Nie byłbym zdziwiony, gdyby "w obronie polskiej rodziny" przed Paradą Równości wystąpił Jan Pospieszalski, ale wystąpił Paweł Kukiz. Nie obeszłoby mnie, gdyby wypowiedzi lżące osoby homoseksualne skwitował wolnością słowa ojciec dyrektor Radia Maryja, ale skwitował je... prezydent Opola - pisze Leszek Frelich
Nie obejdzie się przy okazji nadchodzącej kolejnej Parady Równości bez dyskusji o obecności gejów i lesbijek w naszym życiu publicznym. Ona zresztą jest potrzebna. Również osobom homoseksualnym, bo im więcej rzeczowej dyskusji, tym prędzej i lepiej niechętni im zrozumieją, że to uprzedzenie nie ma racjonalnych podstaw, tylko fałszywe i bardzo krzywdzące wyobrażenia.
Ale jest też potrzebna osobom heteroseksualnym, by uświadomili sobie, jak krzywdzą - nawet przez pozornie neutralne wypowiedzi i zachowania - ludzi po prostu tylko trochę innych, ale wciąż godnych takiego samego szacunku.
Że ta dyskusja nie będzie łatwa, świadczą choćby przywołane na wstępie słowa przedstawicieli opolskiej elity. Paweł Kukiz, ceniony m.in. za celne komentarze do zagrożeń polskiej demokracji (przestrzegająca przed groźbą klerykalizmu piosenka "ZCHN zbliża się" i piętnująca nadużycia ludzi władzy "Virus SLD"), tym razem protestuje przeciwko imprezie, która jest solą demokracji. Bo przeciwko pokojowej manifestacji ludzi będących mniejszością, która choć nikomu krzywdy nie wyrządza, to niemal na każdym kroku krzywdy doświadcza. Jeśli ci ludzi w wolnym kraju nie mogą wykrzyczeć, że się w nim czują źle, to co w takim razie mogą?
Kukiz tłumaczy dziennikarzom, że protestuje "na wyrost, bo przecież trzeba tak myśleć, podobnie jak w przypadku kwestii dotyczących spraw bezpieczeństwa czy kraju w ogóle". Jego zdaniem bowiem Parada Równości to wstęp do legalizacji związków homoseksualnych, a potem do adopcji dzieci przez gejów i lesbijki, co - jak rozumiem - dla Kukiza byłoby zagrożeniem równym zagrożeniu bezpieczeństwa kraju w ogóle.
Dlatego protest przeciwko Paradzie Równości to obrona rodziny, która dla Kukiza jest związkiem kobiety i mężczyzny, a zawieranie przez gejów i lesbijki związków "z obrączkami i całym tym ceremoniałem nie mieści się w głowie". Podobnie jak adopcja dzieci, bo - jak powiada - "sprawy seksu mogłyby dziecku ten obraz rodziny wypaczyć".
Marzanna Pogorzelska, wspaniała i odważna nauczycielka z Kędzierzyna-Koźla, która staje w obronie gejów i lesbijek, tłumaczyła na naszych łamach Kukizowi istotę parady. Mówiła: „Idąc w paradzie, geje i lesbijki mówią: »zobaczcie, jesteśmy, jesteśmy tacy sami, tak samo czujemy, tak samo kochamy «. I mówią, że chcieliby móc zachowywać się tak na co dzień, w przyjaznym otoczeniu osób należących do większości”.
A ja się zastanawiam, czy protestując przeciwko prawom dla mniejszości seksualnych, Paweł Kukiz nie broni aby też tej polskiej rodziny, którą tak trafnie opisał w swej głośnej piosence pt. "Rodzina słowem silna". I czy zastanowił się kiedyś nad tym, że w takich, nierzadko spotykanych rodzinach (heteroseksualnych, zakładanych z obrączkami i całym tym ceremoniałem) dzieci nie zaznają miłości, nie mają poczucia bezpieczeństwa, dzieciństwo jest dla nich traumą zamiast najszczęśliwszym okresem w życiu.
Paweł Kukiz nie dopuszcza do głowy myśli, że para kochających się gejów lub lesbijek mogłaby być dobrymi opiekunami dla dzieci. Ale taka myśl może zaświtać dopiero wtedy, gdy uznamy, że najważniejsze jest dobro dziecka, a nie uparte trwanie przy poglądzie, że to sprzeczne z naturą, nie po bożemu. Bo sprzeczne z naturą i nie po bożemu to jest przede wszystkim psychiczne lub fizyczne katowanie dzieci. A także zgadzanie się na wegetację dzieci w mniej lub bardziej bezdusznych, przepełnionych domach dziecka z powodu czyjegoś świętego przekonania, że tak jest dla nich lepiej.
***
A czy para osób homoseksualnych wypaczyłaby u dziecka obraz rodziny (prawdziwej ma się rozumieć), co - jak rozumiem - równałoby się zdaniem Kukiza z wychowaniem kolejnego geja czy lesbijki? Twierdząc tak, ma oczywiście tyle samo racji, co ci, którzy mają zdanie zupełnie odwrotne. To tylko jego gdybanie, niczym nie poparte.
Odmawiając gejom i lesbijkom prawa do zawierania związków, stawia się jednak w szeregu z ludźmi typu Paul Cameron, który dowodzi (oczywiście na podstawie niczym niepopartych własnych teorii), że osoby homoseksualne to najczęściej pedofile, czy - żeby już nie szukać daleko - wiceprezydent Opola Arkadiusz Karbowiak, który uważa, że gejów i lesbijki należy leczyć. Tacy ludzie to już w cywilizowanym świecie nic nieznaczący margines. Ich głosu nikt nie bierze ani na poważnie, ani nawet pod uwagę. U nas, niestety, wciąż znajdują posłuch i poklask.
Co ciekawe, chętni do wysłania na leczenie czy absolutnego odizolowywania gejów i lesbijek od wychowania dzieci jakoś nie chcą zauważyć, że wszyscy homoseksualiści na świecie wychowali się w rodzinach heteroseksualnych. I że rodzice (ci z obrączkami i całym tym ceremoniałem) nie mieli jakoś żadnego wpływu na ich orientację seksualną. Czy w takim razie tylko homoseksualizmem można się od opiekunów zarazić?
A może warto jednak dopuścić do głowy myśl, że to nie jest zakaźna choroba, efekt wychowania czy wpływu otoczenia. Może warto przyjąć, że po prostu część ludzi taka się rodzi, jest inna, co jednak nie znaczy, że w czymś gorsza. Może warto spróbować spojrzeć na tych ludzi jak na pragnących - podobnie jak osoby heteroseksualne - szczęśliwego życia u boku ukochanej osoby. Bez konieczności ukrywania tego przed światem, bez lękania się o reakcję otoczenia, bez konieczności przełykania poniżających gestów i słów na swój temat.
***
Niestety, w naszym mieście na pełną akceptację osoby homoseksualne liczyć wciąż nie mogą, co najwyżej na tolerowanie. Ale oczywiście pod warunkiem że się nigdzie nie wychylą, nie odezwą, nie będą o sobie przypominać. Bardzo często, nie tylko na forach internetowych, gdzie najłatwiej opluwać dzięki anonimowości, mówimy do nich językiem Chiraca, że mają prawo cicho siedzieć. A jak nie będą siedzieć cicho, to niech się nie dziwią poniżającym słowom np. wiceprezydenta homofoba.
I niech nie liczą, że w ich obronie stanie prezydent miasta. Bo prezydent skwituje - jak w niedawnym wywiadzie - że jego zastępca jest wolnym człowiekiem, więc może mówić, co myśli. Ta wypowiedź to zwykły unik. Wszak wolność słowa nie jest wartością absolutną, ważniejszą np. od godności osób homoseksualnych. To jasne, że gdyby wiceprezydent zelżył w swych wypowiedziach np. księży, to momentalnie żegnałby się ze stołkiem i nie uratowałaby go żadna wolność słowa.
Dlaczego zatem gejów i lesbijki wolno mu obrazić? Czyżby dla prezydenta geje i lesbijki byli ludźmi gorszej kategorii? Których wolno lżyć? Którymi nie trzeba się przejmować? Których nie warto przepraszać?
Rozumiem, że jako praktykujący katolik i wieloletni kościelny Ryszard Zembaczyński ma pogląd zbieżny z hierarchią kościelną. Tyle że jest prezydentem Opola, a nie urzędnikiem kościelnym. Jest przywódcą wybranym głosami mieszkańców zarówno hetero-, jak i homoseksualnych. A od przywódcy demokratycznego wymaga się, by stawał w obronie mniejszości. Wbrew większości. Szczególnie wbrew większości! Nawet jeśli jest to sprzeczne z jego prywatnym światopoglądem. Ma iść pod prąd, a nie mu ulegać, chowając się za bezrefleksyjne formułki.
środa, 23 czerwca 2010
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz