrogie małżeństwu kobiety i mężczyzny, że ich legalizacja małżeństwu kobiety i mężczyzny zagraża. Ja takiego rozumowania u Jarosława Gowina nie dostrzegłam. Może on to zakłada jako oczywistość? Albo akceptuje wypowiedzi niektórych ludzi Kościoła, którzy również uważają za oczywistość, że legalizacja związków homoseksualnych zagraża istnieniu małżeństw heteroseksualnych, choć też żadnego dowodzenia nigdy nie przeprowadzili. Ale skoro u Jarosława Gowina nie ma śladu rozumowania dowodzącego, że konkubinaty, związki partnerskie par heteroseksualnych albo homoseksualnych – albo inne związki jednopłciowe w ogóle nieoparte o współżycie seksualne czy funkcję rozrodczą – zagrażają małżeństwu kobiety i mężczyzny, czyli łamią konstytucyjną zasadę ochrony małżeństwa kobiety i mężczyzny, zatem jego twierdzenie, że projekty ustaw o związkach partnerskich są sprzeczne z konstytucją, nie ma żadnych podstaw. Poza jego autentycznym własnym uprzedzeniem wobec takich związków albo próbą wykorzystania tej sprawy do budowania własnej politycznej pozycji. Wówczas mamy jednak do czynienia z dość prymitywną instrumentalizacją prawa. Kolejny argument: w polskim prawie, zwłaszcza w zakresie zabezpieczenia społecznego, istnieją liczne przepisy i częste orzecznictwo, również Sądu Najwyższego, gdzie w różnych postaciach dokonywano interpretacji „osoby bliskiej” w taki sposób, że objęto ochroną prawną zarówno niektóre formy konkubinatu, jak też związki innego typu, oparte na więzach bliskości, ale w ogóle niezakładające współżycia seksualnego czy funkcji rozrodczej. I tym ludziom przyznawano odszkodowania, gdy tak zdefiniowana osoba bliska poniosła śmierć na skutek wypadku, albo przyznawano jakieś inne świadczenia. Jest też cała pokaźna grupa ludzi – ja się z nią zetknęłam jako sędzia orzekający w Naczelnym Sądzie Administracyjnym – którzy zawarli małżeństwa konfesyjne w okresie pomiędzy 1946 a 1955 rokiem, kiedy nie było obowiązku, żeby ślub kościelny uzależniać od wcześniejszego zawarcia ślubu cywilnego. Sytuacja tych małżeństw nie została uregulowana w momencie wprowadzenia do Kodeksu Rodzinnego małżeństw konkordatowych, którym można przyznać status cywilno-prawnych, nawet jeśli nie towarzyszy im zawarcie ślubu cywilnego. Ale jest tamta grupa osób, o których prawa nikt się nie ujmuje, szczególnie ci, co tak zaciekle walczą ze związkami partnerskimi. Ja sama orzekałam w NSA w sprawie, gdy wdowie po kombatancie, która miała tylko ślub kościelny z tamtego okresu, próbowano odmówić świadczeń, bo uznano, że jej ślub miał tylko charakter konkubinatu. Ten przykład pokazuje całą absurdalność rozumowania, które tylko związkom formalnie określonym jako małżeństwo przyznaje w naszym systemie prawnym ochronę prawną wyłączną i wykluczającą wszystkie inne formy związków. No i wreszcie, gdyby dosłownie brać argumentację Jarosława Gowina i jego zwolenników, należałoby zakwestionować jako sprzeczne z konstytucją rozwody czy separacje, które przecież w bardziej bezpośredni sposób naruszają konstytucyjną zasadę „ochrony małżeństwa kobiety i mężczyzny” niż np. związki partnerskie zawierane przez pary homoseksualne. Zatem oni zaczną teraz atakować rozwody i separacje? Myślę, że nie warto im tego podpowiadać, ponieważ ich wrogość wobec rozdziału prawa świeckiego i nauczania Kościoła poszła tak daleko, że gdyby mieli wystarczającą siłę polityczną, także rozwód i separację zakwestionowaliby jako „działania niekonstytucyjne”. Ja bym powiedziała w ten sposób: minister Gowin należy do polityków, którzy bez żadnego oporu instrumentalizują prawo, a sformułowania w rodzaju „niekonstytucyjności” niewygodnego dla siebie rozwiązania prawnego wykorzystują z ogromną dezynwolturą albo w swojej działalności politycznej, albo do akcentowania swojej pozycji ideowej. Szkodzą w ten sposób zarówno prawu, jak też stosunkom społecznym. Ja przedstawiając tę parostopniową argumentację, przypomniałam, że w naszym systemie prawnym już istnieją rozwiązania, które w pewnym stopniu chronią związki o charakterze konkubinatów, a których nikt przy zdrowych zmysłach nigdy nie nazwał zagrożeniem dla małżeństwa kobiety i mężczyzny. Nikt nie ruszył też na razie z polską konstytucją w ręku na ideologiczną wojnę z rozwodami czy separacjami. I nikt się nie ujął za konkubentami, którzy w latach 1946–1955 wzięli tylko ślub kościelny. Tu trzeba być logicznym, ale w stanowisku Jarosława Gowina logiki nie ma. A może po prostu nie jest to logika prawna, tylko ideowa, bo ten sam problem dotyczy też innych kwestii światopoglądowych, gdzie nadużywany jest argument „sprzeczności z konstytucją”. Jak rozumiem, z polskiej konstytucji nie sposób wywieść rozstrzygnięcia w sprawie aborcji czy metody in vitro? Każde takie „wywiedzenie” będzie tylko polityczną czy ideologiczną instrumentalizacją prawa. Natomiast istnieje pewna zasada prawna, interpretacyjna, metazasada wykładni konstytucji. Jest to zasada „in dubio pro libertate”. Jeżeli konstytucja o czymś milczy, nie wolno jej interpretować jako zakazu dla wolności. Chyba, że dysponujemy siłą polityczną, a Jarosław Gowin widzi za sobą siłę „konserwatywnej większości” w tym parlamencie, siłę swojej frakcji w PO, siłę PSL-u bojącego się wpływu Kościoła na swój elektorat, siłę PiS i SP. Zatem może sobie pozwolić na odrzucenie zasady „in dubio pro libertate”. Myślę, że mamy do czynienia z taką sytuacją, jaka była w czasie Rewolucji Francuskiej. Większość parlamentu to jest „bagno”, ludzie wiotcy, którzy pójdą za aktualnym powiewem tego, co uważają za siłę albo za wiatr historii. Na to się nic nie poradzi. Prawo jest oparte na sile, stanowienie prawa jest oparte na większości parlamentarnej. A za jej jakość odpowiadają przywódcy polityczni, jeśli nabrali sobie ludzi, z którymi nie mogą się później dogadać, to jest ich wina. W ten sposób za Gowina czy Żalka odpowiada Donald Tusk, a za Krystynę Pawłowicz Jarosław Kaczyński. Ale jest też inny morał, że trzeba budować siłę polityczną własną, która tamtej sile mogłaby się skutecznie przeciwstawić. Ależ oczywiście, tyle że ja mniej w tym uczestniczę ze względu na wiek i temperament. Mnie szalenie razi unikanie nazywania rzeczy po imieniu, udawanie, że nie ma jakiegoś problemu, kiedy problem jest, tylko jego zauważenie politycznie się nie opłaca. Ja mogę zrobić tylko jedno, ja mogę sama powiedzieć, że coś jest nie tak. Mogę dostarczyć języka i argumentów. Tych z poziomu prawa faktycznego, a nie prawa używanego instrumentalnie do zastraszenia czy uniemożliwiania ludziom prowadzenia dyskusji.

sobota, 26 stycznia 2013

Sądy i ich wyroki (boskie)

Taki wymiar kary budzi u mnie politowanie i wstyd za polski wymiar „sprawiedliwości”. Warto przypomnieć karę dla księdza pedofila, który miał zapłacić swoim ofiarom zadośćuczynienie w zawrotnej kwocie 600 złotych! Czy innego pedofila w sutannie ze Szczawnicy, który przez dwa lata molestował 13-letnią dziewczynkę zmuszając ją do stosunków, a został skazany jedynie na 2 lata więzienia w zawieszeniu na 5 lat.
Smutny to kraj, w którym za posiadanie grama marihuany można trafić za kratki, za jazdę na rowerze po 1 piwie można trafić za kratki, za zaległości kilku złotych w ZUSu można trafić za kratki, za niezapłacone mandaty czy grzywny można trafić za kratki, ale jak ma się sutannę, to popełnione przestępstwo staje się błędem, nieporozumieniem, przykrym incydentem, niezręcznością lub czymś niezbyt fortunnym.
Tymczasem Superstacja za satyrę z pedofilskich księży została ukarana karą 70 tys. zł. za obrazę uczuć religijnych.

Polska lewica o homoseksualiźmie

Były szef SLD Grzegorz Napieralski pytany przez WPROST o to co zrobiłby, gdyby okazało się, że jego córki są homoseksualne odparł, że zaakceptowałby wszystko, co im nie szkodzi. - Jeżeli tak stałoby się, że moja córka przyszłaby i powiedziała: Tato, kocham kobietę, powiedziałbym - to Twój wybór! Wszystko, co jest szczęściem mojej córki, jest również moim szczęściem - zapewnił.



- Mam dwóch synów, oni są w młodym wieku, chodzą do szkoły podstawowej, mają 10, 11 lat. Nie wiem jak będzie w przyszłości. Mam nadzieję i chciałbym, żeby oni byli osobami o poglądach... heteroseksualnych. Ale uszanowałbym inne zapatrywania - powiedział poseł SLD Cezary Olejniczak.

Pomijam co mówiła Krystyna P. z racji tego, że jej poglądy są wynikiem zaburzeń i nie są normalne. To, co mówią członkowie SLD mnie przeraża nie mniej. Napieralski mówiąc, że orientacja seksualna jest kwestią wyboru i Cezary Olejniczak traktujący ją w kategoriach poglądu świadczy o tym, że nadal żyją oni w świcie sprzed co najmniej dwóch stuleci. Poraża mnie brak wyczucia. Teksty o wyborze i wyrażanie nadziei o tym, że dzieci będą heteroseksualne są dla mnie nie do przyjęcia. Nie dociera do tych panów zupełnie fakt, że gejem się po prostu jest a nie się cokolwiek wybiera, że dla geja jego orientacja jest najbardziej naturalna i sprawia mu przyjemność i daje szczęście identycznie jak w przypadku heteroseksualistów pociąg do płci odmiennej. Zupełna ignorancja i niewiedza.

Ja bardzo życzę Panu Cezaremu Olejniczakowi syna geja, który przeczyta w wywiadzie, że jego ojciec chcialby by był hetero. Ojcowie roku się znalezli. Kurwa mać! Nie da się nie przeklinać.

piątek, 25 stycznia 2013

Mdłości - głosowanie nad projektami ustaw

PO pokazało dziś kolejny raz, że jest partią antyobywatelską. PO sprzeciwiając się związkom partnerskim wystąpiło przeciwko obywatelom, przeciwko prawom dla swoich obywateli. Nie ma co owijać w bawełnę. PO pokazało swoją twarz – homofobiczną, chamską, irracjonalną. PO przyprawia o mdłości i wstyd. Pan Gowin, Pan Godson zakrywając się miłosierdziem odmawiają ludziom podstawowych praw i odbierają prawo do godnego traktowania. Reprezentują ciemnogród i zacofanie. Do tego z ich ust sypie się stek bzdur. Ich niewiedza i niekompetencja przyprawia o zawrót głowy. To na PO spoczywa krzywda ludzi, którzy nie będą mogli pochować ukochanych osób. To na PO ciąży odpowiedzialność za cierpienie tych, którzy nie zastaną dopuszczeni do informacji o swoim chorym partnerze. To na PO ciąży odpowiedzialność za tych, którzy będą musieli zostać bankrutami, by zapłacić podatek po zmarłej najbliższej osobie. Wstydzę się Polski, jaką reprezentują ci posłowie, brzydzę się chamstwem i homofobią, która ich charakteryzuje. Tak – CHAMSTWEM I HOMOFOBIĄ! Pan Gowin chętnie zrobiłby z Polski jeden wielki klasztor. PO powiedziała dziś milionom Polaków WON STĄD. Ja odpowiadam: TO WY WYPIERDALAJCIE Z MOJEGO KRAJU I NIE ZATRUWAJCIE GO SWOJĄ GŁUPOTĄ! Do zobaczenia przy urnach wyborczych.


A wszystkim osobom, które jakimś cudem zachwyciły się "historycznym" wystąpieniem premiera Tuska, radzę spojrzeć, jak pan premier głosował. Był jedynie za projektem PO, w pozostałych głosowaniach wstrzymał się od głosu. A jeszcze wczoraj na twitterze pisał, że ma nadzieję, że Sejm umożliwi prace nad wszystkim projektami. Sprytna sztuczka. Nie nabierzemy się na kłamstwa!

środa, 23 stycznia 2013

Bicie na alarm

Tomasz Lis w ostatnim felietonie popiera związki partnerskie, za co mu chwała i cześć. Ogólnie zgadzam się i popieram, ale smutno mi, kiedy przeczytałem w felietonie to:

"W żadnym projekcie nie ma mowy o prawie par gejowskich do adopcji dzieci, więc tym bardziej arcybiskupia i kościelna histeria są nie na miejscu. Żadna partia takiego pomysłu nie ma, więc nie ma co bić na alarm."

Czemu zdaniem Lisa ktoś miałby prawo bić na alarm, gdyby adopcja przez pary homoseksualne była dostępna? Ja nie widzę takiego powodu, tym bardziej, że prawo nie zabrania obecnie osobom homoseksualnym adpocji dziecka. Weim, praktyka idzie swoją drogą, ale przynajmniej w teorii jest to prawnie możliwe i będę tego bronił. A skoro tak to nie widzę żadnej róznicy, czy adpocji dokona jeden czy dwóch gejów. Poza tym jak ma się owo bicie na alarm w kontekście przytoczonych następnie przez Lisa słów Obamy:

"Nasza podróż nie będzie ukończona do momentu, gdy nasi gejowscy bracia i siostry nie będą przez prawo traktowani tak jak my."

Obama mówił o równym traktowaniu. Równe traktowanie oznacza także prawo do adpocji i prawo do małżeństwa, a nie do kompromisu jak zaleca posłom Tomasz Lis.

Na zakończenie chcę się podzielić newsem z Belgii, gdzie połowa adpotowanych dzieci wychowywana jest przez pary homoskesualne. Połowa!




poniedziałek, 14 stycznia 2013

Zwyczaje polskie - krzyż w Sejmie

Krzyż w Sejmie ma prawo wisieć - tak orzekł dziś sąd. Nie dziwi mnie to. Wszak społeczeństwo jest kołtuńskie to i sądy takie same. Nie mniej jdenak uzasadnienie sądu zatyka dech w piersiach. Sędzia Alicja Fronczyk w uzasadnieniu wyroku powiedziała, że większość społeczeństwa nie uważa, by kwestia krzyża w Sejmie "wymagała jakiegokolwiek rozstrzygnięcia". I to ma być uzasadnienie jakiegoś stanu rzeczy? Większość społeczeństwa uważa, że sprawa nadużywania władzy rodzicielskiej (czy nazywając rzeczy po imieniu przemocy wobec dzieci) też nie wymaga rozstrzygnięcia, a jednak bić nie można. W minionych stuleciach większośc społeczeństwa nie uważała, że kobietom należą się prawa wyborcze, a jednak prawa te kobietom przyznano. Powoływanie się na większość społeczeństwa nie jest argumentem, którym powienien posługiwać się sąd. To pachnie już totalitaryzmem i faszyzmem. Pragnę przypomnieć, że kilkadziesiąt lat temu większość społeczeństwa Niemiec uważała, że Żydom nie należą się prawa obywatelskie, a w USA większość społeczeństwa wypowiadała się negatywnie o prawach osób czarnoskórych. W RPA na przekonaniu o prawie większości do decydowania o mniejszości opierał się apartheid. Czy do takich wzorców sąd ma sentyment? Według sądu nieusuwanie krzyża, zawieszonego bez wiedzy Sejmu w 1997 r., nie jest bezprawne także dlatego, że ma to "zakotwiczenie w zwyczaju", ukształtowanym przez 16 lat jego obecności w Sejmie. Sędzia Fronczyk dodała, że zwyczaj to element prawa cywilnego, którego sąd nie może zlekceważyć. To kolejna kpina z prawa. Zakotwiczenie w zwyczaju ma także przemoc domowa, a ma historię znacznie dłuższą niż 16 lat. Zakotwiczenie w zwyczaju miało także niewolnictwo albo antysemityzm który doprowadził Żydów do haniebnej stodoły. Zakotwiczenie w zwyczaju to nie jest argument, kóry należałoby traktować poważnie. I niepoważnie brzmi sędzia, który ten argument wysuwa.




  



IN GAY WE TRUST

Ukrainki z feministycznej organizacji Femen wczoraj protestowały w Watykanie skandując "IN GAY WE TRUST". Podziwiam dziewczyny i popieram całym sercem. TVN w dzisiejszych wiadomościach pokazał relację z tego wydarzenia jak i wcześniejszych akcji Femen oraz komentarze kilku osób. Smutne i żałosne, że nie padło w komentarzach żadne słowo ani o tym o co dziewczyny walczą, ani o tym przeciwko czemu protestują. Dziennikarzom i komentatorom z TVN Femen kojarzy się tylko z cyckami i obrażaniem uczuć religijnych. I z kim tu dyskutować o prawach człowieka, jeśli po komentarzu o cyckach prowadząca wiadomości zaprasza widzów na kolejną rozmowę z Terlikowskim? Nie ma z kim niestety.

sobota, 12 stycznia 2013

Wyrok we Włoszech w sprawie opieki nad dzieckiem

Media rozpisują się o przełomie we Włoszech. Wśród nich i Gazeta Prawna i Gazeta Wyborcza, nie wspominając o mediach tzw. katolickich. Zabrał głos również Watykan. Chodzi o wyrok Sądu Najwyższego w sprawie przyznania opieki nad dzieckiem lesbijce. Gdyby wnioskować z mediów to możnaby dojśc do wniosku, że para lesbijek we Włoszech adoptowała dziecko, gdy tymczasem sąd potwierdził coś, co jest oczywiste i w Polsce, że biologiczna matka dziecka ma prawo do wychowywania swojego dziecka będąc w związku z kobietą. Sprawa dotyczyła określenia miejsca pobytu dziecka i toczyła się między matką a ojcem dziecka, który uważał, że dziecku będzie lepiej z nim niż z matką i jej partnerką. W całym orzeczeniu sądu nie ma mowy o tym, że prawa do opieki przysługują obu kobietom, ani że druga z kobiet przysposobiła dziecko. Nie było też we Włoszech żadnego zakazu wychowywania własnego dziecka przez osobę homoseksualną, jak sugeruje Gazeta Prawna (ponoć o profilu prawniczym, co szokuje w kontekście tej sprawy!!!). Gdzie więc ten przełom?Rozdmuchanie tej sprawy i jej znaczenia przybrało groteskowy obraz.

piątek, 11 stycznia 2013

Argumenty

Wracają do parlamentu projekty ustaw o związkach partnerskich. Łudzę się nadal, że posłów olśni. Jak to mawiają - nadzieja umiera ostatnia. Za niedługi czas będziemy mogli się przekonać jak bardzo obywatelska jest rządząca partia i czy - jak zapewnia wciąż Pan Radomir Szumełda - konserwatywne skrzydło PO to jedynie głośny margines. Głosowania nad projektami ustaw, które miały miejsce w ubiegłym roku pokazały coś zupełnie innego. ŻADEN poseł PO nie poparł wówczas projektów przygotowanych przez RP i SLD. Tym bardziej gratuję optymizmu Panu Szumełdzie i wiary w obywatelskość jego partii. Wracając do projektów ustaw to ośmielam się twierdzić, że u samej ich podstwy tkwi błąd. Wszystkie projekty opierają się na przeświadczeniu, że prawo do zawarcia związków partnerskich powinno przysługiwać zarówno parom hetero- jak i homoseksualnym. Nie mam wątpliwości, że wynika to z obaw przed głośnym poparciem dla rozwiązań dotyczącym par jednopłciowych. Stąd też w uzasadnieniach autorzy projektów przekonują, że dotyczyć będą one - tak jak we Francji - głównie par heteroseksualnych. Prawa dla związków homoseksualnych wydają się być przy tym jakby "na przyczepkę", są czymś dodatkowym. I w tym tkwi moim zdaniem błąd. Po pierwsze, związki partnerskie dla wszystkich są argumentem przeciwko nim. Pary heteroseksualne mają już możliwość zawarcia małżeństwa, także cywilnego w USC. Po drugie, związki partnerskie dla wszystkich mogą zostać uznane za niekonstytucyjne i tego bardzo bym się obawiał przy obecnym antypostępowym składzie Trybunału Konstytucyjnego. Po trzecie, prawa osób homoseksualnych schodzą przez to na dalszy plan, choć to osoby homoseksualne są pozbawione obecnie jakichkolwiek możliwości uregulowania stanu prawnego swoich związków. Dla jasności, nie jestem jakimś zapalonym przeciwnikiem tych projektów uważając, że lepsze to niż nic. Problem widzę w tym, że za bardzo podkreśla się jak to projekty pomogą tym, którzy żyją obecnie bez ślubu zamiast podkreślać to, że pomogą one przede wszystkim tym, którzy są obecnie pozbawieni możliwości ślubu. Osoby heteroseksualne żyją bez ślubu bo tak sobie wybrały, natomiast osoby homoseksualnym sie tego zabrania. Ta oczywista niesprawiedliwośći nierówność powinna leżeć u podstaw projektów związków partnerskich, a odnoszę wrażenie, że tak nie jest, a na pewno nie mówi się o tym wystarczająco wyraźnie. Znajduję tu analogię do debaty nad homorodzicielstwem, która została skomentowana w tekście na Trzyczęściowym Garniturze, który polecam. Zarówno w sprawie homorodzicielstwa jak i związków partnerskich argumenty wydają się być często nietrafione.

środa, 9 stycznia 2013

Totalitaryzm

Terlikowski u Lisa. Ogladałem niestety tego chama napedzając tym samym koniunkturę programowi. A nie powinienem i czuję z tego powodu wyrzuty sumienia. Nabijanie oglądalności przy użyciu przygłupiastego oszołoma jest obrzydliwe ze strony prowadzących programy publicystyczne. Przyznaję tu rację Magdalenie Środzie, która wystosowała apel o niezapraszanie Terlikowskiego do mediów. Co gorsza język nienawiści propagowany przez Terlikowskiego to język kościoła katolickiego. Głos reprezentantów kościoła katolickiego niczym nie różni się od faszystowskiej propagandy. To język III Rzeszy. I dlatego kościół powienin być tak jak faszyści rozliczany z tego co mówi. Państwo powinno wyciągnąć prawne konsekwencje oraz karać za obrażanie i wzywanie do nienawiści. Efektem głoszonej nienawiści przez katolickich hierachów są między innymi komentarze, które dziś znalazłem pod tekstem dotyczącym Anny Grodzkiej. Nie sądziłem nawet, że w Polsce jest tak źle. Obelgi, groźby, wysyłanie do szpitala albo komory gazowej. Na takie zachowania daje przyzwolenie kościół katolicki. Nie tylko daje przyzwolenie na obrażanie, ale sam obraża. Bezkranie, w imię wolności słowa. Jednocześnie za obrazę obrazu czy książki związanych z kultem religijnym można w Polsce iść do więzienia na kilka lat. Czy to nie jest totalitaryzm?

Wóżby na 2013 rok

Korzystając ze zwolnienia lekarskiego i mając dużo czasu na rozmyślania zastanawiam się co przyniesie nowy 2013 rok. W skali globalnej myslę, że będzie on jeszzcze bardziej przełomowy niż 2012. Anglia, Szkocja i Francja dołączą do miejsc, gdzie małżeństwa jednopłciowe są faktem. Watykan zapieni się jeszcze bardziej. Irlandia Północna zacznie dyskusje na ten temat, choć nie wróżę, że się skończy ona przed końcem roku. Myślę, że równośc małżeńska zawita na Nową Zelandię, ale Australię jeszcze ominie. W USA nie spodziewam się przełomu. Zapewne kilka stanów wprowadzi małeństwa homoseksualne, ale nie oczekuję po Sądzie Najwyższym odwagi, by przyznał gejom i lesbijkom prawo do małżeństwa we wszystkich stanach. Za 10 lat kolejny skład tego Sądu będzie ostro się tłumaczyć i przepraszać za tegoroczną decyzję. Myślę, że co najmniej jedno państwo zniesie karalnośc stosunków homoseksualnych. Stawiam na Jamajkę jako pierwszą. Może dołączy Malawi, choć tutaj byłbym dużo ostrożniejszy w przewidywaniach. Afryka to jednak nadal dziki kontynent, paradoksalnie dziki dzięki kolonialnym wpływom "cywilizowanego" Zachodu w przeszłości. Północna Afryka nadal będzie się radykalizować. Kto wie, może za jakiś czas w Tunezji i Maroku będziemy mieli Iran. Nie wróżę tam niczego dobrego. Teraz Ameryka Południowa. Tam oczekuję najwięcej zmian, choć boję się jednocześnie, że moje oczekiwania mogą okazać się zbyt duże. Oczekuję najwięcej po Brazylii. Małżeństwa na poziomie federalnym w tak dużym i liczebnym kraju zmieniłyby całkowicie mapę małżeńską świata. Urugwaj i Chile? Może, pożyjemy zobaczymy. A Polska? Nadal stagnacja. Przy obecnym układzie sił w parlamencie nie wierzę w jakąkolwiek zmianę. Przykro mi to pisać, ale myślę, że nadal Terlikowski będzie promował swoją głupotę w mediach, Kozłowska Rajewicz będzie za a nawet przeciw, a Tusk będzie reklamował Polskę jako krainę mlekiem i miodem płynącą, słowem nie wspominając o Szumełdzie, bo to przecież taka prywatna sprawa.

poniedziałek, 7 stycznia 2013

3 króli i brak rodziału kościoła od państwa

Święto Trzech Króli. W Polsce masowo organizowano marsze, do większości z nich dołożyły się samorządy. Czy powinny? - Możemy sfinansować byle jaką religijną imprezę, uzasadniając, że taka przecież kultura, a do tego finansowanie kleru ma tradycję setek lat. Tyle że czasy się zmieniają. Możemy sfinansować byle jaką religijną imprezę, uzasadniając, że taka przecież kultura, a do tego finansowanie kleru ma tradycję setek lat. Tyle że czasy się zmieniają, rozumienie prawa się na świecie (przynajmniej tym bardziej cywilizowanym świecie) zmienia, wymyślono nawet Prawa Człowieka, które przecież od zawsze, teoretycznie zgodnie z ideami chrześcijańskimi, powinny być realizowane. Podejście do religii i rozumienie w tym względzie roli państwa ewoluuje na wielką skalę od czasów reformacji, która do Polski prawie nie doszła w swoim czasie i, jak widać, do dziś nie dochodzi. A podobne tradycje, jak chrześcijaństwo, mają w Europie i inne idee czy zjawiska. To są naprawdę dłuuugie korzenie naszej cywilizacji. Tradycje ma brak poszanowania kobiet, zwierząt czy bicie dzieci. Bardzo głęboko zakorzeniony jest nacjonalizm. Obywatele są nieuczciwi? To też tradycja. Od tradycji chrześcijańskiej zgrabnie odejmuje się kościelne prześladowania wolnomyślicieli, palenie na stosach, inkwizycję, wojny, nazywając to skazami. Udział kultury chrześcijańskiej w kontekście praw kobiet i zwierząt uważa się za żaden, pomimo tego, że jest zasadniczy. Ba! Zależności w rozwoju gospodarczym zależą w bardzo dużej mierze od danej religii, o czym solidne opracowania istnieją już od dwóch wieków. Nie mamy problemu, jako kraj, z rozdzieleniem sfery światopoglądowej w sferze faszyzmu czy komunizmu. Nie mamy problemu z określeniem, czy ustrój feudalny dla chłopa był dobry czy zły i co w zakresie Praw Człowieka można, a czego nie. Jednak kwestie rozumienia równouprawnienia płci, orientacji seksualnych, koloru skóry itd. w Polsce dopiero raczkują. Niestety, o takim samym raczkowaniu możemy mówić w kwestii rozumienia neutralności światopoglądowej i rozdzielności Kościołów od państwa. Czy dokładanie z publicznej kasy do ramadanu byłoby dla katolików akceptowalne, jeśli ich święta by nie były dofinansowywane? Czy w ogóle dokładanie do imprez o zabarwieniu światopoglądowym (dodam - innym niż katolicki), byłoby akceptowalne? W normalnej sytuacji? Nie. Żadnej religii i żadnego światopoglądu. To jest religijna impreza, która, owszem, wpisała się w kulturę miasta i Polski, ale to nie jest żadne uzasadnienie, a tylko pokazuje mentalność, która, miejmy nadzieję, zmieni się jak najszybciej.

czwartek, 3 stycznia 2013

Maria Pawłowska - News z Watykanu – Geje zagrożeniem dla pokoju na świecie!

Mam dla Państwa wiadomość świeżo z Watykanu. Prawdziwy news i aż dziwię się, że wcześniej nikt nie miał tej epifanii. Ewidentnie papieżem nie zostaje się bez powodu. Ale dość już trzymania Państwa w nieświadomości. Cztery dni temu Benedykt XVI oświecił cały świat, że związki homoseksualne są (duużo werbli)… zagrożeniem dla pokoju na świecie! Nie mniej nie więcej. Papież konkretnie powiedział, że poparcie związków homoseksualnych jest (moje tłumaczenie): występkiem przeciwko ludzkiej prawdzie, która znacząco szkodzi sprawiedliwości i pokojowi Nie mam pojęcia czym jest “ludzka prawda” (ang. “truth of the human person”), ale może gdyby mnie nie wyrzucono swojego czasu z lekcji religii to bym wiedziała. W każdym razie przekaz jest jasny, nie dość, że geje i lesbijki są źli, niedobrzy, be i fe (a nie, przepraszam: kochaj człowieka, potępiaj grzech! czyli poprzedni fragment tyczy się tylko seksualnie aktywnych homoseksualistów i biseksualistów). W dodatku zagrażają sprawiedliwości i pokojowi na świecie! Jeszcze raz: szef organizacji, która (dla przykładu) systemowo ukrywa pedofilię, dyskryminuje kobiety i wyznawców wszystkich innych religii poucza nas teraz, że atakiem na sprawiedliwość i pokój na świecie jest legalizowanie związków kochających się dorosłych dlatego, że mają te same organy rozrodcze! Nie mam pojęcia, jak to się komuś składa w głowie w koherentną całość. Co wyjątkowo ohydne – papież wypowiedział te słowa dzień po strzelaninie w Newton, w której straciło życie 26 ludzi (nie, nie z rąk świeżo poślubionych gejów, w razie gdyby ktoś miał wątpliwości). Nie powinniśmy się nawet - moim skromnym zdaniem – zniżać do poziomu merytorycznej dyskusji z takim poglądami. Papież nie mówi tego co mówi, bo naprawdę myśli, że związki gejowskie są zagrożeniem dla pokoju na świecie. Jeśli tak by było, to powinny go przekonać tony badań pokazujące, że małżeństwa homoseksualne są tak samo stabilne jak heteroseksualne, że parom tej samej płci świetnie idzie wspólne wychowywanie dzieci, i kiedy n.p. Hiszpania zalegalizowała związki homoseksualne, następnego dnia nie wybuchła anarchia ani wojna domowa (swoją drogą, ostatni reżim wojskowy w Hiszpanii długo by się nie ostał bez poparcie kościoła katolickiego – coś jeszcze o pokoju i sprawiedliwości, Panie Ratzinger?). Papież mówi co mówi, bo jest homofobem reprezentującym instytucję, która nie radzi sobie w XXI wieku. Jak ktoś słusznie zauważył, odkąd papież dołączył do twittera, korzysta z technologii z XXI wieku żeby szerzyć swoją średniowieczną doktrynę. Jezus miał kilka bon motów – tak na przykład “kochaj bliźniego swego”, “ubóstwo uszlachetnia” albo “kto jest niewinny niech pierwszy rzuci kamieniem”. Jego wysłannicy na Ziemi zdają się kierować zupełnie innymi zasadami – im więcej pieniędzy, mniej przejrzystości, więcej zakazów i potępienia, tym lepiej dla hierarchii kościelnej. I teraz ten papież wymyślił, że nie zmiana klimatu, niestabilności geopolityczne, pazerność albo ludzka głupota są zagrożeniem dla sprawiedliwości i pokoju na świecie, ale ludzie kochający innych ludzi i chcący spędzić z nimi życie. Jedyne co mnie dziwi (poza może skalą ohydności tej deklaracji papieża), to, to, że w naszym dobrym katolickim kraju nie było o niej głośniej. Przecież to tak na rękę homofobom i bigotom, których ci u nas nie brak. Ale może… (można marzyć) nawet rodzimi szefowie stacji religijnych i inni niepokorni zoorietnowali się jak straszliwie głupie jest to co Bededyktowi wyszło z ust.

środa, 2 stycznia 2013

Szumełda - wywiad dla Wyborczej

Radomir Szumełda z PO udzielił kolejnego wywiadu. Tym razem bardziej poczytnej Gazecie Wyborczej. I tym razem wypadł chyba znacznie lepiej. Odpowiedzi jakby bardziej przemyślane, a i stosunek do PO bardziej racjonalny, a przez to bardziej krytyczny. Najbardziej zawiódł w tym wywiadzie dziennikarz Maciej Sandecki. Pytania tendencyjne, wałkowane przy okazji coming outu każdego cebryty - co na to rodzina, czy nikt nie miał pretensji o publiczny coming out itp. Szumełda to nie tyle celebryta, co jednak polityk więc i bardziej politycznego wywiadu się spodziewałem. Doceniam słowa Szumełdy dotyczące projektu ustawy o związkach partnerskich PO: "Bliższe są mi propozycje Ruchu Palikota, niż te zawarte w projekcie Platformy Obywatelskiej. Projekt Ruchu Palikota likwiduje dyskryminację podatkową mniejszości seksualnych. Dotyczy to dziedziczenia majątku przez partnera i wspólnego opodatkowania. O ile związki heteroseksualne wciąż będą miały wybór, o tyle związki jednopłciowe pozostaną dyskryminowane. A przecież z drugiej strony geje i lesbijki mają identyczne obowiązki podatkowe co wszyscy inni. Nie rozumiem, dlaczego premier Tusk i liberalne skrzydło PO opowiada się za dyskryminacją, która jest niczym innym jak wykluczaniem ogromnej części społeczeństwa. PO powinno trzymać się politycznego centrum, szanować każdego obywatela bez wyjątku, a tymczasem wciąż dryfujemy na prawo."