niedziela, 4 lipca 2010

Rozważania (nie tylko) przedparadowe

Do warszawskiego Europride już tylko dwa tygodnie. Mnogość imprez odbywających się w jego ramach jest imponująca. Choć kilka rzeczy bym dodał a kilka zmienił to i tak nie zmienia to faktu, że jest super. Tak bagatego w imprezy programu nie powstydziłoby się żadne miasto. Do tego prawdziwa perełka pride'owa w postaci wystawy "Ars Homo Erotica". Jedyną rzeczą, o którą się martwię jest - jak zawsze - frekwencja. Uważam, że organizatorzy skupili za małą uwagę na zachęceniu ludzi do wzięcia udziału w imprezach, w tym w samej paradzie, licząc na to, że wszyscy sami przyjdą. Europride – pomimo swej wyjątkowości, społecznego charakteru i politycznego wydźwięku – jest jednak produktem, który też trzeba umieć sprzedać. Moim zdaniem za mało było "pozytywnej" reklamy Europride, a za dużo aury skandalu. W mediach za często słyszy się o Europride w kontekście protestów homofobów a za mało o wydarzeniach, które oferuje. O ile na homofobiczne reakcje organizatorzy nie mieli wpływu lub co najwyżej mogli lepiej lub gorzej odpowiadać na nie, to na reklamę Europride wpływ mieli.
Szkoda, że organizatorzy nie poprosili o wsparcie Europride znanych muzyków, polityków, aktorów i innych celebrytów. Można było nakręcić krótkie filmy z ich udziałem reklamujące imprezę i postulaty ruchu gejowsko-lesbijskiego. Podobna kampania miała miejsce niedawno na Słowacji, gdzie słowaccy znane z mediów osoby promowały Dúhový Pride w Bratysławie:









Myślę, że rozsądniejszym byłoby, gdyby Maria Peszek, Katarzyna Figura czy Kuba Wojewódzki powiedzieli kilka słów poparcia dla parady i równouprawnienia osób homoseksualnych niż brali udział w idiotycznym „rzucaniu jajkiem w pedała”. Jestem pewien, że zebrałaby się całkiem spora liczba celebrytów, którzy chętnie wystąpiliby z takim pozytywnym przesłaniem. Jednocześnie byłaby to świetna riposta na durnotę Kukiza i Jackowskiego.
Teraz mamy sytuację kuriozalną. Z jednej strony parę znanych nazwisk pod homofobicznym protestem przeciwko paradzie i kilka osób, które w ramach promocji parady „rzucały jajkami w pedała”. Nie cieszy mnie to zestawienie. Wręcz przeciwnie, jestem nim zażenowany i zmartwiony.
Stworzenie kampanii społecznej z udziałem polskich celebrytów jest dobrym pomysłem nie tylko na promocję parady, ale także idei prawnego uregulowania związków jednopłciowych. Bardzo dobrze by się stało, gdyby w Polsce zrobiona została kampania na rzecz związków partnerskich lub małżeństw homoseksualnych na wzór amerykańskiej kampanii NOH8, w której wzięły udział nie tylko znane już wcześniej z progejowskiego nastawienia osoby jak Cher, ale również osoby, które wcześniej nie wypowiadały się w tej kwestii jak np. Cindy McCain, żona konserwatywnego kandydata na prezydenta, o czym informacja obiegła cały świat. Oprócz krótkich filmów wykonano serię plakatów z udziałem celebrytów.


















Spotkałem się dziś z krytyką takiego pomysłu. Zarzucono mu to, że jest zbyt prosty i banalny. Ja będę jednak jego bronił. Uważam, że jest bardzo dobry, zwłaszcza w Polsce, gdzie podobnej kampanii z krajowymi celebrytami poświęconej prawom osób homoseksualnych jeszcze nie było, natomiast – co warto zauważyć – znani aktorzy czy muzycy występowali w akcjach społecznych dotyczących innych kwestii. Proste pomysły bardzo często są najlepsze i tak jest moim zdaniem w tym przypadku. Nie wymaga on oszałamiających nakładów finansowych, a poza tym ma olbrzymią nośność, jest medialny i trafia do dużej liczby odbiorców, co jest przecież bardzo istotne. Niemożność przebicia się z naszymi postulatami do zwykłego heteroseksualnego Kowalskiego i Nowaka nastręcza dużo problemów organizacjom gejowsko-lesbijskim w Polsce. Media w Polsce nadal częściej mówią o protestach przeciwko paradzie czy – jak ostatnio – wystawie „Ars Homo Erotica” niż publikują głosy poparcia dla instytucjonalizacji związków jednopłciowych i wskazują na taką potrzebę. Jeśli już takowe się pojawiają to najczęściej są odpowiedzią na jakieś homofobiczne wydarzenie. Głosy za prawnym uregulowaniem związków homoseksualnych zazwyczaj przyjmują formę obrony na atak ze strony homofonicznych środowisk lub osób. Jeśli geje i lesbijki nie wyjdą poza ten schemat wciąż tkwić będą w roli ofiary. Stąd mój pomysł na przełamanie tego schematu. Zaangażowanie popularnych medialnie osób w kampanię promującą prawne uregulowanie związków jednopłciowych jest według mnie pomysłem bardzo dobrym. Uniknęlibyśmy przy tym mylnego przecież przeświadczenia, że w tej kwestii mają coś do powiedzenia i chcą to powiedzieć jedynie „zawodowi” geje jak Robert Biedroń czy Krystian Legierski i „zawodowa” lesbijka w osobie Ygi Kostrzewy. Jestem pewien, że o tej kampanii pisałyby wszystkie media – od Naszego Dziennika poprzez Pudelek i Fakt po Gazetę Wyborczą. Kampania ta może i banalna, może i prosta, ale sprawdzona i skuteczna. Z dobrych wzorów warto zawsze korzystać.
Wspomnę jeszcze o bardzo ciekawej kampanii z Estonii „AMOUR - Vahet pole”. W kampanii wzięło udział kilkanaście największych estońskich gwiazd muzyki, które zostały sfotografowane przez Indrek Galetin w scenach erotycznych, zarówno homo- jak i heteroseksualnych. Zdjęcia różnych par prezentowane były później na wystawie oraz zostały wydane w formie albumu, a pieniądze z jego sprzedaży przeznaczono na walkę z HIV/AIDS. Zdjęcia są przepiękne. Akcja miała niesamowity odzew społeczny, prezentowano ją niemal w każdej gazecie, czasopiśmie i telewizji. Do zdjęć pozowali Anu Saagim, Beatrice, Lenna Kuurmaa, Piret Järvis, Rolf Roosalu, Charlene, Leemet Prits, Karmen, Mari-Leen Kaselaan, Sietse Bakker, Jarmo Siim, Martin, Silvi Grigorjeva, Igor, Daana Ots, Annika Ülejõe, Margit Enno, Risto Kask, Madis Räästas, Siim, Karina Saron, Arvo, Roma, Alex, Karlon Kuusik, Mihkel, Janno Enno i Maarja. Są to jedne z najbardziej popularnych nazwisk w Estonii.
























Wracając do tematu parady, bardzo bym chciał, żeby to było radosne wydarzenie, z dużą ilością muzyki, kolorowe i roztańczone, ale nie możemy podczas tego święta zapomnieć o postulatach dotyczących instytucjonalizacji związków jednopłciowych. Nie bez przyczyny piszę o instytucjonalizacji związków a nie wprowadzeniu związków partnerskich, ponieważ liczę na to, że poza rozwiązaniami w formie związków partnerskich będzie podczas parady promowana także idea małżeństw jednopłciowych (tutaj szeroki uśmiech do osoby, którą od dłuższego czasu w internetowym świecie podziwiam i popieram, a dziś poznałem osobiście). Wszak w haśle tegorocznej parady znajduje się „równość”, a równość to nie są związki partnerskie. Równość to posiadanie przez każdego prawa do zawarcia małżeństwa bez względu na płeć wybranka swojego serca. Związki partnerskie – choćby nie wiem jak zbliżone pod względem prawnym do małżeństwa – są tworzeniem nowego systemu segregacji, zastępowaniem większej dyskryminacji mniejszą. Popieram ideę związków partnerskich nie z tego powodu, że jestem nią w pełni usatysfakcjonowany, a jedynie z braku przedstawiania przez środowisko homoseksualne alternatywy w postaci małżeństwa. W paradach hiszpańskich i portugalskich niemal od początku domagano się wyraźnie i stanowczo nie związków partnerskich a zniesienia dyskryminacji z zakresie dostępu gejów i lesbijek do małżeństwa. Może pójdźmy i my tą drogą. Niech zachętą będzie to, że w obu tych państwach demonstrowane cele zostały osiągnięte.
Wierzę w to, że głoszone na paradach hasła będą w końcu zrealizowane. Wszystko jest jedynie kwestią czasu. Dlatego tak ważne jest to, czego się dziś domagamy. Jeśli będziemy żądać teraz związków partnerskich to jestem przekonany, że za rok, dwa, trzy lub nieco więcej lat będziemy mieli możliwość ich zawierania. Powiedzmy sobie jednak szczerze – to nie jest rozwiązanie w pełni satysfakcjonujące. Państwa, które jako pierwsze wprowadzały związki partnerskie dla par jednopłciowych – Holandia, Szwecja, Norwegia, Islandia, Belgia -, zalegalizowały już małżeństwa jednopłciowe. W innych państwach, w których istnieje możliwość zawarcia przez osoby tej samej płci jedynie związku partnerskiego, dalej podnoszone są – jak najbardziej słuszne – żądania pełnej równości. W Polsce nie będzie inaczej. Związki partnerskie to rozwiązanie niedoskonałe, dobre jedynie jako etap na drodze do pełnego równouprawnienia, a nie ostateczny cel, ponieważ nadal segregują pary jedno – i różnopłciowe, co jest dyskryminujące. Miejmy odwagę żądać małżeństw, bo one są naszym ostatecznym celem. Tylko wówczas będzie można mówić o równości. Związki partnerskie mogłyby być dostępne oczywiście obok małżeństw, zarówno dla par jedno- i różnopłciowych. Byłaby to sytuacja idealna. Jednak same związki partnerskie są jedynie namiastką spełnienia naszych pragnień i namiastką równości. Nie lękajmy się mówić o naszych pragnieniach i o naszych prawach.
W tegorocznej paradzie chętnie pójdę za transparentem „Żądamy ustawy o związkach partnerskich”, ale chętniej poszedłbym za hasłem „Żądamy prawa do zawarcia małżeństwa”.

1 komentarz:

  1. Pomysł z akcją związaną z celebrytami fajny, ale mam wątpliwości czy faktycznie łatwo byłoby znaleźć chętnych celebrytów (choć kilku by się pewno znalazło).

    Co do reszty: wiele razy się zastanawiałem: pryncypia czy pragmatyczność i jednak opowiadałbym się za pragmatycznością. Najpierw związki partnerskie, potem małżeństwa i adopcje. Myślę, że tak pójdzie szybciej, niż gdyby próbować od razu wszsytko.

    OdpowiedzUsuń