piątek, 18 marca 2011

Urojona dyskryminacja

„Tygodnik Powszechny” (cóż za nazwa dla tak mało powszechnego pisma!) postanowił podjąć temat rzekomej dyskryminacji chrześcijan posługując się przypadkiem pary Eunice i Owena Johnsów, którym odmówiono w Wielkiej Brytanii adopcji ze względu na homofobiczne poglądy. Tak, ze względu na homofobiczne poglądy, a nie – jak pisze Józef Majewski w Tygodniku – ze względu na wiarę. Nikt nie zabrania nikomu wierzyć na Wyspach, choćby nawet w najbardziej urojone rzeczy. Problem w tym, że para ta nie nadaje się na rodziców adopcyjnych z tego względu, że nie jest w stanie zagwarantować właściwego wychowania w atmosferze miłości, tolerancji i poszanowania praw innych osób, w tym wychowywanych dzieci. Trzy lata temu Eunice Johns, emerytowana pielęgniarka i nauczycielka szkoły parafialnej, ujawniła, że podczas rozmowy kwalifikacyjnej w ośrodku pomocy zapytano ją, czy powiedziałaby swojemu dziecku, że homoseksualizm jest równie dobry i zdrowy, jak heteroseksualizm. „Odpowiedziałam, że nie zrobiłabym tego, bo nie pozwala mi na to moja wiara” – wyznała. Tygodnik się dziwi, że po takiej deklaracji odmówiono adopcji. Ja nie dziwię się. Uznaję to za rozsądną decyzję. Wychowywanie w atmosferze nietolerancji i braku akceptacji prowadzi do wychowywania kolejnych pokoleń homofobów, a co gorsza może prowadzić do zaburzeń w rozwoju emocjonalnym dziecka prowadzącym nawet do samobójstw, czego przykłady można obserwować na całym świecie. „Nie mam pojęcia, dlaczego seksualność jest tak ważna w sprawie, w której chodzi o kilkuletnie dziewczynki i chłopców” – mówi Owen Johns. Jego problemem jest to, że człowiek ten nie dostrzega faktu, że dziecko przyswaja pewne rzeczy od małego i od małego kształtuje się jego postawa życiowa, która będzie skutkowała w życiu dorosłym. Gdy dziecko jako małe słyszy, że rodzice są homofobiczni, w przyszłości może mieć problemy nie tylko z akceptacją homoseksualizmu u innych osób, ale także u siebie. Pan Johns zdaje się nie zauważać tego, że dzieci dorastają. Adwokat Johnsów mówi, że jego klienci nie są homofobami, ale uważają, że seks pozamałżeński jest grzechem i że osoby jednopłciowe nie mogą tworzyć małżeństwa. Jest to zdanie zawierające w sobie sprzeczność. Nie jest homofobem ten, kto mówi, że jest homofobem, ale ten kto się zachowuje i myśli homofobicznie. W wypowiedzi adwokata widać wyraźną sprzeczność. W jednej części wypowiedzi mamy pustą deklarację, że klienci nie są homofobnami, a w drugiej potwierdzenie tego, że jednak są. Przypomina mi to identyczne błędne przekonanie wielu osób o rasistowskich poglądach, które z jednej strony mówią, że nie są rasistami, a z drugiej mówią, że czarnoskórzy są leniwi i nie pozwoliliby swojemu dziecku (w domyśle białemu) zawrzeć małżeństwa z osobą czarnoskórą. Nie może więc dziwić uzasadnienie wyroku sądu, który stwierdził, że „nikt nie twierdzi, że chrześcijanie, lub też Żydzi czy muzułmanie, są nieodpowiednimi czy niewłaściwymi osobami, by zostać rodzicami zastępczymi lub adoptować dziecko. Nikt nie zabiega o zakaz powszechny”, jednak „władza lokalna może domagać się, by w odniesieniu do homoseksualizmu okazywano pozytywne postawy”. Nie jest tak, że sąd upokorzył Państwa Johns. Jest wręcz przeciwnie. Sąd zapobiegł temu, by Państwo Johns upokarzali innych, w tym ewentualne homoseksualne dzieci, które mogły trafić do nich w ramach adopcji. Może niech chrześcijanie w ramach refleksji zastanowią się, czy pozwoliliby na adopcję parze, która swoim córkom nakazywałaby nosić burkę i mówiła, że wiara w Chrystusa jest grzechem i dzieci nie mają do tego prawa. Wątpię w to. Może dostrzegą, że ich postawa jest analogiczna.

1 komentarz:

  1. Małe sprostowanie: nie chodzilo w tym przypadku o adopcję, tylko o rodzinę zastępczą (foster parents). Krótko mówiąc prowadziłoby to do wychowania jeszcze wiekszej liczby homofobów ;)

    OdpowiedzUsuń