Grupa Inicjatywna pisze na swojej stronie tak: "Od drugiej połowy marca mamy gotowy projekt ustawy o związkach partnerskich przygotowany we współpracy z Grupą Inicjatywną ds. związków partnerskich. Uznaliśmy, że maj będzie najlepszym miesiącem na rozpoczęcie publicznej debaty o nim. Wtedy też projekt trafi pod obrady poselskiego klubu SLD i – prawdopodobnie – do laski marszałkowskiej – mówi Tomasz Kalita, rzecznik prasowy SLD." Wszystko dzieje się więc dokładnie tak jak od dawna przypuszczałem, czyli niewiele. To co robi SLD nazwać można bez wątpienia ruchami pozorowanymi, które mają na celu zatrzymać homoseksualny elektorat przy sobie, ale bez spełnienia żadnej z obietnic wobec tego środowiska. Najpierw pisano o marcu, potem o kwietniu, teraz o maju. W rzeczywistości będzie trochę medialnego szumu w czerwcu przy okazji Parady Równości po czym znów wszystko przycichnie i kilka razy zostanie wyciągnięte na wierzch tuż przed wyborami, ale w taki sposób jak zawsze, czyli żeby geje i lesbijki usłyszeli, ale reszta społeczeństwa niekoniecznie. SLD kolejny raz przed wyborami używa związków partnerskich jako przedwyborczego cukierka, którego po wyborach znów na cztery lata schowa do kieszeni. Jeśli SLD traktowałoby ten projekt poważnie to po pierwsze rozpoczęłoby już dawno debatę na ten temat, po drugie ujawniło projekt ustawy, a po trzecie samo komunikowało się ze społeczeństwem w tej sprawie, a nie wysługiwało się Grupą Inicjatywną. Warte zauważenia jest bowiem to, że SLD milczy w tej kwestii, a wszelkie doniesienia o rzekomych przygotowaniach do wniesienia projektu pod obrady Sejmu docierają z innych źródeł. Trzeba dotrzec również to, że Grupa Inicjatywna również podchodzi do projektu z coraz większym dystansem. Wcześniejsze zapowiedzi wniesienia projektu do laski marszałkowskiej były wyrażane były jak coś pewnego. Obecnie jest to już tylko "prawdopodobne". Mnie taka gra w kotka i myszkę nudzi i irytuję. Zbyt poważnie traktuję swoje życie i swój związek, by dać się w wciągnąć w taką dziecinadę. SLD zaachowuje się tak jakby projekt ustawy o związkach partnerskich był czymś niezwykle kontrowersyjnym i radyklanym , podczas gdy jest on co najwyżej pomysłem umiarkowanym i centrowym , będącym cywilizacyjnym minimum. Jaki jest rzeczywisty stosunek SLD do gejów i lesbijek partia ta pokazała wielokrotnie. Przykłady lekceważenia gejów i lebijek, a nawet obrażania można możyć. Jednym z nich jest wypowiedź kandydata SLD w wyborach na prezydenta Kielc: "Jestem przeciwny gejom i lesbijkom. To obrzydliwe. Ci ludzie powinni się leczyć, gdyż bycie gejem czy lesbijką to choroba. Uważam, że powinni brać przykład ze zwierząt, ponieważ w ich środowisku nie ma homoseksualizmu." Pomijam już fakt, że Jan Gierada w kwestii homoseksualizmu wśród zwierząt się myli, bo występuje on "w ich środowisku" powszechnie. Co innego jest bardziej bulwesrsujące, a mianowicie to, że Gieradzie nie spadła nawet czapka z głowy za tę wypowiedź, choć to nie dość że język rynsztoka to do tego wypowiedź jest obraźliwa i po prostu głupia. Obecnie mamy powtórkę z działaczem SLD w Suwałkach, który chciałby gejom i lesbijkom odebrać nawet prawo do starania się o związki partnerskie i wywieszenia plakatów promujących zmiany prawne w tym zakresie. W sprawie Łazarskiego SLD również nabrało wody w ustach. Doczekaliśmy się jedynie zdawkowej wypowiedzi Piekarskiej, która enigmatycznie stwierdziła, że Pan Łazarski powinien się zastanowić co robi w lewicowej partii. Moim zdaniem to właśnie Piekarska i kierownictwo SLD powinno się zastanowić co tacy ludzie jak Łazarski i Gierada robią w ich partii, skoro mają poglądy sprzeczne z głoszonym programem i deklarowaną ideologią. Takiej zadumy nad tym jednak brak, co jest w takim samym stopniu kuriozalne co żenujące. Kierownictwo SLD przy okazji związków partnerskich bardzo często powołuje się na rzekomy społeczny opór w tej sprawie, oparty na stereotypach, uprzedzeniach i niewiedzy. Jeśli opór ten istnieje to zadaniem lewicowej, aczkowiek nie tylko lewicowej, partii powinno być dążenie do przeprowadzenia zmian mających na celu zwalczenie tych stereotypów i uprzedzeń, a nie - jak robi to obecnie SLD - zamiatanie własnych brudów pod dywan. Zastanawia mnie, czemu kompromitujące wypowiedzi Łazarskiego i Gierady nie spotkały się ze stanowczym odzewem ze strony kierownictwa SLD. Moim zdaniem wynika to głównie z tego, że także czołowi politycy SLD mają poglądy dalekie od tego, czym jest światopogląd lewicowy. Mówienie przez członków SLD o tym, że w Polsce nie ma klimatu na debatę o związkach partnerskich i brak jest poparcia społecznego i politycznego, by przeprowadzić zmiany reformatorskie nie jest w moim odczuciu niczym innym jak projekcją własnych - pełnych uprzedzeń i stereotypów - przekonań na całe społeczeństwo i świat polityczny. Jeśli SLD rzeczywiście dostrzegałoby problem w braku regulacji związków osób tej samej płci to mówiłoby o tym z pełnym przekonaniem i dążyłoby do przeprowadzenia zmian chociażby poprzez rozpoczęcie publicznej debaty na ten temat. Tak się nie dzieje z prostej przyczyny - to nie społeczeństwo ma opory przed rozpoczęciem debaty a członkowie SLD, i to nie tylko ci w strukturach samorządowych, ale także ci z pierwszych szeregów partii. To jak szefostwo SLD widzi gejów widać na przykładzie wypowiedzi posła Arłukowicza z 2009 r.: "Czy dzisiaj lewica zajmuje się szerzeniem tolerancji? Nie zajmuje się, bo cały czas absorbuje nas tylko kwestia gejów. Geje w Polsce to niewielki procent społeczeństwa. Zazwyczaj prowadzą świetnie prosperujące przedsiębiorstwa i są wyborcami PO. Rozróżniłbym tutaj prawdziwy problem gejów, który jest w małych miastach, od pewnego rodzaju związków zawodowych, od bojówek homoseksualnych, które żądają specjalnych praw. Jestem przekonany, że większość gejów nie chce nadzwyczajnych praw, chce świętego spokoju. Lewica na kwestie tolerancji musi patrzeć szerzej. Czy stwarzamy wszystkim równe szanse rozwoju, czy dzieciak mieszkający pod Suwałkami ma takie same możliwości jak ten z Krakowa? Oczywiście nie. Państwo powinno stworzyć mechanizmy, które takie równe szanse zapewnią." To szokujące słyszeć z ust lewicowego polityka, że organizacje walczące o rówouprawnienie nazywane są bojówkami, a samo równouprawnienie żądaniem specjalnych praw. W tej jednej publicznej wypowiedzi jest zawartych tyle stereotypów, uprzedzeń i niezrozumienia, że bez żadnych wątpliwości można nazwać ją homofobiczną. Język jakim posługuje się SLD nie odbiega o tego, jakim posługują się partie prawicowe, a sposób myślenia działaczy SLD nie odróżnia ich wiele od takich ludzi jak Niesiołowski, Węgrzyn i Pięta.
niedziela, 24 kwietnia 2011
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz