Sąd Apelacyjny w Szczecinie orzekł, że mieszkanka Wolina nazywając "pedałem" swojego sąsiada Ryszarda G., naruszyła jego dobra osobiste. Jednocześnie obniżył wysokość zadośćuczynienia, które kobieta ma zapłacić mężczyźnie z 15 do 5 tys. zł. Wyrok jest prawomocny. Może go skasować tylko Sąd Najwyższy. Sąd nie przychylił się do argumentacji kobiety, która wskazywała w apelacji na błędne ustalenia sądu niższej instancji. Jej zdaniem, brał on pod uwagę zeznania świadków, którzy byli związani relacjami osobistymi z mężczyzną. Jednak jak zaznaczył sąd, ustalenia opierały się nie tylko na zeznaniach takich świadków, ale również tych, którzy pozostawali w stosunku obojętnym do obu stron. Anna S. wnioskowała też o powołanie biegłego językoznawcy, który miałby się ustosunkować do charakteru słowa "pedał". Sąd uznał, że nie ma potrzeby zasięgania opinii w tej materii. Powołał się na badania CBOS sprzed kilku lat, w których większość respondentów wśród obelżywych słów na pierwszym miejscu stawiało właśnie słowo "pedał". Sąd zaakcentował także, że sfera ludzkiej cielesności należy do najbardziej prywatnej i intymnej. Zdaniem sądu, brak jest jednak jednoznacznych ustaleń, że Anna S. używała słów obraźliwych z przyczyn homofobicznych. Powodem był raczej wcześniejszy zatarg pomiędzy rodzinami powoda i pozwanej. Sąd argumentował, że obniżając wysokość zadośćuczynienia wziął pod uwagę stopień "ujemnych przeżyć" mężczyzny i czas ich trwania, oraz że obie strony nie są zatrudnione, więc nie mają dochodów. Kara nie powinna być symboliczna, ale też nie powinna być zbyt dotkliwa - podkreślił. Według sądu, sprawa przyczyniła się do pozytywnych zmian w życiu mężczyzny, który spotkał się w toku jej trwania z objawami sympatii i wsparcia.Anna S. nie komentowała wyroku. Natomiast Ryszard G. wyraził zadowolenie z orzeczenia sądu. Przypomniał, że w całej sprawie nie chodziło mu o pieniądze, ale o zasady. We wrześniu Sąd Okręgowy w Szczecinie orzekł, że mieszkanka Anna S., musi zapłacić 15 tys. zł zadośćuczynienia swojemu sąsiadowi za to, że nazwała go "pedałem". Kobieta odwołała się od wyroku do wyższej instancji. Sąd zakazał wówczas także kobiecie naruszania dóbr osobistych powoda. Sprawa trafiła na wokandę w lutym 2009 r. Jak twierdził Ryszard G., jego sąsiadka publicznie w sklepie oraz na klatce schodowej nazywała go "pedałem" i mówiła m.in. o nim i jego partnerze "pedał sprowadził sobie pedała". Mężczyzna oskarżył Annę S. o naruszenie dóbr osobistych. Kobieta zaprzeczała przed sądem, by używała obraźliwych dla sąsiada słów.
Cieszę się, że wyrok został utrzymany, aczkolwiek ja bym został przy 15 tysiącach. Homofobiczny babsztyl miałby przynajmniej nauczkę. Nie rozumiem argumentacji sądu, że kara nie powinna być zbyt dotkliwa. Czy 15 tys. to kara zbyt dotkliwa? W mojej opinii nie. Bardziej odczuwalna dla budżetu skazanej niż zbyt dotkliwa. Nie wiem czemu też sąd w uzasadnieniu wyroku mówi o tym, że "sprawa przyczyniła się do pozytywnych zmian w życiu mężczyzny". To nie homofobiczna sąsiadka przyczyniła się przecież do "pozytywnych zmian", a determinacja i odwaga pokrzywdzonych. Dziwi mnie też argumentacja sądu mówiąca o tym, że obniżając wysokość zadośćuczynienia, wziął on pod uwagę stopień "ujemnych przeżyć" mężczyzny i czas ich trwania. Mnie osobiście 5 tysięcy dziwi w porównaniu do półmilonowej kary za jednokrotną wypowiedź Szczuki dotyczącą niepełnosprawnej "dziewczynki" od kółek różańcowych. w przypadku chłopaków z Wolina obrażanie miało charakter długotrwały, było wręcz nękaniem. Widać dla sądu ujemne przeżycia osób homoseksualnych są mniej warte niż innych osób. A może sąd uznał, że geje i lesbijki powinni być przyzwyczajeni do homofobii? Uważam, że taka argumentacja sądu jest nie do przyjęcia. Dziwi mnie też to, że sąd zmniejszając wysokośc kary kierował się tym, że obie strony sprawy pozostają bez pracy. A co to ma do rzeczy? Czy jak ktoś zniszczy mi samochód i będzie bez pracy to sąd każe mu kupić mi rower? Raczej nie. Jestem pewien, że każe pokryć koszty naprawy samochodu i nie będzie miało znaczenia, czy sprawca pracuje czy nie. A jeśli nie pracuje to niech zacznie. Zwrócić należy uwagę też na to, że sąd mówi o tym, że obie strony w sprawie pozostają bez pracy. Czemu bierze jednak pod uwagę tylko to, że sprawca winy nie pracuje, a ignoruje fakt, że pokrzywdzony znajduje się w trudnej sytuacji i jest bez pracy? A jeśli pokrzywdzony by pracował to według sądu nie należałoby sie mu odszkodowanie? Argumentacja sądu jest trochę śmieszna. Idąc tym tropem to - ze względu na to, że pracuję - za zniszczony samochód mógłbym otrzymać od sprawcy co najwyżej pedał od roweru.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz