W Advocate ciekawy artykuł Michaela Lucasa poświęcony protestom antyrządowym w Afryce i Bliskim Wschodzie. Nadzieja, wolność i demokracja - te trzy słowa mają mało wspólnego lub nic z tym co dzieje się w Egipcie w tej chwili – pisze Lucas. Jednak ignorujący to liberalni publicyści wydają się zrównywać zamieszki w Egipcie z tym, co działo się na Placu Tiananmen przed 20 laty. Jest to zupełna pomyłka.
Bardzo prawdopodobnym jest, że protestujący w Egipcie po obaleniu reżimu Mubaraka zastąpią go czymś znacznie gorszym. Zwłaszcza dla osób homoseksualnych. Nie powinno nikogo zaskoczyć to, że obalenie władzy w Egipcie stanie się początkiem gorszych prześladowań i nasilenia się przypadków łamania praw człowieka. Nieporozumieniem jest uleganie fałszywym nadziejom na demokratyzację Egiptu po dokonaniu rewolucji. Fałszywym jest samo przedstawianie wydarzeń rozgrywających się w Kairze i innych miastach Egiptu jako walki o prawa człowieka. To krok ku islamizacji i rządom religijnych fanatyków, a krok wstecz dla demokracji.
Wprawdzie protestujący wyszli na ulice z powodu ubóstwa i korupcji w rządzie, ale jasnym jest, że to niezadowolenie społeczne chcą wykorzystać do swoich celów radykalne siły islamskie, które dotąd trzymane były na smyczy przez prezydenta Egiptu Hosni Mubaraka. Jakie to cele nie jest trudno odgadnąć.
Jeśli – jak się przewiduje – dojdą do władzy siły religijne, Egipt z kraju, gdzie geje i lesbijki są już i tak w trudnej sytuacji, może przemienić się w kraj, gdzie homoseksualiści będą w tragicznej sytuacji, a prześladowania, więzienia a nawet wyroki śmierci staną się rzeczą powszechną. Obecnie w Egipcie brak przepisów prawnych zakazujących stosunki homoseksualne. Geje są jednak często poddawani prześladowaniom i więzieni na podstawie innych przepisów. Znany jest przypadek ukarania 17 latami wiezienia siedemnastolatka, który umieścił swoje zdjęcia na profilu randkowym dla gejów. Zapadały podobne wyroki za organizowanie imprez gejowskich. Wykorzystywano przepisy o naruszeniu moralności publicznej lub prostytucji. Prześladowania te nasiliły się po 2000 roku. Wcześniej władze przymykały oko na homoseksualizm, zwłaszcza w kurortach, gdzie tolerowano nawet męską prostytucję. Teraz może być jednak znacznie gorzej.
Jak pisze Michael Lucas w Advocate, ciemne burzowe chmury islamskiego faszyzmu zbierają się nad Kairem i Bejrutem. Rewolucja w Egipcie ma liberalną twarz tylko na Facebooku i Twitterze. Na ulicach wściekły tłum wykrzykuje wersety Koranu i sprzyja Bractwu Muzułmańskiemu, które zapowiada islamizację kraju po dojściu do władzy. Najważniejszym sprzymierzeńcem Bractwa Muzułmańskiego są władze Iranu. Organizacja ta nie ukrywa, że dąży do wprowadzenia szariatu w całym świecie arabskim i jest wrogo nastawiona do Izraela.
Mówienie bzdur o rewolucji sił demokratycznych w Egipcie jest smutną ironią. Dążenia rewolucjonistów egipskich są zaprzeczeniem demokracji liberalnej, która jest podstawą współczesnej cywilizacji Zachodu. To co się dzieje w Egipcie nie jest rewolucją demokratów, to rewolucja islamistów. Arabska ulica może obalić dzisiaj Mubaraka, ale należy dostrzec, jakie mogą być tego jutrzejsze konsekwencje. Egipt po rewolucji i objęciu władzy przez Bractwo Muzułmańskie stanie siępaństwem wyznaniowym i fundamentalistycznym jak Iran czy Pakistan, gdzie liberalizm będzie kozłem ofiarnym, na który zrzuca się będzie odpowiedzialność za problemy ekonomiczne, kobiety bez burek kamienować, a gejów wieszać.
Jeśli Liban znajdzie się w rękach Hezbollahu, a radykalne siły islamskie przejmą władzę w Egipcie, możemy zbliżać się do krawędzi wielkiego i przerażające zderzenia cywilizacji. Potencjalne scenariusze są zatrważające. Dziesiątki miliardów dolarów pomocy na uzbrojenie oraz czołgi i samoloty przekazane przez Stany Zjednoczone Egiptowi za rządów Mubaraka mogą zwrócić się nie tylko przeciwko darczyńcom ale i całemu światu zachodniemu. Nie byłby to pierwszy taki przypadek w historii. Nie powinno nikogo zadziwić jeśli okaże się, że środowiska, które dziś popierają protestujących w Egipcie, za kilka lat będą zmuszone bronić przed nimi zachodnich wartości.
Bardzo prawdopodobnym jest, że protestujący w Egipcie po obaleniu reżimu Mubaraka zastąpią go czymś znacznie gorszym. Zwłaszcza dla osób homoseksualnych. Nie powinno nikogo zaskoczyć to, że obalenie władzy w Egipcie stanie się początkiem gorszych prześladowań i nasilenia się przypadków łamania praw człowieka. Nieporozumieniem jest uleganie fałszywym nadziejom na demokratyzację Egiptu po dokonaniu rewolucji. Fałszywym jest samo przedstawianie wydarzeń rozgrywających się w Kairze i innych miastach Egiptu jako walki o prawa człowieka. To krok ku islamizacji i rządom religijnych fanatyków, a krok wstecz dla demokracji.
Wprawdzie protestujący wyszli na ulice z powodu ubóstwa i korupcji w rządzie, ale jasnym jest, że to niezadowolenie społeczne chcą wykorzystać do swoich celów radykalne siły islamskie, które dotąd trzymane były na smyczy przez prezydenta Egiptu Hosni Mubaraka. Jakie to cele nie jest trudno odgadnąć.
Jeśli – jak się przewiduje – dojdą do władzy siły religijne, Egipt z kraju, gdzie geje i lesbijki są już i tak w trudnej sytuacji, może przemienić się w kraj, gdzie homoseksualiści będą w tragicznej sytuacji, a prześladowania, więzienia a nawet wyroki śmierci staną się rzeczą powszechną. Obecnie w Egipcie brak przepisów prawnych zakazujących stosunki homoseksualne. Geje są jednak często poddawani prześladowaniom i więzieni na podstawie innych przepisów. Znany jest przypadek ukarania 17 latami wiezienia siedemnastolatka, który umieścił swoje zdjęcia na profilu randkowym dla gejów. Zapadały podobne wyroki za organizowanie imprez gejowskich. Wykorzystywano przepisy o naruszeniu moralności publicznej lub prostytucji. Prześladowania te nasiliły się po 2000 roku. Wcześniej władze przymykały oko na homoseksualizm, zwłaszcza w kurortach, gdzie tolerowano nawet męską prostytucję. Teraz może być jednak znacznie gorzej.
Jak pisze Michael Lucas w Advocate, ciemne burzowe chmury islamskiego faszyzmu zbierają się nad Kairem i Bejrutem. Rewolucja w Egipcie ma liberalną twarz tylko na Facebooku i Twitterze. Na ulicach wściekły tłum wykrzykuje wersety Koranu i sprzyja Bractwu Muzułmańskiemu, które zapowiada islamizację kraju po dojściu do władzy. Najważniejszym sprzymierzeńcem Bractwa Muzułmańskiego są władze Iranu. Organizacja ta nie ukrywa, że dąży do wprowadzenia szariatu w całym świecie arabskim i jest wrogo nastawiona do Izraela.
Mówienie bzdur o rewolucji sił demokratycznych w Egipcie jest smutną ironią. Dążenia rewolucjonistów egipskich są zaprzeczeniem demokracji liberalnej, która jest podstawą współczesnej cywilizacji Zachodu. To co się dzieje w Egipcie nie jest rewolucją demokratów, to rewolucja islamistów. Arabska ulica może obalić dzisiaj Mubaraka, ale należy dostrzec, jakie mogą być tego jutrzejsze konsekwencje. Egipt po rewolucji i objęciu władzy przez Bractwo Muzułmańskie stanie siępaństwem wyznaniowym i fundamentalistycznym jak Iran czy Pakistan, gdzie liberalizm będzie kozłem ofiarnym, na który zrzuca się będzie odpowiedzialność za problemy ekonomiczne, kobiety bez burek kamienować, a gejów wieszać.
Jeśli Liban znajdzie się w rękach Hezbollahu, a radykalne siły islamskie przejmą władzę w Egipcie, możemy zbliżać się do krawędzi wielkiego i przerażające zderzenia cywilizacji. Potencjalne scenariusze są zatrważające. Dziesiątki miliardów dolarów pomocy na uzbrojenie oraz czołgi i samoloty przekazane przez Stany Zjednoczone Egiptowi za rządów Mubaraka mogą zwrócić się nie tylko przeciwko darczyńcom ale i całemu światu zachodniemu. Nie byłby to pierwszy taki przypadek w historii. Nie powinno nikogo zadziwić jeśli okaże się, że środowiska, które dziś popierają protestujących w Egipcie, za kilka lat będą zmuszone bronić przed nimi zachodnich wartości.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz