Europejski Trybunał Praw Człowieka w Strasburgu wydaje rocznie kilkadziesiąt orzeczeń, w których stwierdza naruszenie przez Polskę wolności i praw człowieka. Żaden jednak wyrok nie wzbudził ostatnio takich emocji, jak ten w sprawie homoseksualnego mężczyzny, któremu odmówiono prawa do wstąpienia w prawo najmu mieszkania komunalnego po swoim partnerze. Wyrok rozemocjonował redaktora Tomasza Pietrygę, który stwierdził, że w „strasburskim Trybunale znów górę wzięły względy ideologiczne” („Rz” z 3 marca 2010 r.). Natychmiast podniosły się także głosy polityków, iż Trybunał po raz kolejny narusza tradycyjne wartości i że od tego wyroku tylko krok od narzucenia Polsce małżeństw homoseksualnych
Warto zatem wyjaśnić, co tak naprawdę orzekli sędziowie i jakich argumentów użył Trybunał, stwierdzając, że władze polskie dopuściły się dyskryminacji ze względu na orientację seksualną.
Prosty test na nietolernację
Po pierwsze, Trybunał w swoim orzeczeniu przypomniał po raz kolejny, że orientacja seksualna jest jedną z najbardziej intymnych i osobistych cech tożsamości każdej jednostki ludzkiej i jako taka jest chroniona na gruncie konwencji zapewniającej także poszanowanie życie prywatnego.
Po drugie, sąd uznał, że Polska, pozbawiając Piotra Kozaka prawa do wstąpienia w prawo najmu mieszkania komunalnego po jego zmarłym partnerze, dopuściła się nieuzasadnionego i dyskryminującego zróżnicowania, którego jedyną motywacją była orientacja seksualna skarżącego. Polska administracja oraz sądy kolejnych instancji odmawiały bowiem tego prawa, twierdząc, że wspólne pożycie pary jednopłciowej nie może być uznane za formę związku mieszczącego się w koncepcji konkubinatu.
Przeprowadzając prosty test na istnienie dyskryminacji, sędziowie strasburscy prawdopodobnie zadali sobie pytanie, czy w sytuacji gdyby pan Kozak był kobietą, zostałby potraktowany tak samo przez polskie władze i czy byłby pozbawiony prawa do dalszego przebywania w szczecińskim mieszkaniu w charakterze najemcy. Odpowiedź okazała się dziecinnie prosta.
Okazało się, że główną (i prawdopodobnie jedyną) przeszkodą w dalszym zajmowaniu lokalu była płeć oraz orientacja seksualna pana Kozaka, a także forma osobistych relacji, jaką przez lata tworzył ze swoim partnerem. Sędziowie zaznaczyli wyraźnie, że państwo winno być niezwykle ostrożne w ustanawianiu różnic w traktowaniu, jeśli w grę wchodzi płeć lub orientacja seksualna. Co więcej, w wyroku możemy przeczytać, że jeżeli państwo stosuje rozróżnienia oparte na orientacji seksualnej, działania te winny być niezbędne do osiągnięcia konkretnego celu, a relacja pomiędzy celem a środkami prawnymi winna być nierozerwalna.
Żywy instrument
Krytycy strasburskiego wyroku twierdzą, że otwarta została furtka do umniejszenia znaczenia tradycyjnego modelu rodziny i narzucenia Polsce niepożądanych wzorców z Zachodu. Sąd natomiast i w tej kwestii wypowiedział się bardzo jasno.
Nie zanegował w żaden sposób kompetencji państwa odnośnie ochrony „tradycyjnego modelu rodziny”. Podkreślił jednak stanowczo, że prawo zawierające generalne przepisy, które z góry wykluczają osoby homoseksualne z możliwości wstąpienia w prawo najmu po zmarłym partnerze, są zbyt radykalnym środkiem realizowania ochrony instytucji rodziny. Państwo dysponuje bowiem całą gamą innych środków, aby taką ochronę zapewnić.
Jest także inna kwestia, którą winni wziąć sobie do serca wszyscy ci, którzy porywają się na krytykę werdyktu strasburskich sędziów. W orzeczeniu podkreślono, że europejska konwencja chroniąca prawa człowieka, ratyfikowana przez nasz kraj w 1993 roku, jest żywym instrumentem i jej przepisy winny być interpretowane w świetle obecnych uwarunkowań społecznych. Nie bez znaczenia pozostaje fakt, że już kilkadziesiąt krajów podlegających jurysdykcji Trybunału w Strasburgu reguluje w różny sposób związki osób tej samej płci. Co więcej, polskie prawo w niektórych ustawach przyznaje takim parom status rodziny.
Zapewne w tym kontekście Trybunał odniósł się także do projektu ustawy o związkach osób tej samej płci autorstwa prof. Marii Szyszkowskiej dyskutowanego w polskim parlamencie i przyjętego przez Senat w 2004 r. jako inicjatywa ustawodawcza. Wszystko to wyraźnie pokazuje, że czasy się zmieniają, a wraz z nimi interpretacja przepisów konwencji przyjętej przez europejskie kraje ponad 50 lat temu.
Niechlubne miejsce Polski
Wyrok Kozak przeciwko Polsce to kolejne (po wyroku w sprawie zakazanej przez Lecha Kaczyńskiego warszawskiej Paradzie Równości w 2005 r.) orzeczenie pod adresem Polski sygnalizujące poważny problem, z jakim boryka się nasz kraj. Dyskryminacja osób homoseksualnych jest rzeczywistością, na którą zwraca uwagę nie tylko Trybunał w Strasburgu, ale także wszystkie międzynarodowe raporty o prawach człowieka z Amnesty International czy Human Rights Watch na czele. Ze statystyk strasburskich wynika też, że Polska jest tym krajem z regionu środkowoeuropejskiego, który prowadzi w tej niechlubnej statystyce.
Nadszedł chyba najwyższy czas, aby się zastanowić nad przyczynami kolejnych wyroków przeciwko Polsce, potępiających homofobiczne prawo, i wypracować konstruktywne rozwiązania instytucjonalne, które uwzględniłyby zmiany i potrzeby społeczne.
Redaktor Pietryga żadnej dyskryminacji nie widzi, twierdząc jednoznacznie, że jest to niemożliwe, bo zakazuje tego polska konstytucja, a reszta to „modna w Strasburgu linia orzecznicza, w której ideologia może brać górę nad twardą weryfikacją porządku prawnego danego państwa”. Pozostaje nam chyba tylko wszystkim życzyć takiego optymizmu i wiary w magiczny wpływ ustawy zasadniczej na nasze codzienne sprawy i zachowania ustawodawcy oraz urzędników. Piotr Kozak optymizmu Pietrygi na szczęście nie podzielił, gdy zmusiła go do tego dyskryminująca rzeczywistość. Wiary tej także nie podzielił Europejski Trybunał Praw Człowieka, przyznając Kozakowi rację.
czwartek, 11 marca 2010
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz