wtorek, 23 marca 2010

Mariusz Kurc - Homofobia z ludzką twarzą

Kiedy mowa o stosunku do homoseksualizmu, najpierw przychodzą do głowy przypadki najbardziej skrajne. Wiadomo, że istnieje ciągle dość powszechna mowa nienawiści (okrzyki „Pedały do gazu!”) czy też mowa jeszcze nie nienawistna, ale jawnie homofobiczna (Jarosław Gowin: Praktykę homoseksualną uważam za naganną moralnie, tudzież katechizm Kościoła katolickiego uznający akty homoseksualne za nieuporządkowane moralnie). Oprócz tego jest jednak pokaźny obszar mowy skrzętnie ukrywającej swe homofobiczne podłoże. Mowy, która nie bije po uszach, nie wywołuje natychmiastowego sprzeciwu, a jednak kreuje sposób postrzegania osób LGBT jako ludzi drugiej kategorii. Spotkać ja można nawet w mediach, które generalnie deklarują przyjazny stosunek do mniejszości seksualnych, jak „Gazeta Wyborcza” czy „Polityka”, a objawia się pomijaniem i przemilczeniem wątków LGBT tam, gdzie powinny się znaleźć jako nieodłączny element wydarzenia.

Jak to wygląda w praktyce obrazuję poniżej na konkretnych przykładach, wyróżniając kilka najpopularniejszych strategii.

1. Nie ma lesbijek

Kobiet homoseksualnych najczęściej się nie zauważa, a już szczególnie w tytułach. „Obama kontra geje”, „Obama uległ gejom” - pisała polska prasa w czerwcu 2009 r. Chodziło o postulat przyznania świadczenia socjalnych dla homoseksualnych partnerów i partnerek osób pracujących w amerykańskiej budżetówce. A więc o kwestie dotyczące i mężczyzn, i kobiet – i gejów, i lesbijek.

„Torysi przepraszają gejów za Thatcher” - anonsowała „Gazeta Wyborcza”. O co chodziło? O wprowadzony za rządów Thatcher przepis zakazujący „promocji homoseksualizmu” - bynajmniej nie tylko homoseksualizmu mężczyzn.

Czasem przykłady są wręcz komiczne, tekst o Naszej Sprawie 2 „Wyborcza” zatytułowała „Geje skarżą Rzepę' za kozę”, choć już lead informujący o oskarżeniu wniesionym przez „biseksualistkę i geja” obnażał gafę.

Po legalizacji związków partnerskich w Wielkiej Brytanii „Polityka” opublikowała omówienie zagadnienia pióra Marka Ostrowskiego. Tekst nosił tytuł „Wyspa gejów”. Sądząc po nim, w Wielkiej Brytanii, owszem, zalegalizowano związki homoseksualne, ale tylko mężczyzn. O kobietach – ani słowa. Kolejne przykłady można przytaczać praktycznie w każdym tygodniu i nie jest to tylko sprawa „skrótowego pisania”.

Pomijanie lesbijek ma też wpływ na myślenie o gejach. Wojciech Eichelberger powiedział a wywiadzie dla „Gazety Wyborczej”: Coraz powszechniejszy męski homoseksualizm jest wielkim wołaniem o prawdziwego ojca. Gdyby nie nagminne pomijanie lesbijek, może zadałby sobie pytanie, czy homoseksualizm żeński jest wołaniem o matkę? A może chociaż zadałyby mu je dziennikarka zapisująca wypowiedź? (pomijam już absurdalny pogląd o „coraz powszechniejszym” homoseksualizmie; Eichelberger najwidoczniej nie dostrzegł, że emancypacja gejów i lesbijek nie wynika z ich większej liczby, tylko z ujawniania się).

Podobnie z opinią, jakoby nadopiekuńcza matka i nieobecny ojciec stanowili swoisty „przepis” na homoseksualizm syna. Lesbijki, zatem, to dziewczynki wychowane przez nieobecne matki i nadopiekuńczych ojców?

2. Osoby LGBT oskarża się o nadmierne eksponowanie seksualności, "obnoszenie się"

Zarzut to szczególnie perfidny w sytuacji, gdy praktycznie nie sposób w Polsce zauważyć na ulicy trzymających się za ręce czy obejmujących par tej samej płci (różnej – owszem).

Można się domagać ochrony czy formalizacji prawnej związków homoseksualnych, ale to nie powód, aby się z nimi obnosić publicznie - pisał Janusz A. Majcherek na łamach „Gazety Wyborczej”.

Czyli związki homoseksualne należy trzymać w tajemnicy?

Nie słychać jakoś protestów, gdy osoby heteroseksualne „obnoszą” swych heteroseksualnych partnerów. Ostatni „Duży Format” „Gazety Wyborczej” publikuje wywiady z Anne Applebaum i Anną Komorowską, żonami kandydatów PO na kandydata na prezydenta – i wszystko jest OK. Ale gdy Tomasz Raczek i Marcin Szczygielski zdobyli tytuł „Para Roku” od czytelników/-ek „Gali”, tu i ówdzie pojawiły się glosy, że „to już przesada”. Że to sprawa intymna, ze to sprawa alkowy lub sypialni itd. Tak, jakby publicznie wyoutowani geje i lesbijki opowiadali publicznie o ich ulubionych technikach seksualnych.

Do tego samego dyskursu, co „obnoszenie się”, należą też terminy „promocja homoseksualizmu”, „propaganda homoseksualna” czy „gejowska propaganda”. Wprowadzone do publicznej debaty przez PiS, są wciąż używane przez media, i to bezrefleksyjnie. „Dziennik” całkiem niedawno pisał „W PiS raczkuje pomysł ustawy zakazującej propagowania homoseksualizmu”, nie wyjaśniając, że propagować można nie samą orientację seksualną (taką czy inną), lecz co najwyżej postawy akceptacji wobec różnych orientacji. Za tymi z gruntu homofobicznymi terminami kryje się założenie, że homoseksualizm to zakaźna (i bardzo atrakcyjna) choroba, która może się rozprzestrzeniać.

Nawet afera sprzed kilku dni dotycząca amerykańskiej debaty o gejach i lesbijkach w armii to kolejny przykład na przemilczenie istoty sprawy. Emerytowany generał USA John Sheehan powiedział, że do masakry w Srebrenicy (1995 r.) przyczynił się fakt, ze w holenderskich oddziałach ONZ, które miały ochraniać miasto, służyli... geje. To głos w debacie o zniesieniu homofobicznej zasady dotyczącej osób homoseksualnych w amerykańskiej armii - „my nie pytamy, ty się nie ujawniaj”. Tak więc geje i lesbijki służą zarówno w armii amerykańskiej, jak i holenderskiej. Tyle tylko, że w holenderskiej nie muszą ukrywać swej orientacji, w amerykańskiej zaś – po coming oucie zostają wydaleni ze służby. Jawna homofobiczna hipokryzja. Ale o tym niuansie w mediach usłyszeć już trudno; pozostaje tylko przekaz z wypowiedzi generała homofoba, ze to geje przyczynili się do masakry w Srebrenicy.

3. Specjalist(k)ą od homoseksualizmu jest każdy

Pamiętacie słynną debatę „Gazety Wyborczej” na temat homoseksualizmu z 2002 roku której ton nadał skrajnie homofobiczny tekst Zofii Milskiej-Wrzosińskiej? Choć od tamtego czasu minęło już osiem lat, nagminnie reprodukowany jest pojawiający się tam model dyskusji. Mimo wielu głosów i licznych wypowiedzi poza Jackiem Kochanowskim rozpoczynającym tamtą debatę nie było wówczas tekstu podpisanego przez jawnego geja lub lesbijkę. Po prostu ciągle zbyt często mówi się o nas, bez nas.

Nie tak dawno w „Gazecie Wyborczej” ukazał się tekst Dominiki Wielowieyskiej o wychowywaniu dzieci przez pary jednopłciowe. Okazało się, że autorka ma do przekazania głównie swoje wyobrażenia na ten temat, nie zdaje sobie sprawy na ile oblicza się liczbę dzieci wychowywanych przez osoby homoseksualne, nie wiedziała też o istnieniu grupy GruHa skupiającej takich rodziców. To częsta praktyka, nie myśli się o różnych aspektach homoseksualizmu jako pewnej wiedzy, którą trzeba posiadać, żeby mieć mandat do wypowiadania się. Nie wystarczy suma obiegowych wyobrażeń połączona z dobrymi chęciami.

4. Przemilczanie homoseksualizmu bohaterów/ek filmów i książek

Dotyczy to zarówno postaci fikcyjnych, jak i rzeczywistych. W tym wypadku prasa tylko bezmyślnie przekazuje komunikat film dystrybucyjnych czy wydawnictw, które wolą nie eksponować „zbyt kontrowersyjnych kwestii”. W efekcie dochodzi czasem do sytuacji wręcz komicznych, oto oficjalny opis dystrybutora filmu „Tajemnica Brokeback Mountain”: Ennis Del Mar i Jack Twist poznają się w kolejce po zatrudnienie u ranczera Joe Acquirre. Świat, który znają, podlega stałym zmianom, ale ich codzienność wypełnia monotonia. Wszystko w ich życiu zostało już ustalone - mają znaleźć stałe zajęcie, ożenić się i założyć rodzinę. Obu prześladuje jednak pragnienie czegoś, co trudno im nawet określić. Gdy Acquirre wysyła ich do wypasania owiec na majestatyczną Brokeback Mountain, zawiązuje się między nimi przyjaźń, a później głęboka zażyłość. Czy film jest rzeczywiście o tym? O pragnieniu czegoś, co trudno nawet określić? O głębokiej zażyłości? A przecież chodzi o to, że mężczyźni bez pamięci się w sobie zakochują. Po prostu.

Na łamach „Gazety Wyborczej” Tadeusz Sobolewski zarzekał się, że „Tajemnica...” to nie jest film gejowski. Jeśli film, którego centralnym motywem jest namiętna miłość dwóch mężczyzn - nie jest gejowski, to jaki film jest gejowski? Tylko porno gejowskie jest gejowskie?

W jednym z niedawnych wydań „Gazety Telewizyjnej” Olga Sobolewska kontynuowała tą „tradycję” pisania o „Tajemnicy...”: Siłą filmu Lee jest to, że widz zapomina, że to opowieść o kowbojach gejach i doświadcza pięknej opowieści o wielkiej miłości. Trzeba zapomnieć gejów, by doświadczyć opowieści o miłości? Czy opowieść o kowbojach gejach nie może być opowieścią o miłości? Oto homofobia w aksamitnych rękawiczkach.

Ale wróćmy do przemilczeń. Drugim, po „Tajemnicy...”, najważniejszym gejowskim filmem ostatnich lat jest bez wątpienia „Obywatel Milk”. Zajrzyjmy do oficjalnego opisu: Poruszająca historia człowieka, który zaryzykował życie w walce o swoje przekonania. Kiedy w 1978 r. zamordowany został Harvey Milk, świat stracił jednego z największych wizjonerów i przywódców walczących o sprawiedliwość.

Plaga przemilczenia homoseksualizmu nie dotyczy tylko filmów. Na tylnej okładki świetnej gejowskiej książki „Nocny słuchacz” Armisteada Maupina (otwartego geja) czytam: Bohaterem powieści jest Gabriel Noone, pisarz, który prowadzi w radio nocny program. Przeżywa kryzy twórczy i życiowy, ma poczucie pustki, zagubienia i samotności. Pewnego dnia dostaje do przeczytania maszynopis autobiografii tajemniczego słuchacza swoich audycji. Itd. - ani słowa o tym, że „kryzys życiowy” bohatera wynika z tego, że został on opuszczony przez swego faceta, którego wspomina niemal na każdej stronie książki.

Najnowszy numer „Polityki”, odnosząc się do debaty medialnej nt. książki Artura Domosławskiego „Kapuściński non-fiction”, poświęcił 6-stronicowy raport biografiom. Ubolewa się w nim nad ubogą polską literaturą biograficzną. Cytuje się Beatę Stasińską, szefową wydawnictwa W.A.B., która mówi: Jesteśmy krajem paradoksalnym: nasze najciekawsze życiorysy pozostają nieopisane. To dlatego, ze nie potrafimy spojrzeć na naszą historię bez upiększeń i mitologii. Świecka prawda! Ale jednocześnie autorzy raportu nie wspominają, że kwestią, która często powstrzymuje przed pisaniem o danej osobie jest homoseksualizm, a nawet niewinna wzmianka wywołuje oburzenie i atak, siłą rzeczy raport nie wspomina też o „Homobiografiach” Krzysztofa Tomasika – książce, która była właśnie próbą odmitologizowania takich postaci, jak Maria Konopnicka czy Jan Lechoń.

W maju na ekrany kin wejdą „Samotny mężczyzna” o profesorze (Colin Firth) radzącym sobie z życiem po odejściu ukochanego mężczyzny oraz zwariowany męsko-męski romans w konwencji komedii „I love you, Phillip Morris” z Jimem Carreyem i Ewanem McGregorem. Czy dystrybutorzy znów przemilczą, że ich towar nosi „przeklęte piętno” homoseksualizmu?

1 komentarz:

  1. Dawno nie widziałem tak rozsądnego, zdrowego spojrzenia na homoseksualizm. Autor udowadnia, że niewiele osób jest wolnych od homofobii. Uważam, że każdy, kto uważa za swój obowiązek moralny traktować osoby homoseksualne z należnym im szacunkiem, powinien porównać swoją postawę wobec świata LGBT ze zjawiskami opisanymi w artykule. Żeby się potem nie wstydzić.

    OdpowiedzUsuń