poniedziałek, 27 grudnia 2010

Ambasador gejów

We Wprost ukazał się interesujący artykuł o niemieckim wicekanclerzu Guido Westerwelle. Zachęcam do jego przeczytania. Pod tekstem pozwoliłem sobie na krótki komentarz.

On ma lat 49, a on 43. Starszy jest zodiakalnym Koziorożcem, młodszy Rybą. Pierwszy zawodowo zajmuje się polityką, drugi turniejami jeździeckimi. Obaj lubią muzykę i sztukę. Para gejów, która nie kryje swej orientacji seksualnej. Ale nie byle jaka para – Guido Westerwelle jest wicekanclerzem i szefem niemieckiej dyplomacji, Michael Mronz jego „małżonkiem”, który towarzyszy mu podczas oficjalnych wizyt za granicą. Obaj udzielają światu lekcji tolerancji.


Jeszcze kilka lat temu Guido Westerwelle przychodził na partyjne imprezy i bale prasowe z Ute Spangenberg. Niemieckie media nazywały tę urodziwą brunetkę jego „alibi-przyjaciółką". Tajemnicą poliszynela było bowiem to, że szef liberalnej partii FDP ma słabość do mężczyzn. Wreszcie Westerwelle sam zdecydował skończyć z tą zabawą w chowanego i w lipcu 2004 r. na przyjęciu z okazji 50. urodzin kanclerz Angeli Merkel pojawił się w towarzystwie przyjaciela. Jeśli chciał myśleć o dalszej karierze politycznej, nie mógł się dłużej narażać na oskarżenia o podwójną moralność. Dla Westerwellego było to nie lada wyzwanie. Jednak dzięki ujawnieniu związku z Mickym, jak mówi o swym partnerze, wicekanclerz zyskał w odbiorze społecznym na wiarygodności, co zaowocowało doskonałym wynikiem w wyborach do Bundestagu i w konsekwencji wejściem FDP do koalicji rządowej z chadekami.

Przy podziale stanowisk w nowym gabinecie brał początkowo pod uwagę resort gospodarki. Na ostateczną decyzję Westerwellego o zajęciu biurka opróżnionego przez byłego szefa MSZ Franka-Waltera Steinmeiera miał wpływ starszy kolega z FDP Hans-Dietrich Genscher. „Musisz!", przekonywał dawny szef dyplomacji RFN. Genscher, kreując niemiecką politykę zagraniczną w czasach Helmuta Kohla, nie miał łatwego życia. Kanclerz tak uprzykrzył życie swemu ministrowi, że słynny „Genschmann" wycofał się z polityki. Także kanclerz Merkel woli sama kształtować politykę zagraniczną Niemiec, a Westerwelle nie należy do tych, których zadowalają role statystów. Dodatkowym utrudnieniem jest jego orientacja seksualna. „Taki wstyd, jak my będziemy wyglądali za granicą…” – bąkał pod nosem niejeden Niemiec. Bo wicekanclerz zwykle podróżuje ze swoim partnerem.

Podczas pierwszej podróży na Bliski Wschód minister Westerwelle nie odważył się jednak zabrać z sobą „małżonka". W Arabii Saudyjskiej i Jemenie za homoseksualizm można nawet stracić życie. A wicekanclerz, jeszcze zanim objął rządową posadę, głośno domagał się zablokowania pomocy finansowej dla krajów, w których „wykonywane są wyroki na kobietach i mężczyznach o orientacji homoseksualnej". Gospodarze puścili to w niepamięć i niemiecki MSZ mógł mówić o „życzliwym przyjęciu” szefa. Podobnie w Turcji. Nieco później, jeszcze nieoficjalnie, Michael Mronz towarzyszył Westerwellemu w krótkich podróżach do Szwecji i Włoch.

Pojechał także do Azji, choć jego przyjazd do Tokio poprzedziły sygnały od dyplomatów premiera Yukio Hatoyamy, że w Japonii homoseksualizm tolerowany jest co najwyżej wśród artystów. Szef niemieckiegoMSZ okazał się jednak nieugięty i Micky został ujęty w dyplomatycznym protokole oraz znalazł się na pokładzie rządowego samolotu „Konrad Adenauer". Na wszelki wypadek partner Westerwellego oznajmił dziennikarzom, że leci na własny koszt. Gospodarze przygotowali dla Mronza specjalny czterostronicowy program pobytu. Kłopot sprawiła już sama nazwa: dla żon polityków wysokiej rangi opracowuje się tzw. Damenprogramm, Mronz zakwalifikowany został jako „Pan Mronz". Minister Westerwelle i pan Mronz wspólnie przeszli po czerwonym dywanie i wspólnie wzięli udział w rytualnej ceremonii w świątyni Meiji Jing?. Podczas rządowych rozmów przyjaciel ministra oprowadzany był po wystawie „Medycyna i sztuka” w tokijskim muzeum Mori.

W Chinach homoseksualizm zniknął z listy chorób psychicznych dopiero przed paru laty, lecz jednopłciowi kochankowie nadal uchodzą za zboczeńców. Westerwelle nie bał się konfrontacji i w przeciwieństwie do byłych ministrów spraw zagranicznych, socjaldemokraty Franka-Waltera Steinmeiera i Joschki Fischera z Zielonych, którzy ważyli słowa, wypalił wprost, co myśli o nieprzestrzeganiu podstawowych praw człowieka przez chińskich polityków. Ci po uwagach Westerwellego na temat wolności światopoglądowej i poszanowania dla mniejszości odczuli potrzebę pouczenia gościa, żeby nie mieszał się do spraw wewnętrznych ich kraju. Minister nie wziął sobie tego do serca. Jak później skwitował: „Można zabiegać o niemieckie interesy bez wyciszania z tego powodu głosu w kwestiach praw człowieka".

Wobec Mronza Chińczycy zachowali się elegancko. W Pekinie uścisnął mu dłoń na powitanie i obdarzył przyjaznym uśmiechem sam prezydent Wen Jiabao. Ekscentryczny dla Chińczyków przybysz z Berlina i jego partner zostali również zaproszeni do wspólnego udziału w oficjalnym przyjęciu wydanym w ekskluzywnym China-Club, gdzie składka płacona przez członków z politycznego i gospodarczego świecznika sięga 10 tys. euro rocznie. Skośnoocy gospodarze umieli się jednak zdobyć na dochowanie etykiety tylko w tym miejscu. Gdy niemieccy goście delektowali się chińską kuchnią, w tym samym czasie funkcjonariusze reżimowej policji rozbijali w innym miejscu stolicy wybory Mr. China-Gay pod pretekstem braku zgody na zgromadzenie publiczne.

Minister spraw zagranicznych RFN podróżujący w towarzystwie życiowego partnera wzbudza za granicą wielkie zainteresowanie, niekiedy ciche protesty czy kąśliwe uwagi. Westerwelle i Mronz nie kryją się ze swą miłością, ale też starają się nie drażnić i nie prowokować. Podczas pobytu w Japonii i Chinach mieszkali w jednym pokoju, lecz publicznie unikali okazywania zażyłości, a nawet dotyku. W rozmowach z dziennikarzami na własny temat używali sformułowań „Herr Mronz" i „Herr Westerwelle".

Zdania samych Niemców co do kochającego inaczej szefa dyplomacji są podzielone: jedni podziwiają go za odwagę cywilną, a nawet są dumni, że pokazuje światu, jak dzisiejsze Niemcy są tolerancyjne, innym nadal trudno pogodzić się z tym, że reprezentuje ich za granicą gejowska para. Zdarzają się także uszczypliwości ze strony kolegów polityków. Były sekretarz generalny CDU Heiner Geissler na marginesie wewnątrzkoalicyjnej polemiki huknął bez ogródek: „Cesarz Kaligula mianował osła konsulem" (…), sto dni temu osioł został federalnym ministrem spraw zagranicznych". Westerwelle „nie jest mężem stanu” – komentował niedawno „Süddeutsche Zeitung”, a opiniotwórczy „Die Zeit” wzywał ministra, by się zdecydował, czy chce być Genscherem czy Haiderem.

Niemcy mają za złe Westerwellemu nie tyle jego poglądy na sprawy międzynarodowe, ile kwestie polityki wewnętrznej, a zwłaszcza podatkowej i socjalnej. Szef FDP nie boi się głosić mało popularnych opinii, które marszczą czoła lewicowym „obrońcom ludu". Ale, co symptomatyczne, nawet w tych szeregach znajduje zwolenników. Stuprocentowego liberała Westerwellego wsparł ostatnio były minister gospodarki Wolfgang Clement, który zwrócił legitymację partyjną SPD. W polityce zagranicznej Westerwelle wzbudza irytację przede wszystkim poza Niemcami. Gdy jego amerykańska koleżanka z urzędu Hillary Clinton ostrzegła Europejczyków przed majstrowaniem przy istniejącym systemie obrony, Westerwelle zażądał dyskusji o atomowym rozbrojeniu i zabraniu przez USA dwudziestu pozostałych w Niemczech bomb typu B-61, których stacjonowanie – jego zdaniem – nie ma dziś żadnego sensu, i wśród rodaków zyskał tylko poklask. Westerwelle nie ma też zamiaru trzymać języka za zębami w dialogu z Rosją. Jeszcze w roli parlamentarnego opozycjonisty ostro krytykował miłość kanclerza Gerharda Schrödera do prezydenta Władimira Putina i podjęcie pracy przez byłego szefa rządu RFN w Gazpromie (Schröder wytoczył mu nawet z tego powodu proces). Podobnie jak jego wielki poprzednik Genscher Westerwelle ma ciepły stosunek do naszego kraju, czego dowiódł, wybierając Warszawę na cel pierwszej podróży zagranicznej. Wówczas nie zdecydował się jeszcze na przyjazd z Mickym. Czy zrobi to przy następnej okazji? Jedno jest pewne: Guido Westerwelle już teraz przeszedł do historii jako pierwszy w świecie minister gej z oficjalnie przedstawianym partnerem u boku i, chcąc nie chcąc, pierwszy światowy ambasador homoseksualistów.

PS. Osobiście mam wątpliwości czy rzeczywiście Westerwelle jest ambasadorem gejów i praw osób homoseksualnych. Po pierwsze dlatego, że jednak unika tematu w rozmowach i podczas wizyt w krajach, gdzie prawa człowieka są łamane najbardziej, a więc w Afryce i na Bliskim Wschodzie. Po drugie, powinien wstrzymać w końcu pomoc dla krajów, w których prawa osób homoseksualnych są łamane. I po trzecie dlatego, że - jak się okazało niedawno - z jednej strony krytykuje państwa islamskie i wzywa do ich bojkotu (są to głównie puste słowa bez realnych posunięć) a jednocześnie spędza w nich wakacje ze swoim mężem, podczas gdy mieszkającym tam gejom grozi kara wieloletniego więzienia a nawet śmierci. Brak w tym konsekwencji. Podejrzewam, że Westerwelle chce znaleźć poklask zarówno w środowiskach liberlnych jak i konserwatywnych, ale przedkładanie opinii niemieckich homofobów z kręgów chadeckich nad prawa człowieka jest smutne i niezrozumiałe, a jednocześnie osłabia wizerunek jego osoby jako twardego i konsekwentnego polityka. Szczerze mówiąc - choć doceniam Guido Westerwelle i jego wkład w promocję praw człowieka - to wolę od homoseksualnego Westerwelle heterosekualnego Zapatero, który nie boi się zawalczyć w słusznej sprawie, nawet jeśli miałby się tym komuś narazić.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz