"W świecie głupieją. Dwóch gejów (skrót definicji - gej = bogaty pedał) funduje sobie noworodka płci męskiej, wszyscy poprawnie i politycznie pieją z zachwytu. Zgroza" - czytamy w Biuletynie Informacyjnym w Urzędzie Miasta Poznania.
Zgrozą dla mnie jest używanie takiego języka w jakimkolwiek biuletynie, nie wyłączając miejskiego. Jeszcze większą zgrozą jest to, co mówi autor tych wypocin, urzędnik miejski i wiceprzewodniczący "Solidarności" Marek Sieniawski, dziennikarzowi Gazety Wyborczej. Nie tylko nie widzi on nic złego w propagowaniu homofobicznych treści, ale jeszcze uważa, że to geje powinni przeprosić, ponieważ mówią, że „nie zależy im na adopcji a tymczasem co się dzieje”. Okazuje jednak „miłosierdzie” dodając, że „nie darzy tego środowiska taką nienawiścią, żeby nie mógł z nim dyskutować”. Pojawia się więc pytanie co to znaczy taką nienawiścią? Rozumiem, że darzy „tylko” taką nienawiścią, która pozwala mu opluwać i obrażać na łamach pism. Podejrzewam, że skoro pozwala sobie na taki język Pan Sieniawski w biuletynie urzędowym, to jeszcze bardziej homofobiczny musi być na co dzień w kontaktach prywatnych czy koleżeńskich. Trudno być wobec takiego zachowania obojętnym. Mam nadzieję, że Pan Sieniawski spotka na swej urzędniczej drodze osobę, która nie będzie przyzwalała na homofobię w miejscu pracy. Jeśli Pan Sieniawski chce nadal używać takiego języka i głosić swoje „mądrości” to zapraszam pod budką z piwem. Tam jest miejsce dla takich jak on a nie w urzędzie miasta. Zapewne znajdzie tam kumpli, którzy intelektualnie i językowo będą podobni. Urzędnika obowiązuje pewien poziom, któremu Pan Sieniawski niestety nie dorównuje. Z przykrością trzeba stwierdzić, że poziom Pana Sieniawskiego wyznacza lada pijackiej speluny, ponieważ tam za standard uchodzi język używany przez niego. Nie oznacza to w żadnym wypadku, że język spod budki z piwem jest, a tym bardziej powinien być, ogólnie przyjętym standardem.
Zgrozą dla mnie jest używanie takiego języka w jakimkolwiek biuletynie, nie wyłączając miejskiego. Jeszcze większą zgrozą jest to, co mówi autor tych wypocin, urzędnik miejski i wiceprzewodniczący "Solidarności" Marek Sieniawski, dziennikarzowi Gazety Wyborczej. Nie tylko nie widzi on nic złego w propagowaniu homofobicznych treści, ale jeszcze uważa, że to geje powinni przeprosić, ponieważ mówią, że „nie zależy im na adopcji a tymczasem co się dzieje”. Okazuje jednak „miłosierdzie” dodając, że „nie darzy tego środowiska taką nienawiścią, żeby nie mógł z nim dyskutować”. Pojawia się więc pytanie co to znaczy taką nienawiścią? Rozumiem, że darzy „tylko” taką nienawiścią, która pozwala mu opluwać i obrażać na łamach pism. Podejrzewam, że skoro pozwala sobie na taki język Pan Sieniawski w biuletynie urzędowym, to jeszcze bardziej homofobiczny musi być na co dzień w kontaktach prywatnych czy koleżeńskich. Trudno być wobec takiego zachowania obojętnym. Mam nadzieję, że Pan Sieniawski spotka na swej urzędniczej drodze osobę, która nie będzie przyzwalała na homofobię w miejscu pracy. Jeśli Pan Sieniawski chce nadal używać takiego języka i głosić swoje „mądrości” to zapraszam pod budką z piwem. Tam jest miejsce dla takich jak on a nie w urzędzie miasta. Zapewne znajdzie tam kumpli, którzy intelektualnie i językowo będą podobni. Urzędnika obowiązuje pewien poziom, któremu Pan Sieniawski niestety nie dorównuje. Z przykrością trzeba stwierdzić, że poziom Pana Sieniawskiego wyznacza lada pijackiej speluny, ponieważ tam za standard uchodzi język używany przez niego. Nie oznacza to w żadnym wypadku, że język spod budki z piwem jest, a tym bardziej powinien być, ogólnie przyjętym standardem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz