Treści obrażające uczucia religijne, filmy o prostytutkach i księżach molestujących dzieci są finansowane przez pieniądze Ministerstwa Kultury -
to zarzuty senatorów PiS, którzy są oburzeni, że Polski Instytut Sztuki Filmowej wspiera takie produkcje jak np. "Antychryst" Larsa von Triera. "To co próbują zrobić teraz senatorowie PiS jest pewnym rodzajem cenzury" - mówi krytyk filmowy Tomasz Raczek.
Polski Instytut Sztuki Filmowej nie jest instytucją kościelną, tylko państwową, a w związku z tym nie ma obowiązku brania pod uwagę przede wszystkim wartości chrześcijańskich. W Polsce mieszkają bowiem nie tylko katolicy.
Uważam za niestosowne, że politycy i organizacje społeczne działające z poduszczenia polityków, bo tak jest w tym przypadku, próbują wpłynąć na sztukę. Film należy do tej właśnie dziedziny, która nigdy nie podlegała, nie podlega i nie powinna podlegać politykom ani działaczom społecznym. Na tym właśnie polega wolność artysty, że wybiera pewne tematy i pozwala wybiegać myśli dalej, niż zezwala na to rzeczywistość.
Filmy opisują zarówno świat realny, jak i ten fantastyczny w bardzo szeroki sposób, którego nie powinno się w żaden sposób ograniczać. To, co próbują zrobić teraz senatorowie PiS, jest pewnym rodzajem cenzury. Mieliśmy z nią do czynienia w czasach PRL i byłoby czymś strasznym, gdyby przyszło nam wrócić do tej formy kontroli. Niedopuszczalne byłoby ponowne walczenie z zapędami cenzorów w realizowaniu projektów artystycznych. Podobny przypadek był kiedyś z ograniczaniem literatury.
Historia Europy pamięta taka działania cenzury, które w wydaniu katolików skończyły się paleniem książek na stosie. I nie uważam, żeby to było na tyle dobre doświadczenie, aby można było do tego wracać w jakimkolwiek stopniu. Wiem, że nikt nie chce jeszcze niczego palić, ale zakaz jest pierwszym krokiem do palenia książek. A kiedy wykona się już ten pierwszy krok, to przychodzi ochota na następne. Wolność nie zna ograniczeń i na tym polega właśnie złowrogość cenzury. Zawsze zaczyna się ona w imię szczytnych ideałów, a może skończyć się przestępstwem.
Istnieje jeszcze jeden ważny aspekt europejski w całej tej kwestii. Obecność Polski jako współproducenta filmu "Antychryst" uważam za wielki sukces Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej i za działanie w największym stopniu potrzebne i konieczne.
Jeżeli bowiem chcemy, aby polska kinematografia rozwijała się, to nie możemy założyć, że będzie się to działo tylko w oparciu o polskie fundusze. Musimy się nauczyć czerpać z budżetu zagranicznego. Ale żeby tak było, musimy też się przykładać do współtworzenia filmów europejskich.
Koncepcja uczestniczenia we współprodukcji ważnych projektów europejskiego kina jest słuszna, bo to czyni Polskę częścią europejskiej rodziny filmowej. Będzie to działać w obie strony. My trochę dofinansujemy produkcje zagraniczne, a nasze rodzime filmy będą mogły liczyć, nie tylko, na dofinansowanie, ale i na korzystanie z różnych możliwości produkcyjnych poza Polską. Może to wpłynąć tylko pozytywnie na naszą kinematografię.
Zdanie senatorów PiS, które jest wynikiem politycznych gier, a nie troski o poziom polskiego kina, nie powinno być zatem brane pod uwagę w tej sprawie.
to zarzuty senatorów PiS, którzy są oburzeni, że Polski Instytut Sztuki Filmowej wspiera takie produkcje jak np. "Antychryst" Larsa von Triera. "To co próbują zrobić teraz senatorowie PiS jest pewnym rodzajem cenzury" - mówi krytyk filmowy Tomasz Raczek.
Polski Instytut Sztuki Filmowej nie jest instytucją kościelną, tylko państwową, a w związku z tym nie ma obowiązku brania pod uwagę przede wszystkim wartości chrześcijańskich. W Polsce mieszkają bowiem nie tylko katolicy.
Uważam za niestosowne, że politycy i organizacje społeczne działające z poduszczenia polityków, bo tak jest w tym przypadku, próbują wpłynąć na sztukę. Film należy do tej właśnie dziedziny, która nigdy nie podlegała, nie podlega i nie powinna podlegać politykom ani działaczom społecznym. Na tym właśnie polega wolność artysty, że wybiera pewne tematy i pozwala wybiegać myśli dalej, niż zezwala na to rzeczywistość.
Filmy opisują zarówno świat realny, jak i ten fantastyczny w bardzo szeroki sposób, którego nie powinno się w żaden sposób ograniczać. To, co próbują zrobić teraz senatorowie PiS, jest pewnym rodzajem cenzury. Mieliśmy z nią do czynienia w czasach PRL i byłoby czymś strasznym, gdyby przyszło nam wrócić do tej formy kontroli. Niedopuszczalne byłoby ponowne walczenie z zapędami cenzorów w realizowaniu projektów artystycznych. Podobny przypadek był kiedyś z ograniczaniem literatury.
Historia Europy pamięta taka działania cenzury, które w wydaniu katolików skończyły się paleniem książek na stosie. I nie uważam, żeby to było na tyle dobre doświadczenie, aby można było do tego wracać w jakimkolwiek stopniu. Wiem, że nikt nie chce jeszcze niczego palić, ale zakaz jest pierwszym krokiem do palenia książek. A kiedy wykona się już ten pierwszy krok, to przychodzi ochota na następne. Wolność nie zna ograniczeń i na tym polega właśnie złowrogość cenzury. Zawsze zaczyna się ona w imię szczytnych ideałów, a może skończyć się przestępstwem.
Istnieje jeszcze jeden ważny aspekt europejski w całej tej kwestii. Obecność Polski jako współproducenta filmu "Antychryst" uważam za wielki sukces Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej i za działanie w największym stopniu potrzebne i konieczne.
Jeżeli bowiem chcemy, aby polska kinematografia rozwijała się, to nie możemy założyć, że będzie się to działo tylko w oparciu o polskie fundusze. Musimy się nauczyć czerpać z budżetu zagranicznego. Ale żeby tak było, musimy też się przykładać do współtworzenia filmów europejskich.
Koncepcja uczestniczenia we współprodukcji ważnych projektów europejskiego kina jest słuszna, bo to czyni Polskę częścią europejskiej rodziny filmowej. Będzie to działać w obie strony. My trochę dofinansujemy produkcje zagraniczne, a nasze rodzime filmy będą mogły liczyć, nie tylko, na dofinansowanie, ale i na korzystanie z różnych możliwości produkcyjnych poza Polską. Może to wpłynąć tylko pozytywnie na naszą kinematografię.
Zdanie senatorów PiS, które jest wynikiem politycznych gier, a nie troski o poziom polskiego kina, nie powinno być zatem brane pod uwagę w tej sprawie.
Raczek jak zwykle napisal glupote! czlowieku a gdzie ty widziales, ze film opiera sie polityce! Zobacz sobie na filmy holiludzkie! Wylansowali zgodnie z wola politykow bohaterow z mordercow w wietnamie, wylansowali wizje ameryki jako kraju plynacego mlekiem i miodem, wylansowali siebie jako pepek swiata, wylansowali swoja pozal sie boze demokrajce ktora teraz niosa na czolgach i po trupach do wspanialych arabow i persow, jka kiedys sekta koscielna niosla swoja wiare przez stosy i jak jeszcze nmiedawno sekciarze koscielni w australii obbierali dzieci aborygenom w imie pana boga na wychowanie do bialych gdzie ich ci biali gwalcili i glodzili!!! i upijali!
OdpowiedzUsuńFilm apolityczny? Buhahahahaah. Na pewno takie tez sie zdarzaja jak almodovar ale masa jest politycznych a w polsce to juz jest to porazajace, takie katynie, baaardzo apolityczny film! Albo jakies tam inne filmiki wojenne, itp.
PO prostu politycy maja kase i moga ja wydawac komu im sie podoba. I tak tez sie dzieje. A ze raczek chcialby ciut tej kasy a oni mu nie daja - no coz, zalatw to sobie cwaniactwem, jak ci ktorzy ja dostaja.
Nie dziwi mnie ze kasa ma isc na filmy zgodne z sekciarska wizja myslenia ludzi, zadna nowosc, jest tak opd lat, komunisci byli wttym najlepsi, doskonale wyopromowali kosciol katolicki w filmach i w tzw realu-))
Takze mnie w ogole nie dziwi ze co polityk zabierze mi kasy to wyda ja jak mu sie podoba, np na kolesiow czy kosciol. Przeciez nie mam watpliwosci ze nie zyje w panstwie prawa, wiec mnie nic nie dziwi!