poniedziałek, 4 stycznia 2010

"Ars Homo Erotica" - wywiad z Pawłem Leszkowiczem


Dorota Jarecka: W czerwcu w warszawskim Muzeum Narodowym zostanie otwarta wystawa "Ars Homo Erotica". O czym mówi ten tytuł?

PAWEŁ LESZKOWICZ: To nawiązanie do wystawy "Ars Erotica" w Muzeum Narodowym w 1994 r., której autorkami były Elżbieta Dzikowska i Wiesława Wierzchowska. Było na niej kilka homoerotycznych przedstawień, ale większość dotyczyła miłości heteroseksualnej. Łaciński tytuł to sygnał, że wystawa sięga do tradycji sztuki antycznej i klasycystycznej. Pokażemy m.in. kopie rzeźb antycznych: Antinousa, kochanka cesarza Hadriana, i tyranobójców z V wieku p.n.e., dwóch kochanków, którzy zabijając tyrana Aten, według legendy zapoczątkowali demokrację ateńską. Będą różne wyobrażenia Apolla. To będzie największa w historii w Polsce wystawa aktu męskiego od antyku od współczesności. Traktuję akt męski jako jeden z kodów sztuki homoseksualnej, tak jak akt kobiecy jest kodem sztuki heteroseksualnej.

Kod homoseksualny - co to znaczy?

To znaczy, że akt męski został powiązany ze spojrzeniem homoseksualnym silniej niż kobiecy. Stało się wręcz tak, że mężczyźni nie lubią patrzeć na ciało męskie, bo to jest erotycznie niepokojące. W postrzeganiu aktu dominuje spojrzenie heteronormatywne. My chcielibyśmy na moment, na trzy miesiące trwania tej wystawy, odwrócić ten porządek i postawić w centrum to, co dotąd cyrkulowało na marginesach. Chodzi też o próbę spojrzenia na całą historię sztuki przez jednopłciowe pożądanie, o to, by dostrzec, nawet w przedstawieniach, które dotychczas nie były w ten sposób odczytywane, taki aspekt. Na wystawie będzie sporo XIX-wiecznego aktu męskiego. To są rysunki mężczyzn w pełnej nagości, które powstawały na ówczesnych akademiach, realistyczne w przedstawieniu ciała, genitaliów, w których antykizujący styl zostaje przełamany przez intensywny kontakt z modelem. Nie definiuję tożsamości seksualnej tych artystów. Wybrałem tych, którzy głęboko wchodzili w męską zmysłowość i stworzyli dzieła, które wyglądają prawie jak współczesne dzieła sztuki gejowskiej.

Kiedy rysowali kobiety, też zapewne patrzyli na nie erotycznie.

- Ale to akt męski dominował od XV do XIX na akademiach. Studiowano przede wszystkim ciało męskie, najpierw kopiując antyczne posągi, potem z modela. Ciało kobiece było tabu. Na akademiach akt kobiecy pojawia się dopiero od lat 30. XIX wieku. W połowie wieku XIX - w związku z nasileniem medycznego dyskursu o homoseksualności i jej penalizacją zwłaszcza w kulturze wiktoriańskiej - powstaje napięcie. Akt kobiecy jest coraz bardziej oswajany, a akt męski coraz bardziej podejrzany. Warto dodać, że akt męski był też argumentem, by nie przyjmować kobiet do akademii. Mogły studiować ciała mężczyzn tylko w prywatnych pracowniach, i to tylko z zasłoniętymi genitaliami.

W Grecji miłość homoseksualna uważana była za coś wyższego niż heteroseksualna. Kiedy kultura wyrzuca na margines homoerotyczne przedstawienia?

- W IV wieku n.e., kiedy cesarz Konstantyn przyjmuje chrześcijaństwo i wprowadza kary za homoseksualizm. Za ostatni rozkwit takiej estetyki uważa się epokę cesarza Hadriana w II w. n.e. - produkcję posągów jego kochanka Antinousa, gdy utonął, nazwanie miasta jego imieniem. Potem następuje stopniowe wykluczanie grecko-rzymskiego homoerotycznego kanonu przypieczętowane kodeksem Justyniana w 529 roku i zamknięciem przez niego Akademii Platońskiej w Atenach. Zostaje wprowadzona kara śmierci za związki homoseksualne i automatycznie kojarząca się z tym sztuka staje się abiektem - zaczyna budzić wstręt.

Do kiedy?

- Do połowy XVIII wieku, do czasów Johanna Joachima Winckelmanna, który w swoich tekstach potrafił z rzeźby antycznej wydobyć homoerotyczną zmysłowość. Kodeks Napoleona w 1810 r. znosi penalizację homoseksualizmu. Rewolucja francuska była jednocześnie rewolucją seksualną. W sztuce klasycystycznej towarzyszącej rewolucji, w obrazach Davida i Girodeta pojawiają się homoerotyczne motywy: zmysłowe muskularne i androgeniczne ciała mężczyzn i efebów. Ale na dobre wolność ekspresji homoseksualności powraca w sztuce dopiero od lat 60. XX wieku.

Czy to nie będzie wystawa słabych prac, wyciągniętych z magazynów Muzeum Narodowego? Bo najlepsze są na stałej galerii.

- Ale kto ustala ten kanon? Kiedy zobaczyłem XIX-wieczne studia aktów męskich takich zapomnianych artystów, jak: Abramowicz, Alchimowicz, Trębacz, Lesser, o mało nie zemdlałem, tak są genialne. Jan Matejko też stworzył półakty męskie, które znakomicie oddają typ mężczyzn, którzy pozowali artystom - młodych robotników, żołnierzy, o zdrowych, umięśnionych ciałach. To są dobre rysunki i obrazy.

Są akty męskie niehomoerotyczne?

- Zdecydowanie tak. Ale myślę, że jeśli jakiś akt męski wydziela z siebie jakąkolwiek zmysłowość czy piękno, to należy do konwencji homoerotycznej. Nie ma tu np. fascynacji brzydotą, zainteresowania deformacją, są ciągłość tradycji klasycznej i energia erotyczna. Jeśli akty męskie są pokazywane w muzeach polskich, jest ich zazwyczaj niewiele i są wstawione pomiędzy pejzaże, sceny mitologiczne i akty kobiece. My je pokażemy w takiej dawce, że ujawni się ich specyfika. Erotyczny akt męski przedstawiany jest często jako wykwit współczesnej kultury, a on funkcjonował w historii sztuki ciągle. Tłumiony jest szczególnie w polskim wystawiennictwie. PRL nas przyzwyczaiła, że ciało męskie jest brzydkie.

Za to lata 30. mówiły co innego - że ciało męskie jest piękne. Sztuka nazistowska jest homoerotyczna. Świadomie się tym kodem posługiwała, sięgano do konotacji militarnych, do idealnego ciała, klasycznego i heroicznego.

- Socrealizm robił to samo. Nie będzie na wystawie przykładów sztuki nazistowskiej, ale będzie sztuka socrealistyczna. W Związku Radzieckim przedstawienia robotników były jeszcze bardziej homoerotyczne niż w Polsce. Jednak manipulacja estetyką to coś zupełnie innego niż swobodna ekspresja homoerotyzmu, obydwa totalitaryzmy prześladowały mniejszości seksualne. Tabu męskiej atrakcyjności to jest dziedzictwo komunizmu.

Jak to się stało?

- W PRL przedstawianie genitaliów męskich było cenzurowane jako pornografia. Dominowało deformowanie ciała, zmysłowy akt męski jest bardzo rzadki, ale jednak występuje, np. w rysunkach i performance Krzysztofa Junga, w rzeźbach Barbary Falender, w akcjach Grzegorza Kowalskiego. Ale cały czas mówimy o mężczyznach. Moją ambicją jest także zrobienie pierwszej w Polsce dużej wystawy o tematyce lesbijskiej.

Jest taka sztuka w Muzeum Narodowym?

- Są XIX-wieczne fantazje tworzone przez mężczyzn o tym, jak wygląda miłość lesbijska, przez współczesne lesbijki odrzucane zresztą jako męska, patriarchalna tradycja. To była fascynacja innością, w sztuce XIX wieku takich przedstawień było dużo: obrazy z nimfami, z odaliskami, z całującymi się kobietami. Są również enigmatyczne obrazy pokazujące obejmujące się kobiety, które niekoniecznie są siostrami czy kimś z rodziny. Wyobrażenia kobiecej przyjaźni były kodem miłości między kobietami, który istniał w kulturze XVIII i XIX w. Pokazujemy też współczesną sztukę lesbijską. Zaprosiliśmy artystkę z Bratysławy, profesorkę tamtejszej akademii, Annę Daucikovą, autorkę wideo pokazujących kobiece ciało inaczej, niż to się dzieje w patriarchalnej wyobraźni. Zaproszenie na wystawę przyjęła również Catherine Opie - amerykańska gwiazda współczesnej fotografii, której sztuka portretująca pary kobiece prezentowana była podczas retrospektywy artystki w Guggenheim Museum.

Na wystawie będzie dużo artystów z Europy Środkowo-Wschodniej. Dlaczego?

- Kiedy dyrektor Piotr Piotrowski zapraszał mnie do zrobienia wystawy, bardzo mu zależało, by znaleźli się na niej artyści z tych krajów, gdzie sztuka jest silnie społeczno-polityczna jako część dopiero toczącej się rewolucji obyczajowej. Rozwija się tam nurt sztuki queer, krytycznej wobec heteronormatywnych modeli społeczeństwa i kultury, tworzonej zarówno przez artystów heteroseksualnych, jak i homoseksualnych. W Polsce Karol Radziszewski tworzy gejowski akt męski. Z Węgier będzie transgenderowa artystka, jedna z największych gwiazd powojennej sztuki węgierskiej El Kazovskij, która swoją dwoistość wyrażała w performance i malarstwie. Będą artyści z Litwy, co dla mnie ma znaczenie polityczne, bo na Litwie w 2009 roku parlament usiłował wprowadzić zakaz informacji na temat homoseksualizmu. To m.in. małżeństwo Paulus i Svajone Stanikas, ich olbrzymia fotografia w ciężkiej ramie - maksymalne zbliżenie na waginę, szokująco naturalistyczne i niesamowicie inne. Oni reprezentowali Litwę na Biennale w Wenecji.

Na Zachodzie taka wystawa jak "Ars Homo Erotica" nie wzbudziłaby raczej kontrowersji. U nas już były w prawicowej prasie głosy protestu. Jesteśmy skansenem Zachodu?

- Recepcja tej wystawy jest zagadką. Na Zachodzie to jest oczywista część sztuki współczesnej, w pełni zintegrowana z kulturą oficjalną. W Londynie w National Portrait Gallery latem 2009, gdy jest najwięcej turystów, była wystawa "Gay Icons" - fotograficznych portretów słynnych idoli gejów i lesbijek - i nie budziła żadnych kontrowersji. Ale już wystawa "Art and Homosexuality" w 2007 r. Mediolanie została zamknięta, protesty wywołały współczesne wyobrażenia łączące homoerotyzm z Kościołem katolickim. U nas takich wyobrażeń nie będzie.

Prawie jednocześnie w Warszawie odbędzie się europejska parada gejów i lesbijek EuroPride. Czy muzeum nie stanie się przez to doraźnie "festiwalowe"?

- Wydaje mi się, że ludziom trzeba pokazywać sztukę w takich właśnie momentach. Do Warszawy przyjadą tysiące ludzi, żeby uczestniczyć w EuroPride jako w festiwalu, ale też jako w akcie politycznym. Temat już chyba nie jest tabu, skoro taka instytucja jak Muzeum Narodowe podjęła się takiego kulturowego podsumowania.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz