sobota, 10 kwietnia 2010

Everybody loves you when you're dead

"Everybody loves you when you're dead" - Stranglersi mieli taki numer. Bardzo aktualny. Bo teraz wszyscy ci, którzy się ze zmarłym żarli będą jak najszczerzej przekonywać, że łączą się w bólu. – napisał dziś bardzo trafnie Sławek Starosta. Polskę ogarnęła kolejna fala histerii i prawie wszyscy zaczęli przekonywać innych o tym, jak kochali prezydenta, łącznie z gejami, którzy na przeróżnych portalach rozpisują się jak to „wznoszą się ponad podziały” i okazują „człowieczeństwo”. Za to, że śmierć Lecha Kaczyńskiego do płaczu nie doprowadza można być na tych forach słownie zlinczowanym i oskarżonym o najgorsze cechy, łącznie z kuriozalnym zarzutem, że nie jest się patriotą. A co ma patriotyzm do tego? Moim zdaniem absolutnie nic. Już minęły na szczęście czasy, kiedy to władca mówił, że państwo to on. Kiedy mówię jednak ludziom, że nie płaczę po prezydencie to większość rozmówców jest oburzona tym faktem tak jakbym mówił, że cieszę się z tego, że zginął albo życzyłbym mu śmierci. A przecież nic takiego nawet nie pomyślałem. Nikomu chyba nie życzyłbym śmierci, a już z pewnością nie życzyłbym nikomu takiej tragicznej śmierci. Współczuję bliskim Lecha Kaczyńskiego straty i rozumiem ból jaki zapewne czują po jego śmierci, ale ja tego bólu nie odczuwam i łez po nim ronił nie będę, choćbym nie wiem jak się do tego zmuszał. Nie zapisał się on miło w mojej pamięci i będę go źle wspominał, a z pewnością nie będę za nim tęsknił. Lech Kaczyński na stanowisku prezydenta to była wielka tragedia. Jego prezydentura to okres światopoglądowego zastoju, szerzenia nietolerancji i homofobii. Polska w tym czasie stała się rezerwatem zacofania. Działania i wypowiedzi Kaczyńskiego były jawnie homofobiczne i dyskryminujące. Wraz z prezydentem Ugandy Yoweri Musewenim prezydent RP został wyróżniony wprowadzeniem do tzw. Sali Wstydu (ang. Hall of Shame, co jest trawestacją Hall of Fame, czyli Sali Sławy) przez Human Rights Watch. Powodów tego mało zaszczytnego wyróżnienia było – co warto przypomnieć – niestety wiele. Lech Kaczyński od początku swojej kariery politycznej występował przeciw prawom gejów i lesbijek. Kaczyński, piastując funkcję Prezydenta m.st. Warszawy, próbował zakazać przeprowadzenia Parad Równości zarówno w 2004 jak i 2005 roku. Odmówił także spotkania z ich organizatorami twierdząc, że „nie ma zamiaru spotykać się ze zboczeńcami”. Podczas kampanii na stanowisko prezydenta kraju, Kaczyński powiedział, że będzie kontynuował swój sprzeciw Paradom Równości, jako, że „nie może być przyzwolenia na publiczne promowanie homoseksualizmu”. Potem – w czasach bycia prezydentem państwa – było jeszcze gorzej – strasznie narodu w orędziu noworocznym gejami i lesbijkami, publiczne mówienie nonsensów, że homoseksualizm zagraża ludzkości i należy zwalczać propagandę homoseksualną itp. Ostatni za jego życia popis homofobii prezydent dał podczas tegorocznego religijnego zjazdu w Gnieźnie, gdzie kolejny raz bełkotał bzdury o zagrożeniach rodziny ze strony gejów.
Nie powinno nikogo zatem dziwić, że płakać po prezydencie nie będę. Rozumiem płacz tych, którym był on bliski. Jednak mi bliski nie był i już nie będzie. Kropka.

2 komentarze:

  1. Przynajmniej trochę rozsądku w tym pławieniu się w zakłamaniu i hipokryzji. Pozdrawiam.
    Cały czas zastanawiam się co w tym samolocie i w tym "towarzystwie" robiły tak zdawało się rozsądne i dalekie od kamaryli prezydencko-pisowskiej, panie Szymanek Deresz i Jaruga Nowacka? Strasznie mi będzie brakować tych Pań.

    OdpowiedzUsuń