Wczoraj pisałem o dyskryminacji w dostępie do usług hotelowych w Wielkiej Brytanii a tymczasem w Polsce wybuchła afera z zakazem wstępu dla Romów w poznańskich restauracjach i pubach. Dzisiaj natomiast w ramach wykonywania obowiązków służbowych odbyłem nieprzyjemną rozmowę z panem proboszczem kościoła najpopularniejszego między Odrą a Wisłą o dyskryminacji przez Caritas osób niewierzących lub wierzących w coś innego lub inaczej lub też w to samo i tak samo ale niepraktykujących. Wkurwiłem się co nie miara, a to dlatego, że Caritas rozdaje pomoc żywnościową nie według potrzeb ale według klucza – chodzi do kościoła – nie chodzi, przyjmuje księdza w domu – nie przyjmuje, ochrzcił dziecko – nie ochrzcił, ma ślub kościelny – nie ma oraz „podąża ścieżką moralności” (cytat!) – nie podąża. Kilku moich klientów spotkało się z odmową udzielenia pomocy, choć to ludzie potrzebujący wsparcia. Jedna pani została odprawiona z kwitkiem za to, że nie przyjęła księdza, druga bo nie ochrzciła dziecka, trzecia bo nie wierzy, a czwarta bo żyje w niesakramentalnym związku i nie wyraża chęci zmiany tego stanu rzeczy. Jeszcze bym sprawę zbagatelizował (w sumie skoro tam nie chcą pomóc to mam jeszcze większy moralny obowiązek wesprzeć z urzędu takie osoby), gdyby nie fakt, że to nie Kościół katolicki finansuje pomoc żywnościową, a jedynie jest jej dystrybutorem. Pomoc ta pochodzi w unijnego programu dożywiania, co widać po samych opakowaniach, gdzie jest to wyraźnie napisane i opatrzone logo Unii Europejskiej. Skoro więc Caritas korzysta z funduszy publicznych to jest dla mnie oczywistym, że powinien udzielać z tych pieniędzy pomocy wszystkim obywatelom, którzy wymagają pomocy. Tymczasem pomoc dostają ci, którzy przyniosą potwierdzenie uczestnictwa w praktyce religijnej w formie obrazka ze stemplem, co – jak mi „wyjaśniono” – wynika z potrzeby „odnalezienia sensu moralnego” (cytat!) przez te osoby. Ja pierdolę takie miłosierdzie. Jest to obrzydliwe tym bardziej, że finansowane z publicznych pieniędzy. Panie i panowie z Caritasu udają hojnych, podczas gdy finansowani są z programu unijnego. Dlatego moja żadna złotówka ani nawet grosz nie pójdzie na tę organizację. Zastanawiam się, czy również według religijnego klucza Caritas rozdysponowuje pieniądze na powodzian. Wracając do sprawy brytyjskich gejów, których wyrzucono z hotelu to mają oni do dyspozycji przepisy antydyskryminacyjne, które umożliwiają im skuteczne domaganie się przestrzegania zasad równego traktowania. A w Polsce? Romami się jeszcze przynajmniej mają zająć miejscy mediatorzy, choć i to jest upokarzające, bowiem mediowanie z restauratorami by wpuścili Roma urąga godności człowieka. Tu nie potrzebne są tak bardzo mediacje, jak prawo które by zakazywało dyskryminacji. Tym, którym odmówiono pomocy ze strony organizacji religijnej (mimo, że pomoc ta finansowana jest ze środków publicznych) nikt nie pomoże. Prawo do odmowy z pseudopowodów religijnych wydaje się być w Polsce czymś nie tylko tolerowanym ale akceptowanym. Gejami, którym by odmówiono pokoju w hotelu też pewnie nikt by się w Polsce nie zajął, a podejrzewam że pani minister odpowiedzialna za równe traktowanie nawet próbowałaby taką dyskryminację uznać - o zgrozo! – za uzasadnioną i dopuszczalną. A to wszystko, bo mamy taką ustawę antydyskryminacyjną jaką mamy. W zasadzie nikogo i przed niczym nie chroni. Dokument bez żadnej wartości. Tym bardziej mnie to dziwi, gdyż Polska to kraj, gdzie 70 lat temu widniały na restauracjach, tramwajach a nawet na ławkach w parkach kartki z napisem „Nur für Deutsche”. Historia niestety niczego nie uczy.
piątek, 28 stycznia 2011
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz