Dr Janusz Kochanowski jest na zmianę rzecznikiem i niedorzecznikiem praw obywatelskich. Jako rzecznik wystosował kilka dni temu, eksponowany w Internecie, całkiem sensowny (acz z jedną literówką „należałby” zamiast „należałoby”) list do premiera, w którym sugeruje wprowadzenie obowiązkowych ubezpieczeń od klęsk żywiołowych. Najwyższy czas! Gorąco tę inicjatywę popieram, gdyż oglądanie po każdym gradobiciu, trąbie powietrznej czy powodzi, zrozpaczonych ofiar, które czekają na pomoc, żalą się, że już mija drugi dzień, a jeszcze nie przyjechał do nich prezydent ani premier z gotówką, już jest nie do zniesienia. Dobrze więc, że RPO poszedł w tej sprawie nawet dalej niż Włodzimierz Cimoszewicz, kiedy był premierem i powiedział, że „trzeba się było ubezpieczyć”, za co drogo zapłacił.
Niestety, jako niedorzecznik, dr Kochanowski uznał za stosowne (nie wiadomo po co? może ze względów politycznych, żeby zadbać o swój przyszły elektorat, gdyż jest potencjalnym kandydatem prawicy na prezydenta) odciąć się od wyroku sądu, który skazał pewna krewką obywatelkę za to, iż zelżyła („m.in. od „pedałów”) swojego sąsiada o odmiennej orientacji seksualnej. Rzecznikowi nie spodobało się, że Sąd w uzasadnieniu powołał się na definicję homofobii przyjętą przez Parlament Europejski. Zdaniem rzecznika, definicja PE to „światopogląd określonego kręgu kulturowego, którego my, Polacy, w większości katolicy, nie musimy do końca podzielać”. Nie chodzi mi już o to, że my, Polacy, niekoniecznie musimy być katolikami, a także, że ideał Polaka - katolika, aczkolwiek rozpowszechniony, nie jest jeszcze w Polsce prawnie obowiązujący (aczkolwiek ku temu zmierzamy), mimo preambuł, symboli religijnych w Sejmie i w instytucjach publicznych etc.
Chodzi mi o to, że dr Kochanowski broni prawa do homofobii. Mówi on: „Weźmy znanego podróżnika Wojciecha Cejrowskiego. Ma przecież prawo być homofobem. Nie ma obowiązku być homofilem. Jeśli nakazujemy, za pośrednictwem sądu, nawet nie wprost, bycie homofilem, to przekreślamy znaczenie słowa tolerancja. Nie wolno mylić tolerancji z obowiązkiem akceptacji.” Tyle rzecznik - niedorzecznik.
Moim natomiast zdaniem, wyrok sądu nie oznacza, że skazana, albo Wojciech Cejrowski, albo Michał Kamiński, i myślący podobnie, MAJĄ POLUBIĆ homoseksualistów, tylko mają przestać ich wyzywać lub w inny sposób dyskryminować z powodu orientacji seksualnej. Jeżeli sąd skaże za ubliżanie muzułmanom, Rosjanom, Francuzom, Niemcom, Polakom czy Żydom, to nie znaczy, że mamy wszyscy stać się germanofilami czy rusofilami - wystarczy, że przestaniemy naruszać ich godność.
Byłoby jeszcze lepiej, gdyby niedorzecznik nie bronił prawa do homofobii, nie stawiał Wojciecha Cejrowskiego pod tym względem za wzór, gdyż są w Polsce lepsze przykłady tolerancji. Nawet wśród Polaków - katolików. Badania opinii wskazują, że jest już w Polsce całkiem znaczna liczba Polaków-katolików, którzy homofobami nie są. Nie chcę dra Kochanowskiego martwić, ale być może nadejdzie czas, kiedy homofil będzie mógł czuć się nie gorszym Polakiem od homofoba.
Niestety, jako niedorzecznik, dr Kochanowski uznał za stosowne (nie wiadomo po co? może ze względów politycznych, żeby zadbać o swój przyszły elektorat, gdyż jest potencjalnym kandydatem prawicy na prezydenta) odciąć się od wyroku sądu, który skazał pewna krewką obywatelkę za to, iż zelżyła („m.in. od „pedałów”) swojego sąsiada o odmiennej orientacji seksualnej. Rzecznikowi nie spodobało się, że Sąd w uzasadnieniu powołał się na definicję homofobii przyjętą przez Parlament Europejski. Zdaniem rzecznika, definicja PE to „światopogląd określonego kręgu kulturowego, którego my, Polacy, w większości katolicy, nie musimy do końca podzielać”. Nie chodzi mi już o to, że my, Polacy, niekoniecznie musimy być katolikami, a także, że ideał Polaka - katolika, aczkolwiek rozpowszechniony, nie jest jeszcze w Polsce prawnie obowiązujący (aczkolwiek ku temu zmierzamy), mimo preambuł, symboli religijnych w Sejmie i w instytucjach publicznych etc.
Chodzi mi o to, że dr Kochanowski broni prawa do homofobii. Mówi on: „Weźmy znanego podróżnika Wojciecha Cejrowskiego. Ma przecież prawo być homofobem. Nie ma obowiązku być homofilem. Jeśli nakazujemy, za pośrednictwem sądu, nawet nie wprost, bycie homofilem, to przekreślamy znaczenie słowa tolerancja. Nie wolno mylić tolerancji z obowiązkiem akceptacji.” Tyle rzecznik - niedorzecznik.
Moim natomiast zdaniem, wyrok sądu nie oznacza, że skazana, albo Wojciech Cejrowski, albo Michał Kamiński, i myślący podobnie, MAJĄ POLUBIĆ homoseksualistów, tylko mają przestać ich wyzywać lub w inny sposób dyskryminować z powodu orientacji seksualnej. Jeżeli sąd skaże za ubliżanie muzułmanom, Rosjanom, Francuzom, Niemcom, Polakom czy Żydom, to nie znaczy, że mamy wszyscy stać się germanofilami czy rusofilami - wystarczy, że przestaniemy naruszać ich godność.
Byłoby jeszcze lepiej, gdyby niedorzecznik nie bronił prawa do homofobii, nie stawiał Wojciecha Cejrowskiego pod tym względem za wzór, gdyż są w Polsce lepsze przykłady tolerancji. Nawet wśród Polaków - katolików. Badania opinii wskazują, że jest już w Polsce całkiem znaczna liczba Polaków-katolików, którzy homofobami nie są. Nie chcę dra Kochanowskiego martwić, ale być może nadejdzie czas, kiedy homofil będzie mógł czuć się nie gorszym Polakiem od homofoba.
Jak lech kaczynski jest prezydentem pisu, tak kochanowski jest rzecznikiem pisuaru.
OdpowiedzUsuńjak w poprzednim poscie - rzecznik - schizofrenik. A w ogole - po co taki rzecznik w ogole?
OdpowiedzUsuń