wtorek, 21 lipca 2009

Projekt: mój mąż

Bardzo mi się podobał ostatni felieton Ygi Kostrzewy „Projekt: moja żona”. Ma rację pisząc, że „postęp, zmiany społeczne, które są pożądane z naszego punktu widzenia (LGBTQ, aktywistów, osób jakoś zaangażowanych w ruch czy też sympatyków lub - po prostu - osób chcących zmieniać rzeczywistość na lepsze), nie dokonują się, skala naszych oddziaływań (parady, marsze, konferencje…) jest wciąż zbyt mała”. Nie sposób też nie zgodzić się, że „nie osiągnęliśmy jeszcze „masy krytycznej”, tj. zaistnienia w przestrzeni publicznej co dzień - w sposób „zwyczajny”. Coroczne przemarsze zwracają uwagę mediów. Liczne publikacje, komentarze – zarówno w mediach otwartych, jak i prawicowo-narodowych, opisujących jakieś żądania, historie obcych osób, przypadki z zagranicy. Nie ma tam NAS, czyli twarzy, które mogą się kojarzyć komuś z osobą z krwi i kości. Nasi sąsiedzi nie widzą nas - sąsiadek i sąsiadów, nasza rodzina i nasi znajomi nie wiedzą o nas, współpracownicy nie znają nas od „tej” strony”. Dlatego –jak Yga – uważam, że dla przeprowadzenia zmian w Polsce na lepsze koniecznym jest ujawnianie się gejów i lesbijek w codziennym życiu – wśród znajomych, współpracowników, rodziny itd. Geje i lesbijki poprzez to, że się nie ujawniają doprowadzają do tego, że są spychani na margines życia społecznego i politycznego, co prowadzi do ugettowienia ich życia. Dla mnie niewyobrażalne i absurdalne jest, że dwóch gejów żyje ze sobą przez kilka lub kilkanaście lat, ukrywając ten związek i pilnując bezustannie, by nikt poza nimi się o nim nie dowiedział. To jest nie tylko smutne, ale i żałosne! To sytuacja patologiczna. Najgorsze jest jednak to, że przez takie osoby nic się w Polsce nie zmienia i cierpią na tym nie tylko te osoby, ale i całe środowisko. Dlatego mówmy o naszych związkach, nie ukrywajmy ich, bo są piękne i wartościowe. Miłość, którą obdarzamy naszych ukochanych i którą oni obdarzają nas, zasługuje na to by być nie tylko jawna, ale i afirmowana.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz