środa, 30 listopada 2011

Homofobia w sporcie

Przewodniczący Włoskiego Związku Piłkarzy Damiano Tommasi oświadczył, że doradza homoseksualnym piłkarzom aby nie ujawniali się ze swoją orientacją. Wypowiadając się w popularnyym włsokim programie telewizyjnym, w którym rozmawiano o piłce nożnej, polityce i homoseksualizmie Tommasi powiedział, że coming outy mogą doprowadzić do wstydu i niezręczności.
- Powinno się do tego zniechęcać.- powiedział Tommasi - Fakt bycia wyróżnionym jako "ten, który jest gejem" nie ważne, czy jesteś piłkarzem, dziennikarzem, czy politykiem nie jest chyba najlepszym rozwiązaniem, dlatego odradzałbym ujawnianie się.

- Homoseksualizm to wciąż temat tabu w futbolu. Ujawnianie swojej tożsamości seksualnej jest trudne w kazdym środowisku, ale najtrudniejsze chyba w przypadku piłki nożnej - w końcu dzielisz tam szatnię z innymi mężczyznami, a więc także intymność. W banku, czy redakcji sportowej nie masz takich problemów, ale wszędzie tam, gdzie trzeba się przebierać dochodzi do zawstydzenia i niezręcznych sytuacji - mówił Tommasi.

- Nie sądze, żeby ujawnianie się dziennikarzy, polityków czy sportowców mogło w jakikolwiek sposób pomóc innym gejom. Zawsze ryzykuje się, że najintymniejsze sprawy staną się przedmiotem publicznej dyskusji.

Tommasi, były zawodnik Romy i reprezentacji Włoch, utrzymuje, że nigdy nie spotkał piłkarza-geja, zaprzeczył jednocześnie, że zawodnicy boją się ujawniać.

- Nie sądzę, że piłkarze nie ujawniają się z powodu strachu przed odrzuceniem, ale nie robią tego z powodów osobistych. Nie sądzę, żeby była jakakolwiek potrzeba przejawiania swojej seksualnej tożsamości żeby żyć i pracować w cywilizowanym środowisku.

I tak właśnie wygląda homofobia. Tomassi to ewidentnie jej twarz. Po pierwsze dlatego, że nie zdaje sobie sprawy z tego, że ujawnienie orientacji homoseksualnej nie jest przejawianiem swojej tożsamości seksualnej w większym stopniu niż pojawienie się heteroseksualnego piłkarza z narzeczoną, a nie wywołuje to żadnych obiekcji Tomassiego. Po drugie dlatego, że jest prymitywnym człowiekiem, któremu się wydaje, że geje lecą na każdego kto się przy nich rozbierze. Chyba nawet nie zastanowił się on nad tym, co zmienia fakt, że osoba która zawsze się rozbierała w szatni przy kolegach powie im, że jest gejem. Nic, bo przecież gdyby nie powiedziała tego to i tak nadal byłaby homoseksualna. Po trzecie dlatego, że nie widzi tego, że osoby homoseksualne nie ujawniają orientacji z powodu uprzedzeń, jakie posiada Tomassi. Mówienie, że nie wynika to ze strachu, a z sytuacji osobistej zakrawa na ponury żart.

niedziela, 27 listopada 2011

Pokrzyżowało radnych

Specjalne stanowisko ,,w obronie krzyża wszędzie tam gdzie jest on dziś atakowany, wyszydzany i gdzie podejmuje się próby jego usunięcia" wydała dziś Rada Miasta Lublin. Radni apelują też do Polaków, aby pozostawali na co dzień wierni nauczania Jana Pawła II.
Czy radni w Polsce nie mogą się zająć tym co do nich należy? Remontami dróg, pomocą społeczną, przedszkolami, szkołami, służbą zdrowia, parkami, czystością, ułatwieniami dla budujących domy i prowadzących firmy, pomaganiem bezrobotnym, zapobieganiem przemocy domowej, zapewnieniem bezpieczeństwa na ulicach... niechże się w końcu szanowni radni wcałej Polsce od krzyżowania wszystkiego ODPIERDOLĄ bo nie krzyż interesuje ludzi w Polsce jako sprawa publiczna ale poprawa życia tu na ziemi a nie w niebie.

sobota, 26 listopada 2011

Oświecone monarchie

Księżniczka Letizia, żona hiszpańskiego następcy tronu, ujawniła w nowej książce swój swiatopogląd. Nie jestem zaskoczony, Hiszpanie chyba też nie, ale jednak duch Franco, inkwizycji i niedawna wygrana wyborczej prawicowej Partii Ludowej sprawiają, że poglądy księżniczki Letizii są szeroko komentowane. Otóż - Letizia jest za małżeństwami gejowskimi, za aborcją na życzenie, za prostymi procedurami rozwodowymi i feminizmem. Czyżby monarchia hiszpańska się oświeciła?
A teraz z mojego prywatnego podwórka o monarchii pracowniczej. W mojej pracy odbyło się ostatnio spotkanie pracowników z burmistrzem i jego zastępcą. Dodam, że o spotkaniu nikt pracowników wcześniej nie powiadomił. Tak się zdażyło, że tego dnia założyłem do pracy koszulkę z logo akcji Miłość nie wyklucza. Dyrektor kazał mi koszulkę na spotkanie z burmistrzem zdjąć lub zakryć. Najdziwniejsze w tym wszystkim jest to, że dyrektor jest gejem. Koszulki oczywiście nie zdjąłem. Burmistrz chcąc nie chcąc musiał w miłosne logo wpatrywać się przez godzinę, a to z powodu tego, że siedział vis a vis mnie. I nikomu korona z tego powodu nie spadła. Mojemu szefowi współczuję, bo jestem świadom tego, że jego opory przed coming outem męczą go okropnie i sprawiają, że zachowuje się delikatnie to nazywając dziwnie. Od plotek na jego temat aż huczy. Najśmieszniejsze jest to, że on nie dostrzega najprostrzego rozwiązania, które plotki utnie i sprawi, że ludzie nabiorą do niego większego szacunku, a przede wszystkim zaufania. Tym rozwiązaniem jest coming out. Myślałem w swej naiwości, że ze względu na to, że ja tam pracuję i mój coming out nie wywołał trzęsienia ziemi, mojego dyrektora coś w końcu oświeci i zdejmie maskę obłudy i zakłamania. Ale myliłem się. To tylko niestety zwiększyło jego strach, że "się wyda". Nadal tego nie rozumiem.

piątek, 25 listopada 2011

Już czas!



Kiedy zobaczę polską wersję? Czekam!

środa, 23 listopada 2011

List do Gowina

Szanowny Panie Ministrze,

W dniu 25 października 2011 wydział rejestrowy Sądu Okręgowego w Warszawie dokonał rejestracji znaków: Zakaz Pedałowania, Krzyża Celtyckiego, Orła w Koronie z Rózgami Liktorskimi oraz Krzyża i Miecza; jako symboli prawicowej partii politycznej Narodowe Odrodzenie Polski. Zgodnie z ustawą o partiach politycznych symbole te, na podstawie wskazanego postanowienia, otrzymują, poza autorską, także ochronę, jako dobra osobiste NOP.

Sąd Okręgowy, wydając postanowienie o dopuszczalności używania przez NOP powołanych wyżej znaków, zasięgał opinii biegłych. Jedyną ekspertyzę w tej sprawie wydali w sierpniu 2011 roku, mgr Robert Kamiński i dr Paweł Nowak. Jak uznali, symbolom tym „nie można przypisać w sposób jednoznaczny treści o charakterze totalitarnym, nazistowskim, faszystowskim, rasistowskim i nienawiści narodowej”.

W opinii można przeczytać, iż historia Krzyża Celtyckiego sięga czasów Celtów i Słowian, a nawet ludów indoeuropejskich, gdy dla plemion tych znak ten symbolizował Słońce. Według autorów opinii, krzyż celtycki to dla większości skojarzenie z literaturą fantasy i Stonehenge, a nie neofaszyzmem. „NOP, obierając ów znak za swój symbol, odwołuje się bardziej do jego katolickiej i słowiańskiej, a więc polskiej, narodowej wymowy, niż do faktu, iż symbol ten stosowany jest przez niektóre organizacje neofaszystowskie, np. niemieckie. Nie zmienia też tej interpretacji fakt, iż znak krzyża celtyckiego wyrokiem niemieckiego Sądu Najwyższego z 2008 r. został zakazany w Niemczech”.

Zupełnie nie zrozumiałe są twierdzenia biegłych, iż zakazany znak niemieckich neofaszystów, jednocześnie wykorzystywany przez niektóre z ruchów skinheadowskich, w niewystarczający sposób utożsamiany jest z treściami o charakterze faszystowskim. Jak znak niemieckich neofaszystów może w niewystarczający sposób kojarzyć się z faszyzmem??? Dokonując natomiast oceny znaku falangi biegli wskazali, iż jest to symbol przedwojennego Obozu Narodowo-Radykalnego. „Pozostajemy w kręgu znaków o wymowie nacjonalistycznej, lecz nie nazistowskiej czy faszystowskiej, lub też znaku o niejasnej proweniencji”. Sąd Okręgowy całkowicie zignorował jednak fakt, o czym także milczą biegli w swojej opinii, iż ONR wsławiła się jako organizacja o charakterze antysemickim.

Według biegłych, najbardziej kontrowersyjne logo Zakaz Pedałowania, wykorzystuje strukturę i schemat znaku drogowego, z której wynika jedynie zakaz kontaktów homoseksualnych w miejscach publicznych, co jest zgodne z powszechnie przyjętą obyczajowością, a wszelkie próby doszukiwania się drugiego dna według biegłych są dowodem przeczulenia. Za skandaliczne należy uznać uzasadnienie sądu, który oparł się na mocno wątpliwych i mało przekonujących ekspertyzach.

Rejestracja znaku Zakaz Pedałowania jako jednego z oficjalnych symboli NOP odbierana jest jako jawne przyzwolenie Państwa na prowadzenie agresywnej kampanii przeciwko osobom o orientacji homoseksualnej i mniejszościom seksualnym. Państwo polskie i jego organy, w tym Sądy, powinny dbać o bezpieczeństwo obywateli, a nie stwarzać pole do konfliktów społecznych.

W związku z powyższym zwracam się z prośbą do Pana Ministra o podjęcie możliwych w obecnej sytuacji prawnej kroków mających na celu zakazanie stosowania symboli Zakaz Pedałowania i Krzyża Celtyckiego przez NOP. Wyrażam ogromną nadzieję, iż wrażliwość Pana Ministra, nie pozwoli na pozostawienie opisanej sprawy bez właściwej reakcji ze strony Ministerstwa Sprawiedliwości a także doprowadzi do podjęcia dozwolonej przez prawo interwencji.

Z poważaniem
Janusz Palikot

Ty też możesz wysłać swój protest. Zachęcam do przesyłania do RPO oraz MS wiadomości, związanych ze skandaliczną decyzją sądu odnośnie zalegalizowania NOP, m.in. znaku 'zakazu pedałowania'.
[Pamiętajcie, że w wiadomościach należy podać imię, nazwisko oraz adres do korespondencji - jest to niezbędne przy składaniu skargi].

RPO: https://www.rpo.gov.pl/wniosek/index.php?jezyk=0&poz=1
Minister Sprawidliwosci: skargi@ms.gov.pl

W temacie wpisujcie: Skarga na skandaliczną decyzję warszawskiego sądu

będziemy widoczni w skrzynkach pocztowych adresów :)

-------------------------------

Imię nazwisko
Adres do korespondencji

Składam wniosek o rozpatrzenie skandalicznej decyzji sądu, który zezwolił na legalizację jako symbolu organizacji nacjonalistycznej znaku ‘Zakaz pedałowania”.

Jest to szerzenie mowy nienawiści w majestacie prawa co stanowi kuriozum w prawodawstwie i narusza podstawowe prawa jednostki do poszanowania jej godności i orientacji seksualnej.

Znak ten wielokrotnie wykorzystywany jest w manifestacjach nacjonalistycznych przeciwko osobom orientacji homoseksualnej.

Proszę o dokładne zapoznanie się z problemem w podanym materiale prasowym:

wiadomosci.gazeta.pl/wiadomosci/1,114883,10689459,_Zakaz_pedalowania__zarejestrowany___Nie_nawoluje.html

Z poważaniem,
imię i nazwisko

Nakaz pedałowania



Może ktoś zarejestruje!

wtorek, 22 listopada 2011

Związki partnerskie obowiązkowe

- Nasza koalicja, rząd, instytucje życia publicznego, państwo nie jest od tego, aby przeprowadzać obyczajową rewolucję - mówił w exposé premier. - Z konstytucji wynika zobowiązanie, by państwo uregulowało związki osób, które nie mogą zawrzeć małżeństwa - ocenia prof. Mirosław Wyrzykowski.
Rozmowa z Prof. Mirosławem Wyrzykowskim, kierownikiem Zakładu Praw Człowieka na Wydziale Prawa UW

Ewa Siedlecka: W specjalnym zespole nad nową ustawą o związkach partnerskich pracują prawnicy z SLD, Ruchu Palikota i organizacji działających na rzecz praw mniejszości seksualnych. Propozycje mają pokazać na początku grudnia. Tymczasem Sąd Najwyższy, oceniając dla Sejmu poprzedni taki projekt, stwierdził: "Instytucjonalizacja związku partnerskiego osób tej samej lub różnej płci pozostających we wspólnym pożyciu i przyznanie im większości (a tym bardziej wszystkich) przywilejów zastrzeżonych dla małżonków jest niedopuszczalna w świetle art. 18 konstytucji". Ten artykuł mówi, że "małżeństwo, jako związek kobiety i mężczyzny, rodzina, macierzyństwo i rodzicielstwo i znajdują się pod ochroną i opieką państwa".

Prof. Mirosław Wyrzykowski: Wobec związków osób tej samej płci to stanowisko nie ma konstytucyjnego uzasadnienia. W konstytucji nie ma zakazu uregulowania innych niż małżeństwo związków, a także stanowisko SN nie zawiera wywodu, który dowodziłby, że taki zakaz jest.

Sąd wywodzi, że skoro art. 18 jest w części ustrojowej konstytucji, to znaczy, że małżeństwo jest wartością wyższą od pozostałych praw. A skoro wymienia się je przed "rodziną", to jest to "wyrazem wyboru aksjologicznego dokonanego świadomie w celu zagwarantowania modelu małżeństwa i rodziny, który można w uproszczeniu nazwać tradycyjnym". Z tego ma wynikać, że państwo powinno "zachęcać" do zawierania małżeństw. Jeśli stworzy alternatywę, to nie będzie "zachęcało".

- Wywód SN opiera się na przyjęciu założenia, którego konstytucja nie zawiera: że małżeństwo podlega "szczególnej ochronie". Tego ma dowodzić przytoczone przez panią rozumowanie. Tymczasem zgodnie z konstytucją małżeństwo czy rodzina znajdują się jedynie "pod ochroną i opieką RP". "Specjalną opieką" RP otacza jedynie weteranów walk o niepodległość, zwłaszcza inwalidów wojennych.

Zresztą sąd nie wskazuje, w jaki sposób uregulowanie innych form związków między ludźmi godziłoby w status małżeństwa. Instytucji małżeństwa nie może zagrażać instytucja adresowana do osób, które małżeństwa zawrzeć nie mogą. Związek partnerski nie pozbawi małżeństwa jakiegokolwiek przywileju ani nie obniży poziomu jego ochrony. Bo czy np. ustanowienie równości w prawie do dziedziczenia między partnerami w jakikolwiek sposób zmieni prawo do dziedziczenia między małżonkami? Oczywiście nie.


Czy z tego, że małżeństwo jako związek kobiety i mężczyzny jest "pod ochroną i opieką państwa", wynika, że inne związki nie mogą być pod "ochroną i opieką"?

- Z konstytucji wynika co najwyżej, że takie związki nie mogą nazywać się "małżeństwem" oraz że nie mogą być z nim identyczne pod względem regulacji prawnej. Nie można tego rozumieć jako zakazu ochrony i opieki dla innych form bycia ludzi ze sobą ani jako zakazu regulacji zbliżonej do małżeństwa.

Wzorem dla związków partnerskich może i powinno być małżeństwo. Bo jaka jest alternatywa? Spółka cywilna?

Więcej: z konstytucji wynika zobowiązanie, by państwo uregulowało związki osób, które nie mogą zawrzeć małżeństwa. Osoby te na równi z innymi są adresatami norm konstytucyjnych. Mają prawo do poszanowania godności, równości, prywatności i wolności. Z tego wynikają obowiązki dla ustawodawcy.

Sytuacja, gdy nie ureguluje on związków partnerskich, stawia pod znakiem zapytania istotę konstytucyjnego prawa do swobodnego, bez dyskryminacji, kształtowania życia prywatnego i rodzinnego. To prawo w stosunku do pewnej części obywateli nie będzie realizowane, jeśli nie będzie prawnie uregulowane.

O ile brak prawa do legalizacji związku ludzi, którzy nie mogą zawrzeć małżeństwa jest dyskryminacją, o tyle nie jest dyskryminacją małżeństwa przyznanie ochrony prawnej związkom partnerskim.

Państwo neutralne światopoglądowo nie może ograniczać regulacji do jednego modelu związku. Podstawą działania władzy publicznej jest konstytucja, a nie zapatrywania moralne czy religijne.

SN argumentuje, że przyznanie przywilejów, np. podatkowych, związkom partnerskim jest dyskryminacją związków nieopartych na więzi seksualnej, np. rodzeństwa prowadzącego wspólne gospodarstwo domowe i otaczającego się wzajemną opieką czy dorosłego dziecka mieszkającego z rodzicami i opiekującego się nimi. Wskazuje, że brak możliwości zaistnienia więzi seksualnej nie jest wystarczającą różnicą, by tym drugim nie przyznać tych samych przywilejów co związkom partnerskim.

- To już wybór ustawodawcy, komu i na jakich warunkach przyznać przywileje czy ulgi. Konstytucja nie zakazuje przyznania prawa do wspólnego rozliczania się wszystkim związkom żyjącym we wspólnym gospodarstwie domowym.

Sąd mówi, że konstytucja sprzeciwia się przyznaniu związkom "większości uprawnień małżeństw". Niedawno Małgorzata Kidawa-Błońska zadeklarowała, że PO poprze związki, ale bez "przywilejów". Czy związki "bez przywilejów" mają jakiś sen?

- Związki partnerskie mają być realizacją konstytucyjnych praw osób, które nie mogą zawrzeć małżeństwa. Dlatego jeżeli nie będzie woli przyznania im większości uprawnień, to nie ma sensu rozmowa o związkach partnerskich.

Osoby homoseksualne, dążąc do legalizacji związku, poszukują modelu, który będzie możliwie najbliższy instytucji małżeństwa, bo ta jest dla nich wzorcem i punktem odniesienia dla równego traktowania. Nie ma w tym zagrożenia dla instytucji małżeństwa. Przeciwnie: pokazuje to, jak wysoko małżeństwo stoi w hierarchii wartości.

Konstytucja stanowi, że Rzeczpospolita jest dobrem wspólnym wszystkich obywateli. Wobec części obywateli ta zasada konstytucyjna nie jest realizowana z powodu poglądów ukształtowanych w zupełnie innych warunkach społecznych, cywilizacyjnych i prawnych. Z powodu uprzedzeń, opinii wypowiadanych przez przedstawicieli Kościołów, przekonań moralnych władzy. Takie przekonania nie mogą stanowić uzasadnienia do nierównego traktowania obywateli w realizacji tych samych potrzeb i praw.

W zgodzie z konstytucją można by odmówić legalizacji związków partnerskich, jedynie uznając, że homoseksualizm jest zagrożeniem dla bezpieczeństwa państwa, porządku, moralności czy zdrowia publicznego albo praw i wolności innych osób. Konstytucja tylko z takich względów pozwala ograniczać zawarte w niej prawa i wolności.

W stosunku do ustawy o związkach partnerskich podnoszono zarzut, że daje te same uprawnienia, jakie mają małżeństwa, ale nie nakłada na partnerów żadnych wzajemnych obowiązków. Np. obowiązku alimentacji, jeśli porzuca się partnera, zostawiając go w trudnym położeniu materialnym. Mówiono też, że nie ma żadnych gwarancji trwałości związku partnerskiego: można partnera po prostu porzucić i związek jest po miesiącu rozwiązany.

- Związki partnerskie powinny mieć silne gwarancje trwałości. Np. jeśli nie ma zgodnej woli rozwiązania, to do prawnego wygaśnięcia związku w wyniku jednostronnego oświadczenia trzeba by upływu np. co najmniej roku.

Pomysł powiązania prawa do wspólnego opodatkowania ze zobowiązaniem do alimentacji też jest dobry. Ma to być instytucja podobna do małżeństwa, więc musi być w niej element trwałości i wzajemnej odpowiedzialności.

Podnosi się argument, że jeśli da się związkom partnerskim przywileje podatkowe, to państwo nie będzie miało jak kształtować polityki prorodzinnej.

- Rodzina to także rodzina jednopłciowa - spełnia te same funkcje: wspólne pożycie, opieka, wsparcie, szczęście. W związkach jednopłciowych nie jest zazwyczaj realizowana funkcja prokreacyjna, ale ona nie jest dziś uznawana za cechę substancjalną rodziny. To cecha ważna, ale niekonieczna. Jeśli państwu zależy na promowaniu prokreacji, to są ulgi na dzieci, regulacja zapłodnienia in vitro itd.

Uregulowanie związków partnerskich stanowiących rodzinę nie będzie więc przeszkodą dla kształtowania polityki prorodzinnej także wobec dotychczasowych form rodziny.

czwartek, 17 listopada 2011

20 Things We Love About Each Other



Urocze? Przeurocze!

Ewa Siedlecka - Gowin na minę

Poranna plotka o tym, że Jarosław Gowin ma zostać ministrem sprawiedliwości, wyglądała tak absurdalnie, że niewarta była komentarza. Jednak z biegiem dnia stawała się coraz bardziej uprawdopodobniona.

Gdyby miała okazać się prawdą, oznaczałoby to, że premier przedkłada wewnątrzpartyjne rozgrywki nad dobro publiczne, jakim niewątpliwie jest sensowne kierowanie Ministerstwem Sprawiedliwości - jednym z najważniejszych dla funkcjonowania państwa resortów.Gdyby natomiast Jarosław Gowin zgodził się na tę propozycję, nie mając bladego pojęcia o prawie, sądownictwie, więziennictwie, funkcjonowaniu samorządów prawniczych, to świadczyłoby to nie tylko o poziomie jego odpowiedzialności, ale też autokrytycyzmu.

Za PRL-u przyznawano resorty wedle nazwisk: Kłonica - od rolnictwa, Cegielski - od budownictwa. Za PiS ministrem budownictwa został Antoni Jaszczak, informatyk. Kwalifikacją było to - jak powiedział jego kolega z Samoobrony Lech Woszczerowicz - że okna jego mieszkania wychodzą na budujące się nowe osiedle mieszkaniowe. Czy za PO obsadzanie ministerstw będzie wsadzaniem rywali na minę?

środa, 16 listopada 2011

Nowe wyzwania (kontr)reformacyjne Gowina

Jeszcze wczoraj były już minister sprawiedliwości Krzysztof Kwiatkowski zapowiedział uregulowanie procedury zmiany płci. Zgodnie z istniejącymi rozwiązaniami do tego, by biegły wydał opinię dla sądu popierającą zmianę płci wymaga się tzw. testu realnego życia. To powoduje np., że np. trans-męzczyzna nie jest wpuszczany do budynku przez ochroniarzy, bo w dowodzie osobistym figuruje jako kobieta. Pracodawcy nie chcą pracownika, który ma inną płeć w papierach, a inną w rzeczywistości. Niektórzy biegli wymagają dokonania zabiegów chirurgicznych, podczas, gdy nie ma pewności, czy sąd ostatecznie zgodzi się na zmianę płci. Kwiatkowski zapowiedział, że trzeba w końcu kwestie zmiany płci rozstrzygnąć prawnie. Np. jak liczyć wiek emerytalny osoby po zmianie płci, skoro inny mają kobiety, a inny mężczyźni? Jak uregulować kwestie rodzinne - np. rodzicielstwa. - Nie przesądzam, czy regulacja powinna być w jednej ustawie, czy zmiany w wielu stawach. O tym ma rozstrzygnąć zespół międzyresortowy we współpracy z Komisją Kodyfikacyjną Prawa Cywilnego przy ministrze sprawiedliwości. W związku z tym, że Gowin został nowym ministrem katechizacji...wróć, sprawiedliwości (choć w przypadku Gowina to raczej to samo) już sobie wyobrażam skalę i rodzaj zmian. Myślę, że powalą nas wszystkich. Na kolana przed księdzem. I myślę, że w końcu Terlikowski natchniony duchem świętym, gołębiem czy innym ptaszyskiem będzie mógł dalej bić swoje dzieci, czego zakazu tak bardzo obawiał się ostatnio w jednym z programów telewizyjnych. Wszak katoprawicowe poglądy łączą obu panów.

Minister od katechezy? Dziękuję, nie biorę.

Według nieoficjalnych informacji ministrem sprawidliwości ma zostać Jarosław Gowin. To wiadomość zła. Gowin jest znany ze swoich fanatycznych poglądów religijnych, przypisuje mu się powiązania z Opus Dei, a poza tym jest wrogiem sprawidliwości oraz równości. Powoływanie takich ludzi na ministrów kompromituje premiera Tuska. Wsteczność zapatrywań Gowina na kwestie nowoczesnych rozwiązań prawnych, które są przyjęte w cywilizowanych krajach, dyskwalifikuje go jako kandydata na ministra. Wielokrotnie wypowiadał się w tonie świadczącym o tym, że jego misją nie jest działanie na rzecz obywateli ale katolicka misja ewangelizacyjna. Gowin niczym nie różni się od katechetów z PiS. Gowinowi wielokrotnie się pomyliła mównica sejmowa z amboną. To nie jest człowiek, który zasłużył na stanowisko ministra.

wtorek, 15 listopada 2011

Odruch wymiotny

- Biedroń popełnił niezręczność i sam jest sobie winny, bo jest kojarzony tak, jak jest kojarzony… Skoro podkreśla wszędzie swoją seksualność, to musi być przygotowany na to, że to, co powie może być kojarzone z seksualnością. Gdyby np. pani Grodzka zwróciła się do Sejmu "my kobiety", to posłowie też by rechotali. Rechot ogólnie jest mało kulturalną odmianą śmiechu, ale to był odruch. Nie wińmy posłów za podłożenie się Biedronia. On wiedział jakie to wzbudzi emocje. Moi znajomi geje i środowiska gejowskie powiedzieli, że Biedroń się wygłupił. On się kreuje na pierwszego geja III RP. Nawet jego koledzy to mówią - powiedział w rozmowie z Onetem Paweł Kukiz.

Kukiz ma widocznie znajomych idiotów. Skoro się z takim Kukizem przyjaźnią to mnie to szczególnie nie dziwi. Co do odruchów natomiast to jestem ciekaw, czy Kukiz zdaje sobie sprawę z tego jaki on wzbudza odruch. Wymiotny.

poniedziałek, 14 listopada 2011

Echem się odbija

Podsumowanie nie jest dostępne. Kliknij tutaj, by wyświetlić tego posta.

sobota, 12 listopada 2011

Odbrunatniacz

Pozostając dalej w temacie absurdu proponuję inny absurd dla odbrunatnienia atmosfery.


Zbrunatnienie

Żyję w kraju absurdów, gdzie chce się mnie zrobić w chuja przekonując, że wczorajsza manifestacja faszyzujących kiboli skandujących obraźliwe, rasistowskie, ksenofobiczne, homofobiczne i nawołujące do przemocy hasła to przemarsz prawdziwych patriotów, a kamienie i petardy lecące z ich strony to robota lewackich prowokatorów ściągniętych przez pedalsko-lesbijskie bojówki. Absurd absurdem absurd pogania. Jednak takie wnioski wysuwa znaczna część, jeśli nie większość polskich polityków i publicystów z wczorajszych zdarzeń. Już wczoraj dziennikarka Polsatu w wiadomościach spuentowała materiał stwierdzeniem, że Polska nie jest ani kolorowa ani brunatna i że to ekstrema, na które nie może być przyzwolenia. Dziś jest jeszcze gorzej. W radio wszelkiej maści pseudoautorytety moralne szafują opiniami na temat prowokacji, jakiej rzekomo dopuścili się uczestnicy Kolorowej Niepodległej, a tą prowokacją była w mniemaniu tych socjospeców sama obecność owych „innych” i „kolorowych”. No bo przecież każdy prawdziwy Polak wie, że pedały, lesby i ci od innych kolorów tęczy 11 listopada powinni siedzieć w domu po kryjomu. Jakby się gzili w domu jak zawsze to by chłopcy z ONR i wszechpolscy młodzieńcy się nie zdenerwowali. A tak im nerwy puściły, ale to uzasadnione. Bo przecież jak można nie rzucić w takiego czy innego „kolorowego”, jak nie posłać go do gazu, jak mu nie wpierdolić, jeśli sam się o to przecież prosi wychodząc na ulicę. Takich komentarzy było dziś w mediach wiele. To niestety nie jest żart. Mam wrażenie, że politykom i publicystom zbrunatniały mózgi od tego „świętowania”. Brak jest w nich odwagi i rozsądku, by nazwać rzecz tak jak na to zasługuje, czyli, że wczoraj faszyzujący zadymiarze szli ulicami Warszawy propagując nienawiść, obrażając, wzywając do przemocy i na nich spoczywa odpowiedzialność za spustoszenie, którego byliśmy świadkami. Nikt mnie oszuka i nie wmówi, że to był marsz patriotów. To był marsz ziejących nienawiścią zdemoralizowanych ludzi, którym się wydaje, że tylko oni jako jedyni ze społeczeństwa mają prawo być obywatelami Polski, bo są heteroseksualni, biali, katoliccy i prawicowi. To gówno prawda. Mam takie samo prawo być pełnoprawnym obywatelem Polski będąc homoseksualny, mając korzenie w różnych częściach Europy, będąc ateistą i lewicowcem. Nikt nie wciśnie mi kitu, że fakt mojej obecności czy nieobecności na Placu Konstytucji miał wpływ na skandowane przez ONR-owców i Wszechpolaków hasła. Czy bym był w Warszawie czy siedział wtedy w domu to i tak leciałyby w eter z ich strony okrzyki „Raz sierpem raz młotem czerwoną hołotę” i inne, których z szacunku dla ludzi nie przytoczę. Poza tym mam prawo jako obywatel świętować Dzień Niepodległości. Porównywanie Marszu Niepodległości i manifestacji Kolorowej Niepodległej oraz obarczanie obu grup o wywołanie zamieszek jest nie tylko nieuczciwe, ale i oburzające. Ktoś kto tak czyni powinien się wstydzić. Jednak o wstyd, jak pokazał ostatni rechot w Sejmie, jest trudno. Znacznie łatwiej dostać kamieniem w głowę.

piątek, 11 listopada 2011

Nazwisko rodowe

Dla austriackich gejów i lesbijek dzisiejszy dzień był zapewne bardzo miły. Odnieśli kolejne symboliczne, ale jednocześnie bardzo ważne zwycięstwo. Dotychczas osoby zawierające związek partnerski były dyskryminowane przez przepisy dotyczące zmiany nazwiska. Przykładowy Hans Muller i Frank Schulz mieli następujące możliwości zmiany swoich nazwisk:
- Hans Schulz Muller i Frank Muller
- Hans Muller Schulz i Frank Muller
- Hans Muller i Frank Muller Schulz
- Hans Schulz i Frank Schulz Muller
- Hans Schulz i Frank Schulz
- Hans Muller i Frank Muller
W przypadku małżeństw heteroseksualnych istniała dodatkowo możliwość posiadania jednocześnie dwóch nazwisk przez każdego z małżonków, a nazwiska te były łączone spójnikiem „-”. Poza tym wspólne nazwisko w przypadku małżeństw nosiło tradycyjną nazwę „Familienname” zaś w przypadku partnerów homoseksualnych używana była nazwa „Nachname” jak w przypadku osób stanu wolnego. Dzisiaj Trybunał Konstytucyjny uznał to za przejaw dyskryminacji i nakazał zmianę przepisów, która umożliwiłaby obu partnerom w związkach partnerskich posiadanie dwuczłonowego nazwiska połączonego spójnikiem. Niby kosmetyka, ale nawet Trybunał Konstytucyjny Austrii dostrzegł, że brak spójności małżeństw i partnerstw jest dyskryminujący, a poza tym może wskazywać na orientację seksualną osoby noszącej nazwisko.
Może to da też trochę do myślenia twórcom projektu polskiej ustawy o związkach partnerskich, zwłaszcza tym, którzy się upierają przy tym, że walka o wspólne nazwisko to burza w szklance wody. Jak widać tak nie jest.

David Testo


Breaking news: David Testo, 30-letni piłkarz z Kanady powiedział wczoraj w radio, że jest gejem. Czekam na kolejne coming outy. A myslę, że mogłoby być ich dużo. Ostatnie doniesienia o gejach rugbystach i piłkarzach dowodzą, że nie jestesmy tylko projektantami mody, jak wyobrażają to sobie niektórzy ograniczeni mentalnie heterycy.

czwartek, 10 listopada 2011

Kamil Durczok - Triumf kołtuna zamiast święta demokracji

Kołtun się rozsiadł w sejmowym fotelu. Potoczył wzrokiem i znalazł ofiarę. Trudno nie było, bo kołtun ofiarą czyni wszystko co inne i niezrozumiałe. Mikroskopijny móżdżek kołtuna z prędkością światła przepuszcza obrazy. Co zrozumie, uznaje za swoje, a czego nie - za wrogie. Więc tego, co swoje, tyle co łeb szpilki, za to legiony wrogów mnożą się jak chińskie dywizje.

Kołtun atak przypuścił już w święto demokracji - na pierwszym posiedzeniu Sejmu. Było coś przerażającego w rechocie posłów toczącym się po sejmowej sali. Kiedy na mównicę wszedł Robert Biedroń i powiedział to samo zdanie, które kołtun wyrzuca z siebie dziesiątki razy, sala zarechotała. W końcu jak normalny mówi, że cios był poniżej pasa, to mówi OK. Ale jak Biedroń mówi, to… O! To już bezczelna homoprowokacja.

Ale kołtun to nie kretyn, żeby się dał tak podejść. Nie z nami te numery, my wiemy, co oni mają poniżej pasa i co z tym robią. Więc śmiechem zabijemy te jego wredne homoataki. My! Zdrowa część polskiego narodu! No to rechoczem!

Dramatyczny spektakl kołtuństwa polskiego był czymś wyjątkowo smutnym. Nie tylko dlatego, że spora grupa posłów odmawia gejom i lesbijkom prawa do pełnego uczestnictwa w życiu politycznym. Także dlatego, że reakcja sali na słowa Biedronia, a także na obecność w polskim parlamencie transpłciowej posłanki Anny Grodzkiej pokazuje, jak kosmiczny dystans dzieli nas od normalności. Od uznania, że każdy ma prawo kochać tak, jak dyktuje mu to własne pojęcie miłości. Od zgody na to, że każdy może żyć, będąc tym, kim się czuje. I że normalne są sytuacje, w których kobieta czuje się uwięziona w męskim ciele, a mężczyzna myśli i czuje jak kobieta.

Rechot nad Biedroniem i dziwy nad Grodzką występowały we wtorek w godnym otoczeniu. Wsparcie przyszło i od byłego marszałka Ludwika Dorna, i od mistrza intelektualnej finezji posła Artura Górskiego. U pierwszego poziom erudycji i misternego dowcipu połączony z gejzerem elokwencji zaowocował bajkowo dowcipnym zdaniem, iż "to, że Ewa Kopacz jest kobietą, nie ulega najmniejszej wątpliwości". Wielbiciel "cywilizacji białego człowieka" zaś, wdrapawszy się na szczyt sztuki oratorskiej i, niestety, zaraz potem na mównicę, oskarżył Wandę Nowicką o lobbowanie na rzecz frontu aborcyjnego.

Smutno było pierwszego dnia w Sejmie. Z jednej strony, wyborcy postawili na tych, którym do tej pory głosu odmawiano. Z drugiej - znaleźli się posłowie, którzy uznali, że ich dziejowa misja sprowadza się do zamknięcia ust tym, których nie cierpią. I tak święto demokracji błyskawicznie zamieniło się triumf kołtuna.

Chamstwo i prostactwo

Obejrzałem dziś ponownie zachowanie posłów i komentarz do tego posłów Niesiołowskiego i Pitery. Wniosek nasuwa się jeden: chamstwo i prostactwo. To nie jest kwestia takich czy innych poglądów politycznych i światopoglądu. To jest całkowity brak kultury i poszanowania drugiego człowieka. Poniżej komentarz do tego kompromitujacego Polskę wydarzenia, pod którym i ja się podpisuję:

Nie jestem pierwszy, nie jestem jedyny, nie jestem ostatni, ale jestem bardzo zniesmaczony tym co działo się po pierwsze w sejmie w trakcie debaty na temat nowych marszałków, a także zachowaniem Julii Pitery w programie Moniki Olejnik. O dziwo jestem mile zaskoczony postawą pani redaktor, która tym razem zachowała się tak jak należało.
Robert Biedroń, poseł na sejm, wybrany w demokratycznych wyborach przez (nie pamiętam dokładnie liczb) chyba 17 000 osób w swoim okręgu, został wyśmiany po tym jak powiedział wprost co myśli o pytaniach jakie padały do Wandy Nowickiej przed głosowaniem jej kandydatury na wicemarszałka. Obrzydliwy rechot starych dziadów i wyposzczonych zakonnic rozległ się po stwierdzeniu Roberta, że pytania takie to „cios poniżej pasa”, co starym erotomanom gawędziarzom skojarzyło się jednoznacznie z penisem – swoją drogą bardzo dorosła postawa wybrańców narodu. Ale pominę to kwitując jednym zdaniem, naród ma takich rządzących na jakich zasłużył.
Następnie w programie „Kropka nad I” Julia Pitera w rozmowie z Robertem Biedroniem zachowywała się jak nie przymierzając wygłodniała suka spuszczona ze smyczy w klatce z królikami. Od pierwszej wypowiedzi, od pierwszego słowa rzuciła się na Roberta z zębami i plując jadem pokazała taką ilość nienawiści jaką obserwować można było na przestrzeni historii raptem w kilku przypadkach.
Zaskoczyła mnie postawa pani redaktor, która zazwyczaj jest tą atakującą, ale jak widać ostatnie wydarzenie związane z pewnym posłem RPP nieco ją utemperowały, a przynajmniej nieco zmniejszyły jej stronniczość w rozmowie. Tak czy inaczej, tam gdzie się należy – dziękuję, a należy się za stanięcie w obronie posła Biedronia i w obronie kultury, której – zwłaszcza rządzący – nie pokazali za grosz. W normalnym kraju media zrobiłyby z tych rechoczących głupców konfetti. W normalnym kraju, już w kilka godzin – lub nawet szybciej – po zdarzeniu ktoś by wystąpił publicznie i przeprosił za to haniebne zachowanie. W normalnym kraju, taka sytuacja by się pewnie nie wydarzyła. Ale przecież żyjemy w Polsce, kraju, który z normalnością nie ma nic wspólnego.

środa, 9 listopada 2011

Komu nie wstyd, czyli o Julii Piterze

Głupie i żenujące zachowanie oraz śmiechy posłów podczas wczorajszego wystąpienia w Sejmie Biedronia uważam za skandal. Ale komentarz Julii Pitery do tego zdarzenia uważam za jeszcze bardziej bulwersujący. Chodzi o sformułowanie "poniżej pasa, jakiego użył Biedroń.

-Bardzo się stresowałem i długo przygotowywałem. To było moje pierwsze wystąpienie. Jestem posłem dopiero drugi dzień, wczoraj zostałem zaprzysiężony. I ten argument, ze skojarzeniem seksualnym, dotyka mnie osobiście. Bo nie ma żadnego podtekstu seksualnego w stwierdzeniu, że coś jest "ciosem poniżej pasa" - odparł Biedroń w dzisiejszej rozmowie z Moniką Olejnik, która wtrąciła, że to "potoczne stwierdzenie".

- Jeśli ktokolwiek inny by to powiedział, to pewnie tego rechotu na sali sejmowej by nie było. (...) Kiedy apelowałem do posłów o poszanowanie mojej godności, to posłowie i z PiS i z PO się rechotali. Dla mnie, jako takiego nowicjusza w Sejmie, było to dość przykre - zakończył poseł Ruchu Palikota.- Nie wstyd pani poseł?- zapytała Piterę prowadząca. - Nie. Problem polega na tym, że nie wiem, z czym można jeszcze skojarzyć pana posła Biedronia poza aspektem dotyczącym seksualności (...) - odpowiedziała minister. W tym momencie Olejnik nie wytrzymała: - Ale pani poseł, gdyby premier Donald Tusk powiedział, że to jest "cios poniżej pasa", to pani też by się śmiała?- Z całą pewnością by się posłowie nie śmieli. Tak się składa, że pan poseł Biedroń kojarzy się wyłącznie z omawianiem spraw dotyczących seksualności i preferencji. I w związku z tym taka była reakcja - wyjaśniła Pitera.

- A ja uważam, że pani nie jest tolerancyjna wobec homoseksualistów. Homoseksualiści to są jakieś dziwolągi? - znowu wtrąciła Monika Olejnik. - Nie. Nie mam zamiaru... - próbowała odpowiedzieć Pitera, ale Olejnik jej przerwała: "No jakoś się to pani wczoraj skojarzyło z jednym". - Pan poseł Biedroń jest dość monotematyczny. Gdyby się zaangażował w jakieś inne sprawy (...), to myślę, że Wysoka Izba nie miałaby tych skojarzeń - powiedziała posłanka PO.- Ubolewam. Ja przed programem sprawdziłem stronę internetową pani poseł i w przeciwieństwie do informacji, jakie można znaleźć na mojej stronie internetowej, u pani poseł jest biografia męża pani poseł, syna pani poseł... Pani poseł pisze o swojej rodzinie. W przeciwieństwie do mnie - podkreślił Biedroń. - Niestety wiele osób takich jak ja, właśnie z obawy przed nietolerancją, ukrywa ten fakt, boją się reakcji społeczeństwa. Więc kto tu się obnosi ze swoimi preferencjami? - ripostował. - Ja wczoraj w trakcie mojego przemówienia ani razu nie wspomniałem o seksualności - zakończył Biedroń.

Przyznam, że byłem w szoku, kiedy usłyszałem dziś jak Pitera widzi posła Biedronia. Chyba coś z Panią Piterą jest nie tak, jeśli homoseksualista kojarzy się jej tylko z fiutem. Smutne i żałosne jednocześnie. Ubolewam nad tym, że Sejm przez takie osoby jak Pitera staje się pośmiewiskiem. To nie tylko chamstwo ale i głupota wyszła z ust Pitery podczas programu. Dedykuję Pani Piterze fragment z Dzienników Iwaszkiewicza, który wspominając najszczęśliwsze chwile z Błeszyńskim napisał: "Jakież szczęście, że mogłem mu to dać i że on mógł mi dać tyle. Dancing w Tivoli i ucieczka wśród gasnących lampionów - jakież to piękne. I nikt tego nie rozumie, tej radości i tego szczęścia. Wszyscy myślą, że to polega na rżnięciu w dupę! A przecież to już Sokrates wyłożył Alcybiadesowi, że nie na tym polega szczęście i radość, jakiej doznają dwaj mężczyźni z obcowania z sobą. I przez tyle wieków nikt tego właściwie nie zrozumiał - i zawsze to interpretują poprzez gówno"

Gleekizacja

Kto ogląda pewnie wie, ale tym którzy nie wiedzą uswiadamiam, że niedawno Kurt i Blain w końcu się liznęli! Jak wyglądało to zdarzenie tutaj:



Najciekawsza wydaje mi się jednak reakcja amerykańskich dzieciaków oglądających to przed telewizorem. To dopiero jazda:









i nie tylko dzieciaków:

poniedziałek, 7 listopada 2011

Ahmet Yildiz jest moją rodziną


Poniżej opisana tragedia tąpnęła mną mocno. Nie ma co ukrywać. Turcja to nie jest cywilizowany kraj. Standardy bliskowschodniego fanatyzmu nijak przystają do europejskiego położenia tego kraju i związanych z nowoczesną Europą wartosci. Narodziło się w mojej głowie w związku z tym pytanie o naturze bardziej politycznej. Czy jest to powód, by nadal blokować wejscie Turcji do Unii Europejskiej czy też wręcz odwrotnie - powinien to być powód tego, by Turcja była członkiem wspólnoty? Wszak bycie w Unii Europejskiej do czegos zobowiązuje. Pytanie pozostawiam otwarte, bo znajduję tyle samo argumentów za jednym jak i za drugim. A oto historia, która nie pozostawia chyba nikogo obojętnym.

Międzynarodowa społeczność przyjaciół, aktywistów i ludzi walczących o prawa człowieka pośmiertnie zaadoptowała Ahmeta Yildiza – zabitego przez swojego ojca za to, że był gejem.

Na ścianach budynków i w tylnych alejkach modnej dzielnicy na starym mieście w Istambule, w 2008 roku zaczęły pojawiać się graffiti, przedstawiające przystojnego, brodatego mężczyznę o łagodnym spojrzeniu. Trzy lata później czarno-biały rysunek znanego japońskiego twórcy mangi Gengoroha Tagamy, z hasłem „ Ahmet Yildiz to moja rodzina”, zobaczyć można prawie wszędzie.

“Tak zwana najbliższa rodzina go zabiła“, czytamy na blogu założonym po śmierci Ahmeta. “ Całe szczęście, że ma prawdziwą rodzinę – nas”

15 lipca 2008 roku ojciec Ahmeta, Yahya Yildiz, odbył tysiąckilometrową podróż, wytropił syna, po czym strzelił do niego pięć razy. To pierwsze tak głośne morderstwo „honorowe” popełnione na homoseksualiście. Od trzech lat krytycy podkreślają, że powtarzająca się obojętność policji w prowadzeniu tego rodzaju spraw tylko uwydatnia dziejącą się niesprawiedliwość.

Historia morderstw „honorowych “ popełnianych na dziewczętach i kobietach, jest dobrze udokumentowana. Aktywiści LGBT
(z ang. Lesbians, Gays, Bisexuals, Transgenders– terminem tym określa się ogół osób, które tworzą mniejszości o odmiennej od heteroseksualnej orientacji seksualnej oraz osób o niezgodnej z biologiczną tożsamości płciowej) w Turcji i na świecie mówią, że teraz celem zabójstw stają się również homoseksualiści. Obawiają się, że seria ataków na gejów i transseksualistów tureckich to reakcja przeciwko rosnącej społeczności LGBT w kraju, w którym homoseksualizm uważany jest za chorobę.

„Honorowe” morderstwa lesbijek, gejów, biseksualistów i transseksualistów są w Turcji trudne do wykrycia. Rzecznicy praw człowieka uważają, że z jednej strony są one tuszowane przez rodzinę, a z drugiej policja unika tropienia sprawców. Obecnie szczególną uwagę aktywistów, którzy bacznie przyglądali się sprawie zabójstwa Ahmeta, zwraca nowy przypadek. 7 października Fevzi Cetin (27) oddał się w ręce policji po zastrzeleniu swojego transseksualnego brata, Ramazana Cetina (24). W przeciwieństwie do rodziny Ahmeta Yildiza, która do dzisiaj nie wzięła publicznej odpowiedzialności za jego śmierć, Cetin powiedział wprost: Zabiłem brata, ponieważ był transseksualistą. Oczyściłem mój honor.

W dokumentach dotyczących praw człowieka w Turcji starano się tak przedstawić sytuację, żeby ułatwić akcesję kraju do Unii Europejskiej. Jednak Human Rights Watch wielokrotnie krytykowała tureckie prawo dotyczące ochrony obywateli przed dyskryminacją płciową lub seksualną. Turecki rząd pozostaje głuchy na ich uwagi.

Urzędnik w ministerstwie do spraw rodziny i polityki społecznej, którego zadaniem jest zapobieganie dyskryminacji, odmówił magazynowi „Global Post” udzielenia wywiadu, dotyczącego wzrostu liczby „honorowych” zabójstw gejów, tłumacząc, że minister Fatma Sahin „ma kalendarz wypełniony spotkaniami.

Marsz po sprawiedliwość

W lipcu w Turcji odbyły się imprezy pod nazwą Gay Pride. Przez centrum Istambułu przeszła kolorowa demonstracja, co w muzułmańskim kraju było wyjątkowym wydarzeniem. Pośród tysięcy uczestników powiewających kolorowymi flagami i dmuchających w gwizdki był Ibrahim Can (46)- tęgi, wąsaty mężczyzna o smutnych oczach. Szedł w tłumie z ciężkim sercem – w ten sposób składał hołd zamordowanemu partnerowi.

Zabójstwo Ahmeta było pierwszą, publiczną egzekucją geja, wyjaśnił Can, a w jego słowach brzmiały nuty determinacji i gniewu. Walczę o jego prawa….o sprawiedliwość, dodał. Jego ojciec jest na wolności, a Turcja nie robi nic, aby morderca stanął przed sądem. (…) Yildiz miał 26 lat. Został zastrzelony pod swoim domem w Istambule. Chciał zrobić sobie przerwę w nauce do egzaminu z fizyki i pójść do cukierni, opisuje to wydarzenie Can, który widział morderstwo z okna, jako jeden z wielu tego wieczora.

W opublikowanym w tym roku raporcie Amnesty International stwierdziła, że policja, mimo wielu dowodów i relacji naocznych świadków, nie prowadziła w tej sprawie efektywnego śledztwa. Zanim policja zaczęła poszukiwania Yahya Yildiza, zdążył on wyjechać z kraju. Rejestr jego rozmów telefonicznych z okresu od października 2008 r. do marca 2009 r. wskazuje, że przebywał w irackim Kurdystanie. Nakaz aresztowania Yildiza został wydany dopiero w październiku 2008 roku, czyli trzy miesiące po morderstwie. Sprawa Ahmeta sprawiła, że Can znalazł się w centrum powstającego w Turcji ruchu obrony praw gejów. Otrzymuje listy i maile od tych, których bliscy stali się ofiarami „honorowych zabójstw”. Pomimo atmosfery strachu i izolacji oraz braku wsparcia ze strony policji coraz więcej takich spraw wychodzi na jaw.

Wiele mężczyzn i kobiet zostaje zamordowanych przez najbliższych. Nikt się o nich nie upomina, ponieważ sprawcy pochodzą z rodziny, a homofobiczny rząd nie robi nic, aby rozwikłać zagadkę tych morderstw- powiedział Can.

Kraj nietolerancji

W lipcu 2008 roku Yahya Yildiz pożyczył samochód od swojego byłego wspólnika, Orhana Aymeleka. Kiedy Aymelek dostał samochód z powrotem, znalazł w nim cztery puste opakowania po nabojach. Yahya wytłumaczył mu, że inny jego kolega „był na polowaniu’ . Policji ostatecznie udało się znaleźć telefon ojca ofiary na miejscu zbrodni, daleko od ich rodzinnego miasta w południowowschodniej Turcji.

Ummuhan Darama (40), właścicielka kawiarni pod mieszkaniem Ahmeta Yildiza, tak opisuje wieczór popełnienia morderstwa: Siedziałam i rozmawiałam z krewnymi przed moją kawiarnią, gdy nagle usłyszałam strzały… Obejrzałam się i zobaczyłam czarny samochód, ale nie zauważyłam kto strzelał. Po chwili poczuła ostry ból w nodze i zdała sobie sprawę, że strzelono jej w piętę. Jak twierdzi, wielu sąsiadów było świadkami tego morderstwa – także pobożne kobiety w chustach, ale jej zdaniem boją się o tym mówić. Po tym jak zgodziła się zeznawać w tej sprawie, okna w jej kawiarni zostały podziurawione kulami. Odebrała to jako ostrzeżenie.

Turecki rząd nas nie chroni – narzeka Darama. – Ahmet był cichym, nieszkodliwym chłopcem. Jest mi smutno z powodu jego śmierci. Ja osobiście nie pochwalam homoseksualizmu, ponieważ wierzę w boga, ale nikt nie ma prawa zabijać ludzi, gejów czy nie.

We wrześniu 2009 roku, Yahya Yildiz został oskarżony o nielegalny zakup i posiadanie broni oraz amunicji i o umyślne zabójstwo krewnego.

Ścieżka przemocy

W przeciwieństwie do większości gejów w Turcji, Ahmet Yildiz nie krył swojej orientacji seksualnej. Pisał artykuły dla gazety wydawanej przez organizację gejowską „Kaos GL” z siedzibą w Ankarze. Reprezentował też Turcję na spotkaniu gejowskich aktywistów w San Francisco.

Chcieliśmy pobrać się w Niemczech, ponieważ życie w Turcji jako jawny homoseksualista jest niebezpieczne, mówi Can. Uważa, że Ahmet nie powinien mówić rodzinie o swojej orientacji seksualnej, lecz zrobił to jednak w październiku 2007 roku. Jego ojciec był w szoku, wspomina Can. Na początku rodzina milczała, ale potem zaczęli naciskać na Ahmeta, aby poddał się leczeniu. Zajęli się też aranżowaniem dla niego małżeństwa. Rodzina Ahmeta, zamożna i mocno ze sobą związana, coraz bardziej go odrzucała..

W artykułach z 2007 i 2008 roku Ahmet opisuje ten kryzys: Nie widziałem się z moją rodziną przez ostatnich osiem miesięcy. Oczekiwałem, że przez ten czas pogodzą się z faktami. Ale tak się nie stało. Ich wiara, postrzeganie honoru i tradycji wywołały strach, który zakazał im nawet myśleć o mnie.

Potwierdza to bliska krewna Ahmeta , która woli pozostać anonimowa: Rodzice grozili mu i próbowali wpłynąć na niego na bardzo wiele sposobów. Jego ojciec naprawdę lubił swoje dzieci. Nie sądzę, aby mieli zamiar go zabić- chcieli go tylko zastraszyć. Dodała, że reszta rodziny wpadła we wściekłość, gdy dowiedziała się o zabójstwie. Nie mogli zrozumieć, dlaczego Yahya miałby zabijać syna.

Notatki Ahmeta opisują rozwój sytuacji. Powiedzieli mi, że tu, w Istambule, jest taki lekarz. Ojciec przyjechałby i poszlibyśmy do niego. Będę wyleczony. Oni myślą, że homoseksualizm to choroba.

Kiedy Yildiz odmówił leczenia, zaczęli używać mocniejszych argumentów. Grozili mu śmiercią, jeśli nie zgodzi się na terapię, mówi Can. Na początku listopada 2007 roku, przerażony groźbami ojca Ahmeta, poszedł z Yildizem do biura prokuratury, gdzie złożyli skargę i poprosili policję o ochronę. Jak się potem okazało, ich skargę przeniesiono do innego sądu i nigdy nie została rozpatrzona.

Śladami nienawiści

Od śmierci Ahmeta minął ponad tydzień, zanim ktoś z jego bliskich zgodził się zabrać zwłoki z kostnicy – mówi Can – Szybko go pochowali. Nikogo z rodziny nie było na pogrzebie.

Krewna Ahmeta broni rodziny mówiąc, że nie porzuciła jego ciała, co jest często praktykowane przy „honorowych” zabójstwach. Tłumaczy, że jego ojciec wyjechał z kraju – nie było więc nikogo, kto mógłby pójść do kostnicy. Ostatecznie stawił się wuj, jednak potrzebował czasu, aby dotrzeć do Istambułu. Ahmet był takim dobrym człowiekiem… wszyscy go kochali, powiedziała kobieta. Nie zasłużył na taki los.

Działacze LGBT w Turcji wciąż zbierają informacje na temat przemocy wobec gejów. To, co do tej pory zebrano, pokazuje, że tradycyjna, plemienna kultura często przedstawia świat zewnętrzny jako niebezpieczny i wrogi. Staramy się zbierać skargi, mówi Nevin Oztop (25), rzecznik i redaktor magazynu wydawanego przez Kaos GL – jedną z pierwszych tureckich grup walczących o prawa gejów. Nie ma ich wiele, ponieważ ludzie boją się upokorzenia. Nie wiemy, jak ta sprawa wygląda z punktu widzenia rodziny.

Pracując w porozumieniu z innymi organizacjami walczącymi o prawa człowieka, „Kaos GL” natrafił na szesnaście „zbrodni nienawiści” – morderstw gejów i transseksualistów w Turcji w 2010 roku. Według Oztopa, ta liczba to tylko część aktów przemocy, z których większość pozostaje nieudokumentowana. Organizacje walczące o prawa człowieka pracują nad tym, aby tego typu zbrodnie zaklasyfikować jako „zbrodnie nienawiści” – wbrew religijnemu i kulturowemu przekonaniu, że homoseksualizm jest moralnie niewłaściwy. Bez takiego oznaczenia, prawnikom LGBT jest szczególnie trudno wyśledzić i osądzić przestępstwa, takie jak zabójstwo, we wrześniu 2010 roku, transseksualnej kobiety w Bursie (została dźgnięta nożem trzydzieści razy) albo okaleczenie innej transseksualistki w Izmirze w marcu 2011 roku.

Amnesty International, starając się zwrócić uwagę opinii publicznej na przemoc wobec społeczności LGBT w Turcji, opublikowała w tym roku raport pod tytułem “To nie jest ani choroba, ani zbrodnia”. Andrew Gardner, zbierający informacje dla Amnesty, opowiada historię Irmak, transseksualnej osoby urodzonej jako mężczyzna w Diyarbakir, która została bezlitośnie pobita przez brata, gdy wyznała, że czuje się kobietą i pociągają ją mężczyźni. Uciekła z domu i została prostytutką, ponieważ, jak większość transseksualistów, nie mogła znaleźć normalnej pracy.

Trybunał Praw Człowieka przy ONZ potępił brak reakcji władz tureckich na tego typu zbrodne. Turcja wstąpiła na drogę całkowitej bierności – władze nie podejmują żadnych kroków dla ochrony swoich obywateli, powiedział Gardner. Jest to kompletne fiasko administracji i sądownictwa, mającego realnie zapobiegać przemocy.

Prawa Gejów – prawa człowieka

Przez prawie trzy lata po wniesieniu oskarżeń , w sprawie Yahya Yildiza nie podjęto żadnych kroków. 15 września nowo mianowany sędzia zobowiązał policję do wystawienia międzynarodowego nakazu aresztowania.

Firat Soyle, obrońca praw człowieka i prawnik reprezentujący świadka oraz ofiarę tego wydarzenia, panią Darama, narzekał, że tylko orzeczono o winie, jednak nie zrobiono nic, aby schwytać podejrzanego.

Zastępca dyrektora wydziału zabójstw departamentu policji w Istambule powiedział: W przypadku morderstwa Ahmeta wiemy, kto był zabójcą, ale teraz nic nie możemy zrobić, ponieważ podejrzany wyjechał z kraju. (…) Ze względu na biurokratyczne procedury między sądem a ministerstwem sprawiedliwości, wydanie nakazu trwa czasem nawet do dziesięciu dni. Potem wszystko zależy od prokuratora, który powinien złożyć wniosek o wydanie międzynarodowego nakazu aresztowania. Zdaniem policjanta, niełatwa jest też współpraca z drugą stroną. W północnym Iraku, który nazwał „regionem w stanie terrorystycznym”, nie jest jasne, kto miałby być obarczony odpowiedzialnością za ściganie podejrzanego, który mógłby z łatwością pozostać w takim kraju przez wiele lat.

Im dłużej to trwa, tym bardziej pogłębia się nasze przekonanie, że reakcja władz na przemoc wobec osób LGBT nie spełnia standardów praw człowieka, powiedział Gardner. Trzeba by zapytać, dlaczego tak długo trwało wydanie międzynarodowego nakazu aresztowania.

Według Ozopa z „KaosGL”, turecki premier Erdogan, lider konserwatywnej, proislamskiej AKP, nigdy nie wspomina o homoseksualiźmie albo o osobach LGBT. Przyjął strategię całkowitego unikania wypowiedzi na ten temat.

Minister Selma Aliye Kavaf była o wiele bardziej bezpośrednia. W marcu 2010 roku powiedziała: Homoseksualizm to biologiczna dysfunkcja, która powinna być poddawana leczeniu. Później wpisała homoseksualizm razem z kazirodztwem na listę chorób „zagrażających społeczeństwu”.

Chociaż państwo posługuje się mową nienawiści, napełnia mnie to nadzieją – mówi Oztop. Ruch LGTB staje sie coraz liczniejszy i bardziej widoczny – dodaje i parafrazuje słowa Mahatmy Ghandiego: “Najpierw cię opuszczą, potem cię zranią, a na końcu cię docenią.”

Spośród głównych partii politycznych w Turcji tylko kurdyjska partia BDP przyznaje ludziom równe prawa – mimo konserwatyzmu w jej okręgu wyborczym, mówi Oztop. Dostrzeganie równości pomiędzy wszystkimi dyskryminowanymi osobami jest dla nich naturalne. Myślą tak, ponieważ sami znajdują się pod ostrzałem.

Teraz organizacje LGBT forsują swoje programy. Walczą o włączenie do tureckiej konstytucji zapisu, mówiącego o ochronie mniejszości seksualnych i zyskują coraz większe poparcie. Niemniej jednak w styczniu 2011 roku określenie „identyfikacja seksualna” zostało usunięte z projektu ustawy zwalczającej dyskryminację.

Domagamy się równości, prawnej ochrony , pełnej sprawiedliwości i wolności dla osób LGBT- mówi Can. Sąd nadal oczekuje na nadanie ważności międzynarodowemu nakazowi aresztowania Yahya Yildiza. Nowy termin przesłuchania został ustalony na 27 stycznia 2012 roku.

Z tego co wiem, policja nie przeprowadziła rzetelnego śledztwa. Oni w ogóle się tym nie zajmują. Powiedzieli, że mają nagrania jego rozmów,więc dlaczego nie mogą go schwytać?, mówi krewna Ahmeta Yildiza. Państwo tureckie nie chce aresztować Yahya, ponieważ wszyscy wiedzą, że aresztowanie mordercy homoseksualisty może stać się początkiem walki innych homoseksualistów o swoje prawa, dodaje.

***

Ibrahim Can wrócił do Kolonii i pracuje w biurze turystycznym. Wspomina, jak w 2007 roku radził Yildizowi, aby nie mówił rodzinie o swoim homoseksualizmie: Powiedziałem mu: ‘Ahmet, nie wszyscy muszą wiedzieć’. Ale Ahmet chciał, żeby jego rodzice poznali prawdę. Myślał, że właśnie oni powinni jako pierwsi poznać jego tożsamość i uczucia. „Od tamtego czasu grożono mu śmiercią, aż do dnia, gdy groźby stały się prawdą i Ahmet został na moich oczach zamordowany.

niedziela, 6 listopada 2011

Przenieśmy Biblię do działu FANTASTYKA

Zainspirowany peregrynacją "Dużej książki o aborcji" K. Szczuki z półki A na półkę B - i częściowo odwrotnie - proponuję wskazanie wszystkim zainteresowanym odpowiedniego miejsca dla Biblii.... a wiadomo, że miejsce tej księgi powinno się znajdować w dziale FANTASTYKA.

W nawiązaniu do wydarzenia "Poukładaj "Duże książki o aborcji" w Empiku": https://www.facebook.com/event.php?eid=179096372174070 apeluję, by przy okazji poukładać także Pismo Święte, ot tak, za ciosem i tak zwanym jednym zamachem.

dla niezorientowanych kilka linków na temat:

Tok FM
Gazeta Wyborcza

[ akcja jest oczywiście prześmiewcza, a zrobienie bałaganu na empikowych półkach wcale nie jest jej celem - celem jest proste napiętnowanie absurdalności pewnych sytuacji ]

[ tak czy inaczej, dziękujemy tym trzem tysiącom protestująch... tym "prawym, moralnym, wzorcowym katolikom" za promocję "Dużej ksiażki o aborcji" :) ]

Więcej na stronie akcji na Facebooku

środa, 2 listopada 2011

Celebryci

W mijającym roku w USA i Wlk. Brytanii mogliśmy obserwować wysyp coming outów aktorów, sportowców i polityków. Wszelkiej maści celebryci po ogłoszeniu światu tej radosnej nowiny zazwyczaj angażowali się w jakieś działania na rzecz środowiska LGB, najczęściej na rzecz małżeństw albo zwalczania homofobii. A w Polsce? Posucha… Wiem, wiem, Polska to nie Stany. Ani ten rozmiar, ani ta liczba, a i celebryta amerykański polskiemu nie równy. Ale przecież i nad Wisłą mamy też homoseksualnych aktorów, sportowców i polityków. Nie tylko jeden Biedroń przecież zasiada w poselskiej ławie. Tymczasem możemy obejrzeć w kolorowych magazynach Wolińskiego prezentującemu światu córkę, Piaska dom i Ziobrę nową żonę. Coming outów wśród polskich celebrytów jak na lekarstwo. Jak to mówią równie ważna co ilość jest jakość, ale i z jakością tych celebrytów jest marnie. Poniedziałek? Chyba lepiej nawet, żeby nie zabierał głosu i najpierw sam oswoił się z tym, że żyje w XXI w. a nie w XIX w. Jacyków? Widzę przemianę, ale nie nazwałbym jej jeszcze zadowalającą. Piróg? Ile razy można czytać jego odpowiedź na zadawane od lat przez dziennikarzy to pytanie „Jak to jest być gejem w Polsce?”. Odnoszę wrażenie, że polscy celebryci unikają jak ognia zaangażowania się w jakąś kampanię na rzecz gejów i lesbijek i zostania tęczowym posterboyem. Ostatnio w Polityce przeczytałem, że Piróg jest tym celebrytą, który bardzo chętnie angażuje się w akcje społeczne i nigdy nie odmawia w nich udziału. Tak się jakoś dziwnie składa jednak, że Piróga widzieliśmy w spocie przeciwko znęcaniu się nad karpiami, na plakacie na rzecz ochrony środowiska i wielu innych akcjach, ale nie na rzecz gejów i lesbijek. Taki paradoks. Polscy celebryci nie rozumieją tego, że bez względu na to czy chcą tego czy nie kształtują świadomość opinii publicznej i ciąży na nich pewna odpowiedzialność. Widać, że z perspektywy polskiego celebryty problemy gejów i lesbijek nie cieszą się dużym zainteresowaniem. Na pewno mniejszym niż karpi i drzew w Puszczy Amazońskiej. I to powinno ulec zmianie. Nie jest bowiem tak, że w Polsce nie realizuje się żadnych kampanii społecznych na rzecz gejów i lesbijek. Miłość nie wyklucza jest tylko jednym z przykładów. Zachodzę w głowę i nie rozumiem, jak to jest możliwe, że żaden z celebrytów nie zgłosił się do pomocy w tej kampanii i nie wyraził chęci współpracy z jej twórcami. Kiedy słucham niektórych z gejowskich celebrytów (czyt. Jacek Poniedziałek) odnoszę wrażenie, że nawet torpedują oni to, o co twórcy kampanii walczą. A walczą przecież też o to, żeby i im żyło się lepiej. Gdzie to zaangażowanie Piróga i Raczka, o którym można przeczytać w prasie?! Nie widzę!! Ani jednego ani drugiego nie było na żadnym spotkaniu w ramach kampanii „Miłość nie wyklucza”. Czy się w końcu doczekam? Póki co postuluję: więcej coming outów i więcej zaangażowania ze strony znanych gejów i lesbijek. I nie tylko ich, ale także heteroseksualnych celebrytów. Niech w końcu pokażą, że są za równouprawnieniem, że nie zgadzają się na dyskryminację, że nie jest to im obojętne, w jakim kraju żyją. Nie wystarczy wpleść w wywiadzie dla kolorowego magazynu między kilka zdań o tym, że jest się tolerancyjnym i ma się znajomych gejów. Uważam, że powinno ich być stać na więcej, znacznie więcej.