poniedziałek, 30 listopada 2009

Protect Every Kiss

Znaleźć coś pozytywnego w tragedii

- Krzyczeli "pedał!" i wybili mi zęby - mówi Łukasz. Do zdarzenia doszło w centrum stolicy, przy Metrze Centrum. Paru osiłków zaczepiło przechodzącego obok nich mężczyznę. Jeden z nich uderzył go w twarz. Sprawca został jednak zatrzymany przez... swoją ofiarę. - 25 listopada, około godz. 20 w samym centrum stolicy, przy Metrze Centrum, pobito geja - donosi czytelnik serwisu Alert24. Alertowicz powołuje się na stronę InnaStrona.pl, która jako pierwsza napisała o sprawie. - Zaczepili mnie jacyś ludzie, pytając, czy dorzucę im się do piwa czy coś takiego - relacjonuje Łukasz, ofiara pobicia. - Mijając ich, odmówiłem. Wtedy jeden z nich krzycząc "pedale!" walnął mnie w twarz tak mocno, że wybił mi dwa zęby - dodaje. Zbir rzucił się do ucieczki, jednak chłopak nie dał za wygraną i ruszył w pogoń. - Goniłem go, prawie dławiąc się krwią. W biegu udało mi się zadzwonić na policję - opowiada. Dzięki pomocy strażniczek miejskich oraz przypadkowego przechodnia, mężczyznę udało się złapać. Łukasz opowiada, że schwytany tłumaczył się przed policją, że "gejów przecież trzeba bić"."Sprawą zajmie się prokuratura" Przebieg zdarzenia potwierdził rzecznik prasowy Komendy Policji w Śródmieściu, Tomasz Oleszczuk. - Ofierze nie wybito zębów, choć prawdą jest, że chłopak został uderzony, a jego zęby zostały uszkodzone - tłumaczy. Chłopak po zdarzeniu trafił do szpitala, gdzie poddał się obdukcji. - Teraz prokuratura wystąpi do lekarzy o dokumentację, którą zbada biegły. Potem nastąpi kwalifikacja prawna czynu - dodaje rzecznik.
W całej historii jest jednak coś pozytywnego. To już kolejna sprawa, która znajdzie swój finał w sądzie, a sprawca zostanie ukarnany. Na szczęście mijają czasy, w których gejów bije się bezkarnie, a ofiary boją się zgłosić na policję. Może po tym etapie nadejdą czasy, kiedy w końcu będzie normalnie.

Prawo do unieszczęśliwiania

35-letnia Monika, mając już troje dzieci zdecydowała się urodzić dziecko dla swojej 34-letniej koleżanki. Sprawa wyszła na jaw w szpitalu, kiedy biologiczna matka podała dane drugiej kobiety i nie chciała pokazać swojego dokumentu tożsamości. Prokuratura Okręgowa w Łodzi postawiła biologicznej matce dziecka zarzut wyłudzenia poświadczenia nieprawdy w dokumentach medycznych oraz posługiwanie się dokumentem tożsamości innej osoby.- W przypadku koleżanki, która chciała zająć się wychowaniem dziecka i zostać jego matką w sensie prawnym, grozi jej kara pozbawienia wolności do lat trzech - powiedział Krzysztof Kopania z łódzkiej prokuratury. Kobieta najprawdopodobniej odpowie za współudział w przestępstwie. Los noworodka, chłopca, rozstrzygnie się w ciągu kilku najbliższych tygodni. Na pewno jednak nie wróci do biologicznej matki, która utraciła już prawa rodzicielskie. Pozostanie więc na razie w domu dziecka.
Gdzie tu logika?! Nie wiem. Wszyscy mogli być ustatysfakcjonowani - matka biologiczna miałaby satysfakcję z pomocy koleżance, koleżanka cieszyłaby się rodzicielstwem, dziecko miałoby kochającą i szczęśliwą rodzinę. System prawny i obowiązujące przepisy sprawiły jednak , że wszyscy są teraz nieszczęśliwi. Matka biologiczna z wyrokiem, koleżanka z wyrokiem i niczemu niewinne dziecko także ukarane - zamiast cieszyć się dzieciństwem w rodzinie będzie dorastało w domu dziecka. Kiedy słyszę takie historie krew mnie zalewa.

niedziela, 29 listopada 2009

Piotr Gawlik - Elżbiety Radziszewskiej przypadek szczególny

Do tego, że Platforma Obywatelska nas nie lubi, zdążyłem się już przyzwyczaić. Nie pozwala mi o tym zapomnieć zwłaszcza wicemarszałek Niesiołowski, który co rusz, gdy trochę głośniej się robi o homoseksualistach, występuje w mediach i zieje ogniem w naszą stronę, niczym przed wiekami Smok Wawelski do pastuszków. Słysząc go, czuję się prawie jakbym słuchał „trzeciego bliźniaka”. No cóż, liberalna Platforma i radiomaryjny PiS nie zgadzają się absolutnie we wszystkim, ale w kwestii gejów i lesbijek wspólny język znaleźć potrafią. Niespodzianki się zdarzają...

I przełykam te obraźliwe epitety, jak gorzką tabletkę popijaną herbatą z cytryną. Jaki polityk, taki język i argumenty. W demokracji liczmy się, że czasem ktoś powie za dużo - bo mu wolno... podobno...

Z racji demokracji nie odmawiam PO i jej politykom prawa do nielubienia mnie. Wolę jasność sytuacji i dobrze, że mówią, co myślą. Ja mam długą pamięć, przyda się to przy wyborach!

Poruszyła mnie jednak wypowiedz pani Elżbiety Radziszewskiej, która na pytanie czy uważa, że powinno się zalegalizować związki osób tej samej płci odpowiedziała: „nie można mówić o tolerancji dla rzeczy nie akceptowalnych społecznie”. Gdyby ta pani była zwykła panią poseł, to wzniósłbym oczy do nieba, wziął głęboki wdech i wypuścił nosem powietrze – tak u mnie objawia się irytacja - łatwo poznać. Problem polega jednak na tym, że Radziszewska jest Pełnomocnikiem Rządu ds. Równego Traktowania. Do jej ustawowych obowiązków należy przeciwdziałanie jakiejkolwiek dyskryminacji, między innymi ze względu na orientację seksualną. I kto mi wytłumaczy, jak osoba, która nie ma wrażliwości, empatii i ewidentnie nie rozumie jednej z grup dyskryminowanych, którą ma chronić przed dyskryminacja, jest wstanie to robić? Może trzeba by Palikota zapytać? On też z PO, a tyle dla środowiska LGBT zrobił, że aż Hiacynta dostał, może on będzie wiedział?

Dla mnie fakt, że nie mam prawa do wspólnego rozliczania podatków z osobą, z którą jestem, żyję, prowadzę wspólny dom, jest dyskryminacją. Jest dyskryminacją to, że nie mogę uzyskać informacji o stanie zdrowia, osoby którą kocham. Jest dyskryminacją także to, że nie mogę dziedziczyć po moim partnerze, tak jak mogą małżonkowie. Jest dyskryminacja, że nie mogę w żaden sposób zalegalizować mojego związku!

Nie wiem jak po swojej wypowiedzi pani pełnomocnik może mnie jeszcze chronić przed dyskryminacją...

piątek, 27 listopada 2009

Adam Joseph - Finally



Tak na marginesie - Austria (w końcu!!!) wprowadza instytucję związków partnerskich dla gejów i lesbijek. Choć to nie to samo co instytucja małżeństwa to jednak ogromny krok na przód.

środa, 25 listopada 2009

Homoerotyzm i siatka

Może obalimy mit poznaniaka jako nudnego biznesmena albo mieszczucha bez polotu. Nasi czołowi prowokatorzy: Tomasz Wendland i Paweł Leszkowicz za kilka miesięcy wejdą do Muzeum Narodowego w Warszawie. Pierwszy opakuje gmach siatką, drugi - skupi się na wątkach homoerotycznych w sztuce.

Najpierw, już w marcu 2010, ze sztuką Azji wkroczy Wendland. Jego wystawa "Mediatorzy" będzie pierwszą ekspozycją sztuki współczesnej w warszawskim Muzeum Narodowym za czasów kadencji Piotra Piotrowskiego - też poznaniaka, profesora w Instytucie Historii Sztuki UAM. Wendland chce opakować gmach muzeum białą siatką z czerwonym napisem "Unreal", czcionka ma być identyczna jak w nazwie sieci supermartektów "Real". Opakowany gmach to tylko jeden element jego wystawy. Zasadniczym będzie budynek-galeria, zbudowany z kontenerów ułożonych w kształt litery U (taki kształt ma też MN) i postawiony na parkingu przed muzeum. W środku pokazane zostaną prace artystów m.in. z Chin, Japonii, Indonezji i Korei - w sumie 25 artystów. Na dachu kontenerów powstanie kawiarnia. Muzealny dziedziniec, dzielący kontenery od gmachu głównego, zamieni się natomiast w ruiny słowiańskiej świątyni. - To będzie mocna w wyrazie ekspozycja - zapowiada Wendland - dla Poznania szczególnie ważna, bo promująca II Mediations Biennale, które otworzy się w naszym mieście na początku września przyszłego roku. Tegoroczna impreza towarzyszyć będzie konferencji ASEM - spotkaniu ministrów kultury 43 krajów Europy i Azji. W czerwcu w salach MN otworzy się wystawa pt. "Ars homo erotica", pierwsza ekspozycja sztuki queer z Europy Środkowo-Wschodniej. W środowisku muzealników o tej ekspozycji zrobiło się już głośno zaraz po tym, jak Piotrowski ogłosił program Muzeum Narodowego na najbliższe dwa lata. Jej kuratorem jest Paweł Leszkowicz z Instytutu Historii Sztuki UAM, autor wielu opracowań naukowych i popularnych o sztuce gejowskiej i lesbijskiej, kurator głośnych swego czasu ekspozycji w Starym Browarze: "Miłość i demokracja", "Imperium zmysłów" oraz "GK Collection". Tym razem skupi się na wątkach homoerotycznych w sztuce dawnej i współczesnej. - Chcę zaprezentować około 200 dzieł sztuki, od antyku do XXI wieku: wazy greckie z przedstawieniami igrających młodzieńców, akty męskie wielkich mistrzów rzeźby i malarstwa, współczesną sztukę lesbijską i gejowską - mówi Leszkowicz. I dodaje: - Tak przekrojowej wystawy na temat homoerotyki nie zorganizowało jeszcze żadne muzeum na świecie, mimo że problematyka lesbijska i gejowska należy do kanonu wystawiennictwa światowego od 40 lat. Wystawa Leszkowicza to absolutna nowość w myśleniu o wystawach w warszawskim Muzeum Narodowym, które nastawione było dotąd raczej na wystawy historyczne. To jednocześnie czytelny sygnał, że ster tego muzeum przejął historyk XX wieku, doskonale zorientowany we współczesności. W 2011 roku sam przygotuje ekspozycję, którą muzeum chce się włączyć w spory i debaty współczesności. Wystawa "Demokracja" będzie mówiła o problemach sztuki i władzy w Europie Środkowej. Czy poznańskiemu desantowi, który swoimi projektami zmieni zapewne wizerunek Muzeum Narodowego w Warszawie, uda się też wprowadzić element twórczego szaleństwa do obrazu solidnego, oszczędnego, porządnego i nieco nudnego poznaniaka? Zobaczymy.

sobota, 21 listopada 2009

Elżbieta Radziszewska - Pełnomocnik ds. (nie)równego traktowania

Dzisiaj pełnomocnik rządu ds. równego traktowania Elżbieta Radziszewska powiedziała w Radiu Tok FM jasno dała do zrozumienia, że dyskryminacją ze względu na orientację seksualną nie zamierza się zajmować, a nawet jest przeciwna tolerancji wobec gejów i lesbijek. Oto fragment wywiadu:

E. R. - Pani mnie pyta o rzeczy, które są barwne, kontrowersyjne, a nie wszystkie z tych, o których jest mowa, do mnie należą.

TOK FM - Tak, bo to do pełnomocnika od równego traktowanie też należą kontrowersyjne rzeczy. Lewica złoży projekt legalizacji związków partnerskich, w tym homoseksualnych. I co mówi minister Radziszewska?

E. R. - Ja pamiętam sprzed 5 lat sytuację, kiedy lewica już, pani Jaruga-Nowacka, proponowała tę ustawę i lewica jej nie poparła, ona nigdy nie ujrzała światła dziennego i dzisiaj, podejrzewam, że będzie podobnie.

TOK FM - Ustawa nie ma szans?

E. R. - Pani Jaruga-Nowacka powiedziała zresztą: ona tej dyskusji jeszcze w swoim klubie nie przeprowadziła i nie wie, czy ta ustawa będzie. A po drugie: nie wiem, czy pani pamięta sprzed kilku miesięcy badania przeprowadzone wśród działaczy lewicy i tam ponad 60 procent aktywnych działaczy lewicy powiedziało...

TOK FM - Ale ja się nie pytam o działaczy lewicy, ja pytam, co mówi pani minister Elżbieta Radziszewska na ten temat.

E. R. - Ale ja pani mówię, że ustawa może wejść w życie wtedy, kiedy wnosi w życie wartości akceptowane społecznie. Nie może być tak, że mówimy o tolerancji dla skrajnej nietolerancji, ale również o tolerancji dla rzeczy nieakceptowalnych społecznie. Dzisiaj...

TOK FM - Czyli mówi pani stanowcze "nie"?

E. R. - Dzisiaj w Polsce nie ma przestrzeni ani społecznej, ani politycznej na uchwalenie ustawy o małżeństwach dotyczących osób homoseksualnych.

TOK FM - O związkach, związkach. Nie mówimy o małżeństwach, tylko o związkach.

E. R. - Zamiennie środowisko osób homoseksualnych używa obu sformułowań.

TOK FM - Czyli nie ma zgody.


Po wypowiedzi Pani Radziszewskiej można jedynie współczuć gejom, lesbijkom, kobietom i wszystkim Polakom, że mają takiego pełnomocnika rządu ds. równego traktowania. Mamy pełnomocnika powołanego do spraw zwalczania dyskryminacji, który popiera dyskryminację i dla ktorego związki homoseksualne są "nieakceptowalne". Mimo absurdalności tej sytuacji nie jest to jednak śmieszne. Jest to bardzo smutne i zatrważające! Dla mnie Pani Radziszewska jest nieakceptowalna, gdyż zapomniała o tym, że jest powołana do tego, by bronić równego statusu wszystkich Polaków, w tym gejów i lesbijek, bez względu na to, czy większość lub mniejszość popiera prawa homoseksualistów do legalizacji związków. Pani Radziszewska powinna stać na straży tego, by prawo gejów i lesbijek także w tej kwestii nie było łamane. To, że większość społeczeństwa jest homofobiczna nie zwalnia Pani Radziszewskiej z obowiązku zwalczania przejawów homofobii i działania na rzecz równouprawnienia osób homoseksualnych z heteroseksualnymi. Wręcz przeciwnie. To, że większość społeczeństwa przejawia w różnym stopniu homofobię powinno być powodem do podejmowania zmasowanych działań w celu wyeliminowania tych homofobicznych zachowań. Wypowiedzi Radziszewskiej to dla mnie skandal. Osoba, która postrzega działanie na rzecz równości i sprawiedliwości społecznej jako kontrowersyjne i popiera dyskryminację w żadnym wypadku nie powinna się znaleźć na stanowisku takim jak pełnomocnik rządu ds. równego traktowania. Dlatego należy zaprotestować przeciwko takiemu stanowi rzeczy. A można to zrobić wysyłając poniższy list na podane adresy:


Pani Elżbieta Radziszewska
Pełnomocnik rządu ds. równego traktowania
E-mail: bprt@kprm.gov.pl
Faks: (+48) 22 694 72 34

Do wiadomości
Pan Donald Tusk
Prezes Rady Ministrów, kontakt@kprm.gov.pl, faks (+48) 22 6252637

Pan Janusz Kochanowski
Rzecznik Praw Obywatelskich, rzecznik@rpo.gov.pl, faks (+48) 22 827 64 53


Szanowna Pani,

w związku z Pani wypowiedzią z dnia 21.11, dotyczącą związków partnerskich dla par jednopłciowych, pragnę przypomnieć, że do Pani obowiązków należy m. in. "przeciwdziałanie dyskryminacji ze względu na orientację seksualną". Polecam gorąco lekturę Pani strony internetowej oraz rozporządzenia Rady Ministrów z dnia 22 kwietnia 2008 r. Znajdzie tam Pani obszerne informacje na temat zakresu Pani obowiązków.

Jako osoba homoseksualna jestem skrajne rozczarowany Pani dotychczasową działalnością w zakresie przeciwdziałania dyskryminacji ze względu na orientację seksualną. Z moich informacji wynika, że w ciągu dwóch lat nie zrobiła Pani w tej kwestii zupełnie niczego. Dziś dowiedziałem się, że związki partnerskie par jednopłciowych są według Pani "nieakceptowalne". Zasugerowała Pani również, że osoby homoseksualne nie dostrzegają różnicy między małżeństwem a związkiem partnerskim. Informuję Panią, że w obu kwestiach nie ma Pani racji. Pani wypowiedzi są dowodem kompletnej nieznajomości problemów, z jakimi borykają się osoby homoseksualne w Polsce.

Domagam się natychmiastowego zwolnienia obejmowanego przez Panią stanowiska. Jestem przekonany, że powołanie Pani na piastowany obecnie urząd było tragiczną w skutkach pomyłką. Jako osoba homoseksualna domagam się od pełnomocnika rządu ds. równego traktowania pomocy a nie ataków. Pani tej pomocy nie jest mi w stanie zapewnić.

Z poważaniem

poniedziałek, 16 listopada 2009

Cut Homophobia













Katolicyzm - wzorzec braku moralności

Katolicka szarańcza szaleje nadal. Jej przywódcy są pozbawieni jakiejkolwiek moralności i ich obłęd się pogłębia niestety. Są na to dwa nowe dowody.

Pierwszy to wypowiedź biskupa Janusza Kalety, dla którego sama obecność homoseksualistów w Watykanie to "prowokacja”. Dał on ostatnio do zrozumienia, że homoseksualni turyści w Watykanie są niepożądani - nawet jeśli chcieliby się tylko modlić w Bazylice Świętego Piotra. Katolicki biskup Janusz Kaleta, w wywiadzie dla czasopisma turystycznego powiedział, że geje nie powinni mieć prawa przebywania w Watykanie, tak jak nie muzułmanie nie mogą zwiedzać meczetów. Cóż za wzorce!!! Tylko pogratulować. To wyraźnie wskazuje, że katolicy i muzułmanie są głęboko zaburzeni pod tym względem i ich choroba jest tak samo bardzo zaawansowana. Czasami można odnieść wrażenie, że katolickim hierarchom marzą się stosy, ściganie niewierzących i topienie czarownic. A najśmieszniejsze jest to, że Watykan – podobnie jak cały kościół katolicki - jest pełen zakamuflowanych, zakompleksionych pedałów. Chora ideologia katolicka niestety nie ułatwia im wyleczenia się ze swej homofobii i życia zgodnie ze swą naturą.

Drugi z nowych dowodów na to, że to katolicy są prawdziwą kulturą śmierci i zagrożeniem dla społeczeństw to szantaż ze strony hierarchów katolickich, którzy oświadczyli, że kościół katolicki w Dystrykcie Kolumbii zrezygnuje z pomocy osobom bezdomnym i ubogim w przypadku, gdy władze stanu zalegalizują cywilne małżeństwa homoseksualne. Rzeczywiście niesamowity akt miłosierdzia.

A dla tych, którym się mylnie wydaje, że tylko heterycy mogą być dobrymi wierzącymi dedykuje poniższy filmik.

Westerwelle vs Homofobia

Westerwelle nie spodziewa się żadnych problemów za granicą Minister spraw zagranicznych Niemiec Guido Westerwelle wypowiedział się ponownie w "Spiegel o swoim homoseksualizmie.
Niemiecki Minister Spraw Zagranicznych Guido Westerwelle (FDP) powiedział, że nie spodziewa się żadnych problemów w trakcie wizyt zagranicznych z powodu swojej orientacji seksualnej. Powiedział, że wcześniej przez wiele lat odbywał liczne wizyty zagraniczne jako lider partii i nie spotkał się z trudnościami z tego powodu, że jest gejem. Nie spodziewa się też ich teraz jako minister.
Na pytanie, czy nie spodziewa się problemów w kontaktach z krajami muzułmańskimi, odpowiedział: "Są kraje, gdzie kobiety są systematycznie prześladowane. Są kraje, gdzie kobiety są traktowane w sposób, który uznajemy za szokujący. Mimo to Niemcy wybrały kobietę na kanclerza”. Dodał, że byłoby to niemoralne, „gdybyśmy ograniczali naszą wolność dlatego, że inni jej nie podzielają”. Westerwelle powiedział, że fakt, iż żyje z drugim mężczyzną, nie ma żadnego znaczenia na jego polityczną karierę jest wyraz wielkiego postępu społecznego jaki dokonał się w Niemczech.

Dobrze byłoby, żeby homoseksualny minister spraw zagranicznych zajął się losem prześladowanych homoseksualistów w niektórych krajach, zwłaszcza państw Bliskiego Wschodu. Jest – niestety - ku temu teraz okazja. Media podały, że kolejny raz w Iranie zagrożonych egzekucją z powodu homoseksualizmu jest trzech niepełnoletnich chłopaków. Ilu mężczyzn jest każdego roku pozbawianych życia z tego powodu tego nawet nikt dokładnie nie wie. Szacuje się jednak, że skala mordów jest szokująca. I to w kraju, gdzie geje nie ujawniają się.


Zdjęcie z egzekucji 2 nastolatków w Iranie (2005 r.)

Piotr Pacewicz - Kościół przeciw tej tolerancji

Kościół odmawia gejom i lesbijkom prawa najważniejszego- do ich sposobu na bycie człowiekiemDziś, w Międzynarodowym Dniu Tolerancji, Olsztyn debatuje, czy jest miastem tolerancyjnym wobec mniejszości seksualnych. Mam nadzieję, że na spotkanie w olsztyńskiej "Gazeta Café" przyjdzie sporo gejów i lesbijek, że odważą się pokazać. Wszędzie na świecie właśnie masowy comning out (po naszemu "wyjście z szafy") zmieniał postawy. Coś się "heterykom" przestawia w głowie i w sercu, gdy się dowiadują, że ich kolega to gej, a sąsiadka jest lesbijką.Na razie większość Polaków - zapewne i w Olsztynie - jest zdezorientowana. Z jednej strony brzydko dyskryminować, ale z drugiej - lepiej, żeby ci geje i lesbijki siedzieli cicho.Innymi słowy, godzę się na twoją odmienność, pod warunkiem że o niej nie wiem.Ks. Jan Guzowski z Wydziału Teologii UWM, zapytany przez "Gazetę" w Olsztynie, idzie krok dalej: "Moim zdaniem należy się ujawniać i zgodnie z ewangelią żyć w prawdzie".Ale posłuchajmy tej zachęty dokładniej: "Sam homoseksualizm nie jest przestępstwem ani grzechem, a dopiero stosunki homoseksualne. Zresztą tak samo traktowane są pozamałżeńskie stosunki heteroseksualne". Zgodnie z katolicką nauką ksiądz toleruje więc geja czy lesbijkę, pod warunkiem że nie będą ze sobą sypiać. Dodaje porównanie ze zdradą małżeńską, co musi osoby homoseksualne szczególnie boleć, bo one zdradę przeżywają tak samo mocno jak osoby heteroseksualne. Jak zatem gej czy lesbijka mają się ujawnić? Roztropnie - to rada ks. Guzowskiego: "Bez tej roztropności osoba, która wyznaje prawdę o swojej orientacji, może spotkać się z szykanami czy zniesławieniem".Czyżby ks. Guzowskiego ruszyło ludzkie sumienie i chce osobę homoseksualną uchronić przed przykrościami? Niestety, nie o to chodzi."Chodzi o to, żeby się ujawnić, ale żeby nie było to widziane jako propagowanie homoseksualizmu, pokazywanie się, chwalenie się: patrzcie, jestem homoseksualistą" - ksiądz uruchamia wyobraźnię.I wraca do morderczego argumentu: "Przecież osoby heteroseksualne raczej nie chwalą się związkami pozamałżeńskimi". Na koniec powtarza rytualnie: "Seksualność to sfera intymna. Kiedy zaczynamy głośno o niej opowiadać, przestaje taka być".To zwykła nieprawda. O seksualności można głośno opowiadać nawet w Kościele - przykładem są książki ks. Ksawerego Knotza o rozkoszach małżeńskiego seksu. Ale to seksualność dobra - hetero. Inna to po prostu grzech i do piekła z nimi.Ogólnoświatowa Deklaracja Zasady Tolerancji z 1995 r. brzmi: "Tolerancja to szacunek, akceptacja i uznanie bogactwa różnorodności kultur na świecie, naszych form wyrazu i sposobów na bycie człowiekiem". To jest hasło na dzisiejszy dzień tolerancji. Mowa Kościoła katolickiego, nawet w wersji soft ks. Guzowskiego, w takich ramach się nie mieści. Bo Kościół odmawia gejom i lesbijkom właśnie tego najważniejszego prawa - do ich sposobu na bycie człowiekiem.

Tęczowe rodziny lepsze niż hetero

Para kobiet sprawdza się lepiej w roli rodziców niż tradycyjne pary - donosi "The Sunday Times". Gazeta powołuje się na badania Stephena Scotta z National Academy for Parenting Practitioners (państwowa placówka, zajmująca się edukacją w sprawach związanych z wychowywaniem dzieci). Profesor Scott twierdzi, że dzieci, które miały dwie mamy, lepiej radzą sobie w dorosłym życiu i wykazują większy zapał i zdecydowanie w walce o sprawiedliwość społeczną. Eksperci z zespołu profesora Scotta podkreślają, że dorastanie pod opieką dwóch kobiet nie ma wpływu na orientację seksualną dziecka.Do podobnych wniosków doszli naukowcy z London University oraz Clark University w Massachusetts. Według nich nie ma dowodów na to, że dzieci wychowywane przez dwie lesbijki są w jakikolwiek sposób poszkodowane. Okazuje się natomiast, że dziewczynki, które dorastały pod opieką dwóch kobiet, bardzo dobrze sprawdzają się w tradycyjnie "męskich" zawodach jak prawnik, czy lekarz.
A co z parą ojców? Myślę, że też sprawdzają się rewelacyjnie. Wystarczy poobesrwować na blogu tęczową rodzinkę ze Stanów Zjednoczonych.

niedziela, 15 listopada 2009

sobota, 14 listopada 2009

czwartek, 12 listopada 2009

Robert Biedroń - Nie straszmy homorodzicielstwem

Wojciech Wybranowski w swoim tekście z 2 listopada w „Rzeczpospolitej” napisał, że „gej może dostać dziecko”. „Wystarczy, że homoseksualista oświadczy przed urzędnikiem stanu cywilnego, że jest ojcem, i uiści opłatę skarbową” – pisze, strasząc czytelników, dziennikarz.

Wybranowski, nieprzypadkowo były dziennikarz „Naszego Dziennika”, zagrał na jednym z najbardziej odrażających stereotypów. Już sam tytuł „Homoseksualista szuka dzieci w Internecie” ma implikować sugestię, że gej to pedofil. Takimi tytułami opatruje się bowiem wiadomości o zboczeńcach, nigdy zaś o pełnych miłości heteroseksualnych parach, które zmagają się z trudnościami adopcyjnymi. Gej, według Wybranowskiego, nie może mieć instynktu ojcowskiego. Może co najwyżej kupić dziecko przez Internet, tak jak kupuje się zabawkę, by się nią pobawić, wykorzystać, a później porzucić.

Wzmocnieniem wiarygodności tekstu jest osoba Arkadiusza Karskiego – do czasu publikacji anonimowego mieszkańca dalekiego Budapesztu, ale dzięki Wybranowskiemu „aktywisty ruchu gejowskiego”. Nazwanie nieznanego Karskiego aktywistą gejowskim z pewnością podnosi rangę skandalu i sprawia, że jego „niecne” zamiary przeniesione zostają na cały ruch.

Dla Wybranowskiego fakt, że do takiego przysposobienia dziecka wzywa gej, jest przesłanką, że sprawa dotyczy tylko gejów. A przecież deklarację, że jest się biologicznym ojcem, może złożyć każdy mężczyzna – bez względu na orientację seksualną. Artykuł został jednak tak zbudowany, by zasugerować, że z takich przepisów korzystają (jeśli w ogóle korzystają) tylko geje.

Wybranowski poruszył jednak nie tylko fałszywy i wciąż funkcjonujący wśród nierzetelnych dziennikarzy stereotyp „geja pedofila”, ale także problem adopcji i wychowywania dzieci przez pary i samotne osoby homoseksualne. To kwestia warta uwagi, ale nie w atmosferze tabloidowego newsa.

Najważniejszą sprawą jest to, że, czy tego chce redakcja „Rzeczpospolitej” czy nie, dzieci są w Polsce wychowywane w homoseksualnych rodzinach. Według szacunków z ostatniego raportu Kampanii przeciw Homofobii i Lambdy Warszawa takich dzieci jest kilkadziesiąt tysięcy. Pochodzą one najczęściej z wcześniejszych, heteroseksualnych związków, sztucznego zapłodnienia lub adopcji. Znam wiele takich rodzin. Nigdy jednak nie słyszałem, aby którakolwiek przysposobiła dziecko w sposób opisany przez Wybranowskiego. Nie ma bowiem takiej potrzeby, bo jeśli osoba homoseksualna chce wychowywać dziecko, może to po prostu zrobić legalnie.

Osoby homoseksualne, także w Polsce, mają takie same prawo do wychowywania dzieci jak osoby heteroseksualne. Tak mówi polskie prawo. Podkreślił to w styczniu 2008 r. także Europejski Trybunał Praw Człowieka w Strasburgu w orzeczeniu E.B. przeciwko Francji. E.B. była przedszkolanką chcącą adoptować dziecko. Od 1990 r. żyła w związku z inną kobietą, o czym wspomniała w podaniu adopcyjnym. I choć francuskie prawo zezwala osobom samotnym adoptować dzieci, to lokalne władze odrzuciły wniosek. Tłumaczyły to „brakiem ojcowskiego wizerunku” w związku kobiety oraz „niejednoznaczną” postawą partnerki E.B. wobec adopcji. W uzasadnieniu urzędnicy wspomnieli, że muszą brać pod uwagę potrzeby i interes adoptowanego dziecka. Trybunał w Strasburgu uznał jednak decyzję sądów francuskich za dyskryminację.

Badania prowadzone w związkach hetero- i homoseksualnych pokazują wyraźnie, że nie ma różnic w rozwoju psychofizycznym dzieci w nich wychowywanych. Prestiżowe Amerykańskie Towarzystwo Psychoanalityczne podkreśliło w 2002 roku, że „podstawą rozważań o szeroko rozumianym wychowywaniu dzieci powinno być dobro dziecka. Zgromadzone dowody potwierdzają tezę, że w interesie dziecka leży przede wszystkim zapewnienie mu odpowiedniej opieki ze strony zaangażowanych i kompetentnie wypełniających swą rolę rodziców. (…) Zarówno osoby jak i pary homoseksualne mogą wypełniać swe zadania rodzicielskie tak samo dobrze jak heteroseksualne”. A Amerykańskie Towarzystwo Psychologiczne dodaje, że „nie ma naukowych podstaw do wnioskowania, że lesbijki i geje są niezdolni do pełnienia obowiązków rodzicielskich. Przeciwnie, wyniki badań wskazują, że rodzice homoseksualni tak samo jak heteroseksualni dążą do zapewnienia swoim dzieciom przyjaznej i zdrowej atmosfery”.

I właśnie dlatego, na podstawie doświadczeń życiowych, badań naukowych oraz w celu zapewnienia dzieciom bezpieczeństwa, coraz większa liczba krajów na świecie reguluje kwestie rodzicielstwa osób homoseksualnych. W Belgii postulat adopcji dzieci przez pary homoseksualne wsparty został przez krajowy UNICEF, ONZ-owską agendę ds. dzieci. W wielu innych krajach trwają prace nad odpowiednimi regulacjami.

Instynkt rodzicielski nie jest w żadnej mierze zależny od naszej orientacji. Geje i lesbijki mają takie same potrzeby i prawo do posiadania dzieci jak osoby heteroseksualne. W przeciwieństwie do wielu par heteroseksualnych pary homoseksualne nie mają dzieci przypadkowo. Decyzja o wychowywaniu dziecka w takim związku jest podejmowana świadomie i odpowiedzialnie, nie ma mowy o wpadce. Jest odpowiedzialność i determinacja. Bo wychowanie dziecka w homoseksualnej rodzinie w naszym społeczeństwie wymaga wyjątkowej dojrzałości.

Takie pary tworzą też rodziny, które w Polsce stanowią znaczny odsetek gospodarstw domowych. Tradycyjna rodzina heteroseksualna złożona z kobiety i mężczyzny oraz dzieci wcale nie jest tak powszechna, jak nam się wydaje. Według Narodowego Spisu Powszechnego takich rodzin jest w naszym kraju tylko 55 proc. Czy pozostałe 45 proc., a wśród nich rodziny homoseksualne, to patologia? Znany aktor Michał Sieczkowski opowiedział niedawno czasopismu „Replika”, że jest gejem i ma dziecko. A przecież jest gejem. Moja przyjaciółka Mirka również wychowuje ze swoją partnerką syna. Czy należy im odebrać te dzieci? Wyznacznikiem zdrowej rodziny nie jest jej kompozycja płciowa, ale miłość, opieka, partnerstwo… Wartości te są uniwersalne – wynikają głównie z naszej osobowości, mniej z faktu bycia kobietą czy mężczyzną, osobą hetero- czy homoseksualną.

Dzisiaj w domach dziecka jest ponad 80 tysięcy wychowanków. Procedury adopcyjne są nieludzkie i archaiczne. Czy w interesie nas wszystkich nie leży uregulowanie tej kwestii? Czy dla dobra dziecka nie powinniśmy zastanowić się nad możliwością adopcji dzieci przez pary homoseksualne, które otoczą dziecko taką samą opieką i miłością jak pary heteroseksualne? Czy nienawiść wobec osób homoseksualnych tak bardzo przesłania oczy katolickim działaczom, że nie widzą już dobra dziecka?

Straszenie społeczeństwa homorodzicielstwem podgrzewa atmosferę nienawiści nie tylko wobec osób homoseksualnych, ale także wychowywanych przez nich dzieci. Jednym z argumentów przeciwko wychowywaniu dzieci przez pary homoseksualne jest ewentualność dyskryminacji i nietolerancji wobec takiego dziecka. Działa jak straszak – nie wychowujcie dzieci, bo my, heteroseksualiści, je rozszarpiemy. Czy na tym ma polegać chrześcijańskie dbanie o dobro dziecka?

W sprawę opisaną przez „Rzeczpospolitą” zaangażowała się policja oraz rzecznik praw obywatelskich. Narodowa histeria z udziałem mediów, organów ścigania oraz dr. Kochanowskiego świadczy, że potrzebna jest nam wszystkim rzetelna edukacja o osobach homoseksualnych. Tylko ona może pozbawić nas fałszywych stereotypów i uprzedzeń.

Stan histerii może pozbawić zdolności racjonalnego myślenia. Łatwo wtedy zapomnieć o kwestii najważniejszej – dobru dziecka. Geje, lesbijki i osoby biseksualne w Polsce wychowywały, wychowują i wychowywać będą dzieci. Nikt i nic nie jest w stanie tego ograniczyć. Dlatego dla dobra samych dzieci należy uregulować ich status w homoseksualnych rodzinach.

Bjorn Borg - Love for All

Lepiej nic nie pisać i nic nie mówić niż się ośmieszać

Wojciech Wybranowski jest kolejnym dziennikarzem w Rzeczpospolitej uprawiającym ideologię nienawiści i kłamstw. W swym tekście kolejny raz przypomina o pedofilii wśród homoseksualistów, zapominając dodać, że to heteroseksualiści są dominującą grupą dopuszczającą się aktów pedofilskich (wg źródeł encyklopedycznych około 90% sprawców aktów pedofilskich to heteroseksualiści). Podważa stanowisko Amerykańskiego Towarzystwa Psychoanalitycznego z 2002 r., które wyraźnie stwierdza, że płeć i orientacja seksualna rodziców jest neutralna dla wychowania dzieci. Wg Pana Wybranowskiego autorytety się jednak mylą i należy wierzyć homofobicznym ideologom. Żałosne to i smutne. Autor dodatkowo manipuluje wynikami badań. Wskazuje na jedne z badań i wysnuwa z nich wnioski, „że dzieci wychowywane w związkach homoseksualnych trudniej dostosowują się do tradycyjnych ról społecznych, a młodzi ludzie wychowujący się w rodzinach homoseksualnych częściej niż inni rozważali lub odbywali akty seksualne z osobami tej samej płci”. Prawda jest tymczasem taka, że dzieci wychowywane przez homoseksualną parę mniej ulegają stereotypom płci, są bardziej elastyczne kulturowo i otwarte na różnorodność. Co zaś tyczy się wywodów, że dzieci par jednopłciowych częściej odbywają stosunki seksualne to prawda jest taka, że homoseksualne i biseksualne dzieci wychowywane w homorodzinie nie są obciążone dyskryminacją ze strony rodziców, znajdują u nich akceptację dla własnej natury, nie spotykają się z homofobią z ich strony, a przez to ujawniają też bez obaw swoją orientację seksualną. Nie wpływa to jednak w żaden sposób na ich orientację seksualną. Ma natomiast bardzo pozytywny wpływ na akceptację własnej seksualności. A jeśli nawet – co oczywiście nie jest prawdą – dziecko stawałoby się gejem przez wychowywanie przez dwóch gejów to co w tym byłoby złego? Nic. Homoseksualizm jest taką samą orientacją seksualną jak heteroseksualizm. Mi nawet wydaje się pod niektórymi względami ciekawszą orientacją seksualną. Współczuję Wybranowskiemu braku intelektu i życzę mu nie kompromitował się już więcej takimi idiotycznymi tekstami jak ten. Bo chyba lepiej w ogóle nie pisać niż się ośmieszać.
Kwestie wychowywania dzieci przez gejów były też tematem rozmowy Moniki Olejnik z Grzegorzem Napieralskim. Napieralski kolejny raz kompromituje się jako lewicowiec, jako polityk i jako człowiek. A miał być polskim Zapatero.
No i jeszcze jedna bulwersująca rzecz – wczorajsza wypowiedź Lecha Kaczyńskiego, który wczoraj z okazji Święta Niepodległości pokazał gdzie ma obywateli Polski o światopoglądzie ateistycznym. Szokuje mnie, że podczas święta wszystkich Polaków prezydent mówił o tym, że tzw. katolicyzm może być jedynym światopoglądem zasługującym na uznanie. Jest to bulwersujące i obrażające w stosunku do rzeszy obywateli, którzy wyznają inne światopoglądy. Wstyd, wstyd, wstyd…

poniedziałek, 9 listopada 2009

Tęczowe barwy szczęścia

W „Barwach szczęścia” od jakiegoś czasu wątek gejowski. Władek i Maciek to sympatyczna para. Obaj młodzi, mili, wykształceni, rodzinni. Wszystko pięknie, wręcz cudownie. Kiedy jednak zajrzymy na stronę serialu okazuje się, że aktorzy grający w serialu, jak też sami serialowi bohaterowie, chyba nie do końca są w temacie, a deklarowana przez aktorów oraz bohaterów akceptacja jest iluzoryczna. Na stronie serialu można posłuchać, co o granych przez siebie postaciach mają do powiedzenia aktorzy grający Władka, Maćka i Różę, matkę Władka. O ile Tomasz Mycan (serialowy Maciek) mówi dość sensownie to Przemysław Stippa (serialowy Władek) już mniej, to w przypadku Anny Gornostaj (serialowa Róża) wieje już totalną ściemą. Ponieważ do Mycana nie mam się o co przyczepić dlatego skupię się na aktorach grających Władka i Różę. Dwójka ta stara się w swych wypowiedziach lukrować swoich bohaterów, że tak ach i och. Kiedy jednak prześledzimy to co mówią, to się okazuje coś zupełnie odwrotnego. Otóż już w pierwszym zdaniu Przemysława Stippa wychodzi na jaw, co o granej przez siebie postaci rzeczywiście myśli. Niby pięknie i bajecznie, ale między wierszami Przemysław Stipp dociera informacja, że z jego bohaterem coś jednak nie heloł. Stipp mówi bowiem: „Władek to pogodny facet mimo sytuacji w której się znajduje”. Niby pięknie – pogodny facet. Ale – mimo sytuacji w której się znajduje. Czyli co?! Chodzi o to, że jest pogodny mimo, że jest gejem? Czy też o to, że jest pogodny mimo tego, że spotyka się z brakiem akceptacji? Mam nadzieję, że aktor nie miał na myśli pierwszego przypadku. Zakładałby bowiem wówczas absurdalnie, że gej nie może być pogodny i powinien być smutny z powodu swojego gejostwa. Chcę wierzyć, że chodzi o brak akceptacji, choć i to wytłumaczenie do mnie nie przemawia. Kiedy jednak słucham dalej Stippa to wiara moja maleje. Stipp mówi bowiem, że jego postać obawiała się, że rodzice „mogą mieć problemy z zaakceptowaniem jego wyboru życiowego”. Kwestia „wyboru życiowego” pojawia się w wypowiedzi aktora jeszcze kilkakrotnie. A ja się pytam: jakiego wyboru?! Mówienie o wyborze jest co najmniej śmieszne. Oczywistym jest, że to nie jest tak, że mężczyzna budzi się pewnego dnia, spogląda w lustro i decyduje, że od teraz będzie gejem. I nie zdecyduje o tym ani w jednej chwili przed lustrem, ani w ciągu tygodnia, ani miesiąca, ani roku, ani nawet lat, bo w ogóle nie jest w stanie o tym decydować. Zadecydowała już o tym Natura. I mężczyzna nie ma już nic do powiedzenia, ani heteroseksualny ani homoseksualny. Ktoś powiedziałbym, że czepiam się drobiazgów, ale te drobiazgi są istotne i ktoś, kto gra geja powinien o takich rzeczach wiedzieć. Dalej Stipp mówi o miłości bohatera do rodziców i o tym, że bohater nie będzie mógł swojej matce dać wnuków. O wnukach, a raczej o braku wnuków jako życiowej tragedii Róży, mówi Anna Gornostaj. A ja znowu pytam: czemu syn gej ma nie dać wnuków? Może tak samo dać wnuki jak heteroseksualny syn. Jeśli bohater będzie chciał mieć dzieci to znajdzie sposób i je będzie miał, chyba że jest bezpłodny. Aktorka zakłada jednak z góry, że gej dzieci nie ma i mieć nie będzie. Ale to już zupełnie inna bajka. Anna Gornostaj mówi dalej, że jej bohaterka „wymyśliła sobie, że to będzie wspaniałe życie otoczone wianuszkiem cudownej, wspaniałej rodziny”. Zastanawiam się, czy to sobie wymyśliła rzeczywiście serialowi bohaterka, czy też aktorka ją grająca. Odnoszę dziwne wrażenie, że jednak aktorka. Ale nie to jest nawet najistotniejsze. Zdumiewa mnie bowiem najbardziej idiotyczne założenie, że życie z synem gejem i jego partnerem życiowym nie mieści się w ramach pojęcia „szczęśliwej rodziny”. Anna Gornostaj z miną świętej dziewicy i przyklejonym uśmiechem opowiada jak to jej bohaterka walczy z sobą samą i zastanawia się jak scenarzyści „rozwiążą ten problem”. Ja proponuję – nie czekaj na scenarzystów, idź ograniczona kobieto na łąkę upleść sobie jakiś wianuszek i nie wracaj już na plan filmowy.
Najrozsądniej z trójki aktorów wypowiadał się Tomasz Mycan. To co mówił warto zacytować: „Błędem jest postrzeganie związków homoseksualnych tylko przez pryzmat seksualności. My chcemy pokazać normalną parę, która chce normalnie żyć, która chce normalnie funkcjonować w społeczeństwie, normalnie pracować, normalnie robić zakupy itd., itd. Szybko nie da się zmienić mentalności ludzi i potrzeba na to czasu, ale jeśli znajdą się osoby, które po obejrzeniu takiego serialu czy takiego wątku zrewidują swoje poglądy to chwała za to.” I niech to ostatnie zdanie robi za puentę. Myślę, że to ważne by pokazywano nas gejów i nasze związki w telewizji. Poza tym wątek homoseksualny z Władkiem i Maćkiem jest jednak na tle tego co serwuje nam polska telewizja – mimo swojego łopatologizmu – naprawdę ciekawy i warty kontynuacji. Jak na razie to raczej drugi plan, ale kto wie, jak wątek ten rozwinie się w przyszłości. Myślę, że warto wziąć udział w głosowaniu na ulubiony odcinek kulis i zagłosować na wątek z Władkiem i Maćkiem. Nie rozumiem tylko, dlaczego został on zatytułowany „Władek i Maciej: kochać inaczej?” Ani ja ani żaden inny gej nie kochamy inaczej. Kochamy tak samo jak wszyscy. Kochamy tak jak heteroseksualni mężczyźni, jak lesbijki i jak heteroseksualne kobiety. A heteroseksualne kobiety, lesbijki i heteroseksualni mężczyźni kochają tak samo jak my geje. Widać nie tylko widzów należałoby edukować, ale także twórców serialu. Mimo tego dziwnego tytułu warto zagłosować. Może dzięki temu wątek nabierze na znaczeniu.

Karta Praw Podstawowych

Wiadomo już, że w dniu 1 grudnia 2009 r. wejdzie w życie Traktat Lizboński. Wraz z nim zacznie obowiązywać Karta Praw Podstawowych Unii Europejskiej. 4 października 2007 rząd Jarosława Kaczyńskiego oświadczył, iż Polska dołącza do Protokołu Brytyjskiego i polscy obywatele nie będą podlegać ochronie zagwarantowanej w Karcie Praw Podstawowych tak jak obywatele pozostałych krajów członkowskich Unii Europejskiej (z wyjątkiem Wielkiej Brytanii). Prezydent i rząd zaznaczyli, że przystąpienie Polski do Protokołu Brytyjskiego oznacza, że Polacy nie będą mogli dochodzić praw zawartych w karcie przed Europejskim Trybunałem Praw Człowieka. Decyzje przedstawiciel rządu uzasadnił: Chodzi np. o to, żeby zapobiec jakimkolwiek interpretacjom prawa przez Europejski Trybunał Praw Człowieka, które doprowadziłyby do zmiany definicji rodziny i przymuszały państwo polskie do uznawania małżeństw homoseksualnych. Dodatkowo Polska złożyła jednostronną deklarację w sprawach „moralności”. Rząd polski oraz prezydent nadal twierdzą, że Karta w Polsce nie będzie obowiązywać. A jak to jest rzeczywiście? Doskonałe wyjaśnienie znaleźć można w tekście „Umocnienie ochrony praw podstawowych” prof. Anny Wyrozumskiej z Uniwersytetu Łódzkiego, który został opublikowany w miesięczniku Prawo Europejskie w praktyce nr 7/8 (37/38) - lipiec/sierpień 2007. Poniżej skrót artykułu:


Tekst Karty Praw Podstawowych przygotował specjalnie powołany w tym celu Konwent składający się z przedstawicieli rządów państw członkowskich, instytucji wspólnotowych a także parlamentów krajowych. KPP została uroczyście proklamowana przez Radę, Komisję i Parlament Europejski w 2000 r. w Nicei. Nie jest jednak dokumentem prawnie wiążącym, nie może zatem być bezpośrednim źródłem praw dla jednostki.

Karta składa się z dwóch generalnych grup postanowień. Pierwsza grupa stanowi katalog praw, zasad i aspiracji w dziedzinie ochrony praw człowieka UE. Druga grupa to tzw. przepisy pomostowe (lub horyzontalne) uściślające zakres zastosowania KPP. Zakres praw chronionych w KPP jest szeroki, a ich charakter różnorodny. Karta kompiluje zarówno prawa zawarte w innych dokumentach międzynarodowych, jak np. w EKPCz, Paktach Praw Człowieka, Europejskiej Karcie Socjalnej, a także prawa wynikające z tradycji konstytucyjnej państw członkowskich. Formułuje także nowe prawa jak zakaz praktyk eugenicznych, zakaz czerpania zysków z ciała ludzkiego jako takiego i jego części, zakaz klonowania w celach reprodukcyjnych, prawa osób starszych, prawa dotyczące ochrony konsumenta, ochrony środowiska. Wprowadza też nowe formuły jak prawa solidarnościowe, prawo do dobrej administracji. W tym sensie KPP stanowi najbardziej nowoczesny katalog praw podstawowych.

Prawa podstawowe zawarte w KPP nie są jednak jednolicie sformułowane, mają też różne źródła, determinuje to sposób ich powoływania, a tym samym ich skutek prawny. Część to dobrze utrwalone prawa podstawowe, które mogą być lub są stosowane przez ETS jako zasady ogólne prawa UE na podstawie obecnego art. 6 ust. 2 TUE. UE szanuje bowiem prawa zawarte w EKPCz lub wynikające ze wspólnej konstytucyjnej tradycji państw członkowskich. Pomijając wymierne korzyści płynące z posiadania przez UE katalogu praw podstawowych, nadanie Karcie prawnie wiążącego charakteru ma zatem znaczenie dla części postanowień KPP, dla tych praw, zasad czy aspiracji, które nie są objęte formułą obecnego art. 6 ust. 2 TUE. (…)

2.2.2. Inkorporacja KPP do prawa pierwotnego – Mandat z 2007 r.

Pierwszy akapit nowego art. 6 TUE nadaje KPP charakter prawnie wiążący. Przepis ten stwierdza, że UE uznaje prawa, wolności i zasady określone w KPP, która ma taką samą rangę prawną jak Traktaty. Zgodnie z Mandatem, KPP ma również zawierać odesłanie do tego przepisu TUE (stąd mowa o odesłaniu krzyżowym). Odesłanie zawarte w art. 6 TUE odsyła do Karty jak została uzgodniona w 2004 r., a nie w wersji z 2000 r., i określa zakres jej stosowania.

Z punktu widzenia prawnego skutek tego zabiegu jest identyczny jak projektowany poprzednio, gdy zgodnie z art. I-9 ust. 1 TK Karta miała jako część druga Traktatu również stać się prawnie wiążąca. Różnica ta wydaje się mieć jednie wymiar polityczny i symboliczny, i o to, jak można sądzić, głównie chodziło. Traktat nie może robić wrażenia konstytucji, usunięto z niego zatem wszelką tego typu symbolikę, w tym i "rozdział" dotyczący praw i wolności obywatelskich, charakterystyczny przecież głównie dla konstytucji.

Zgoda państw członkowskich wyrażona w Mandacie dotycząca nadania Karcie charakteru prawnie wiążącego, stanowi ważny etap w rozwoju UE. Posunięcie to wzmacnia w istotny sposób ochronę praw fundamentalnych. Jest ważne dla obywateli. Będą oni bowiem mogli powołując się bezpośrednio na Kartę (w tych przypadkach, w których tworzy ona prawa bezpośrednio skuteczne) i dochodzić swoich praw opartych na prawie UE przed sądami UE (w tym zatem i sądami krajowymi). Szereg z tych praw stanowi powtórzenie praw zawartych w EKPCz czy w konstytucjach państw członkowskich, a więc i tak mogły być powoływane przez jednostkę. Niemniej teraz w KPP prawa te są z pewnością „bardziej widoczne” i przez to łatwiej będzie się na nie powoływać. Karta ma dla jednostki znaczenie gwarancyjne. Praw nie będzie trzeba poszukiwać w innych źródłach, ich źródłem dla ETS będzie Karta. (…)

2.2.3. Wzmocnienie postanowień pomostowych (horyzontalnych) KPP

Od początku głównym problemem katalogu praw fundamentalnych chronionych w UE był problem zakresu jego zastosowania związany z obawami zbyt dużego wpływu tego katalogu na prawo wewnętrzne. W rezultacie do Karty wprowadzono szereg przepisów określających w mniej lub bardziej jasny sposób zakres jej stosowania. Są to art. 51-54 zebrane w rozdziale VII KPP, w TK tytuł VII: „Postanowienia ogólne dotyczące wykładni i stosowania Karty”, art. II-111 do II-114. Stanowią one podstawowe gwarancje dla państw członkowskich, że wprowadzenie katalogu praw podstawowych nie będzie oznaczało poszerzenia kompetencji UE w sposób niechciany przez państwa członkowskie, a więc z naruszeniem kompetencji państw członkowskich. Przepisy te zostały wzmocnione w 2004 r., jak można sądzić w dużej mierze pod wpływem nacisków i obaw wyrażanych przez Zjednoczone Królestwo, gdy KPP stała się częścią drugą Traktatu konstytucyjnego. Przepisy te zostaną utrzymane. W nowym art. 6 TUE znajdzie się wyraźne odesłanie do tych przepisów. Karta będzie interpretowana i stosowana zgodnie z tymi postanowieniami (nowy art. 6 ust. 1 TUE).

Mandat wzmacnia przepisy horyzontalne Karty dodatkowymi gwarancjami. Robi to na dwa sposoby – poprzez dodanie podobnych gwarancji do tekstu Traktatu o Unii Europejskiej – w ogólnym przepisie dotyczącym praw fundamentalnych oraz w specjalnej deklaracji Konferencji, która ma zostać dołączona jako dokument okołotraktatowy (najprawdopodobniej do Aktu końcowego Konferencji).

Nowe gwarancje dla państw członkowskich ograniczające kompetencje UE znajdą się w:
1. nowym art. 6 TUE – powtórzono w nim w bardziej generalnej formule art. II-111 ust. 2 TK: "postanowienia Karty nie rozszerzają kompetencji Unii określonych w Traktatach";

2. deklaracji, która ma zostać dołączona do Traktatów. W Brukseli uzgodniono dołączenie do Traktatów specjalnej deklaracji Konferencji. W tej Deklaracji Konferencja stwierdza, że Karta, która ma moc prawnie wiążącą potwierdza prawa zawarte w EKPCz i wynikające z konstytucyjnej tradycji państw członkowskich oraz że Karta nie rozciąga zakresu zastosowania prawa Unii poza kompetencje Unii ani nie ustanawia żadnych nowych kompetencji lub zadań dla Unii, nie modyfikuje kompetencji i zadań określonych w Traktatach. Z punktu widzenia prawnego, wobec wiążącego charakteru KPP, deklaracja taka nie ma większego znaczenia (z wyjątkiem interpretacyjnego). Powtarza ona bowiem art. II-111 ust. 2, a także to co implicite wynika z art. II-112 – Karta potwierdza prawa zawarte w EKPCz i wynikające z konstytucyjnej tradycji państw członkowskich. Ma ona wyraźnie jednak "dodaną" wartość polityczną i służyć może uśmierzeniu niepokojów niektórych delegacji. Niewątpliwie problem jest przez to bardziej wyraźny;

3. nowym art. 6 TUE – dodano w nim także stwierdzenie, że prawa, wolności i zasady zawarte w Karcie interpretowane są zgodnie z ogólnymi postanowieniami tytułu VII Karty dotyczącymi jej interpretacji i stosowania (a więc zgodnie z postanowieniami pomostowymi) z uwzględnieniem wyjaśnień, o których w Karcie mowa, i które określają źródła tych postanowień. W KPP z kolei, do Wyjaśnień odnosi się art. II-112 ust. 7, który stwierdza, że Wyjaśnienia są "należycie uwzględniane przez sądy".
Mandat wprowadza zatem system podwójnych gwarancji. Ograniczenia zakresu działania praw określonych w Karcie znajdują się zarówno w KPP jak i nowym Traktacie o UE i niewiążącej prawnie deklaracji. Skoro Karta ma taką samą moc wiążącą jak Traktat, chodziło zatem przede wszystkim o to, aby były one bardziej widoczne. (…)

3. KPP i Protokół brytyjski

Wydaje się, że wszelkie zawiłości w KPP i w przyszłym Traktacie związane z podziałem na prawa i zasady, czy Wyjaśnieniami i ich charakterem prawnym, czy wielokrotne zastrzeżenia nienaruszania kompetencji UE określonych w Traktatach są rezultatem głównie obaw, czy wręcz sprzeciwów brytyjskich wobec Karty. Pomimo podwójnych gwarancji i w KPP i w Traktacie o UE, a także w Deklaracji, w Brukseli Brytyjczycy wynegocjowali specjalny Protokół mający z założenia zastosowanie tylko do Zjednoczonego Królestwa, i wyjaśnienie pewnych aspektów stosowania Karty w stosunku do Zjednoczonego Królestwa. Dwie delegacje zastrzegły sobie prawo przyłączenia się do tego Protokołu. Była to delegacja polska i irlandzka.

Protokół nawiązuje do zawiłości związanych z charakterem i ze stosowaniem Karty, tj. przede wszystkim z jednej strony podziałem na prawa i zasady, postanowienia dotyczące praw obywatelskich i praw politycznych oraz prawa ekonomiczne i socjalne, z drugiej, charakterem Karty jako dokumentu, który miał uczynić prawa jedynie "bardziej widocznymi" nie tworząc nowych praw lub zasad, dokumentu odzwierciedlającego prawa istniejące w EKPCz lub wynikające z konstytucyjnej tradycji państw członkowskich. Zgodnie z Preambułą Protokołu, jego celem nie było jednak wyłączenie działania Karty w stosunku do Zjednoczonego Królestwa. Preambuła stwierdza wyraźnie, iż Protokół ma na celu:
"sprecyzować zastosowanie Karty w stosunku do aktów prawnych i działania administracyjnego Zjednoczonego Królestwa oraz możliwość rozpoznawania na podstawie postanowień Karty spraw w drodze sądowej w Zjednoczonym Królestwie" (podkreśl. AW)

Dalej Preambuła potwierdza, że "zawarte w niniejszym Protokole odwołania do funkcjonowania konkretnych postanowień karty pozostają ściśle bez uszczerbku dla funkcjonowania innych postanowień Karty".

Protokół składa się z dwóch postanowień. Art. 1 Protokołu stwierdza:

"1. Karta nie rozszerza możliwości (extend the ability – podkreśl., i dodane AW – również dalej) Trybunału Sprawiedliwości ani żadnego sądu i trybunału Zjednoczonego Królestwa do uznania, że akty prawne, rozporządzenia lub przepisy administracyjne, praktyki lub działania Zjednoczonego Królestwa są niezgodne z podstawowymi prawami, wolnościami i zasadami, które są w niej potwierdzone.

2. W szczególności i w celu uniknięcia wątpliwości nic, co zawarte jest w [tytule IV] Karty nie stanowi uzasadnionych (justiciable) praw mających zastosowanie do Zjednoczonego Królestwa, z wyjątkiem zakresu takich praw przewidzianego przez Zjednoczone Królestwo w prawie krajowym.

Kontrola ETS rozciąga się zgodnie i z orzecznictwem ETS, i z KPP na dwa obszary: na działania instytucji UE oraz na działania państw członkowskich (czyli na akty prawne, rozporządzenia lub przepisy administracyjne, praktyki lub działania Zjednoczonego Królestwa), w zakresie, w jakim wdrażają one prawo Unii (art. II-111 ust. 1). Ten zakres kontroli pozostaje aktualny. Zgodnie z Protokołem (literalnie), Karta nie rozszerza kompetencji Trybunału Sprawiedliwości lub żadnego innego sądu brytyjskiego do stwierdzenia, że prawo brytyjskie, praktyki lub działania UK są niezgodne z potwierdzonymi przez Kartę prawami podstawowymi. Nie użyto określenia, że Karta nie rozciąga kompetencji na ten obszar. Bo dalej czytamy, że szczególnie prawa i zasady zawarte w rozdziale KPP zatytułowanym „Solidarność” są prawami jurydycznymi, ale tylko w zakresie przewidzianym przez Zjednoczone Królestwo w prawie krajowym. „W zakresie, w jakim dane postanowienie Karty odnosi się do krajowych aktów prawnych i praktyk, ma ono zastosowanie w Zjednoczonym Królestwie wyłącznie w takim zakresie, w jakim prawa lub zasady zawarte w tym postanowieniu są uznawane w prawie lub praktykach Zjednoczonego Królestwa” (art. 2 Protokołu). Nie oznacza to jednak, że ETS czy sądy krajowe te kompetencje, które posiadały utraciły na mocy Protokołu (prawa podstawowe są nadal chronione jako zasady ogólne prawa UE).
Co do zasad zawartych w obecnym Tytule IV KPP „Solidarność”, Protokół stwierdza, że nie tworzą one postanowień "jurydycznych" (justiciable), co wydaje się, przetłumaczono na język polski niezbyt ściśle jako "uzasadnionych". W angielskim języku prawniczym "justiciable" oznacza, że postanowienie może być powoływane w sądzie jako podstawa prawa jednostki, ma więc charakter jurydyczny. Innymi słowy, Protokół ma gwarantować, że ww. prawa będą mogły być powoływane, o ile zostały "dookreślone" w prawie krajowym (implementowane do prawa krajowego), i w takim zakresie, w jakim funkcjonują w prawie krajowym.

Protokół wydaje się jeszcze raz odnosić do tych samych problemów, których dotyczyły przeróżne "zastrzeżenia" i odesłania czynione w różnych miejscach nowego Traktatu. Pod tym względem nie wnosi on wiele nowego. Art. 1 Protokołu stwierdza, że Karta nie rozszerza kompetencji ETS (UE), co wcześniej zawarto w samej Karcie i co ma znaleźć się w zmienionym art. 6 TUE. W naszym przekonaniu, Protokół stanowi inną nieco wersję postanowienia Karty, tj. art. II-112 ust. 5 TK. (…)

Gdy chodzi o prawa zawarte w tytule IV "Solidarność", przykładowo art. II-87 – "Pracownikom i ich przedstawicielom należy zagwarantować, na właściwych poziomach, informację i konsultację we właściwym czasie, w przypadkach i na warunkach przewidzianych w prawie Unii oraz ustawodawstwach i praktykach krajowych" – skutek Protokołu wydaje się być taki, że jednostka mogłaby się powołać na prawo do informacji i konsultacji, w zakresie w jakim nie jest ono uregulowane w prawie UE, tylko w granicach ustalonego standardu krajowego. Karta nie rozszerza rozumienia tego prawa. Podobnie – art. II-88 stwierdzający, że pracownicy i pracodawcy, lub ich odpowiednie organizacje, mają, zgodnie z prawem Unii oraz ustawodawstwami i praktykami krajowymi, prawo do negocjowania i zawierania układów zbiorowych pracy na odpowiednich poziomach oraz do podejmowania, w przypadku konfliktu interesów, działań zbiorowych, w tym strajku w obronie swoich interesów. Protokół, w naszej opinii, będzie miał taki skutek, że w braku regulacji w prawie Unii, prawo do strajku przysługiwać będzie tak jak zostało uregulowane w prawie krajowym. Karta nie przyznaje bezpośrednio skutecznego, szerokiego prawa do strajku. Inaczej jest w przypadku art. II-89, "Każdy ma prawo dostępu do bezpłatnej służby pośrednictwa pracy". Język tego postanowienia Karty jest inny i zrodzi ono prawo jurydyczne (zaskarżalne i bezpośrednio skuteczne).

Jeśli Protokół czytać w ten sposób, stanowi on tylko dodatkowe zabezpieczenie, że prawo UE będzie szanowało standardy krajowe. Ponadto, co sugerują niektóre komentarze, zastrzeżenie brytyjskie może wiązać się, ze szczególną charakterystyką prawa brytyjskiego jako prawa common law, w którym nie ma pisanej konstytucji, i w którym prawa stają się jurydycznymi po potwierdzeniu ich przez Parlament.
Protokół przedstawiony został jednak przez T. Blaira nieco inaczej. Na konferencji prasowej oceniającej wyniki szczytu w Brukseli, Blair mówił, o uzyskaniu całkowitej jasności, że Karta nie będzie miała charakteru jurydycznego (nie będzie justiciable) ani nie zmieni prawa brytyjskiego (was not going to be justiciable in British courts or alter British law). Rzecznik polskiego MSZ, a następnie prezydent i premier, a także polska prasa przedstawiały Protokół jako zapewniający wyłączenie stosowania KPP w stosunku do Zjednoczonego Królestwa. Justiciability (zaskarżalność) pewnych postanowień Karty (Protokół nie mówi o wszystkich postanowieniach Karty jako niejurydycznych) lub jej brak to jednak co innego niż obowiązywanie Karty. Karta będzie z pewnością wiązać Zjednoczone Królestwo, choć ETS będzie być może uważniej formułował wyroki w stosunku do tego państwa. Skądinąd trudno przypuszczać, żeby Protokół wyłączył w przyszłości jurysdykcję ETS w sprawie takiej jak np. obecnie rozpatrywana przez ETS – C 438/05 The International Transport Workers’ Federation The Finnish Seamen’s Union przeciwko Viking Line ABP i OÜ Viking Line Eesti dotycząca m.in. praw socjalnych, prawa do działań zbiorowych. Ostatecznie więc zawiłości konstrukcji prawnej Protokołu będzie musiał rozstrzygać Trybunał. Wydaje się również wątpliwe by Trybunał uznał za "niejurydyczne" w stosunku do Zjednoczonego Królestwa te postanowienia Karty, których zakres jest dobrze wyjaśniony w orzecznictwie ETS, zwłaszcza jeśli opierają się one na EKPCz.

Polska zastrzegła sobie prawo przyłączenia się do brytyjskiego Protokołu, rozumiejąc ten Protokół jako wyłączający ewentualnie obowiązywanie Karty w stosunku do Polski ("Na szczycie w Brukseli polski rząd zastrzegł sobie możliwość decyzji, że unijna Karta Praw Podstawowych nie będzie u nas obowiązywać"). Jeśli Polska przyłączy się do Protokołu, Karta będzie w Polsce obowiązywać, choć skuteczność niektórych jej postanowień może być nieco mniejsza niż w przypadku jej bezpośredniego stosowania. Raczej jednak wypływać to będzie z ogromnej niepewności co do znaczenia prawnego i skutków Protokołu w odmiennych warunkach prawa polskiego, aniżeli skutków Protokołu. Z drugiej strony, wziąwszy pod uwagę, że chodzi tylko o część "nowych" praw czy zasad zawartych w Karcie, i że Polska związana jest EKPCz i ma szeroki konstytucyjny katalog praw i wolności, oraz inny system stosowania prawa, Protokół w przypadku Polski wydaje się niegroźny i mało skuteczny.

Jeśli jednak intencją Polski jest wyłączenie działania Karty w ogóle w stosunku do Polski, krok ten należy uznać za co najmniej kuriozalny i nieuzasadniony. Karta Praw Podstawowych ma duże znaczenie symboliczne, wzmacnia aksjologię UE poprzez danie jednostce dobrego katalogu praw podstawowych, które jej przysługują ilekroć korzysta z prawa UE lub prawa krajowego implementującego prawo UE. Pozbawianie obywateli polskich korzystania z tego katalogu – zwłaszcza że polska Konstytucja gwarantuje większość z tych praw, w tym prawa socjalne – nie jest niczym uzasadnione.

4. Polskie obiekcje wobec KPP – kwestie moralności i obyczajności – zakaz dyskryminacji ze względu na orientację seksualną

Polska zastrzegła sobie prawo przyłączenia się do brytyjskiego Protokołu, ale polskie obiekcje wobec KPP wiążą się, nie tyle ze sprawami pracowniczymi czy sprawami natury socjalnej, lecz z obawą przed możliwością narzucania polskiemu prawu standardów moralnych, zwłaszcza bezwzględnego zakazu dyskryminacji, który obejmuje dyskryminację z uwagi na orientację seksualną. W tym samym celu, Polska zgłosiła deklarację już do Traktatu akcesyjnego, była to deklaracja nr 39 dotycząca moralności publicznej. Obecnie, podczas szczytu w Brukseli w czerwcu 2007 r. Polska złożyła (…) typową, jednostronną deklarację o charakterze interpretacyjnym.
Jej wartość może być oceniana w świetle prawa zwyczajowego odzwierciedlonego w Konwencji wiedeńskiej o prawie traktatów z 1969 r. (nie wszystkie bowiem państwa członkowskie UE są stronami Konwencji). Z punktu widzenia prawnego wartość jednostronnej deklaracji, deklaracji nie popartej przez inne państwa, jest jednak niewielka. Nie jest to zastrzeżenie, które mogłoby wywoływać skutki prawne o charakterze wyłączającym. Deklaracja ta nie może również rozstrzygać kwestii interpretacyjnych, może być jedynie uwzględniana jako jeden z elementów w procesie interpretacyjnym. (Może mieć znaczenie jako pewien rodzaj sygnału, przede wszystkim dla ETS, na temat stopnia wrażliwości Polski na pewne kwestie. Nie jest to jednak zbyt wiele.) Nie jest ona zatem w stanie zastrzec określonych kompetencji dla Polski, ani zmodyfikować czy wpłynąć na zobowiązania Polski wynikające z Traktatu. Takie jednostronne deklaracje mają głównie znaczenie polityczne, i to jak się wydaje, większą wagę polityczną wewnątrz kraju niż dla stosunków zewnętrznych.

Głównym jednak problemem, jak można sądzić, jest obawa, że KPP ograniczy swobodę przyjmowania "regulacji krajowych w zakresie moralności publicznej", a także czy możemy się bać rozszerzania kompetencji ETS. Czy zatem wartości, jakie niesie ze sobą przyjęcie katalogu praw podstawowych, "poświęcenie" KPP, warte jest obrony „polskiej moralności” – w stosunku do równości, eutanazji, godności? Czy można jej bronić innymi środkami, mniej ograniczającymi prawa jednostek? Nasuwa się także pytanie czy w ogóle da się obecnie uniknąć niewkraczania w kompetencje ”zastrzeżone” dla państwa?

UE oparta jest na zasadzie kompetencji przyznanych i obecnie nie ma kompetencji do przyjmowania aktów np. harmonizujących regulacje dotyczące aborcji, małżeństwa, prawa rodzinnego itp. Ma natomiast kompetencje np. do przyjmowania regulacji zwalczających m.in. dyskryminację ze względu na orientację seksualną, np. w oparciu o art. 13 TWE przyjęła Dyrektywę Rady 2000/78/WE z dnia 27 listopada 2000 r. ustanawiającą ogólne warunki ramowe równego traktowania w zakresie zatrudnienia i pracy. Rozszerzenie kompetencji dokonuje się drogą traktatu zmieniającego, co w oczywisty sposób wymaga akceptacji (ratyfikacji) państwa członkowskiego. Interesujące jest, że Mandat przewiduje wprowadzenie jednak kompetencji UE do regulowania prawa rodzinnego mającego implikacje transgraniczne (art. II-269). Takie rozszerzenie nie odbędzie się bez zgody Polski. Co więcej, wychodząc jakby naprzeciw trudnościom sygnalizowanym przez Polskę, Mandat proponuje nową formę procedury legislacyjnej – w której możliwy jest sprzeciw parlamentu krajowego. Procedura ta włącza więc w proces legislacyjny jeszcze jednego, ważnego, uczestnika.
Nie da się natomiast uniknąć "dotykania" przez prawo kwestii moralnych. Pewne regulacje wspólnotowe, a nawet regulacje II i III filaru mogą dotykać w różny sposób tzw. kwestii moralnych, ich stosowanie zatem może być związane z takimi kwestiami. Np. akt z III filaru UE, Decyzja ramowa dotycząca ENA, opierająca się m.in. na poszanowaniu praw podstawowych stanowi, że należy odmówić wydania jednostki, jeśli istnieją uzasadnione powody, aby przypuszczać, na podstawach obiektywnych, że nakaz aresztowania został wydany w celu ścigania, ukarania lub przesądzenia pozycji jednostki na podstawie m.in. płci tej osoby lub jej orientacji seksualnej. Innym przykładem jest jeden z najbardziej kontrowersyjnych aktów wspólnotowych, Dyrektywa 98/44/WE Parlamentu Europejskiego i Rady z dnia 6 lipca 1998 r. w sprawie ochrony prawnej wynalazków biotechnologicznych, która dotyczy m.in. opatentowania sekwencji genu ludzkiego jako wynalazku.

W prawie UE istnieją mechanizmy kontrolne pozwalające zakwestionować zgodność prawa z prawami podstawowymi. Polska może korzystać z takich mechanizmów, tak jak np. Holandia w sprawie C-377/98 Holandia v. Parlament, która podniosła wątpliwość czy „moralne” jest patentowanie wynalazków dotyczących komórek ludzkich (genów).
ETS udowodnił swoim orzecznictwem, że na poziomie prawa wspólnotowego nie chroni wcale standardu maksymalnego danego prawa podstawowego, lecz standard, który może być zaakceptowany przez wszystkie państwa, czy rozsądnie uzasadniony w danym momencie. Zmniejsza to groźbę „narzucania standardu”. UE określa swój standard ochrony konkretnego prawa podstawowego uwzględniając wiele różnych czynników, w tym standard EKPC, czy inne zobowiązania międzynarodowe państw członkowskich. Jednocześnie fakt istnienia standardu wspólnotowego nie stoi na przeszkodzie przyjęcia wyższych standardów ochrony przez prawo krajowe.

Przypomnijmy orzeczenia Grogan i Omega. (…) W sprawie C-159/90 SPUC przeciwko Grogan ETS nie narzucił ani standardu irlandzkiego innym państwom, ani nie stwierdził, że surowe, antyaborcyjne prawo Irlandii jest sprzeczne z prawem wspólnotowym. ETS uniknął rozstrzygania w tak wrażliwym przedmiocie. Gdyby przyjął podejście maksymalistyczne, godząc się ze stanowiskiem Irlandii, standardem wspólnotowym byłby zakaz aborcji. Trybunał narzuciłby w ten sposób innym państwom dopuszczającym w pewnych przypadkach aborcję wysoki standard, prowadziłoby to do dyktatu konstytucji jednego państwa wobec innych (zakaz aborcji uregulowany był w konstytucji irlandzkiej), a w konsekwencji do konfliktów politycznych. (…)

W sprawie C-36/02 Omega Trybunał stwierdził wyraźnie, że godność ludzka jest chroniona przez prawo wspólnotowe. Nie narzucił jednak żadnego wspólnotowego standardu. Wrażliwość bowiem na kwestie moralne może być różna w różnych społeczeństwa. Tak jak w tym przypadku, ocena czy gra polegająca na zabijaniu godzi w godność ludzką, może być różna w Niemczech, Zjednoczonym Królestwie i w Polsce. Trybunał "pozwolił" zarówno na produkowanie gry w Zjednoczonym Królestwie, jak i na zakazanie jej udostępniania na laserdromie w Niemczech. "Pozwolił" w ten sposób również Polsce na swobodną ocenę.

Polskie obiekcje zasadzają się częściowo chyba na niezrozumieniu zasad ochrony praw człowieka. Nieprawdą jest w szczególności, że Karta Praw Podstawowych niezwykle szeroko normuje np. zasadę niedyskryminacji (chcemy wyłączyć stosowanie ogólnej zasady niedyskryminacji). Pomijamy fakt oczywisty, że zasada równości, której pochodną jest zakaz niedyskryminacji stanowi współcześnie fundament państwa prawa czy demokracji, aksjologiczną podstawę także UE. UE oparta jest na tej ogólnej zasadzie, czemu daje wyraz i w Preambule do TUE jak i w art. 6 ust. 1. W TWE unormowano np. zakaz dyskryminacji ze względu na przynależność państwową (art. 12 TWE), płeć (art. 141 TWE) itd., włączono przepis kompetencyjny - art. 13 TWE. ETS wielokrotnie odwoływał się do ogólnej zasady niedyskryminacji. KPP ją tylko potwierdza: w art. II-80 Równość wobec prawa: "Wszyscy są równi wobec prawa”, w art. II-81 " Niedyskryminacja". (…)

Zakazując wszelkiej dyskryminacji KPP wylicza przykładowo (używa bowiem określenia w szczególności) niektóre podstawy dyskryminacyjne. To wyliczenie uwzględnia np. wiek czy orientację seksualną. Uwzględnia zatem, do pewnego stopnia, nowe zjawiska nierówności społecznej, czego nie czyniły wyraźnie starsze dokumenty. Przypomnijmy, że KPP to dokument z 2000 r., EKPCz to umowa z 1950 r., Pakty Praw Człowieka (PPCz) to umowa z 1966 r. Nie oznacza to, że EKPCz czy PPCz nie zakazują obecnie dyskryminacji ze względu na orientację seksualną czy wiek. Formuła obu tych aktów prawnych wiążących Polskę jest równie szeroka. (…)

W 1994 r. w sprawie Toonen przeciwko Australii Komitet odpowiadając na pytanie czy orientacja seksualna może być uważana za "inny status" dla celów art. 26 zauważył, że ten sam problem powstaje na gruncie art. 2 ust. 1 Paktów, który zobowiązuje państwa strony do przestrzegania i zapewnienia stosowania Paktów wobec wszystkich jednostek znajdujących się na ich terytorium lub pod ich jurysdykcją bez jakiejkolwiek różnicy ze względu rasę, kolor, płeć, język (wyliczenie podobne do art. 26) "lub inny status", i że odniesienie do "płci" w artykułach 2 ust. 1 i 26 obejmuje orientację seksualną.

Mylne jest także wyobrażenie, że wyłączenie KPP ochroni Polskę przed rozstrzyganiem drażliwych kwestii moralnych poza naszym podwórkiem. Australia/Tasmania w sprawie Toonen być może też sądziła, że ocena kodeksu karnego nie należy do Komitetu Praw Człowieka. Sprawa ta jest bardzo pouczająca, chociaż rozpatrywana była głównie w świetle art. 17 Paktów Praw Obywatelskich i Politycznych – prawa do prywatności. Oto kilka jej szczegółów. W 1992 r. N. Toonen, działacz grupy na rzecz praw homoseksualistów, obywatel Australii mieszkający w Hobart na Tasmanii (jeden z 6 stanów Australii) zwrócił się do Komitetu Praw Człowieka ze skargą twierdząc, że jest ofiarą naruszenia przez Australię m.in. art. 26 Paktów. Kwestionował on dwa postanowienia kodeksu karnego Tasmanii, Sekcje 122(a) i 123, które kryminalizowały różne formy kontaktów seksualnych między mężczyznami, włączając w to wszelkie formy kontaktów seksualnych odbywanych w miejscach prywatnych między zgadzającymi się na te kontakty dorosłymi mężczyznami.

Władze Tasmanii usprawiedliwiały swoje prawo odwołując się do ochrony zdrowia publicznego i moralności, gdyż jego celem było częściowo zapobieganie szerzeniu się HIV/AIDS. Tasmania twierdziła przy tym, że kwestie moralne stanowią sprawę zastrzeżoną dla regulacji krajowej. Komitet ten argument odrzucił, gdyż otworzyłoby to "drzwi do wyłączenia spod kontroli Komitetu potencjalnie dużej liczby ustaw ingerujących w prywatność". Komitet co prawda uwzględnił także inne szczególne okoliczności tego przypadku, np. fakt, że w całej Australii, z wyjątkiem tylko Tasmanii ustawy kryminalizujące praktyki homoseksualne zostały uchylone, w Tasmanii podnoszą się coraz częściej głosy, że przepisy kodeksu powinny zostać także uchylone, ponadto nie są one w praktyce stosowane, a więc nie są niezbędne dla ochrony moralności w Tasmanii. (…)

Sprawy związane z niedyskryminacją mogą być rozpatrywane w świetle innych praw podstawowych również przez Trybunał w Strasburgu (niezależnie od kontroli ETS). Sprawa taka jak Karner przeciwko Austrii (skarga no. 40016/98) mogłaby "przydarzyć się" także Polsce. W sprawie chodziło o prawo osoby pozostającej w związku homoseksualnym w Austrii (do dalszego mieszkania w wynajmowanym przez partnera lokalu po jego śmierci, ściśle o prawo do dziedziczenia prawa do wynajmowanego lokalu). Sąd austriacki zinterpretował pojęcie zawarte w ustawie austriackiej – "partnera życiowego" – odwołując się do znaczenia tego pojęcia w momencie przyjmowania prawa austriackiego. Stwierdził zatem, że nie obejmuje ono osób tej samej płci. Głosami 6 do 1 ETPCz uznał, że Austria naruszyła art. 14 EKPC, czyli zakaz dyskryminacji, w związku z art. 8 (prawo do poszanowania mieszkania). ETPCz powtórzył przy tym, że dla usprawiedliwienia odmiennego traktowania jednostki ze względu na jej orientację seksualną, niezbędne jest wskazanie "szczególnie ważnych powodów". Austria podnosiła, że celem ustawy była ochrona tradycyjnej rodziny. Trybunał stwierdził, że co do zasady mógłby przyjąć takie uzasadnienie, jako "ważkie i uprawnione".

Ale w tym przypadku, jest to raczej cel abstrakcyjny, który mógłby być zrealizowany wieloma środkami. Gdy swoboda uznania umawiających się stron jest wąska, tak jak w tym przypadku, zasada proporcjonalności między zastosowanym środkiem i celem, który ma on osiągnąć, wymaga nie tylko by środek był odpowiedni dla zrealizowania celu. Trzeba także udowodnić, że aby ten cel osiągnąć, konieczne było wyłączenie par homoseksualnych z zakresu ustawy. Rząd nie przedstawił, zdaniem Trybunału, żadnych przekonywujących argumentów w tym względzie (par. 40-41).

Polska nie jest zatem w stanie uchronić się przed zajmowaniem się problemami dyskryminacji przez Komitet Praw Człowieka czy Trybunał w Strasburgu nawet jeśli odrzuci "szeroką zasadę niedyskryminacji" w Karcie Praw Podstawowych. Nie uniknie się tego typu wkraczania w sferę moralności, nie jest to już bowiem całkowicie „sfera zastrzeżona do kompetencji krajowej”. Przed tego typu wpływem nie jest zatem w stanie zabezpieczyć Polski nie tylko wyłączenie przepisu KPP dotyczącego zakazu dyskryminacji, bo najczęściej łamane jest wraz z zakazem dyskryminacji także inne prawo jednostki, ale i nawet wyłączenie stosowania całej Karty. Polska musiałaby bowiem wypowiedzieć zarówno PPC jak i EKPC, a to jest postulatem absurdalnym. (…)

niedziela, 8 listopada 2009

Eva Brunne

Wczoraj, w niedzielę 8 listopada 2009 w Uppsali odbyla się ordynacja biskup Sztokholmu - pierwszej na świecie hierarchini żyjącej w związku z inną kobietą. W uroczystościach wzięła udział szwedzka para królewska.
- Wykorzystam swą pozycję z korzyścią dla tych, którzy są bezbronni - zapowiada ordynowana. 55-letnią pastor Evę Brunne sztokholmscy luteranie wybrali na biskupa jeszcze w maju. Pokonała kilkudziesięcioma głosami pastora Hansa Ulfvebranda. W niedzielę stanie się oficjalnie pierwszym biskupem-lesbijką na świecie, przejmując diecezję sztokholmską po idącej na emeryturę biskup Caroline Krook.
Pani biskup kościelną karierę zaczęła w 1978 r. Od kilku lat żyje w zaakceptowanym przez szwedzki Kościół luterański związku z inną kobietą-kapłanem Gunillą Linden. Mają trzyletniego synka.
W październiku władze szwedzkiego Kościoła luterańskiego zgodziły się na udzielanie ślubów homoseksualnych w kościołach. Taką samą decyzję podjęli ostatnio również szwedzcy Babtyści.


Between Love & Goodbye

Between Love & Goodbye to amerykańska produkcja z 2008 r. Kino raczej niskobudżetowe jak na warunki amerykańskie, ale w mojej opinii całkiem niezłe i godne polecenia. Film w sam raz na jesienny wieczór we dwóch. Zgrabnie nakręcona miłosna historia z interesującą muzyką w tle. Uprzedzam jednak, że zakończenie depresyjne.



Amerykański mit

3 listopada 2009 w stanie Maine odbyło się referendum na temat odebrania osobom homoseksualnym prawa do małżeństw. Co prawda gubernator Maine John Baldacci podpisał w maju tego roku ustawę która zalegalizowała małżeństwa osób tej samej płci, lecz nie weszła ona formalnie w życie, a jej przeciwnicy zebrali 100 tysięcy podpisów pod wnioskiem o stanowe referendum w tej sprawie
W głosowaniu uczestniczyło blisko 60 proc. mieszkańców stanu. 52,8 proc. wyborców odpowiedziało "tak" na pytanie "Czy chcesz aby odrzucono nowe prawa które umożliwia parom tej samej płci zawieranie związków małżeńskich, a osobom indywidualnym i grupom religijnym daje prawo do odmowy udzielania tego typu ślubów?", przeciw było 47,2 proc. mieszkańców Maine.

To totalne skurwysyństwo samemu cieszyć się pełnią praw i odbierać tę możliwość innym. Przypomina mi to III Rzeszę. Hitler do władzy też doszedł w drodze wyborów. Tak jak Niemcy w latach 30 XX w. tak dziś mieszkańcy Maine nie zdali egzaminu z człowieczeństwa. Poza tym, uważam, że oddawanie spraw równouprawnienia i sprawiedliwości, czy też ogólniej praw człowieka, głosowaniu jest dla mnie nieporozumieniem. Nikt bowiem nie powinien mieć prawa do dyskryminowania innych ludzi i do decydowania o odebraniu innym obywatelom praw, z których sam korzysta. To co się wydarzyło w Maine to pomiatanie godnością drugiego człowieka. Szkoda, że tak się stało. Ciekaw jestem jak czuliby się ci którrzy głosowali za odebraniem gejom i lesbijkom praw do małżeństwa, gdyby to o ich małżeństwach decydowano w referendum i tą drogą zabroniono im zakładać rodziny. Na pocieszenie zostaje wiadomość ze stanu Waszyngton, gdzie - także w referendum - zdecydowano o tym, że związki partnerskie zawierane przez gejów i lesbijki będą traktowane na równi z małżeństwami.

Cała kampania, jaka toczyła się wokół referendum w Maine, a wcześniej w Kalifornii, utwierdza mniew przekonaniu, że Amerykanie nie są najmądrzejszym narodem. Są narodem w swej masie głupim i zacofanym. I pomyśleć, że mogą oni decydować w referendach o szczęściu innych ludzi, odzierać ludzi z godności i odbierać im prawo do zakładania rodzin.





A poniżej jeszcze jeden ciekawy filmik tego samego autorstwa. Księżulo skompromitował się całkowicie.

piątek, 6 listopada 2009

Gówno, kwiatki i krzyże

Dziś Rzepa znów powala falą hipokryzji. Teraz w tekście jakiegoś zakompleksionego dziennikarzyny z kruchty kościelnej o aktywiście geju, który gwałcił dzieci. Tekst skonstruowany (a raczej zmanipulowany) znów w ten sposób, by czytelnik przyrównał homoseksualizm do pedofilii. Rzepowemu pismakowi wtóruje jakaś pseudospecjalistka od nie wiadomo czego. Procent gejów zaniżony do 1%, biseksualistów nikt nie wspomina, a odsetek ofiar molestowania homoseksualnego ściągnięty z sufitu. Nie będę dalej tego komentował bo nie ma sensu. Dalsze omawianie tego artykułu byłoby trochę jak tłumacznie, że gówno na trawniku nie jest kwiatkiem. A to oczywiste, że artykuł kwiatkiem nie jest.
Dla przypomnienia takim kreaturom jak Piotr Zychowicz - autor artykułu w Rzeczpospolitej - Oświadczenie Polskiego Towarzystwa Seksulogicznego:

"Należy podkreślić, że – identycznie jak sama w sobie heteroseksualność – również homoseksualność per se nie implikuje żadnej szczególnej predyspozycji do zakazanego prawem wykorzystywania seksualnego dzieci.
Polskie Towarzystwo Seksuologiczne wzywa zdrowotne organizacje naukowe oraz wszystkich indywidualnych psychologów, psychiatrów i innych specjalistów w zakresie zdrowia psychicznego do podjęcia działań polegających na dementowaniu skojarzenia między homoseksualnością a pedofilią."
Sprawa krzyży w Polsce i Chrystostanch ostro komentowana. Moje zdanie co do krzyży jest następujące - jeśli wszyscy sobie tego życzą tego, by krzyż w sali szkolnej wisiał to niech sobie wisi. Ale jeśli nie to powinien być zdjęty. Ja bym zażądał usunięcia takiego symbolu. Krzyż to dla mnie i wielu osób symbol bardzo nieobojętny. To symbol zniewolenia. Tak samo niemiły jak swastyka. Jest bowiem znakiem totalitaryzmu, który prześladuje homoseksualistów. Nie widzę powodu, dla którego mianoby mnie zmuszać do tego, żeby go oglądać.