Piszą, że "Agora" Alejandra Amenabara jest filmem antychrześcijańskim. Ja bym powiedział więcej – jest filmem antyreligijnym.
Przedstawiciele wszystkich przedstawionych na ekranie religii: pogańskiej, żydowskiej i właśnie chrześcijańskiej zachowują się agresywnie, skaczą sobie do gardeł i wspólnymi siłami rujnują Aleksandrię. Oblężenie Biblioteki Aleksandryjskiej zaczyna się od ataku "starożytnych" na chrześcijan lżących ich bogów, a wygnanie Żydów z miasta to konsekwencja masakry, jaką urządzili oni w jednym z kościołów. Ale oczywiście chrześcijanie - w najbardziej ekspansywny sposób dążący do przejęcia władzy i kontroli nad ludem – mają najwięcej nieprawości na sumienie. Oni też zostali w filmie ucharakteryzowani na brodatych talibów z obłędem w oczach, co budzi protesty kościołów i organizacji wyznaniowych. Cóż, chrześcijaństwo lubi podawać się za religię miłości, choć przecież jego konto obciążają: stosy, inkwizycja, wojny religijne, nawracanie "niewiernych" ogniem i mieczem, antysemityzm, homofobia i parę innych przejawów nienawiści.
Amenabar wyraźnie przeciwstawia mądrość, dociekliwość, skromność, tolerancję, dialog - czyli to wszystko, co reprezentuje na ekranie jego bohaterka, filozofka Hypatia – arbitralnym wierzeniom w boga takiego czy innego. Zwłaszcza, gdy te wierzenia stają się narzędziem przemocy oraz instrumentem działań politycznych. Nieprzypadkowo film nazywa się "Agora". Wbrew pozorom, nie chodzi tu o wydawcę "Gazety Wyborczej" (co pewnie niektórzy będą podejrzewać, wietrząc w filmie Amenabara masoński spisek), ale o starożytny rynek. Miejsce spotkań i dyskusji obywatelskich. W Aleksandrii przełomu, IV i V wieku naszej ery te dyskusje zostały zastąpione przez fanatyzm i rozwiązania siłowe.
Nie przepadam za filmami o starożytności, bo przeważnie charakteryzuje je koturnowa nuda. Amenabarowi koturnowości nie do końca udało się uniknąć, słychać ją chociażby w deklaratywnych dialogach. A jednak jego film jest odświeżeniem konwencji. Choćby dlatego, że do tej pory hollywoodzkie eposy pokazywały zwycięstwo chrześcijaństwa jako triumf ducha nad upadłą materią. Tymczasem Amenabar mówi – i nie jest przecież żadne "odkrywanie Ameryki" – że po starożytności nastały mroki średniowiecza. Nastąpił regres nauki, demokracji, instytucji publicznych... Świat starożytny też zresztą nie był idealny, czego reżyser wcale nie ukrywa. Utrzymywał np. nieludzki system niewolniczy. W dużej mierze sam sprowadził na siebie klęskę. Ciekawe, swoją drogą, są - widoczne na ekranie - paralele między chrześcijaństwem a komunizmem, przejawiające się chociażby w tym, że emisariusze nowej religii pozyskują wyznawców wśród "wykluczonych" – niewolników i biedaków. Komunizm, podobnie jak chrześcijaństwo, stał się morderczy i krwiożerczy, gdy z nieformalnego ruchu przekształcił się w zorganizowany system władzy i nakazał wierzyć obywatelom w swoje dogmaty.
Amenabar pokazuje Hypatię jako pierwszą ofiarę antykobiecej retoryki władców Kościoła. Pierwszą kobietę oskarżoną z ambony o bycie "czarownicą" . Została ona bestialsko zamordowana przez chrześcijańskich bojówkarzy, których do tego mordu podjudził biskup Cyryl (nota bene, reżyser złagodził nieco drastyczne szczegóły przerażającej śmierci Hypatii, za co chrześcijanie powinni być mu jednak wdzięczni). Ale Amenabar przywraca także pamięć o dokonaniach bohaterki na polu filozofii, matematyki i astronomii. Choć, oczywiście, możemy jedynie dociekać, czy rzeczywiście zakwestionowała geocentryczną teorię Ptolemeusza, gdyż nie zachowały się do naszych czasów żadne jej prace.
W "Agorze" – odwrotnie niż w 99 procentach filmów – to właśnie kobieta reprezentuje umysł i mądrość, a mężczyźni emocje i namiętności. Nie jest bynajmniej tak, że świat starożytnej akademii ma w filmie charakter feminizujący. Przeciwnie – by móc w nim przebywać, Hypatia musi się wyrzec miłości i seksu, zakwestionować swoją cielesność. Znamienna jest scena, w której rzuca adoratorowi chusteczkę splamioną krwią menstruacyjną jako dowód własnej niedoskonałości, przyrodzonej ułomności kobiet. Mimo wszystko, w tym świecie nikt nie kwestionuje wiedzy i kompetencji Hypatii tylko dlatego, że jest "odmiennej" płci. Nadchodzą jednak czasy, które na długie wieki wyeliminują kobiety z życia publicznego i intelektualnego.
Reżyser "Agory" jest Hiszpanem, pochodzi z kraju, gdzie jeszcze niedawno katolicyzm był formą państwowego ucisku. Hiszpania zdołała zrzucić to brzemię i dzisiaj oddycha się tam swobodniej, co fakt powstania takiego filmu jako"Agora" też zresztą potwierdza. A u nas? Podobno dystrybutor zastanawia się strachliwie, czy w ostatniej chwili nie wycofać filmu z kin, bo mogą być protesty i zarzuty (mam nadzieję, że to tylko chwyt promocyjny). Gdy zacząłem pisać felieton, przeczytałem informację o kolejnym posiedzeniu sądu w sprawie "Pasji" Doroty Nieznalskiej i kolejnym oczyszczeniu jej z zarzutu "obrazy uczuć religijnych". Jednak to, że taki paragraf istnieje w polskim prawie i że artystka musiała przejść przez wszystkie upokarzające procesy, świadczy o tym, że "Agora" to nie żadna "wroga propaganda", ale dzieło jak najbardziej aktualne i potrzebne.
Przedstawiciele wszystkich przedstawionych na ekranie religii: pogańskiej, żydowskiej i właśnie chrześcijańskiej zachowują się agresywnie, skaczą sobie do gardeł i wspólnymi siłami rujnują Aleksandrię. Oblężenie Biblioteki Aleksandryjskiej zaczyna się od ataku "starożytnych" na chrześcijan lżących ich bogów, a wygnanie Żydów z miasta to konsekwencja masakry, jaką urządzili oni w jednym z kościołów. Ale oczywiście chrześcijanie - w najbardziej ekspansywny sposób dążący do przejęcia władzy i kontroli nad ludem – mają najwięcej nieprawości na sumienie. Oni też zostali w filmie ucharakteryzowani na brodatych talibów z obłędem w oczach, co budzi protesty kościołów i organizacji wyznaniowych. Cóż, chrześcijaństwo lubi podawać się za religię miłości, choć przecież jego konto obciążają: stosy, inkwizycja, wojny religijne, nawracanie "niewiernych" ogniem i mieczem, antysemityzm, homofobia i parę innych przejawów nienawiści.
Amenabar wyraźnie przeciwstawia mądrość, dociekliwość, skromność, tolerancję, dialog - czyli to wszystko, co reprezentuje na ekranie jego bohaterka, filozofka Hypatia – arbitralnym wierzeniom w boga takiego czy innego. Zwłaszcza, gdy te wierzenia stają się narzędziem przemocy oraz instrumentem działań politycznych. Nieprzypadkowo film nazywa się "Agora". Wbrew pozorom, nie chodzi tu o wydawcę "Gazety Wyborczej" (co pewnie niektórzy będą podejrzewać, wietrząc w filmie Amenabara masoński spisek), ale o starożytny rynek. Miejsce spotkań i dyskusji obywatelskich. W Aleksandrii przełomu, IV i V wieku naszej ery te dyskusje zostały zastąpione przez fanatyzm i rozwiązania siłowe.
Nie przepadam za filmami o starożytności, bo przeważnie charakteryzuje je koturnowa nuda. Amenabarowi koturnowości nie do końca udało się uniknąć, słychać ją chociażby w deklaratywnych dialogach. A jednak jego film jest odświeżeniem konwencji. Choćby dlatego, że do tej pory hollywoodzkie eposy pokazywały zwycięstwo chrześcijaństwa jako triumf ducha nad upadłą materią. Tymczasem Amenabar mówi – i nie jest przecież żadne "odkrywanie Ameryki" – że po starożytności nastały mroki średniowiecza. Nastąpił regres nauki, demokracji, instytucji publicznych... Świat starożytny też zresztą nie był idealny, czego reżyser wcale nie ukrywa. Utrzymywał np. nieludzki system niewolniczy. W dużej mierze sam sprowadził na siebie klęskę. Ciekawe, swoją drogą, są - widoczne na ekranie - paralele między chrześcijaństwem a komunizmem, przejawiające się chociażby w tym, że emisariusze nowej religii pozyskują wyznawców wśród "wykluczonych" – niewolników i biedaków. Komunizm, podobnie jak chrześcijaństwo, stał się morderczy i krwiożerczy, gdy z nieformalnego ruchu przekształcił się w zorganizowany system władzy i nakazał wierzyć obywatelom w swoje dogmaty.
Amenabar pokazuje Hypatię jako pierwszą ofiarę antykobiecej retoryki władców Kościoła. Pierwszą kobietę oskarżoną z ambony o bycie "czarownicą" . Została ona bestialsko zamordowana przez chrześcijańskich bojówkarzy, których do tego mordu podjudził biskup Cyryl (nota bene, reżyser złagodził nieco drastyczne szczegóły przerażającej śmierci Hypatii, za co chrześcijanie powinni być mu jednak wdzięczni). Ale Amenabar przywraca także pamięć o dokonaniach bohaterki na polu filozofii, matematyki i astronomii. Choć, oczywiście, możemy jedynie dociekać, czy rzeczywiście zakwestionowała geocentryczną teorię Ptolemeusza, gdyż nie zachowały się do naszych czasów żadne jej prace.
W "Agorze" – odwrotnie niż w 99 procentach filmów – to właśnie kobieta reprezentuje umysł i mądrość, a mężczyźni emocje i namiętności. Nie jest bynajmniej tak, że świat starożytnej akademii ma w filmie charakter feminizujący. Przeciwnie – by móc w nim przebywać, Hypatia musi się wyrzec miłości i seksu, zakwestionować swoją cielesność. Znamienna jest scena, w której rzuca adoratorowi chusteczkę splamioną krwią menstruacyjną jako dowód własnej niedoskonałości, przyrodzonej ułomności kobiet. Mimo wszystko, w tym świecie nikt nie kwestionuje wiedzy i kompetencji Hypatii tylko dlatego, że jest "odmiennej" płci. Nadchodzą jednak czasy, które na długie wieki wyeliminują kobiety z życia publicznego i intelektualnego.
Reżyser "Agory" jest Hiszpanem, pochodzi z kraju, gdzie jeszcze niedawno katolicyzm był formą państwowego ucisku. Hiszpania zdołała zrzucić to brzemię i dzisiaj oddycha się tam swobodniej, co fakt powstania takiego filmu jako"Agora" też zresztą potwierdza. A u nas? Podobno dystrybutor zastanawia się strachliwie, czy w ostatniej chwili nie wycofać filmu z kin, bo mogą być protesty i zarzuty (mam nadzieję, że to tylko chwyt promocyjny). Gdy zacząłem pisać felieton, przeczytałem informację o kolejnym posiedzeniu sądu w sprawie "Pasji" Doroty Nieznalskiej i kolejnym oczyszczeniu jej z zarzutu "obrazy uczuć religijnych". Jednak to, że taki paragraf istnieje w polskim prawie i że artystka musiała przejść przez wszystkie upokarzające procesy, świadczy o tym, że "Agora" to nie żadna "wroga propaganda", ale dzieło jak najbardziej aktualne i potrzebne.
Bartosz Żurawiecki
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz