poniedziałek, 4 kwietnia 2011

Dlaczego urodziłem się gejem w Afryce?

John Bosco pamięta przesąd z dzieciństwa spędzonego w Ugandzie, że kiedy mężczyzna zasnąwszy na słońcu obudzi się w cieniu, to zamieni się w kobietę. – Sprawdziłem to jako dzieciak – mówi John dzisiaj, jakieś 30 lat później. Siedzi przy stole w zatłoczonej kawiarni naprzeciwko stacji kolejowej Southampton, palcami bawi się uchem szklanki z gorącą czekoladą. – Całe dnie spędzałem, leżąc na słońcu. Od dziecka chciałem być dziewczynką. Chciałem lalek. W szkole wolałem sporty dla dziewczyn. Chciałem ubierać się jak dziewczynka… Wcierałem sobie zioła na porost piersi. Próbowałem wszystkiego, ale nic nie działało.

Mówi, że nie było jednego momentu, w którym zrozumiał, że jest gejem, ale świadomość tego zawsze gdzieś była, niewypowiedziana, dopóki nie znalazł odpowiednich słów. Gdy dorastał, zaczęli go pociągać mężczyźni. Słyszał w radiu informacje o parach gejowskich maltretowanych i zabijanych przez policję. Mówi, że gdyby tylko mógł, zmieniłby się, tak bardzo chciał być uważany za „normalnego”. Chciał się dostosować, żeby rodzina mogła być z niego dumna.

Kiedy zaczął studiować zarządzanie na uniwersytecie, krewni i znajomi w Kampali dopytywali, czemu nigdy nie miał dziewczyny. – Stosowałem rozmaite wymówki: nie jestem gotów albo mam dziewczynę, która daleko mieszka – wspomina. – Było ciężko, bo nie wolno otwarcie mówić o swojej orientacji. Nie da się prowadzić życia towarzyskiego jak inni. Większość czasu musisz trzymać się na dystans. Czujesz, że nie jesteś sobą. To sprawia, że jest naprawdę trudno.

Tak wygląda życie geja we współczesnej Ugandzie, gdzie homoseksualizm jest przestępstwem zagrożonym karą dożywocia zgodnie z kodeksem karnym. Według organizacji działających na rzecz ochrony praw człowieka żyje tam około 500 tys. osób homoseksualnych, nie mogących przyznać się do swojej orientacji z obawy przed brutalną reakcją policji albo własnych społeczności. Prawo antygejowskie to pozostałość z czasów brytyjskiego kolonializmu. Powstało, aby karać za „nienaturalny seks”, jak władze Imperium określały stosunki homoseksualne. Takie nastawienie wzmacniały później kolejne fale napływających katolickich misjonarzy.

Chociaż wraz z modernizacją Ugandy odchodzono do wielu pozostałości kolonialnej spuścizny, to homofobia jest silna jak nigdy. Parlament ma do czerwca rozpocząć dyskusję na temat ustawy zabraniającej homoseksualizmu. Przewiduje ona karę śmierci za „zuchwały homoseksualizm”, czyli za stosunki seksualne gejów i lesbijek zarażonych wirusem HIV, albo za uprawianie seksu z osobą tej samej płci poniżej 18 roku życia. Nowe prawo, zwane potocznie ustawą „zabić geja”, nakazuje pod groźbą kary informować odpowiednie władze o osobie uprawiającej praktyki homoseksualne, tym samym stanowi zagrożenie dla rodziców, rodzeństwa i przyjaciół takiej osoby.

– Ugandyjczycy mówią na przykład, że gejostwo to część kultury europejskiej, że jest anty-afrykańskie – tłumaczy 31-letni John – Wedle jednej z teorii Europejczycy i Amerykanie werbują ludzi i płacą im za to, żeby byli gejami.

W październiku zeszłego roku nieistniejący już antygejowski ugandyjski brukowiec „Rolling Stone” zamieścił listę 100 najbardziej znanych homoseksualistów pod nagłówkiem „Powiesić ich”. W styczniu tego roku zamordowano znanego obrońcę praw gejów Davida Kato. Grupa zbirów uzbrojonych w młotki skatowała go na śmierć w jego własnym domu. Geje, lesbijki i transseksualiści są w Ugandzie codziennie narażeni na prześladowania, wymuszenia, akty wandalizmu, przemoc i śmierć. Jeśli się ujawnią, mogą zostać zwolnieni z pracy albo zmuszeni do zawarcia heteroseksualnego małżeństwa. Mogą zostać zatrzymani bez postawienia zarzutów i bez dostępu do opieki prawnej. W skrajnych przypadkach mogą zostać poddani tak zwanemu „gwałtowi korekcyjnemu”.

Tak jest nie tylko w Ugandzie. Kraje rozwinięte od lat nie dostrzegają, że prześladowanie homoseksualistów jest prawnie usankcjonowane w 38 z 52 państw afrykańskich (według Human Rights Watch). Próbuje to zmienić nowy pełnometrażowy film dokumentalny „Getting Out” w reżyserii Alexandry Chapman, zrealizowany we współpracy z Christian Aid. Opowiada historię uchodźców, którzy muszą uciekać ze swoich krajów przed dyskryminacją ze względu na orientację seksualną.

- Ludzie z Zachodu koniecznie muszą zrozumieć, że w wielu krajach Afryki naprawdę istnieje legalna, państwowa homofobia – mówi dr Chris Dolan, kierownik projektu prawa uchodźczego z Uniwersytetu Makerere w Kampali. Dolan, który przyczynił się do powstania filmu, prowadzi kampanię w obronie praw udręczonych mniejszości w tym regionie Afryki. Jego zdaniem panujący w Ugandzie polityczny klimat pozwala na rozmaite nadużycia i gwałty wobec starających się w większości pozostać w ukryciu lesbijek, gejów, biseksualistów oraz osób trans- i interseksualnych, co dramatycznie pogarsza jakość ich życia. W efekcie wiele z tych osób jest narażonych na skrajne niebezpieczeństwo.

Dla Johna to zagrożenie wcześnie stało się zbyt duże, by mógł je ignorować. Już podczas otrzęsin na uniwersytecie poznał Aziza, w którym się zakochał. Obaj byli dyskretni, starali się zachowywać odpowiednio w miejscach publicznych. W ten sposób – nigdy otwarcie, zawsze w ukryciu, wiecznie na baczności – trwali w związku aż do końca studiów, kiedy John dostał dobrze płatną pracę w banku. Gdy po raz pierwszy zabrał Aziza do domu, przedstawił go rodzinie jako swojego najlepszego przyjaciela. – Dla mojej mamy stał się jakby drugim synem. I tak było aż do 2001 r.

Wtedy wszystko się zmieniło. W policyjnej akcji aresztowano grupę gejów, przyjaciół Johna. Pobito ich i zmuszono do ujawnienia innych, znanych im osób homoseksualnych. John zdał sobie sprawę, że musi uciekać. – Musiałem zniknąć – mówi. – Miałem trochę zaoszczędzonych pieniędzy, więc zapłaciłem prywatnej firmie, żeby wyrobiła mi wizę i paszport… Nikomu nic nie powiedziałem, nawet rodzinie. Z początku nie wiedziałem, dokąd mam jechać. Ale potem, na szczęście, facet dał mi wizę do Wielkiej Brytanii.

John Bosco wtedy jeszcze nie wiedział, że to dopiero początek jego problemów.

Florence Kizza często się uśmiecha. Ma ładne, wyraziste rysy, skośne oczy i proste, białe zęby. Mówi równym, pewnym głosem, lekki ugandyjski akcent nadaje słowom nieregularnego rytmu. Spotykamy się w kawiarni w Richmond, Surrey, niedaleko banku, gdzie pracuje jako urzędniczka. Jej historia jest przerażająca, ale Florence, opowiadając, nie ujawnia emocji, z wyjątkiem delikatnego zwężania się oczu, spojrzenia w bok, krótkiej pauzy. Tłumaczy, że nie może się załamać i rozpłakać. W ten sposób uległaby czemuś, z czym walczy. Bo Florence definiuje siebie jako kobietę, która przetrwała.

Florence ma 32 lata, jest Ugandyjką i lesbijką. Wychowała się w Najjanankumbi, w południowej Kampali. Jej ojciec, dobrze prosperujący biznesmen, wysłał Florence i jej siostrę do prestiżowej szkoły z internatem.

– W szkole domyślałam się [swojej orientacji], ale o tych sprawach się nie mówi – wspomina. – To jest coś, o czym nigdy nawet nie piśniesz. Wychowywano mnie na katoliczkę. Każdego dnia ci księża głoszą w kazaniach, że homoseksualiści powinni być ukamienowani, że powinni umrzeć. Czy przyznałabyś się po wysłuchaniu czegoś takiego?

Kiedy Florence miała 16 lat w przeciągu roku oboje jej rodzice zmarli na AIDS. Florence została zabrana ze szkoły, a opiekę nad nią przejęli krewni. Im była starsza, tym większej nabierała pewności, że jest lesbijką. Samotna i coraz bardziej odizolowana, tęskniła za towarzystwem. Aż wreszcie pewnego dnia, kiedy kupowała jedzenie na targu, spotkała Susan, pochodzącą z zachodniej części kraju. – Mówiła innym językiem, ale między nami po prostu zaiskrzyło – wspomina Florence. – Poszłyśmy na kawę, rozmawiałyśmy, a potem spotkałyśmy się jeszcze pięć razy.

Stopniowo zbliżyły się do siebie, ale tak jak John Bosco, były bardzo ostrożne w miejscach publicznych. Florence dalej mieszkała sama. Wśród okolicznych mieszkańców pojawiły się jednak podejrzenia, dlaczego młoda kobieta w tym wieku nie ma męża.

W grudniu 2000 r. sąsiedzi włamali się do mieszkania Florence i znaleźli ją w łóżku z Susan. Wieśniacy rozebrali obie kobiety do naga, kazali im paradować po ulicach, a potem pobili na oczach wyjącego tłumu. – W tym przypadku mówienie o bólu jest nieporozumieniem – opowiada Florence. – Możesz ścierpieć bicie, ale takie poniżenie w obecności Bóg raczy wiedzieć ilu ludzi sprawia, że tracisz godność. Chciałam wtedy umrzeć.

Florence, wypędzona z wioski, musiała znaleźć nowe miejsce do mieszkania. Spędzała noce u Susan, wstawała przed świtem, żeby wymknąć się pod osłoną ciemności. Choćby była nie wiadomo jak ostrożna, to wciąż za mało. W marcu 2001 r. została aresztowana i trzej policjanci, trzymając ją na muszce, bili ją i gwałcili. Obrażenia były tak poważne, że do dzisiaj, a minęło 10 lat, Florence wciąż ma blizny. Kiedy się spotkałyśmy, było zimno, więc miała na sobie zapinaną bluzę z długim rękawem, ale nawet w cieplejsze dni nie lubi pokazywać poskręcanych wypukłości skóry, które wiją się po jej rękach.

– Teraz, kiedy się nad tym zastanawiam, myślę, że byłam trudnym przypadkiem dla tych policjantów – mówi Florence i przymyka powieki, jakby próbowała rozpoznać daleki, ciemny kształt. – Drugiego dnia jeden z nich mnie uderzył, a ja spojrzałam na niego i się nie rozpłakałam. Wyglądałam na bardzo, bardzo spokojną. Powiedziałam „Skończyłeś? Nie boli” i roześmiałam się – podnosi wzrok, spotyka moje spojrzenie. – I przestał.

Trzeciego dnia Florence uciekła. Udało jej się ukraść klucze do celi, kiedy jeden z policjantów zapadł w pijacki letarg. Wybiegła na ulicę i pojechała taksówką do zaprzyjaźnionego domu. Wiedziała, że musi uciec z kraju, zanim policja ją wytropi. Razem z Susan uciekły przez granicę do Demokratycznej Republiki Konga. Tam zapłaciły przemytnikowi za przerzucenie ich do Wielkiej Brytanii. – Powiedział: dobra, musicie bardzo dużo zapłacić. Zażądał 20 tys. funtów. W ramach zabezpieczenia musiałam pozbyć się kawałka ziemi mojego ojca.

W ostatniej chwili przemytnik uznał, że wspólna podróż Florence i Susan jest zbyt niebezpieczna. – Powiedział, że może jechać tylko jedna z nas i kazał nam wybierać. Wskazałam na Susan, bo czułam się słabo, nie miałam siły. Ale oni powiedzieli, że to ja powinnam jechać, bo jestem chora i w gorszym stanie.

We wrześniu 2001 r. Florence przyleciała do Wielkiej Brytanii. Przemytnik zaprowadził ją do hoteliku w Wembley, w północnym Londynie. Odchodząc dał jej banknot 50-funtowy. 22-letnia Florence została sama w wielkim obcym mieście z niewielką ilością pieniędzy i bez widoków na przyszłość. Całymi dniami chodziła po ulicach, niepewna co zrobić i do kogo się zwrócić. Po doświadczeniach w Ugandzie nikomu nie ufała, była podejrzliwa. Musiała żebrać o pieniądze na jedzenie.

W końcu mężczyzna z lokalnej grupy kościelnej zaprowadził ją do Ministerstwa Spraw Wewnętrznych, żeby ubiegała się o status uchodźcy. Florence była bardzo zawstydzona i zaniepokojona procedurą. – Przede wszystkim nie wierzyłam władzom z powodu doświadczeń, jakie miałam z nimi w Ugandzie – mówi. – Te rozmowy były poniżające. Pytali o życie osobiste, kazali opisać, jak uprawiałam seks. I tak na mnie patrzyli, myślałam, Jezu Chryste, czy ja jestem aż tak obrzydliwa? Naprawdę, byłam wściekła. Oni po prostu nie zdawali sobie z tego sprawy.

Symptomy depresji i zespołu stresu pourazowego nasilały się wraz z podróżą Florence po brytyjskich sądach. Pierwsze podanie o pobyt zostało odrzucone. Sąd uznał, że nic jej nie zagraża w Ugandzie, jeśli zamieszka w innej części kraju i będzie zachowywała się „dyskretnie”.

Według Erina Powera, szefa brytyjskiej organizacji Lesbian and Gay Immigration Group, dużo problemów homoseksualnych uchodźców z Ugandy bierze się z niechęci do mówienia otwarcie o orientacji seksualnej, o czymś, co musieli ukrywać przez całe życie, często przed samymi sobą. – Jeśli zaraz po wylądowaniu w Wielkiej Brytanii pójdą do Ministerstwa Spraw Wewnętrznych, tak jak powinni, to prosi się ich, by stanęli przed przedstawicielem władz ubranym w mundur i wyznali mu swoją orientację – mówi Power. – A to przecież jest właśnie ta osoba, która ich prześladuje w ojczyźnie.

– Są osoby, które nigdy nie nikomu nie powiedziały, że są homoseksualistami. Wymaganie od nich, żeby sami się określili, to kiepski pomysł. Całe życie trzymali to w tajemnicy… Niektórzy nigdy nie uprawiali seksu. My uważamy, że bycie LGBT to nie jest kwestia tego, z kim się sypia, ale kim się jest i co się czuje. Walczyliśmy z ministerstwem, żeby nie skupiali się na seksie. Do tej pory trzeba było udowodnić dwie rzeczy: po pierwsze, że jesteś gejem albo lesbijką, a po drugie, że twój kraj jest niebezpieczny.

Jak udowodnić, że jest się gejem? Power się śmieje: – Wszyscy zawsze o to pytają.

John Bosco zmagał się z podobnymi problemami w innej części miasta. Przyjechał do Londynu z 600 funtami w kieszeni. Znalazł pokój do wynajęcia na północy Londynu, w Manor Park. – Myślałem, że jeśli dostanę się do kraju anglojęzycznego, to wszystko będzie w porządku. Jak tylko tam przyjadę, dostanę pracę, bo mam kwalifikacje. Nic nie wiedziałem o systemie azylowym.

Kiedy starał się o pracę, mówiono mu, że potrzebuje numeru ubezpieczenia społecznego. – Nie wiedziałem, co to jest – mówi John. W końcu spotkał na ulicy grupę Jamajczyków, którzy skierowali go do biura Brytyjskiej Służby Granicznej w Croydon. John myślał, że przejdzie prostą rozmowę, ale zamiast tego rozebrano go do naga, pobrano odciski palców, zapakowano do policyjnego vana i przewieziono do izby zatrzymań imigrantów w Oakington w Cambridgeshire.

Wprawdzie rozmawiał z władzami przez tłumacza, ale ten był z innego regionu Ugandy i nie mówił tym samym plemiennym językiem co John, więc zeznania były pełne sprzeczności. Obawiając się reakcji władz, John nie przyznał się, że jest gejem i że to jest prawdziwy powód jego ucieczki z Ugandy. – Pytali mnie, czy chcę adwokata – opowiada teraz, kręcąc głową. – Nie wiedziałem, co to słowo znaczy.

Johna drogo kosztowała niemożność porozumienia się i opowiedzenia spójnej historii. Z Oakington przewieziono go do Haslar, centrum wywozu imigrantów prowadzonego przez służbę więzienną z Portsmouth. Przez kilka tygodni nie miał ubrań na zmianę i musiał codziennie prać jedyną swoją parę majtek. Kiedy wolontariuszka przyszła zapytać, czy mu czegoś nie potrzeba, John wreszcie wyznał całą prawdę.

– Kiedy zapytała mnie „Czemu wyjechałeś?” powiedziałem, że to z powodu mojej orientacji seksualnej. Powiedziała „OK, żaden problem”. Musiałem wyglądać o, tak – opiera się mocno o kawiarniane krzesło, krzyżując ramiona na piersi z szokiem w oczach. – Trząsłem się. Nigdy nikt tak do mnie nie mówił. Była pierwszą osobą, której powiedziałem o swojej orientacji seksualnej i która była dla mnie miła – przerywa, pochyla głowę i szybko ociera oczy.

Po czterech miesiącach spędzonych w Haslar John dostał pozwolenie na warunkowy pobyt w Wielkiej Brytanii, ale Ministerstwo Spraw Wewnętrznych odwołało się od decyzji. Przez kolejne sześć lat, od 2002 do 2008 r., życie Johna zamieniło się w wykańczający ciąg walki prawnej. Dostał pracę w organizacji dobroczynnej pracującej na rzecz zdrowia psychicznego w Southampton. 21 tys. funtów z własnych pieniędzy przeznaczył na wynagrodzenie dla adwokata. W 2008 r. podczas rutynowej wizyty na posterunku policji (warunki jego pobytu w Wielkiej Brytanii nakazywały, aby meldował się tam co miesiąc) został wepchnięty do radiowozu, zabrany na lotnisko i załadowany w samolot do Ugandy. – Chciałem, żeby po prostu mnie zabili. Nie mam przyjaciół, krewnych, nikogo. Jak długo ma to trwać? Nie zmienię się, żeby być zaakceptowanym.

Tak samo jak w sprawie Florence Kizza, sędzia uznał, że Johnowi nie grozi niebezpieczeństwo po powrocie do Ugandy, jeśli zmieni swoje zachowanie, zamieszka w innym regionie kraju i będzie żył „dyskretnie”. Sędzia wydał tę opinię, mimo że zdjęcie Johna zdobiło pierwsze strony ugandyjskich gazet na kilka tygodni przed jego deportacją. Nie mógł już żyć dyskretnie.

Kilka dni po wylądowaniu w Kampali John został aresztowany. Policja wsadziła go do celi z innymi osadzonymi i poddała regularnemu biciu. – Nie powiedziałbym, że do bicia można się przyzwyczaić – mówi teraz. – Ale można się go spodziewać. Za ostatnie pieniądze, które mu zostały, John przekupił policjantów, żeby go wypuścili. Ukrywał się przez następnych sześć miesięcy, aż w końcu adwokaci wywalczyli dla niego status uchodźcy na pięć lat i przyleciał z powrotem do Wielkiej Brytanii. Orzeczenie to jest ważne jednak tylko do 2014 r., więc John wciąż żyje w niepewności, bez rodziny, przyjaciół i byłego chłopaka, Aziza. Nikogo nie udało mu się odnaleźć. – Wciąż mam złe sny: ktoś mnie goni, bije – mówi. – Czasami budzę się i zastanawiam, co się stanie po 2014 roku? Wszystko, czego mi potrzeba, to wolność: być tam, gdzie mogę być tym, kim jestem.

W zeszłym roku Florence uzyskała status uchodźcy. Od czasu ucieczki z Ugandy ukończyła studia zarządzania biznesem na Kingston University. Przez chwilę zarabiała w supermarkecie. Teraz pracuje w biurach banku na reprezentacyjnej ulicy w Twickenham w Londynie. Nie miała kontaktu z Susan od tamtego pamiętnego czasu. – Bardzo się staraliśmy ją znaleźć – mówi wyprutym z emocji głosem. – Myślę, że już się do tego przyzwyczajam.

W czerwcu 2007 roku Sąd Najwyższy Wielkiej Brytanii kategorycznie potępił „zasadę dyskrecji”, która była głównym powodem odrzucenia podań zarówno Florence, jak i Johna. Sąd uznał, że taka zasada jest niezgodna z prawami człowieka oraz konwencją ONZ w sprawie uchodźców. Od tego czasu Ministerstwo Spraw Wewnętrznych przyjęło w porozumieniu z organizacjami działającymi z azylantami zestaw dyrektyw, jak sprawdzać zasadność oświadczeń tego typu. Wszyscy pracownicy na wyższych szczeblach przeszli jednodniowe szkolenie. – Zakończyliśmy działania z końcem lutego – mówi Erin Power. – Więc jeszcze nie wiemy, jakie będą efekty. Oczywiście mam nadzieję, że będzie jakaś poprawa, bo część wywiadów z uchodźcami była, szczerze mówiąc, zatrważająca.

Wracając do kawiarni w Southampton. Czekolada Johna wystygła. Mówi, że „bez przerwy” tęskni za rodziną i nie prowadzi ożywionego życia towarzyskiego, czując się zbyt czarnym, żeby być chętnie przyjętym przez w przeważającej części białą w tej części świata społeczność gejowską i zbyt gejem, żeby napotkani heteroseksualiści mogli go zaakceptować. Większość wieczorów i weekendów spędza w wynajętym pokoju, oglądając seriale telewizyjne. – Wspominanie mnie stresuje – mówi na koniec naszej rozmowy. – Ale robię to, bo inaczej ludzie nie zrozumieją, co się dzieje. Zwłaszcza ludzie w Ugandzie, którzy nie mają głosu. Zrozumieją, tylko jeśli będę o tym mówił.

Kiedy równo przysuwa krzesło do stołu, mówi że prześladują go dwa pytania: – Wciąż się zastanawiam, czemu urodziłem się gejem? A jeśli już urodziłem się gejem, to czemu w Afryce? Wychodzi, pozwalając drzwiom kawiarni cicho się za nim zasunąć. Odchodząc, odwraca się, żeby mi pomachać i uśmiechnąć się przez okno. Może nigdy nie będzie odpowiedzi. Ale teraz przynajmniej John Bosco może śmiało zadawać pytania.

ŚWIATOWA NIENAWIŚĆ: Homofobia na świecie - W ponad dwóch trzecich krajów Afryki prawo zakazuje homoseksualizmu. W 2008 r. Yahya Jammeh, prezydent Gambii, zagroził „obcięciem głowy” każdemu homoseksualiście w kraju. Wzywał też do wprowadzenia „prawa surowszego niż w Iranie” w tej kwestii. W Iranie za uprawianie seksu osobom homoseksualnym grozi kara śmierci.
- Według doniesień homoseksualiści w Senegalu, gdzie seks między osobami tej samej płci jest nielegalny, byli torturowani w więzieniach. W zeszłym roku sędzia w Malawi skazał parę gejowską na 14 lat więzienia. Prezydent ułaskawił ich po międzynarodowej akcji.
- Konserwatywny amerykański kościół ewangelicki jest oskarżany o umacnianie uprzedzeń wobec homoseksualistów w Afryce. Miesiąc przed przedstawieniem antyhomoseksualnego prawa w Ugandzie, pastorzy z USA odwiedzili ten kraj i zorganizowali konferencję, na której oskarżyli gejów i lesbijki o niszczenie kultury afrykańskiej.
- Zamieszki w północnej Afryce i na Bliskim Wschodzie póki co nie przytłumiły głęboko zakorzenionej homofobii.
- Chociaż w Ameryce Południowej i Środkowej homoseksualizm jest w większości legalny, geje i lesbijki są narażeni na uprzedzenia i przemoc. Po zamachu stanu z 2009 r. w Hondurasie zamordowano ponad 30 członków społeczności LGBT. Dadeus Grings, arcybiskup jednej z największych diecezji w Brazylii powiedział w zeszłym roku, że akceptacja homoseksualizmu w społeczeństwie może w przyszłości doprowadzić do akceptacji pedofilii.
- Za najbardziej homofobiczne miejsce na świecie uważa się Jamajkę. Czołowi obrońcy praw gejów i lesbijek zostali zamordowani, a gwiazda reggae Buju Banton stanął przed sądem oskarżony o zaatakowanie geja. Sprawa została odrzucona ze względu na brak dowodów.
- W 2004 r. urzędnik ministerstwa kultury Tajlandii zaproponował usunięcie osób homoseksualnych z mediów i urzędów. Gejowski hymn Lady Gaga „Born This Way” został ocenzurowany w Malezji, gdzie stosunki seksualne między osobami tej samej płci są nielegalne.
- W lutym bieżącego roku włoski premier, Silvio Berlusconi, powiedział: – Dopóki jesteśmy u władzy, tradycyjne małżeństwo i związki homoseksualne nigdy nie będą miały takiego samego statusu. – W 2009 r. litewski rząd został potępiony za propozycję uchwały, która doprowadziłaby do zakazu rozmów o homoseksualizmie w szkołach.
- Apple dostał ponad 150 tys. skarg na stworzoną przez Exodus International aplikację na iPhona, promującą „terapię nawrócenia”, która „leczy” homoseksualizm. Apple przyznał jej ocenę zatwierdzającą 4+, uznając, że „nie zawiera niepożądanych treści”. Firma usunęła aplikację ze sklepu iTunes bez komentarza.

Elizabeth Day, „The Guardian”.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz