W dniu 5 czerwca 2010 na stronie internetowej www.mamaitata.org.pl oraz na łamach „Rzeczpospolitej" opublikowano list otwarty „Cała Polska chroni dzieci". Sygnatariusze listu stają jakoby w obronie dzieci, które są zagrożone przez homoseksualne pary chętne do ich adoptowania. Wszystko to dzieje się zaś w kontekście europejskiej parady lesbijek i gejów, Europride 2010, która odbędzie się 17 lipca w Warszawie. Wśród osób, które list podpisały znajdują się np. ludzie kultury i sztuki (Mirosław Baka, Paweł Kukiz, Przemysław Gintrowski) oraz grono znanych profesorów, żeby wspomnieć chociażby byłego Rzecznika Praw Obywatelskich Andrzeja Zolla
Trzeba jasno powiedzieć, że od dawna nie spotkałem się z bardziej obłudnym listem. Ludzie, którzy świadomie lub mniej świadomie podpisali ten specyficzny apel uprawiają homofobię i dyskryminację w białych rękawiczkach. Oczywiście hasło obrony dzieci zawsze trafia w Polsce na podatny grunt, a sprawa adopcji dzieci przez pary homoseksualne jest też zawsze skrzętnie wykorzystywana przez przeciwników pełnego równouprawnienia osób homoseksualnych. Od prawie 20 lat słyszymy nieustannie o zagrożeniu polskich dzieci, płynącym ze strony tego środowiska, choć żaden ze znanych działaczy LGBT nic na ten temat nie mówił. Sprowadzanie problematyki dyskryminacji lesbijek i gejów tylko do tej kwestii to dowód na ubóstwo intelektualne oponentów środowiska gejowskiego oraz jego obłudę i zakłamanie. Prawdziwe problemy polskich dzieci to przemoc w rodzinie, niedożywienie, nierówności w dostępie do edukacji, niewydolność systemu opieki społecznej, bezrobocie rodziców. Naprawdę nigdzie na czają się hordy lesbijek i gejów pragnących zostać rodzicami zastępczymi!
A jednak zawsze, kiedy pojawia się temat związków partnerskich lub parad osób homoseksualnych, ktoś zaczyna krzyczeć, że „oni chcą adoptować nasze dzieci". Polskim lesbijkom i gejom nie w głowie jednak problemy rodzicielskie. Czytając ów „list otwarty" można odnieść wrażenie, że żyjemy w kraju absolutnej szczęśliwości par homoseksualnych, które osiągnęły już niemal wszystko, a teraz dążą do prawa do adopcji. Tymczasem Polska należy do najbardziej nieprzyjaznych tym związkom państw Unii Europejskiej, a wszelkie zapisy antydyskryminacyjne, np. w Kodeksie Pracy zostały wymuszone dyrektywami unijnymi. Polskie lesbijki i polscy geje nie mają żadnych uprawnień, które pozwalałyby im „żyć lepiej". To grupa ciągle w polskim prawie pomijana, dyskryminowana i niezauważana przez rządzących.
Jaskrawym tego przykładem mogą być skandaliczne wypowiedzi minister Elżbiety Radziszewskiej, powołanej do ochrony wszelkich mniejszości, a niedostrzegającej dyskryminacji homoseksualistów. Pani minister proponując „rozwiązania" problemu lesbijek i gejów np. dotyczące pobytu w szpitalu i prawa do odwiedzin bądź podejmowania decyzji o leczeniu, sugerowała oszukiwanie pracowników szpitala przy podawaniu danych osób bliskich. Tyle, że geje i lesbijki chcą być legalni niekoniecznie dzięki sprytowi i kłamstwu. Dyskryminujących przepisów jest znacznie więcej i dotyczą one m.in. spraw dziedziczenia po partnerze, gdzie pobierane podatki i zachowki mogą uszczuplić wspólnie wypracowany majątek pary nawet o połowę; kwestii prawa do pochowania partnera i wielu innych. Polscy homoseksualiści stoją w o wiele gorszej pozycji niż ich koledzy z innych państw Unii i dlatego przedstawianie przez niektóre środowiska jako podstawowego problemu kwestii adopcji dzieci to wyjątkowa obłuda. Pary lesbijek i gejów formalnie nie istnieją i nie trzeba chyba tego nikomu przypominać.
Twierdzenie jakoby Europride miał w swoim zamierzeniu skłanianie kogokolwiek do przyjęcia takich rozwiązań prawnych jest kuriozalne. W państwach liberalniejszej Unii jest to święto radości i dumy z bycia tym kim się jest. W Polsce będzie to bardziej zwrócenie uwagi na dyskryminację i problemy tego środowiska. Przy tej okazji musi jednak niepokoić fakt, że autorzy listu zniechęcają potencjalnych sponsorów tej imprezy. Nie jestem w stanie pojąć co Paweł Kukiz lub Mirosław Baka mają wspólnego z prawem firm do finansowania Europride 2010? Znacznie bardziej niebezpieczne jest jednak powątpiewanie prof. Andrzeja Zolla w trafność wyboru miejsca parady. To już zakrawa na powątpiewanie w trafność konstytucyjnych zapisów o prawie do wolności zgromadzeń. Takie podważanie prawa tej grupy do korzystania z przestrzeni publicznej to homofobia w białych rękawiczkach, gdyż na szczycie tej piramidy jest powątpiewanie profesora, a u jej podstawy wygoleni kolesie z kamieniami w dłoniach. Nietrudno zauważyć tę zależność. Profesor szczyci się następnie, że wspomagał organizatorów Marszu Równości w Poznaniu, po jego zakazaniu w 2005 roku, gdyż złamano tam prawo. Obawiam się, że dzisiejsze powątpiewania przekreślają niegdysiejsze zasługi Pana Profesora.
Na wszystko to nakłada się konformizm większości polskich polityków, którzy z ogromną niechęcią i tylko na wyraźne pytania dziennikarzy zajmują się tą problematyką, która najlepiej dla nich aby nie istniała. Naczelnym przykładem niech będzie Bronisław Komorowski, który kilka miesięcy temu w publicznych wypowiedziach dopuszczał poszukiwanie rozwiązań prawnych ułatwiających życie parom jednopłciowym, ale w przedwyborczej ankiecie TVN24 nie dostrzegał już problemów ekonomicznych i prawnych tej grupy.
To niedostrzeganie problemów całkiem sporej mniejszości owocuje morzem łez i małymi ludzkimi tragediami, które rozgrywają się każdego dnia. Jeśli sygnatariuszom tego listu tak bardzo leży na sercu dobro polskich dzieci, to niech zatroszczą się o te lesbijki i tych gejów, którzy są wyrzucani z domów przez własnych rodziców, a takich przypadków jest niemało.
Naprawdę po 20 latach „wolności" dożyliśmy dziwnych czasów. Za wielki sukces redakcji „Inaczej" uważam fakt, że po bogatej korespondencji z prof. Lechem Falandyszem i lobbingowi ze strony środowisk skupionych wokół miesięcznika, zapis o zakazie dyskryminacji ze względu na orientację seksualną znalazł się w Karcie Praw i Wolności przygotowanej w kancelarii Lecha Wałęsy. Ale to był rok 1993! Dzisiaj jesteśmy członkiem Unii Europejskiej i mamy XXI wiek, a ciągle trzeba przypominać niektórym osobom hasło Amnesty International: „Gay rights are human rights". I jest dla mnie rzeczą żenującą, że trzeba to przypominać także byłemu Rzecznikowi Praw obywatelskich z tytułem profesora.
Trzeba jasno powiedzieć, że od dawna nie spotkałem się z bardziej obłudnym listem. Ludzie, którzy świadomie lub mniej świadomie podpisali ten specyficzny apel uprawiają homofobię i dyskryminację w białych rękawiczkach. Oczywiście hasło obrony dzieci zawsze trafia w Polsce na podatny grunt, a sprawa adopcji dzieci przez pary homoseksualne jest też zawsze skrzętnie wykorzystywana przez przeciwników pełnego równouprawnienia osób homoseksualnych. Od prawie 20 lat słyszymy nieustannie o zagrożeniu polskich dzieci, płynącym ze strony tego środowiska, choć żaden ze znanych działaczy LGBT nic na ten temat nie mówił. Sprowadzanie problematyki dyskryminacji lesbijek i gejów tylko do tej kwestii to dowód na ubóstwo intelektualne oponentów środowiska gejowskiego oraz jego obłudę i zakłamanie. Prawdziwe problemy polskich dzieci to przemoc w rodzinie, niedożywienie, nierówności w dostępie do edukacji, niewydolność systemu opieki społecznej, bezrobocie rodziców. Naprawdę nigdzie na czają się hordy lesbijek i gejów pragnących zostać rodzicami zastępczymi!
A jednak zawsze, kiedy pojawia się temat związków partnerskich lub parad osób homoseksualnych, ktoś zaczyna krzyczeć, że „oni chcą adoptować nasze dzieci". Polskim lesbijkom i gejom nie w głowie jednak problemy rodzicielskie. Czytając ów „list otwarty" można odnieść wrażenie, że żyjemy w kraju absolutnej szczęśliwości par homoseksualnych, które osiągnęły już niemal wszystko, a teraz dążą do prawa do adopcji. Tymczasem Polska należy do najbardziej nieprzyjaznych tym związkom państw Unii Europejskiej, a wszelkie zapisy antydyskryminacyjne, np. w Kodeksie Pracy zostały wymuszone dyrektywami unijnymi. Polskie lesbijki i polscy geje nie mają żadnych uprawnień, które pozwalałyby im „żyć lepiej". To grupa ciągle w polskim prawie pomijana, dyskryminowana i niezauważana przez rządzących.
Jaskrawym tego przykładem mogą być skandaliczne wypowiedzi minister Elżbiety Radziszewskiej, powołanej do ochrony wszelkich mniejszości, a niedostrzegającej dyskryminacji homoseksualistów. Pani minister proponując „rozwiązania" problemu lesbijek i gejów np. dotyczące pobytu w szpitalu i prawa do odwiedzin bądź podejmowania decyzji o leczeniu, sugerowała oszukiwanie pracowników szpitala przy podawaniu danych osób bliskich. Tyle, że geje i lesbijki chcą być legalni niekoniecznie dzięki sprytowi i kłamstwu. Dyskryminujących przepisów jest znacznie więcej i dotyczą one m.in. spraw dziedziczenia po partnerze, gdzie pobierane podatki i zachowki mogą uszczuplić wspólnie wypracowany majątek pary nawet o połowę; kwestii prawa do pochowania partnera i wielu innych. Polscy homoseksualiści stoją w o wiele gorszej pozycji niż ich koledzy z innych państw Unii i dlatego przedstawianie przez niektóre środowiska jako podstawowego problemu kwestii adopcji dzieci to wyjątkowa obłuda. Pary lesbijek i gejów formalnie nie istnieją i nie trzeba chyba tego nikomu przypominać.
Twierdzenie jakoby Europride miał w swoim zamierzeniu skłanianie kogokolwiek do przyjęcia takich rozwiązań prawnych jest kuriozalne. W państwach liberalniejszej Unii jest to święto radości i dumy z bycia tym kim się jest. W Polsce będzie to bardziej zwrócenie uwagi na dyskryminację i problemy tego środowiska. Przy tej okazji musi jednak niepokoić fakt, że autorzy listu zniechęcają potencjalnych sponsorów tej imprezy. Nie jestem w stanie pojąć co Paweł Kukiz lub Mirosław Baka mają wspólnego z prawem firm do finansowania Europride 2010? Znacznie bardziej niebezpieczne jest jednak powątpiewanie prof. Andrzeja Zolla w trafność wyboru miejsca parady. To już zakrawa na powątpiewanie w trafność konstytucyjnych zapisów o prawie do wolności zgromadzeń. Takie podważanie prawa tej grupy do korzystania z przestrzeni publicznej to homofobia w białych rękawiczkach, gdyż na szczycie tej piramidy jest powątpiewanie profesora, a u jej podstawy wygoleni kolesie z kamieniami w dłoniach. Nietrudno zauważyć tę zależność. Profesor szczyci się następnie, że wspomagał organizatorów Marszu Równości w Poznaniu, po jego zakazaniu w 2005 roku, gdyż złamano tam prawo. Obawiam się, że dzisiejsze powątpiewania przekreślają niegdysiejsze zasługi Pana Profesora.
Na wszystko to nakłada się konformizm większości polskich polityków, którzy z ogromną niechęcią i tylko na wyraźne pytania dziennikarzy zajmują się tą problematyką, która najlepiej dla nich aby nie istniała. Naczelnym przykładem niech będzie Bronisław Komorowski, który kilka miesięcy temu w publicznych wypowiedziach dopuszczał poszukiwanie rozwiązań prawnych ułatwiających życie parom jednopłciowym, ale w przedwyborczej ankiecie TVN24 nie dostrzegał już problemów ekonomicznych i prawnych tej grupy.
To niedostrzeganie problemów całkiem sporej mniejszości owocuje morzem łez i małymi ludzkimi tragediami, które rozgrywają się każdego dnia. Jeśli sygnatariuszom tego listu tak bardzo leży na sercu dobro polskich dzieci, to niech zatroszczą się o te lesbijki i tych gejów, którzy są wyrzucani z domów przez własnych rodziców, a takich przypadków jest niemało.
Naprawdę po 20 latach „wolności" dożyliśmy dziwnych czasów. Za wielki sukces redakcji „Inaczej" uważam fakt, że po bogatej korespondencji z prof. Lechem Falandyszem i lobbingowi ze strony środowisk skupionych wokół miesięcznika, zapis o zakazie dyskryminacji ze względu na orientację seksualną znalazł się w Karcie Praw i Wolności przygotowanej w kancelarii Lecha Wałęsy. Ale to był rok 1993! Dzisiaj jesteśmy członkiem Unii Europejskiej i mamy XXI wiek, a ciągle trzeba przypominać niektórym osobom hasło Amnesty International: „Gay rights are human rights". I jest dla mnie rzeczą żenującą, że trzeba to przypominać także byłemu Rzecznikowi Praw obywatelskich z tytułem profesora.
NIC DODAC , NIC UJAC - POLSKI CIEMNOGROD...
OdpowiedzUsuń