wtorek, 23 czerwca 2009

No cóż...

Mieli opowiedzieć uczniom o tolerancji i mniejszościach seksualnych. Dyrekcja liceum we Włocławku uznała jednak, że propagują homoseksualizm i przerwała wykład. Czy dlatego że krytykowali Wojciecha Cejrowskiego i Wojciecha Wierzejskiego?

Dyrekcja III LO we Włocławku zaprosiła na wykład przedstawicieli Kampanii Przeciw Homofobii. “Doskonale zdajemy sobie sprawę z tego, że wśród naszych uczniów są homoseksualiści. I że dla niektórych może to być problem. Chcieliśmy, żeby prelegenci, oprócz przekazania idei tolerancji wszystkim uczniom, wskazali osobom homoseksualnym, jak zaakceptować swoją orientację, jak o niej rozmawiać np. z rodzicami” - mówi lokalnemu dodatkowi Gazety Wyborczej Aneta Jaworska, wicedyrektor szkoły.Prelekcja w szkolnej auli zaczęła się zgodnie z planem. Przedstawiciele KPH zaprezentowali raport o dyskryminacji gejów i lesbijek w Polsce. Z przykładami. Pokazano zdjęcia z Parady Równości obrzucanej kamieniami przez faszystów, zacytowano także homofobiczne wypowiedzi Wojciecha Cejrowskiego i Wojciecha Wierzejskiego. Krotko potem dyrekcja przerwała wykład i wyprosiła prelegentów.

Dlaczego? Dyrektor Krystyna Sobczak przyznaje, że nie spodobały jej się akcenty polityczne. “Ale głównym powodem, dla którego wkroczyłam do akcji, chociaż sama prelekcji nie słyszałam, było to, co mi przekazali nauczyciele. A ci mieli wrażenie, że występujący w jakiś nieuzasadniony sposób gloryfikują homoseksualizm” - mówi Sobczak. “Nie przypominało pogadanki o tolerancji, ale manifestację jednej orientacji. Homoseksualiści zostali przedstawieni trochę tak, jakby byli jedynymi sprawiedliwymi, a cały świat ich atakował. W mojej opinii ta retoryka była niewłaściwa.” - dodaje wicedyrektor Jaworska.

Nie zgadzają się z tym uczniowie. “Bzdury. Prelegent pokazał tylko dane statystyczne. A że wspomniał Wierzejskiego i Cejrowskiego, to co? Przecież to osoby publiczne. Mnie było wstyd, że dyrekcja robi takie rzeczy” - mówi uczeń Marcin Matuszewski. Ostatecznie przedstawiciele Kampanii poszli z uczniami na nieformalne spotkanie do kawiarni.

"Gloryfikowano homoseksualizm"!!!!!! Co za głupota! A jeżeli nawet ktos gloryfikowałby homoseksualizm? To co? Nie można? Myslę, że taka pogadanka pomogłaby nie jednego młodemu gejowi czy lesbijce przy szkolnym (i nie tylko) coming oucie, a i uczniom heterykom pomagłaby pozbyć się stereotypow i homofobii, jeżeliby występowały. Ale widać nie wszyscy nauczyciele są jak Pani Marzanna Pogorzelska, dla której mam wielki szacunek i odczuwam wdzięcznosć za to, że zaangażowała się całym sercem w walkę przeciwko homofobii. Niech będzie ona przykładem dla nauczycieli nie tylko z Włocławka. Mysle, że nie tylko dla nauczycieli.

Dla tych, którzy nie wiedzą o kim mowa:
Marzanna Pogorzelska jest nauczycielką, anglistką, opiekunką Koła Amnesty International w I Liceum Ogólnokształcącym w Kędzierzynie-Koźlu. W maju 2007 roku napisała do Romana Giertycha – ówczesnego ministra edukacji – list otwarty, w którym sprzeciwiła się promowanej przez niego polityce nietolerancji wobec osób homoseksualnych. Stojąc na gruncie przestrzegania praw człowieka, poinformowała ministra, iż będzie informować swoich uczniów o mniejszościach seksualnych i o równości osób homoseksualnych pod każdym względem – co było nazywane przez Romana Giertycha ‘homoseksualną propagandą’. Marzanna Pogorzelska aktywnie włączyła się w kampanię Rady Europy „Każdy Inny – Wszyscy Równi”, organizując tematyczne happeningi w kędzierzyńskim liceum. Uczy od 15 lat.

W Gazecie Wyborczej ukazał się w 2007 r. ciekawy artykuł o Marzannie Pogorzelskiej. Polecam przeczytanie i nasladowanie.

"Szanowny Panie Ministrze, pragnę złożyć donos na samą siebie. Ucząc w liceum, przekazuję moim uczniom informacje i poglądy o równości osób homoseksualnych pod każdym względem. Staram się prostować stereotypy i krzywdzące poglądy dotyczące tych osób. Na swoje nieusprawiedliwienie dodam, że zgadzam się też z teorią Karola Darwina, o czym również informuję swoich uczniów.

Giertych to policzek dla polskiej szkoły

Tak w liście do Romana Giertycha napisała Marzanna Pogorzelska, nauczycielka z Kędzierzyna-Koźla. List wysłała do kancelarii wicepremiera i na portal Gazeta.pl.

Jest drobną blondynką, ale rękę ściska jak mężczyzna. Emanuje spokojem, mówi powoli, ważąc słowa.

Dlaczego napisała ten list? Bo kiedy Roman Giertych został ministrem edukacji, przyjęła to jako porażkę. Jako wyraz upadku pewnych zasad moralnych i etycznych.

- Zgadzam się z opinią jednego z dziennikarzy, który powiedział wtedy, że to policzek dla polskiej szkoły i polskiej oświaty. Ktoś, kto ma korzenie wszechpolskie, ksenofobiczne i nietolerancyjne, ma być Pierwszym Nauczycielem? Było to dla mnie niepojęte! - mówi Pogorzelska.

Oczekiwała, że nauczyciele wystąpią w tej sprawie, jakoś się zorganizują, wypowiedzą. Nic takiego się nie wydarzyło. Ale nie wini ich, bo sama też nic nie zrobiła.

Miała jednak nadzieję, że tak ważne stanowisko, jakim jest fotel ministra edukacji, odpowiedzialność, jaką na siebie przyjął, zobliguje Giertycha do przestrzegania pewnych norm, zasad, poszerzenia horyzontów.

- Stało się przeciwnie: nie dość, że wypowiedzi wicepremiera nie odbiegały od tego, co prezentował wcześniej, to było coraz gorzej. Zamiast starać się być ministrem lewicy, prawicy, środka, forsował swoje racje - uważa Pogorzelska.

Jej zdaniem nieuchronnie prowadziło to i doprowadziło do sytuacji, w której pewne grupy zaczęły być dyskryminowane, obrażane, traktowane nierówno. - Mówię to także z pozycji opiekunki szkolnego koła Amnesty International. Mamy tu silną grupę, która zajmuje się prawami kobiet, prawami dzieci, prawami więźniów, uchodźców. Prawami osób homoseksualnych też.

Czara nietolerancji się przelała

Akurat jeśli chodzi o prawa właśnie tej grupy, wypowiedzi ministra były szczególnie dotkliwe.

- Kontrowersyjne tematy zawsze skupiają ludzi wokół ich głosicieli, to sposób na zdobycie popularności - mówi z przekąsem Pogorzelska.

Dla niej było to jednak niedopuszczalne. A zwłaszcza ostatni pomysł ministra - o wprowadzeniu zakazu propagandy homoseksualnej w szkołach.

- I nie chodzi tu o to, że zaatakował właśnie homoseksualistów. Gdyby minister atakował tak zajadle inne mniejszości, np. Romów, ateistów, świadków Jehowy, moja reakcja byłaby taka sama, bo czara nietolerancji się przelała - mówi.

Kiedy wicepremier i jego urzędnicy ze szczególną zaciekłością zaczęli atakować osoby o innej orientacji seksualnej, zaczęli mówić o propagowaniu homoseksualizmu, nie podając żadnej definicji tej propagandy, była zaszokowana. - Bo sprawy seksualności są tak intymne, tak prywatne, że zajmowanie się akurat nią przez ministra edukacji jest co najmniej dziwne - uważa.

Marzanna zaczęła się też zastanawiać, czy aby nie uprawia propagandy homoseksualnej w swojej szkole. Dlatego napisała list, w którym między innymi stwierdziła, że nie wie, co to jest ta homoseksualna propaganda. Bo czy jest nią na przykład głoszenie haseł tolerancji i poszanowania dla inności? Tak by wynikało ze słów ministra...

Donos na siebie samą

- Zaprezentowałam w liście swoje zdanie na temat osób homoseksualnych. I jest to zdanie krańcowo odmienne od poglądów pana Giertycha, Wierzejskiego czy Orzechowskiego. Może więc to, co zrobiłam, co robię, podchodzi pod propagandę homoseksualną? - pyta. - Przecież dyskutujemy z uczniami, organizujemy debaty, mówimy o tolerancji dla wszelkiej inności. I mamy do tego prawo. Jesteśmy nauczycielami i jesteśmy ludźmi.

No i pojawiła się niepewność, czy to jeszcze głoszenie tolerancji, czy już 'propaganda homoseksualna'. - Zaczęłam się zastanawiać, co mi wolno, a czego nie - mówi Pogorzelska. - To nienormalne, bo przecież przekazuję uczniom swoje poglądy, które są przyjęte przez cywilizowaną część świata i mają uzasadnienie naukowe - w przeciwieństwie do poglądów pana Giertycha czy Wierzejskiego!

Był także inny, ważniejszy motyw jej działania. Statystyki mówią, że 5 proc. społeczeństwa to osoby homoseksualne. Jest więc absolutnie pewne, że takie są w każdej szkole. Także w Liceum Ogólnokształcącym przy ul. Piramowicza w Kędzierzynie-Koźlu.

- Pomyślałam sobie: jak oni muszą się czuć, kiedy słyszą z ust ministra edukacji narodowej, że są 'zboczeńcami', 'wstrętnymi pederastami'? Oto straszliwie dyskryminowany jest ktoś, kto się nigdy nie poskarży. Bo Rom, świadek Jehowy czy ateista poskarży się na swoją krzywdę. Ale nastolatek, który właśnie odkrył, że jest gejem albo lesbijką, nie otworzy ust w tej sprawie!

To musi pozostawić ślad w psychice tych młodych ludzi. Wiem, co mówię, bo widziałam uczniów nieszczęśliwych z powodu swojej orientacji seksualnej. Mówię to jako praktyk, nauczycielka, która zetknęła się z takimi osobami - zaznacza.

Zdarzało się, że rozmawiała z uczniami homoseksualnymi. Zdarzało się, że to właśnie ona była osobą, przed którą się otwierali. Zdarzało się, że widywała ich w krańcowo trudnych życiowo sytuacjach, bliskich desperackich rozwiązań.

- Jeśli widzi się kogoś tak zdesperowanego, jak może być zdesperowany 17-latek, który czuje się wyobcowany, wie, że do końca życia będzie naznaczony, a jednocześnie zdaje sobie sprawę, że nic nie można z tym zrobić, nic nie da się zrobić, bo taki się urodził, to nie sposób nie reagować na herezje w rodzaju tych wygłaszanych przez ministra - nie powiem 'mojego', bo mi to przez gardło nie przejdzie - wyznaje.

Dramaty nastoletnich homoseksualistów

Nie potrafi powiedzieć, czy pomaganie takim osobom wymaga odwagi, wie, że wymaga siły, bo czasami to czysta rozpacz. Rozpacz dziecka, rozpacz rodziców, którzy na początku nie potrafią zaakceptować sytuacji. Trzeba wiele czasu, by ten stan osiągnąć. - I ja w takich sytuacjach niejednokrotnie uczestniczyłam - wspomina.

Dlatego uznała, że napisanie donosu na siebie do ministra było jej obowiązkiem. Bo w obecnej atmosferze, jaką wywołał Giertych, homoseksualni uczniowie będą się czuli jeszcze bardziej niż dotychczas wyobcowani. Na wyzwiska, które padają pod ich adresem na korytarzu, które zdarzają się w każdej szkole, teraz jest przyzwolenie. - Bo jeśli wysoki urzędnik państwowy mówi o 'wstrętnych pederastach', inny - o 'zdziczałej swołoczy', to tworzy się język bezpardonowej dyskryminacji i walki z odmiennością. Język nienawiści wobec osób, które nie są w stanie się bronić, bo pozostają w ukryciu - zaznacza Pogorzelska.

Jest rzecznikiem praw ucznia - licealiści wybrali ją w tajnych wyborach. Tym bardziej więc poczuła się zobowiązana do działania. Mąż Marzanny, kurator sądowy dla nieletnich, uznał, że warto. Ich syn Jakub (tegoroczny maturzysta wybierający się na prawo) i córka Kaja, 14-latka, są dumni z mamy - równej babki.

Gdy po opublikowaniu w 'Gazecie Wyborczej' listu zaczęła dostawać e-maile od nauczycieli i znajomych z wyrazami uznania za odwagę, zaczęła się dziwić. Gratulowali i powtarzali: to było potrzebne, to była odwaga. Wszyscy pisali to samo.

- I wtedy dopiero pomyślałam, że skoro gratulują mi odwagi, to znaczy, że jest się czego bać! - zauważa Pogorzelska. - I pomyślałam: zaraz, przecież żyjemy w demokratycznym, wolnym kraju. Napisałam list, w którym wyraziłam swoje zdanie, do czego mam konstytucyjne prawo. Cóż mi się więc może stać? Nie głosiłam rzeczy zakazanych przez konstytucję, więc czego mam się bać? Dopiero wtedy do mnie dotarło, co się dzieje z demokracją w Polsce, jak bardzo jest zagrożona.

Zdaniem Pogorzelskiej takiej ideologizacji życia publicznego i szkolnego jak obecnie nie było nigdy w demokratycznej Polsce. - Doprowadzić do tego, by człowiek bał się wyrazić swoje poglądy, do tego, że ludzie mu gratulują odwagi, jeśli zrobi coś, do czego ma niepodważalne prawo, to jest rzecz niebywała.

- Nie wiem, jaki będzie rozwój wypadków, jeśli chodzi o moją osobę - mówi Pogorzelska. - Oficjalnie nic do mnie nie dotarło, z dyrektorem szkoły rozmawialiśmy bardzo długo, to wszystko - ucina.

Bardzo by się zdziwiła, gdyby ministerstwo czy kuratorium zaczęło podejmować kroki w jej sprawie, z drugiej strony - mając na uwadze sytuację w Polsce - nie byłaby zaskoczona.

Tolerancja deprawuje młodzież?

- Spodziewam się uprzykrzania życia, może szykan, kontroli - mówi Pogorzelska. - Nie przypuszczam, by publiczny sprzeciw w sprawie tak sztandarowej dla ministra został przez niego gładko przełknięty. Może się dowiem, że deprawuję młodzież? - pyta retorycznie. - Ale mam niezachwianą pewność, że racja swobodnego wyrażania poglądów leży po mojej stronie - podkreśla. - I bez względu na wszystko nie zamierzam przestać się odzywać w sprawach, które uważam za słuszne. Moi uczniowie zostali obrażeni i coś z tym trzeba zrobić. Nie spodziewam się, by kurator czy rzecznik praw ucznia ujęli się za tymi uczniami. Ale zapytam ich o to.

Pogorzelska przypuszcza, że gdyby ktoś wyzwał inną mniejszość na przykład od brudasów, grzmieliby wszyscy. - Ale rzecz dotyczy homoseksualistów, więc cicho sza! Tak nie może być. Nie możemy się godzić na nagonkę na tych ludzi - mówi.

Jej zdaniem chore jest artykułowanie obaw, że nauczyciel gej czy nauczycielka lesbijka będzie namawiać do preferowanych przez nich zachowań. - Tacy ludzie raczej nigdy się przed uczniami nie otworzą - przekonuje. - O wiele więcej jest problemów z molestowaniem przez osoby heteroseksualne, jednak z uporem kieruje się uwagę wszystkich na te o określonych preferencjach seksualnych.

Pani Marzanna ma 43 lata, uczy 14 lat. - Pamiętam dobrze komunę, co nie jest bez znaczenia - podkreśla.

Uczy angielskiego, od kilku lat zajmuje się szkolną grupą Amnesty International. - Teraz dopiero widać, jak bardzo ona jest potrzebna - uśmiecha się gorzko. - Pewnie teraz działalność Amnesty w naszej szkole zacznie być utożsamiana tylko z obroną praw mniejszości seksualnych, co jest bzdurą, ale nie zamierzam rezygnować z działalności. Tym bardziej że młodzież garnie się do Amnesty, rozumie jej idee, pracuje z zaangażowaniem. Widać czuje tu powiew świeżego powietrza.

Rezultatem tej pracy jest aranżacja na parterze w szkolnym korytarzu poświęcona tolerancji. 'Stop homofobii' - to jej główne hasło."

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz