piątek, 5 marca 2010

Wojciech Szot - Męski fantazmat

Jakim gejem być? Na to pytanie pośrednio próbował odpowiedzieć w swoim artykule Adam Szamokocki. Autor podkreślał jak wiele różni go od stereotypowej cioty i sam zapędził się w kozi róg. Stworzył fantazmatyczny obraz własny.
Współczesny i standardowy model mężczyzny przeżywa kryzys. Chcąc go bronić i wskrzesić autor kreuje siebie na idealnego przedstawiciela „brzydkiej płci”. Pluje, przeklina, nie jest na bakier ze sportem. Na osoby idące w Paradzie Równości najchętniej zrzuciłby lawinę kamieni, a Biedroniowi wsadził pala w tyłek, choć obawia się, że może mu to przynieść rozkosz.Czy tak wyglądają mężczyźni w Polsce początku XXI wieku? Mam nadzieję, że nie. Dawniej model mężczyzny idealnego zakładał ogładę, umiejętność zachowania oraz dyskusji. To kobieta była tą niebezpieczną postacią, reprezentującą płodną naturę, którą należy ujarzmić, wprowadzić do świata kultury poprzez mężczyznę. Podłączyć do krwioobiegu społeczeństwa. Pan Adam zapomniał, że im bardziej będzie kreował swój wizerunek jako „prawdziwego mężczyzny” tym bardziej wystawi on na pośmiewisko wszystko co z nim związane. Bo jeśli prawdziwi faceci nie używają chusteczek i są z tego dumni, to niewielu takich facetów po ulicy chadza. Tych rzeczywistych, realnych osobników z penisem między nogami chyba już coraz mniej. I nie jest to sprawką homoseksualnej gawiedzi, a raczej unifikacji płci i zacierania się różnic.

Ja – pedał
Imię i nazwisko autora to pseudonim, gdyż boi się reakcji rodziny na swój tekst. Imię i nazwisko autora odpowiedzi są jawne, gdyż jest "wyoutowanym" gejem, który żyje własnym życiem i nie obawia się reakcji innych. Czy autor odpowiedzi na geja wygląda? Nie mam pojęcia i nie mam ochoty się nad tym zastanawiać. Bo po co? Po to by dowartościować siebie i stwierdzić z dumą – jestem mężczyzną? Nie, bo nie jestem mężczyzną w standardowym tego słowa znaczeniu.W łóżku wolę facetów, w kobietach najbardziej podobają mi się tyłki ich partnerów i nie uważam, że muszę udowadniać sobie męskość. Gdyby autor artykułu choć raz zastanowił się nad rozróżnieniem płci biologicznej od kulturowej (gender) zdałby sobie może sprawę z tego, że próby udowadaniania sobie męskości dotyczą tej drugiej płci. Płeć biologiczna, o ile posiada się „osprzętowanie” nie podlega dyskusji. Ale co z kulturą? Tak, istnieje wzorzec męskości i kobiecości – ale nie przesadzajmy – autor wcale nie staje się bardziej męski poprzez to, że beka publicznie, czy kobiety tego nie robią? Pytam - po co zatem udowadniać czytelnikom Wiadomosci24.pl swoją pogardę dla Innych i próbować dołaczyć do świata „prawdziwych mężczyzn”.Odpowiadam – by spełnić heteronormę. Bo świat wokół nas jest normatywny. Mamy znaki zakazu i nakazu, mamy obyczaje, których należy przestrzegać, mamy też wzorce, których nie można łamać. Norma jest hetero, norma płodzi dzieci, wierzy w Boga. A gdy boimy się, że do tej normy nie przynależymy staramy się do niej dołączyć w sposób karykaturalny. Plucie na ulicy i bekanie to nie najlepsze sposoby na udowodnienie heteronormy. Gdy mamy potrzebę szukania w sobie męskości, dopatrywania się jej w reakcjach innych na nas to nie robimy niczego innego jak szukamy odpowiedzi na pytanie o własną tożsamość. Męskość to zaginiona, fantazmatycza postać, której ideały doceniamy i do których chcemy dążyć. Chcemy urzeczywistnić coś co jest nierealne, wyobrażeniowe. Czy naprawdę musimy do tego dążyć?Szukanie męskości to obawa przed kobiecością, zniewieścieniem. Prawdziwy mężczyzna to, tamto. A prawdziwa kobieta odwrotnie – sprząta, gotuje, jest domowym zestawem agd z nienaganną kulturą i ogładą. Czy mówiąc – „jest rzeczywistym mężczyzną i dlatego jestem lepszy” nie dajemy przypadkiem do zrozumienia, że kobieta jest tym gorszym? Stawiając wyraziste granice między płciami powodujemy, że równouprawnienie staje się niebezpieczną mrzonką, która może zagrozić podstawom tej kruchej konstrukcji jaką jest męskość.

Przegiętość nauczy tolerancji?
Dlaczego tyle uwagi poświęca się gejom "przegiętym" i "normalnym"? Myślę, że nie chodzi tu tylko o estetykę. Przegięta ciotka w różowej koszulce ze złamanym nadgarstkiem łamie wszelkie normy. Ta osoba nie jest jednak nienormalna, ona po prostu nie daje wygrać heteronormie, tworząc własne. Gdybyśmy nie łamali wzorców nigdy byśmy się nie rozwijali.Na koniec podejdźmy do sprawy „po męsku”. Domagamy się (a nie wrzeszczymy i płaczemy) prawa do legalizacji związków. Proponujemy poddać dyskusji kwestię adopcji dzieci przez pary jednopłciowe. Próbujemy różnych metod – parad, akcji informacyjnych, protestów w mediach przeciwko homoficznym wypowiedziom i zachowaniom. Ale czasem utrudniamy sobie tą walkę szukając lepszych i gorszy wśród nas. Lepsi to ci co chcą wszystkiego po trochu, nie chcą szokować, a edukować. Gorsi zaś łapią za rękę swojego faceta i idą z nim po ulicy. Lepsi są bliżej normy, gorsi z nią walczą.A co by było, gdyby wszystkie pary homo wyszły na ulice, w słoneczne niedzielne popołudnie i złapały się za ręce, przytulały na przystankach autobusowych, podawały złamane nadgarstki do uścisku? Może wtedy padła by norma, której ofiarą wydaje się autor komentowanego artykułu. Może wtedy byśmy byli o krok do przodu w tolerancji.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz