13 sierpnia w Gazecie Wyborczej ukazał się wywiad z Nergalem. Wywiad ten jest dla mnie wyjątkowy i przeczytałem go już kilka razy, a to z tego powodu, że poglądy na świat i życie prezentowane w nim przez Nergala zbiegają się z moimi w 100%. Przy tej gonitwie absurdów wokół krzyża, które mam niestety okazję oglądać każdego dnia w mediach, to co mówi Nergal Gazecie Wyborczej jest dla mnie bardzo krzepiące, bo jest świadectwem tego, że jeszcze nie wszyscy w Polsce zwariowali. Muzycznie Nergal jest mi raczej dalszy niż bliższy, ale ideowo jest dla mnie idolem. Polecam każdemu całość. Wywiad zatytułowany „Napędza mnie gniew” można znaleźć na stronie Gazety, ale nie tylko, bo przedruki w szybkim czasie znalazły się i na innych stronach. Najciekawsze - według mnie - fragmenty pozwoliłem sobie zacytować poniżej:
Dorota Wodecka: Pana ulubiony cytat z Biblii?
Adam "Nergal" Darski: Księga Hioba 2, 3: "Rzekł Pan do Szatana: - Czy zwróciłeś uwagę na mojego sługę Hioba? Bo nie ma mu równego na ziemi! Mąż to nienaganny i prawy, bogobojny i stroniący od złego, trwa jeszcze w swej pobożności, chociaż TY mnie podburzyłeś, żebym go BEZ PRZYCZYNY zgubił".
Miłosierny Bóg zakłada się z Szatanem i wystawia na próbę niewinnego człowieka, odbiera mu wszystko, pogrąża w żałobie, zsyła chorobę TYLKO po to, żeby wygrać zakład z Szatanem. No i wygrywa.
Gdyby tylko katolicy w całym swoim lenistwie i ignorancji zagłębili się w genezie swojej wiary to... (śmiech).
Pana choroba też jest próbą?
- Wszystko jest próbą. Ale nie sądzi pani chyba, że w jej obliczu poczuję trwogę i zweryfikuję swoje poglądy? Powtarzam wszem i wobec: "Nie ma Boga, jest człowiek".
Ale jestem świadom powagi sytuacji, w której się znalazłem. Leżę w szpitalu, czeka mnie długa i ciężka walka, ale jak mówił Schopenhauer - wszystko, co doskonałe, dojrzewa i w bólach się rodzi, a to, co proste, jest błahe. W każdej, najbardziej parszywej sytuacji możemy znaleźć coś, co nas wzbogaci, nauczy czegoś i ostatecznie wzmocni.
Zaskoczyła mnie reakcja prawicowo-katolickich organizacji, które na wiadomość o mojej chorobie zaczęły modlić się o moje zdrowie, sugerując jednocześnie, jakobym miał się nawrócić. Niby do czego?!
Dość dobrze znam - i to nie tylko w literackim wydaniu - chrześcijańską mitologię i nie znajduję tam niczego dobrego, kreatywnego czy pięknego. Czytałem lepsze. Natomiast przesłanie filozoficzne, naukowe, duchowe - moim zdaniem - sprowadza się do szaleństw Boga i jego wyznawców, równie opętanych jak ich stwórca.
Zło wyziera z prawie każdej strony tej książki - z tego właśnie powodu jest ona dla mnie źródłem inspiracji.
A ten cytat pan lubi? "Szatan reprezentuje: zaspokojenie żądz, a nie wstrzemięźliwość, pełnię życia zamiast duchowych mrzonek, nieskalaną mądrość zamiast obłudnego oszukiwania samego siebie, przychylność dla tych, którzy na to zasługują, zamiast marnowania miłości na niewdzięczników". To z "Biblii Szatana" Szandora LaVeya.
- To truizmy. Proszę je zacytować przeciętnemu człowiekowi, nie nazywając ich "satanizmem", a prawdopodobnie entuzjastycznie pani przytaknie i powie, że to dobry sposób na życie. Nie widzę w tym nic zdrożnego, ale też nic wyjątkowego.
Czytałem to, gdy miałem 16 lat. Chowałem przed rodzicami, ale ojciec i tak znalazł, i skonfiskował. Po trzech miesiącach przeczytał i oddał. Mam cichą nadzieję, że nie praktykował (śmiech). Najwyraźniej uznał, że nie jest niebezpieczna dla dorastającego syna.
LaVey to inteligentny facet, który wiedział, jak zarobić duże pieniądze, choć odbieram go bardziej jako kuglarza niż intelektualistę, a już na pewno nie jako twórcę rewolucyjnej filozofii. Wcześniej pracował w cyrku i mam wrażenie, że przeniósł ten cyrk na grunt swojej myśli, którą potrafił przez to świetnie sprzedać, jak błyskotkę. Czysty materializm, bardzo amerykańskie i konsumpcyjne podejście do życia. Całość ubrana w kopyta i rogi, wiec jednych przerażała, a innych fascynowała i przyciągała. LaVey to dla mnie żaden autorytet.
Cały czas szukam, obserwuję, tworzę własny system wartości na podstawie swoich doświadczeń i obserwacji. W tym względzie od LaVeya bliższy jest mi Nietzsche. Mówił: zanim coś stworzysz, musisz zrównać ziemię, wziąć wszystko w nawias, dopiero później możesz budować. Kazał wątpić nawet w swoje własne słowa. I to mi odpowiada. Kiedy większość ludzi przyswaja odgórnie narzucane idee, ja kwestionuję, kontestuję, zadaję pytania i gdy widzę taki sens, przeciwstawiam się. Taka moja natura.
Ale ludzie lubią być prowadzeni przez życie za rękę. Rzadko kiedy poświęcają czemukolwiek głębszą refleksję. A potem, gdy się ockną w wieku 40 lub 50 lat, to robi się nerwowo.
Dlaczego?
- Bo sobie zadają pytania: Co dalej? Gdzie cel? Gdzie punkt odniesienia? A później, gdy uświadomią sobie, że jest nim robactwo w ziemi, pojawia się pustka.
Ja z tą pustką mierzę się od początku. Nie zawracam sobie głowy ideologiami gwarantującymi zbawienie i szczęście po śmierci. Żyję zgodnie ze swoją naturą, swoimi potrzebami i aspiracjami. Może to pani nazwać egoizmem, ale jestem uczciwy wobec siebie i ludzi, którzy mnie otaczają. Staram się nikogo nie krzywdzić.
Nie wypieram się swego człowieczeństwa, a wręcz przeciwnie - afirmuję je. Nie żyję w poczuciu winy, że nie jestem idealny albo że mój styl życia odstaje od jakiś norm lub czyichś oczekiwań. Jak mawiał Nietzsche: "Sumienie jest jak worek pełen kamieni, zbędny balast niepotrzebny człowiekowi".
Dorota Wodecka: Pana ulubiony cytat z Biblii?
Adam "Nergal" Darski: Księga Hioba 2, 3: "Rzekł Pan do Szatana: - Czy zwróciłeś uwagę na mojego sługę Hioba? Bo nie ma mu równego na ziemi! Mąż to nienaganny i prawy, bogobojny i stroniący od złego, trwa jeszcze w swej pobożności, chociaż TY mnie podburzyłeś, żebym go BEZ PRZYCZYNY zgubił".
Miłosierny Bóg zakłada się z Szatanem i wystawia na próbę niewinnego człowieka, odbiera mu wszystko, pogrąża w żałobie, zsyła chorobę TYLKO po to, żeby wygrać zakład z Szatanem. No i wygrywa.
Gdyby tylko katolicy w całym swoim lenistwie i ignorancji zagłębili się w genezie swojej wiary to... (śmiech).
Pana choroba też jest próbą?
- Wszystko jest próbą. Ale nie sądzi pani chyba, że w jej obliczu poczuję trwogę i zweryfikuję swoje poglądy? Powtarzam wszem i wobec: "Nie ma Boga, jest człowiek".
Ale jestem świadom powagi sytuacji, w której się znalazłem. Leżę w szpitalu, czeka mnie długa i ciężka walka, ale jak mówił Schopenhauer - wszystko, co doskonałe, dojrzewa i w bólach się rodzi, a to, co proste, jest błahe. W każdej, najbardziej parszywej sytuacji możemy znaleźć coś, co nas wzbogaci, nauczy czegoś i ostatecznie wzmocni.
Zaskoczyła mnie reakcja prawicowo-katolickich organizacji, które na wiadomość o mojej chorobie zaczęły modlić się o moje zdrowie, sugerując jednocześnie, jakobym miał się nawrócić. Niby do czego?!
Dość dobrze znam - i to nie tylko w literackim wydaniu - chrześcijańską mitologię i nie znajduję tam niczego dobrego, kreatywnego czy pięknego. Czytałem lepsze. Natomiast przesłanie filozoficzne, naukowe, duchowe - moim zdaniem - sprowadza się do szaleństw Boga i jego wyznawców, równie opętanych jak ich stwórca.
Zło wyziera z prawie każdej strony tej książki - z tego właśnie powodu jest ona dla mnie źródłem inspiracji.
A ten cytat pan lubi? "Szatan reprezentuje: zaspokojenie żądz, a nie wstrzemięźliwość, pełnię życia zamiast duchowych mrzonek, nieskalaną mądrość zamiast obłudnego oszukiwania samego siebie, przychylność dla tych, którzy na to zasługują, zamiast marnowania miłości na niewdzięczników". To z "Biblii Szatana" Szandora LaVeya.
- To truizmy. Proszę je zacytować przeciętnemu człowiekowi, nie nazywając ich "satanizmem", a prawdopodobnie entuzjastycznie pani przytaknie i powie, że to dobry sposób na życie. Nie widzę w tym nic zdrożnego, ale też nic wyjątkowego.
Czytałem to, gdy miałem 16 lat. Chowałem przed rodzicami, ale ojciec i tak znalazł, i skonfiskował. Po trzech miesiącach przeczytał i oddał. Mam cichą nadzieję, że nie praktykował (śmiech). Najwyraźniej uznał, że nie jest niebezpieczna dla dorastającego syna.
LaVey to inteligentny facet, który wiedział, jak zarobić duże pieniądze, choć odbieram go bardziej jako kuglarza niż intelektualistę, a już na pewno nie jako twórcę rewolucyjnej filozofii. Wcześniej pracował w cyrku i mam wrażenie, że przeniósł ten cyrk na grunt swojej myśli, którą potrafił przez to świetnie sprzedać, jak błyskotkę. Czysty materializm, bardzo amerykańskie i konsumpcyjne podejście do życia. Całość ubrana w kopyta i rogi, wiec jednych przerażała, a innych fascynowała i przyciągała. LaVey to dla mnie żaden autorytet.
Cały czas szukam, obserwuję, tworzę własny system wartości na podstawie swoich doświadczeń i obserwacji. W tym względzie od LaVeya bliższy jest mi Nietzsche. Mówił: zanim coś stworzysz, musisz zrównać ziemię, wziąć wszystko w nawias, dopiero później możesz budować. Kazał wątpić nawet w swoje własne słowa. I to mi odpowiada. Kiedy większość ludzi przyswaja odgórnie narzucane idee, ja kwestionuję, kontestuję, zadaję pytania i gdy widzę taki sens, przeciwstawiam się. Taka moja natura.
Ale ludzie lubią być prowadzeni przez życie za rękę. Rzadko kiedy poświęcają czemukolwiek głębszą refleksję. A potem, gdy się ockną w wieku 40 lub 50 lat, to robi się nerwowo.
Dlaczego?
- Bo sobie zadają pytania: Co dalej? Gdzie cel? Gdzie punkt odniesienia? A później, gdy uświadomią sobie, że jest nim robactwo w ziemi, pojawia się pustka.
Ja z tą pustką mierzę się od początku. Nie zawracam sobie głowy ideologiami gwarantującymi zbawienie i szczęście po śmierci. Żyję zgodnie ze swoją naturą, swoimi potrzebami i aspiracjami. Może to pani nazwać egoizmem, ale jestem uczciwy wobec siebie i ludzi, którzy mnie otaczają. Staram się nikogo nie krzywdzić.
Nie wypieram się swego człowieczeństwa, a wręcz przeciwnie - afirmuję je. Nie żyję w poczuciu winy, że nie jestem idealny albo że mój styl życia odstaje od jakiś norm lub czyichś oczekiwań. Jak mawiał Nietzsche: "Sumienie jest jak worek pełen kamieni, zbędny balast niepotrzebny człowiekowi".
A pana co inspiruje?
- Wkurw.
To znaczy?
- W Stanach Zjednoczonych czas największej popularności muzyki metalowej przypadał na lata 80. Za rządów Republikanów, czyli prawicy, zaczynali najwięksi - Slayer i Metallica. W latach 90., gdy ludziom żyło się dobrze i komfortowo, metal przeszedł do niszy. Renesans przyszedł za rządów Busha, kiedy rozpoczęła się wojna w Iraku i w Afganistanie. To gniew napędza twórczość. Także w Polsce, szczególnie ostatnio.
Gniew na co?
- Na polską mentalność, na religijną obłudę, na agresywnie wszechobecną pustą moralność na pokaz. Na naszą wyssaną z mlekiem matki narodową martyrologię. Na umartwianie się, na mesjanizm, tę mityczną wyjątkowość polskiego narodu, którą dostrzegamy tylko my sami.
Proszę spojrzeć na ostatnie miesiące i całą historię z wypadkiem pod Smoleńskiem i tym, co działo się później. Wszystko to wytrąciło mnie zupełnie z równowagi. Kto wie, czy gdyby wybory potoczyły się inaczej, nie szykowalibyśmy się teraz do wojny polsko-rosyjskiej.
Zamiast szanować i doceniać innych, często mądrzejszych od nas, patrzymy z pobłażaniem na naszych południowych sąsiadów, z nienawiścią na wschodnich i zachodnich. Bo Holocaust, bo Katyń, bo zabory, a teraz ten nieszczęsny Smoleńsk. Przecież to chore!
A ta historia z krzyżem przed pałacem prezydenckim? Dlaczego rząd ugiął się pod naciskami dzikiego motłochu? To był akt katolickiego terroru! Kto, k..., jest prawem w tym kraju? Rzygać mi się chce.
Coś jeszcze pana napędza?
- Denerwuje mnie powierzchowność. Ludzie nie słuchają tego, co się do nich mówi. Nie jest istotne, co mówię, istotne jest to, że pojawiam się od czasu do czasu w tym pieprzonym pudełku, w telewizorze. I kiedy ludzie widzą mnie na żywo, to dostają kota. Nie ma dla nich znaczenia, jakie wartości za mną stoją i to, że na scenie manifestuję swoją nienawiść dla głupoty, dla zabobonu, dla zacietrzewienia...
Witam,
OdpowiedzUsuńmam prośbę o kontakt, bo chciałabym nawiązać współpracę.
Pozdrawiam
Monika Czaplicka
Naprawdę ciekawe poglądy :)
OdpowiedzUsuń