Dziś pierwszy raz od kilku miesięcy pozwoliłem sobie na „nic nie robienie” i nudę. Przez ostatnie kilka miesięcy albo pracowałem od poniedziałku do piątku, albo byłem na uczelni w soboty i niedziele, a jak brałem urlop to tylko po to, by się jeszcze bardziej zmęczyć niż w pracy. Najpierw bowiem zużyłem 16 dni na to, by przebiec niemal całą Grecję od zabytku do zabytku, potem wziąłem wolne, żeby wejść na Kasprowy, Świnicę, Czerwone Wierchy, Zawrat i Kościelec, następne wolne dni spędzone na łażeniu po Wiedniu, potem była Litwa, potem znów Tatry, potem Trójmiasto, a ostatnio i Tatry i Trójmiasto. No i w planach kolejny wyjazd za 2 tygodnie, tym razem na Korfu, więc znów dziennie będę przemierzał dziesiątki kilometrów. Dziś jednak nic nie robiłem. I z przerażeniem stwierdziłem, że nie umiem odpoczywać w ten sposób i dostaję świra od siedzenia w domu. Dlatego wychodzę do Żelazowej Woli. Choć to tylko 10 minut miejskim autobusem od domu to i tak jest to lepsze niż spoglądanie w ekran monitora w poszukiwaniu nie wiadomo czego.
sobota, 21 sierpnia 2010
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz