wtorek, 4 sierpnia 2009

Niebieski Johnny - Spadaj

Uwaga! To jest manifest! I to taki głośny i hałaśliwy, więc polecą jakieś kurwy i chuje, żeby było po równo każdemu. Najpierw będzie merytorycznie, potem trochę pierdolenia i każdy zacznie szukać puenty, żeby na końcu przekonać się, że taki z tego manifest, jak z dupy. Dobrze, puentę powiem od razu. Niech struktura się zachwieje, niech odwróci się tok myślenia, a ładne akapity będę oglądać tylko ja. Zatem brzmi ona tak: ruszać dupska! Jeśli chcecie to krzyczcie, przeklinajcie, wchodźcie na drzewa albo z nich zejdźcie, ale nie stójcie w miejscu. Tylko nie to.

A teraz argumenty, bo, o czym można krzyczeć? O dupie? Dupa jaka jest, każdy widzi, a nasze prawa jakie są? Masz partnera…. Tak wiem kiedyś pisałem o tym, że masz partnera, że jest wam zajebiście i odurzeni miłością zapominacie o biednych i uciśnionych, bo macie plazmę w domu i sąsiadkę, która nazywa was pedłaki, ale jesteście jej pedałki, takie osiedlowe, więc niegroźne. Zatem masz partnerkę. Wyrwałaś ją w jakimś punk klubie. Trochę wystraszona i rozbiegany wzrok miała, ale powiedziała spierdalaj do barmana, to od razu poczułaś, że to jest to. Miłość kwitnie, seks i stereotypy też. A teraz napiszę tak trochę trywializując: Pewnego dnia twoja partnerka wychodziła z domu i przejechał ją samochód. Tak po prostu. Na pasach. Czerwony golf i to ta starsza generacja. Potem był pogrzeb, potem jej rodzina zgarnęła wszystkie jej rzeczy, Ciebie wyrzuciła z mieszkania, a sąsiadka od pedałków nasrała na wycieraczkę, bo kiedyś jej cukru nie pożyczyłaś.

Czy wiesz, że zostajesz tylko z tym gównem? Chyba, że wcześniej byłaś z nieboszczką u notariusza i płacząc i płacąc zabezpieczyłaś się jakiś świstkiem, który jest do podważenia. Okazuje się, że nie byłaś i z wycieraczką pod pachą wracasz do rodzinnego domu. Pedałki karteczki uwierzytelniającej też nie mają. Oni myślą, że będą wiecznie młodzi. Że jak płacą podatki, to mają takie same prawa. Pierdolenie! Prawie nie istniejemy w przestrzeni prawnej. Nie możemy dziedziczyć, nie możemy odwiedzać się w szpitalu, posiadać wspólnej zdolności kredytowej, nie możemy razem się rozliczać, nie możemy trzymać się razem za rękę.

Możemy być razem w domu. W szafie. Pod wycieraczką i jebać się jak króliki. Do woli! Dziękuję Wam! O łaskawcy konserwatywni, że pozwalacie mi na to. Że mogę utrwalać stereotyp i schemat młodego celebryta, który myśli tylko o seksie. Doprawdy, gdyby nie wasza szczodrość, mógłbym tak zwyczajnie chcieć żyć, jak w kolorowych magazynach, ale mogę jedynie strzelić sobie w łeb. Pif-paf i jednego geja mniej. Dobra, wracam już do argumentów, bo bełkot jakiś się wdarł, a miało być na poważnie. Na poważnie i z pazurem. Powiem Wam od razu i bez ogródek, że jakoś chujnia jest. Uśpieni w blasku Tuska nie widzimy, że powoli mija czas. Że gdzieś tam za wielką wodą dokonuje się rewolucja, a u nas mamy tematy zastępcze. Tam są małżeństwa gejów i lesbijek. Ba! Nawet są homoseksualne rodziny. Uwierzycie? Nawet Afroamerykanina z Chińczykiem, plus dziecko! Widział ktoś geja Chińczyka? To tak jakby kebab był kobietą.

Tak wiem. Macie przecież TVN, ITI i jeszcze Agorę i inne miraże. O, tam pojawił się Szczygielski, a tam Raczek. Kinga Dunin w tenisówkach zasuwa po bułki do sklepu. Macha jej Senyszyn. A ja wam powiem, że to za mało. Wystarczy mała przerwa w dostawie prądu i bach! Koniec telewizji, gazeta akurat nie wyszła i z netem coś nie tak. Zostajemy sami. Tymczasem jest 2009 rok. Niedługo dwudziestolecie pierwszych, wolnych wyborów. Jesteśmy w Unii, ale mentalnie na plebanii. I do tego kleimy tam pierogi na eksport. Na eksport pokazywany jest gej fryzjer w „Niani Frani”, na eksport biją nas i ciemiężą w tej Polsce na każdym kartoflisku, na eksport wysyłamy się sami do New York City, bo tam niby łatwiej. I Madonnę można spotkać w Central Parku, ale to chyba nieaktualne, bo może w Londynie, a najszybciej na Bemowie. Żeby było śmieszniej opakowujemy się w jakieś wymuskane fotki na naszej-klasie i dajemy dowód, że naprawdę tutaj, w Polsce jest dobrze. Da się przeżyć.

A ja nie chcę, żeby dało się przeżyć. Ja chcę żyć. Tu i teraz. Utrzeć nosa bliźniakom i zburzyć ich system. Chcę mieć partnera. Chcę mieć rodzinę i może dziecko. Chcę mieć wybór i świadomie go dokonać. Boże, chcę rozpieprzyć całą tę martyrologiczną rzeczywistość. Poznać lesbijkę z Powstania Warszawskiego i posłuchać o śmierci jej dziewczyny. Wyjechać na wakacje i wiedzieć, że jak dopadnie mnie jakiś wirus, to mój facet nie zostanie wystawiony za drzwi naszego mieszkania. W końcu chciałbym wiedzieć, że Benedykt się myli i niech to przyzna oficjalnie. Niech przeklnie publicznie i powie: Tak, kurwa, coś nam się pojebało i schrzaniliśmy sprawę. Geje i lesbijki są ok. I wiecie, co? Wtedy może bym uwierzył. Uwierzył, że zamiast grzać tyłki w domu, byśmy zaczęli działać. Każdy z nas. Wiem też, że Benedykt pewnie tak nie powie… Ale ja powiem to pani Srającej Sąsiadce i zabiorę ją na Manifę, a w jej wolnym pokoju zamieszka wyrzucona wcześniej dziewczyna. I przechrzcimy pedałków na gejów. Już nie osiedlowych, ale pełnoprawnych obywateli Polski.

1 komentarz:

  1. Nie możesz zmienić tego jakim jest Twoje środowisko? Zmiń je na inne. Ja tak robię. Ślub w przyszłym roku :)) Mogę teraz Polskę traktować jak jeden wielki dowcip. Tak mi lepiej.

    OdpowiedzUsuń