Graeme Obree, wielokrotny mistrz świata w kolarstwie torowym, ujawnił, że jest gejem. 45-letni sportowiec oświadczył gazecie "The Scottish Sun", że nie dopuszczał do siebie wcześniej myśli, że jest gejem, zwalczał homoseksualne uczucia, próbował stłumić je poślubiając kobietę (z którą ma 2 dzieci), co doprowadziło do załamań psychicznych i prób samobójczych. Dopiero w 2005 r. podjął się terapii w celu zaakceptowania swojej seksualności. Twierdzi, że tak późny coming out oraz samoakceptacja są wynikiem tego, że urodził się i wychował w czasach powojennych, kiedy homoseksualizm był nie tylko tabu ale i karany w Wielkiej Brytanii. W 2003 r. wydał książkę opisującą swoje życie, na podstawie której nakręcono film. Zarówno książka jak i film milczą na temat homoseksualizmu. Nie wiem jak to skomentować. Szkoda mi faceta, bo spierdolił sobie życie i udział w tym ma homofobia społeczeństwa, ale z drugiej strony każdy jest kowalem własnego losu. Zawsze mam problem z oceną takich coming outów i miotają mną sprzeczne uczucia. Jeśli 45-letni facet, po tylu latach ujawnia, że żył niezgodnie z samym sobą, że skrzywdził sam siebie, że był homofobem a teraz już w końcu dorósł i jest szczęśliwym gejem to chyba nie powinien oczekiwać na oklaski. Z drugiej strony szczęście, że facet doszedł do normalności z samym sobą teraz niż na starość. No cóż…
Co coming outu Jonathana Knighta to już zupełnie brak mi szacunku. Ten boysbandowy chłopiec został w zasadzie wycomingoutowany przez koleżankę po fachu Tiffany, której w programie telewizyjnym wyrwało się o orientacji idola nastolatek/ków z lat 90. Jonathan Knight tłumaczy się nad wyraz głupio pisząc, że nie ma koleżance tego za złe, bo nie zrobiła tego specjalnie! Ja pierdolę! A gdyby zrobiła specjalnie to już miałby za złe, że powiedziała prawdę? Nie znoszę gwiazdeczek, które strugają heteryków, a potem, jak się kariera skończy, bełkoczą – jak Knight - o tym, że w zasadzie to nigdy tego nie ukrywali, a tylko o tym nie mówili. Podobnie z resztą jak Ricky Martin, czy krajowe gwiazdy jak Poniedziałek czy Raczek. Teraz czekać, jak Knight – idąc w ślady Raczka – powie, że nie mówił bo go nie pytali. No cóż…
To wszystko potwierdza, że najgorszy rodzaj homofobii to ten, który siedzi w samych gejach. Nie ma chyba nic bardziej destrukcyjnego.
poniedziałek, 31 stycznia 2011
niedziela, 30 stycznia 2011
po 7 latach
odnalezienie tych wierszy (autorstwa pawła fijałkowskiego) w internecie było dla mnie niespodzianką i niemałym wzruszeniem. dziwnie jest czytać je znając wszystkie te osoby i historie, bez blasków budzących pragnienie i zachodów bez szans na spełnienie
nocne motyle
w sierpniową noc
tchnącą dojrzałym chłodem
otworzę okno
i zapalę wszystkie światła w mym pokoju
i będę czekał na nocne motyle
niczym władca najpotężniejszy
ogłaszający bal kostiumowy
w gotyckim zamku
a gdy przybędą na me zaproszenie
będę przyglądał się ich strojom
dziwnym i strasznym
w każdym coś ze smoka
coś z rycerza
i coś z czarnoksiężnika
a później zatańczę z nimi
na cześć światła
taniec śmierci
nie zrobiłem tego w tym roku
znów przegapiłem lato
(18.09.2003)
*
Jarkowi M.
wyszedł
i po sobie we mnie
pozostawił burzę
a już wątpiłem
że jest gdzieś taka perła
w muszli chropawej
(1.11.2003)
*
jak brzmi Patetyczna o zmierzchu
jak smakuje wiśniówka o zmroku
czy wiesz to tak
jak wiem ja
gdy przeciw ciemności zapalam świece
i czekam
jak rozgrzewa herbata z sokiem z pigwy
jak mruczy kot na powitanie
czy wiesz to tak
jak wiem ja
gdy wiatr targa konarami drzew
i straszy
jak uciec w świat spisanych opowieści
jak sen się skrada przed północą
czy wiesz to tak
jak wiem ja
gdy przeszłość woła zimnym głosem
i boli
(15.11.2003)
*
Maćkowi W.
przyjadę
lecz nie przyjdę do ciebie
usiądę przy kamiennych lwach
i będę myślał o tobie
aż poczujesz tchnienie
dotyk i blask
aż moje myśli staną się powietrzem
wokół ciebie
i będą wszędzie tam
gdzie chciałbym być ustami
(4.06.2004)
*
Achilles i Patroklos wyszli ze szkoły
i trzymając się za ręce
zbiegli z Tumskiego Wzgórza
by brodzić w piasku i kąpać się w Wiśle
potem usiądą w kawiarnianym ogródku
będą pić piwo i spoglądać sobie w oczy
na wysepce cienia
należącej tylko do nich
pod kolorowym parasolem
jakich wiele rozkwita
w blasku czerwcowego słońca
dwa ziarna piasku
w dolinie wielkiej rzeki
(9.06.2004)
*
zapach jaśminu i parzonej kawy
sylwetki Dionizosa i gladiatora z Ancjum
a wszystko to zmieszane łykiem korzennego likieru
zasłuchane w symfonicznym morzu Brahmsa
słodko gorzko roześmiane i płaczące
moje mieszkanie na słonecznym brzegu lata
księga śmierci i ubóstwienia zadumanego Antinousa
myśli i obrazy ukryte na długie deszczowe godziny
moje naczynie ofiarne znad którego wypatruję
niech by już przyszedł młodzieńczy sen niebieskooki
choć odrobinę przystępniejszy od Tirona
a wówczas wszystko co dostojne i powagi pełne
niech by pozostało dziełem zakochanego w nim Cycerona
(17/18.06.2004)
*
Krzyśkowi vel Christianowi
twoje usta smakują jak woda i powietrze
oddychałem nimi przez chwilę
dwie chwile dłoni splecionych pragnieniem
w dumnym świecie ze szkła i stali
bogatym w spragnione krwi ostrza
jak pogodna noc w gwiazdy
nie wiem gdzie narodził się
rdzawy blask twoich oczu
i dokąd wołają mnie spojrzeniem
szukam słów by okryć nimi nieodgadnioną tajemnicę
martwe pisklę wdeptane w ziemię jak zeschły liść
od wczoraj zmierzch coraz szybciej biegnie za świtem
czy się odnajdziemy czy utracimy
nim śmierć nakarmi nami życie
(24-26.06.2004)
*
nie chcesz być moim słońcem
bądź odtąd moim cieniem
a świat niech się staje
ja będę bluszczem wokół ciebie
w rodnej wielości istnień
jesteśmy chwilą świadomości
sięgającą bezradnie prawieków i gwiazd
pragnącą chciwość zmieniać w miłość
w miłosnej walce splatać ciała
i w dionizyjskim upojeniu
snem o wieczności zasnąć
na biesiadnym łożu
(27.06.2004)
*
Arturowi J.
twoja diva powabna ale i dumna
córka nieprawdopodobna muz opiekunek
i Siedmiu Mędrców
co byli przecież mężolubni
Episteme światłem szeroko rozlana Wiedza
rzeka pragnienia
wielbicielom takim jak ty nie przynosi szczęścia
pod swym płaszczem gwiaździstym jak niebo nad Narwią
choć może ofiarować dociekanie i odkrywanie
muzykę przetrwania najdzikszych kaprysów życia
niewdzięcznego chłopaka
ale ty naparstkiem odmierzasz cele
by nie drażnić akwizytorów kadzidła
dealerów pobożności
a mógłbyś szklankami pić swój los
jak czerwone wino
bo gej to stan świadomości
kłaniać się jedynie zachodzącemu słońcu
gdy rozlewa po chmurach płomienie
na połowę nieba
a trawy krypto homo nie wiadomo
niech się kłaniają wiatrom
(2.07.2004)
eroticon.
Jackowi K.
ku tobie słońce wędruje od wschodu
by blaskiem budzić miłosne pragnienie
i świat maluje barwami zachodu
zwiastując wciąż nowe spełnienie
(20.08.2004)
*
Marcinowi K.
na chmurne niebo nad Bzurą zbiegły się jaskółki
w przedjesiennej gorączce podróży
jest tyle ulic i tyle domów a ja nie potrafię odgadnąć
z którego wychodzi i do którego wraca
chłopak o bursztynowym ciele słonym jak morze
gorącym jak piasek w sierpniowym słońcu
pachnącym rozkoszą
świerszcze grają jak serce pulsującą harmonią istnień
krzyczących przed wielkim chłodem i snem
może powinienem pójść przez most a może w przeciwną stronę
czy napotkam gdzieś chłopaka który lubi gdy patrzymy sobie w oczy
i który dla każdego wymyśla sobie nowe imię i inne życie
i który nie lubi świerszczy
z nim nic być nie musi a wszystko być może
i będzie złudzeniem
(4.09.2004)
*
Marcinowi z Gór
który położył kres złudzeniom
twoje imię twoje myśli twoje ciało
moja wyspa spełnienia na rzece tęsknoty
którą zaprzyjaźniony posłaniec Merkurego
wskazał mi na pogmatwanej mapie życia
tuż za trzecim zakrętem na skraju nicości
a teraz wciąż mi daleko do twych ust i oczu
wciąż gubię w podróży ślad twego zapachu
i twego głosu mi skąpią bezduszne telefony
więc ile znaczeń może mieć milczenie
tyle jest we mnie obawy i nadziei
zbieram dla ciebie słowa ty dla mnie godziny
a kiedy założymy wspólną codzienność
naszą powszedniość i naszą odświętność
jak nam ze sobą będzie
po kres naszego świata
(4.11.2004)
nocne motyle
w sierpniową noc
tchnącą dojrzałym chłodem
otworzę okno
i zapalę wszystkie światła w mym pokoju
i będę czekał na nocne motyle
niczym władca najpotężniejszy
ogłaszający bal kostiumowy
w gotyckim zamku
a gdy przybędą na me zaproszenie
będę przyglądał się ich strojom
dziwnym i strasznym
w każdym coś ze smoka
coś z rycerza
i coś z czarnoksiężnika
a później zatańczę z nimi
na cześć światła
taniec śmierci
nie zrobiłem tego w tym roku
znów przegapiłem lato
(18.09.2003)
*
Jarkowi M.
wyszedł
i po sobie we mnie
pozostawił burzę
a już wątpiłem
że jest gdzieś taka perła
w muszli chropawej
(1.11.2003)
*
jak brzmi Patetyczna o zmierzchu
jak smakuje wiśniówka o zmroku
czy wiesz to tak
jak wiem ja
gdy przeciw ciemności zapalam świece
i czekam
jak rozgrzewa herbata z sokiem z pigwy
jak mruczy kot na powitanie
czy wiesz to tak
jak wiem ja
gdy wiatr targa konarami drzew
i straszy
jak uciec w świat spisanych opowieści
jak sen się skrada przed północą
czy wiesz to tak
jak wiem ja
gdy przeszłość woła zimnym głosem
i boli
(15.11.2003)
*
Maćkowi W.
przyjadę
lecz nie przyjdę do ciebie
usiądę przy kamiennych lwach
i będę myślał o tobie
aż poczujesz tchnienie
dotyk i blask
aż moje myśli staną się powietrzem
wokół ciebie
i będą wszędzie tam
gdzie chciałbym być ustami
(4.06.2004)
*
Achilles i Patroklos wyszli ze szkoły
i trzymając się za ręce
zbiegli z Tumskiego Wzgórza
by brodzić w piasku i kąpać się w Wiśle
potem usiądą w kawiarnianym ogródku
będą pić piwo i spoglądać sobie w oczy
na wysepce cienia
należącej tylko do nich
pod kolorowym parasolem
jakich wiele rozkwita
w blasku czerwcowego słońca
dwa ziarna piasku
w dolinie wielkiej rzeki
(9.06.2004)
*
zapach jaśminu i parzonej kawy
sylwetki Dionizosa i gladiatora z Ancjum
a wszystko to zmieszane łykiem korzennego likieru
zasłuchane w symfonicznym morzu Brahmsa
słodko gorzko roześmiane i płaczące
moje mieszkanie na słonecznym brzegu lata
księga śmierci i ubóstwienia zadumanego Antinousa
myśli i obrazy ukryte na długie deszczowe godziny
moje naczynie ofiarne znad którego wypatruję
niech by już przyszedł młodzieńczy sen niebieskooki
choć odrobinę przystępniejszy od Tirona
a wówczas wszystko co dostojne i powagi pełne
niech by pozostało dziełem zakochanego w nim Cycerona
(17/18.06.2004)
*
Krzyśkowi vel Christianowi
twoje usta smakują jak woda i powietrze
oddychałem nimi przez chwilę
dwie chwile dłoni splecionych pragnieniem
w dumnym świecie ze szkła i stali
bogatym w spragnione krwi ostrza
jak pogodna noc w gwiazdy
nie wiem gdzie narodził się
rdzawy blask twoich oczu
i dokąd wołają mnie spojrzeniem
szukam słów by okryć nimi nieodgadnioną tajemnicę
martwe pisklę wdeptane w ziemię jak zeschły liść
od wczoraj zmierzch coraz szybciej biegnie za świtem
czy się odnajdziemy czy utracimy
nim śmierć nakarmi nami życie
(24-26.06.2004)
*
nie chcesz być moim słońcem
bądź odtąd moim cieniem
a świat niech się staje
ja będę bluszczem wokół ciebie
w rodnej wielości istnień
jesteśmy chwilą świadomości
sięgającą bezradnie prawieków i gwiazd
pragnącą chciwość zmieniać w miłość
w miłosnej walce splatać ciała
i w dionizyjskim upojeniu
snem o wieczności zasnąć
na biesiadnym łożu
(27.06.2004)
*
Arturowi J.
twoja diva powabna ale i dumna
córka nieprawdopodobna muz opiekunek
i Siedmiu Mędrców
co byli przecież mężolubni
Episteme światłem szeroko rozlana Wiedza
rzeka pragnienia
wielbicielom takim jak ty nie przynosi szczęścia
pod swym płaszczem gwiaździstym jak niebo nad Narwią
choć może ofiarować dociekanie i odkrywanie
muzykę przetrwania najdzikszych kaprysów życia
niewdzięcznego chłopaka
ale ty naparstkiem odmierzasz cele
by nie drażnić akwizytorów kadzidła
dealerów pobożności
a mógłbyś szklankami pić swój los
jak czerwone wino
bo gej to stan świadomości
kłaniać się jedynie zachodzącemu słońcu
gdy rozlewa po chmurach płomienie
na połowę nieba
a trawy krypto homo nie wiadomo
niech się kłaniają wiatrom
(2.07.2004)
eroticon.
Jackowi K.
ku tobie słońce wędruje od wschodu
by blaskiem budzić miłosne pragnienie
i świat maluje barwami zachodu
zwiastując wciąż nowe spełnienie
(20.08.2004)
*
Marcinowi K.
na chmurne niebo nad Bzurą zbiegły się jaskółki
w przedjesiennej gorączce podróży
jest tyle ulic i tyle domów a ja nie potrafię odgadnąć
z którego wychodzi i do którego wraca
chłopak o bursztynowym ciele słonym jak morze
gorącym jak piasek w sierpniowym słońcu
pachnącym rozkoszą
świerszcze grają jak serce pulsującą harmonią istnień
krzyczących przed wielkim chłodem i snem
może powinienem pójść przez most a może w przeciwną stronę
czy napotkam gdzieś chłopaka który lubi gdy patrzymy sobie w oczy
i który dla każdego wymyśla sobie nowe imię i inne życie
i który nie lubi świerszczy
z nim nic być nie musi a wszystko być może
i będzie złudzeniem
(4.09.2004)
*
Marcinowi z Gór
który położył kres złudzeniom
twoje imię twoje myśli twoje ciało
moja wyspa spełnienia na rzece tęsknoty
którą zaprzyjaźniony posłaniec Merkurego
wskazał mi na pogmatwanej mapie życia
tuż za trzecim zakrętem na skraju nicości
a teraz wciąż mi daleko do twych ust i oczu
wciąż gubię w podróży ślad twego zapachu
i twego głosu mi skąpią bezduszne telefony
więc ile znaczeń może mieć milczenie
tyle jest we mnie obawy i nadziei
zbieram dla ciebie słowa ty dla mnie godziny
a kiedy założymy wspólną codzienność
naszą powszedniość i naszą odświętność
jak nam ze sobą będzie
po kres naszego świata
(4.11.2004)
Etykiety:
Homoart,
Homopromocja
Przyglądam się
Tunezja, Egipt, Sudan, Jemen... - efekt domino już się zaczął. Ciekaw jestem tylko, jaki będzie efekt tych "prowolnościowych" rewolucji. Do Tunezji wrócił przywódca islamskich fundamentalistów gotowy objąć władzę. W Egipcie radykalny ruch muzułmański również jest gotowy do przejęcia władzy. Obawiam się, że wolność jednych będzie terrorem, więzieniem i śmiercią dla innych. Jeśli ktoś myśli, że rewolucje które mają miejsce w muzułmańskiej cześci świata to droga do demokracji to bardzo mi przykro, ale myli się. Irak jest przykładem tego, że obalenie jednego dyktatora spowodowało powstanie drugiej - religijnej.
Etykiety:
Polityka
Kυνοδοντας
Kυνοδοντας czyli Kieł jednych zachwyci, inni zapewne będą znudzeni, a jeszcze inni powiedzą, że to gniot. Ja po obejrzeniu filmu nie wiem co myśleć o nim. Znudzony nie byłem, gniotem bym go nie nazwał, ale i do zachwytu daleko. Pewny jestem tylko tego, że warto go obejrzeć. Choćby po to, by po seansie wpaść w dycyzyjną rozterkę jak ja. Dziwne, ale ciekawe.
Etykiety:
Out of category
piątek, 28 stycznia 2011
Miłosierdzie
Wczoraj pisałem o dyskryminacji w dostępie do usług hotelowych w Wielkiej Brytanii a tymczasem w Polsce wybuchła afera z zakazem wstępu dla Romów w poznańskich restauracjach i pubach. Dzisiaj natomiast w ramach wykonywania obowiązków służbowych odbyłem nieprzyjemną rozmowę z panem proboszczem kościoła najpopularniejszego między Odrą a Wisłą o dyskryminacji przez Caritas osób niewierzących lub wierzących w coś innego lub inaczej lub też w to samo i tak samo ale niepraktykujących. Wkurwiłem się co nie miara, a to dlatego, że Caritas rozdaje pomoc żywnościową nie według potrzeb ale według klucza – chodzi do kościoła – nie chodzi, przyjmuje księdza w domu – nie przyjmuje, ochrzcił dziecko – nie ochrzcił, ma ślub kościelny – nie ma oraz „podąża ścieżką moralności” (cytat!) – nie podąża. Kilku moich klientów spotkało się z odmową udzielenia pomocy, choć to ludzie potrzebujący wsparcia. Jedna pani została odprawiona z kwitkiem za to, że nie przyjęła księdza, druga bo nie ochrzciła dziecka, trzecia bo nie wierzy, a czwarta bo żyje w niesakramentalnym związku i nie wyraża chęci zmiany tego stanu rzeczy. Jeszcze bym sprawę zbagatelizował (w sumie skoro tam nie chcą pomóc to mam jeszcze większy moralny obowiązek wesprzeć z urzędu takie osoby), gdyby nie fakt, że to nie Kościół katolicki finansuje pomoc żywnościową, a jedynie jest jej dystrybutorem. Pomoc ta pochodzi w unijnego programu dożywiania, co widać po samych opakowaniach, gdzie jest to wyraźnie napisane i opatrzone logo Unii Europejskiej. Skoro więc Caritas korzysta z funduszy publicznych to jest dla mnie oczywistym, że powinien udzielać z tych pieniędzy pomocy wszystkim obywatelom, którzy wymagają pomocy. Tymczasem pomoc dostają ci, którzy przyniosą potwierdzenie uczestnictwa w praktyce religijnej w formie obrazka ze stemplem, co – jak mi „wyjaśniono” – wynika z potrzeby „odnalezienia sensu moralnego” (cytat!) przez te osoby. Ja pierdolę takie miłosierdzie. Jest to obrzydliwe tym bardziej, że finansowane z publicznych pieniędzy. Panie i panowie z Caritasu udają hojnych, podczas gdy finansowani są z programu unijnego. Dlatego moja żadna złotówka ani nawet grosz nie pójdzie na tę organizację. Zastanawiam się, czy również według religijnego klucza Caritas rozdysponowuje pieniądze na powodzian. Wracając do sprawy brytyjskich gejów, których wyrzucono z hotelu to mają oni do dyspozycji przepisy antydyskryminacyjne, które umożliwiają im skuteczne domaganie się przestrzegania zasad równego traktowania. A w Polsce? Romami się jeszcze przynajmniej mają zająć miejscy mediatorzy, choć i to jest upokarzające, bowiem mediowanie z restauratorami by wpuścili Roma urąga godności człowieka. Tu nie potrzebne są tak bardzo mediacje, jak prawo które by zakazywało dyskryminacji. Tym, którym odmówiono pomocy ze strony organizacji religijnej (mimo, że pomoc ta finansowana jest ze środków publicznych) nikt nie pomoże. Prawo do odmowy z pseudopowodów religijnych wydaje się być w Polsce czymś nie tylko tolerowanym ale akceptowanym. Gejami, którym by odmówiono pokoju w hotelu też pewnie nikt by się w Polsce nie zajął, a podejrzewam że pani minister odpowiedzialna za równe traktowanie nawet próbowałaby taką dyskryminację uznać - o zgrozo! – za uzasadnioną i dopuszczalną. A to wszystko, bo mamy taką ustawę antydyskryminacyjną jaką mamy. W zasadzie nikogo i przed niczym nie chroni. Dokument bez żadnej wartości. Tym bardziej mnie to dziwi, gdyż Polska to kraj, gdzie 70 lat temu widniały na restauracjach, tramwajach a nawet na ławkach w parkach kartki z napisem „Nur für Deutsche”. Historia niestety niczego nie uczy.
czwartek, 27 stycznia 2011
K!@#a mać!
Dzisiaj w "Barwach Szcześcia" homomoseksulny bohater wypowiada taką o to kwestię do matki swojego syna dotyczącą swojej orientacji seksualnej:
„Tym się nie zarazi. To nie jest grypa”
Dalej matka chłopca bredzi coś o tym, że podobają się mu dziewczynki, na co nasz bohater odpowiada:
„Więc widzisz, że nie masz się o co bać.”
Autorzy telenoweli zapowiadali, że serial ten ma uczyć tolerancji i wyjaśniać kwestie homoseksualizmu przeciętnemu Kowalskiemu, a wyszło jak zawsze, czyli żenująco. Toż to ukryta homofobia. Czy mam rozumieć, że jeśli chłopcu podobaliby się inni chłopcy to jego matka powinna się bać?!?! Co zaś tyczy się kwestii grypy to czy przeciętny Kowalski ma zrozumieć z tego, że to inna choroba, taka niezaraźliwa? Gratuluję braku rozumu autorowi tych idiotycznych dialogów i przeświadczenia, że ten serial ma jakieś pozytywne przesłanie. Jak to mówią - dobrymi chęciami piekło wybrukowane. Całkowicie przemilczę wątek, w którym nasz bohater w dowód bohaterstwa i "dobra" dziecka postanawia zerwać związek ze swoim ukochanym, bo poleciałyby tu same niecenzuralne słowa.
„Tym się nie zarazi. To nie jest grypa”
Dalej matka chłopca bredzi coś o tym, że podobają się mu dziewczynki, na co nasz bohater odpowiada:
„Więc widzisz, że nie masz się o co bać.”
Autorzy telenoweli zapowiadali, że serial ten ma uczyć tolerancji i wyjaśniać kwestie homoseksualizmu przeciętnemu Kowalskiemu, a wyszło jak zawsze, czyli żenująco. Toż to ukryta homofobia. Czy mam rozumieć, że jeśli chłopcu podobaliby się inni chłopcy to jego matka powinna się bać?!?! Co zaś tyczy się kwestii grypy to czy przeciętny Kowalski ma zrozumieć z tego, że to inna choroba, taka niezaraźliwa? Gratuluję braku rozumu autorowi tych idiotycznych dialogów i przeświadczenia, że ten serial ma jakieś pozytywne przesłanie. Jak to mówią - dobrymi chęciami piekło wybrukowane. Całkowicie przemilczę wątek, w którym nasz bohater w dowód bohaterstwa i "dobra" dziecka postanawia zerwać związek ze swoim ukochanym, bo poleciałyby tu same niecenzuralne słowa.
Etykiety:
Homocinema
Grzech niegościnności chrześcijanom nie straszny
Kolejna gejowska para z Wielkiej Brytanii, której hotel odmówił noclegu zdecydowała się pozwać właścicielu hotelu do sądu.
Michael Black (63 lata) i John Morgan (58 lat) pozwali hotel Swiss B & B w Berkshire, którego właściciele - Susanne i Mike Wilkinson odmówili im pokoju w marcu ubiegłego roku.
Historie odmów różnego rodzaju usług osobom homoseksualnym wywołała narodową debatę na temat gejów i praw religijnych, a Chris Grayling z Partii Konserwatywnej stracił stanowisko w Home Secretary po tym gdy ujawniono nagranie, na którym słychać, że opowiedział się za prawem do odmowy gejom usług i towarów, co jest sprzeczne z brytyjskim prawem.
W ubiegłym tygodniu Martin Hall i Steven Preddy wywalczyli w sumie 3600 funtów odszkodowania, gdy skutecznie pozwali Petera i Hazelmary Bull, którzy odmówili im pokoju w Chymorvah Hotel w pobliżu Penzance. Sąd orzekł, że para działała niezgodnie z prawem. Jednakże chrześcijańskie oszołomstwo planuje odwołanie.
Panowie Black i Morgan, którzy są razem od siedmiu lat, powiedzieli, że nie zależy im na pieniądzach a na tym jedynie, by prawo było egzekwowane. Zapowiadają, że odszkodowanie przeznaczą na cel charytatywny.
"Myślę, że te dwie sprawy są ważne, gdyż pokazują, że dyskryminacja jest już nie do przyjęcia, że dokonała się znacząca zmiana w opinii publicznej w porównaniu do czasów 30 czy 40 lat temu" – powiedział Pan Black dla Daily Telegraph.
Dodał, że chce, aby prawo było egzekwowane i chce być pewnym, że nie można łamać zakazu dyskryminacji bez konsekwencji. Oddanie sprawy do sądu nie ma na celu powstrzymywać nikogo od przestrzegania swych wierzeń, ale doprowadzenie do tego, by ludzie dopuszczali się dyskryminacji.
Panowie Morgan i Black zarezerwowali pokój w hotelu i wpłacili kaucję. Gdy przybyli do hotelu w marcu ubiegłego roku Pani Wilkinson odmówiła jednak noclegu, kiedy zdała sobie sprawę, że pokój zamówiło dwóch mężczyzn.
Powiedziała, że nie pozwala im pozostać, gdyż to „narusza jej przekonania religijne”.
Michael Black (63 lata) i John Morgan (58 lat) pozwali hotel Swiss B & B w Berkshire, którego właściciele - Susanne i Mike Wilkinson odmówili im pokoju w marcu ubiegłego roku.
Historie odmów różnego rodzaju usług osobom homoseksualnym wywołała narodową debatę na temat gejów i praw religijnych, a Chris Grayling z Partii Konserwatywnej stracił stanowisko w Home Secretary po tym gdy ujawniono nagranie, na którym słychać, że opowiedział się za prawem do odmowy gejom usług i towarów, co jest sprzeczne z brytyjskim prawem.
W ubiegłym tygodniu Martin Hall i Steven Preddy wywalczyli w sumie 3600 funtów odszkodowania, gdy skutecznie pozwali Petera i Hazelmary Bull, którzy odmówili im pokoju w Chymorvah Hotel w pobliżu Penzance. Sąd orzekł, że para działała niezgodnie z prawem. Jednakże chrześcijańskie oszołomstwo planuje odwołanie.
Panowie Black i Morgan, którzy są razem od siedmiu lat, powiedzieli, że nie zależy im na pieniądzach a na tym jedynie, by prawo było egzekwowane. Zapowiadają, że odszkodowanie przeznaczą na cel charytatywny.
"Myślę, że te dwie sprawy są ważne, gdyż pokazują, że dyskryminacja jest już nie do przyjęcia, że dokonała się znacząca zmiana w opinii publicznej w porównaniu do czasów 30 czy 40 lat temu" – powiedział Pan Black dla Daily Telegraph.
Dodał, że chce, aby prawo było egzekwowane i chce być pewnym, że nie można łamać zakazu dyskryminacji bez konsekwencji. Oddanie sprawy do sądu nie ma na celu powstrzymywać nikogo od przestrzegania swych wierzeń, ale doprowadzenie do tego, by ludzie dopuszczali się dyskryminacji.
Panowie Morgan i Black zarezerwowali pokój w hotelu i wpłacili kaucję. Gdy przybyli do hotelu w marcu ubiegłego roku Pani Wilkinson odmówiła jednak noclegu, kiedy zdała sobie sprawę, że pokój zamówiło dwóch mężczyzn.
Powiedziała, że nie pozwala im pozostać, gdyż to „narusza jej przekonania religijne”.
Szokuje mnie, że ludzie którzy powołują się na tzw. boga i akcentują miłość do bliźniego, będącą głównym nakazem moralnym religii, odmawiają noclegu. To apartheid. Może niech wywieszą tabliczkę na drzwiach „Tylko dla hetero” jak w czasie faszyzmu „Tylko dla Niemców” lub w RPA w okresie apartheidu „Tylko dla białych”. Chrześcijaństwo jako ideologia wraz ze swoimi wyznawcami są dla mnie czymś obrzydliwym. To żenujące, by w XXI wieku debilne zabobony sprzed dwóch tysięcy lat krzywdziły ludzi. Według jednej z chrześcijańskich historyjek za złamanie zasad gościnności zniszczona została Sodoma, ale chrześcijanie tak już niestety mają, że bardzo wybiórczo podchodzą do zasad z ich mitologii.
wtorek, 25 stycznia 2011
Nie lubię Poniedziałków
Na Homikach dyskusja na temat Jacka Poniedziałka, co książkę wydał i się przy tym pobrudził własnym gównem. Ja komentować go dziś nie będę. Każdy, kto mnie zna to wie jaki jest mój stosunek do tego Pana. Nie kocham Poniedziałka, nie lubię Poniedziałka, a na skali antypatii w stosunku do niego brakuje kresek. Poniżej komentarz dr E, pod którym się podpisuję.
"Po przeczytaniu artykulu pan JP nie przypadl mi kompletnie do gustu.
Kolejny gej, ktory niby nie chce 'wchodzic w gorset heteroselsualnych konwencji'
a sam siedzi po uszy w homofobii zintegrowanej, ktora nabyl oczywiscie w ramach
'heteroseksualnej konwencji'. Czemu nie moze powiedziec ' jestem ciota co sie
lubi ruchac i mam w dupie czy geje i leski beda miec legalne zwiazki a tym
bardziej prawo do adopcji dzieci, bo ja mam zupelnie inny styl zycia i takie
stale rzeczy mnie nie interesuja' ? Bylo by od razu inaczej, gdyz nie neguje
gejom prawa do promiskuityzmu czy niedojrzalosci emocjonalnej. Zdarza sie nawet
w najlepszej rodzinie."
Etykiety:
Out of category
poniedziałek, 24 stycznia 2011
Tańcem opanowywać świat
Dziś newsy niestety dalej homofobiczne. Zacznę o austriackiego „Tańca z gwiazdami” , w którym ma wystąpić para jednopłciowa. Nie podoba się to podstarzałemu już dziś byłemu kierowcy rajdowemu Nikiemu Lauda. Powiedział on, że państwowa telewizja publiczna, która jest finansowana z pieniędzy wszystkich obywateli nie powinna „propagować” homoseksualizmu. Oświadczył ponad to, że nie chce by dzieci patrzyły na parę dwóch mężczyzn tańczących ze sobą bo mogą to chciećnaśladować oraz, że to sprzeczne z kulturą i tradycją, bo „nigdzie w żadnej dyskotece ani na żadnym balu nie ma tańczących ze sobą mężczyzn”. Poza tym powiedział, że jest „tolerancyjny” i nie ma nic do gejów, ale boi się, że „niedługo będzie musiał przepraszać za to, że jest heteroseksualny”. Co za wredna homofobiczna kreatura z tego dziadygi! Nie zauważyłem, by heteroseksualiści byli w jakiś sposób zagrożeni i musieli przepraszać. Co za absurd! Natomiast widzę, że Niki Lauda chętnie chciałby, żeby geje przepraszali za to, że są gejami i nie pokazywali się publicznie. Jak słusznie zauważył Lauda ORF to telewizja państwowa, finansowana ze środków obywateli, a więc także gejów i lesbijek. To, że w jednym programie pokazuje się parę jednopłciową jest oczywistą dysproporcją w odniesieniu do liczby obywateli homoseksualnych, którzy także utrzymują telewizję publiczną. Myślenie Laudy jest bardzo pokrętne i zaburzone – skoro płacą i hetero i homo to pokazujmy tylko hetero. Poza tym dziwi mnie, że Lauda nie wie, że istnieją dyskoteki, gdzie tańczą ze sobą pary męsko-męskie i damsko-damskie. Tak się składa, że bywam zazwyczaj tylko w lokalach gdzie tańczą takie pary. Nie jestem jednak tak ograniczony jak Lauda by twierdzić, że nigdzie nie tańczą pary mieszane. Nie ma też nic złego w tym, że dzieci patrzyłyby na dwóch mężczyzn tańczących razem, ani w tym, że same próbowałyby tańczyć z kolegą czy koleżanką tej samej płci. Jakby od tańczenia w dzieciństwie z osobą odmiennej płci zostawało się hetero to ja nie miałbym szans być dzisiaj homo, a wielu moich heteroseksualnych znajomych powinno wić dziś gniazdka rodzinne z osobami tej samej płci. Co zaś historii i tradycji to tańce samych mężczyzn lub samych kobiet mają być może nawet dłuższą tradycję niż par damsko-męskich. Powiem więcej, tańce takie są niekiedy tradycyjnymi tańcami. Z ciekawostek można wymienić między innymi to, że tango początkowo tańczone było tylko przez pary mężczyzn. Ale jak ktoś całe życie spędził za kierownicą i doznał tylu urazów głowy co Niki Lauda to może nie powinno dziwić, że wionie głupotą.
Druga i trzecia niepokojąca sprawa pochodzi z Wielkiej Brytanii, której prawo przechodzi korzystne zmiany, a społeczeństwo jakby im na przekór przeżywa ostatnio jakieś dziwne odrodzenie homofobii. Rząd wprowadził w życie nowe wytyczne dla systemu oświaty, zgodnie z którymi szkoły są zobowiązane do promowania różnorodności i akceptacji oraz włączania tematyki związanej z homoseksualizmem podczas zajęć. Melanie Phillips, która zasłynęła już z homofobii po śmierci Stephana Gately pisząc że powodem śmierci jest homoskesulizm (!?!), znów chwyciła niestety pióro w rękę i wymazała artykuł, w którym oskarża rząd o „pranie mózgów” uczniom, co ma niby następować podczas mówienia im o homoseksualizmie. Nie rozumiem czemu mówienie o homoseksualnym kontekście Sonetów Szekspira czy homoseksualizmie Leonarda da Vinci ma być praniem mózgów, a mówienie o heteroseksualnych Sonetach do Laury Petrarki już nie? Tego nie da się wytłumaczyć bo to absurd. Artykuł opublikowała gazeta Daily Mail, która ostatnio zaprezentowała rysunek pary gejów jako neonazistów. Widać, że brak słońca na Wyspach co niektórym wyraźnie szkodzi.
Inna zaskakująca wiadomość z Wielkiej Brytanii jest taka, że niejaki Hans-Christian Raabe, który nieraz już szokował homofobią, członek chrześcijańskiego ruchu Maranatha, który bredzi, że homoseksualizm trzeba leczyć i że prowadzi on do uzależnienia od narkotyków i jest związany z pedofilią, został rządowym doradcą do spraw zwalczania narkomanii. Spotkało się to z krytyką Partii Pracy, ale Pan Raabe jak na razie nie stracił posady i nie zapowiada się, by miało to nastąpić. Jest to dla mnie dowód, że prawicy – czy to brytyjskiej czy polskiej czy japońskiej – ufać nie można, choćby nie wiem jak bardzo udawała, że nie jest homofobiczna. Homofobiczne zaburzenia są niestety sprzężone z prawicą. Prawica zawsze i wszędzie reprezentuje poglądy wsteczne. Brytyjska prawica jest może i mniej wsteczna nie tylko od polskiej prawicy ale i od polskiej lewicy, jednak nie zmienia to faktu, że jest jednocześnie siłą wsteczną w stosunku do brytyjskiej lewicy.
Czwarta rzecz o której chcę dziś wspomnieć to amerykańska „kontrreformacja”, która ogarnia stan po stanie i cofa Stany Zjednoczone do czasów Reagana. Prawica w Iowa, Wyoming i Ohio zamierza doprowadzić do całkowitego zakazu uznawania nie tylko małżeństw jednopłciowych, ale jakichkolwiek związków między osobami te samej płci. Kolejne prawicowe stany ogarnia homofobiczna gorączka. Ostatnio w Stanach Zjednoczonych zmiany prawne przebiegają w bardzo dziwny sposób – jeden krok naprzód i zaraz jeden do tylu. I chyba nie będzie temu końca do momentu, gdy sprawa małżeństw jednopłciowych zostanie uregulowana na poziomie federalnym. Nie wiem czy będzie to dokonane decyzją sądu najwyższego czy w drodze parlamentarnej, ani kiedy to nastąpi, ale wierzę głęboko, że tak się stanie. Inaczej Stany Zjednoczone będą się pogrążały w coraz większym chaosie prawnym.
Druga i trzecia niepokojąca sprawa pochodzi z Wielkiej Brytanii, której prawo przechodzi korzystne zmiany, a społeczeństwo jakby im na przekór przeżywa ostatnio jakieś dziwne odrodzenie homofobii. Rząd wprowadził w życie nowe wytyczne dla systemu oświaty, zgodnie z którymi szkoły są zobowiązane do promowania różnorodności i akceptacji oraz włączania tematyki związanej z homoseksualizmem podczas zajęć. Melanie Phillips, która zasłynęła już z homofobii po śmierci Stephana Gately pisząc że powodem śmierci jest homoskesulizm (!?!), znów chwyciła niestety pióro w rękę i wymazała artykuł, w którym oskarża rząd o „pranie mózgów” uczniom, co ma niby następować podczas mówienia im o homoseksualizmie. Nie rozumiem czemu mówienie o homoseksualnym kontekście Sonetów Szekspira czy homoseksualizmie Leonarda da Vinci ma być praniem mózgów, a mówienie o heteroseksualnych Sonetach do Laury Petrarki już nie? Tego nie da się wytłumaczyć bo to absurd. Artykuł opublikowała gazeta Daily Mail, która ostatnio zaprezentowała rysunek pary gejów jako neonazistów. Widać, że brak słońca na Wyspach co niektórym wyraźnie szkodzi.
Inna zaskakująca wiadomość z Wielkiej Brytanii jest taka, że niejaki Hans-Christian Raabe, który nieraz już szokował homofobią, członek chrześcijańskiego ruchu Maranatha, który bredzi, że homoseksualizm trzeba leczyć i że prowadzi on do uzależnienia od narkotyków i jest związany z pedofilią, został rządowym doradcą do spraw zwalczania narkomanii. Spotkało się to z krytyką Partii Pracy, ale Pan Raabe jak na razie nie stracił posady i nie zapowiada się, by miało to nastąpić. Jest to dla mnie dowód, że prawicy – czy to brytyjskiej czy polskiej czy japońskiej – ufać nie można, choćby nie wiem jak bardzo udawała, że nie jest homofobiczna. Homofobiczne zaburzenia są niestety sprzężone z prawicą. Prawica zawsze i wszędzie reprezentuje poglądy wsteczne. Brytyjska prawica jest może i mniej wsteczna nie tylko od polskiej prawicy ale i od polskiej lewicy, jednak nie zmienia to faktu, że jest jednocześnie siłą wsteczną w stosunku do brytyjskiej lewicy.
Czwarta rzecz o której chcę dziś wspomnieć to amerykańska „kontrreformacja”, która ogarnia stan po stanie i cofa Stany Zjednoczone do czasów Reagana. Prawica w Iowa, Wyoming i Ohio zamierza doprowadzić do całkowitego zakazu uznawania nie tylko małżeństw jednopłciowych, ale jakichkolwiek związków między osobami te samej płci. Kolejne prawicowe stany ogarnia homofobiczna gorączka. Ostatnio w Stanach Zjednoczonych zmiany prawne przebiegają w bardzo dziwny sposób – jeden krok naprzód i zaraz jeden do tylu. I chyba nie będzie temu końca do momentu, gdy sprawa małżeństw jednopłciowych zostanie uregulowana na poziomie federalnym. Nie wiem czy będzie to dokonane decyzją sądu najwyższego czy w drodze parlamentarnej, ani kiedy to nastąpi, ale wierzę głęboko, że tak się stanie. Inaczej Stany Zjednoczone będą się pogrążały w coraz większym chaosie prawnym.
A na koniec bardzo nietradycyjne wg Niki Laudy tańce monopłciowe.
Tutaj Lauda zapewne dostrzegłby seksualne ménage à trois
zaś poniżej to myślę dla Laudy już orgia
piątek, 21 stycznia 2011
Tama w formie kempistej głupoty
"Trzeba postawić tamę. Musimy to jasno powiedzieć. Musimy wykluczyć w Polsce jakąkolwiek zgodę, choćby domniemaną, na związki homoseksualne." - Beata Kempa w Sejmie
Może warto tej chorej kobiecie uświadomić w końcu, że związki homoskesualne są w Polsce legalne i tamę to należałoby postwić głupocie reprezentowanej w osobie Pani Kempy. Domniemywać zaś należy jej ograniczenia umysłowego po wypowiedziach z sejmowej mównicy.
Może warto tej chorej kobiecie uświadomić w końcu, że związki homoskesualne są w Polsce legalne i tamę to należałoby postwić głupocie reprezentowanej w osobie Pani Kempy. Domniemywać zaś należy jej ograniczenia umysłowego po wypowiedziach z sejmowej mównicy.
Richard Dawkins - Bronię ateistów
Moja żona w dzieciństwie nie znosiła swojej szkoły i marzyła o tym, żeby ją porzucić. Kiedy miała już dwadzieścia parę lat, powiedziała rodzicom o tej przykrej sprawie. Matka była w szoku: "Ależ kochanie, dlaczego nigdy nic nie mówiłaś?". Odpowiedź Lalli chciałbym potraktować jako punkt wyjścia: "Bo nie wiedziałam, że mogę".
Nie wiedziałam, że mogę.
Podejrzewam - właściwie jestem pewien - że jest wielu ludzi, których wychowano w tej czy innej religii, ale źle się w niej czują, nie wierzą w nią, albo też martwią ich różne złe rzeczy praktykowane w jej imieniu; ludzi, którzy mają niejasne poczucie, że chętnie porzuciliby religię swoich rodziców, gdyby tylko mogli - ale jakoś nie zdają sobie sprawy, że taka opcja naprawdę istnieje. Niniejszy tekst ma na celu uświadomienie, że bycie ateistą to dążenie całkiem realistyczne, a zarazem śmiałe i chwalebne. Ateista może być człowiekiem szczęśliwym, zrównoważonym, przyzwoitym i spełnionym intelektualnie.
Ateistyczna duma
Być ateistą to żaden wstyd. Wprost przeciwnie: wyprostowana postawa, która pozwala spoglądać dalej, powinna być powodem do dumy - bo ateizm prawie zawsze świadczy o zdrowej niezależności umysłu, czy wręcz umysłowego zdrowia. Wiele jest ludzi, którzy w głębi duszy wiedzą, że są ateistami, ale boją się do tego przyznać nawet własnej rodzinie, a niekiedy nawet samym sobie. Boją się po części dlatego, że samo słowo "ateista" starannie obudowano najgorszymi, najbardziej przerażającymi skojarzeniami.
We współczesnej Ameryce ateiści mają podobny status, co pięćdziesiąt lat temu homoseksualiści. Ruch Gay Pride sprawił, że homoseksualista ma tam dziś pewne szanse (aczkolwiek niezbyt duże) zostać wybranym na urząd publiczny. W sondażu Gallupa z 1999 roku pytano Amerykanów, czy zagłosowaliby na osobę o wysokich kwalifikacjach, gdyby była: kobietą (95 proc. potwierdziło), katolikiem (94 proc.), Żydem (92 proc.), Murzynem (92 proc.), mormonem (79 proc.), homoseksualistą (79 proc.) lub ateistą (49 proc.).
Jak widać, czeka nas jeszcze długa droga. Ale ateistów - zwłaszcza w kręgach wykształconej elity - jest więcej, niż wielu z nas sądzi. Było tak już w XIX wieku, kiedy John Stuart Mill potrafił powiedzieć: "Cały świat zdumiałby się, gdyby się dowiedział, jak znaczna część ludzi stanowiących jego najwspanialszą ozdobę - tych, którzy najbardziej wyróżniają się, i to również w powszechnym mniemaniu, pod względem mądrości i cnoty - zachowuje całkowity sceptycyzm wobec religii".
Dziś niewątpliwie byłby to pogląd jeszcze bliższy prawdy. Jeżeli ludzie tak często nie dostrzegają ateistów, to dlatego, że wielu z nas nie ma odwagi się "ujawnić". Podobnie jak w przypadku ruchu gejowskiego, im więcej osób się ujawni, tym łatwiej będzie to przychodzić kolejnym. Być może potrzebna jest jakaś masa krytyczna, by uruchomić reakcję łańcuchową.
Z amerykańskich sondaży wynika, że ateiści i agnostycy znacznie przewyższają liczebnie religijnych Żydów, a nawet większość pozostałych grup religijnych, wziętych pojedynczo. W przeciwieństwie jednak do Żydów, którzy słyną w USA z wyjątkowo skutecznego lobbingu politycznego, a także w przeciwieństwie do chrześcijan ewangelickich, których polityczna siła przebicia jest jeszcze większa, ateiści i agnostycy nie stanowią grupy zorganizowanej, toteż ich wpływ jest nieomal zerowy.
Mówiono już, że organizować ateistów to jak spędzać koty w jedno stado, ponieważ ateiści zwykli myśleć w sposób niezależny i niechętnie podporządkowują się władzy. Na początek dobrze byłoby jednak wytworzyć ową masę krytyczną osób gotowych się "ujawnić" i w ten sposób zachęcić innych, żeby zrobili to samo. Koty, nawet jeśli nie da się ich spędzić w jedno stado, potrafią narobić niezłego hałasu, a wówczas trudno je zignorować.
Nie zamierzam atakować poszczególnych właściwości Jahwe, Jezusa, Allaha czy jakiegokolwiek innego konkretnego boga, Baala, Zeusa czy Wotana. Zamiast tego sformułuję taką definicję Hipotezy Boga, której bardziej nadaje się do obrony: Istnieje pewien nadludzki, nadprzyrodzony umysł, który celowo wymyślił i stworzył wszechświat, a także wszystko, co w nim istnieje, włącznie z nami. Tej wizji będę próbował przedstawić inny pogląd: otóż wszelkie twórcze myślenie, posiadające wystarczającą złożoność, by cokolwiek zaplanować, pojawia się dopiero jako końcowy produkt długiego i stopniowego procesu ewolucji. Jako efekt ewolucji twórcze myślenie musiało pojawić się we wszechświecie dopiero na późnym etapie, toteż nie może odpowiadać za jego stworzenie. Pojmowany zgodnie z powyższą definicją Bóg jest urojeniem - i to, jak się okazuje, urojeniem groźnym.
Niezasłużony szacunek
W naszym społeczeństwie powszechne jest przeświadczenie (podzielają je również ateiści), że wiarę religijną szczególnie łatwo obrazić, toteż musi ją osłaniać niesłychanie gruby mur szacunku - zasadniczo innego niż ten, którym człowiek powinien darzyć drugiego człowieka. Wyjątkowo trafnie ujął to Douglas Adams [brytyjski pisarz science-fiction, zmarł w 2001 roku], w wykładzie wygłoszonym krótko przed śmiercią w Cambridge:
W samym sercu religii (...) tkwią pewne idee, które określa się mianem świętości, sacrum, czy jeszcze inaczej. Ich sens jest taki: „O tej idei nie wolno ci powiedzieć złego słowa; po prostu nie wolno. Dlaczego nie? Bo nie, i już!”. Jeżeli ktoś głosuje na partię, z której poglądami się nie zgadzamy, wolno nam spierać się o to do woli, ale nikt się nie obraża. Jeżeli ktoś jest zdania, że podatki trzeba podnieść lub obniżyć, można się o to spierać. Ale kiedy ktoś powie „Nie wolno mi zapalać lampy w sobotę”, mówimy: „Szanuję to”.
Oto inny przykład obłędnego szacunku, jakim cieszy się w naszym społeczeństwie religia. Jeżeli podczas wojny ktoś chce uzyskać zwolnienie od służby wojskowej ze względu na przekonania, to najłatwiej osiągnie ten cel, deklarując motywację religijną. Możesz być znakomitym specjalistą od etyki, możesz napisać wybitny doktorat o nieprawości wojny, a przed komisją poborową i tak będziesz musiał się nieźle napocić, by uznano cię za pacyfistę. Ale jeżeli oświadczysz, że przynajmniej jeden twój rodzic jest kwakrem, wszystko pójdzie jak po maśle - choćbyś o pacyfizmie, a nawet o samym kwakryzmie nie umiał sklecić jednego sensownego zdania.
Na przeciwległym biegunie wobec pacyfizmu mamy strachliwe omijanie słów związanych z religią, gdy mowa o różnych stronach konfliktów zbrojnych. W Irlandii Północnej katolicy i protestanci określani są eufemistycznie jako "nacjonaliści" i "lojaliści". Sam wyraz "religia" jest cenzurowany i przerabiany na "społeczność". Na skutek angloamerykańskiej inwazji w roku 2003 Irak pustoszy dziś wojna domowa między sunnitami a szyitami. To ewidentny konflikt religijny - a jednak brytyjska gazeta "Independent" z 20 maja 2006 roku określiła go na pierwszej stronie mianem "czystki etnicznej". W rzeczywistości to, z czym mamy do czynienia w Iraku, to czystka wyznaniowa. Zresztą można by się zastanawiać, czy i pierwotne, jugosłowiańskie zastosowanie terminu "czystka etniczna" nie było eufemizmem na określenie czystki wyznaniowej, w której udział brali prawosławni Serbowie, katoliccy Chorwaci i muzułmańscy Bośniacy.
Ilekroć wypłynie jakaś kontrowersja w sprawie moralności seksualnej lub prokreacyjnej, można być pewnym, że przywódcy różnych grup wyznaniowych będą licznie reprezentowani w różnych wpływowych komitetach, dyskusjach panelowych, radiu i telewizji. Nie mówię, że poglądy tych ludzi należałoby jakoś specjalnie ocenzurować. Ale dlaczego nasze społeczeństwo od razu biegnie konsultować się z nimi, jak gdyby posiadali oni jakieś kompetencje, porównywalne choćby z kompetencjami etyka, prawnika rodzinnego czy lekarza?
Oto inny przykład dziwacznego uprzywilejowania religii. 21 lutego 2006 roku sąd najwyższy USA stwierdził, że pewien Kościół z Nowego Meksyku ma zostać zwolniony z obowiązującego wszystkich innych przepisu - chodzi o zakaz przyjmowania środków halucynogennych. Członkowie Centro Espirita Beneficiente Uniao do Vegetal wierzą, że aby zrozumieć Boga, muszą pić herbatę hoasca, która zawiera dimetylotryptaminę - zakazany środek halucynogenny. Rzecz znamienna - wystarczy sam fakt, że wierzą w dobroczynny wpływ tego narkotyku na zrozumienie Boga. Nie muszą przedstawiać żadnych dowodów.
Z drugiej strony istnieją liczne dowody naukowe na to, że marihuana łagodzi mdłości i złe samopoczucie u chorych na raka poddawanych chemioterapii. Jednak w 2005 roku sąd najwyższy USA orzekł, że wszyscy pacjenci stosujący marihuanę w celach leczniczych będą podlegać federalnemu postępowaniu karnemu - i to nawet w tych kilku stanach, gdzie owo specjalistyczne zastosowanie zalegalizowano. Jak zwykle religia przebija wszystko. Wyobraźmy sobie, co by było, gdyby w podobnej sprawie zwróciło się do sądu jakieś stowarzyszenie miłośników sztuki, ponieważ jego członkowie "wierzą", że pewien środek halucynogenny jest im niezbędny, aby mogli lepiej zrozumieć malarstwo impresjonistyczne lub surrealistyczne. Kiedy jednak podobną potrzebę zgłasza Kościół, jego wniosek uzyskuje poparcie najwyższej instancji sądowej w kraju. Oto skuteczność religii jako talizmanu.
Siedemnaście lat temu znalazłem się w trzydziestosześcioosobowej grupie pisarzy i artystów, do których zwróciło się brytyjskie czasopismo "New Statesman" o zabranie głosu w obronie wybitnego pisarza Salmana Rushdiego skazanego na śmierć za napisanie powieści. Rozjuszony przez wyrazy "współczucia" dla "zranionych" i "obrażonych" uczuć muzułmańskich, wygłaszane przez przywódców chrześcijańskich, a także przez opiniotwórczych publicystów świeckich, przedstawiłem następujące porównanie:
Gdyby obrońcy apartheidu mieli trochę sprytu, ogłosiliby, że nie mogą dopuścić do mieszania ras, ponieważ zabrania tego ich religia. Znaczna część ich przeciwników zaraz wycofałaby się po cichu i z uszanowaniem. Myliłby się ten, kto by twierdził, że porównanie jest niesprawiedliwe, bo apartheid nie ma żadnego racjonalnego uzasadnienia. Przecież istotą wiary religijnej jest właśnie niezależność od racjonalnych uzasadnień. Od wszystkich innych wymaga się, aby umieli obronić własne przesądy - ale jeżeli poprosić osobę wierzącą, by uzasadniła swoją wiarę, będzie to zamach na „swobodę religijną”!
Nie przyszło mi do głowy, że w XXI wieku istotnie dojdzie do czegoś podobnego. 10 kwietnia 2006 roku "Los Angeles Times" doniósł, że na amerykańskich kampusach rozliczne grupy chrześcijańskie pozywają swoje uczelnie za wprowadzenie przepisów antydyskryminacyjnych, w szczególności zakazu prześladowania i obrażania homoseksualistów.
Oto typowy przykład: w roku 2004 James Nixon, dwunastolatek z Ohio, wygrał w sądzie prawo do noszenia w szkole koszulki z napisem "Homoseksualizm to grzech, islam to kłamstwo, aborcja to morderstwo. Pewne sprawy są po prostu czarno-białe!". Szkoła zakazała mu przychodzenia w tej koszulce, na co rodzice pozwali szkołę. Ich zarzut dałoby się jeszcze jakoś uzasadnić, gdyby oparli go na Pierwszej Poprawce do Konstytucji, gwarantującej wolność słowa. Oni jednak postąpili inaczej - w gruncie rzeczy nie mieli innego wyjścia, bo "mowa nienawiści" nie jest uznawana za realizację wolności słowa. Dlatego adwokaci Jamesa Nixona powołali się na konstytucyjne prawo do swobody wyznania.
Gdyby ci ludzie powoływali się na prawo do wolności słowa, można by jeszcze, choć nie bez zastrzeżeń, sympatyzować z ich postawą. Ale im wcale nie o to chodzi. Przedstawiają swoje zabiegi prawne na rzecz dyskryminacji homoseksualistów jako obronę przeciw domniemanej dyskryminacji ich wyznania! A prawo najwyraźniej podchodzi do ich stanowiska z szacunkiem. "Jeżeli ktoś próbuje mnie powstrzymać od obrażania homoseksualistów, narusza moje prawo do przesądu" - taka wypowiedź nie byłaby akceptowana, ale jeżeli powiemy: "To narusza moją swobodę religijną" - ujdzie nam to na sucho. Na czym właściwie polega różnica? I tym razem religia przebija wszystko.
Wściekłość kontrolowana
Na koniec przytoczę jeszcze inne zdarzenie, które wiele mówi o skutkach nadmiernego szacunku społecznego dla religii, przewyższającego zwykły szacunek dla człowieka. Afera wybuchła w lutym 2006 roku - idiotyczna historia, rozchwiana pomiędzy tragedią a komedią. We wrześniu poprzedniego roku duńska gazeta "Jyllands-Posten" opublikowała dwanaście karykatur przedstawiających proroka Mahometa. Przez następne trzy miesiące garstka duńskich muzułmanów pod przywództwem dwóch imamów, którym kraj ten udzielił azylu, pieczołowicie i systematycznie podburzała opinię całego świata islamskiego.
Pod koniec roku 2005 ci wykazujący złą wolę azylanci udali się do Egiptu z teczką, której zawartość powielono i rozpowszechniono we wszystkich krajach muzułmańskich aż po Indonezję. W teczce znajdowały się fałszywe informacje o rzekomych prześladowaniach muzułmanów w Danii, a także kłamstwo, że "Jyllands-Posten" to gazeta rządowa. Było również dwanaście wspomnianych karykatur, do których, rzecz ważna, imamowie dodali jeszcze trzy obrazki - nie wiadomo, skąd je wzięli, ale z całą pewnością nie miały one nic wspólnego z Danią. W przeciwieństwie do tamtych dwunastu były naprawdę obelżywe - a raczej byłyby, gdyby rzeczywiście przedstawiały Mahometa, jak to twierdzili trzej propagandyści. Najostrzejszy z nich nie był rysunkiem, lecz przefaksowaną fotografią; widniał na niej brodaty mężczyzna w świńskiej masce. Później okazało się, że pochodziła ona z agencji Associated Press i przedstawiała Francuza, który występował w konkursie kwiczenia na wiejskim jarmarku gdzieś we Francji. Fotografia nie miała więc absolutnie nic wspólnego ani z prorokiem Mahometem, ani z islamem, ani z Danią. Muzułmańscy działacze podczas swojej prowokatorskiej wycieczki do Kairu twierdzili co innego.
Starannie pielęgnowane uczucie "zranienia" i "obrazy" eksplodowało pięć miesięcy po opublikowaniu dwunastu karykatur. W Pakistanie i Indonezji demonstranci palili duńskie flagi (ciekawe, skąd je wzięli) i histerycznie żądali przeprosin od duńskiego rządu. (Za co niby miałby przepraszać? Przecież nie rząd rysował karykatury i nie rząd je publikował. Po prostu w Danii istnieje wolna prasa, a zdaje się, że w wielu krajach islamskich ludziom trudno to zrozumieć). Niszczono ambasady i konsulaty, bojkotowano duńskie towary, a obywatele Danii - czy raczej w ogóle przybysze z Zachodu - spotykali się z fizyczną przemocą. W Pakistanie palono kościoły, które nie miały nic wspólnego z Danią ani z Europą. Dziewięć osób zginęło, kiedy demonstranci libijscy zaatakowali i podpalili konsulat włoski w Benghazi. Jak to ujęła Germaine Greer [australijska pisarka, działaczka ruchów feministycznych] - główna specjalność i ulubiona zabawa tych ludzi to urządzanie pandemonium, sądnego dnia.
Pewien imam z Pakistanu wyznaczył milion dolarów nagrody za głowę "duńskiego karykaturzysty" - najwyraźniej nie wiedział, że duńskich karykaturzystów było dwunastu, i prawie na pewno nie miał pojęcia, że trzy najbardziej obraźliwe rysunki w ogóle nie ukazały się w Danii (swoją drogą ciekawe, skąd zamierzał wziąć ów milion). W Nigerii protestujący przeciw duńskim karykaturom muzułmanie spalili kilka kościołów i rzucali się z maczetami na chrześcijańskich przechodniów (czarnych Nigeryjczyków) - niektórych pozabijali. Pewnemu chrześcijaninowi włożyli na szyję oponę, oblali benzyną i podpalili. W Wielkiej Brytanii sfotografowano demonstrantów trzymających transparenty z napisami: "Wyrżnąć tych, którzy obrażają islam", "Posiekać tych, co drwią z islamu", "Europo, zapłacisz za wszystko / Twój upadek jest już blisko", a także - najwyraźniej bez ironii - "Ściąć każdego, kto powie, że islam to religia przemocy".
Wielu ludzi zwróciło uwagę na kontrast między tym histerycznym pokazem "zranionych uczuć" ze strony muzułmanów a gotowością, z jaką media arabskie publikują karykatury antyżydowskie. Na jednej z demonstracji w Pakistanie sfotografowano kobietę w czarnej burce, która niosła transparent z napisem: "Błogosław Boże Hitlera".
W odpowiedzi na całe to obłąkańcze pandemonium przyzwoite gazety liberalne potępiły przemoc i wygłosiły stosowne formułki o wolności słowa. Równocześnie jednak wyraziły "szacunek" i "współczucie" wobec "bólu" muzułmanów, których uczucia tak głęboko "zraniono" i "urażono". Pamiętajmy, że ów "ból" nie miał nic wspólnego z czyimkolwiek rzeczywistym cierpieniem ani z zadaną komukolwiek przemocą: chodziło wyłącznie o parę maźnięć tuszem w gazecie, o której nie usłyszałby nikt poza Danią, gdyby nie świadomie prowadzona kampania nienawiści.
Wcale nie jestem za tym, by obrażać czy ranić kogokolwiek bez powodu. Nie mogę jednak pojąć, dlaczego religia zajmuje tak nieproporcjonalnie uprzywilejowaną pozycję w naszych zasadniczo świeckich społeczeństwach. Wszyscy politycy muszą się oswoić z bezceremonialnym traktowaniem ich twarzy przez karykaturzystów, nikt nie wszczyna z tego powodu rozruchów. Cóż jest takiego szczególnego w religii, że podchodzimy do niej z tak wyjątkowym respektem? Jak to powiedział H. L. Mencken [amerykański dziennikarz i satyryk zwany amerykańskim Nietzschem]: "Trzeba szanować wiarę drugiego człowieka, ale tylko w takim samym sensie i stopniu, w jakim szanujemy jego teorię, że jego żona jest piękna, a dzieci inteligentne".
Właśnie w kontekście owego powszechnego przeświadczenia, że religii należy się wyjątkowy szacunek, pragnę zgłosić votum separatum. Nie zależy mi na tym, by kogokolwiek obrażać, ale też nie zamierzam podchodzić do religii w rękawiczkach, ani traktować jej z większą delikatnością, niż traktowałbym co innego.
Nie wiedziałam, że mogę.
Podejrzewam - właściwie jestem pewien - że jest wielu ludzi, których wychowano w tej czy innej religii, ale źle się w niej czują, nie wierzą w nią, albo też martwią ich różne złe rzeczy praktykowane w jej imieniu; ludzi, którzy mają niejasne poczucie, że chętnie porzuciliby religię swoich rodziców, gdyby tylko mogli - ale jakoś nie zdają sobie sprawy, że taka opcja naprawdę istnieje. Niniejszy tekst ma na celu uświadomienie, że bycie ateistą to dążenie całkiem realistyczne, a zarazem śmiałe i chwalebne. Ateista może być człowiekiem szczęśliwym, zrównoważonym, przyzwoitym i spełnionym intelektualnie.
Ateistyczna duma
Być ateistą to żaden wstyd. Wprost przeciwnie: wyprostowana postawa, która pozwala spoglądać dalej, powinna być powodem do dumy - bo ateizm prawie zawsze świadczy o zdrowej niezależności umysłu, czy wręcz umysłowego zdrowia. Wiele jest ludzi, którzy w głębi duszy wiedzą, że są ateistami, ale boją się do tego przyznać nawet własnej rodzinie, a niekiedy nawet samym sobie. Boją się po części dlatego, że samo słowo "ateista" starannie obudowano najgorszymi, najbardziej przerażającymi skojarzeniami.
We współczesnej Ameryce ateiści mają podobny status, co pięćdziesiąt lat temu homoseksualiści. Ruch Gay Pride sprawił, że homoseksualista ma tam dziś pewne szanse (aczkolwiek niezbyt duże) zostać wybranym na urząd publiczny. W sondażu Gallupa z 1999 roku pytano Amerykanów, czy zagłosowaliby na osobę o wysokich kwalifikacjach, gdyby była: kobietą (95 proc. potwierdziło), katolikiem (94 proc.), Żydem (92 proc.), Murzynem (92 proc.), mormonem (79 proc.), homoseksualistą (79 proc.) lub ateistą (49 proc.).
Jak widać, czeka nas jeszcze długa droga. Ale ateistów - zwłaszcza w kręgach wykształconej elity - jest więcej, niż wielu z nas sądzi. Było tak już w XIX wieku, kiedy John Stuart Mill potrafił powiedzieć: "Cały świat zdumiałby się, gdyby się dowiedział, jak znaczna część ludzi stanowiących jego najwspanialszą ozdobę - tych, którzy najbardziej wyróżniają się, i to również w powszechnym mniemaniu, pod względem mądrości i cnoty - zachowuje całkowity sceptycyzm wobec religii".
Dziś niewątpliwie byłby to pogląd jeszcze bliższy prawdy. Jeżeli ludzie tak często nie dostrzegają ateistów, to dlatego, że wielu z nas nie ma odwagi się "ujawnić". Podobnie jak w przypadku ruchu gejowskiego, im więcej osób się ujawni, tym łatwiej będzie to przychodzić kolejnym. Być może potrzebna jest jakaś masa krytyczna, by uruchomić reakcję łańcuchową.
Z amerykańskich sondaży wynika, że ateiści i agnostycy znacznie przewyższają liczebnie religijnych Żydów, a nawet większość pozostałych grup religijnych, wziętych pojedynczo. W przeciwieństwie jednak do Żydów, którzy słyną w USA z wyjątkowo skutecznego lobbingu politycznego, a także w przeciwieństwie do chrześcijan ewangelickich, których polityczna siła przebicia jest jeszcze większa, ateiści i agnostycy nie stanowią grupy zorganizowanej, toteż ich wpływ jest nieomal zerowy.
Mówiono już, że organizować ateistów to jak spędzać koty w jedno stado, ponieważ ateiści zwykli myśleć w sposób niezależny i niechętnie podporządkowują się władzy. Na początek dobrze byłoby jednak wytworzyć ową masę krytyczną osób gotowych się "ujawnić" i w ten sposób zachęcić innych, żeby zrobili to samo. Koty, nawet jeśli nie da się ich spędzić w jedno stado, potrafią narobić niezłego hałasu, a wówczas trudno je zignorować.
Nie zamierzam atakować poszczególnych właściwości Jahwe, Jezusa, Allaha czy jakiegokolwiek innego konkretnego boga, Baala, Zeusa czy Wotana. Zamiast tego sformułuję taką definicję Hipotezy Boga, której bardziej nadaje się do obrony: Istnieje pewien nadludzki, nadprzyrodzony umysł, który celowo wymyślił i stworzył wszechświat, a także wszystko, co w nim istnieje, włącznie z nami. Tej wizji będę próbował przedstawić inny pogląd: otóż wszelkie twórcze myślenie, posiadające wystarczającą złożoność, by cokolwiek zaplanować, pojawia się dopiero jako końcowy produkt długiego i stopniowego procesu ewolucji. Jako efekt ewolucji twórcze myślenie musiało pojawić się we wszechświecie dopiero na późnym etapie, toteż nie może odpowiadać za jego stworzenie. Pojmowany zgodnie z powyższą definicją Bóg jest urojeniem - i to, jak się okazuje, urojeniem groźnym.
Niezasłużony szacunek
W naszym społeczeństwie powszechne jest przeświadczenie (podzielają je również ateiści), że wiarę religijną szczególnie łatwo obrazić, toteż musi ją osłaniać niesłychanie gruby mur szacunku - zasadniczo innego niż ten, którym człowiek powinien darzyć drugiego człowieka. Wyjątkowo trafnie ujął to Douglas Adams [brytyjski pisarz science-fiction, zmarł w 2001 roku], w wykładzie wygłoszonym krótko przed śmiercią w Cambridge:
W samym sercu religii (...) tkwią pewne idee, które określa się mianem świętości, sacrum, czy jeszcze inaczej. Ich sens jest taki: „O tej idei nie wolno ci powiedzieć złego słowa; po prostu nie wolno. Dlaczego nie? Bo nie, i już!”. Jeżeli ktoś głosuje na partię, z której poglądami się nie zgadzamy, wolno nam spierać się o to do woli, ale nikt się nie obraża. Jeżeli ktoś jest zdania, że podatki trzeba podnieść lub obniżyć, można się o to spierać. Ale kiedy ktoś powie „Nie wolno mi zapalać lampy w sobotę”, mówimy: „Szanuję to”.
Oto inny przykład obłędnego szacunku, jakim cieszy się w naszym społeczeństwie religia. Jeżeli podczas wojny ktoś chce uzyskać zwolnienie od służby wojskowej ze względu na przekonania, to najłatwiej osiągnie ten cel, deklarując motywację religijną. Możesz być znakomitym specjalistą od etyki, możesz napisać wybitny doktorat o nieprawości wojny, a przed komisją poborową i tak będziesz musiał się nieźle napocić, by uznano cię za pacyfistę. Ale jeżeli oświadczysz, że przynajmniej jeden twój rodzic jest kwakrem, wszystko pójdzie jak po maśle - choćbyś o pacyfizmie, a nawet o samym kwakryzmie nie umiał sklecić jednego sensownego zdania.
Na przeciwległym biegunie wobec pacyfizmu mamy strachliwe omijanie słów związanych z religią, gdy mowa o różnych stronach konfliktów zbrojnych. W Irlandii Północnej katolicy i protestanci określani są eufemistycznie jako "nacjonaliści" i "lojaliści". Sam wyraz "religia" jest cenzurowany i przerabiany na "społeczność". Na skutek angloamerykańskiej inwazji w roku 2003 Irak pustoszy dziś wojna domowa między sunnitami a szyitami. To ewidentny konflikt religijny - a jednak brytyjska gazeta "Independent" z 20 maja 2006 roku określiła go na pierwszej stronie mianem "czystki etnicznej". W rzeczywistości to, z czym mamy do czynienia w Iraku, to czystka wyznaniowa. Zresztą można by się zastanawiać, czy i pierwotne, jugosłowiańskie zastosowanie terminu "czystka etniczna" nie było eufemizmem na określenie czystki wyznaniowej, w której udział brali prawosławni Serbowie, katoliccy Chorwaci i muzułmańscy Bośniacy.
Ilekroć wypłynie jakaś kontrowersja w sprawie moralności seksualnej lub prokreacyjnej, można być pewnym, że przywódcy różnych grup wyznaniowych będą licznie reprezentowani w różnych wpływowych komitetach, dyskusjach panelowych, radiu i telewizji. Nie mówię, że poglądy tych ludzi należałoby jakoś specjalnie ocenzurować. Ale dlaczego nasze społeczeństwo od razu biegnie konsultować się z nimi, jak gdyby posiadali oni jakieś kompetencje, porównywalne choćby z kompetencjami etyka, prawnika rodzinnego czy lekarza?
Oto inny przykład dziwacznego uprzywilejowania religii. 21 lutego 2006 roku sąd najwyższy USA stwierdził, że pewien Kościół z Nowego Meksyku ma zostać zwolniony z obowiązującego wszystkich innych przepisu - chodzi o zakaz przyjmowania środków halucynogennych. Członkowie Centro Espirita Beneficiente Uniao do Vegetal wierzą, że aby zrozumieć Boga, muszą pić herbatę hoasca, która zawiera dimetylotryptaminę - zakazany środek halucynogenny. Rzecz znamienna - wystarczy sam fakt, że wierzą w dobroczynny wpływ tego narkotyku na zrozumienie Boga. Nie muszą przedstawiać żadnych dowodów.
Z drugiej strony istnieją liczne dowody naukowe na to, że marihuana łagodzi mdłości i złe samopoczucie u chorych na raka poddawanych chemioterapii. Jednak w 2005 roku sąd najwyższy USA orzekł, że wszyscy pacjenci stosujący marihuanę w celach leczniczych będą podlegać federalnemu postępowaniu karnemu - i to nawet w tych kilku stanach, gdzie owo specjalistyczne zastosowanie zalegalizowano. Jak zwykle religia przebija wszystko. Wyobraźmy sobie, co by było, gdyby w podobnej sprawie zwróciło się do sądu jakieś stowarzyszenie miłośników sztuki, ponieważ jego członkowie "wierzą", że pewien środek halucynogenny jest im niezbędny, aby mogli lepiej zrozumieć malarstwo impresjonistyczne lub surrealistyczne. Kiedy jednak podobną potrzebę zgłasza Kościół, jego wniosek uzyskuje poparcie najwyższej instancji sądowej w kraju. Oto skuteczność religii jako talizmanu.
Siedemnaście lat temu znalazłem się w trzydziestosześcioosobowej grupie pisarzy i artystów, do których zwróciło się brytyjskie czasopismo "New Statesman" o zabranie głosu w obronie wybitnego pisarza Salmana Rushdiego skazanego na śmierć za napisanie powieści. Rozjuszony przez wyrazy "współczucia" dla "zranionych" i "obrażonych" uczuć muzułmańskich, wygłaszane przez przywódców chrześcijańskich, a także przez opiniotwórczych publicystów świeckich, przedstawiłem następujące porównanie:
Gdyby obrońcy apartheidu mieli trochę sprytu, ogłosiliby, że nie mogą dopuścić do mieszania ras, ponieważ zabrania tego ich religia. Znaczna część ich przeciwników zaraz wycofałaby się po cichu i z uszanowaniem. Myliłby się ten, kto by twierdził, że porównanie jest niesprawiedliwe, bo apartheid nie ma żadnego racjonalnego uzasadnienia. Przecież istotą wiary religijnej jest właśnie niezależność od racjonalnych uzasadnień. Od wszystkich innych wymaga się, aby umieli obronić własne przesądy - ale jeżeli poprosić osobę wierzącą, by uzasadniła swoją wiarę, będzie to zamach na „swobodę religijną”!
Nie przyszło mi do głowy, że w XXI wieku istotnie dojdzie do czegoś podobnego. 10 kwietnia 2006 roku "Los Angeles Times" doniósł, że na amerykańskich kampusach rozliczne grupy chrześcijańskie pozywają swoje uczelnie za wprowadzenie przepisów antydyskryminacyjnych, w szczególności zakazu prześladowania i obrażania homoseksualistów.
Oto typowy przykład: w roku 2004 James Nixon, dwunastolatek z Ohio, wygrał w sądzie prawo do noszenia w szkole koszulki z napisem "Homoseksualizm to grzech, islam to kłamstwo, aborcja to morderstwo. Pewne sprawy są po prostu czarno-białe!". Szkoła zakazała mu przychodzenia w tej koszulce, na co rodzice pozwali szkołę. Ich zarzut dałoby się jeszcze jakoś uzasadnić, gdyby oparli go na Pierwszej Poprawce do Konstytucji, gwarantującej wolność słowa. Oni jednak postąpili inaczej - w gruncie rzeczy nie mieli innego wyjścia, bo "mowa nienawiści" nie jest uznawana za realizację wolności słowa. Dlatego adwokaci Jamesa Nixona powołali się na konstytucyjne prawo do swobody wyznania.
Gdyby ci ludzie powoływali się na prawo do wolności słowa, można by jeszcze, choć nie bez zastrzeżeń, sympatyzować z ich postawą. Ale im wcale nie o to chodzi. Przedstawiają swoje zabiegi prawne na rzecz dyskryminacji homoseksualistów jako obronę przeciw domniemanej dyskryminacji ich wyznania! A prawo najwyraźniej podchodzi do ich stanowiska z szacunkiem. "Jeżeli ktoś próbuje mnie powstrzymać od obrażania homoseksualistów, narusza moje prawo do przesądu" - taka wypowiedź nie byłaby akceptowana, ale jeżeli powiemy: "To narusza moją swobodę religijną" - ujdzie nam to na sucho. Na czym właściwie polega różnica? I tym razem religia przebija wszystko.
Wściekłość kontrolowana
Na koniec przytoczę jeszcze inne zdarzenie, które wiele mówi o skutkach nadmiernego szacunku społecznego dla religii, przewyższającego zwykły szacunek dla człowieka. Afera wybuchła w lutym 2006 roku - idiotyczna historia, rozchwiana pomiędzy tragedią a komedią. We wrześniu poprzedniego roku duńska gazeta "Jyllands-Posten" opublikowała dwanaście karykatur przedstawiających proroka Mahometa. Przez następne trzy miesiące garstka duńskich muzułmanów pod przywództwem dwóch imamów, którym kraj ten udzielił azylu, pieczołowicie i systematycznie podburzała opinię całego świata islamskiego.
Pod koniec roku 2005 ci wykazujący złą wolę azylanci udali się do Egiptu z teczką, której zawartość powielono i rozpowszechniono we wszystkich krajach muzułmańskich aż po Indonezję. W teczce znajdowały się fałszywe informacje o rzekomych prześladowaniach muzułmanów w Danii, a także kłamstwo, że "Jyllands-Posten" to gazeta rządowa. Było również dwanaście wspomnianych karykatur, do których, rzecz ważna, imamowie dodali jeszcze trzy obrazki - nie wiadomo, skąd je wzięli, ale z całą pewnością nie miały one nic wspólnego z Danią. W przeciwieństwie do tamtych dwunastu były naprawdę obelżywe - a raczej byłyby, gdyby rzeczywiście przedstawiały Mahometa, jak to twierdzili trzej propagandyści. Najostrzejszy z nich nie był rysunkiem, lecz przefaksowaną fotografią; widniał na niej brodaty mężczyzna w świńskiej masce. Później okazało się, że pochodziła ona z agencji Associated Press i przedstawiała Francuza, który występował w konkursie kwiczenia na wiejskim jarmarku gdzieś we Francji. Fotografia nie miała więc absolutnie nic wspólnego ani z prorokiem Mahometem, ani z islamem, ani z Danią. Muzułmańscy działacze podczas swojej prowokatorskiej wycieczki do Kairu twierdzili co innego.
Starannie pielęgnowane uczucie "zranienia" i "obrazy" eksplodowało pięć miesięcy po opublikowaniu dwunastu karykatur. W Pakistanie i Indonezji demonstranci palili duńskie flagi (ciekawe, skąd je wzięli) i histerycznie żądali przeprosin od duńskiego rządu. (Za co niby miałby przepraszać? Przecież nie rząd rysował karykatury i nie rząd je publikował. Po prostu w Danii istnieje wolna prasa, a zdaje się, że w wielu krajach islamskich ludziom trudno to zrozumieć). Niszczono ambasady i konsulaty, bojkotowano duńskie towary, a obywatele Danii - czy raczej w ogóle przybysze z Zachodu - spotykali się z fizyczną przemocą. W Pakistanie palono kościoły, które nie miały nic wspólnego z Danią ani z Europą. Dziewięć osób zginęło, kiedy demonstranci libijscy zaatakowali i podpalili konsulat włoski w Benghazi. Jak to ujęła Germaine Greer [australijska pisarka, działaczka ruchów feministycznych] - główna specjalność i ulubiona zabawa tych ludzi to urządzanie pandemonium, sądnego dnia.
Pewien imam z Pakistanu wyznaczył milion dolarów nagrody za głowę "duńskiego karykaturzysty" - najwyraźniej nie wiedział, że duńskich karykaturzystów było dwunastu, i prawie na pewno nie miał pojęcia, że trzy najbardziej obraźliwe rysunki w ogóle nie ukazały się w Danii (swoją drogą ciekawe, skąd zamierzał wziąć ów milion). W Nigerii protestujący przeciw duńskim karykaturom muzułmanie spalili kilka kościołów i rzucali się z maczetami na chrześcijańskich przechodniów (czarnych Nigeryjczyków) - niektórych pozabijali. Pewnemu chrześcijaninowi włożyli na szyję oponę, oblali benzyną i podpalili. W Wielkiej Brytanii sfotografowano demonstrantów trzymających transparenty z napisami: "Wyrżnąć tych, którzy obrażają islam", "Posiekać tych, co drwią z islamu", "Europo, zapłacisz za wszystko / Twój upadek jest już blisko", a także - najwyraźniej bez ironii - "Ściąć każdego, kto powie, że islam to religia przemocy".
Wielu ludzi zwróciło uwagę na kontrast między tym histerycznym pokazem "zranionych uczuć" ze strony muzułmanów a gotowością, z jaką media arabskie publikują karykatury antyżydowskie. Na jednej z demonstracji w Pakistanie sfotografowano kobietę w czarnej burce, która niosła transparent z napisem: "Błogosław Boże Hitlera".
W odpowiedzi na całe to obłąkańcze pandemonium przyzwoite gazety liberalne potępiły przemoc i wygłosiły stosowne formułki o wolności słowa. Równocześnie jednak wyraziły "szacunek" i "współczucie" wobec "bólu" muzułmanów, których uczucia tak głęboko "zraniono" i "urażono". Pamiętajmy, że ów "ból" nie miał nic wspólnego z czyimkolwiek rzeczywistym cierpieniem ani z zadaną komukolwiek przemocą: chodziło wyłącznie o parę maźnięć tuszem w gazecie, o której nie usłyszałby nikt poza Danią, gdyby nie świadomie prowadzona kampania nienawiści.
Wcale nie jestem za tym, by obrażać czy ranić kogokolwiek bez powodu. Nie mogę jednak pojąć, dlaczego religia zajmuje tak nieproporcjonalnie uprzywilejowaną pozycję w naszych zasadniczo świeckich społeczeństwach. Wszyscy politycy muszą się oswoić z bezceremonialnym traktowaniem ich twarzy przez karykaturzystów, nikt nie wszczyna z tego powodu rozruchów. Cóż jest takiego szczególnego w religii, że podchodzimy do niej z tak wyjątkowym respektem? Jak to powiedział H. L. Mencken [amerykański dziennikarz i satyryk zwany amerykańskim Nietzschem]: "Trzeba szanować wiarę drugiego człowieka, ale tylko w takim samym sensie i stopniu, w jakim szanujemy jego teorię, że jego żona jest piękna, a dzieci inteligentne".
Właśnie w kontekście owego powszechnego przeświadczenia, że religii należy się wyjątkowy szacunek, pragnę zgłosić votum separatum. Nie zależy mi na tym, by kogokolwiek obrażać, ale też nie zamierzam podchodzić do religii w rękawiczkach, ani traktować jej z większą delikatnością, niż traktowałbym co innego.
Etykiety:
Ateizm
Wielki Szok
Dwa zdarzenia, które mnie zszokowały ostatnio miały miejsce w Wielkiej Brytanii. Pierwsza to reakcja "Daily Mail" na wyrok sądu skazującego właścicieli tzw. chrześcijańskiego hotelu za dyskryminację. Ale zacznijmy od początku historii. Martin Hall i Steven Preddy, którzy żyją w zarejestrowanym związku partnerskim, pozwali małżeństwo Bull za odmówienie im wspólnego pokoju w hotelu. Sędzia Rutherford, w orzekł, że Bulls dopuścili się dyskryminacji pary ze względu na ich orientację seksualną. Obu panom przyznano odszkodowanie w wysokości £ 1800 każdemu. Państwo Bull uważają się jednak za pokrzywdzonych. Podniosła się wrzawa ze strony tzw. chrześcijan i bełkotanie o zamachu na wolność religijną. Dołączyła do tego gazeta "Daily Mail", która dołączyła do artykułu rysunek, który przedstawia parę gejów jako "neo-nazistów. Kreskówka pokazuje dwóch mężczyzn trzymających się za ręce z ogolonymi głowami, ciężkimi butami i ramionami pokrytymi tatuażami. Jeden z tatuaży przedstawia swastykę. Poniżej rysunku napis: "Czy to nie romantyczne, George? Pan i pan Smith chcą apartament dla nowożeńców ". Na forach pojawiło się mnóstwo komentarzy, których autorzy nie zgadzają się z wyrokiem sądu. Reakcja na wyrok jest dla mnie zdumiewająca. Hotel bowiem to nie jest domek letniskowy, o którego zaprasza się znajomych, ale działalność gospodarcza. Nie wyobrażam sobie sytuacji, w której zamawiam hotel, jadę do niego kilkaset kilometrów, po czym odmawia mi się w nim pokoju. Para gejów poniosła nie tylko straty moralne, ale także stricte finansowe. Właściciele hotelu, którzy są religijnymi dewotami, nie są w żaden sposób dyskryminowani jak usiłują to przedstawić. Nikt nie zabrania im wierzyć, ani nie zmusza do porzucenia swoich zasad, choćby były one najgłupsze. Mogą żyć jak chcą, ale nie mają prawa zmuszać gości hotelowych do życia według nich. To tak jakby właściciele hotelu, którzy byli jaroszami wymagali od klientów tego by nie jedli mięsa w pokoju albo wierzący właściciele piekarni odmawiali sprzedaży chleba ateistom. Komentarz w formie rysunku i sarkastyczny podpis w „Daily Mail” to pokaz homofobicznej propagandy nienawiści. Nie boje się użyć takiego sformułowania. Z jednej strony na rysunku mamy parę gejów pokazanych jako groźnych nazistów o bandyckim spojrzeniu, a z drugiej właścicieli hotelu o niewinnym wyglądzie z przestrachem w oczach. To nic innego jak perfidna szkalująca propaganda, gdzie wilk przebrany został w owczą skórę. Jest to dla mnie obrzydliwe. Rysunek ten przypomina charakterem antyżydowskie karykatury, które spotykano przecież nie tylko w hitlerowskich Niemczech ale i również w Polce i innych krajach. Pracując przez pewien czas dla Żydowskiego Instytutu Historycznego miałem okazję prześledzić liczne tego typu propagandowe i obraźliwe rysunki. Trudno nie zauważyć podobieństwa między nimi a tym, który opublikował „Daily Mail”.
Lata 30-te XX w.
2011 r.
Druga sprawa, która mnie zbulwersowała dotyczy Lesley Pilkington, która będąc psychoterapeutką próbowała wmawiać homoseksualistom, że są chorzy i ona może zmienić ich orientacje seksualną. Sprawa stała się głośna, gdy rozmowę nagrał dziennikarz i opublikował w gazecie. Pilkington zainteresowało się British Association for Counselling and Psychotherapy, które wszczęło procedurę karną przeciwko pseudoterapeutce. Brytyjskie organizacje medyczne już kilkukrotnie wydawały oświadczenia o szkodliwości podejmowania prób „leczenia” homoskesulizmu i patologizacji orientacji seksualnej. Pani Pilkington czuje się – podobnie jak homofobiczni właściciele hotelu – ofiarą lobby gejowskiego. Smaczku sprawie dodaje fakt, że 29-letni syn Pilkington jest gejem i będąc od szeregu lat pod pseudoterapią matki nie zmienił swoich preferencji seksualnych, zaś pogłębiły się u niego problemy z samoakceptacją. Pilkington twierdzi jednak, że wierzy w to, że syn przestanie być homoseksualny i zamierza dalej go terroryzować swoim obłędem, co zakrawa na obsesję. To co mnie bulwersuje w tym wszystkim to wrzawa ze strony tzw. chrześcijan, którzy poczytują podjęte kroki przeciwko Pilkington jako zamach na wolność sumienia. Wolność sumienia nie oznacza jednak w żadnym wypadku krzywdzenia ludzi i wmawiania im choroby oraz poniżania ich z powodu tego kim są. Warto zaznaczyć, że orientacja seksualna – w odróżnieniu od wiary – nie jest kwestią wyboru. Stosowanie praktyk poniżających osoby ze względu na orientację seksualną jest dla mnie oburzające.
W obu historiach cieszyć może jednak fakt, że państwowe organy kontrolne i sądownicze zareagowały w Wielkiej Brytanii na przejawy dyskryminacji i homofobii. W Polsce Odwagi i innego typu hochsztaplerskie sekty działają niestety bezkarnie.
Lata 30-te XX w.
2011 r.
Druga sprawa, która mnie zbulwersowała dotyczy Lesley Pilkington, która będąc psychoterapeutką próbowała wmawiać homoseksualistom, że są chorzy i ona może zmienić ich orientacje seksualną. Sprawa stała się głośna, gdy rozmowę nagrał dziennikarz i opublikował w gazecie. Pilkington zainteresowało się British Association for Counselling and Psychotherapy, które wszczęło procedurę karną przeciwko pseudoterapeutce. Brytyjskie organizacje medyczne już kilkukrotnie wydawały oświadczenia o szkodliwości podejmowania prób „leczenia” homoskesulizmu i patologizacji orientacji seksualnej. Pani Pilkington czuje się – podobnie jak homofobiczni właściciele hotelu – ofiarą lobby gejowskiego. Smaczku sprawie dodaje fakt, że 29-letni syn Pilkington jest gejem i będąc od szeregu lat pod pseudoterapią matki nie zmienił swoich preferencji seksualnych, zaś pogłębiły się u niego problemy z samoakceptacją. Pilkington twierdzi jednak, że wierzy w to, że syn przestanie być homoseksualny i zamierza dalej go terroryzować swoim obłędem, co zakrawa na obsesję. To co mnie bulwersuje w tym wszystkim to wrzawa ze strony tzw. chrześcijan, którzy poczytują podjęte kroki przeciwko Pilkington jako zamach na wolność sumienia. Wolność sumienia nie oznacza jednak w żadnym wypadku krzywdzenia ludzi i wmawiania im choroby oraz poniżania ich z powodu tego kim są. Warto zaznaczyć, że orientacja seksualna – w odróżnieniu od wiary – nie jest kwestią wyboru. Stosowanie praktyk poniżających osoby ze względu na orientację seksualną jest dla mnie oburzające.
W obu historiach cieszyć może jednak fakt, że państwowe organy kontrolne i sądownicze zareagowały w Wielkiej Brytanii na przejawy dyskryminacji i homofobii. W Polsce Odwagi i innego typu hochsztaplerskie sekty działają niestety bezkarnie.
środa, 19 stycznia 2011
Damian Niebieski - Zamarznięte pośladki
Najpierw trzęsienie ziemi, potem ratunek ofiar. Napiszę krótko: Jeśli nie chcecie gołych dup na paradzie równości, to sobie ją zorganizujcie w styczniu! A najlepiej jak nad Polskę zawita wyż znad Syberii i będzie minus dwadzieścia – wtedy nawet mogą przyjść osoby siedzące w szafie – w wielkich czapkach, owinięci szalikami, ubrani w puchowe kurtki i kominiarki, że tylko oczy widać. I obowiązkowo walonki. Nie będzie platform, bo samochody nie zapalą, nikt nie będzie niósł transparentów, bo palce odmarzną. Będzie mroźno i śnieżnie. A gdyby znaleźli się fani pochodni to, kto wie, może nawet Wszechpolacy by się przyłączyli i to bez zaproszenia – taka moda ostatnio, że śle się zaproszenia tu i tam.
Podobnie z przegiętymi ciotami i babochłopami. Czasami mi się wydaje, że wzbudzają oni i one większy strach, niż niejeden neonazista. Przyczyna takiego strachu jest znana i opisana – strach przed postawieniem znaku równości między „tym strasznym gejem” a mną. Ja jestem przecież męski. Chodzę na siłownię, jem kurczaka i mam plakat Angeliny Jolie. Śmieję się rubasznie z głupich żartów, a w kinie rzucam popcornem w nastolatków, robiąc przy tym groźne miny. Na paradę nie pójdę, bo oni tam są - te gejolesby.
A szkoda. Nie dając prawa do różnorodności, sami strzelamy sobie w stopę. Ograniczamy się do tego, co ogół społeczeństwa uznaje za normalne i na co daje przyzwolenie. Ja od zawsze boję się tych normalnych, ułożonych, spoza środowiska. Tak samo jak boję się tych nienormalnych wariatów. Etykiety ułatwiają funkcjonowanie w codziennym pędzie, ale niestety szufladkują nas i wracają rykoszetem, uderzając z podwójną siłą. Cała sprawa z paradami sprowadza się do odpowiedzi na pytanie (chyba złożone): czy chcemy być tacy sami jak heteroseksualna część społeczeństwa, czy stawiamy na różnice, które na pewno nie oznaczają, że jesteśmy gorsi. Tutaj powinien być znak zapytania, ale nie będzie. To taki pstryczek w nos zasadom.
Na Europride 2010 był upał. Pośladków jakoś nie widziałem gołych, a uwierzcie mi na słowo – przemieszczałem się trochę. Nawet chłodzenie pod puszczaną wodą odbywało się w ubraniach, tacy byliśmy pruderyjni. Gdy w pracy później opowiadałem jak było i na dowód pokazywałem zdjęcia, moi koledzy i koleżanki z uznaniem kiwali głowami, słuchając z zaciekawieniem. I nie wystraszyli się. Nie przestali ze mną rozmawiać, ani się kolegować. Nie rozbili mojego niemęskiego, tęczowego kubka do kawy. Czasami to sami tworzymy, we własnej głowie problem typu „A jeśli ktoś pomyśli, że jestem gejem?”, bo mam niebieskie trampki, bo zamiast plecaka torbę, a na parapecie zdjęcie psa, który umarł na raka prostaty. To nie żarty. Ukrywając swoją tożsamość przez ileś tam lat, ciężko pozbyć się uczucia wstydu czy zażenowania, gdy ktoś można nas porównać do geja. To nie jest koniec świata. Są gorsze rzeczy np. popsuty klimatyzator latem. Nie wierzycie? To spróbujcie w garniturze przyjść wtedy do pracy – nagie pośladki i to własne i na plaży – będą waszym marzeniem.
Mam znajomych spoza pracy. Nie tylko na facebooku. Nie tylko homoseksualnych. Część z nich chodzi na parady, reszta nawet o tym nie myśli. I tutaj już nie chodzi o obrazki z telewizji. O jakieś pióra i nagie torsy. Oni nie potrafią/nie chcą się zrzeszać i działać dla dobra wspólnego. Nie chodzą na wybory. Nie interesuje ich queer czy rozwiązanie złożoności problemu, który polega na odwiecznym dylemacie: Co z tą paradą? Co z tymi aktywistami i tfu działaczkami? I w tym tkwi największy problem. Jak zaktywizować osoby, które o społeczeństwie obywatelskim słyszały coś w gimnazjum? Jak przekonać ich, że ich głosy i ich liczba ma znaczenie? Ja nie wiem, ale wiem, że na paradę w styczniu nie przyjdę. Za dużo soli na ulicy.
Zaczerpnięte z www.homiki.pl
Podobnie z przegiętymi ciotami i babochłopami. Czasami mi się wydaje, że wzbudzają oni i one większy strach, niż niejeden neonazista. Przyczyna takiego strachu jest znana i opisana – strach przed postawieniem znaku równości między „tym strasznym gejem” a mną. Ja jestem przecież męski. Chodzę na siłownię, jem kurczaka i mam plakat Angeliny Jolie. Śmieję się rubasznie z głupich żartów, a w kinie rzucam popcornem w nastolatków, robiąc przy tym groźne miny. Na paradę nie pójdę, bo oni tam są - te gejolesby.
A szkoda. Nie dając prawa do różnorodności, sami strzelamy sobie w stopę. Ograniczamy się do tego, co ogół społeczeństwa uznaje za normalne i na co daje przyzwolenie. Ja od zawsze boję się tych normalnych, ułożonych, spoza środowiska. Tak samo jak boję się tych nienormalnych wariatów. Etykiety ułatwiają funkcjonowanie w codziennym pędzie, ale niestety szufladkują nas i wracają rykoszetem, uderzając z podwójną siłą. Cała sprawa z paradami sprowadza się do odpowiedzi na pytanie (chyba złożone): czy chcemy być tacy sami jak heteroseksualna część społeczeństwa, czy stawiamy na różnice, które na pewno nie oznaczają, że jesteśmy gorsi. Tutaj powinien być znak zapytania, ale nie będzie. To taki pstryczek w nos zasadom.
Na Europride 2010 był upał. Pośladków jakoś nie widziałem gołych, a uwierzcie mi na słowo – przemieszczałem się trochę. Nawet chłodzenie pod puszczaną wodą odbywało się w ubraniach, tacy byliśmy pruderyjni. Gdy w pracy później opowiadałem jak było i na dowód pokazywałem zdjęcia, moi koledzy i koleżanki z uznaniem kiwali głowami, słuchając z zaciekawieniem. I nie wystraszyli się. Nie przestali ze mną rozmawiać, ani się kolegować. Nie rozbili mojego niemęskiego, tęczowego kubka do kawy. Czasami to sami tworzymy, we własnej głowie problem typu „A jeśli ktoś pomyśli, że jestem gejem?”, bo mam niebieskie trampki, bo zamiast plecaka torbę, a na parapecie zdjęcie psa, który umarł na raka prostaty. To nie żarty. Ukrywając swoją tożsamość przez ileś tam lat, ciężko pozbyć się uczucia wstydu czy zażenowania, gdy ktoś można nas porównać do geja. To nie jest koniec świata. Są gorsze rzeczy np. popsuty klimatyzator latem. Nie wierzycie? To spróbujcie w garniturze przyjść wtedy do pracy – nagie pośladki i to własne i na plaży – będą waszym marzeniem.
Mam znajomych spoza pracy. Nie tylko na facebooku. Nie tylko homoseksualnych. Część z nich chodzi na parady, reszta nawet o tym nie myśli. I tutaj już nie chodzi o obrazki z telewizji. O jakieś pióra i nagie torsy. Oni nie potrafią/nie chcą się zrzeszać i działać dla dobra wspólnego. Nie chodzą na wybory. Nie interesuje ich queer czy rozwiązanie złożoności problemu, który polega na odwiecznym dylemacie: Co z tą paradą? Co z tymi aktywistami i tfu działaczkami? I w tym tkwi największy problem. Jak zaktywizować osoby, które o społeczeństwie obywatelskim słyszały coś w gimnazjum? Jak przekonać ich, że ich głosy i ich liczba ma znaczenie? Ja nie wiem, ale wiem, że na paradę w styczniu nie przyjdę. Za dużo soli na ulicy.
Zaczerpnięte z www.homiki.pl
Etykiety:
Homopromocja,
Polityka
poniedziałek, 17 stycznia 2011
I co to dalej będzie?
Wojciech Szot i Ewa Tomaszewicz zastanawiają się nad sensem Parady Równości w bieżącym roku. Mają rację w tym, że coś nie działa w Warszawie paradowa machina i to nie działa dosyć wyraźnie spoglądając na liczbę jej uczestników w ubiegłych latach. Niestety nie działa w całej Polsce. Wystarczy pojechać na tego typu imprezę do Krakowa, Poznania czy Wrocławia by się przekonać, że może być jeszcze gorzej niż w Warszawie i to dużo gorzej. Szot i Tomaszewicz zadają pytanie czy wyobrażamy sobie Warszawę bez parady. Nie wiem jak inni ale ja nie. Parada już się wpisała w kalendarz imprez i choć przez kilka tygodni w roku jest ona doskonałą okazją by pokazać seksualnie innej, czyli heteroseksualnej, części społeczeństwa, że żądamy szacunku i równości. Parada w Warszawie – jak sama nazwa na to wskazuje – zawiera bardziej postulat równościowy niż wyraża dumę z bycia gejem czy lesbijką. Problem w tym, że nie ma wielu chętnych o tę równość się upomnieć. Moim zdaniem dlatego, że aby domagać się równości w kwestiach prawnych najpierw trzeba poczuć się dumnym z tego kim się jest. Jeśli natomiast – jak jest to w Polsce – większość gejów i lesbijek boi się być sobą ze strachu przed tym co powiedzą lub zrobią rodzice, koledzy, nauczyciele czy pracodawcy to wówczas nie ma nawet co myśleć o tym, by domagali się oni czegokolwiek ani nawet bawili się podczas parad. Nie jest to jednak dla mnie argument by zastanawiać się nad sensem parad jako takich. Rozmawiając z różnymi ludźmi – zarówno homo jak i hetero – widzę, że na przestrzeni kilku lat dokonał się pewien postęp w odbiorze tego typu imprez i coraz rzadziej słyszy się, że na parady chodzą dziwki i pokręcone babochłopy. Co więcej coraz szerzej mówi się o tym, że i babochłopy i chłopobaby też mają prawo bywać tu i tam. Choć jest to dla mnie oczywistość, że mają prawo to sami geje i lesbijki, a zwłaszcza ta część spośród nich, która uważała się za normalną, odmawiali prawa do normalności tej części społeczności, którą uważali za przegiętą, nie wspominając już o osobach transseksualnych, którymi pogardzali. Coś się jednak ruszyło w tej kwestii i takich opinii jest w moim odczuciu coraz mniej. Nie wiem na ile wpływa na to fakt, że raz do roku przechodzi przez Warszawę parada, ale zakładam istnienie jakieś korelacji. Myślę, że głównie jest to wynik tego, że przez szereg lat zdążyła parada spowszednieć, a jej uczestnicy szokować (jakkolwiek to słowo brzmi głupio i absurdalnie to jednak wyraża ono odczucia wielu gejów i lesbijek w Polsce). Duma nie jest siłą napędową parady w Warszawie, lecz rozwija się wraz z nią, a jaka duma taka i parada. Czy rok przerwy mógłby przynieść jakiś pozytywny efekt? Wątpię, bo jaki? Nie zgadzam się z opinią, że brak parady w tym roku obudziłby z latargu ludzi. Nie skłoniłoby to nikogo do większego zaangażowania w organizację parady w przyszłości. Rzeczywistość pokazuje, że zaangażowaniem w paradę jest jak na razie samo przyjście na nią. To, by przyszła garstka - w porównaniu do mieszkających w samej Warszawie gejów i lesbijek – wymaga za każdym razem kilkumiesięcznego przekonywania na wszystkich portalach i uderzania w strunę homopatriotyzmu. Nie uważam za trafione pytanie o sens parady jako takiej, ani rozważanie czy może lepiej byłoby gdyby się w tym roku nie odbyła. Adekwatne jest natomiast od wielu lat pytanie o jej kształt, formę i przede wszystkim pytanie o to, jak sprawić, by przyszli na nią ludzie. Tu nie chodzi bowiem o potrzebę istnienia parady, ale o uświadomienie ludziom tej potrzeby.
Etykiety:
Homopromocja,
Polityka
Sieniawski (skrót definicji - Sieniawski = urzędniczy &%@#)
"W świecie głupieją. Dwóch gejów (skrót definicji - gej = bogaty pedał) funduje sobie noworodka płci męskiej, wszyscy poprawnie i politycznie pieją z zachwytu. Zgroza" - czytamy w Biuletynie Informacyjnym w Urzędzie Miasta Poznania.
Zgrozą dla mnie jest używanie takiego języka w jakimkolwiek biuletynie, nie wyłączając miejskiego. Jeszcze większą zgrozą jest to, co mówi autor tych wypocin, urzędnik miejski i wiceprzewodniczący "Solidarności" Marek Sieniawski, dziennikarzowi Gazety Wyborczej. Nie tylko nie widzi on nic złego w propagowaniu homofobicznych treści, ale jeszcze uważa, że to geje powinni przeprosić, ponieważ mówią, że „nie zależy im na adopcji a tymczasem co się dzieje”. Okazuje jednak „miłosierdzie” dodając, że „nie darzy tego środowiska taką nienawiścią, żeby nie mógł z nim dyskutować”. Pojawia się więc pytanie co to znaczy taką nienawiścią? Rozumiem, że darzy „tylko” taką nienawiścią, która pozwala mu opluwać i obrażać na łamach pism. Podejrzewam, że skoro pozwala sobie na taki język Pan Sieniawski w biuletynie urzędowym, to jeszcze bardziej homofobiczny musi być na co dzień w kontaktach prywatnych czy koleżeńskich. Trudno być wobec takiego zachowania obojętnym. Mam nadzieję, że Pan Sieniawski spotka na swej urzędniczej drodze osobę, która nie będzie przyzwalała na homofobię w miejscu pracy. Jeśli Pan Sieniawski chce nadal używać takiego języka i głosić swoje „mądrości” to zapraszam pod budką z piwem. Tam jest miejsce dla takich jak on a nie w urzędzie miasta. Zapewne znajdzie tam kumpli, którzy intelektualnie i językowo będą podobni. Urzędnika obowiązuje pewien poziom, któremu Pan Sieniawski niestety nie dorównuje. Z przykrością trzeba stwierdzić, że poziom Pana Sieniawskiego wyznacza lada pijackiej speluny, ponieważ tam za standard uchodzi język używany przez niego. Nie oznacza to w żadnym wypadku, że język spod budki z piwem jest, a tym bardziej powinien być, ogólnie przyjętym standardem.
Zgrozą dla mnie jest używanie takiego języka w jakimkolwiek biuletynie, nie wyłączając miejskiego. Jeszcze większą zgrozą jest to, co mówi autor tych wypocin, urzędnik miejski i wiceprzewodniczący "Solidarności" Marek Sieniawski, dziennikarzowi Gazety Wyborczej. Nie tylko nie widzi on nic złego w propagowaniu homofobicznych treści, ale jeszcze uważa, że to geje powinni przeprosić, ponieważ mówią, że „nie zależy im na adopcji a tymczasem co się dzieje”. Okazuje jednak „miłosierdzie” dodając, że „nie darzy tego środowiska taką nienawiścią, żeby nie mógł z nim dyskutować”. Pojawia się więc pytanie co to znaczy taką nienawiścią? Rozumiem, że darzy „tylko” taką nienawiścią, która pozwala mu opluwać i obrażać na łamach pism. Podejrzewam, że skoro pozwala sobie na taki język Pan Sieniawski w biuletynie urzędowym, to jeszcze bardziej homofobiczny musi być na co dzień w kontaktach prywatnych czy koleżeńskich. Trudno być wobec takiego zachowania obojętnym. Mam nadzieję, że Pan Sieniawski spotka na swej urzędniczej drodze osobę, która nie będzie przyzwalała na homofobię w miejscu pracy. Jeśli Pan Sieniawski chce nadal używać takiego języka i głosić swoje „mądrości” to zapraszam pod budką z piwem. Tam jest miejsce dla takich jak on a nie w urzędzie miasta. Zapewne znajdzie tam kumpli, którzy intelektualnie i językowo będą podobni. Urzędnika obowiązuje pewien poziom, któremu Pan Sieniawski niestety nie dorównuje. Z przykrością trzeba stwierdzić, że poziom Pana Sieniawskiego wyznacza lada pijackiej speluny, ponieważ tam za standard uchodzi język używany przez niego. Nie oznacza to w żadnym wypadku, że język spod budki z piwem jest, a tym bardziej powinien być, ogólnie przyjętym standardem.
Etykiety:
Homofobia
sobota, 15 stycznia 2011
Peron 5
Ubawiłem się nieziemsko czytając dziś o peronie 5 na katowickim dworcu. Wściekli podróżni błąkają się od miesiąca po dworcu, bezskutecznie go szukając, bo w Katowicach od zawsze były tylko cztery perony. Gdzie jest zatem peron 5? Odpowiedź absurdalna, ale dla mnie jako mieszkańca Polski jakoś nie zadziwiająca. Peron 5 jest kilkaset metrów od dworca! Wychodząc z podziemia za peronem 4 trzeba tylko pójść ulicą Kościuszki w dół, później przejść na drugą stronę ulicy Wojewódzkiej i dalej chodnikiem wzdłuż budynku kina Rialto. Następnie skręcić w lewo i drogą prosto dochodzi się do celu. Dojście z dworca trwa jedynie 7 minut. Ale przy spóźnienaich pociągów w tym kraju to i tak jak mgnienie oka.
Jak dojść na peron 5 katowickiego dworca PKP
Załadowane przez: gazeta_katowice. - Odkryj nowe wideo z podróży i przygód.
Jak dojść na peron 5 katowickiego dworca PKP
Załadowane przez: gazeta_katowice. - Odkryj nowe wideo z podróży i przygód.
Etykiety:
Out of category,
Wery fany
Cudacy
Okazuje się, że raport MAK dotyczący przyczyn wypadku samolotu w Smoleńsku w kwietniu ubiegłego roku nie przekonał Polaków. 24% winą obarcza Rosjan, a 8% uważa, że był to zamach. Rafał Rogalski, pełnomocnik części rodzin ofiar smoleńskich idzie dalej. Mówi, że mgła nad Smoleńskiem w dniu wypadku była sztuczna. A co Polakom wydaje się prawdziwe? Cuda, które czynił Karol Wojtyła pseudonim JP2! Jak powiedział wczoraj w Tok Fm jeden z hierarchów katolickich wiele kobiet za stawiennictwem JP2 u tzw. boga zaszło w ciążę. Szczerze mówiąc znam prostsze sposoby zachodzenia w ciążę i bardziej przyziemne. Znam też wiele przypadków zapłodnień pielgrzymkowych. Jedna z moim starych koleżanek do dziś nie zna ojca swojego dziecka, które podczas nocnego odpoczynku zmajstrowała z chłopakiem od tablicy „Jezu ufam tobie”. Dziecko urodziła w tajemnicy przed rodzicami i oddała zaraz po urodzeniu, tak że prawie nikt nie zorientował się, że była w ogóle w ciąży. Nikt nie wiedział tym poza tymi, u których przebywała przed porodem przygarniając bo bała się swojego ojca, że jej wpierdoli tak jak przy pierwszych dwóch wpadkach ciążowych. Tym razem uniknęła bólu i cierpienia okłamując ich, że wyjechała do znajomych na drugi koniec Polski. Matka udała, że w to wierzy, a ojca nie było żeby prawdy dociekać. To dopiero cud nad cuda, a błogosławiona jeszcze nie została. Żądam więc wyniesienia jej na ołtarze!
czwartek, 13 stycznia 2011
Taniec z Bruno
Nie tak dawno świat obiegła informacja, że w izraelskiej wersji Tańca z gwiazdami tańczy para kobieca. Teraz miło mi obwieścić, że w szóstej edycji austriackiej wersji programu po raz pierwszy w historii tego show zatańczy dwóch mężczyzn. Jednym z nich będzie aktor i prezenter Alfons Haider, pierwowzór znanego chyba wszystkim Bruna. Haider postawił warunek, że partner taneczny musi być heteroseksualny. Chyba nie będzie łatwo znaleźć :)
Mam nadzieję, że będzie conajmniej tak dobre jak męsko-męskie tango z Zumanity w wykonaniu artystów Cirque du Soleil, które dla mnie jest po prostu genialne.
Albo takie...
Boję się jednak, że może być niestety tak
Mam nadzieję, że będzie conajmniej tak dobre jak męsko-męskie tango z Zumanity w wykonaniu artystów Cirque du Soleil, które dla mnie jest po prostu genialne.
Albo takie...
Boję się jednak, że może być niestety tak
Etykiety:
Homopromocja
Dla Doroty
By się działo, by było i nie brakowało, by się nie nudziło, by nie trapiło, by interesowało i wciągało, by bawiło i cieszyło, by się wszystko spełniło...
Wszystkiego najlepszego z okazji urodzin!
Wszystkiego najlepszego z okazji urodzin!
Etykiety:
Out of category
Maryland
Gubernator amerykańskiego stanu Maryland zapowiedział, że podpisze ustawę umożliwiającą parze jednopłciowej zawieranie małżeństw.
Projekt ustawy jest obecnie w stanowym parlamencie i przypuszcza się, że zostanie przyjęty. Demokratyczny gubernator Martin O'Malley poparł projekt.
W oświadczeniu w ubiegłym tygodniu grupa Equality Maryland powiedziała: "To jest rok, kiedy w Maryland raz na zawsze zostaną przyjęte prawa zapewniające ochronę wszystkim obywatelom i rodzin - od kwestii zatrudnienia po małżeństwa. Nadszedł czas, aby traktować wszystkich obywateli sprawiedliwie."
Aktywiści tej grupy ostrzegają ostrzegają przed błędem legalizacji rejestrowanych związków cywilnych zamiast małżeństw jednopłciowych. Morgan Meneses-Sheets z Equality Maryland powiedział: "Związki partnerskie nie sprawdzają się. W innych stanach, które wprowadziły związki partnerskie, ludzie nie mieli dostępu do umierających partnerów i odmawiano im pożegnania się z osobami, które kochali. Nie ma takich problemów w sytuacjach, gdy istnieje małżeństwo, ponieważ każdy wie co oznacza małżeństwo ".
Massachusetts, Connecticut, Iowa, New Hampshire, Vermont i Waszyngton pozwalają już na małżeństwa homoseksualne.
W ubiegłym miesiącu z sondażu, w którym wzięło udział 1030 respondentów z Maryland, wynika że więcej osób opowiedziało się za zmianą prawa. Według ankiety Washington Post 46 procent popiera zmiany umożliwiające małżeństwa osób tej samej płci, 44 procent było przeciwko.
Projekt ustawy jest obecnie w stanowym parlamencie i przypuszcza się, że zostanie przyjęty. Demokratyczny gubernator Martin O'Malley poparł projekt.
W oświadczeniu w ubiegłym tygodniu grupa Equality Maryland powiedziała: "To jest rok, kiedy w Maryland raz na zawsze zostaną przyjęte prawa zapewniające ochronę wszystkim obywatelom i rodzin - od kwestii zatrudnienia po małżeństwa. Nadszedł czas, aby traktować wszystkich obywateli sprawiedliwie."
Aktywiści tej grupy ostrzegają ostrzegają przed błędem legalizacji rejestrowanych związków cywilnych zamiast małżeństw jednopłciowych. Morgan Meneses-Sheets z Equality Maryland powiedział: "Związki partnerskie nie sprawdzają się. W innych stanach, które wprowadziły związki partnerskie, ludzie nie mieli dostępu do umierających partnerów i odmawiano im pożegnania się z osobami, które kochali. Nie ma takich problemów w sytuacjach, gdy istnieje małżeństwo, ponieważ każdy wie co oznacza małżeństwo ".
Massachusetts, Connecticut, Iowa, New Hampshire, Vermont i Waszyngton pozwalają już na małżeństwa homoseksualne.
W ubiegłym miesiącu z sondażu, w którym wzięło udział 1030 respondentów z Maryland, wynika że więcej osób opowiedziało się za zmianą prawa. Według ankiety Washington Post 46 procent popiera zmiany umożliwiające małżeństwa osób tej samej płci, 44 procent było przeciwko.
Etykiety:
Homopromocja,
Polityka,
Prawo
środa, 12 stycznia 2011
wtorek, 11 stycznia 2011
David Norris prowadzi w sondażach wyborczych w Irlandii
Niezależny senator David Norris, który zamierza kandydować na urząd prezydenta Irlandii, prowadzi w sondażach wyborczych zostawiając w tyle innych kandydatów. Homoseksualnemu politykowi sprzyja 27 procent Irlandczyków. Mairead McGuinness może liczyć na 13 procent, a były premier Bertie Ahern na 12 procent poparcia.
Norris był twórcą kampanii na rzecz zniesienia karalności stosunków homoseksualnych w Irlandii i pierwszym „jawnym” gejem, który został wybrany do parlamentu w Irlandii.
Trzydzieści lat temu Norris skierował w latach sprawę do Sądu Najwyższego domagając się dekryminalizacji homoseksualizmu. Choć jest to szokujące to prawdziwym, że w 1983 r. Sąd Najwyższy utrzymał w mocy przepisy karzące za homoseksualizm. Norris zmuszony był odwołać się do Europejskiego Trybunału Praw Człowieka. W 1988 r. Europejski Trybunał orzekł, że prawo kryminalizujące stosunki homoseksualne jest sprzeczne z Europejską Konwencją Praw Człowieka, w szczególności jego artykułem 8, który chroni prawo do poszanowania życia prywatnego. Niestety przepisy zostały uchylone przez parlament w Irlandii dopiero 1993 roku.
Norris znany jest także z tego, że jest protestantem i jednym z bardziej znanych członków Church of Ireland. Głośno protestuje przeciwko homofobii katolickiej, porównując – uważam, że jak najbardziej słusznie - politykę Watykanu do praktyk hitlerowskich Niemiec. Obecnie Norris jest bardzo popularnym i cenionym członkiem izby wyższej parlamentu irlandzkiego.
Pytany o swoje życie prywatne odpowiada, że prowadził swoje życie przyzwoicie, a w związku z tym nie obawia się tego, by mógłby zostać ujawniony jakiś skandal.
Norris był twórcą kampanii na rzecz zniesienia karalności stosunków homoseksualnych w Irlandii i pierwszym „jawnym” gejem, który został wybrany do parlamentu w Irlandii.
Trzydzieści lat temu Norris skierował w latach sprawę do Sądu Najwyższego domagając się dekryminalizacji homoseksualizmu. Choć jest to szokujące to prawdziwym, że w 1983 r. Sąd Najwyższy utrzymał w mocy przepisy karzące za homoseksualizm. Norris zmuszony był odwołać się do Europejskiego Trybunału Praw Człowieka. W 1988 r. Europejski Trybunał orzekł, że prawo kryminalizujące stosunki homoseksualne jest sprzeczne z Europejską Konwencją Praw Człowieka, w szczególności jego artykułem 8, który chroni prawo do poszanowania życia prywatnego. Niestety przepisy zostały uchylone przez parlament w Irlandii dopiero 1993 roku.
Norris znany jest także z tego, że jest protestantem i jednym z bardziej znanych członków Church of Ireland. Głośno protestuje przeciwko homofobii katolickiej, porównując – uważam, że jak najbardziej słusznie - politykę Watykanu do praktyk hitlerowskich Niemiec. Obecnie Norris jest bardzo popularnym i cenionym członkiem izby wyższej parlamentu irlandzkiego.
Pytany o swoje życie prywatne odpowiada, że prowadził swoje życie przyzwoicie, a w związku z tym nie obawia się tego, by mógłby zostać ujawniony jakiś skandal.
Etykiety:
Homopromocja,
Polityka
Od...do
W Niemczech prawica zajmuje się krytyką Guido Westerwelle, który jest ministrem spraw zagranicznych, a jednocześnie gejem. Bełkotliwa i głupia to krytyka, bowiem polega ona na zarzucaniu Westerwelle, że jest on „najpierw gejem a potem ministrem” i że niby jego homosekualność przesiąka do polityki, gdyż zabiera w podróże zagraniczne swojego partnera i zajmuje się prawami LGBT. Bezgranicznie idiotyczny to argument, ponieważ to tak jakby mieć za złe heteroseksualnemu politykowi, że w podróże zabiera swoją żonę i zajmuje się ważnymi sprawami jak prawa człowieka. Debilizmem jest wymaganie od homoseksualnego polityka, by nie zajmował się tak istotnymi sprawami jak prawa osób homoseksualnych dlatego, że jest gejem. W takim razie od czarnoskórego polityka powinno się analogicznie wymagać, by przestał interesować się dyskryminacją rasową, a heteroseksualnemu zabronić zajmowania się sprawami dzieci, bo przecież sam prawdopodobnie je ma. Nonsens, za którym stoi jak zwykle homofobia. Najlepiej by się prawicy niemieckiej podobało, by Westerwelle był gejem w domu po kryjomu. Ale skoro „eksponowanie” orientacji seksualnej jest według nich czymś niewłaściwym to niech zaczną sami „eksponować” swoją, niech heteroseksualni ministrowie nie pokazują się ze swoimi żonami, niech ukryją dzieci i w żadnym wypadku nie zajmują się żądną rzeczą, która wiąże się z heteroseksualizmem od małżeństw począwszy a na zasiłkach na dzieci skończywszy.
U nas w Polsce takich problemów nie ma, bo w tej kwestii wśród polityków panuje ogólnonarodowa zgoda, która buduje ale za bardzo nie wiadomo co. Z partii budującej jak zawsze coś do powiedzenia w kwestiach moralnych ma Gowin. Ostatnio w kwestii syna Eltona Johna, którego ojcostwo jest dla Gowina „koszmarem” (dokładnie cytując). No i już teraz wie Gowin, że ma rację przestrzegając przed rejestracją związków partnerskich w Polsce. A bardzo źle zapewne będzie miał mały John, bo przecież nie dość że będzie miał kochających rodziców to do tego będzie musiał się uporać jakoś z dość dużym majątkiem zgromadzonym przez ojców. Rzeczywiście tragiczne będzie musiało wyglądać jego dzieciństwo. Aż strach pomyśleć jak to małe dziecko zniesie tyle szczęścia. Gowin jest świadom tego okaleczenia. Szkoda tylko, że Gowin nie zdaje sobie sprawy z tego, że to on sam jest naprawdę okaleczony – i to nie tylko moralnie, ale i intelektualnie. I nikt mi nie wmówi, że chrześcijaństwo nie jest szkodliwe. Dowodem tego, że jest ono szkodliwe jest właśnie Gowin. Religia ogłupia, pozbawia możliwości trzeźwego oglądu świata i oceny rzeczywistości. Dowodem na to, że religia może spowodować całkowite oderwanie od rzeczywistości jest niejaka Cindy Jacobs, która – jak Gowin – czuje w sobie misję ewangelizacyjną i wie, że nie tylko dziecko Eltona Johna będzie cierpiało z powodu gejów, ale i całe Stany Zjednoczone po tym jak zniesiono zasadę Don’t Ask Don’t Tell w amerykańskim wojsku. Ona wie, że teraz to już tylko powodzie, tornada, spadające ptaki umierające ryby. Swym szaleństwem dzieli się Pani Jacobs w programie jednej z amerykańskich religijnych stacji telewizyjnych.
Szaleństwo amerykańskich debili religijnych sięga jednak daleko poza Stany Zjednoczone. Ostatnio się rozpanoszyło w krajach Afryki m.in. Ugandzie, gdzie religijni dewianci rozwinęli swoje homofobiczne skrzydła jak nigdzie indziej. Na efekty długo czekać nie trzeba było. Polowanie na gejów trwa i chyba nie szybko się zmieni, bo to co się dzieje w Afryce przybrało formę masowego szaleństwa niczym w faszyzm w Niemczech w latach 30-tych. A to wszystko w imię religijnych omamów.
Uważam, że droga od krytyki ministra że pokazuje męża do tego, by żądać za to jego śmierci nie jest wcale taka daleka jak by się to mogło wielu wydawać. Powodem jednego i drugiego jest nienawiść i homofobia. Różnica sprowadza się tylko do natężenia.
U nas w Polsce takich problemów nie ma, bo w tej kwestii wśród polityków panuje ogólnonarodowa zgoda, która buduje ale za bardzo nie wiadomo co. Z partii budującej jak zawsze coś do powiedzenia w kwestiach moralnych ma Gowin. Ostatnio w kwestii syna Eltona Johna, którego ojcostwo jest dla Gowina „koszmarem” (dokładnie cytując). No i już teraz wie Gowin, że ma rację przestrzegając przed rejestracją związków partnerskich w Polsce. A bardzo źle zapewne będzie miał mały John, bo przecież nie dość że będzie miał kochających rodziców to do tego będzie musiał się uporać jakoś z dość dużym majątkiem zgromadzonym przez ojców. Rzeczywiście tragiczne będzie musiało wyglądać jego dzieciństwo. Aż strach pomyśleć jak to małe dziecko zniesie tyle szczęścia. Gowin jest świadom tego okaleczenia. Szkoda tylko, że Gowin nie zdaje sobie sprawy z tego, że to on sam jest naprawdę okaleczony – i to nie tylko moralnie, ale i intelektualnie. I nikt mi nie wmówi, że chrześcijaństwo nie jest szkodliwe. Dowodem tego, że jest ono szkodliwe jest właśnie Gowin. Religia ogłupia, pozbawia możliwości trzeźwego oglądu świata i oceny rzeczywistości. Dowodem na to, że religia może spowodować całkowite oderwanie od rzeczywistości jest niejaka Cindy Jacobs, która – jak Gowin – czuje w sobie misję ewangelizacyjną i wie, że nie tylko dziecko Eltona Johna będzie cierpiało z powodu gejów, ale i całe Stany Zjednoczone po tym jak zniesiono zasadę Don’t Ask Don’t Tell w amerykańskim wojsku. Ona wie, że teraz to już tylko powodzie, tornada, spadające ptaki umierające ryby. Swym szaleństwem dzieli się Pani Jacobs w programie jednej z amerykańskich religijnych stacji telewizyjnych.
Szaleństwo amerykańskich debili religijnych sięga jednak daleko poza Stany Zjednoczone. Ostatnio się rozpanoszyło w krajach Afryki m.in. Ugandzie, gdzie religijni dewianci rozwinęli swoje homofobiczne skrzydła jak nigdzie indziej. Na efekty długo czekać nie trzeba było. Polowanie na gejów trwa i chyba nie szybko się zmieni, bo to co się dzieje w Afryce przybrało formę masowego szaleństwa niczym w faszyzm w Niemczech w latach 30-tych. A to wszystko w imię religijnych omamów.
Uważam, że droga od krytyki ministra że pokazuje męża do tego, by żądać za to jego śmierci nie jest wcale taka daleka jak by się to mogło wielu wydawać. Powodem jednego i drugiego jest nienawiść i homofobia. Różnica sprowadza się tylko do natężenia.
piątek, 7 stycznia 2011
Μιχάλης Χατζηγιάννης
Θα φτιάξω κόσμο δικό μου και μέσα θα ζω
όλα ανάποδα θα ‘ναι εδώ.
Για μένα θα ‘ναι πια ψέμα το πραγματικό
κι η αλήθεια θα ‘ναι το φανταστικό.
Εγώ γυρνώ ανάποδα όλη τη γη
εγώ τρελό και πειραγμένο παιδί.
Όταν εσύ θα λες φύγε
τότε αχώριστη θα ‘μαι σκιά
κι όταν ακούσω το έλα
τότε θα φύγω ξανά μακριά.
Όταν εσύ θα λες όχι
σα να ‘χω ακούσει το ναι θ’ αντιδρώ
γιατί η καρδιά μου πια το ‘χει
κι έτσι απλά δε θα υποταχτώ.
Θα φτιάξω κόσμο δικό μου κι ελεύθερα μπες
θα παρακούω όμως ό,τι κι αν λες.
Δεν είναι αντίδραση μόνο ή εγωισμός
είναι απόγνωση, είναι θυμός.
Εγώ γυρνώ ανάποδα όλη τη γη
Όταν εσύ θα λες φύγε
κι όταν ακούσω το έλα
Όταν εσύ θα λες όχι
γιατί η καρδιά μου πια το ‘χει
εγώ τρελό και πειραγμένο παιδί.
τότε αχώριστη θα ‘μαι σκιά
τότε θα φύγω ξανά μακριά.
σα να ‘χω ακούσει το ναι θ’ αντιδρώ
κι έτσι απλά δε θα υποταχτώ.
Etykiety:
Homotunes,
Out of category
wtorek, 4 stycznia 2011
Subskrybuj:
Posty (Atom)