Dla Laurentego i Petera w nadszedł szczęśliwy dzień. Samuel jest w końcu z nimi.
Gdy obejrzałem te zdjęcia sam pomyślałem przez moment, czy nie postarać się o dziecko.
niedziela, 27 lutego 2011
sobota, 26 lutego 2011
Mniej i bardziej dziki Wschód
W lipcu 2009 r. Trybunał Konstytucyjny Słowenii orzekł, że ustawa regulująca rejestrowane związki partnerskie dyskryminuje je w stosunku do małżeństw w prawie spadkowym i nakazał zmianę prawa. Wyznaczył parlamentowi 6 miesięcy na dokonanie zmian. Rząd Słowenii uznał, że lepiej znowelizować prawo w ten sposób, by umożliwić parom jednopłciowym zawieranie małżeństw, niż zmieniać ustawę o związkach partnerskich, gdyż wymagałoby to właściwie skopiowania przepisów odnoszących się do małżeństwa. Powstałaby sytuacja, w której dwie instytucje o różnych nazwach dawałyby dokładnie te same regulacje. Jednocześnie istniałoby ryzyko, że Trybunał Konstytucyjny ponownie uzna przepisy za niekonstytucyjne. W ubiegłym roku parlament przyjął projekt zmian ustanawiających małżeństwo neutralnym płciowo. Katolicki totalitaryzm sprawił jednak, że zmiany do dzisiejszego dnia nie weszły w życie. Religijne oszołomstwo poprzez protesty doprowadziło do tego, że rząd Słowenii zapowiedział zmianę projektu. Zamiast wcześniej zapowiadanego małżeństwa geje i lesbijki nadal będą mogli zawierać tylko związki partnerskie. Co prawda mają być one zrównane w prawach i obowiązkach z małżeństwami, co jest postępem, ale pozostaną niestety nadal czymś odrębnym. Szkoda, że słoweński rząd wystraszył się religijnych terrorystów. Szczerze mówiąc nie spodziewałem się tego. Rząd słoweński dotychczas stanowczo bronił pierwotnych ustaleń.
Zawód spotkał też gejów i lesbijki za naszą południową granicą. W Czechach trwają prace nad nowelizacją Kodeksu Cywilnego, który zawiera również część dotyczącą rodziny. Wbrew wcześniejszym zapowiedziom, w znowelizowanym kodeksie zabraknie przepisów dotyczących rejestracji i rozwiązywania związków partnerskich. Nadal będzie to regulowane w odrębnym akcie prawnym. Nie za bardzo widzę sens tego, ale uczyniono to by ucieszyć konserwatywnych popaprańców, których nawet w tym zlaicyzowanym kraju jest stanowczo zbyt wielu.
A u nas w Polce? Nie ma nawet dyskusji na te tematy, co mnie już ostatnio irytuje maksymalnie. Czemu wciąż nie mogę iść do urzędu w Sochaczewie, by zawrzeć związek z człowiekiem, którego kocham i z którym żyję? Nie ma żadnego racjonalnego powodu, by zabraniać gejom i lesbijkom zawierania małżeństw. A jednak nic się nie zmienia. Głupota wciąż triumfuje. Wszystkie gadki szmatki o PACS-ach doprowadzają mnie do jeszcze większej wściekłości. Jakie, kurwa, PACS-y?! Czy nie za dużo już zmarnowano czasu? Walczenie o PACS-y nie ma najmniejszego sensu. Wprowadzenia jakiś półśrodków z jednej strony nie poprawiłoby w znaczący sposób życia par jednopłciowych, a z drugiej odwlekłoby wprowadzenie pełnej równości. Jeśli już mamy zgodzić się na związki partnerskie to nie na takie, które są oparte na tym modelu! Nie dajmy sobie pluć w twarz.
Zawód spotkał też gejów i lesbijki za naszą południową granicą. W Czechach trwają prace nad nowelizacją Kodeksu Cywilnego, który zawiera również część dotyczącą rodziny. Wbrew wcześniejszym zapowiedziom, w znowelizowanym kodeksie zabraknie przepisów dotyczących rejestracji i rozwiązywania związków partnerskich. Nadal będzie to regulowane w odrębnym akcie prawnym. Nie za bardzo widzę sens tego, ale uczyniono to by ucieszyć konserwatywnych popaprańców, których nawet w tym zlaicyzowanym kraju jest stanowczo zbyt wielu.
A u nas w Polce? Nie ma nawet dyskusji na te tematy, co mnie już ostatnio irytuje maksymalnie. Czemu wciąż nie mogę iść do urzędu w Sochaczewie, by zawrzeć związek z człowiekiem, którego kocham i z którym żyję? Nie ma żadnego racjonalnego powodu, by zabraniać gejom i lesbijkom zawierania małżeństw. A jednak nic się nie zmienia. Głupota wciąż triumfuje. Wszystkie gadki szmatki o PACS-ach doprowadzają mnie do jeszcze większej wściekłości. Jakie, kurwa, PACS-y?! Czy nie za dużo już zmarnowano czasu? Walczenie o PACS-y nie ma najmniejszego sensu. Wprowadzenia jakiś półśrodków z jednej strony nie poprawiłoby w znaczący sposób życia par jednopłciowych, a z drugiej odwlekłoby wprowadzenie pełnej równości. Jeśli już mamy zgodzić się na związki partnerskie to nie na takie, które są oparte na tym modelu! Nie dajmy sobie pluć w twarz.
piątek, 25 lutego 2011
Samuel w końcu będzie z rodzicami
Laurent Ghilain i jego mąż - Peter Meurrens - w końcu mogą zabrać do domu swojego syna Samuela, który z winy urzędników i sądów przebywał w sierocińcu na Ukrainie. Sąd w ostatnim wyroku potwierdził, że Laurent Ghilain jest biologicznym ojcem i ma pelne prawa rodzicielskie w stosunku do dziecka. Sąd nakazał ambasadzie Belgii wydanie dziecku paszportu belgijskiego. Rząd belgijski odmówił jednak i zapowiedział apelację. Ostatecznie, pod naciskiem opinii publicznej i po zainteresowaniu sprawą mediów, odstapił od tego i zapowiedział zmianę polityki w kwestii dzieci urodzonych przez surogatki. Samuel może w końcu wrócić do domu. Szkoda, że musiało minąć 2,5 roku, by było to możliwe.
Etykiety:
Homopromocja,
Prawo
sobota, 19 lutego 2011
W Polsce ślub kościelny. Na zachodzie bunga bunga
Na Onecie interesujący wywiad ze znanym seksuologiem Zbigniewem Lwem-Starowiczem „W Polsce ślub kościelny. Na zachodzie bunga bunga", dotykającym polskiej, choć nie tylko, hipokryzji polityków. W wywiadzie również wątki homopolityczne. Dostało się homoseksualnemu kanclerzowi Austrii Jorgowi Heiderowi, który choć żonaty otaczał się ładnymi asystentami, prowadził bogate życie seksualne z wieloma mężczyznami, a po jego śmierci okazało się, że z jednym z nich był przez lata związany. Najbardziej interesująca jest jednak ocena Polski w kontekście seksualności polityków. Polska scena polityczna to Himalaje hipokryzji, co wynika oczywiście z katolicyzmu, który jest jeszcze bardziej znamiennym przykładem zakłamania. „Tak - w ogóle nie ma porównania. Polska elita władzy jest daleka od tego, co można we Włoszech czy Francji. Nasi politycy przed wyborami pospiesznie brali śluby kościelne, więc w Polsce granica ta przesuwa się, ale w drugą stronę.” – powiedział Lew-Starowicz dla Onetu. Dalej pyta retorycznie: „A który z polityków przyznał się do swojej odmiennej orientacji seksualnej? Z elity politycznej nie ma nikogo.” I przytacza słynną sprawę Legierskiego oraz niezrozumiałego wyroku sądowego: „Ostatnio miała miejsce kuriozalna sytuacja: w czasie kampanii wyborczej konkurent polityczny ujawnił orientację homoseksualną swojego przeciwnika. Ten szybko zwrócił się do sądu, by o tym w ogóle nie mówić. Sąd w pierwszej instancji oddalił protest, ale już w drugiej - wtedy napisałem opinię jako biegły, że przecież orientacja homoseksualna nie jest patologią - ale werdykt sądu brzmiał: są różne poglądy na ten temat.”
Etykiety:
Polityka
piątek, 18 lutego 2011
Przemek Szczepłocki - Parada nas wyzwoli
Parada zapewnia nam widoczność i dlatego jest niezbędna - bez względu na (często traktowaną jako zarzut) widowiskowość. Parada jest niezaprzeczalnie największym skupiskiem osób LGBTQ. W kraju, w którym znakomita większość osób LGBTQ siedzi w szafie, w którym strach jest główną barierą przed wyłamaniem się z heteronormy, w którym o osobach LGBTQ publicznie mówi się bardzo mało i niemal wyłącznie źle, a prywatnie - jeszcze mniej i ze wstydem - w takim kraju widoczność LGBTQ jest pierwszą potrzebą. W tym kontekście rozważania, czy postulaty społeczno-prawno-polityczne są wystarczająco eksponowane przez Paradę albo jak Paradę zrelacjonują media uważam za przedwczesne – na takie rozmowy przyjdzie pora, gdy w Polsce zaistnieje ruch LGBTQ. Bo takiego ruchu wciąż nie ma i nie powstanie on, póki pewien poziom widoczności LGBTQ nie zostanie osiągnięty.
Wspólne rozliczenia podatkowe? Związki partnerskie? Dla kogo, skoro w tym kraju „nie ma” osób LGBTQ, skoro - oprócz kilku warszawskich ulic – po pozostałych ulicach w kraju chodzi nieskażona heteronorma, skoro Policja nie wie nic o tym, żeby osobom LGBTQ działa się homofobiczna krzywda, skoro osoby LGBTQ nie walczą o swoje prawa w sądach ani instytucjach? Pardon, zagalopowałem się – „nie ma” gejów i lesbijek, bo przecież osób biseksualnych nie ma w ogóle (przejrzyjcie wypowiedzi osób tak różnych jak Krystian Legierski, Łukasz Pałucki oraz Tomek Szypuła i znajdźcie w nich osoby biseksualne wymienione na równi z gejami i lesbijkami), a osoby transpłciowe (z naciskiem na transseksualne) są jakoś obok i na doczepkę. I kto to w ogóle są te osoby queer?
Zamiast ruchu LGBTQ mamy w Polsce ukrywającą się grupę społeczną szacowaną na 1-2 miliony ludzi. Nawet w internecie widać tylko ułamek tej liczby – największy portal społecznościowy zrzesza raptem 54 000 ludzi, a największy portal randkowy dla mężczyzn – niespełna 83 000. Organizacje branżowe zrzeszają garstkę ludzi – opowieści o setkach czy tysiącach można włożyć między bajki. To ledwo zaczątek ruchu LGBTQ, który próbuje robić wszystko naraz: uświadamiać osoby LGBTQ, budować ich tożsamości, edukować resztę społeczeństwa oraz wysuwać postulaty zmian w prawie. Na zamierzone efekty tych działań przyjdzie długo czekać. Przykład: w Warszawie łatwo można zrobić wydarzenie branżowe – np. festiwal – ale i tak przyjdzie na niego mało ludzi. I zawsze ci sami. Ten sam schemat powtarza się w tych nielicznych miastach, gdzie raczkują branżowe organizacje. O jakiej widoczności LGBTQ, o jakiej medialnej i społecznej percepcji tych osób można wobec tego mówić?
Tylko liczby zapewniają widoczność, tylko licznym przyznaje się rację. Bez tego osoby LGBTQ zawsze będą sprowadzane do roli marginalnej grupy żądającej „przywilejów”, podczas gdy milcząca reszta nie zwraca na siebie żadnej uwagi, jest niewidzialna ergo spokojna i zadowolona ze status quo. Nie rzuca się w oczy i tak ma pozostać. Taki „kompromis”.
Parada temu zaprzecza. Parada podważa heteronormę, jest różnorodna i bogata, jest kwintesencją wolności wypowiedzi i wolności bycia sobą – kto jak kto, ale osoby LGBTQ jako pierwsze powinny docenić ten aspekt Parady. Parada przeraża władze – bo jest nieokiełznanym tłumem: nie sposób go zignorować, nie można udać, że go nie ma. Objawia się raz do roku i przypomina o „problemie” LGBTQ. Media próbują zbagatelizować i strywializować Paradę – a ona i tak kłuje w oczy.
Parada - mimo mgławicowości i braku jednego przekazu – jest jedynym głosem dostatecznie donośnym, żeby dotrzeć wszędzie i powiedzieć „we’re queer, we’re here”. To jest etap, na którym naprawdę jesteśmy. Z tego względu mam w nosie, kto robi Paradę, kto się przy tej okazji lansuje, kto na tym robi prawdziwy czy rzekomy biznes. Parada powinna być co miesiąc.
Wspólne rozliczenia podatkowe? Związki partnerskie? Dla kogo, skoro w tym kraju „nie ma” osób LGBTQ, skoro - oprócz kilku warszawskich ulic – po pozostałych ulicach w kraju chodzi nieskażona heteronorma, skoro Policja nie wie nic o tym, żeby osobom LGBTQ działa się homofobiczna krzywda, skoro osoby LGBTQ nie walczą o swoje prawa w sądach ani instytucjach? Pardon, zagalopowałem się – „nie ma” gejów i lesbijek, bo przecież osób biseksualnych nie ma w ogóle (przejrzyjcie wypowiedzi osób tak różnych jak Krystian Legierski, Łukasz Pałucki oraz Tomek Szypuła i znajdźcie w nich osoby biseksualne wymienione na równi z gejami i lesbijkami), a osoby transpłciowe (z naciskiem na transseksualne) są jakoś obok i na doczepkę. I kto to w ogóle są te osoby queer?
Zamiast ruchu LGBTQ mamy w Polsce ukrywającą się grupę społeczną szacowaną na 1-2 miliony ludzi. Nawet w internecie widać tylko ułamek tej liczby – największy portal społecznościowy zrzesza raptem 54 000 ludzi, a największy portal randkowy dla mężczyzn – niespełna 83 000. Organizacje branżowe zrzeszają garstkę ludzi – opowieści o setkach czy tysiącach można włożyć między bajki. To ledwo zaczątek ruchu LGBTQ, który próbuje robić wszystko naraz: uświadamiać osoby LGBTQ, budować ich tożsamości, edukować resztę społeczeństwa oraz wysuwać postulaty zmian w prawie. Na zamierzone efekty tych działań przyjdzie długo czekać. Przykład: w Warszawie łatwo można zrobić wydarzenie branżowe – np. festiwal – ale i tak przyjdzie na niego mało ludzi. I zawsze ci sami. Ten sam schemat powtarza się w tych nielicznych miastach, gdzie raczkują branżowe organizacje. O jakiej widoczności LGBTQ, o jakiej medialnej i społecznej percepcji tych osób można wobec tego mówić?
Tylko liczby zapewniają widoczność, tylko licznym przyznaje się rację. Bez tego osoby LGBTQ zawsze będą sprowadzane do roli marginalnej grupy żądającej „przywilejów”, podczas gdy milcząca reszta nie zwraca na siebie żadnej uwagi, jest niewidzialna ergo spokojna i zadowolona ze status quo. Nie rzuca się w oczy i tak ma pozostać. Taki „kompromis”.
Parada temu zaprzecza. Parada podważa heteronormę, jest różnorodna i bogata, jest kwintesencją wolności wypowiedzi i wolności bycia sobą – kto jak kto, ale osoby LGBTQ jako pierwsze powinny docenić ten aspekt Parady. Parada przeraża władze – bo jest nieokiełznanym tłumem: nie sposób go zignorować, nie można udać, że go nie ma. Objawia się raz do roku i przypomina o „problemie” LGBTQ. Media próbują zbagatelizować i strywializować Paradę – a ona i tak kłuje w oczy.
Parada - mimo mgławicowości i braku jednego przekazu – jest jedynym głosem dostatecznie donośnym, żeby dotrzeć wszędzie i powiedzieć „we’re queer, we’re here”. To jest etap, na którym naprawdę jesteśmy. Z tego względu mam w nosie, kto robi Paradę, kto się przy tej okazji lansuje, kto na tym robi prawdziwy czy rzekomy biznes. Parada powinna być co miesiąc.
Źródło: www.homiki.pl
Etykiety:
Homopromocja,
Homosłowo,
Polityka
Lokale gejowskie
Na blogu Wojciecha Szota ciekawa relacja ze spaceru po warszawskich lokalach gejowskich i refleksje po zamknięciu Rasko. Ciekawa dla mnie tym bardziej, że moje spostrzeżenia dotyczące lokali nie we wszystkich przypadkach pokrywają się z oceną Abiekta, glównie dlatego, że uwielbiam klimaty H&M, a jeszcze bardziej kręci mnie Bershka. Co do dawnego Rasko to było ono według mnie miejscem przytulnym, ale niestety proporcjonalnie do tej przytulności kiczowatym. Kiczowaty wystrój nie był na szczęście w stanie zabić sympatycznego klimatu lokalu, który w mojej ocenie był zasługą właścicieli i obsługi. Rasko na ul. Burakowskiej było już zupełnie innym lokalem. Postindustrialne wnętrza zaadoptowane na cele rozrywkowe bywają często bardzo ciekawe, ale garaż w którym mieściło się Rasko do nich w mojej ocenie nie należał. Nie ma sensu się jednak nad tym rozwodzić dłużej, wszak jest to kwestia gustu. I dla jasności nie piję do tego, że mój gust jest lepszy, a czyjś gorszy. Jest po prostu inny i to dobrze, bo nie byłoby ciekawie, gdyby wszyscy chcieli chodzić do lokali o designie a la Bershka. Nie drżę jak Abiekt na myśl, że przy postępującej emancypacji klubowej miejsca stricte gejowskie przestaną istnieć. Gettowość jest dla mnie stanem nienaturalnym. Uważam jednak, że w pewnych warunkach społecznych lokale gejowskie mogą spełniać pozytywną rolę emancypacyjną i być miejscem, gdzie można w przyjemny sposób spędzić czas z ukochanym czy przyjaciółmi bez ryzyka nieprzyjemności ze strony homofobów. Lokale gejowskie stanowią przyjemną strefę bez homofobii, ale tak powinno być wszędzie. Geje i lesbijki mają prawo być gejami i lesbijkami, okazywać sobie uczucia i spędzać czas bez homofonicznych szykan i uwag we wszystkich lokalach. To jest według mnie sytuacja pożądana. Lokale gejowskie, choć stanowią bezpieczną oazę dla osób homoseksualnych prowadzą do swojego rodzaju odizolowania społecznego. Dla wielu osób są jedynymi miejscami, gdzie pozwalają sobie na bycie sobą, na przytulenie do ukochanej osoby, pocałowanie jej czy trzymanie jej za rękę. Osoby te często wracają z lokalu do domów i pracy, gdzie z obawy przed homofobią udają heretyków. To dobrze, że są miejsca gdzie geje i lesbijki nikogo nie udają i są sobą, gdzie nie muszą obawiać się dziwnych spojrzeń, homofobicznych komentarzy lub obrażania, ale nie cieszy mnie, że w wielu pozostałych miejscach geje i lesbijki mogą się spotkać nie tylko z ostracyzmem ale i agresją. Nie chcę, by dzielono lokale na gejowskie, heteryckie i homo-friendly czy hetero-friendly. Każdy lokal, bez względu na to czy jest to klub, kawiarnia czy restauracja, powinien być miejscem, gdzie można bez homofobii zjeść, napić się, potańczyć i porozmawiać. Do takiego czy innego lokalu powinno się chodzić dlatego, że jest tam serwowane smaczne jedzenie, można tam wypić dobrego drinka, puszczana jest muzyka, jaką się lubi, albo ma ciekawy wystrój. Chorym jest, że w lokalach innych niż gejowskie osoby homoseksualne spotykają się z homofobicznymi reakcjami personelu bądź innych klientów. Ja bym bardzo chciał, by w końcu nastała normalność, w której geje i lesbijki nie musieliby obawiać się niczego we wszystkich lokalach oraz by kryterium wyboru lokalu przez gejów nie było to, że w pozostałych mogą być narażeni na homofobię i dyskryminację.
Etykiety:
Homopromocja
czwartek, 17 lutego 2011
Belgia - kraj złudzeń!
Od miesiąca intensywnie śledzę historię belgijskiego małżeństwa Laurentego Ghilaina i Petera Meurrensa, które walczy o przywiezienie swojego syna do Belgii z Ukrainy, gdzie przebywa w domu dziecka od ponad 2 lat. Niestety sprawa wciąż nie została rozwiązana, choć wszystko wskazywało na to, że Samuel odzyska rodziców. 15 lutego sąd belgijski po ponad 2 latach uznał ojcostwo Laurentego Ghilaina. Wcześniej, mimo dostarczanych dowodów w postaci testów genetycznych, dwukrotnie odmawiał. Przed kilkoma dniami sąd apelacyjny potwierdził w końcu prawo małżonków do dziecka i nakazał wydanie belgijskiego paszportu, by mogło ono przyjechać z ojcami do Belgii. Radość Laurentego i Petera z wyroku nie trwał jednak długo. Ministerstwo nie uznało wyroku sądu i nadal odmawia wydania paszportu dziecku. Wygląda na to, że sprawa wróci na salę sądową. Cała historia wydaje się nieprawdopodobna. Laurent Ghilian jest biologicznym ojcem małego Samuela. Przedstawił na to niezbite dowody. Ma dobrą pracę i nieposzlakowaną opinię. Tak samo jak jego mąż. Sytuacja obu gwarantuje, że dziecko będzie miało zaspokojone wszystkie potrzeby. Dziecko jednak wciąż jest w domu dziecka na Ukrainie, bo rząd belgijski nie chce uznać ojcostwa i wydać paszportu. To brzmi niewiarygodnie, ale niestety jest prawdą. Nie rozumiem, jakie korzyści widzi w tym belgijski rząd. Dziecko wychowuje się w bez rodziców w jednym z najbiedniejszych państw europejskich, a rodzice są zmuszeni wydawać pieniądze na prawników, podczas gdy mogliby za te pieniądze zapewnić wychowanie nie tylko jednemu dziecku, ale zapewne kilkudziesięciu. Postawa rządu belgijskiego jest pozbawiona nie tylko rozsądku, ale i zwykłych ludzkich uczuć. Para belgijska zwróciła się z prośbą o zainteresowanie sprawą mediów z całego świata, w tym do pisania by zajęła się nią stacja CNN. Wysłałem swój list i przekazuję dalej prośbę do wszystkich czytających tego bloga. Zgodnie z prośbą belgijskiej pary kliknijcie w ten link CNN i nagłośnijcie sprawę. Może to bezsensowna desperacja, ale szczerze współczuję dziecku i ojcom tej sytuacji i chciałbym jakoś pomóc. Wyobrażam sobie, co muszą czuć w tej sytuacji i jeśli jest choć cień szansy, że zajęcie się sprawą przez CNN przyczyni się do jej rozwiązania to uważam, że należy nakłonić do tego tę stację telewizyjną.
Etykiety:
Homofobia,
Homopromocja,
Polityka,
Prawo
Piróg dla Polskiego Radia, Radziszewski dla Krakowa
Nie ukrywałem nigdy, a wręcz przeciwnie, że najbardziej ze wszystkich homocelebrytów cenię sobie dwie osoby: Michała Piróga i Karola Radziszewskiego. Cenię ich za pasję, za talent, za bycie sobą i za to, że potrafią mówić poważnie o rzeczach ważnych i za to, że poprzez realizację swoich pasji i tego co robią angażują się w sprawy środowiska gejowskiego, łącząc naturalnie te dwie rzeczy ze sobą. W odróżnieniu od innych znanych osób, jak Raczek czy Poniedziałek, nie kreują się sztucznie na polskich Milków, ale są nimi naprawdę. Więc tym, którzy są z lub spod Krakowa zachęcam do obejrzenia nowej wystawy Radziszewskiego, a wszystkim bez względu na geograficzne położenie polecam posłuchanie wywiadu udzielonego ostatnio przez Piróga Ewelinie Grygiel dla Polskiego Radia.
Co do rzekomych zmian w podejsciu banków do par jednopłciowych przy udzielaniu kredytów to nie jest tak, że nie są już dyskryminowane. Kredyt wspólny dostaną, ale wówczas, gdy obaj partnerzy mają zdolnosć kredytową. Dla każdego z kredytobiorców jest ona ustalana oddzielnie. W ptrzypadku małżeństw jest nieco inaczej - liczy się zdolnosć kredytową dla obu małżonków razem. Jest więc prawie tak samo, ale prawie w tym przypadku jest istotną różnicą.
Co do rzekomych zmian w podejsciu banków do par jednopłciowych przy udzielaniu kredytów to nie jest tak, że nie są już dyskryminowane. Kredyt wspólny dostaną, ale wówczas, gdy obaj partnerzy mają zdolnosć kredytową. Dla każdego z kredytobiorców jest ona ustalana oddzielnie. W ptrzypadku małżeństw jest nieco inaczej - liczy się zdolnosć kredytową dla obu małżonków razem. Jest więc prawie tak samo, ale prawie w tym przypadku jest istotną różnicą.
Etykiety:
Homopromocja,
Prawo
środa, 16 lutego 2011
Wykorzystaj szansę - Arent
Niedawno komentowałem debilizmy wygłaszane przez Panią Iwonę Arent. Komentolwali też i inni. Teraz możesz skomentować i ty. Kwintesencja homofobicznej bigoterii założyła swój kanał na youtube. Wykorzystajcie więc szansę.
poniedziałek, 14 lutego 2011
Homomałżeństwa w Wielkiej Brytanii
Rząd brytyjski zapowiedział zmiany prawne umożliwiające parom jednopłciowym zawieranie małżeństw. Od kilku lat geje i lesbijki mogą w Wielkiej Brytanii zawierać cywilne związki partnerskie. Skutki prawne tych związków są co prawda takie same jak małżeństwa, ale chociażby z nazwy małżeństwami nie są. Cieszę się, że rząd brytyjski dostrzegł absurd tego seksualnego apartheidu. Obowiązywanie dwóch instytucji z tymi samymi uregulowaniami wydaje się być śmieszne, skoro może być to jedna instytucja dostępna dla wszystkich. Tzw. chrześcijanie krzyczą o zamachu na instytucję małżeństwa (skąd ja to znam!), co jest dla mnie śmieszne i absurdalne. Heteroseksualiści przecież nic nie stracą, jeżeli parom homoseksualnym przyzna się prawo do zawarcia małżeństwa. Czy tzw. chrześcijanie uważają, że dla heteroseksualistów homoseksualizm jest tak pociągający i interesujący, że zamiast z osobami odmiennej płci zaczną zawierać małżeństwa z kimś tej samej płci? Przecież to idiotyczne. Choć z drugiej strony łaskocze to moją homoseksualną dumę, albowiem nie sądziłem, że homoseksualizm jest dla nich aż tak atrakcyjny, że boją się odejścia swych mężów i żon w celu połączenia się homoseksualnym węzłem małżeńskim. Irytujące są dla mnie wycia chrześcijańskich terrorystów, że małżeństwa homoseksualne są niezgodne z ich mitologią. Chuj mnie obchodzi ich mitologia. Jeśli tak jest dla nich ważna ta bajka to czemu nie zajmą się najpierw sobą i nie ukamienują cudzołożników w ich szeregach albo tych, którzy spośród nich pracują w szabat? Przecież tak nakazuje im ich mitologia. Również powoływanie się na tradycję i dorobek chrześcijaństwa jest niedorzeczne. Małżeństwo istniało tysiąclecia wcześniej niż pojawiły się pierwsze sekty chrześcijańskie. I w historii różnie ono wyglądało. Poza tym warto zauważyć, że małżeństwo przestało być w cywilizowanym państwie instytucją religijną i funkcjonuje coś takiego jak małżeństwo cywilne. Co zaś tyczy się tradycji to pomyłką jest utożsamienie tradycji z czymś wyłącznie dobrym. Jeśli byśmy mieli cenić wszystko co tradycyjne to powinniśmy przywrócić niewolnictwo, bo miało długą tradycję, albo odebrać kobietom prawo głosu, wszak tradycja braku praw kobiet jest dłuższa niż okres, gdy kobiety nie są dyskryminowane. Powoływanie się na tradycję przy dyskryminowaniu ludzi jest czymś obrzydliwym i godnym potępienia. Wracając do sprawy zmiany prawa w Wielkiej Brytanii rząd raczej nie zamierza ulegać chrześcijańskim bigotom i wygląda na to, że niedługo brytyjscy geje będą mogli nie tylko zawrzeć małżeństwo przed urzędnikiem stanu cywilnego ale i powiedzieć sakramentalne tak przed ołtarzem.
Nie wszędzie jednak jest tak różowo. W Szwajcarii od jakiegoś czasu robi się coraz bardziej brunatnie. Ostatnim przejawem jest nakaz ekstradycji do Iranu geja, który mieszka od kilkunastu lat w Szwajcarii. Nie tylko mieszka, ale i jest w zarejestrowanym związku partnerskim z obywatelem szwajcarskim, dzięki czemu otrzymał prawo stałego pobytu. Zostało ono jednak cofnięte i Irańczykowi grozi niebezpieczeństwo. Sędziowie uznali jednak, że nie musi on przebywać w Szwajcarii i może wrócić do Iranu. Nie uznali za ważne, że z powodu homoseksualizmu może stracić on tam swoje życie. Stwierdzili, że wystarczy, by nie uprawiał seksu i nie ujawniał się. Co za debilizm! Szwajcaria była uważana kiedyś za oazę tolerancji. Jeśli w ogóle była nią kiedyś to wyrok w sprawie Irańczyka świadczy o tym, że dziś na pewno nią nie jest. Werdykt sądu jest nie tylko niezgodny z prawami szwajcarskim, ale i europejskimi prawami człowieka, które nakazują ochronę uchodźców i przyznanie azylu osobom, którym grozi prześladowanie w kraju pochodzenia. Uzasadnienie szwajcarskiego sądu, że w Iranie homoseksualiści mogą być bezpieczni jeśli tylko nie będą homoseksualistami jest niedorzeczne. To kompletny idiotyzm. Proponuję tym sędziom przejechać się do Iranu, przestać być heteroseksualistami i zacząć być homoseksualnymi.
Nieciekawie jest także w Limie, stolicy Peru, gdzie policja zaatakowała demonstrację homoseksualną. Powód? Bo uczestnicy demonstracji całowali się na znak protestu przeciwko dyskryminacji! Dla niezorientowanych w geografii świata wyjaśniam, że Peru to taki kraj w Ameryce Południowej, którego władze uważają go za demokratyczny. Policja pobicie i poturbowanie grupy osób tłumaczy właśnie demokracją, która kazała im zapobiec nielegalnej demonstracji i moralnemu zgorszeniu. O! To zupełnie jak w Poznaniu podczas słynnego już marszu, gdzie również spałowanie manifestantów pan minister tłumaczył troską o demokrację. Byłoby to śmieszne, gdyby było fikcją. Niestety nie jest. Przypomina mi się dowcip o Jasiu, który spytał rodziców o to, co to jest demokracja, a rodzice mu odpowiedzieli tak: Demokracja Jasiu jest wówczas, kiedy większość uzna, że powinniśmy zabić twojego pieska i go zjeść, a my będziemy musieli to zrobić. Dowcip ten jest śmieszny tylko wówczas jeśli pozostaje dowcipem. Jeśli staje się rzeczywistością boli, o czym dosłownie przekonali się na własnych ciałach i manifestanci z Limy i z Poznania. Na osłodę pozostaje przytoczony na początku news z Wielkiej Brytanii. Niewielka z niego radość i praktyczne znaczenie dla polskich gejów i lesbijek, aczkolwiek dodaje on otuchy, kiedy się uświadomi, że zmiany te wprowadzić zamierza Partia Konserwatywna, która jeszcze dekadę temu była przeciwna umożliwieniu nauczania o homoseksualizmie w szkole i zrównaniu wieku dopuszczalności stosunków homo- i heteroseksualnych, a nieco wcześniej opowiadała się za całkowitą penalizacją homoseksualizmu. Przyznać muszę, że do końca nie ufam brytyjskim konserwatystom, chociażby dlatego, że zawarli sojusz polityczny z PiSem w Parlamencie Europejskim. Jednocześnie mam nadzieję, że ucywilizują oni tę pisowską dzicz. Jednak trudno mi sobie wyobrazić Zbiorę upominającego się o małżeństwa homoseksualne. Trudno, choć z tego co jest - w języku polskich ministrów z partii pseudoliberalnej - tajemnicą poliszynela właśnie temu politykowi na takich rozwiązaniach powinno najbardziej zależeć.
Nie wszędzie jednak jest tak różowo. W Szwajcarii od jakiegoś czasu robi się coraz bardziej brunatnie. Ostatnim przejawem jest nakaz ekstradycji do Iranu geja, który mieszka od kilkunastu lat w Szwajcarii. Nie tylko mieszka, ale i jest w zarejestrowanym związku partnerskim z obywatelem szwajcarskim, dzięki czemu otrzymał prawo stałego pobytu. Zostało ono jednak cofnięte i Irańczykowi grozi niebezpieczeństwo. Sędziowie uznali jednak, że nie musi on przebywać w Szwajcarii i może wrócić do Iranu. Nie uznali za ważne, że z powodu homoseksualizmu może stracić on tam swoje życie. Stwierdzili, że wystarczy, by nie uprawiał seksu i nie ujawniał się. Co za debilizm! Szwajcaria była uważana kiedyś za oazę tolerancji. Jeśli w ogóle była nią kiedyś to wyrok w sprawie Irańczyka świadczy o tym, że dziś na pewno nią nie jest. Werdykt sądu jest nie tylko niezgodny z prawami szwajcarskim, ale i europejskimi prawami człowieka, które nakazują ochronę uchodźców i przyznanie azylu osobom, którym grozi prześladowanie w kraju pochodzenia. Uzasadnienie szwajcarskiego sądu, że w Iranie homoseksualiści mogą być bezpieczni jeśli tylko nie będą homoseksualistami jest niedorzeczne. To kompletny idiotyzm. Proponuję tym sędziom przejechać się do Iranu, przestać być heteroseksualistami i zacząć być homoseksualnymi.
Nieciekawie jest także w Limie, stolicy Peru, gdzie policja zaatakowała demonstrację homoseksualną. Powód? Bo uczestnicy demonstracji całowali się na znak protestu przeciwko dyskryminacji! Dla niezorientowanych w geografii świata wyjaśniam, że Peru to taki kraj w Ameryce Południowej, którego władze uważają go za demokratyczny. Policja pobicie i poturbowanie grupy osób tłumaczy właśnie demokracją, która kazała im zapobiec nielegalnej demonstracji i moralnemu zgorszeniu. O! To zupełnie jak w Poznaniu podczas słynnego już marszu, gdzie również spałowanie manifestantów pan minister tłumaczył troską o demokrację. Byłoby to śmieszne, gdyby było fikcją. Niestety nie jest. Przypomina mi się dowcip o Jasiu, który spytał rodziców o to, co to jest demokracja, a rodzice mu odpowiedzieli tak: Demokracja Jasiu jest wówczas, kiedy większość uzna, że powinniśmy zabić twojego pieska i go zjeść, a my będziemy musieli to zrobić. Dowcip ten jest śmieszny tylko wówczas jeśli pozostaje dowcipem. Jeśli staje się rzeczywistością boli, o czym dosłownie przekonali się na własnych ciałach i manifestanci z Limy i z Poznania. Na osłodę pozostaje przytoczony na początku news z Wielkiej Brytanii. Niewielka z niego radość i praktyczne znaczenie dla polskich gejów i lesbijek, aczkolwiek dodaje on otuchy, kiedy się uświadomi, że zmiany te wprowadzić zamierza Partia Konserwatywna, która jeszcze dekadę temu była przeciwna umożliwieniu nauczania o homoseksualizmie w szkole i zrównaniu wieku dopuszczalności stosunków homo- i heteroseksualnych, a nieco wcześniej opowiadała się za całkowitą penalizacją homoseksualizmu. Przyznać muszę, że do końca nie ufam brytyjskim konserwatystom, chociażby dlatego, że zawarli sojusz polityczny z PiSem w Parlamencie Europejskim. Jednocześnie mam nadzieję, że ucywilizują oni tę pisowską dzicz. Jednak trudno mi sobie wyobrazić Zbiorę upominającego się o małżeństwa homoseksualne. Trudno, choć z tego co jest - w języku polskich ministrów z partii pseudoliberalnej - tajemnicą poliszynela właśnie temu politykowi na takich rozwiązaniach powinno najbardziej zależeć.
Etykiety:
Homofobia,
Homopromocja,
Polityka,
Prawo
Νίνο - 14 φλεβάρη
πάντοτε μαζί μακάρι
είσαι τ’ άλλο μου μισό
χρόνια μας πολλά μωρό μου
έχω περάσει τα 25
κι η καρδιά μου μοιάζει 5
έχω μέσα μου ζωή
έχω μέσα μου ζωή
στην κατηφόρα πατάω γκάζι
τίποτα δε με τρομάζει
έχω δρόμο να τραβήξω
έχω όνειρα πολλά
σου τραγουδάω μόνο το ένα
την αγάπη μου για σένα
να κρατάς σαν φυλαχτό
ακόμη κι όταν θα χαθώ
έχε πίσω τις αναμνήσεις
ποτέ σου μην τις σβήσεις
γιατί αυτά είναι που θα μείνουν
από μέσα σου δεν σβήνουν
14 Φλεβάρη
κι ο έρωτας φωτιά έχει πάρει
δυο φιλιά σου απόψε δωσ’ μου
γι’ όλα τα λεφτά του κόσμου
14 Φλεβάρη
πάντοτε μαζί μακάρι
είσαι τ’ άλλο μου μισό
χρόνια μας πολλά μωρό μου
ότι έχω ζήσει έως τώρα
μου ‘χουν δώσει μία φόρα
για ν’ αντέξω στη βροχή
στους κεραυνούς σ’ όλα μαζί
όσοι έρωτες κι αν ήρθαν
ήταν σαν να μην υπήρχαν
σ’ έχω ερωτευτεί
σ’ έχω ερωτευτεί
Etykiety:
Out of category
Subskrybuj:
Posty (Atom)