poniedziałek, 4 stycznia 2010

Tomasz Lis - Cnotą i pałką

W najbliższym, czyli odjutrzejszym roku czeka nas wielka batalia o prezydenturę, ale w jej tle będzie się toczyła batalia nie mniej ważna, a może ważniejsza. Nie zaczęła się wczoraj, ani przedwczoraj, nie skończy za rok, ani za pięć. Ale na przyszłość Polski i ducha w Polsce będzie miała zapewne wpływ większy niż batalia prezydencka.

Odpowiedź na pytanie, kto i jak będzie rządził w Polsce, jest rzecz jasna istotna. Ale istotniejsza jest odpowiedź na pytanie, czy da się w Polsce oddychać. Czy będzie u nas panował obywatelski duch tolerancji, czy też oblepi nas antyobywatelski zaduch nietolerancji. A niby co czyni ten dylemat bardziej aktualnym niż dekadę czy dwie dekady temu, zapyta ktoś. Otóż czyni go bardziej aktualnym gęstniejąca u nas atmosfera nietolerancji, braku szacunku dla innych i nienawiści do bliźniego. Kiedy dokładnie zaczęła ona w przyśpieszonym tempie gęstnieć? Gdy w jeden nurt zlały się dwa strumienie - będąca dzieckiem moralnej rewolucji i tzw. moralnego wzmożenia moralna jednoznaczność i subkultura brukowcowa. Ten pierwszy strumień czyni z oskarżania, rzucania gromów, potępiania, łatwego osądzania oraz odsądzania od czci i wiary cnotę będącą i reakcją, i lekarstwem na tzw. moralny relatywizm. Strumień drugi umacnia mechanizm niszczenia ludzi jako biznes. Ten pierwszy występuje w mainstreamie życia publicznego i mediów, legalizując ten drugi. Stąd na przykład, w tym drugim, kolejne enuncjacje prasowego bęcwała, który niezdarnie próbując wybrnąć z meandrów grafomanii, czyni z gnojenia ludzi społeczną misję. Byłoby to groteskowe, gdyby już nie półinteligenci z brukowym naganem w dłoni, ale prawdziwi misjonarze moralnej jednoznaczności, nasi dzielni talibowie, nie prowadzili z wielką werwą swej własnej krucjaty.
Walczący z gejami i zepsuciem talib w ogólnopolskim dzienniku pisze o tym, jaki użytek robią oni z kiszki stolcowej. Inny Savonarola naszych czasów porównuje homoseksualizm do zoofilii. Jeszcze inny rzecznik cnoty twierdzi, że senator Piesiewicz był przeciw ujawnianiu tak zwanych danych wrażliwych, bo sam wolał nie ujawniać wrażliwych danych ze swego życia. Jeszcze inny potępia arcybiskupa Życińskiego za sprzeciw wobec niszczenia ludzi i zarzuca mu nieumiejętność lub niechęć do potępiania grzechu. Jeszcze inny domaga się od Piesiewicza, by ten wycofał się na margines życia społecznego. Tak, tak, już nie politycznego czy publicznego, ale społecznego. Czy wychodzenie tylko po zmroku spełni ten postulat? To nie są cytaty z marginalnych prawicowych pisemek, podkreślam, ale teksty z ogólnokrajowego dziennika, których na próżno szukać w ogólnokrajowych dziennikach w krajach naszego albo bliskiego nam kręgu kulturowego. To, co gdzie indziej jest marginesem, to, co gdzie indziej, nawet jeśli jest odczuwane, jest pieczołowicie skrywane, u nas jest głoszone otwarcie, a nawet z dumą.

Oczywiście rycerze cnoty motywowani są wyłącznie moralnymi i wyłącznie chrześcijańskimi pobudkami. Jest to jednak chrześcijaństwo specyficzne, takie, które zna potępienie, ale nie zna wybaczenia, które najwyraźniej jest bez winy i bez grzechu, bo zawsze jest gotowe do rzucenia kamieniem, które nie zna wątpliwości i wątpliwości nie znosi. U księdza dostanie grzesznik rozgrzeszenie, u naszego taliba nie dostanie go nigdy. Jest naprawdę intrygujące, jak bardzo można nienawidzić ludzi w imię cnoty i religii, której naczelną zasadą jest miłowanie bliźniego swego jak siebie samego. Można by oczywiście psychoanalizować i dowodzić, że talibowie na swój sposób są tej zasadzie wierni. Oni zdają się nie kochać siebie i nie lubić siebie, dlaczegóż więc mieliby kochać i szanować innych? Można by też przekonywać, że za odruchami moralnej wyższości kryją się kompleksy realnej niższości. Można by, ale po co? To strata czasu. Motywy umoralniaczy są zdecydowanie mniej ważne niż skutki ich działalności. A są niezwykle groźne, bo całkiem skutecznie zatruwają one atmosferę w Polsce.

Ma to wszystko jakiś związek z batalią o prezydenturę? Ma. Taki, że forma będzie w niej nie mniej ważna niż treść. Kto i jak będzie do nas mówił, kto będzie się odwoływał do tego, co w nas dobre, a kto do tego, co w nas małe i podłe? To w nadchodzącym roku będzie jedno z najciekawszych obserwacyjnych poletek.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz