środa, 21 kwietnia 2010

"Badania" Camerona nie spełniają naukowych standardów - wywiad z Magdaleną Środą

Uniwersytet to nie miejsce na prezentowanie nienaukowych teorii - mówi prof. Środa o odwołanym na UW wykładzie kontrowersyjnego homofobicznego badacza.

Wczoraj na Uniwersytecie Warszawskim miała się odbyć konferencja: Homoseksualizm jako ruch społeczny i jego konsekwencje. Organizowali ją studenci z koła naukowego myśli politycznej, z katolickiego Soli Deo i prawicowej Krucjaty. Władze UW odwołały konferencję, bo studenci zataili, kogo zaprosili. Gwiazdą miał być kontrowersyjny amerykański badacz dr Paul Cameron. Twierdzi, że geje częściej molestują dzieci, są obciążeniem dla społeczeństwa, bo chorują na AIDS, a kuracja dużo kosztuje. Camerona wyrzucono z Amerykańskiego Towarzystwa Psychologicznego. Jego badania kwestionują naukowcy.

Wojciech Karpieszuk: Na UW miał się odbyć wykład badacza homoseksualizmu Paula Camerona. Organizowali to studenci.

prof. Magdalena Środa, Instytut Filozofii UW: Umówmy się - słowo „badacz” bierzemy w cudzysłów. Na szczęście debata nie odbędzie się. Cieszę się, że reakcja władz Uniwersytetu Warszawskiego była natychmiastowa.

Cameron nie powinien występować na uniwersytecie?

- Uniwersytet to nie miejsce na prezentowanie nienaukowych teorii. Na uniwersytecie obowiązują naukowe standardy. "Badania" Camerona nie spełniają tych standardów.

Debatę miał poprowadzić pracownik wydziału prawa.

- Widocznie był nieświadomy lub przeważyły jakieś jego prywatne przekonania, a może dał się namówić studentom, co rozumiem.

Organizowali ją m.in. członkowie koła myśli politycznej z wydziału historycznego.

- Studenci mogą sobie wymyślać, co chcą, ale ktoś musi stać na straży standardów etycznych i naukowych wyższych uczelni. Dostrzegam zresztą, że na uczelni mnożą się koła naukowe, których uczestnicy bardziej liczą na popularność i rozgłos niż na poważną naukową dyskusję. Niedawno też zaproszono mnie na debatę, gdzie zamiast naukowców miały być osoby popularne medialnie, o których wiadomo było, że nie dyskutują tylko z wrzaskiem prezentują swoje oryginalne poglądy. Gdy zapytałam, dlaczego nie zaproszą osób, które się od siebie różnią poglądami, ale które mają argumenty i wiedzę, odpowiedzieli, że chodzi im o frekwencję. Zaproponowałam więc na swoje miejsce Dodę. Hannah Arendt mówiła kiedyś, że uniwersytety są "enklawami prawdy", trzeba troszczyć się o to, aby badania i debaty tam prowadzone spełniały określone naukowe warunki. Nie możemy wykładać teorii wróżenia z fusów, teorii kreacjonizmu i dowodzić niższości jakichś grup społecznych.

Jak powinna wyglądać debata o homoseksualizmie na uniwersytecie?

- Trzeba zaprosić psychologów, seksuologów, prawników i zastanowić się, jaki wpływ ma homoseksualizm na przemiany w obrębie współczesnego społeczeństwa. Czy rzeczywiście zagraża jego tradycyjnym fundamentom i w jakim stopniu? Można poruszyć temat różnorodności, płciowości, tożsamości, tolerancji.

Środowiska prawicowe będą pewnie protestować, że oto ograniczono autonomię uczelni, ograniczono wolność badań.

- Słaby argument. Niech protestują. Protestować zawsze wolno. Cameron na uniwersytecie, to jak praktyka wudu akademii medycznej lub promocja Kodeksu Hammurabiego na wydziale prawa. Jest w Warszawie mnóstwo miejsc, gdzie można przedyskutować teorie pana Camerona.

Studenci rozwiesili plakaty o spotkaniu. Jest na nich informacja, że organizuje je koło naukowe z UW, poprowadzi pracownik naukowy UW, a odbędzie się w starej bibliotece UW.

- To źle. To oszukiwanie ludzi. Uniwersytet nadałby temu spotkaniu walor naukowej gwarancji i stałoby się tak ze szkodą, i dla Uniwersytetu i dla opinii publicznej, która w dzisiejszych "płynnych" i medialnych czasach musi mieć jakieś pewne ostoje racjonalności i naukowości.

To co? Nie wpuszczać Camerona do Polski?

- Dlaczego? To ciekawa postać! Niech występuje w kościołach, w Radiu Maryja, na stadionach. Tam, gdzie debata nie wymaga przestrzegania pewnych reguł, gdy jest sztuką perswazji i emocji. Gdy ważne jest to, ile osób przyciągnie, a nie - czego i jak dowiedzie.

poniedziałek, 19 kwietnia 2010

Magdalena Środa - Uroczystości pogrzebowe pokazały niewiarygodną dominację Kościoła

Sobotnie uroczystości żałobne pokazały wielką jedność Polaków, ale zarazem niewiarygodną dominację Kościoła. W sobotę, na placu Piłsudskiego, było pięć procent państwa i jego władz, a dziewięćdziesiąt pięć procent Kościoła i jego hierarchów. Premier Tusk z pokorą wygłosił swoją krótka mowę, marszałek Komorowski z wielkim (niestety) trudem - swoją, cała reszta uroczystości należała do kleru. W niedzielę również. Polska jest państwem wyznaniowym, przejętym przez Kościół, co jest może zgodne z wolą Polaków, ale niezgodne z konstytucją. Może pora ją zmienić?


Gdy w 1937 roku spierano się o pochówek marszałka Piłsudskiego, Kościół był przeciw pochowaniu go na Wawelu, jednak w obliczu państwa miał niewiele do powiedzenia. To władza zdecydowała, że marszałek zajmie swoje miejsce w krypcie pod srebrnymi dzwonami. Dziś jest odwrotnie. O pochówku na Wawelu decyduje Kościół, względnie polityczne otoczenie Lecha Kaczyńskiego, rząd nie ma nic do powiedzenia w tej sprawie, podobnie jak naród. Choć - jak wydawało mi się dotąd - Wawel jest dobrem narodowym i niezależnie od tego, kto gospodarzy w Katedrze, nie wolno dysponować grobowcami w zależności od politycznego uznania i kościelnego wsparcia. Myślę, że okoliczności podjęcia decyzji o wawelskim pochówku prezydenta położą się wielkim cieniem na smoleńskiej tragedii i jedności narodowej. Myślę też, że polskie władze powinny poważnie potraktować zagrożenie fundamentalizmem religijnym, który jest głęboko uwikłany w polityczny, brudny kontekst.

Jednym z jego twarzy jest cyniczny, obrzydliwy program Pospieszalskiego.

W czwartek, przed pałacem prezydenckim, przeprowadził on jeden ze swoich seansów narodowej podejrzliwości i jątrzenia. Zaproszeni goście, Andrzej Gwiazda i Zdzisław Krasnodębski (profesor tego samego uniwersytetu, który wsławił się doktoryzowaniem ojca Rydzyka), prześcigali się w aluzjach, domysłach i insynuacjach dotyczących sobotniej katastrofy. Redaktor Pospieszalski, tak kierował rozmową i tak dobierał materiał zdjęciowy, by widzowie, którzy żałobę traktowali jako stan narodowego pojednania szybko zmieli go na stan narodowej podejrzliwości i nienawiści. Insynuacje pewnych siebie panów w studio, szły w różnych kierunkach, głównie w tych, które podważały rosyjsko-polskie pojednanie, i choć uczestnicy programu fantazjowali do woli, żaden z nich nie zadał pytania dlaczego prezydent nie poleciał razem z premierem, dlaczego tak bardzo spóźnił się na lot, i czy aby nie wywierał wpływu, choćby pośredniego, na pilotów, by lądowanie odbyło się w Smoleńsku, a nie tam, gdzie warunki atmosferyczne są lepsze.

Mam nadzieję, że mimo takich figur jak Pospieszalski i jego jątrzących wysiłków, atmosfera pojednania między Rosją i Polską przetrwa, że będzie ona dobrem wartym ceny, jaką zapłaciły osoby, które zginęły w katastrofie. Mam też nadzieję, że Polska otrząśnie się z fundamentalizmu i że państwo i rząd wybiją się kiedyś na niezależne pozycje, a Kościół obejmie domenę, która z natury i istoty mu się należy. Domenę eschatologii, nie - polityki.

niedziela, 18 kwietnia 2010

Raising flag

Podczas gdy inne sztandary są opuszczane ja postanowiłem podnieść. Poza tym uwielbiam to zdjęcie.


Picnic Warriors
















Ultimate












Pogrzebowa homofobia

O żesz kurwa mać!!! Nawet pogrzeb prezydenta jest wykorzystywany do tego, by przywalić gejom i lesbijkom. Muszyński, tzw. prymas, przypomniał podczas uroczyści pogrzebowych co myślał Kaczyński o nas gejach i lesbijkach. Jeśli ktoś jest ciekawy może przeczytać o solidarności Muszyńskiego na blogu "Trzyczęsciowy garnitur". Zajebiste!!! Doprawdy, szczyt chamstwa i skurwysyństwa. Nie wystarczy, że Kaczyński za życia był homofobem i zionął nienawiścią do nas. Teraz kościół katolicki znalazł sobie w pogrzebie świetną okazję, by dopierdolić homikom. Widać nawet po śmierci „duch” tej miernoty politycznej spowija kraj silniej niż mgła nad Smoleńskiem w dniu katastrofy lotniczej. Jak tu się nie wkurwić?! Dla kościoła katolickiego śmierć Kaczyńskiego okazuje się być świetną promocją bzdur i głupot katolickich oraz nonsensów wygłaszanych za życia przez Kaczyńskiego. Mam wrażenie, że nic lepszego nie mogło im się trafić. Mogą pierdolić co chcą w najlepszym czasie antenowym i nikt nawet nie śmie im zwrócić uwagi, bo przecież nie wypada w takim momencie. A klechom kurwa wypada?! Dość tego, basta!!! Niech się w końcu skończy ta żałosna żałoba. Już mnie nerwy szarpią od tego jazgotu i płaczliwego nastroju. A jak sobie przypomnę Abiekta z tulipanem przed pałacem prezydenckim to mi się ciśnienie podnosi jeszcze bardziej.


PS. Ma rację Migotliwy pasażer pisząc, że "szkoda, że na pogrzeb homofoba nie przyjedzie Guido Westerwelle z partnerem...Byłaby to zabawna ironia." No może i szkoda. Posłuchaliby sobie co Lech Kaczyński o nich sądził. Ja na ich miejscu w tym momencie pierdolnął bym dzwiami tego ich meczetu głośniej niż salwy armatnie na cześć Kaczki. Dlatego żeby uniknąć podobnych sytuacji nie chodzę ani z tulipanami ani bez tulipanów na imprezy ku czci homofobów.

Coming out Daniela Kowalskiego

4-krotny medalista Igrzysk Olimpijskich, Daniel Kowalski przyznał się publicznie, że jest gejem. Australijski pływak nie jest pierwszą osobą z kręgów sportowych, która ogłosiła to oficjalnie.Kowalski przyznał, że jest zmęczony ukrywaniem prawdy. 34-letni zawodnik zdradził, że do publicznego przyznania się zainspirował go walijski rugbysta, Garth Thomas, który powiedział w grudniu zeszłego roku, że jest gejem.- Zdałem sobie sprawę, że jeżeli chcę o tym powiedzieć, to nic nie stoi na przeszkodzie. Poczułem się naprawdę lepiej, kiedy publicznie ogłosiłem, że jestem gejem, ponieważ było mi naprawdę ciężko żyć z ukrywaniem tego – powiedział Australijczyk.Kowalski ma nadzieję, że za jego przykładem postąpią podobnie inni sportowcy i również powiedzą publicznie o swojej naturze. – Chcę aby sobie uświadomili, że nie są sami, że uczucia, jakie im towarzyszą są naprawdę powszechne – wyjaśnił pływak.Daniel Kowalski zdobył złoty medal w sztafecie 4x200 m stylem dowolnym podczas Igrzysk Olimpijskich w Sydney, mimo że nie był członkiem finałowego startu, ale pływał dla swojego kraju w eliminacjach. 4 lata wcześniej zdobył w Atlancie srebro, oraz 2 brązowe medale.

sobota, 17 kwietnia 2010

W minionym tygodniu

W minionym tygodniu zdarzyło się więcej rzeczy niż wynikałoby to z polskojęzycznych mediów. Trochę działo się też w homoświecie. Nie wszystkie informacje mogą cieszyć, ale są też i pozytywne. Na pewno warto o nich wspomnieć. Dlatego będzie dziś newsowo. A oto co przyniósł miniony tydzień:

Zacznę od przykrego, żenującego i głupiego komentarza watykańskiego sekretarza stanu kardynała Tarcisio Bertone, który podczas obrad Konferencji Biskupów Chile powiedział, że widzi związek między homoseksualizmem a pedofilią. Wpisuje się to w katolicką taktykę odwracania uwagi od problemu wykorzystywania seksualnego przez księży i mydlenia oczu wiernym, że winni są geje. Zachowanie Watykanu w tej sprawie jest skandaliczne. Ignorancja i homofobia Watykanu wydają się osiągać szczyty. W środę przeciwko słowom kardynała Bertone zaprotestowało francuskie ministerstwo spraw zagranicznych. Rzecznik resortu oświadczył, że był to "niedopuszczalny zlepek". Przeciwko słowom kardynała zaprotestowali też brytyjscy katolicy. Marcus Stock, sekretarz Konferencji Biskupów Anglii i Walii, przypomniał, że żadne badania nie dowiodły, że którakolwiek orientacja seksualna jest związana z molestowaniem i wskazał, że istnieje zgoda wśród naukowców co do tego, że molestowanie nie ma związku z orientacją seksualną. To jeden z nielicznych rozsądnych głosów wśród katolickich hierarchów, których większość próbuje zatuszować problemy molestowania w kościele atakami na homoseksualistów.

W Turcji też zawrzało po wypowiedzi Aliye Kavaf, minister ds. kobiet i rodziny, która powiedziała, że uważa homoseksualizm za zaburzenie, które należy leczyć. Organizacje homoseksualne w Turcji zorganizowały w czwartek protest i wzywają panią minister do złożenia przeprosin. Czas pokaże jak się rozwinie ta afera. Na pewno nie przybliży ona Turcji do Unii Europejskiej.

W Wielkiej Brytanii zarówno Partia Pracy, Torysi, Liberałowie jak i walczą o głosy homoseksualnych wyborców. Przywódcy wszystkich tych trzech partii prześcigają się w obietnicach. Jedni obiecują dać więcej na walkę z homofobią, inni poprawić ustawy antydyskryminacyjne, inni zaś uznać za nieważne wszystkie wyroki za uprawianie stosunków homoseksualnych, jakie zapadły w czasach, gdy homoseksualizm na wyspach był karany. Żadna z partii nie wysuwa najważniejszego postulatu brytyjskich gejów i lesbijek, którym jest umożliwianie homoseksualistom zawierania małżeństw, a nie jak ma to miejsce teraz cywilnych związków partnerskich. Mnie osobiście to nawet dziwi, ponieważ związki partnerskie dają identyczne przywileje i obowiązki jak małżeństwo, a skoro tak to nie widzę żadnej potrzeby odmiennego nazewnictwa.

Nieciekawe informacje napłynęły z Argentyny, gdzie unieważniono małżeństwa homoseksualne niedawno zawarte w Ushuaia. Sąd Rodzinny w Ushuaia orzekł, że są one sprzeczne z prawem krajowym. Wydaje się jednak, że nie jest to koniec marzeń gejów i lesbijek o równości w tej kwestii. Konstytucja Argentyny nie zakazuje bowiem małżeństw homoseksualnych ani nie definiuje czym jest małżeństwo. Definicję taką zawierają przepisy niższej rangi. Sprawa teraz trafi do sądu wyższej instancji. Być może skusi to argentyńskie władze do wprowadzenia przepisów ogólnokrajowych w kwestii małżeństw jednopłciowych. Obecnie w dwóch prowincjach – Rio Negro i Buenos Aires – obowiązują już przepisy umożliwiające gejom i lesbijkom zawieranie związków partnerskich. W 2008 r. partnerom homoseksualnym przyznano prawo do renty i emerytury po zmarłym partnerze na terenie całego kraju.

Również we Włoszech trwa walka o uznanie małżeństw jednopłciowych. Na razie geje i lesbijki ponieśli porażkę. Trybunał Konstytucyjny uznał, że brak przepisów umożliwiających parom homoseksualnym zawarcie małżeństwa nie łamie konstytucji. Sąd wydał takie wyrok po tym jak kilka par włoskich złożyło skargę na odmowę udzielenia ślubu przez urzędy. Wierzę jednak, że sprawa nie jest zakończona. Im więcej spraw sądowych tym bardziej widoczna jest potrzeba uregulowania tych kwestii i większa presja na polityków, by dokonali zmian prawnych.

W Stanach Zjednoczonych Barack Obama dalej udaje, że czyni wielkie postępy w walce o równouprawnienie gejów i lesbijek. W minionym tygodniu wydał rozporządzenie, zgodnie z którym partnerzy homoseksualni będą mogli odwiedzać bez ograniczeń chorych w szpitalach oraz podejmować za nich decyzje medyczne. Prezydentem, jak mówią mediom jego współpracownicy, wstrząsnęła historia Lisy Pond, lesbijki, która trzy lata temu doznała wylewu w Miami. W stanie bardzo ciężkim przewieziono ją do szpitala, gdzie umierała przez kilka godzin, ale szpital nie pozwolił na odwiedziny jej partnerki od 18 lat Janice Langbehn. W czwartek, ogłaszając nowe przepisy, Obama zadzwonił do Langbehn, przepraszając za to jak została potraktowana. Miły gest ze strony prezydenta, aczkolwiek spodziewałbym się więcej po człowieku, który sam na pewno ze względu na kolor skóry spotkał się z dyskryminacją. Dobrze, że zachodzą zmiany na lepsze, ale najwyższy czas chyba wprowadzić małżeństwa homoseksualne, a nie wydawać coraz to nowe rozporządzenia w poszczególnych sprawach. Ale na to widać Obamie brakuje odwagi.

Jeszcze bardziej miłe wieści nadeszły z Portugalii, gdzie Trybunał Konstytucyjny orzekł, że umożliwienie parom jednopłciowym zawierania związków małżeńskich jest zgodne z konstytucją, a także z Islandii, gdzie rząd zapowiedział wprowadzenie w tym roku małżeństw dla osób homoseksualnych. Myślę, że po Islandii nadjedzie czas na Danię i Finlandię, gdzie obowiązują obecnie przepisy umożliwiają gejom i lesbijkom zawieranie związków partnerskich. W Skandynawii typowym jest, że wszystkie te państwa z czasem ujednolicają prawo. Tak było wcześniej w kwestii właśnie związków partnerskich.

czwartek, 15 kwietnia 2010

Paul Cameron - studium zaburzonego człowieka

Homofobiczny oszołom - Paul Cameron - znów zawita do Polski. Tym razem ma wygłaszać swoje idiotyczne teorie na spotkaniu organizowanym przez katolickie organizacje studenckie na Uniwersytecie Warszawskim. To wstyd i hańba dla Uniwersytetu Warszawskiego. Placówka naukowa jaką jest UW nie powinna być miejscem szerzenia homofobii i wzywania do nienawiści wobec osób homosksualnych. Dla mnie to jest skandal.

Warto wyjaśnić kim jest Paul Cameron. Jawi nam się obraz zaburzonego człowieka.

W wieku czterech lat Cameron został namówiony przez obcego mężczyznę w sadzie jabłkowym do seksu oralnego, jednak stwierdził potem, że nie podobało mu się, bo ten mężczyzna był brudny.

Nie powiedział o tym rodzicom, ponieważ uważał, że dzieci mają prawo do własnego życia. W rok później, kiedy przeprowadził się wraz z nimi do Pittsburgha, został uwiedziony przez kobietę, która zaprowadziła go do swojego mieszkania, gdzie wykąpała do bawiąc się przy tym jego genitaliami. O tym też nie powiedział rodzicom, jednak jak sam mówi, ten przypadek wspomina znacznie przyjemniej.
Źródło: http://www.westword.com/1996-10-03/news/slay-it-with-a-smile/full



W latach 1961-1979 do jego zainteresowań naukowych należały głównie takie tematy jak szkodliwość biernego palenia, (o czym też pisał doktorat na Uniwersytecie Stanu California) czy wpływ posiadania zwierzątka domowego na szczęśliwość człowieka, a tematyką rodziny i seksualności zajął się dopiero po roku 1979, kiedy został zatrudniony w katedrze Marriage and Family Uniwersytetu Nebraski.
Źródło: http://en.wikipedia.org/wiki/Paul_Cameron Marquis Who’s Who LLC. (2007-02-02). “Cameron, Paul Drummond”. The Complete Marquis Who’s Who Biographies (LexisNexis edition ed.).


W dniu 2. Grudnia 1983 roku Amerykańskie Towarzystwo Psychologiczne (APA) wykreśliło Camerona z listy swoich członków w związku z naruszeniem Preambuły Zasad Etycznych Psychologów oraz w wysłało mu list informujący go o tym, jednak jak on sam twierdzi rok wcześniej oddzielił się on od APA by stworzyć swój własny Family Research Institute (FRI).
Źródło: Notice: Persons dropped from membership in the American Psychological Association. (1984). Internal communication from APA to all members. (tekst i list dostępny tutaj)


19. Października 1984 Towarzystwo Psychologiczne Stanu Nebraska przyjęło zicjalne stanowisko mówiące, że całkowicie izoluje się od badań i teorii Paula Camerona oraz nie chce być w żaden sposób kojarzone z jego publikacjami.
Źródło: [Nebraska Psychological Association. (1984, October 19). Resolution. Minutes z the Nebraska Psychological Association. Omaha, Nebraska: Author.] (tekst dostępny tutaj)
Amerykańskie Towarzystwo Socjologiczne (ASA) w roku 1985 ogłosiło, że nie Paul Cameron mimo upomnień wielokrotnie źle interpretował i fałszował wyniki badań socjologicznych nienależących do niego, oraz iż nie ma on wymaganych umiejętności do korzystania z badań socjologicznych, nie jest on socjologiem i wnioski wyciągane przez niego w celu agitacji przeciw ochronie podstawowych praw osób homoseksualnych są fałszywe i całkowicie bezpodstawne.
Źródło: http://psychology.ucdavis.edu/Rainbow/html/ASA_resolution_1985.PDF http://www.asanet.org/footnotes/1987/ASA.02.1987.pdf#page=14

W sierpniu 1996 Kanadyjskie Towarzystwo Psychologiczne (CPA) oskarżyło Camerona o nadinterpretację i fałszowanie wyników ich badań społecznych oraz ogłosiło, iż nie chce być w żaden sposób łączone z teoriami i interpretacjami badań przedstawianych przez Camerona w jego publikacjach.
Źródło: http://en.wikipedia.org/wiki/Paul_Cameron

Podczas kampanii na rzecz ograniczenia praw homoseksualistów w Lincoln w Nebrasce Cameron wygłosił w luterańskiej kaplicy wykład o niebezpieczeństwach wynikających z homoseksualizmu skupiając się na przykładzie czteroletniego chłopca, który doznał brutalnego homoseksualnego molestowania w miejscowym supermarkecie. Policja nie potwierdziła tego zdarzenia, ponieważ nigdy o nim nie słyszała, a Cameron sam przyznał po wykładzie, że usłyszał on jedynie taką plotkę.
Źródło: http://www.westword.com/1996-10-03/news/slay-it-with-a-smile/full

Wiarygodność Camerona została także zakwestionowana poza środowiskiem uniwersyteckim, na gruncie sądowym: w sprawie Baker konta Wade z 1984 roku sędzia Buchmeyer z dystryktu Dallas stwierdził, że Cameron opiniując sprawę o molestowanie dopuścił się świadomego wprowadzenia w błąd, zatem krzywoprzysięstwa.
Źródło: [Baker v. Wade, 106 Federal Rules Decisions 526 (N.D. Texas, 1985).] (tekst dostępny tutaj)

W 1978 wydał małą publikację pt. „Chrześcijański przewodnik po seksualności dla nastolatków”, gdzie stwierdził m.in. ,że całowanie „należy prawdopodobnie do najbardziej groźnych praktyk, jakie rozpowszechnione są w naszej kulturze. Nie znam żadnego sposobu, by dokładnie porównać rozmaitość chorób przekazywanych przez stosunek płciowy z tą rozpowszechnianą przez wymianę płynów poprzez usta, jednak podejrzewam, że znacznie bardziej niebezpieczne choroby przenoszone są tą właśnie drogą, niż drogą płciową”.
[Biedna jego żona i dzieci]
W ulotce „Same-sex Marriage: Till Death Do Us Part?” napisał, że “sperma zawiera wiele z zarazków obecnych również we krwi, więc geje którzy praktykują seks oralny praktycznie spożywają krew ludzką z wszystkimi płynącymi z tego zagrożeniami”.
Źródło: http://www.westword.com/1996-10-03/news/slay-it-with-a-smile/full




KRYTYKA I
Błędy metodologiczne w badaniach z lat 1983-1984 przeprowadzonych przez zespół badawczy Camerona:
Badanie zostało przeprowadzone w siedmiu miastach Stanów Zjednoczonych (w 1984 roku dodano jeszcze Dallas). Wykryto w nim sześć poważnych błędów, z których każdy z osobna już powoduje, że cały jego wynik jest bezwartościowy. Badania te, mimo krytyk, Cameron wykorzystuje do dziś.
Błąd pierwszy: Zły dobór próby uniemożliwiający generalizację.

Badacze wykorzystali do badania mieszkańców ośmiu miast (początkowo 7): Bennett, Los Angeles, Denver, Louisville, Omaha, Rochester, Washington i Dallas, jednak uznali, iż próbka jest wystarczająco duża i rozmaita do określenia rozkładu badanych cech w całej populacji Stanów Zjednoczonych oraz generalizacji ich na świat.


Błąd drugi: Niski wskaźnik odpowiedzi

Nigdzie w raportach z badań nie pojawia się wzmianka o procentowym wskaźniku odpowiedzi (ilość osób, które odpowiedziało spośród tych, do których ankiety dostarczono), jednak pojawia się tzw. „compliance rate”, czyli wskaźnik zgodności (?) – ilość osób, które poprawnie wypełniły kwestionariusze do ilości zebranych w ogóle. Wskaźnik ten po uśrednieniu wynosi około 45,28% (z siedmiu pierwszych miast 43,5% zaś z Dallas 57,7%), co oznacza, że odpowiedzi większości z respondentów (pomijając osoby, które kwestionariuszy nie wypełniły) nie były brane pod uwagę.
Początkowo zespół Camerona zamierzał zbadać około 18400 osób, z czego kwestionariusze zwróciło trochę ponad 4000, co daje nam wskaźnik odpowiedzi ok. 23%, w mieście Dallas ok. 20%, więc po uśrednieniu 21%. Zatem na każde cztery osoby, które miały wziąć udział w badaniu trzy albo odmówiły, albo nie zwróciły kwestionariuszy, albo nie zastano ich w domach. Metodolodzy nie SA zgodni co do progu jaki musi przekroczyć wskaźnik odpowiedzi, by badanie mogło być zaakceptowane, jednak wskaźnik 21% jest zdecydowanie zbyt niski, by grupę badaną można było uznać za reprezentatywną. Biorąc pod uwagę, że kwestionariusze, które zostały zaakceptowane pochodziły głównie od młodych, wyedukowanych, białych mężczyzn, a pozostałe grupy praktycznie nie występowały, badanie to nie może nawet reprezentować populacji miast, w których zostało przeprowadzone, nie mówiąc już o populacji całego USA.


Błąd trzeci: Podgrupy wykorzystane w badaniach do wyciągnięcia pewnych wniosków były zbyt małe.

W całkowitej grupie badanych z ośmiu miast (N=5182) Cameron odnalazł 17 osób, które twierdziły, że przynajmniej jeden z ich rodziców jest homoseksualny (nie klasyfikowano w badaniu który) i na podstawie pytań o negatywne doświadczenia z dzieciństwa związane z rodzicami Cameron stwierdził, że 5 spośród 17 osób z homoseksualnym rodzicem doznało jakiejś formy molestowania ze strony rodzica (jednak tu również nie klasyfikowano którego). Podzieliwszy uzyskane dane, tj. 5/17 Cameron uzyskał wniosek, że 29% dzieci, które mają rodzica homoseksualnego jest molestowane. W odpowiedziach dzieci rodziców heteroseksualnych (których około 40 było molestowane) nie założono, że ojciec mógł molestować syna.
Nawet gdyby fakt płci osoby molestującej miał dla badaczy znaczenie, próbka 17 osób jest tak mała, że nie stanowi żadnej reprezentacji. Do tego Cameron w swoich badaniach uznał obszar przyjęcia wynoszący 99%, co oznacza, że gdyby nawet próba była reprezentatywna, to przedział ufności dla wyniku waha się w granicach -4% do 62%. Zatem ze względu na duży obszar przyjęcia prawdopodobieństwo, że osoba miała homoseksualnego rodzica i była molestowana waha się od -4% do +62%.


Błąd czwarty: wiarygodność odpowiedzi jest wątpliwa.

Jeżeli respondent nie daje prawdziwej odpowiedzi na pytanie może robić tak z dwóch powodów: nie potrafi, bądź nie chce tego zrobić. W badaniach Camerona obie te sytuacje mogły zajść. Kwestionariusz składał się 550 pytań a przewidziany czas na jego wypełnienie wynosił 75 minut. Większość pytań odnosiła się do delikatnej sfery seksualności i sformułowana była w trudny, niezrozumiały i niejasny sposób. Wiarygodność można sprawdzić w trakcie badania w prosty sposób: zadając to samo pytanie (wprost lub odwrócone) w kilku miejscach kwestionariusza. Zespół Camerona nie zawarł takich pytań sprawdzających. Zanotował fakt, że w niektórych kwestionariuszach znajdowały się niezgodności np. odnośnie dat i sytuacji kontaktów seksualnych z dzieciństwa, jednak kwestionariuszy tych nie odrzucił. Ponadto pytania były bardzo kompleksowe: w jednym z nich zadaniem badanego było przeczytać listę 36 charakterystyk osobowych (np. mężczyzna, kobieta, starszy, dorosły, nauczyciel itp.), oznaczyć przy każdym wiek, w którym badany był, kiedy osoba posiadająca daną charakterystykę złożyła jakąś propozycję o podtekście seksualnym, pierwszy raz przeżyła seksualny kontakt fizyczny, a następnie podać dokładną liczbę osób z danej kategorii, z którymi badany miał kontakty seksualne. Innym zadaniem było oznaczenie tych spośród 44 powodów, które badani uznają za decydujące w procesie kształtowania się ich orientacjo seksualnej. Były tam m.in.: uwiedzenie przez homoseksualnego dorosłego, kontakty seksualne z homoseksualnym dorosłym, nie wiodło mi się w heteroseksualizmie.
Do tego dochodzi jeszcze forma zbierania wypełnionych odpowiedzi – mimo iż badacze twierdzili, że były one anonimowe, były dostarczane do drzwi ich domów, badani byli specjalnie wybrani do tego badania, zaś odpowiedzi należało zwracać w białej, nieopisanej kopercie. W takiej sytuacji badani mogli nie chcieć odpowiadać szczerze na pytania związane np. z ich orientacją seksualną, ilością partnerów czy preferencjami. Badacze pojawiali się na progu domostw nie będąc jednocześnie w stanie poświadczyć swoja tożsamość i prawdziwość badania żadną legitymacją Uniwersytetu ani żadnego ośrodka badawczego – badani mogli więc po prostu nie brać badania na poważnie.

Błąd piąty: Badacze byli tendencyjni i nie trzymali się standardowych procedur.
Przy zbieraniu takich danych wymagane jest, aby ankieterzy byli odpowiednio wytrenowani, prezentowali obiektywne, niezwiązane z badaniem stanowisko, nie osądzali i nie byli zaznajomieni z hipotezą badawczą. Cameron nigdy nie udostępnił danych o swoich ankieterach; nie wiadomo czy mieli oni odpowiednie szkolenia ani czy w ogóle rozprowadzili wszystkie kwestionariusze (jedną z procedur jest wysłanie do kilku domów objętych badaniem nadzorcy, który pyta domowników czy badanie zostało przeprowadzone lub czy ankieter się pojawił – procedura ta nie miała miejsca w tym przypadku w ogóle). Co więcej, broszurki wydawane w późniejszych latach zawierają anegdoty o osobach objętych badaniem, co sugeruje, że wysoko postawieni członkowie grupy badawczej wraz z samym Paulem Cameronem brali udział w zbieraniu odpowiedzi. Biorąc pod uwagę, że mieli oczekiwania oni oczekiwania wobec wyników badań i w owym czasie wszyscy jasno i negatywnie wypowiadali się na temat homoseksualizmu, trudno uważać, że badanie przeprowadzone było z obiektywnego punktu widzenia – nawet jeśli badacze próbowali nie wpływać na odpowiedzi badanych, byli na tyle znani, że respondenci mogli wiedzieć z kim mają do czynienia.


Błąd szósty: Respondenci znali cel przeprowadzania badań.

Jedną z głównych zasad prowadzenia badań jest to, aby badani nie znali prawdziwych celów, hipotez ani tematu przeprowadzanych badań, bo mogłoby to zmodyfikować ich odpowiedzi i pokusić ich o manipulację. Cameron jednak opublikował w jednej z lokalnych gazet artykuł, w którym opisał badanie, które będzie przeprowadzał, czysto zaznaczył jego hipotezy oraz określił swoje własne poglądy na ten temat. Napisał również, że badanie to ma „dostarczyć broni tym, którzy chcą by przejawy homoseksualizmu w Stanach Zjednoczonych zostały zakazane prawem”.
Badanie to zatem przestało być naukowe, a stało się polityczno-religijne.

Jak zaznaczyłam wcześniej każdy z tych błędów z osobna sprawia, iż badanie Camerona jest całkowicie niewiarygodne, jednak po połączeniu tych wszystkich słabości metodologicznych otrzymujemy tak rażąco bezwartościowe wyniki, że nic dziwnego, że naukowy półświatek Stanów Zjednoczonych nie był nawet przez chwilę zainteresowany tym badaniem.




KRYTYKA II
Błędy w badaniu nad nekrologami w prasie kierowanej do homoseksualistów z roku 1994.
Cameron wraz z zaprzyjaźnionymi badaczami Wellumem i Playfairem policzyli nekrologi w magazynach środowisk gejowskich i uznali, że na ich podstawie są w stanie wyliczyć przewidywaną długość życia dla homoseksualistów. Ich hipoteza, że heteroseksualiści żyją oczywiście dłużej niż homoseksualiści okazała się, oczywiście, prawdziwa.


W gazetach tych przed końcem lat 80’tych nie było działu nekrologów, jednak ze względu na epidemię AIDS i HIV zdecydowano się na umieszczanie nekrologów osób zmarłych jeżeli: a/ były one znane w środowisku lub sławne, b/ zmarły tragicznie lub młodo, c/ lub było wystarczająco miejsca na inne nekrologi. W dwóch ostatnich przypadkach jednak to rodziny bądź najbliżsi zgłaszali śmierć i pisali nekrolog, zaś redaktor pisma go ewentualnie zatwierdzał.

Oto kilka przykładów osób, których nekrologi nigdy nie pojawiły się w prasie gejowskiej:
• homoseksualiści, którzy nie uczestniczyli w życiu środowiska, tj. nie mieli wielu homoseksualnych znajomych,
• homoseksualiści, którzy nie odkrywali przed bliskimi swojej orientacji seksualnej,
• homoseksualiści, których rodziny nie życzyły sobie, aby orientacja seksualna zmarłego była znana,
• homoseksualiści, których bliscy nie wpadli na pomysł pisania nekrologu do gazety,
• homoseksualiści, którzy nie mieli bliskich,
• oraz prawdopodobnie również homoseksualiści, którzy zmarli ze starości.


Rzetelne obliczenie przewidywanej długości życia powinno wliczać te osoby, jednak Cameron i współpracownicy o tym nie pomyśleli. Ich uwagi nie zwrócił także fakt, że choć, jak sami stwierdzili, stosunek gejów do lesbijek jest jak 1,6 do 1, to stosunek śmierci gejów do lesbijek jest jak 6 do 1, a jeśli wliczyć śmierci związane z AIDS, morderstwami i nieszczęśliwymi wypadkami, to nawet 32 do 1. Mogłoby to znaczyć, że skoro lesbijek i gejów jest niemalże tyle samo i lesbijki umierają rzadziej, to żyją dłużej. Jednak Cameron nie wziął tego faktu pod uwagę i podliczył średnią wieku zmarłych lesbijek, która wyszła podobna do wieku umierających gejów – pomiędzy 40 a 50 rokiem życia.
Mimo, iż liczba nekrologów w prasie był nieporównywanie mniejsza niż liczba zgonów homoseksualistów w różnym wieku, iż nekrologi te publikowane były wybiórczo oraz iż liczba nekrologów lesbijek stanowiła jedynie 2% liczby wszystkich nekrologów Cameron uznał, iż te małe próbki są wystarczające do określenie średniej długości życia gejów na 43 lata a lesbijek na 46 lat.





KRYTYKA III
Nadinterpretacje w wykorzystywanym w wielu wykładach i publikacjach badaniach innych badaczy:

Groth i Birnbaum (1978)
Groth i Birnbaum prowadzili badania nad osobowością i charakterystykami osadzonych w zakładach karnych mężczyzn. Zbadali 175 mężczyzn skazanych za przestępstwa seksualne związane z dziećmi. Żaden z mężczyzn nie określił się jako homoseksualny, żaden z nich też nie zaznaczył, jakoby był biseksualny a mężczyźni bardziej podobali mu się niż kobiety. Można zatem śmiało wnioskować, że w grupie badanej nie było gejów ani biseksualistów ukierunkowanych bardziej w stronę własnej płci. Spośród nich wszystkich 83 (47%) zostało zakwalifikowane przez psychologów i psychiatrów jako „poważnie zaburzony”, kolejnych 70 (40%) jako dorosłych heteroseksualistów oraz 22 (13%) biseksualistów, którzy „uprawiali okazjonalny seks z przedstawicielami obu płci, jednak głównym zainteresowaniem darzyli kobiety”.

Przypadki molestowania zdarzały się głównie w grupie 47% więźniów zaburzonych – o nieukierunkowanym popędzie seksualnym, jednak Cameron w swoim raporcie napisał, że 54% przypadków spowodowane było przez homo- i biseksualistów. Cameron zinterpretował wszystkie przypadki molestowania chłopców jako homoseksualne, zatem dokonane przez gejów, jednocześnie uznając, że nie wszystkie przypadki molestowania dziewczynek były molestowaniem heteroseksualnym. Nazwał to „biseksualną korekcją”, której oprawcy próbują w sobie dokonać. W ten sposób rosła liczba przypadków molestowania dokonanych przez homo- i biseksualistów, nie zmieniała się zaś ta dokonana przez heteroseksualistów.
Źródło danych nieznane (1985)


Podobnych założeń użył, gdy badał molestowanie uczniów przez nauczycieli. W opublikowanym przez niego w 1985 roku artykule w magazynie „Psychological Reports” nie podaje żadnego sposobu wyszukiwania danych, ale zaznacza wyraźnie „rzadkość występowania w literaturze heteroseksualnych przypadkach molestowania” i tłumaczy to faktem, że molestowanie heteroseksualne w ogóle rzadko się zdarza. Jednak na podstawie 30 znalezionych między 1920 a 1982 rokiem w dziesięciu różnych źródłach przypadków molestowania nauczyciel-uczeń wnioskuje, że uczniowie są 90 razy bardziej narażeni na molestowanie, jeżeli mają homoseksualnego nauczyciela. A jeżeli dodać efekt „biseksualnej korekcji”, stosunek ten rośnie do stukrotnego zagrożenia. Oczywiście brakuje w raporcie danych o orientacji seksualnej oprawców – Cameron wszelkie kontakty mężczyzn z chłopcami nazywa po prostu homoseksualnymi.
Źródło: http://psychology.ucdavis.edu/rainbow/HTML/facts_molestation.html


Kinsey (1947)
Alfred Kinsey wraz z współpracownikami zebrał kwestionariusze od ponad 5900 kobiet i 5300 mężczyzn. Pytał o stosunki przedmałżeńskie, małżeńskie, zdrady, homoseksualnych kontaktów, masturbacji innych form aktywności seksualnej oraz wzorców zachowań seksualnych w zależności od płci, wykształcenia, wyznania i innych czynników socjologicznych. Uzyskał zaskakujące, wręcz szokujące wyniki zwłaszcza w sferze kontaktów homoseksualnych, życia seksualnego nieletnich oraz kontaktów dorosłych z nieletnimi.
Wykorzystując to badanie Cameron również nazywa wszystkich mężczyzn, którzy molestowali chłopców homoseksualnymi nie biorąc pod uwagę częstości ich kontaktów z osobami dorosłymi obu płci. Jednak gdyby nawet przyjmowanie molestowania chłopców za spowodowane przez gejów było założeniem poprawnym, same badania Kinseya ze względu na dobór próby mają niewielką wartość: próba skonstruowana była w 28% z więźniów osadzonych za zbrodnie na tle seksualnym, w 5% z męskich prostytutek, oraz z opłacanych ochotników (co mogło powodować, że będą oni ubarwiać swoje historie w celu uzyskania większej zapłaty). Ponadto część raportu odnosząca się do seksualności dzieci pochodziła w całości z jednego źródła: z pamiętników anonimowego pedzila, które prowadził od 1917 roku. Niereprezentatywny dobór próby tłumaczył niektóre z szokujących wyników.
Źródło: http://www.leaderu.com/jhs/reisman.html



Więcej badań nie jestem w stanie przytoczyć, ponieważ źródła teorii pana Camerona znane są jedynie jemu. Na jego stronie internetowej można znaleźć wiele prac, jednak żadna z nich nie jest zaopatrzona w bibliografię ani nawet we wspomnienie nazwisk badaczy, z których dorobku korzysta pisząc np. że „dowiedziono…” lub „badania wskazują na…”. Co więcej – wszystkie przypisy (rzekomo odnośniki) pojawiające się w tekstach prowadzą… do nikąd. Trudno zatem jest przyjąć za rzetelne prace, które owszem – mogą być owocem skrzętnych badań i długoletnich poszukiań, ale równie dobrze mogą być całkiem wyssane z palca.
A błędy wyżej wymienione i wciąż te same, zaprzeczające medycynie i psychologii w dziedzinie pedofilii i seksualności człowieka, Paul Cameron powtarza od 30 lat we wszystkich kolejnych publikacjach.





KTO PRACE DOKTORA PUBLIKUJE – POWAŻANIE W ŚWIECIE NAUKOWYM


To jakie kto ma poważanie w świecie naukowym Stanów Zjednoczonych określane jest na podstawie dwóch skal. Skale te: SSCI (Social Science Citation Index) oraz JRC (Journal Citation Reports) umiejscawiają badania, osoby i prasę psychologiczną i socjologiczną na konkretnym miejscu w rankingu na podstawie ilości przytoczeń w innych źródłach naukowych. Te dwie miary określają więc wartość jaką wnoszą badania i magazyny m.in. Paula Camerona do rozwoju współczesnej nauki. Dane z tych rankingów pozwalają nam zatem zweryfikować słowa Joanny Najfeld o tym, że dr Cameron jest jednym z najczęściej cytowanych badaczy homoseksualizmu i wydawane przez niego magazyny psychologiczne zajmują czołowe miejsca w rankingach. Jednak do JCR wliczane są oczywiście tylko te cytaty, których zadaniem jest wnieść jakiś wkład w rozwijanie badań, nie zaś krytyczne opinie i recenzje odnośnie metodologii, które na pewno zwiększyłyby wskaźnik cytowania osoby dr. Camerona.


Cztery z magazynów wydających badania przeprowadzone przez zespół Camerona: Journal z Pscyhology, Journal z Pscyhology and Theology, Omega oraz Pscyhological Reports zostały zakwalifikowane do rankingu JCR jako magazyny dotyczące psychologii ogólnej.

Kolejnym magazynem było Adolescence, które jednak zostało zakwalifikowane do grupy Psychologii Rozwoju. Zajęło w roku 1994 w rankingu JCR 30 miejsce z 32 ze wskaźnikiem wpływu 0,312, zaś 11 lat później podniosło się do miejsca 42 z 52 ze wskaźnikiem wpływu 0,693. O magazynie The Nebraska Psychology Journal, w którym Cameron opublikował swoje badania z lat 1983-1984 nie ma danych, ponieważ nie zakwalifikował się on na listę ponad 1500 magazynów ocenianych przez skale SSCI i JCR.


Co ciekawe, największą ilość publikacji Cameron zawarł w magazynie Psychological Reports, który jest o tyle ciekawym przypadkiem, iż nie posiada rady recenzentów, którzy czytają i zatwierdzają artykuły a autorzy aby wydać w nim swoje prace płacą 27,50$ za każdą stronę. Nie trzeba chyba wspominać, iż magazyn ten ma bardzo niski wskaźnik odrzucania artykułów.


Chciałabym jeszcze przytoczyć dane bazujące na SSCI z września 2007 roku określające ilość cytowań konkretnych prac zespołu Camerona, aby ukazać jak poważanym jest on badaczem. Dane te, jako że nie biorą pod uwagę wskaźnika wpływu a jedynie samą liczbę cytowań, zawierają także cytowania z krytycznych recenzji, wspominek o Cameronie jako o antygejowskim publicyście oraz z magazynów dotyczących praw człowieka czy po prostu codziennych gazet.

Okazuje się więc, że badania i teorie dr. Camerona były przez profesjonalistów dosłownie ignorowane od dnia ich publikacji, a zainteresowanie nimi wyrażali jedynie politycy i organizatorzy manifestów antygejowskich. Aby podsumować powiem tylko tyle: dr Cameron w świecie naukowym Stanów Zjednoczonych zdaje się być uznany za człowieka tak niewyedukowanego i niepoważnego, iż badacze ze środowiska zdecydowali go po prostu nawet nie zauważać istnienia jego badań. Być może dlatego w dobie, kiedy coraz większe poważanie w rządach Stanów zyskują prawa człowieka i prawa antydyskryminacyjne, rozpoczął on swoje tournee po świecie, gdzie równość jest na takim poziomie, na jakim była w jego rodzinnych kraju trzydzieści lat temu.

Islandia


Islandia prawdopodobnie dołączy do krajów, które zalegalizowały małżeństwa jednopłciowe. Jóhanna Sigurdardóttir, pierwsza otwarta homoseksualna osoba na stanowisku premiera, w marcu zaproponowała ustawę, która czeka w parlamencie na uchwalenie.

Jeżeli wszystko pójdzie dobrze, małżeństwa jednopłciowe staną się możliwe w Islandii 27 czerwca.

Islandia uważana jest za bardzo tolerancyjny oraz przyjazny mniejszościom seksualnym kraj, w 1996 roku zalegalizowano tam związki partnerskie - pani premier od 2002 roku jest w związku z pisarką Joniną Leosdotttir, możliwa jest także adopcja dzieci przez związki homoseksualne.

środa, 14 kwietnia 2010

Nigdy nie służyłbym homofobicznemu Bogu

12 marca tego roku ukazał się w the Washington Post artykuł abp Desmonda Tutu zatytułowany „In Africa, a step backward on human rights”.

Artykuł dotyczy przede wszystkim sytuacji na rodzinnym kontynencie arcybiskupa i noblisty, co już samo w sobie jest bardzo ciekawą rzeczą, bo niewiele na te tematy wiemy, ale to, co Tutu pisze, wykracza dalece poza afrykański kontekst. Z tekstów, które można w tej chwili znaleźć w internecie, ten wydaje się być najbardziej całościowym ujęciem poglądów emerytowanego prymasa Południowej Afryki na zagadnienie LGBT. Można jedynie wyrazić żal, że większość afrykańskich hierarchów zajęła w tej kwestii inne stanowisko. Tym bardziej jednak warto zapoznać się z tym artykułem.

Na nienawiść nie ma miejsca w domu Bożym. Nikogo nie powinno się pozbawiać naszej miłości, naszego współczucia czy naszej troski z powodu rasy czy płci, wiary czy pochodzenia etnicznego – albo z powodu jego orientacji seksualnej. Tak jak nikogo nie powinno się pozbawiać opieki zdrowotnej z któregokolwiek z tych powodów. W moim kraju, Południowej Afryce, zmagaliśmy się przez lata ze złym systemem apartheidu, który dzielił istoty ludzkie, dzieci tego samego Boga, przez klasyfikację rasową, a następnie pozbawił wiele z nich fundamentalnych praw człowieka. Wiemy, że to było złe. Na szczęście, świat wspierał nas w naszych zmaganiach o wolność i godność.

Nadszedł czas, by podnieść głos przeciwko innemu złu.

Geje, lesbijki, osoby biseksualne i transseksualne należą do tak wielu rodzin. Należą do rodziny ludzkiej. Należą do Bożej rodziny. I, oczywiście, należą do rodziny afrykańskiej. Jednakże fala nienawiści rozprzestrzenia się na moim ukochanym kontynencie. Ponownie pozbawia się ludzi ich fundamentalnych praw i wolności. W Senegalu fałszywie oskarżono i uwięziono ludzi, ucierpiała również opieka medyczna nad nimi i ich społecznością. W Malawi więzi się i upokarza mężczyzn za wyrażanie ich więzi partnerskiej z innymi mężczyznami. W tym miesiącu tłum zaatakował w Mtwapa Township w Kenii podejrzanych o bycie gejami. Kenijscy przywódcy religijni, wstydzę się to powiedzieć, grozili klinice dla zakażonych wirusem HIV za to, iż oferowała pomoc wszystkim członkom tej społeczności, ponieważ kler chciał wykluczyć z niej homoseksualistów.

Ugandyjski parlament debatuje nad prawem, które penalizowałoby homoseksualizm pod sankcją dożywotniego więzienia, a inne dyskryminujące ustawodawstwo było dyskutowane w Rwandzie i Burundi. To są straszliwe kroki wstecz dla praw człowieka w Afryce.

Nasi homoseksualni bracia i siostry w całej Afryce żyją w strachu.

I żyją w ukryciu – z dala od opieki, z dala od ochrony, którą państwo powinno dawać każdemu obywatelowi oraz z dala od opieki medycznej w epoce AIDS, gdy każdy z nas, a szczególnie Afrykańczycy, potrzebuje dostępu do podstawowych usług związanych z problemem HIV. To, że do nietolerancji skłaniają się politycy poszukujący kozłów ofiarnych z powodu swych porażek, nie jest niespodzianką. Ale jest wielkim złem. Jeszcze większym zgorszeniem jest to, że czyni się to w imię Boga. Pokażcie mi gdzie Chrystus powiedział „Miłuj bliźniego swego, za wyjątkiem geja”. Również homoseksualni ludzie są stworzeni na obraz mojego Boga. Nigdy nie służyłbym homofobicznemu Bogu.

„Ale to grzesznicy”, słyszę od kaznodziejów i polityków. "Wybierają grzeszne życie, za które muszą zostać ukarani”.

Moi przyjaciele ze sfer naukowych i medycznych dzielą ze mną wizją rzeczywistości, którą wielu gejów potwierdza, i o której jestem teraz przekonany w sercu, że jest prawdziwa. Nikt nie wybiera bycia gejem. Orientacja seksualna, jak kolor skóry, jest kolejną cechą naszej różnorodności jako rodziny ludzkiej. Czyż to nie wspaniałe, że jesteśmy wszyscy uczynieni na obraz Boga, a jednocześnie jest tyle różnorodności pośród Jego ludzi? Czy Bóg kocha w mniejszym stopniu swoje ciemno-, bądź jasnoskóre dzieci? Odważne bardziej niż nieśmiałe? I czy ktoś z nas zna myśli Boga tak dobrze, że może zadecydować za niego, kto jest włączony, a kto wyłączony z kręgu jego miłości?

Fala nienawiści musi się zatrzymać. Politykom, którzy czerpią zyski z tej nienawiści, z rozdmuchiwania jej, nie wolno dać się skusić tej łatwej drodze profitowania ze strachu i niezrozumienia. A moi koledzy – duchowni wszystkich wiar muszą podnieść głos na rzecz pryncypiów uniwersalnej godności i wspólnoty. Wykluczenie nie jest nigdy krokiem do przodu na wspólnych ścieżkach do wolności i sprawiedliwości.

------

Desmond Mpilo Tutu (ur. w 1931 r.) jest arcybiskupem-seniorem Kapsztadu, a tym samym byłym anglikańskim prymasem Południowej Afryki. W latach 70. i 80. zasłynął jako jeden z przywódców w walce z systemem segregacji rasowej. Po zniesieniu systemu apartheidu zaangażował się na rzecz pojednania między białymi i czarnoskórymi obywatelami RPA. Kierując pracami Komisji na rzecz Prawdy i Pojednania walnie przyczynił się do zapobieżenia wybuchowi wojny domowej. W 1984 r. przyznano mu pokojową nagrodę Nobla. Obecnie angażuje się nadal na rzecz pokoju w świecie i praw człowieka, w tym praw osób o odmiennej orientacji seksualnej, rzucając w tej sprawie na szalę swój ogromny autorytet i odważnie zajmując inne stanowisko niż większość afrykańskich przywódców świeckich i kościelnych. Chociaż w Polsce niestety mniej znany, arcybiskup Desmond należy bez wątpienia do grona najważniejszych autorytetów moralnych we współczesnym świecie. Kieruje również pracami Desmond Tutu Peace Centre. W 2004 r. Uniwersytet Warszawski przyznał mu tytuł doktora honoris causa.

wtorek, 13 kwietnia 2010

Obłęd

Podsumowanie nie jest dostępne. Kliknij tutaj, by wyświetlić tego posta.

poniedziałek, 12 kwietnia 2010

C'est dans l'air




Trahison... C'est laid Lâcheté... C'est laid Délation... C'est laid La cruauté... C'est laid La calomnie... C'est laid L'âpreté... C'est laid L'infamie... C'est laid aussi Les cabossés vous dérangent Tous les fêlés sont des anges Les opprimés vous démangent Les mal-aimés, qui les vengent ? Les calamités dérangent Les chaotiques sont des anges Pas comme les autres, démangent Les apôtres je les mange Refrain:C'est dans l'air C'est dans l'air C'est dans l'air, c'est nécessaire Prendre l'air Respirer Parfois piquer les poupée C'est dans l'air C'est dans l'air C'est dans l'air, c'est millénaire S'ennivrer Coïter Quid de nos amours passés C'est dans l'air C'est dans l'air C'est dans l'air, c'est salutaire Sauf qui peut Sauve c'est mieux Sauf qu'ici, loin sont les cieux C'est dans l'air C'est dans l'air C'est dans l'air, c'est nucléaire On s'en fout On est tout On finira au fond du trou Et... Moi je chante Moi je... M'invente une vie. La fatuité... C'est laid La tyrannie... C'est laidLa félonie... C'est laid Mais la vie c'est ça aussi. Tous les rebuts vous dérangent Pourtant les fous sont des anges Les incompris vous démangent Que faire des ruses... Que fait le vent ?Refrain (x2)

Homomałżeństwa w Portugalii coraz bliżej

W smoleńskiej mgle umknęło i mi i homomediom ważne wydarzenie z drugiego krańca Europy, o którym warto napisać. 11 lutego 2010 r. parlament Portugalii przyjął ustawę dającą parom jednopłciowym – podobnie jak w sąsiedniej Hiszpanii – możliwość zawierania związków małżeńskich. 24 lutego przedłożono ustawę prezydentowi Aníbalowi Cavaco Silvie. Prezydent Portugalii – niechętny ustawie - 13 marca skierował ją jednak do Trybunału Konstytucyjnego licząc, że ten uzna ustawę za niezgodną z konstytucją. Na szczęście 8 kwietnia Trybunał orzekł, że ustawa jest zgodna z konstytucją i homoseksualiści zawiarać małżeństwa mogą. Fakt ten niezmiernie cieszy, ale okazuje się, że portugalscy geje i lesbijki na urzędowe "tak" będą musieli jeszcze poczekać. Obecnie ustawa wróciła bowiem do prezydenta, który ma 20 dni na jej podpisanie lub zawetowanie. Spodziewane jest co prawda prezydenckie weto, choć przyznać trzeba, że jest to ruch zupełnie bezsensowny i może być odczytany tylko jako przejaw gry na zwłokę, bowiem weto prezydenckie w Portugalii obalić można zwykłą większością głosów w parlamencie. Portugalskim gejom i lesbijkom pozostaje więc tylko cierpliwie czekać.

HomoWarszawa dotowana przez miasto


- Czy to rewolucja? Raczej normalność - stwierdza Wojciech Szot, współautor polskiego wydania przewodnika "HomoWarszawa". Teraz urząd miasta zapłaci za wydanie dla obcokrajowców. Lewica przyklaskuje, PiS jest zaskoczony.

"HomoWarszawa" ukazała się pod koniec zeszłego roku. Teraz wspólnie ze stowarzyszeniem Otwarte Forum i Lambdą Warszawa Szot przygotowuje angielskie wydanie "Queer Warsaw". Ostatnio dowiedzieli się, że miejskie biuro kultury dofinansuje ich projekt kwotą 15,6 tys. zł. - I to była niespodzianka - nie ukrywa Wojciech Szot. - Do tej pory organizacje mniejszości seksualnych dostawały pieniądze z ratusza tylko na akcje profilaktyczne przeciw HIV/AIDS i pomoc psychologiczną. Pierwszy raz są pieniądze na kulturę. Jestem pod wrażeniem!

Zachwala: - W przewodniku pokażemy gejowską Warszawę tę sprzed lat i tę współczesną. Pokażemy warszawskich gejów i lesbijki. Pokażemy, że Warszawa jest otwarta na przybyszów. Będzie część rozrywkowa o klubach i praktyczna, np. jak się poruszać po mieście.


Skąd na to miejskie pieniądze? Biuro kultury ogłosiło konkurs na promocję historii i kultury Warszawy wśród obcokrajowców. - Idealnie się w to wpisujemy - przekonują autorzy "Queer Warsaw". Ich przewodnik już wzbudza duże zainteresowanie w wielu krajach. Mają umówione spotkania promocyjne w Szwecji, w Rumunii, w Anglii. Chcą, by książka była dostępna w Amazon.com - gigantycznym międzynarodowym portalu sprzedaży wysyłkowej.

- Był konkurs, wystartowaliśmy, wygraliśmy - mówi Szot. - Urzędnicy widzieli polskie wydanie i uznali, że to dobry produkt promujący Warszawę. Na pewno przyda się tym, którzy przyjadą tutaj na lipcową EuroPride - dodaje.

To parada mniejszości seksualnych z całej Europy organizowana co roku w innym kraju. Do Warszawy może zjechać nawet 20-30 tys. turystów z zagranicy.

- To nie jest już to samo miasto co pięć lat temu, kiedy Lech Kaczyński nie zgodził się na Paradę Równości. Urzędnicy przestali się nas bać i dostrzegli w nas partnerów. Wreszcie! - cieszy się Yga Kostrzewa z Lambdy Warszawa. - Ale w przewodniku wspomnimy też o tym, że Warszawa to nie Amsterdam. Mimo że jest otwarta i różnorodna, to parę chłopaków trzymających się za ręce wciąż mogą spotkać tu nieprzyjemności.

Z przewodnika cieszy się Bartosz Dominak, radny z SdPl: - To zbliża Warszawę do innych europejskich stolic - uważa. - Ale jeszcze bardziej ucieszę się, jak zobaczę panią prezydent na EuroPride na platformie. Podobno bardzo lubi burmistrza Berlina, który jest gejem. Może pan burmistrz jakoś ją zachęci?

- Pieniądze wydane nie na to, co trzeba. Bo co warszawski podatnik będzie miał z tego przewodnika? - pyta Maciej Maciejowski, radny PiS. - Niech ratusz skupi się na przyciągnięciu do Warszawy biznesmenów i przedsiębiorców. A do EuroPride Warszawa pewnie dołoży. Widziałem taką paradę w Berlinie z obscenicznymi zachowaniami.

Radny przyznaje jednak, że do przewodnika zerknie: - Z ciekawości, by zobaczyć, na co poszły pieniądze podatników.

Tomasz Andryszczyk, rzecznik ratusza, precyzuje, że autorzy "Queer Warsaw" dostali dotację na "popularyzację tradycji, dziedzictwa kulturowego i wielokulturowości Warszawy". - Nie wchodzimy w spory światopoglądowe, tworzymy ramy do dyskursu. Jedni poczują niedosyt, inni będą oburzeni, że każdy zgodnie z prawem może manifestować własne przekonania.

Wojciech Szot: - W przewodniku umieścimy logo Warszawy. Fajnie, bo jesteśmy mieszkańcami tego miasta.

Krzysztof Tomasik - "Ministra" wykluczonych

Wobec katastrofy lotniczej w Smoleńsku trudno przejść obojętnie, trudno też dzielić tragicznie zmarłych, nie ulega jednak wątpliwości, że dla środowiska LGBT szczególną stratą jest śmierć Izabeli Jarugi-Nowackiej, wieloletniej posłanki lewicy, swego czasu piastującej urząd Pełnomocniczki ds. Równego Statusu Kobiet i Mężczyzn, a także wicepremierki w rządzie Marka Belki i przewodniczącej Unii Pracy.

Działalność

Urodzona w 1950 roku, bardzo szybko zaczęła działać społecznie i na rzecz praw kobiet, u schyłku PRL-u przez dwie kadencje była przewodniczącą Ligi Kobiet Polskich. Stricte polityczna działalność zaczęła się dla niej na początku lat 90. poprzez zaangażowanie w działalność komitetów na rzecz referendum w sprawie aborcji (tzw. komitety Bujaka). W 1991 roku bez powodzenia startowała do Sejmu z listy Ruchu Demokratyczno-Społecznego. Dwa lata później została posłanką z listy Unii Pracy, której była współzałożycielką. Od tego czasu niemal regularnie zasiadała w sejmowych ławach.

W 1997 została wiceprzewodniczącą Unii Pracy, cztery lata później została Pełnomocniczką Rządu ds. Równego Statusu Kobiet i Mężczyzn w rządzie Leszka Millera. Powstanie urzędu musiała niemal wywalczyć, premier bardzo długo ociągał się z utworzeniem tego stanowiska, a Jarudze-Nowackiej proponował stanowisko wiceministry kultury.

Była bez wątpienia najlepszą i najbardziej skuteczną Pełnomocniczką w historii tego urzędu. Konsekwentnie wspierała dyskryminowane grupy, nie wypierała się swego feminizmu, potrafiła krytykować kolegów ze swojej formacji i przypominać o obietnicach wyborczych. Upominała ministra zdrowia, gdy na liście leków refundowanych nie znalazły się żadne nowe środki antykoncepcyjne, żądała wyjaśnienia czy Tadeusz Iwiński molestował tłumaczkę podczas szczytu UE w Barcelonie, nie zgadzała się z argumentacją marszałka Marka Borowskiego, że finanse nie pozwalają na refundację in vitro. Wbrew oficjalnemu polskiemu stanowisku domagała się wycofania naszych wojsk z Iraku. Osoby szczególnie przeciwdziałające dyskryminacji nagradzała Okularami Równości, to wyróżnienie otrzymały m.in. Maria Janion i Kinga Dunin. Seksistom i homofobom dawała "Skierowanie do Okulisty". Wsparła wystawę "Niech Nas Zobaczą" i powstanie pierwszej książki o homofobii - zbiór "Homofobia po polsku".

Feministyczny beton

W schyłkowym okresie rządków SLD-UP Izabela Jaruga-Nowacka stała się najbardziej wpływową kobietą lewicy. W rządzie Marka Belki została wiceprezeską Rady Ministrów ds. Komunikacji Społecznej, pilotowała m.in. rządowy program "Posiłek dla potrzebujących". Wówczas także - w 2004 roku - została przewodniczącą Unii Pracy. Tym samym stała się nie tylko pierwszą wicepremierką w III RP, ale także pierwszą kobietą kierującą partią będącą w koalicji rządowej i mającą swoich reprezentantów i reprezentantki w Sejmie. Wkrótce rozpoczęła próbę budowania dużej formacji skupiającą nieskompromitowaną lewicę pod szyldem Unii Lewicy, skąd jednak odeszła w grudniu 2005 roku. Potem do Sejmu startowała z drugiego miejsca w Gdyni z listy SLD, ale do końca nie była członkinią tej partii.

Za swoją działalność wielokrotnie była obrażana i wyśmiewana. To o niej biskup Tadeusz Pieronek powiedział "Feministyczny beton, który nie zmieni się nawet pod wpływem kwasu solnego". Była to reakcja na informację, że Jaruga-Nowacka opowiada się za liberalizacją ustawy antyaborcyjnej, edukacją seksualną w szkołach i refundacją z budżetu środków antykoncepcyjnych. Wyśmiewano także jej próbę wprowadzenia żeńskich form na określanie stanowisk politycznych takich jak "ministra" czy "polityczka".

Przyjaciółka gejów i lesbijek

Bardzo zdecydowanie wspierała kolejne Parady i Marsze Równości, szczególnie te zakazane. Jedna z wersji mówi, że słynna Parada Równości 2005 zakazana przez Lecha Kaczyńskiego, ruszyła, bo na jej czele szła właśnie Izabela Jaruga Nowacka, wówczas wicepremierka rządu. "Pojawia się na demonstracjach i manifach, w których uczestniczą geje, transwestyci i inne kontrowersyjne postaci. Nie boi się uszczerbku swojego wizerunku" - mówiła Agnieszka Graff "Polityce" w tekście poświęconym polityczce.

Zawsze elegancka, atrakcyjna, przyznawała, że nie może żyć bez codziennej dawki programów informacyjnych. Była świetnie zorientowana jaką cenę płaci za swoje poglądy, jednocześnie dbała o wizerunek, pamiętam w czasie jednej z manif narzekała w prywatnej rozmowie, że w rankingu znanych polskich feministek "Playboy" zamieścił jej wyjątkowo niekorzystne zdjęcie.

Ostatni raz widziałem Izabelę Jarugę-Nowacką w grudniu ubiegłego roku, siedziała obok mnie, gdy w siedzibie Krytyki Politycznej odbywała się dyskusja na temat praw osób transseksualnych. Zgodziła się wziąć w niej udział jako jedyna przedstawicielka polskiego parlamentu, za to w czasie debaty kilkadziesiąt osób z Młodzieży Wszechpolskiej próbowało ją przerwać. Jaruga-Nowacka deklarowała pomoc w zorganizowaniu spotkania z posłami i posłankami w celu uświadomienia problemów z jakimi muszą się borykać osoby transseksualne, przyznawała, że są to kwestie o których jej koledzy nie mają pojęcia i edukację trzeba byłoby zacząć właśnie od nich. Jedna z ostatnich inicjatyw posłanki to wyrażenie poparcia dla Grupy Inicjatywnej ds. Związków Partnerskich, także w tej kwestii okazała wolę pomocy.

Bez wątpienia była najbardziej nam przyjazną osobą w polskim parlamencie, jedyną o której można powiedzieć "nasza". Będzie Jej bardzo brakowało.

niedziela, 11 kwietnia 2010

Tragedia 24h live

Trudno mi uciec dzisiaj od tematu katastrofy w Smoleńsku, ale jednocześnie trudno mi włączyć się w milionowy zastęp żałobników. W telewizji wciąż to samo, wciąż i wciąż na okrągło. I do tego to ciągłe łączenie mordu w Katyniu z zupełnym przypadkiem, jakim była katastrofa lotnicza. Nagle, to co przypadkowe stało się niezbadanym wyrokiem bożym, kontynuacją i znakiem. Bezsensowne doszukiwanie się sensu w bezsensie śmierci zajmuje niemal wszystkich Polaków. Kraj opanowała histeria. Telewizyjne relacje zamieniły się w 24-godzinny reality show z trupami w roli głównej, nadawany live na wszystkich możliwych kanałach. Uświadamia mi to jak bardzo, my Polacy, kochamy tragedie, wielkie i z dużą liczbą ofiar. Im większa tragedia tym większe show i większa jego widownia. Cierpienie daje złudzenie, że wybija nas ono ponad inne narody. Boję się, że kraj popadnie teraz w religijną ekstazę. Już pojawiają się absurdalne głosy, że katastrofa powinna być przestrogą dla Polaków. Spece od chrystusowej magii reklamują, że zaufać można tylko bogu i w nim pokładać nadzieję oraz to, że jest w tej tragedii jakiś palec boży. Nawet nagłówek artykułu na Onet.pl mówiący, że wczoraj „to nie padał deszcz, to płakały anioły”, sugeruje ingerencję sił nadprzyrodzonych. Szkoda, że anioły nie usunęły mgły znad lotniska albo nie podpowiedziały pilotowi, żeby lądował na innym. Te anioły wyglądają mi raczej na jakieś złośliwe chochliki. Niestety magiczne myślenie udziela się narodowi coraz silniej. Coraz mniej miejsca pozostaje na zdrowy rozsądek i na zrozumienie, że śmierć w takiej katastrofie jaka zdarzyła się w Smoleńsku nie ma sensu. O ile w ogóle śmierć może mieć jakiś sens. A jaka płynie przestroga z tej katastrofy? Chyba tylko taka, by nie transportować niemal wszystkich najważniejszych osób jednym samolotem i jeśli naziemni nawigatorzy sugerują pilotowi by lądował na innym lotnisku to powinien to zrobić, dla bezpieczeństwa nie tylko pasażerów ale i własnego. Mam nadzieję, że media i politycy przestaną też w końcu mówić o fatum i klątwie katyńskiej, bo jest to absurdalne. Gdzie indziej jak nie na trasie do Smoleńska miałby się rozbić samolot lecący do Smoleńska? W Londynie? A może w Moskwie? Co się zaś tyczy się mitycznego palca bożego to jeśli powodowałby on takie tragiczne skutki jak katastrofa lotnicza to ja bym wolał, żeby mnie nie dotykał.

Łukasz Pałucki - Pożegnanie z Jarugą


Składam szczere kondolencje wszystkich rodzinom i bliskim ofiar. Szczególne kondolencje składam tym, których znam, m. in. kolegom i koleżankom z SLD i Unii Pracy, którzy stracili posłów, m. in. kandydata na prezydenta - Jerzego Szmajdzińskiego, posłankę i członkinię Prezydencji Europejskiej Partii Socjalistów - Joannę Szymanek-Deresz, którą widziałem jeszcze nie tak dawno w na Kongresie PES w Pradze.
Największy ból sprawiła mi informacja o śmierci osoby, którą znałem najlepiej spośród wszystkich ofiar katastrofy. Odejście Izabeli Jarugi-Nowackiej boli mnie najbardziej. Odeszła kobieta, którą zapamiętam jako uśmiechniętą i serdeczną. Zapamiętam „Jarugę” jako wielką wojowniczkę o prawa człowieka, która jak prawdziwy europejski socjalista nie boi się bronić niepopularnych grup prześladowanych. Zapamiętam ją jako wielką wojowniczkę o prawa lesbijek i gejów. W końcu zapamiętam ją jako osobę otwartą, której nigdy nie uderzyła „woda sodowa” do głowy. Izabela Jaruga-Nowacka zawsze była otwarta na kontakty z ludźmi, nawet w okresie gdy pełniła funkcję wicepremiera RP jej drzwi były otwarte dla działaczy pozarządowych.

Mógłbym tutaj długo pisać o wszystkim, co ta dzielna kobieta zrobiła dla gejów i lesbijek. Mógłbym pisać o nagrodach, które wręczały jej organizacje pozarządowe. Wole wspomnieć sytuację, która dla mnie będzie zawsze wiązała się z jej osobą...

Wydarzyło się to 10 czerwca 2005 roku podczas Parady Równości w Warszawie. Byłem współorganizatorem tej nielegalnej (wtedy) imprezy. My, organizatorzy, stąpaliśmy po kruchym lodzie. Nie mogliśmy nawet zaprosić ludzi na marsz, bo było to nie zgodne z prawem. Baliśmy się, że przyjdzie mało ludzi, ale kiedy zebraliśmy się pod sejmem, spotkaliśmy tysiące osób, wśród nich była wicepremier Jaruga-Nowacka oraz ludzie z niemieckiej lewicy, m.in. Claudia Roth - szefowa niemieckiej partii zielonych. Obie Panie były najważniejszymi politykami na paradzie. Wiedzieliśmy, że istnieje ryzyko, że policja nas zwyczajnie spałuje i rozpędzi, to Izabela i Claudia dodawały nam otuchy. Byliśmy też świadomi, że jeśli coś by się im stało, wybuchłby skandal w Polsce i/lub w Niemczech. Jednak pod sejmem byliśmy otoczeni przez policję, a od zachodniej strony blokowali nas dodatkowo wszechpolacy, rzucając kamieniami i jajkami. Wszystko wskazywało na to, że to koniec imprezy i parady nie będzie.

Wtedy ówczesna Wicepremier Jaruga-Nowacka zdecydowała się wdrożyć w życie plan, który my, organizatorzy, nazywaliśmy wtedy „mission imposible”. Jaruga trzymając pod rękę Claudię Roth (która trzymała za rękę Volkera Becka, niemieckiego posła) najzwyczajniej w świecie pomaszerowała na rzucających kamieniami wszechpolaków. Wszystko wydarzyło się bardzo szybko, zdążyłem tylko usłyszeć, jak jeden z oficerów BOR-u krzyknął do słuchawki: „Premier w niebezpieczeństwie! Ruszać się!”. W ciągu minuty oficerowie BOR oraz policja „przepołowili” grupę wszechpolaków na dwie części, a środkiem przeszła cała Parada Równości i doszła aż do centrum pod Pałac Kultury. Gdyby nie Jaruga-Nowacka i jej odwaga, nie byłoby Parady Równości 2005.

Chciałbym żeby ludzie pamiętali tę dzielną lewicową polityczkę, feministkę i wielką i sprawdzoną przyjaciółkę lesbijek i gejów.

W lipcu 2010 organizuję konferencję Rainbow Rose w Warszawie. Nie potrafię sobie jej wyobrazić bez „Jarugi” za stołem konferencyjnym. Kiedyś w Polsce wejdzie w życie ustawa o związkach rejestrowanych, ja nie potrafię sobie wyobrazić tego dnia bez Izabeli Jarugi-Nowackiej, która jak dobra „matka wszystkich gejów i lesbijek” będzie piastunką tej ustawy.

Odeszła wielka kobieta, będzie mi jej bardzo brakowało…










sobota, 10 kwietnia 2010

Everybody loves you when you're dead

"Everybody loves you when you're dead" - Stranglersi mieli taki numer. Bardzo aktualny. Bo teraz wszyscy ci, którzy się ze zmarłym żarli będą jak najszczerzej przekonywać, że łączą się w bólu. – napisał dziś bardzo trafnie Sławek Starosta. Polskę ogarnęła kolejna fala histerii i prawie wszyscy zaczęli przekonywać innych o tym, jak kochali prezydenta, łącznie z gejami, którzy na przeróżnych portalach rozpisują się jak to „wznoszą się ponad podziały” i okazują „człowieczeństwo”. Za to, że śmierć Lecha Kaczyńskiego do płaczu nie doprowadza można być na tych forach słownie zlinczowanym i oskarżonym o najgorsze cechy, łącznie z kuriozalnym zarzutem, że nie jest się patriotą. A co ma patriotyzm do tego? Moim zdaniem absolutnie nic. Już minęły na szczęście czasy, kiedy to władca mówił, że państwo to on. Kiedy mówię jednak ludziom, że nie płaczę po prezydencie to większość rozmówców jest oburzona tym faktem tak jakbym mówił, że cieszę się z tego, że zginął albo życzyłbym mu śmierci. A przecież nic takiego nawet nie pomyślałem. Nikomu chyba nie życzyłbym śmierci, a już z pewnością nie życzyłbym nikomu takiej tragicznej śmierci. Współczuję bliskim Lecha Kaczyńskiego straty i rozumiem ból jaki zapewne czują po jego śmierci, ale ja tego bólu nie odczuwam i łez po nim ronił nie będę, choćbym nie wiem jak się do tego zmuszał. Nie zapisał się on miło w mojej pamięci i będę go źle wspominał, a z pewnością nie będę za nim tęsknił. Lech Kaczyński na stanowisku prezydenta to była wielka tragedia. Jego prezydentura to okres światopoglądowego zastoju, szerzenia nietolerancji i homofobii. Polska w tym czasie stała się rezerwatem zacofania. Działania i wypowiedzi Kaczyńskiego były jawnie homofobiczne i dyskryminujące. Wraz z prezydentem Ugandy Yoweri Musewenim prezydent RP został wyróżniony wprowadzeniem do tzw. Sali Wstydu (ang. Hall of Shame, co jest trawestacją Hall of Fame, czyli Sali Sławy) przez Human Rights Watch. Powodów tego mało zaszczytnego wyróżnienia było – co warto przypomnieć – niestety wiele. Lech Kaczyński od początku swojej kariery politycznej występował przeciw prawom gejów i lesbijek. Kaczyński, piastując funkcję Prezydenta m.st. Warszawy, próbował zakazać przeprowadzenia Parad Równości zarówno w 2004 jak i 2005 roku. Odmówił także spotkania z ich organizatorami twierdząc, że „nie ma zamiaru spotykać się ze zboczeńcami”. Podczas kampanii na stanowisko prezydenta kraju, Kaczyński powiedział, że będzie kontynuował swój sprzeciw Paradom Równości, jako, że „nie może być przyzwolenia na publiczne promowanie homoseksualizmu”. Potem – w czasach bycia prezydentem państwa – było jeszcze gorzej – strasznie narodu w orędziu noworocznym gejami i lesbijkami, publiczne mówienie nonsensów, że homoseksualizm zagraża ludzkości i należy zwalczać propagandę homoseksualną itp. Ostatni za jego życia popis homofobii prezydent dał podczas tegorocznego religijnego zjazdu w Gnieźnie, gdzie kolejny raz bełkotał bzdury o zagrożeniach rodziny ze strony gejów.
Nie powinno nikogo zatem dziwić, że płakać po prezydencie nie będę. Rozumiem płacz tych, którym był on bliski. Jednak mi bliski nie był i już nie będzie. Kropka.

Izabela Jaruga-Nowacka (ur. 23 sierpnia 1950, zm. 10 kwietnia 2010)


Izabela Jaruga-Nowacka (ur. 23 sierpnia 1950 w Gdańsku, zm. 10 kwietnia 2010 w Smoleńsku) – polska polityk, posłanka na Sejm II, IV, V i VI kadencji, była przewodnicząca Unii Pracy i Unii Lewicy, wicepremier w rządach Marka Belki. W latach 2001-2004 pełniła funkcję sekretarza stanu, Pełnomocnika Rządu ds. Równego Statusu Kobiet i Mężczyzn.

Działa na rzecz równego statusu kobiet i mężczyzn, państwa neutralnego światopoglądowo oraz zapewnienia równych szans startu życiowego młodzieży poprzez dostępność edukacji. Aktywnie działa na rzecz osób homoseksualnych. Zawsze stawała w obronie tych, którzy są dyskryminowani i których prawa są łamane.

W 2001 uhonorowana nagrodą Tęczowego Lauru "za odwagę w głoszonych poglądach i wsparcie udzielane inicjatywom służącym przełamywaniu nietolerancji i ograniczoności społeczeństwa".







Śmierć Izabeli Jarugi-Nowackiej jest wielką tragedią, smutkiem i niepowetowaną stratą nie tylko dla jej najbliższych, ale dla całego kraju. Była ona osobą wyjątkowo bliską dla mnie i rzeszy innych osób homoseksualnych w Polsce. Była zawsze blisko nas i naszych problemów. Zginął nasz wielki i oddany przyjaciel. Wątpię w istnienie na scenie politycznej osoby, która mogłaby ją zastąpić.

piątek, 9 kwietnia 2010

ČESKO MÁ PRVNÍHO GAY MINISTRA!


Gustav Slamečka se svým přítelem, šéfem úřadu vlády Janem Novákem.

Máme tu další coming-out, tentokrát POLITICKÝ! Ten má na svědomí člena České vlády GUSTÁV SLAMEČKA, současný ministr dopravy České republiky, který se dnes v magazínu Pátek Lidových novin přiznal, že je gay! Potvrdil tak spekulace médií i neomalené ataky odboráře Duška nebo bývalého premiéra Miroslava Topolánka.

„Nehodlám ze své menšinové orientace dělat mediální show. Jsem přesvědčen, že když člověk svým soukromím neobtěžuje, měl by mít ve slušné společnosti právo, aby bylo jeho soukromí respektováno – pokud ho nechce z nějakého důvodu sám prezentovat“ - řekl Pátku Gustav Slamečka, první člen české vlády v historii, který se tímto ke své lásce k mužům přihlásil.

sobota, 3 kwietnia 2010

Passio








piątek, 2 kwietnia 2010

Karol Wojtyła - portret bez retuszu

Podaje się nam czasami do wierzenia opinie wedle których Jan Paweł II z taką mocą oddziaływuje na wiernych na całym świecie w czasie swoich podróży, że ci natychmiast tłumnie nawracają się na katolicyzm. W istocie być może w krajach ciemnych i zacofanych ludność garnie się do Kościoła, jednak w cywilizowanej Europie Zachodniej liczba katolików systematycznie maleje (np. trudno dziś mówić, że Francja, dawna córka Kościoła, nadal jest krajem chrześcijańskim; w Austrii do 1999 odeszło z Kościoła 200.000 wiernych; w Holandii do 1992 — ok. 800.000. Istnieje zasadniczy dysonans między naszymi mniemaniami o postrzeganiu tego pontyfikatu na świecie, a rzeczywistą sytuacją.

Charakter pontyfikatu

"Charyzma" (czyli po prostu aktorskie zdolności) Jana Pawła II zaciążyły na jego pontyfikacie: papież pozwalał na to, by go bezkrytycznie wielbić, co przyczyniło się do widocznego upadku i zacofania teologii katolickiej, a zaowocowało jedynie płytką wiarą tłumów. Jest to zarzut spójny z wysuniętym przez Stanisława Obirka oskarżaniem polskich wiernych o to, że czcząc papieża, łamią pierwsze przykazanie Dekalogu, czyli o to, że Jan Paweł II stał się dla wiernych złotym cielcem. Papież nigdy nie potępił publicznie stawiania mu za życia posągów, pomników oraz nazywania jego imieniem ulic, placów, instytucji, a także nie zasugerował, że środki finansowe przeznaczane na ten cel można spożytkować w lepszy sposób.

Administracja

Pontyfikat Jana Pawła II charakteryzował się absolutyzacją i scentralizowaniem władzy, a więc odejściem od linii wyznaczonej przez Sobór Watykański II. Odejście od zasady kolegialności podczas podejmowania decyzji łączyło się w pontyfikacie Jana Pawła II z administracyjnym zamykaniem ust teologom niezgadzającym się z doktryną proponowaną przez Kongregację Nauki Wiary. Janowi Pawłowi II zarzucić należy też zbytnie uproszczenie i obniżenie standardu procedur beatyfikacji i kanonizacji, prowadzące do "inflacji błogosławionych i świętych". Krytykę wzbudzają beatyfikacja Piusa IX i ogłoszenie sługą Bożym Piusa XII. Papież "ręcznie sterowal" zakonami jezuitów, franciszkanów oraz karmelitanek bosych, którym, omijając wewnętrzne procedury, narzucił przewodników. Jeden z najpoważniejszych oponentów papieża wewnątrz Kościoła, Hans Küng (papież zabronił mu wykładania w imieniu Kościoła z powodu krytyki dogmatu o nieomylności papieża), stwierdził, że: Kryterium wyznaczania biskupów nie jest duch ewangeliczny czy duszpasterska otwartość, ale całkowita lojalność względem linii partyjnej Rzymu.
Podczas pontyfikatu Jana Pawła II wyciszona została afera Banco Ambrosiano, którą próbował wyjaśnić jego poprzednik Jan Paweł I, a główni jej uczestnicy uniknęli kary (m.in. abp Paul Marcinkus) bądź zginęli w tajemniczych okolicznościach.

Prawicowe dyktatury i Opus Dei

Jan Paweł II popierał prawicowych dyktatorów i krytykę teologów wyzwolenia. Popierał także, w odróżnieniu od swych poprzedników, rozrost wpływów Opus Dei, półtajnej integrystycznej organizacji wewnątrz Kościoła, bo, jak powiedział po swej podróży do Ameryki: "jedyną organizacją kościelną całkowicie mi wierną jest Opus Dei" (El Pais, 16.08.2001). Dzieło od 1982 r. zorganizowane jest w formie prałatury personalnej, czyli jest taką quasi-diecezją-biskupstwem, lecz bez określonego terytorium. Jest wszędzie i nigdzie. To prezent od naszego Rodaka, który jest ewenementem w Kościele. Wcześniejsi papieże odmawiali tego uprzywilejowania spośród innych organizacji katolickich (biskupi pozbawieni zostali praktycznie władzy nad tą instytucją, która podporządkowana jest bezpośrednio papieżowi).

Niedługo po śmierci założyciela, „wyniósł go na ołtarze". Beatyfikacja Josemarii Escriva de Balaguer y Albasa nastąpiła już w 17 lat po jego śmierci, jeszcze nikt nigdy nie został tak szybko beatyfikowany, czy ten człowiek wyróżniał się czymś szczególnym? Była to beatyfikacja władzy. "Portret Escrivy, jaki wielu kreśliło za jego życia i po śmierci, mógł budzić wątpliwości, a w każdym razie kazać dłużej się zastanowić kongregacji przeprowadzającej procesy beatyfikacji i kanonizacji. Czasem trwają one całe wieki. Proces beatyfikacyjny założyciela Opus Dei (zmarłego w 1975 r.) był nadzwyczaj krótki: dziesięć lat, co w działalności Kościoła oznacza parę minut. Przeprowadzano go w wielkim pośpiechu, mimo (dość licznych) świadectw, które w innych okolicznościach zainteresowałyby raczej „adwokata diabła" (...) Starzy członkowie Opus Dei (...) opisywali Josemarię Escrivę jako człowieka raczej megalomańskiego, zarozumiałego, łatwo wpadającego w gniew, kłamliwego, antyfeministę, pronazistę i antysemitę. A przede wszystkim związanego niejedną nicią z reżimem frankistowskim. (...) Cud przypisywany Josemarii Escrivie (uzdrowienie kobiety chorej na raka) budził wątpliwości wielu ekspertów"(Bernardo Vali, La Republica).

Zbrodnie ewangelizacji

Papież uświęcił huczne obchody „500-lecia ewangelizacji Ameryki Łacińskiej", kiedy postępowe środowiska katolickie domagały się aby papiestwo wykorzystało tę rocznicę do przeproszenia za zbrodnie wobec Indian. Czy nie jest dowodem cynizmu papieża jego wypowiedź podczas otwarcia Latarni Kolumba na Santo Domingo (w kształcie olbrzymiego krzyża) w 500-lecie ewangelizacji Ameryki Łacińskiej: "Zgromadziliśmy się przed latarnią Kolumba, która swą formą krzyża ma symbolizować krzyż Chrystusa wbity w tę ziemię w 1492 roku. W ten sposób chciano zarazem uczcić wielkiego admirała, który dał pisemny wyraz swojej woli: "Ustawiajcie krzyże na wszystkich drogach i traktach, żeby im Bóg pobłogosławił (...świętym mieczem najeźdźców-eksterminatorów — przyp.)" (...) Tak rozpoczęła się siejba cennego daru wiary" A jak się zakończyła — wszyscy wiemy.
Niektórzy czlonkowie kościoła zdobyli się na wyznanie prawdy o owej „siejbie cennego daru wiary", np. Biskup Xingu (Brazylia) Erwin Kräutler, jak podawała Katolicka Agencja Informacyjna z 6 marca 1991 r., powiedział, że Kościół katolicki wtargnął przed 500 laty do Ameryki Łacińskiej, "w europejskim stroju, bez respektu dla indiańskich kultur", i stał się współwinny "największej masakrze w dziejach ludzkości", zaś jego misjonarze potępili wszelkie uczucia religijne Indian jako "pochodzące od szatana". W przejmującej relacji naocznego świadka tych wydarzeń B. de Las Casas (1474 — 1566) czytamy wiele o dokonaniach chrześcijańskich misjonarzy, którzy gorliwie nieśli krzyż Chrystusa przez morze, aby go głęboko wbić w tę pogańską ziemię, m.in. pisze Las Casas: „Robili oni też szerokie szubienice, takie że stopy prawie dotykały ziemi, na każdej z tych szubienic wieszali na cześć i chwałę Zbawiciela i dwunastu apostołów po trzynastu Indian, potem podkładali drewno, rozniecali ogień i palili wszystkich żywcem".
Jan Paweł II przemawiając na tym kontynencie skwapliwie przemilczał tę okrutną prawdę. Słusznie więc w odpowiedzi na te kościelne obchody y 1992 r. pewna Indianka powiedziała, że od czasów Kolumba zaczął się "proces eksterminacji, który nigdy nie ustał", a rok 1992 nie jest żadnym powodem do świętowania, gdyż "Holocaustu popełnionego na Żydach też się przecież nie celebruje, tylko oddaje cześć pamięci ofiar ludobójstwa".

Totalitaryzm i dyktatura

Jan Paweł II nie tylko nie zdobył się na decentralizację władzy kościelnej, lecz robił wszystko aby umacniać centralizm i absolutyzm. Ogłosił na przykład, że przepisy kanoniczne są rozkazami Boga. Częstokroć wzmacniał tradycję zrównywania papieskich decyzji z mocą samej Biblii. Tak uczynił 12 listopada 1988, kiedy w czasie kongresu dotyczącego teologii etycznej Opus Dei, ogłosił, że poglądy etyczne zawarte w encyklice Humanae vitae staną się od tej chwili częścią doktryny katolickiej. Etyka encykliki została zrównana z takimi naukami Biblii jak zmartwychwstanie czy odkupieńcza śmierć Jezusa. Papież uczynił to prawdopodobnie w odpowiedzi na słaby stopień akceptacji względem niektórych rozwiązań przyjętych w encyklice. Aby uzmysłowić sobie jak blado wypada w tej kwestii Jan Paweł II wystarczy przypomnieć sobie jego poprzednika, Jana XXIII, który zawsze był przeciwny najwyższej mocy papieskich rozporządzeń, który mówił, że nigdy nie będzie przemawiać ex cathedra chcąc w ten sposób osłabić dogmat o nieomylności papieskiej. W przeciwieństwie do tego rzeczywiście wielkiego papieża, Jan Paweł II wprowadził wewnętrzną cenzurę w Kościele (w Instrukcjach dotyczących pewnych aspektów wykorzystywania społecznych środków przekazu, z 30 marca 1992 r.). Odtąd wszyscy kapłani i zakonnicy obowiązani są przedstawiać do wcześniejszego sprawdzenia specjalnej "komisji do spraw wiary" przy episkopatach krajowych książki i publikacje, które zamierzają wydać. Taka pozycja jest badana i jeśli uzyska zgodę na publikację zawiera specjalną adnotację "za zgodą Kościoła". "Pisarze i wydawcy katoliccy, którzy naruszą te instrukcje, narażą się oprócz upomnienia, na surowe sankcje".
W związku z papieską polityką personalną, służącą na ogół wyciszaniu dyskusji i rozszerzaniu wpływów konserwatystów, stawiano jeszcze jeden zarzut: nepotyzm. Herrmann pisze: „Również pod rządami Jana Pawła II znajdujemy zaczątki nowego nepotyzmu. Sporą wrzawę podniósł na przykład 'skandal z Macharskim'. Podczas gdy Eugenio Pacelli, późniejszy Pius XII, musiał czekać i modlić się przez dwanaście lat, zanim udał mu się skok ze zwykłego biskupa na kardynała, Angelo Roncalli, późniejszy Jan XXIII (junior) nawet dziewiętnaście lat, Giovanni Montini (Paweł VI) dziewięć lat, a sam Wojtyła takoż dziewięć, następca Wojtyły w Krakowie, Franciszek Macharski, pobił wszelkie rekordy: pod koniec października 1978 roku był jeszcze zwykłym księdzem, na koniec grudnia już arcybiskupem, a w czerwcu następnego roku kardynałem."
Kiedy na początku lat 90. w diecezji Chur-Zurych w Szwajcarii papież mianował niechcianego przez ok. 80% wiernych oraz cały episkopat szwajcarski biskupa pochodzącego z Opus Dei, Wolfganga Haasa, wezwał wszystkich do posłuszeństwa, zlekceważył opinię ludzi, którzy mieli inne koncepcje niż opusdeista na sprawy wyznawania wiary i sposób jej wyrażania. Swoją przemowę do nieposłusznych szwajcarów papież zakończył słowami: "Ten, kto wypiera się biskupa, wypiera się Boga".

Zacofanie


JP2 nie potrafil „unowocześnić" teologii Kościoła, przez co jest ona nie do zaakceptowania dla ludzi myślących, na których najwyraźniej Kościołowi nie zależy, gdyż swoją ewangelizację opiera na medialnych tournee i ekstatycznych uniesieniach opartych na charyzmacie papieża. Jak pisze prof. Herrmann, Wojtyła "pielęgnuje swój stary obraz świata, zna królestwo zła i dobra, specjalizuje się w tym przywileju swego urzędu, jaki pozycja zwierzchnika pozwala zrealizować w sposób najmniej skomplikowany, i oddaje się duszpastersko-politycznym podróżom. Jest to sprytnie pomyślane: wśród milionów utrzymuje się wrażenie, że ten papież coś czyni, coś w ogóle znacząco nowego. I to wrażenie zamazuje wręcz rzeczywistość: dokładnie ujmując, nie dzieje się nic; Kościół wlecze się jak zwykle w ogonie. Ale Wojtyła ma rozrywkę i jego zwolennicy bawią się świetnie: papieskie wycieczki się opłacają. (...) Z wizyt Wojtyły ciągnie zyski parę innych osób, najmniej zaś odwiedzana owczarnia. Została ona w Kościele w zupełności sfunkcjonalizowana. Owieczki stanowią sztafarz sterowanej euforii." Jednym z większych absurdów tych wypraw jest ich finansowanie z pieniędzy publicznych, a nie ze środków kościelnych, nawet w biednych państwa, uwagi te Herrmann odnosi przede wszystkim do Polski: "Wszystkie wizyty, według własnych słów jedynie z kościelnych powodów przylatującego papieża, są finansowane w przeważającej części ze źródeł pozakościelnych. Tymczasem 'zchomeinizowana' Polska, kraj, który żyje z zagranicznych kredytów i którego przedszkola, domy starców i szpitale znajdują się pożałowania godnym stanie, obciążył w roku 1991 kasę państwową około 50 milionami marek z powodu wizyty Wojtyły."
Jednocześnie JP2 podtrzymuje najbardziej wsteczne i quasimagiczne praktyki rodem ze średniowiecza, np. egzorcyzmy, czyli wypędzanie diabła za pomocą świętych słów. W wywiadzie dla włoskiego czasopisma Oggi z 1 czerwca 1992 ojciec Amorth podaje, że nawet sam Jan Paweł II jest aktywnym egzorcystą (np. w roku 1984 papież dwa razy „wypędzał diabła").

Masowa produkcja swiętych

Liczby mówią same za siebie: w latach 1000-1980 kanonizowano ok. 420 osób, Jan Paweł II w czasie 20 lat swojego pontyfikatu kanonizował ok. 480 osób! Naświęcił więcej niż wszyscy pozostali papieże razem wzięci, w dwie dekady dokonał tego czego nie dokonali inni w tysiąc lat… Zaiste wielki! Aby było łatwiej (świętym lub ich promotorom) uprościł procedurę kanonizacyjną: obniżył m.in. wymagania dla błogosławionych, którym odtąd wystarczy jeden cud, zamiast dotychczasowych dwóch. Ponadto skrócił wymagany dotąd 5-cio letni minimalny okres między śmiercią kandydata, a rozpoczęciem procesu beatyfikacyjnego (na czym skorzystała np. Matka Teresa, która zmarła w 1997, a jej beatyfikację rozpoczęto 15.08.2001.). W tej sytuacji słowa popularnej piosenki Taki mały taki duży może świętym być... nabierają nowego groteskowego wymiaru.

Wyświęcił takich ludzi jak:

Pius IX — który "jest dla większości historyków symbolem czarnego wstecznictwa. Jako ostatni władca państwa kościelnego zapisał się okrucieństwem; jako następca św. Piotra odgrodził Kościół od zmieniającego się świata; jako katolik sprzyjał przymusowemu nawracaniu Żydów" (Wprost), kiedy odbił swoje ziemie po buncie ludowym i proklamowaniu republiki, srogo się zemścił na „buntownikach": "Ścinano i rozstrzeliwano pojmanych patriotów. Prośby o ułaskawienie odrzucał, powtarzając osławione "nie możemy i nie chcemy"", wydał encyklikę w której potępiał postęp, liberalizm i nowoczesną cywilizację, to on ogłosił, że papież jest nieomylny (kiedy odprawiano mszę na której proklamował tę nowoobjawioną mądrość kościelną zdarzyło się coś zastanawiającego: w Bazylikę Św. Piotra uderzył piorun). "Beatyfikację Piusa IX ostro skrytykowali włoscy liberałowie i republikanie. W miejscach straceń patriotów odbyły się manifestacje. Pomniki Garibaldiego i Mazziniego udekorowano czarnymi wstążkami. Na murach, pod którymi rozstrzeliwano patriotów, wywieszono też transparenty z napisami: „Dzieło błogosławionego Piusa". Nawet żarliwi katolicy twierdzili, że beatyfikacja Piusa IX jest dla nich niezrozumiała: „Sądziłem, że wygłaszając 'mea culpa' za grzechy Kościoła, Jan Paweł II przepraszał głównie za grzechy Piusa IX" — powiedział watykanolog Vittorio Messori" (Wprost) Okazuje się jednak, że za Piusa nie przepraszał, utrzymuje bowiem, wbrew powszechnej opinii, że był wielce świątobliwym mężem.

Alojzije Stepinac — chorwacki kardynał, hitlerowski kolaborant. Arcybiskup Stepinac przez cztery lata masakr współpracował z ustaszami. Po wojnie został skazany na 16 lat więzienia za popieranie ustaszowskiego ludobójstwa i udział w spisku antypaństwowym. Wyszedł na wolność po 5 latach. Został następnie mianowany przez papieża kardynałem. Jan Paweł II, papież-antykomunista, w dwudziestolecie swego pontyfikatu wyświęcił kardynała-faszystę, uczynił zeń chorwackiego patriotę i męczennika komunistycznego dyktatu. Kościół zatroszczył się o ty, by wybielić wizerunek Stepinaca. W Encyklopedii PWN możemy dziś przeczytać, że "protestował jednak przeciwko prowadzonej przez ustaszy polityce eksterminacji Serbów, Żydów i Cyganów oraz organizował pomoc dla prześladowanych". Na długoletnie więzienie został więc skazany ot tak, za nic, aby mógł zostać męczennikiem...

Matki boskie

Papież doprowadził do granic absurdu kult bogini Maryi. Mynarek nazywa go maryjnym papieżem. Kult ten nie tylko nie ma oparcia w Biblii, ale jawnie jej przeczy. 24 marca 1984 r. Jan Paweł II klęczał przed figurką Maryi. W obliczu milionów zawierzył ...całą planetę Niepokalanemu Sercu Maryi, podkreślał jednocześnie, że jej władza jest podobna do władzy papieża w tym, że rozciąga się do wszystkich krańców wszechświata, jak podsumowuje to H. Mynarek: "Jedynie papież mógł zrobić coś równie komicznego — albo tak zdumiewająco bezsensownego".

Antykoncepcja

Zakazuje antykoncepcji, odżegnując się tym samym od kierunku zmian zamierzonych przez Jana Pawła I. Jak podaje tygodnik The Economist z 27 stycznia b.r.: "Przeprowadzony w 1999 roku przez Gallupa sondaż wśród katolików amerykańskich wykazał, że 80 procent świeckich i około 50 procent duchownych akceptuje sztuczną antykoncepcję (...) Podobne dane można uzyskać w całym rozwiniętym świecie. W dziedzinie polityki zagranicznej sprawy kontroli urodzeń niezmiennie zapewniają Kościołowi miano siły nieodpowiedzialnej i obstrukcyjnej w każdej dyskusji nad przeludnieniem, ubóstwem, a przede wszystkim walką z AIDS". Mówił o tym m.in. Peter Piot, dyrektor ONZ-owskiego programu walki z AIDS (UNAIDS) w wywiadzie dla niemieckiego dziennika „Frankfurter Rundschau": zakaz Kościoła stosowania prezerwatyw jest "poważnym błędem, który kosztuje ludzkie życie (...) Nie domagamy się od Kościoła, aby popierał prezerwatywy, lecz by jedynie zrezygnował z zakazu ich używania" [PAP, 30 VI 2001]. Pewien młody ksiądz po wysłuchaniu papieskiego wezwania do wszystkich aptekarzy świata w 1991 r. o nie sprzedawanie środków antykoncepcyjnych skwitował to krótko: „Papież żyje na księżycu".
Papieska tuba ds. rodziny, kierownik Papieskiego Instytutu ds. Małżeństwa i Rodziny, Carlo Caffara, przekłada więc papieskie nauki na konkretne wskazania: jeśli zainfekowany (wirusem HIV) małżonek nie jest w stanie zachować dożywotniej „pełnej wstrzemięźliwości", lepiej będzie jeśli zainfekuje swą żonę, niżby miał stosować prezerwatywy, albowiem uszanowanie wartości duchowych, takich jak sakrament małżeństwa, należy przedłożyć nad dobro życia"

Fikcja celibatu

Utrzymuje fikcję celibatu duchowieństwa. Problem z celibatem w Kościele powoduje, że w rozwiniętych krajach coraz trudniej o księży (nie zauważa się podobnej tendencji u nas). Jan Paweł II nie dość, że nie złagodził wymogów celibatowych to dodatkowo je zaostrzył. Jego poprzednik Paweł VI "niemal z reguły załatwiał pozytywnie prośby księży o zwolnienie ich ze ślubowania czystości i wyrażenie zgody na zawarcie związku małżeńskiego … Jan Paweł II z reguły … prośby takie odrzuca" (Z. Morawski). Z jednej strony powoduje to fikcję czystości księży, z drugiej zaś rodzi wiele kłopotów i zniechęca normalnych ludzi do posługi kapłańskiej. Istnieje de facto ok. 10.000 żonatych księży katolickich, którzy nie są pozbawiani uprawnień kapłańskich, ze względu na brak zastępców dla ich parafii (dane z 1986 r.). Na tle sporów o celibat groziła Kościołowi schizma Kościoła holenderskiego, którego episkopat w 1972 opowiedział się niemal jednogłośnie za zniesieniem celibatu duchownych (poza tym postulował subsydiarność i demokratyzację struktur). Zapalna sytuacja w stosunkach Amsterdamu i Rzymu przetrwała do pontyfikatu Jana Pawła II, który rozwiązał ten problem w ten sposób, że mianował powolnych sobie biskupów i innych księży. Czy on ten problem rozwiązał, czy też odłożył? W Niemczech jest podobnie, jak pisała o tym Gazeta Wyborcza (14.03.01.): "Liberalny nurt w Kościele niemieckim — zarówno wśród kleru, jak i świeckich — od lat domaga się zniesienia celibatu i udzielenia święceń żonatym". Podobne tendencje wśród katolickiego kleru występują we wszystkich wysokorozwiniętych krajach zachodnich.

Homofobia

Jawne przejawy homofobii i nawoływanie do łamania praw człowieka można znaleźć w wielu pismach i wypowiedziach papieża. Homofobia przejawiała się to w wyjątkowym zainteresowaniu (w negatywnym znaczeniu), jakie spotkało osoby LGBT za jego pontyfikatu, począwszy od upomnienia biskupów amerykańskich w roku 1979, krytykę wyświęceń biskupów otwarcie przyznających się do swojej orientacji homoseksualnej, a skończywszy na wydanej już po śmierci papieża, ale przygotowywanej jeszcze pod jego zwierzchnictwem, instrukcji ograniczającej przyjmowanie homoseksualistów do stanu kapłańskiego. Za porażkę papieża uznać należy również nie tylko nieodnoszenie się do dramatycznych przypadków łamania praw człowieka wobec osób LGBT, ale nawet popieranie dyskryminacji i zbrodni na osobach homoseksulanych czy transeksualnych. Warto wspomnieć także samospalenie na Placu św. Piotra w 1998 Alfredo Ormando, protestującego przeciwko obojętności Kościoła na problemy osób LGBT. Kościół w żaden sposób nie odniósł się do tego wydarzenia.

Ukrywanie pedofilii i molestowania

Pierwsze informacje o przypadkach molestowania dzieci przez duchownych stały się głośne już w roku 1992 w Irlandii. W proteście przeciwko próbom ukrywania skandalu piosenkarka Sinéad O'Connor podarła zdjęcie Jana Pawła II podczas programu telewizyjnego, do którego została zaproszona. Kolejne skandale dotyczyły księży sprawujących swoją posługę na terenie kilku innych krajów. W styczniu 2002 roku wybuchł głośny skandal dotyczący pedofilii wśród księży w USA. Kilka podobnych przypadków ujawniono również na terenie Kanady. Zarzuty miały o tyle poważny charakter, że o wieloletnie tuszowanie skandali seksualnych oskarżono też pięciu biskupów (Law, Comiskey, Symons, O'Connell i Groër). Oskarżonych księży przenoszono do innych parafii. W Polsce w lutym 2002 oskarżenia o molestowanie seksualne kleryków pojawiły się w stosunku do biskupa Paetza. Obecnie wychodzą na jaw skandale seksualne niemal w każdym kraju. Przypadki molestowania i pedofilii byly za czasów Jana Pawla II tuszowane, księży nie karano, a jedynie przenoszono do innych placówek lub parafii. Ofiarom niekiedy po cichu wypłacano pieniądze, by nie mówili o tym publicznie i przypadki te nie ujrzały swiatła dziennego. Aby uniknąć skandalu, urzędnicy instytucji kościelnych ukrywali przestępstwa seksualne przed wymiarem sprawiedliwości. W maju 2001 roku wysłano list do wszystkich biskupów katolickich, stwierdzający, że wszystkie wewnętrzne dochodzenia kościelne dotyczące molestowania dzieci podlegają tajemnicy pontyfikalnej i nie powinny być przekazywane wymiarowi sprawiedliwości. Naruszenie tej zasady miało prowadzić do ekskomuniki.

Obraz JP2 jaki został wykreowany w Polsce znacznie odbiega od tego, który jest obecny w krajach zachodnich. Przytoczyć należy choćby poniższe wypowiedzi:

Holandia
"Jan Paweł II jest mężczyzną, Polakiem i pewnych spraw nie rozumie. Papież powinien zdawać sobie sprawę, że seksualność dla zachodnich społeczeństw pełni olbrzymią rolę, nie może mówić, że to nie jest ważne, że są ważniejsze sprawy. Rzym nie daje dobrychargumentów, gdyż ludzie ich nie rozumieją. Kiedy twoje argumenty są niezrozumiane, trzeba je zmienić. Holendrzy odnoszą wrażenie, że ten papież za dużo mówi o seksie i nie chcą go słuchać, nawet kiedy naucza pięknie o sprawach społecznych, gdyż są zrażeni przez sprawy seksu." [o. Theo Koster OP, holenderski dominikanin (Fronda, marzec 1998)]

Niemcy
"Jeden z moich niemieckich współbraci powiedział mi, że gdyby wśród niemieckiego duchowieństwa przeprowadzić ankietę, to papieża poparłaby tylko jedna trzecia kapłanów" [ksiądz Stanisław Musiał, jezuita, 1999]. Wśród społeczeństwa niemieckiego uznanie dla papieża wygląda jeszcze bardziej licho: „Podczas gdy w roku 1980 jeszcze 64 procent Niemców w RFN uznawało urzędującego papieża za 'dobrego', a nawet 'znakomitego', to dziewięć lat później wyrażało taki osąd jedynie 29 procent". Nie może się więc wydawać dziwne to, że "Papież wyraził ubolewanie z powodu niewłaściwych tendencji w niemieckim Kościele katolickim." [GW, 14.03.01.]

Kanada
"U nas to nie jest postać ani popularna, ani szczególnie szanowana. Krytykują go publicznie nawet księża i biskupi. Oskarżają go o ciasny dogmatyzm i oderwanie od rzeczywistości, które tylko pogłębia obecny kryzys Kościoła".[Real Murray, 2001]

Wielka Brytania
"Pontyfikat Jana Pawła II rozczarowuje. Mocny i charyzmatyczny papież, idealistyczny i inspirujący, jeden z najmądrzejszych ludzi, jacy kiedykolwiek zajmowali to stanowisko, wykorzystał swoją siłę głównie do wzmocnienia najbardziej konserwatywnych tendencji w Kościele. (...) Kościół oczekuje obecnie, czasami ze źle skrywanym zniecierpliwieniem, na odejście papieża Jana Pawła II. [Obecnie oczekuje się Włocha, jako] powrotu do czegoś znanego, po budzącej obawy mentalności krzyżowca Polaku". [The Economist]

Stany Zjednoczone
Amerykańscy biskupi katoliccy podejmują kroki zupełnie przeciwne zamierzeniom papieża: "Wedle obecnie najczęściej wyznawanych poglądów orientacja seksualna jest czymś danym człowiekowi, a nie będącym konsekwencją jego świadomego wyboru. Jako taka - nie może podlegać ocenie w kategoriach grzechu, skoro niewiele zależy tu od wolnego wyboru człowieka". [Biskupi Kościoła katolickiego w USA, w liście pasterskim apelującym o tolerancję dla homoseksualistów, opublikowanym 1-X-1997 r.]




Powyższy tekst jest skrótem artykułu Mariusza Agnosiewicza - Cienie pontyfikatu Jana Pawła II, który można znaleźć na stronie www.racjonalista.pl.