Uniwersytet to nie miejsce na prezentowanie nienaukowych teorii - mówi prof. Środa o odwołanym na UW wykładzie kontrowersyjnego homofobicznego badacza.
Wczoraj na Uniwersytecie Warszawskim miała się odbyć konferencja: Homoseksualizm jako ruch społeczny i jego konsekwencje. Organizowali ją studenci z koła naukowego myśli politycznej, z katolickiego Soli Deo i prawicowej Krucjaty. Władze UW odwołały konferencję, bo studenci zataili, kogo zaprosili. Gwiazdą miał być kontrowersyjny amerykański badacz dr Paul Cameron. Twierdzi, że geje częściej molestują dzieci, są obciążeniem dla społeczeństwa, bo chorują na AIDS, a kuracja dużo kosztuje. Camerona wyrzucono z Amerykańskiego Towarzystwa Psychologicznego. Jego badania kwestionują naukowcy.
Wojciech Karpieszuk: Na UW miał się odbyć wykład badacza homoseksualizmu Paula Camerona. Organizowali to studenci.
prof. Magdalena Środa, Instytut Filozofii UW: Umówmy się - słowo „badacz” bierzemy w cudzysłów. Na szczęście debata nie odbędzie się. Cieszę się, że reakcja władz Uniwersytetu Warszawskiego była natychmiastowa.
Cameron nie powinien występować na uniwersytecie?
- Uniwersytet to nie miejsce na prezentowanie nienaukowych teorii. Na uniwersytecie obowiązują naukowe standardy. "Badania" Camerona nie spełniają tych standardów.
Debatę miał poprowadzić pracownik wydziału prawa.
- Widocznie był nieświadomy lub przeważyły jakieś jego prywatne przekonania, a może dał się namówić studentom, co rozumiem.
Organizowali ją m.in. członkowie koła myśli politycznej z wydziału historycznego.
- Studenci mogą sobie wymyślać, co chcą, ale ktoś musi stać na straży standardów etycznych i naukowych wyższych uczelni. Dostrzegam zresztą, że na uczelni mnożą się koła naukowe, których uczestnicy bardziej liczą na popularność i rozgłos niż na poważną naukową dyskusję. Niedawno też zaproszono mnie na debatę, gdzie zamiast naukowców miały być osoby popularne medialnie, o których wiadomo było, że nie dyskutują tylko z wrzaskiem prezentują swoje oryginalne poglądy. Gdy zapytałam, dlaczego nie zaproszą osób, które się od siebie różnią poglądami, ale które mają argumenty i wiedzę, odpowiedzieli, że chodzi im o frekwencję. Zaproponowałam więc na swoje miejsce Dodę. Hannah Arendt mówiła kiedyś, że uniwersytety są "enklawami prawdy", trzeba troszczyć się o to, aby badania i debaty tam prowadzone spełniały określone naukowe warunki. Nie możemy wykładać teorii wróżenia z fusów, teorii kreacjonizmu i dowodzić niższości jakichś grup społecznych.
Jak powinna wyglądać debata o homoseksualizmie na uniwersytecie?
- Trzeba zaprosić psychologów, seksuologów, prawników i zastanowić się, jaki wpływ ma homoseksualizm na przemiany w obrębie współczesnego społeczeństwa. Czy rzeczywiście zagraża jego tradycyjnym fundamentom i w jakim stopniu? Można poruszyć temat różnorodności, płciowości, tożsamości, tolerancji.
Środowiska prawicowe będą pewnie protestować, że oto ograniczono autonomię uczelni, ograniczono wolność badań.
- Słaby argument. Niech protestują. Protestować zawsze wolno. Cameron na uniwersytecie, to jak praktyka wudu akademii medycznej lub promocja Kodeksu Hammurabiego na wydziale prawa. Jest w Warszawie mnóstwo miejsc, gdzie można przedyskutować teorie pana Camerona.
Studenci rozwiesili plakaty o spotkaniu. Jest na nich informacja, że organizuje je koło naukowe z UW, poprowadzi pracownik naukowy UW, a odbędzie się w starej bibliotece UW.
- To źle. To oszukiwanie ludzi. Uniwersytet nadałby temu spotkaniu walor naukowej gwarancji i stałoby się tak ze szkodą, i dla Uniwersytetu i dla opinii publicznej, która w dzisiejszych "płynnych" i medialnych czasach musi mieć jakieś pewne ostoje racjonalności i naukowości.
To co? Nie wpuszczać Camerona do Polski?
- Dlaczego? To ciekawa postać! Niech występuje w kościołach, w Radiu Maryja, na stadionach. Tam, gdzie debata nie wymaga przestrzegania pewnych reguł, gdy jest sztuką perswazji i emocji. Gdy ważne jest to, ile osób przyciągnie, a nie - czego i jak dowiedzie.
środa, 21 kwietnia 2010
poniedziałek, 19 kwietnia 2010
Magdalena Środa - Uroczystości pogrzebowe pokazały niewiarygodną dominację Kościoła
Sobotnie uroczystości żałobne pokazały wielką jedność Polaków, ale zarazem niewiarygodną dominację Kościoła. W sobotę, na placu Piłsudskiego, było pięć procent państwa i jego władz, a dziewięćdziesiąt pięć procent Kościoła i jego hierarchów. Premier Tusk z pokorą wygłosił swoją krótka mowę, marszałek Komorowski z wielkim (niestety) trudem - swoją, cała reszta uroczystości należała do kleru. W niedzielę również. Polska jest państwem wyznaniowym, przejętym przez Kościół, co jest może zgodne z wolą Polaków, ale niezgodne z konstytucją. Może pora ją zmienić?
Gdy w 1937 roku spierano się o pochówek marszałka Piłsudskiego, Kościół był przeciw pochowaniu go na Wawelu, jednak w obliczu państwa miał niewiele do powiedzenia. To władza zdecydowała, że marszałek zajmie swoje miejsce w krypcie pod srebrnymi dzwonami. Dziś jest odwrotnie. O pochówku na Wawelu decyduje Kościół, względnie polityczne otoczenie Lecha Kaczyńskiego, rząd nie ma nic do powiedzenia w tej sprawie, podobnie jak naród. Choć - jak wydawało mi się dotąd - Wawel jest dobrem narodowym i niezależnie od tego, kto gospodarzy w Katedrze, nie wolno dysponować grobowcami w zależności od politycznego uznania i kościelnego wsparcia. Myślę, że okoliczności podjęcia decyzji o wawelskim pochówku prezydenta położą się wielkim cieniem na smoleńskiej tragedii i jedności narodowej. Myślę też, że polskie władze powinny poważnie potraktować zagrożenie fundamentalizmem religijnym, który jest głęboko uwikłany w polityczny, brudny kontekst.
Jednym z jego twarzy jest cyniczny, obrzydliwy program Pospieszalskiego.
W czwartek, przed pałacem prezydenckim, przeprowadził on jeden ze swoich seansów narodowej podejrzliwości i jątrzenia. Zaproszeni goście, Andrzej Gwiazda i Zdzisław Krasnodębski (profesor tego samego uniwersytetu, który wsławił się doktoryzowaniem ojca Rydzyka), prześcigali się w aluzjach, domysłach i insynuacjach dotyczących sobotniej katastrofy. Redaktor Pospieszalski, tak kierował rozmową i tak dobierał materiał zdjęciowy, by widzowie, którzy żałobę traktowali jako stan narodowego pojednania szybko zmieli go na stan narodowej podejrzliwości i nienawiści. Insynuacje pewnych siebie panów w studio, szły w różnych kierunkach, głównie w tych, które podważały rosyjsko-polskie pojednanie, i choć uczestnicy programu fantazjowali do woli, żaden z nich nie zadał pytania dlaczego prezydent nie poleciał razem z premierem, dlaczego tak bardzo spóźnił się na lot, i czy aby nie wywierał wpływu, choćby pośredniego, na pilotów, by lądowanie odbyło się w Smoleńsku, a nie tam, gdzie warunki atmosferyczne są lepsze.
Mam nadzieję, że mimo takich figur jak Pospieszalski i jego jątrzących wysiłków, atmosfera pojednania między Rosją i Polską przetrwa, że będzie ona dobrem wartym ceny, jaką zapłaciły osoby, które zginęły w katastrofie. Mam też nadzieję, że Polska otrząśnie się z fundamentalizmu i że państwo i rząd wybiją się kiedyś na niezależne pozycje, a Kościół obejmie domenę, która z natury i istoty mu się należy. Domenę eschatologii, nie - polityki.
Gdy w 1937 roku spierano się o pochówek marszałka Piłsudskiego, Kościół był przeciw pochowaniu go na Wawelu, jednak w obliczu państwa miał niewiele do powiedzenia. To władza zdecydowała, że marszałek zajmie swoje miejsce w krypcie pod srebrnymi dzwonami. Dziś jest odwrotnie. O pochówku na Wawelu decyduje Kościół, względnie polityczne otoczenie Lecha Kaczyńskiego, rząd nie ma nic do powiedzenia w tej sprawie, podobnie jak naród. Choć - jak wydawało mi się dotąd - Wawel jest dobrem narodowym i niezależnie od tego, kto gospodarzy w Katedrze, nie wolno dysponować grobowcami w zależności od politycznego uznania i kościelnego wsparcia. Myślę, że okoliczności podjęcia decyzji o wawelskim pochówku prezydenta położą się wielkim cieniem na smoleńskiej tragedii i jedności narodowej. Myślę też, że polskie władze powinny poważnie potraktować zagrożenie fundamentalizmem religijnym, który jest głęboko uwikłany w polityczny, brudny kontekst.
Jednym z jego twarzy jest cyniczny, obrzydliwy program Pospieszalskiego.
W czwartek, przed pałacem prezydenckim, przeprowadził on jeden ze swoich seansów narodowej podejrzliwości i jątrzenia. Zaproszeni goście, Andrzej Gwiazda i Zdzisław Krasnodębski (profesor tego samego uniwersytetu, który wsławił się doktoryzowaniem ojca Rydzyka), prześcigali się w aluzjach, domysłach i insynuacjach dotyczących sobotniej katastrofy. Redaktor Pospieszalski, tak kierował rozmową i tak dobierał materiał zdjęciowy, by widzowie, którzy żałobę traktowali jako stan narodowego pojednania szybko zmieli go na stan narodowej podejrzliwości i nienawiści. Insynuacje pewnych siebie panów w studio, szły w różnych kierunkach, głównie w tych, które podważały rosyjsko-polskie pojednanie, i choć uczestnicy programu fantazjowali do woli, żaden z nich nie zadał pytania dlaczego prezydent nie poleciał razem z premierem, dlaczego tak bardzo spóźnił się na lot, i czy aby nie wywierał wpływu, choćby pośredniego, na pilotów, by lądowanie odbyło się w Smoleńsku, a nie tam, gdzie warunki atmosferyczne są lepsze.
Mam nadzieję, że mimo takich figur jak Pospieszalski i jego jątrzących wysiłków, atmosfera pojednania między Rosją i Polską przetrwa, że będzie ona dobrem wartym ceny, jaką zapłaciły osoby, które zginęły w katastrofie. Mam też nadzieję, że Polska otrząśnie się z fundamentalizmu i że państwo i rząd wybiją się kiedyś na niezależne pozycje, a Kościół obejmie domenę, która z natury i istoty mu się należy. Domenę eschatologii, nie - polityki.
Etykiety:
Polityka
niedziela, 18 kwietnia 2010
Pogrzebowa homofobia
O żesz kurwa mać!!! Nawet pogrzeb prezydenta jest wykorzystywany do tego, by przywalić gejom i lesbijkom. Muszyński, tzw. prymas, przypomniał podczas uroczyści pogrzebowych co myślał Kaczyński o nas gejach i lesbijkach. Jeśli ktoś jest ciekawy może przeczytać o solidarności Muszyńskiego na blogu "Trzyczęsciowy garnitur". Zajebiste!!! Doprawdy, szczyt chamstwa i skurwysyństwa. Nie wystarczy, że Kaczyński za życia był homofobem i zionął nienawiścią do nas. Teraz kościół katolicki znalazł sobie w pogrzebie świetną okazję, by dopierdolić homikom. Widać nawet po śmierci „duch” tej miernoty politycznej spowija kraj silniej niż mgła nad Smoleńskiem w dniu katastrofy lotniczej. Jak tu się nie wkurwić?! Dla kościoła katolickiego śmierć Kaczyńskiego okazuje się być świetną promocją bzdur i głupot katolickich oraz nonsensów wygłaszanych za życia przez Kaczyńskiego. Mam wrażenie, że nic lepszego nie mogło im się trafić. Mogą pierdolić co chcą w najlepszym czasie antenowym i nikt nawet nie śmie im zwrócić uwagi, bo przecież nie wypada w takim momencie. A klechom kurwa wypada?! Dość tego, basta!!! Niech się w końcu skończy ta żałosna żałoba. Już mnie nerwy szarpią od tego jazgotu i płaczliwego nastroju. A jak sobie przypomnę Abiekta z tulipanem przed pałacem prezydenckim to mi się ciśnienie podnosi jeszcze bardziej.
PS. Ma rację Migotliwy pasażer pisząc, że "szkoda, że na pogrzeb homofoba nie przyjedzie Guido Westerwelle z partnerem...Byłaby to zabawna ironia." No może i szkoda. Posłuchaliby sobie co Lech Kaczyński o nich sądził. Ja na ich miejscu w tym momencie pierdolnął bym dzwiami tego ich meczetu głośniej niż salwy armatnie na cześć Kaczki. Dlatego żeby uniknąć podobnych sytuacji nie chodzę ani z tulipanami ani bez tulipanów na imprezy ku czci homofobów.
Coming out Daniela Kowalskiego
4-krotny medalista Igrzysk Olimpijskich, Daniel Kowalski przyznał się publicznie, że jest gejem. Australijski pływak nie jest pierwszą osobą z kręgów sportowych, która ogłosiła to oficjalnie.Kowalski przyznał, że jest zmęczony ukrywaniem prawdy. 34-letni zawodnik zdradził, że do publicznego przyznania się zainspirował go walijski rugbysta, Garth Thomas, który powiedział w grudniu zeszłego roku, że jest gejem.- Zdałem sobie sprawę, że jeżeli chcę o tym powiedzieć, to nic nie stoi na przeszkodzie. Poczułem się naprawdę lepiej, kiedy publicznie ogłosiłem, że jestem gejem, ponieważ było mi naprawdę ciężko żyć z ukrywaniem tego – powiedział Australijczyk.Kowalski ma nadzieję, że za jego przykładem postąpią podobnie inni sportowcy i również powiedzą publicznie o swojej naturze. – Chcę aby sobie uświadomili, że nie są sami, że uczucia, jakie im towarzyszą są naprawdę powszechne – wyjaśnił pływak.Daniel Kowalski zdobył złoty medal w sztafecie 4x200 m stylem dowolnym podczas Igrzysk Olimpijskich w Sydney, mimo że nie był członkiem finałowego startu, ale pływał dla swojego kraju w eliminacjach. 4 lata wcześniej zdobył w Atlancie srebro, oraz 2 brązowe medale.
Etykiety:
Homopromocja,
Sport
sobota, 17 kwietnia 2010
W minionym tygodniu
W minionym tygodniu zdarzyło się więcej rzeczy niż wynikałoby to z polskojęzycznych mediów. Trochę działo się też w homoświecie. Nie wszystkie informacje mogą cieszyć, ale są też i pozytywne. Na pewno warto o nich wspomnieć. Dlatego będzie dziś newsowo. A oto co przyniósł miniony tydzień:
Zacznę od przykrego, żenującego i głupiego komentarza watykańskiego sekretarza stanu kardynała Tarcisio Bertone, który podczas obrad Konferencji Biskupów Chile powiedział, że widzi związek między homoseksualizmem a pedofilią. Wpisuje się to w katolicką taktykę odwracania uwagi od problemu wykorzystywania seksualnego przez księży i mydlenia oczu wiernym, że winni są geje. Zachowanie Watykanu w tej sprawie jest skandaliczne. Ignorancja i homofobia Watykanu wydają się osiągać szczyty. W środę przeciwko słowom kardynała Bertone zaprotestowało francuskie ministerstwo spraw zagranicznych. Rzecznik resortu oświadczył, że był to "niedopuszczalny zlepek". Przeciwko słowom kardynała zaprotestowali też brytyjscy katolicy. Marcus Stock, sekretarz Konferencji Biskupów Anglii i Walii, przypomniał, że żadne badania nie dowiodły, że którakolwiek orientacja seksualna jest związana z molestowaniem i wskazał, że istnieje zgoda wśród naukowców co do tego, że molestowanie nie ma związku z orientacją seksualną. To jeden z nielicznych rozsądnych głosów wśród katolickich hierarchów, których większość próbuje zatuszować problemy molestowania w kościele atakami na homoseksualistów.
W Turcji też zawrzało po wypowiedzi Aliye Kavaf, minister ds. kobiet i rodziny, która powiedziała, że uważa homoseksualizm za zaburzenie, które należy leczyć. Organizacje homoseksualne w Turcji zorganizowały w czwartek protest i wzywają panią minister do złożenia przeprosin. Czas pokaże jak się rozwinie ta afera. Na pewno nie przybliży ona Turcji do Unii Europejskiej.
W Wielkiej Brytanii zarówno Partia Pracy, Torysi, Liberałowie jak i walczą o głosy homoseksualnych wyborców. Przywódcy wszystkich tych trzech partii prześcigają się w obietnicach. Jedni obiecują dać więcej na walkę z homofobią, inni poprawić ustawy antydyskryminacyjne, inni zaś uznać za nieważne wszystkie wyroki za uprawianie stosunków homoseksualnych, jakie zapadły w czasach, gdy homoseksualizm na wyspach był karany. Żadna z partii nie wysuwa najważniejszego postulatu brytyjskich gejów i lesbijek, którym jest umożliwianie homoseksualistom zawierania małżeństw, a nie jak ma to miejsce teraz cywilnych związków partnerskich. Mnie osobiście to nawet dziwi, ponieważ związki partnerskie dają identyczne przywileje i obowiązki jak małżeństwo, a skoro tak to nie widzę żadnej potrzeby odmiennego nazewnictwa.
Nieciekawe informacje napłynęły z Argentyny, gdzie unieważniono małżeństwa homoseksualne niedawno zawarte w Ushuaia. Sąd Rodzinny w Ushuaia orzekł, że są one sprzeczne z prawem krajowym. Wydaje się jednak, że nie jest to koniec marzeń gejów i lesbijek o równości w tej kwestii. Konstytucja Argentyny nie zakazuje bowiem małżeństw homoseksualnych ani nie definiuje czym jest małżeństwo. Definicję taką zawierają przepisy niższej rangi. Sprawa teraz trafi do sądu wyższej instancji. Być może skusi to argentyńskie władze do wprowadzenia przepisów ogólnokrajowych w kwestii małżeństw jednopłciowych. Obecnie w dwóch prowincjach – Rio Negro i Buenos Aires – obowiązują już przepisy umożliwiające gejom i lesbijkom zawieranie związków partnerskich. W 2008 r. partnerom homoseksualnym przyznano prawo do renty i emerytury po zmarłym partnerze na terenie całego kraju.
Również we Włoszech trwa walka o uznanie małżeństw jednopłciowych. Na razie geje i lesbijki ponieśli porażkę. Trybunał Konstytucyjny uznał, że brak przepisów umożliwiających parom homoseksualnym zawarcie małżeństwa nie łamie konstytucji. Sąd wydał takie wyrok po tym jak kilka par włoskich złożyło skargę na odmowę udzielenia ślubu przez urzędy. Wierzę jednak, że sprawa nie jest zakończona. Im więcej spraw sądowych tym bardziej widoczna jest potrzeba uregulowania tych kwestii i większa presja na polityków, by dokonali zmian prawnych.
W Stanach Zjednoczonych Barack Obama dalej udaje, że czyni wielkie postępy w walce o równouprawnienie gejów i lesbijek. W minionym tygodniu wydał rozporządzenie, zgodnie z którym partnerzy homoseksualni będą mogli odwiedzać bez ograniczeń chorych w szpitalach oraz podejmować za nich decyzje medyczne. Prezydentem, jak mówią mediom jego współpracownicy, wstrząsnęła historia Lisy Pond, lesbijki, która trzy lata temu doznała wylewu w Miami. W stanie bardzo ciężkim przewieziono ją do szpitala, gdzie umierała przez kilka godzin, ale szpital nie pozwolił na odwiedziny jej partnerki od 18 lat Janice Langbehn. W czwartek, ogłaszając nowe przepisy, Obama zadzwonił do Langbehn, przepraszając za to jak została potraktowana. Miły gest ze strony prezydenta, aczkolwiek spodziewałbym się więcej po człowieku, który sam na pewno ze względu na kolor skóry spotkał się z dyskryminacją. Dobrze, że zachodzą zmiany na lepsze, ale najwyższy czas chyba wprowadzić małżeństwa homoseksualne, a nie wydawać coraz to nowe rozporządzenia w poszczególnych sprawach. Ale na to widać Obamie brakuje odwagi.
Jeszcze bardziej miłe wieści nadeszły z Portugalii, gdzie Trybunał Konstytucyjny orzekł, że umożliwienie parom jednopłciowym zawierania związków małżeńskich jest zgodne z konstytucją, a także z Islandii, gdzie rząd zapowiedział wprowadzenie w tym roku małżeństw dla osób homoseksualnych. Myślę, że po Islandii nadjedzie czas na Danię i Finlandię, gdzie obowiązują obecnie przepisy umożliwiają gejom i lesbijkom zawieranie związków partnerskich. W Skandynawii typowym jest, że wszystkie te państwa z czasem ujednolicają prawo. Tak było wcześniej w kwestii właśnie związków partnerskich.
Zacznę od przykrego, żenującego i głupiego komentarza watykańskiego sekretarza stanu kardynała Tarcisio Bertone, który podczas obrad Konferencji Biskupów Chile powiedział, że widzi związek między homoseksualizmem a pedofilią. Wpisuje się to w katolicką taktykę odwracania uwagi od problemu wykorzystywania seksualnego przez księży i mydlenia oczu wiernym, że winni są geje. Zachowanie Watykanu w tej sprawie jest skandaliczne. Ignorancja i homofobia Watykanu wydają się osiągać szczyty. W środę przeciwko słowom kardynała Bertone zaprotestowało francuskie ministerstwo spraw zagranicznych. Rzecznik resortu oświadczył, że był to "niedopuszczalny zlepek". Przeciwko słowom kardynała zaprotestowali też brytyjscy katolicy. Marcus Stock, sekretarz Konferencji Biskupów Anglii i Walii, przypomniał, że żadne badania nie dowiodły, że którakolwiek orientacja seksualna jest związana z molestowaniem i wskazał, że istnieje zgoda wśród naukowców co do tego, że molestowanie nie ma związku z orientacją seksualną. To jeden z nielicznych rozsądnych głosów wśród katolickich hierarchów, których większość próbuje zatuszować problemy molestowania w kościele atakami na homoseksualistów.
W Turcji też zawrzało po wypowiedzi Aliye Kavaf, minister ds. kobiet i rodziny, która powiedziała, że uważa homoseksualizm za zaburzenie, które należy leczyć. Organizacje homoseksualne w Turcji zorganizowały w czwartek protest i wzywają panią minister do złożenia przeprosin. Czas pokaże jak się rozwinie ta afera. Na pewno nie przybliży ona Turcji do Unii Europejskiej.
W Wielkiej Brytanii zarówno Partia Pracy, Torysi, Liberałowie jak i walczą o głosy homoseksualnych wyborców. Przywódcy wszystkich tych trzech partii prześcigają się w obietnicach. Jedni obiecują dać więcej na walkę z homofobią, inni poprawić ustawy antydyskryminacyjne, inni zaś uznać za nieważne wszystkie wyroki za uprawianie stosunków homoseksualnych, jakie zapadły w czasach, gdy homoseksualizm na wyspach był karany. Żadna z partii nie wysuwa najważniejszego postulatu brytyjskich gejów i lesbijek, którym jest umożliwianie homoseksualistom zawierania małżeństw, a nie jak ma to miejsce teraz cywilnych związków partnerskich. Mnie osobiście to nawet dziwi, ponieważ związki partnerskie dają identyczne przywileje i obowiązki jak małżeństwo, a skoro tak to nie widzę żadnej potrzeby odmiennego nazewnictwa.
Nieciekawe informacje napłynęły z Argentyny, gdzie unieważniono małżeństwa homoseksualne niedawno zawarte w Ushuaia. Sąd Rodzinny w Ushuaia orzekł, że są one sprzeczne z prawem krajowym. Wydaje się jednak, że nie jest to koniec marzeń gejów i lesbijek o równości w tej kwestii. Konstytucja Argentyny nie zakazuje bowiem małżeństw homoseksualnych ani nie definiuje czym jest małżeństwo. Definicję taką zawierają przepisy niższej rangi. Sprawa teraz trafi do sądu wyższej instancji. Być może skusi to argentyńskie władze do wprowadzenia przepisów ogólnokrajowych w kwestii małżeństw jednopłciowych. Obecnie w dwóch prowincjach – Rio Negro i Buenos Aires – obowiązują już przepisy umożliwiające gejom i lesbijkom zawieranie związków partnerskich. W 2008 r. partnerom homoseksualnym przyznano prawo do renty i emerytury po zmarłym partnerze na terenie całego kraju.
Również we Włoszech trwa walka o uznanie małżeństw jednopłciowych. Na razie geje i lesbijki ponieśli porażkę. Trybunał Konstytucyjny uznał, że brak przepisów umożliwiających parom homoseksualnym zawarcie małżeństwa nie łamie konstytucji. Sąd wydał takie wyrok po tym jak kilka par włoskich złożyło skargę na odmowę udzielenia ślubu przez urzędy. Wierzę jednak, że sprawa nie jest zakończona. Im więcej spraw sądowych tym bardziej widoczna jest potrzeba uregulowania tych kwestii i większa presja na polityków, by dokonali zmian prawnych.
W Stanach Zjednoczonych Barack Obama dalej udaje, że czyni wielkie postępy w walce o równouprawnienie gejów i lesbijek. W minionym tygodniu wydał rozporządzenie, zgodnie z którym partnerzy homoseksualni będą mogli odwiedzać bez ograniczeń chorych w szpitalach oraz podejmować za nich decyzje medyczne. Prezydentem, jak mówią mediom jego współpracownicy, wstrząsnęła historia Lisy Pond, lesbijki, która trzy lata temu doznała wylewu w Miami. W stanie bardzo ciężkim przewieziono ją do szpitala, gdzie umierała przez kilka godzin, ale szpital nie pozwolił na odwiedziny jej partnerki od 18 lat Janice Langbehn. W czwartek, ogłaszając nowe przepisy, Obama zadzwonił do Langbehn, przepraszając za to jak została potraktowana. Miły gest ze strony prezydenta, aczkolwiek spodziewałbym się więcej po człowieku, który sam na pewno ze względu na kolor skóry spotkał się z dyskryminacją. Dobrze, że zachodzą zmiany na lepsze, ale najwyższy czas chyba wprowadzić małżeństwa homoseksualne, a nie wydawać coraz to nowe rozporządzenia w poszczególnych sprawach. Ale na to widać Obamie brakuje odwagi.
Jeszcze bardziej miłe wieści nadeszły z Portugalii, gdzie Trybunał Konstytucyjny orzekł, że umożliwienie parom jednopłciowym zawierania związków małżeńskich jest zgodne z konstytucją, a także z Islandii, gdzie rząd zapowiedział wprowadzenie w tym roku małżeństw dla osób homoseksualnych. Myślę, że po Islandii nadjedzie czas na Danię i Finlandię, gdzie obowiązują obecnie przepisy umożliwiają gejom i lesbijkom zawieranie związków partnerskich. W Skandynawii typowym jest, że wszystkie te państwa z czasem ujednolicają prawo. Tak było wcześniej w kwestii właśnie związków partnerskich.
Etykiety:
Homopromocja,
Polityka,
Prawo
czwartek, 15 kwietnia 2010
Paul Cameron - studium zaburzonego człowieka
Homofobiczny oszołom - Paul Cameron - znów zawita do Polski. Tym razem ma wygłaszać swoje idiotyczne teorie na spotkaniu organizowanym przez katolickie organizacje studenckie na Uniwersytecie Warszawskim. To wstyd i hańba dla Uniwersytetu Warszawskiego. Placówka naukowa jaką jest UW nie powinna być miejscem szerzenia homofobii i wzywania do nienawiści wobec osób homosksualnych. Dla mnie to jest skandal.
Warto wyjaśnić kim jest Paul Cameron. Jawi nam się obraz zaburzonego człowieka.
W wieku czterech lat Cameron został namówiony przez obcego mężczyznę w sadzie jabłkowym do seksu oralnego, jednak stwierdził potem, że nie podobało mu się, bo ten mężczyzna był brudny.
Nie powiedział o tym rodzicom, ponieważ uważał, że dzieci mają prawo do własnego życia. W rok później, kiedy przeprowadził się wraz z nimi do Pittsburgha, został uwiedziony przez kobietę, która zaprowadziła go do swojego mieszkania, gdzie wykąpała do bawiąc się przy tym jego genitaliami. O tym też nie powiedział rodzicom, jednak jak sam mówi, ten przypadek wspomina znacznie przyjemniej.
Źródło: http://www.westword.com/1996-10-03/news/slay-it-with-a-smile/full
W latach 1961-1979 do jego zainteresowań naukowych należały głównie takie tematy jak szkodliwość biernego palenia, (o czym też pisał doktorat na Uniwersytecie Stanu California) czy wpływ posiadania zwierzątka domowego na szczęśliwość człowieka, a tematyką rodziny i seksualności zajął się dopiero po roku 1979, kiedy został zatrudniony w katedrze Marriage and Family Uniwersytetu Nebraski.
Źródło: http://en.wikipedia.org/wiki/Paul_Cameron Marquis Who’s Who LLC. (2007-02-02). “Cameron, Paul Drummond”. The Complete Marquis Who’s Who Biographies (LexisNexis edition ed.).
W dniu 2. Grudnia 1983 roku Amerykańskie Towarzystwo Psychologiczne (APA) wykreśliło Camerona z listy swoich członków w związku z naruszeniem Preambuły Zasad Etycznych Psychologów oraz w wysłało mu list informujący go o tym, jednak jak on sam twierdzi rok wcześniej oddzielił się on od APA by stworzyć swój własny Family Research Institute (FRI).
Źródło: Notice: Persons dropped from membership in the American Psychological Association. (1984). Internal communication from APA to all members. (tekst i list dostępny tutaj)
19. Października 1984 Towarzystwo Psychologiczne Stanu Nebraska przyjęło zicjalne stanowisko mówiące, że całkowicie izoluje się od badań i teorii Paula Camerona oraz nie chce być w żaden sposób kojarzone z jego publikacjami.
Źródło: [Nebraska Psychological Association. (1984, October 19). Resolution. Minutes z the Nebraska Psychological Association. Omaha, Nebraska: Author.] (tekst dostępny tutaj)
Amerykańskie Towarzystwo Socjologiczne (ASA) w roku 1985 ogłosiło, że nie Paul Cameron mimo upomnień wielokrotnie źle interpretował i fałszował wyniki badań socjologicznych nienależących do niego, oraz iż nie ma on wymaganych umiejętności do korzystania z badań socjologicznych, nie jest on socjologiem i wnioski wyciągane przez niego w celu agitacji przeciw ochronie podstawowych praw osób homoseksualnych są fałszywe i całkowicie bezpodstawne.
Źródło: http://psychology.ucdavis.edu/Rainbow/html/ASA_resolution_1985.PDF http://www.asanet.org/footnotes/1987/ASA.02.1987.pdf#page=14
W sierpniu 1996 Kanadyjskie Towarzystwo Psychologiczne (CPA) oskarżyło Camerona o nadinterpretację i fałszowanie wyników ich badań społecznych oraz ogłosiło, iż nie chce być w żaden sposób łączone z teoriami i interpretacjami badań przedstawianych przez Camerona w jego publikacjach.
Źródło: http://en.wikipedia.org/wiki/Paul_Cameron
Podczas kampanii na rzecz ograniczenia praw homoseksualistów w Lincoln w Nebrasce Cameron wygłosił w luterańskiej kaplicy wykład o niebezpieczeństwach wynikających z homoseksualizmu skupiając się na przykładzie czteroletniego chłopca, który doznał brutalnego homoseksualnego molestowania w miejscowym supermarkecie. Policja nie potwierdziła tego zdarzenia, ponieważ nigdy o nim nie słyszała, a Cameron sam przyznał po wykładzie, że usłyszał on jedynie taką plotkę.
Źródło: http://www.westword.com/1996-10-03/news/slay-it-with-a-smile/full
Wiarygodność Camerona została także zakwestionowana poza środowiskiem uniwersyteckim, na gruncie sądowym: w sprawie Baker konta Wade z 1984 roku sędzia Buchmeyer z dystryktu Dallas stwierdził, że Cameron opiniując sprawę o molestowanie dopuścił się świadomego wprowadzenia w błąd, zatem krzywoprzysięstwa.
Źródło: [Baker v. Wade, 106 Federal Rules Decisions 526 (N.D. Texas, 1985).] (tekst dostępny tutaj)
W 1978 wydał małą publikację pt. „Chrześcijański przewodnik po seksualności dla nastolatków”, gdzie stwierdził m.in. ,że całowanie „należy prawdopodobnie do najbardziej groźnych praktyk, jakie rozpowszechnione są w naszej kulturze. Nie znam żadnego sposobu, by dokładnie porównać rozmaitość chorób przekazywanych przez stosunek płciowy z tą rozpowszechnianą przez wymianę płynów poprzez usta, jednak podejrzewam, że znacznie bardziej niebezpieczne choroby przenoszone są tą właśnie drogą, niż drogą płciową”.
[Biedna jego żona i dzieci]
W ulotce „Same-sex Marriage: Till Death Do Us Part?” napisał, że “sperma zawiera wiele z zarazków obecnych również we krwi, więc geje którzy praktykują seks oralny praktycznie spożywają krew ludzką z wszystkimi płynącymi z tego zagrożeniami”.
Źródło: http://www.westword.com/1996-10-03/news/slay-it-with-a-smile/full
KRYTYKA I
Błędy metodologiczne w badaniach z lat 1983-1984 przeprowadzonych przez zespół badawczy Camerona:
Badanie zostało przeprowadzone w siedmiu miastach Stanów Zjednoczonych (w 1984 roku dodano jeszcze Dallas). Wykryto w nim sześć poważnych błędów, z których każdy z osobna już powoduje, że cały jego wynik jest bezwartościowy. Badania te, mimo krytyk, Cameron wykorzystuje do dziś.
Błąd pierwszy: Zły dobór próby uniemożliwiający generalizację.
Badacze wykorzystali do badania mieszkańców ośmiu miast (początkowo 7): Bennett, Los Angeles, Denver, Louisville, Omaha, Rochester, Washington i Dallas, jednak uznali, iż próbka jest wystarczająco duża i rozmaita do określenia rozkładu badanych cech w całej populacji Stanów Zjednoczonych oraz generalizacji ich na świat.
Błąd drugi: Niski wskaźnik odpowiedzi
Nigdzie w raportach z badań nie pojawia się wzmianka o procentowym wskaźniku odpowiedzi (ilość osób, które odpowiedziało spośród tych, do których ankiety dostarczono), jednak pojawia się tzw. „compliance rate”, czyli wskaźnik zgodności (?) – ilość osób, które poprawnie wypełniły kwestionariusze do ilości zebranych w ogóle. Wskaźnik ten po uśrednieniu wynosi około 45,28% (z siedmiu pierwszych miast 43,5% zaś z Dallas 57,7%), co oznacza, że odpowiedzi większości z respondentów (pomijając osoby, które kwestionariuszy nie wypełniły) nie były brane pod uwagę.
Początkowo zespół Camerona zamierzał zbadać około 18400 osób, z czego kwestionariusze zwróciło trochę ponad 4000, co daje nam wskaźnik odpowiedzi ok. 23%, w mieście Dallas ok. 20%, więc po uśrednieniu 21%. Zatem na każde cztery osoby, które miały wziąć udział w badaniu trzy albo odmówiły, albo nie zwróciły kwestionariuszy, albo nie zastano ich w domach. Metodolodzy nie SA zgodni co do progu jaki musi przekroczyć wskaźnik odpowiedzi, by badanie mogło być zaakceptowane, jednak wskaźnik 21% jest zdecydowanie zbyt niski, by grupę badaną można było uznać za reprezentatywną. Biorąc pod uwagę, że kwestionariusze, które zostały zaakceptowane pochodziły głównie od młodych, wyedukowanych, białych mężczyzn, a pozostałe grupy praktycznie nie występowały, badanie to nie może nawet reprezentować populacji miast, w których zostało przeprowadzone, nie mówiąc już o populacji całego USA.
Błąd trzeci: Podgrupy wykorzystane w badaniach do wyciągnięcia pewnych wniosków były zbyt małe.
W całkowitej grupie badanych z ośmiu miast (N=5182) Cameron odnalazł 17 osób, które twierdziły, że przynajmniej jeden z ich rodziców jest homoseksualny (nie klasyfikowano w badaniu który) i na podstawie pytań o negatywne doświadczenia z dzieciństwa związane z rodzicami Cameron stwierdził, że 5 spośród 17 osób z homoseksualnym rodzicem doznało jakiejś formy molestowania ze strony rodzica (jednak tu również nie klasyfikowano którego). Podzieliwszy uzyskane dane, tj. 5/17 Cameron uzyskał wniosek, że 29% dzieci, które mają rodzica homoseksualnego jest molestowane. W odpowiedziach dzieci rodziców heteroseksualnych (których około 40 było molestowane) nie założono, że ojciec mógł molestować syna.
Nawet gdyby fakt płci osoby molestującej miał dla badaczy znaczenie, próbka 17 osób jest tak mała, że nie stanowi żadnej reprezentacji. Do tego Cameron w swoich badaniach uznał obszar przyjęcia wynoszący 99%, co oznacza, że gdyby nawet próba była reprezentatywna, to przedział ufności dla wyniku waha się w granicach -4% do 62%. Zatem ze względu na duży obszar przyjęcia prawdopodobieństwo, że osoba miała homoseksualnego rodzica i była molestowana waha się od -4% do +62%.
Błąd czwarty: wiarygodność odpowiedzi jest wątpliwa.
Jeżeli respondent nie daje prawdziwej odpowiedzi na pytanie może robić tak z dwóch powodów: nie potrafi, bądź nie chce tego zrobić. W badaniach Camerona obie te sytuacje mogły zajść. Kwestionariusz składał się 550 pytań a przewidziany czas na jego wypełnienie wynosił 75 minut. Większość pytań odnosiła się do delikatnej sfery seksualności i sformułowana była w trudny, niezrozumiały i niejasny sposób. Wiarygodność można sprawdzić w trakcie badania w prosty sposób: zadając to samo pytanie (wprost lub odwrócone) w kilku miejscach kwestionariusza. Zespół Camerona nie zawarł takich pytań sprawdzających. Zanotował fakt, że w niektórych kwestionariuszach znajdowały się niezgodności np. odnośnie dat i sytuacji kontaktów seksualnych z dzieciństwa, jednak kwestionariuszy tych nie odrzucił. Ponadto pytania były bardzo kompleksowe: w jednym z nich zadaniem badanego było przeczytać listę 36 charakterystyk osobowych (np. mężczyzna, kobieta, starszy, dorosły, nauczyciel itp.), oznaczyć przy każdym wiek, w którym badany był, kiedy osoba posiadająca daną charakterystykę złożyła jakąś propozycję o podtekście seksualnym, pierwszy raz przeżyła seksualny kontakt fizyczny, a następnie podać dokładną liczbę osób z danej kategorii, z którymi badany miał kontakty seksualne. Innym zadaniem było oznaczenie tych spośród 44 powodów, które badani uznają za decydujące w procesie kształtowania się ich orientacjo seksualnej. Były tam m.in.: uwiedzenie przez homoseksualnego dorosłego, kontakty seksualne z homoseksualnym dorosłym, nie wiodło mi się w heteroseksualizmie.
Do tego dochodzi jeszcze forma zbierania wypełnionych odpowiedzi – mimo iż badacze twierdzili, że były one anonimowe, były dostarczane do drzwi ich domów, badani byli specjalnie wybrani do tego badania, zaś odpowiedzi należało zwracać w białej, nieopisanej kopercie. W takiej sytuacji badani mogli nie chcieć odpowiadać szczerze na pytania związane np. z ich orientacją seksualną, ilością partnerów czy preferencjami. Badacze pojawiali się na progu domostw nie będąc jednocześnie w stanie poświadczyć swoja tożsamość i prawdziwość badania żadną legitymacją Uniwersytetu ani żadnego ośrodka badawczego – badani mogli więc po prostu nie brać badania na poważnie.
Błąd piąty: Badacze byli tendencyjni i nie trzymali się standardowych procedur.
Przy zbieraniu takich danych wymagane jest, aby ankieterzy byli odpowiednio wytrenowani, prezentowali obiektywne, niezwiązane z badaniem stanowisko, nie osądzali i nie byli zaznajomieni z hipotezą badawczą. Cameron nigdy nie udostępnił danych o swoich ankieterach; nie wiadomo czy mieli oni odpowiednie szkolenia ani czy w ogóle rozprowadzili wszystkie kwestionariusze (jedną z procedur jest wysłanie do kilku domów objętych badaniem nadzorcy, który pyta domowników czy badanie zostało przeprowadzone lub czy ankieter się pojawił – procedura ta nie miała miejsca w tym przypadku w ogóle). Co więcej, broszurki wydawane w późniejszych latach zawierają anegdoty o osobach objętych badaniem, co sugeruje, że wysoko postawieni członkowie grupy badawczej wraz z samym Paulem Cameronem brali udział w zbieraniu odpowiedzi. Biorąc pod uwagę, że mieli oczekiwania oni oczekiwania wobec wyników badań i w owym czasie wszyscy jasno i negatywnie wypowiadali się na temat homoseksualizmu, trudno uważać, że badanie przeprowadzone było z obiektywnego punktu widzenia – nawet jeśli badacze próbowali nie wpływać na odpowiedzi badanych, byli na tyle znani, że respondenci mogli wiedzieć z kim mają do czynienia.
Błąd szósty: Respondenci znali cel przeprowadzania badań.
Jedną z głównych zasad prowadzenia badań jest to, aby badani nie znali prawdziwych celów, hipotez ani tematu przeprowadzanych badań, bo mogłoby to zmodyfikować ich odpowiedzi i pokusić ich o manipulację. Cameron jednak opublikował w jednej z lokalnych gazet artykuł, w którym opisał badanie, które będzie przeprowadzał, czysto zaznaczył jego hipotezy oraz określił swoje własne poglądy na ten temat. Napisał również, że badanie to ma „dostarczyć broni tym, którzy chcą by przejawy homoseksualizmu w Stanach Zjednoczonych zostały zakazane prawem”.
Badanie to zatem przestało być naukowe, a stało się polityczno-religijne.
Jak zaznaczyłam wcześniej każdy z tych błędów z osobna sprawia, iż badanie Camerona jest całkowicie niewiarygodne, jednak po połączeniu tych wszystkich słabości metodologicznych otrzymujemy tak rażąco bezwartościowe wyniki, że nic dziwnego, że naukowy półświatek Stanów Zjednoczonych nie był nawet przez chwilę zainteresowany tym badaniem.
KRYTYKA II
Błędy w badaniu nad nekrologami w prasie kierowanej do homoseksualistów z roku 1994.
Cameron wraz z zaprzyjaźnionymi badaczami Wellumem i Playfairem policzyli nekrologi w magazynach środowisk gejowskich i uznali, że na ich podstawie są w stanie wyliczyć przewidywaną długość życia dla homoseksualistów. Ich hipoteza, że heteroseksualiści żyją oczywiście dłużej niż homoseksualiści okazała się, oczywiście, prawdziwa.
W gazetach tych przed końcem lat 80’tych nie było działu nekrologów, jednak ze względu na epidemię AIDS i HIV zdecydowano się na umieszczanie nekrologów osób zmarłych jeżeli: a/ były one znane w środowisku lub sławne, b/ zmarły tragicznie lub młodo, c/ lub było wystarczająco miejsca na inne nekrologi. W dwóch ostatnich przypadkach jednak to rodziny bądź najbliżsi zgłaszali śmierć i pisali nekrolog, zaś redaktor pisma go ewentualnie zatwierdzał.
Oto kilka przykładów osób, których nekrologi nigdy nie pojawiły się w prasie gejowskiej:
• homoseksualiści, którzy nie uczestniczyli w życiu środowiska, tj. nie mieli wielu homoseksualnych znajomych,
• homoseksualiści, którzy nie odkrywali przed bliskimi swojej orientacji seksualnej,
• homoseksualiści, których rodziny nie życzyły sobie, aby orientacja seksualna zmarłego była znana,
• homoseksualiści, których bliscy nie wpadli na pomysł pisania nekrologu do gazety,
• homoseksualiści, którzy nie mieli bliskich,
• oraz prawdopodobnie również homoseksualiści, którzy zmarli ze starości.
Rzetelne obliczenie przewidywanej długości życia powinno wliczać te osoby, jednak Cameron i współpracownicy o tym nie pomyśleli. Ich uwagi nie zwrócił także fakt, że choć, jak sami stwierdzili, stosunek gejów do lesbijek jest jak 1,6 do 1, to stosunek śmierci gejów do lesbijek jest jak 6 do 1, a jeśli wliczyć śmierci związane z AIDS, morderstwami i nieszczęśliwymi wypadkami, to nawet 32 do 1. Mogłoby to znaczyć, że skoro lesbijek i gejów jest niemalże tyle samo i lesbijki umierają rzadziej, to żyją dłużej. Jednak Cameron nie wziął tego faktu pod uwagę i podliczył średnią wieku zmarłych lesbijek, która wyszła podobna do wieku umierających gejów – pomiędzy 40 a 50 rokiem życia.
Mimo, iż liczba nekrologów w prasie był nieporównywanie mniejsza niż liczba zgonów homoseksualistów w różnym wieku, iż nekrologi te publikowane były wybiórczo oraz iż liczba nekrologów lesbijek stanowiła jedynie 2% liczby wszystkich nekrologów Cameron uznał, iż te małe próbki są wystarczające do określenie średniej długości życia gejów na 43 lata a lesbijek na 46 lat.
KRYTYKA III
Nadinterpretacje w wykorzystywanym w wielu wykładach i publikacjach badaniach innych badaczy:
Groth i Birnbaum (1978)
Groth i Birnbaum prowadzili badania nad osobowością i charakterystykami osadzonych w zakładach karnych mężczyzn. Zbadali 175 mężczyzn skazanych za przestępstwa seksualne związane z dziećmi. Żaden z mężczyzn nie określił się jako homoseksualny, żaden z nich też nie zaznaczył, jakoby był biseksualny a mężczyźni bardziej podobali mu się niż kobiety. Można zatem śmiało wnioskować, że w grupie badanej nie było gejów ani biseksualistów ukierunkowanych bardziej w stronę własnej płci. Spośród nich wszystkich 83 (47%) zostało zakwalifikowane przez psychologów i psychiatrów jako „poważnie zaburzony”, kolejnych 70 (40%) jako dorosłych heteroseksualistów oraz 22 (13%) biseksualistów, którzy „uprawiali okazjonalny seks z przedstawicielami obu płci, jednak głównym zainteresowaniem darzyli kobiety”.
Przypadki molestowania zdarzały się głównie w grupie 47% więźniów zaburzonych – o nieukierunkowanym popędzie seksualnym, jednak Cameron w swoim raporcie napisał, że 54% przypadków spowodowane było przez homo- i biseksualistów. Cameron zinterpretował wszystkie przypadki molestowania chłopców jako homoseksualne, zatem dokonane przez gejów, jednocześnie uznając, że nie wszystkie przypadki molestowania dziewczynek były molestowaniem heteroseksualnym. Nazwał to „biseksualną korekcją”, której oprawcy próbują w sobie dokonać. W ten sposób rosła liczba przypadków molestowania dokonanych przez homo- i biseksualistów, nie zmieniała się zaś ta dokonana przez heteroseksualistów.
Źródło danych nieznane (1985)
Podobnych założeń użył, gdy badał molestowanie uczniów przez nauczycieli. W opublikowanym przez niego w 1985 roku artykule w magazynie „Psychological Reports” nie podaje żadnego sposobu wyszukiwania danych, ale zaznacza wyraźnie „rzadkość występowania w literaturze heteroseksualnych przypadkach molestowania” i tłumaczy to faktem, że molestowanie heteroseksualne w ogóle rzadko się zdarza. Jednak na podstawie 30 znalezionych między 1920 a 1982 rokiem w dziesięciu różnych źródłach przypadków molestowania nauczyciel-uczeń wnioskuje, że uczniowie są 90 razy bardziej narażeni na molestowanie, jeżeli mają homoseksualnego nauczyciela. A jeżeli dodać efekt „biseksualnej korekcji”, stosunek ten rośnie do stukrotnego zagrożenia. Oczywiście brakuje w raporcie danych o orientacji seksualnej oprawców – Cameron wszelkie kontakty mężczyzn z chłopcami nazywa po prostu homoseksualnymi.
Źródło: http://psychology.ucdavis.edu/rainbow/HTML/facts_molestation.html
Kinsey (1947)
Alfred Kinsey wraz z współpracownikami zebrał kwestionariusze od ponad 5900 kobiet i 5300 mężczyzn. Pytał o stosunki przedmałżeńskie, małżeńskie, zdrady, homoseksualnych kontaktów, masturbacji innych form aktywności seksualnej oraz wzorców zachowań seksualnych w zależności od płci, wykształcenia, wyznania i innych czynników socjologicznych. Uzyskał zaskakujące, wręcz szokujące wyniki zwłaszcza w sferze kontaktów homoseksualnych, życia seksualnego nieletnich oraz kontaktów dorosłych z nieletnimi.
Wykorzystując to badanie Cameron również nazywa wszystkich mężczyzn, którzy molestowali chłopców homoseksualnymi nie biorąc pod uwagę częstości ich kontaktów z osobami dorosłymi obu płci. Jednak gdyby nawet przyjmowanie molestowania chłopców za spowodowane przez gejów było założeniem poprawnym, same badania Kinseya ze względu na dobór próby mają niewielką wartość: próba skonstruowana była w 28% z więźniów osadzonych za zbrodnie na tle seksualnym, w 5% z męskich prostytutek, oraz z opłacanych ochotników (co mogło powodować, że będą oni ubarwiać swoje historie w celu uzyskania większej zapłaty). Ponadto część raportu odnosząca się do seksualności dzieci pochodziła w całości z jednego źródła: z pamiętników anonimowego pedzila, które prowadził od 1917 roku. Niereprezentatywny dobór próby tłumaczył niektóre z szokujących wyników.
Źródło: http://www.leaderu.com/jhs/reisman.html
Więcej badań nie jestem w stanie przytoczyć, ponieważ źródła teorii pana Camerona znane są jedynie jemu. Na jego stronie internetowej można znaleźć wiele prac, jednak żadna z nich nie jest zaopatrzona w bibliografię ani nawet we wspomnienie nazwisk badaczy, z których dorobku korzysta pisząc np. że „dowiedziono…” lub „badania wskazują na…”. Co więcej – wszystkie przypisy (rzekomo odnośniki) pojawiające się w tekstach prowadzą… do nikąd. Trudno zatem jest przyjąć za rzetelne prace, które owszem – mogą być owocem skrzętnych badań i długoletnich poszukiań, ale równie dobrze mogą być całkiem wyssane z palca.
A błędy wyżej wymienione i wciąż te same, zaprzeczające medycynie i psychologii w dziedzinie pedofilii i seksualności człowieka, Paul Cameron powtarza od 30 lat we wszystkich kolejnych publikacjach.
KTO PRACE DOKTORA PUBLIKUJE – POWAŻANIE W ŚWIECIE NAUKOWYM
To jakie kto ma poważanie w świecie naukowym Stanów Zjednoczonych określane jest na podstawie dwóch skal. Skale te: SSCI (Social Science Citation Index) oraz JRC (Journal Citation Reports) umiejscawiają badania, osoby i prasę psychologiczną i socjologiczną na konkretnym miejscu w rankingu na podstawie ilości przytoczeń w innych źródłach naukowych. Te dwie miary określają więc wartość jaką wnoszą badania i magazyny m.in. Paula Camerona do rozwoju współczesnej nauki. Dane z tych rankingów pozwalają nam zatem zweryfikować słowa Joanny Najfeld o tym, że dr Cameron jest jednym z najczęściej cytowanych badaczy homoseksualizmu i wydawane przez niego magazyny psychologiczne zajmują czołowe miejsca w rankingach. Jednak do JCR wliczane są oczywiście tylko te cytaty, których zadaniem jest wnieść jakiś wkład w rozwijanie badań, nie zaś krytyczne opinie i recenzje odnośnie metodologii, które na pewno zwiększyłyby wskaźnik cytowania osoby dr. Camerona.
Cztery z magazynów wydających badania przeprowadzone przez zespół Camerona: Journal z Pscyhology, Journal z Pscyhology and Theology, Omega oraz Pscyhological Reports zostały zakwalifikowane do rankingu JCR jako magazyny dotyczące psychologii ogólnej.
Kolejnym magazynem było Adolescence, które jednak zostało zakwalifikowane do grupy Psychologii Rozwoju. Zajęło w roku 1994 w rankingu JCR 30 miejsce z 32 ze wskaźnikiem wpływu 0,312, zaś 11 lat później podniosło się do miejsca 42 z 52 ze wskaźnikiem wpływu 0,693. O magazynie The Nebraska Psychology Journal, w którym Cameron opublikował swoje badania z lat 1983-1984 nie ma danych, ponieważ nie zakwalifikował się on na listę ponad 1500 magazynów ocenianych przez skale SSCI i JCR.
Co ciekawe, największą ilość publikacji Cameron zawarł w magazynie Psychological Reports, który jest o tyle ciekawym przypadkiem, iż nie posiada rady recenzentów, którzy czytają i zatwierdzają artykuły a autorzy aby wydać w nim swoje prace płacą 27,50$ za każdą stronę. Nie trzeba chyba wspominać, iż magazyn ten ma bardzo niski wskaźnik odrzucania artykułów.
Chciałabym jeszcze przytoczyć dane bazujące na SSCI z września 2007 roku określające ilość cytowań konkretnych prac zespołu Camerona, aby ukazać jak poważanym jest on badaczem. Dane te, jako że nie biorą pod uwagę wskaźnika wpływu a jedynie samą liczbę cytowań, zawierają także cytowania z krytycznych recenzji, wspominek o Cameronie jako o antygejowskim publicyście oraz z magazynów dotyczących praw człowieka czy po prostu codziennych gazet.
Okazuje się więc, że badania i teorie dr. Camerona były przez profesjonalistów dosłownie ignorowane od dnia ich publikacji, a zainteresowanie nimi wyrażali jedynie politycy i organizatorzy manifestów antygejowskich. Aby podsumować powiem tylko tyle: dr Cameron w świecie naukowym Stanów Zjednoczonych zdaje się być uznany za człowieka tak niewyedukowanego i niepoważnego, iż badacze ze środowiska zdecydowali go po prostu nawet nie zauważać istnienia jego badań. Być może dlatego w dobie, kiedy coraz większe poważanie w rządach Stanów zyskują prawa człowieka i prawa antydyskryminacyjne, rozpoczął on swoje tournee po świecie, gdzie równość jest na takim poziomie, na jakim była w jego rodzinnych kraju trzydzieści lat temu.
Etykiety:
Homofobia
Islandia
Islandia prawdopodobnie dołączy do krajów, które zalegalizowały małżeństwa jednopłciowe. Jóhanna Sigurdardóttir, pierwsza otwarta homoseksualna osoba na stanowisku premiera, w marcu zaproponowała ustawę, która czeka w parlamencie na uchwalenie.
Jeżeli wszystko pójdzie dobrze, małżeństwa jednopłciowe staną się możliwe w Islandii 27 czerwca.
Islandia uważana jest za bardzo tolerancyjny oraz przyjazny mniejszościom seksualnym kraj, w 1996 roku zalegalizowano tam związki partnerskie - pani premier od 2002 roku jest w związku z pisarką Joniną Leosdotttir, możliwa jest także adopcja dzieci przez związki homoseksualne.
Jeżeli wszystko pójdzie dobrze, małżeństwa jednopłciowe staną się możliwe w Islandii 27 czerwca.
Islandia uważana jest za bardzo tolerancyjny oraz przyjazny mniejszościom seksualnym kraj, w 1996 roku zalegalizowano tam związki partnerskie - pani premier od 2002 roku jest w związku z pisarką Joniną Leosdotttir, możliwa jest także adopcja dzieci przez związki homoseksualne.
Etykiety:
Homopromocja,
Polityka,
Prawo
środa, 14 kwietnia 2010
Nigdy nie służyłbym homofobicznemu Bogu
12 marca tego roku ukazał się w the Washington Post artykuł abp Desmonda Tutu zatytułowany „In Africa, a step backward on human rights”.
Artykuł dotyczy przede wszystkim sytuacji na rodzinnym kontynencie arcybiskupa i noblisty, co już samo w sobie jest bardzo ciekawą rzeczą, bo niewiele na te tematy wiemy, ale to, co Tutu pisze, wykracza dalece poza afrykański kontekst. Z tekstów, które można w tej chwili znaleźć w internecie, ten wydaje się być najbardziej całościowym ujęciem poglądów emerytowanego prymasa Południowej Afryki na zagadnienie LGBT. Można jedynie wyrazić żal, że większość afrykańskich hierarchów zajęła w tej kwestii inne stanowisko. Tym bardziej jednak warto zapoznać się z tym artykułem.
Na nienawiść nie ma miejsca w domu Bożym. Nikogo nie powinno się pozbawiać naszej miłości, naszego współczucia czy naszej troski z powodu rasy czy płci, wiary czy pochodzenia etnicznego – albo z powodu jego orientacji seksualnej. Tak jak nikogo nie powinno się pozbawiać opieki zdrowotnej z któregokolwiek z tych powodów. W moim kraju, Południowej Afryce, zmagaliśmy się przez lata ze złym systemem apartheidu, który dzielił istoty ludzkie, dzieci tego samego Boga, przez klasyfikację rasową, a następnie pozbawił wiele z nich fundamentalnych praw człowieka. Wiemy, że to było złe. Na szczęście, świat wspierał nas w naszych zmaganiach o wolność i godność.
Nadszedł czas, by podnieść głos przeciwko innemu złu.
Geje, lesbijki, osoby biseksualne i transseksualne należą do tak wielu rodzin. Należą do rodziny ludzkiej. Należą do Bożej rodziny. I, oczywiście, należą do rodziny afrykańskiej. Jednakże fala nienawiści rozprzestrzenia się na moim ukochanym kontynencie. Ponownie pozbawia się ludzi ich fundamentalnych praw i wolności. W Senegalu fałszywie oskarżono i uwięziono ludzi, ucierpiała również opieka medyczna nad nimi i ich społecznością. W Malawi więzi się i upokarza mężczyzn za wyrażanie ich więzi partnerskiej z innymi mężczyznami. W tym miesiącu tłum zaatakował w Mtwapa Township w Kenii podejrzanych o bycie gejami. Kenijscy przywódcy religijni, wstydzę się to powiedzieć, grozili klinice dla zakażonych wirusem HIV za to, iż oferowała pomoc wszystkim członkom tej społeczności, ponieważ kler chciał wykluczyć z niej homoseksualistów.
Ugandyjski parlament debatuje nad prawem, które penalizowałoby homoseksualizm pod sankcją dożywotniego więzienia, a inne dyskryminujące ustawodawstwo było dyskutowane w Rwandzie i Burundi. To są straszliwe kroki wstecz dla praw człowieka w Afryce.
Nasi homoseksualni bracia i siostry w całej Afryce żyją w strachu.
I żyją w ukryciu – z dala od opieki, z dala od ochrony, którą państwo powinno dawać każdemu obywatelowi oraz z dala od opieki medycznej w epoce AIDS, gdy każdy z nas, a szczególnie Afrykańczycy, potrzebuje dostępu do podstawowych usług związanych z problemem HIV. To, że do nietolerancji skłaniają się politycy poszukujący kozłów ofiarnych z powodu swych porażek, nie jest niespodzianką. Ale jest wielkim złem. Jeszcze większym zgorszeniem jest to, że czyni się to w imię Boga. Pokażcie mi gdzie Chrystus powiedział „Miłuj bliźniego swego, za wyjątkiem geja”. Również homoseksualni ludzie są stworzeni na obraz mojego Boga. Nigdy nie służyłbym homofobicznemu Bogu.
„Ale to grzesznicy”, słyszę od kaznodziejów i polityków. "Wybierają grzeszne życie, za które muszą zostać ukarani”.
Moi przyjaciele ze sfer naukowych i medycznych dzielą ze mną wizją rzeczywistości, którą wielu gejów potwierdza, i o której jestem teraz przekonany w sercu, że jest prawdziwa. Nikt nie wybiera bycia gejem. Orientacja seksualna, jak kolor skóry, jest kolejną cechą naszej różnorodności jako rodziny ludzkiej. Czyż to nie wspaniałe, że jesteśmy wszyscy uczynieni na obraz Boga, a jednocześnie jest tyle różnorodności pośród Jego ludzi? Czy Bóg kocha w mniejszym stopniu swoje ciemno-, bądź jasnoskóre dzieci? Odważne bardziej niż nieśmiałe? I czy ktoś z nas zna myśli Boga tak dobrze, że może zadecydować za niego, kto jest włączony, a kto wyłączony z kręgu jego miłości?
Fala nienawiści musi się zatrzymać. Politykom, którzy czerpią zyski z tej nienawiści, z rozdmuchiwania jej, nie wolno dać się skusić tej łatwej drodze profitowania ze strachu i niezrozumienia. A moi koledzy – duchowni wszystkich wiar muszą podnieść głos na rzecz pryncypiów uniwersalnej godności i wspólnoty. Wykluczenie nie jest nigdy krokiem do przodu na wspólnych ścieżkach do wolności i sprawiedliwości.
------
Desmond Mpilo Tutu (ur. w 1931 r.) jest arcybiskupem-seniorem Kapsztadu, a tym samym byłym anglikańskim prymasem Południowej Afryki. W latach 70. i 80. zasłynął jako jeden z przywódców w walce z systemem segregacji rasowej. Po zniesieniu systemu apartheidu zaangażował się na rzecz pojednania między białymi i czarnoskórymi obywatelami RPA. Kierując pracami Komisji na rzecz Prawdy i Pojednania walnie przyczynił się do zapobieżenia wybuchowi wojny domowej. W 1984 r. przyznano mu pokojową nagrodę Nobla. Obecnie angażuje się nadal na rzecz pokoju w świecie i praw człowieka, w tym praw osób o odmiennej orientacji seksualnej, rzucając w tej sprawie na szalę swój ogromny autorytet i odważnie zajmując inne stanowisko niż większość afrykańskich przywódców świeckich i kościelnych. Chociaż w Polsce niestety mniej znany, arcybiskup Desmond należy bez wątpienia do grona najważniejszych autorytetów moralnych we współczesnym świecie. Kieruje również pracami Desmond Tutu Peace Centre. W 2004 r. Uniwersytet Warszawski przyznał mu tytuł doktora honoris causa.
Artykuł dotyczy przede wszystkim sytuacji na rodzinnym kontynencie arcybiskupa i noblisty, co już samo w sobie jest bardzo ciekawą rzeczą, bo niewiele na te tematy wiemy, ale to, co Tutu pisze, wykracza dalece poza afrykański kontekst. Z tekstów, które można w tej chwili znaleźć w internecie, ten wydaje się być najbardziej całościowym ujęciem poglądów emerytowanego prymasa Południowej Afryki na zagadnienie LGBT. Można jedynie wyrazić żal, że większość afrykańskich hierarchów zajęła w tej kwestii inne stanowisko. Tym bardziej jednak warto zapoznać się z tym artykułem.
Na nienawiść nie ma miejsca w domu Bożym. Nikogo nie powinno się pozbawiać naszej miłości, naszego współczucia czy naszej troski z powodu rasy czy płci, wiary czy pochodzenia etnicznego – albo z powodu jego orientacji seksualnej. Tak jak nikogo nie powinno się pozbawiać opieki zdrowotnej z któregokolwiek z tych powodów. W moim kraju, Południowej Afryce, zmagaliśmy się przez lata ze złym systemem apartheidu, który dzielił istoty ludzkie, dzieci tego samego Boga, przez klasyfikację rasową, a następnie pozbawił wiele z nich fundamentalnych praw człowieka. Wiemy, że to było złe. Na szczęście, świat wspierał nas w naszych zmaganiach o wolność i godność.
Nadszedł czas, by podnieść głos przeciwko innemu złu.
Geje, lesbijki, osoby biseksualne i transseksualne należą do tak wielu rodzin. Należą do rodziny ludzkiej. Należą do Bożej rodziny. I, oczywiście, należą do rodziny afrykańskiej. Jednakże fala nienawiści rozprzestrzenia się na moim ukochanym kontynencie. Ponownie pozbawia się ludzi ich fundamentalnych praw i wolności. W Senegalu fałszywie oskarżono i uwięziono ludzi, ucierpiała również opieka medyczna nad nimi i ich społecznością. W Malawi więzi się i upokarza mężczyzn za wyrażanie ich więzi partnerskiej z innymi mężczyznami. W tym miesiącu tłum zaatakował w Mtwapa Township w Kenii podejrzanych o bycie gejami. Kenijscy przywódcy religijni, wstydzę się to powiedzieć, grozili klinice dla zakażonych wirusem HIV za to, iż oferowała pomoc wszystkim członkom tej społeczności, ponieważ kler chciał wykluczyć z niej homoseksualistów.
Ugandyjski parlament debatuje nad prawem, które penalizowałoby homoseksualizm pod sankcją dożywotniego więzienia, a inne dyskryminujące ustawodawstwo było dyskutowane w Rwandzie i Burundi. To są straszliwe kroki wstecz dla praw człowieka w Afryce.
Nasi homoseksualni bracia i siostry w całej Afryce żyją w strachu.
I żyją w ukryciu – z dala od opieki, z dala od ochrony, którą państwo powinno dawać każdemu obywatelowi oraz z dala od opieki medycznej w epoce AIDS, gdy każdy z nas, a szczególnie Afrykańczycy, potrzebuje dostępu do podstawowych usług związanych z problemem HIV. To, że do nietolerancji skłaniają się politycy poszukujący kozłów ofiarnych z powodu swych porażek, nie jest niespodzianką. Ale jest wielkim złem. Jeszcze większym zgorszeniem jest to, że czyni się to w imię Boga. Pokażcie mi gdzie Chrystus powiedział „Miłuj bliźniego swego, za wyjątkiem geja”. Również homoseksualni ludzie są stworzeni na obraz mojego Boga. Nigdy nie służyłbym homofobicznemu Bogu.
„Ale to grzesznicy”, słyszę od kaznodziejów i polityków. "Wybierają grzeszne życie, za które muszą zostać ukarani”.
Moi przyjaciele ze sfer naukowych i medycznych dzielą ze mną wizją rzeczywistości, którą wielu gejów potwierdza, i o której jestem teraz przekonany w sercu, że jest prawdziwa. Nikt nie wybiera bycia gejem. Orientacja seksualna, jak kolor skóry, jest kolejną cechą naszej różnorodności jako rodziny ludzkiej. Czyż to nie wspaniałe, że jesteśmy wszyscy uczynieni na obraz Boga, a jednocześnie jest tyle różnorodności pośród Jego ludzi? Czy Bóg kocha w mniejszym stopniu swoje ciemno-, bądź jasnoskóre dzieci? Odważne bardziej niż nieśmiałe? I czy ktoś z nas zna myśli Boga tak dobrze, że może zadecydować za niego, kto jest włączony, a kto wyłączony z kręgu jego miłości?
Fala nienawiści musi się zatrzymać. Politykom, którzy czerpią zyski z tej nienawiści, z rozdmuchiwania jej, nie wolno dać się skusić tej łatwej drodze profitowania ze strachu i niezrozumienia. A moi koledzy – duchowni wszystkich wiar muszą podnieść głos na rzecz pryncypiów uniwersalnej godności i wspólnoty. Wykluczenie nie jest nigdy krokiem do przodu na wspólnych ścieżkach do wolności i sprawiedliwości.
------
Desmond Mpilo Tutu (ur. w 1931 r.) jest arcybiskupem-seniorem Kapsztadu, a tym samym byłym anglikańskim prymasem Południowej Afryki. W latach 70. i 80. zasłynął jako jeden z przywódców w walce z systemem segregacji rasowej. Po zniesieniu systemu apartheidu zaangażował się na rzecz pojednania między białymi i czarnoskórymi obywatelami RPA. Kierując pracami Komisji na rzecz Prawdy i Pojednania walnie przyczynił się do zapobieżenia wybuchowi wojny domowej. W 1984 r. przyznano mu pokojową nagrodę Nobla. Obecnie angażuje się nadal na rzecz pokoju w świecie i praw człowieka, w tym praw osób o odmiennej orientacji seksualnej, rzucając w tej sprawie na szalę swój ogromny autorytet i odważnie zajmując inne stanowisko niż większość afrykańskich przywódców świeckich i kościelnych. Chociaż w Polsce niestety mniej znany, arcybiskup Desmond należy bez wątpienia do grona najważniejszych autorytetów moralnych we współczesnym świecie. Kieruje również pracami Desmond Tutu Peace Centre. W 2004 r. Uniwersytet Warszawski przyznał mu tytuł doktora honoris causa.
Etykiety:
Homofobia,
Homopromocja,
Homosłowo,
Polityka
wtorek, 13 kwietnia 2010
poniedziałek, 12 kwietnia 2010
C'est dans l'air
Trahison... C'est laid Lâcheté... C'est laid Délation... C'est laid La cruauté... C'est laid La calomnie... C'est laid L'âpreté... C'est laid L'infamie... C'est laid aussi Les cabossés vous dérangent Tous les fêlés sont des anges Les opprimés vous démangent Les mal-aimés, qui les vengent ? Les calamités dérangent Les chaotiques sont des anges Pas comme les autres, démangent Les apôtres je les mange Refrain:C'est dans l'air C'est dans l'air C'est dans l'air, c'est nécessaire Prendre l'air Respirer Parfois piquer les poupée C'est dans l'air C'est dans l'air C'est dans l'air, c'est millénaire S'ennivrer Coïter Quid de nos amours passés C'est dans l'air C'est dans l'air C'est dans l'air, c'est salutaire Sauf qui peut Sauve c'est mieux Sauf qu'ici, loin sont les cieux C'est dans l'air C'est dans l'air C'est dans l'air, c'est nucléaire On s'en fout On est tout On finira au fond du trou Et... Moi je chante Moi je... M'invente une vie. La fatuité... C'est laid La tyrannie... C'est laidLa félonie... C'est laid Mais la vie c'est ça aussi. Tous les rebuts vous dérangent Pourtant les fous sont des anges Les incompris vous démangent Que faire des ruses... Que fait le vent ?Refrain (x2)
Etykiety:
Homotunes
Homomałżeństwa w Portugalii coraz bliżej
W smoleńskiej mgle umknęło i mi i homomediom ważne wydarzenie z drugiego krańca Europy, o którym warto napisać. 11 lutego 2010 r. parlament Portugalii przyjął ustawę dającą parom jednopłciowym – podobnie jak w sąsiedniej Hiszpanii – możliwość zawierania związków małżeńskich. 24 lutego przedłożono ustawę prezydentowi Aníbalowi Cavaco Silvie. Prezydent Portugalii – niechętny ustawie - 13 marca skierował ją jednak do Trybunału Konstytucyjnego licząc, że ten uzna ustawę za niezgodną z konstytucją. Na szczęście 8 kwietnia Trybunał orzekł, że ustawa jest zgodna z konstytucją i homoseksualiści zawiarać małżeństwa mogą. Fakt ten niezmiernie cieszy, ale okazuje się, że portugalscy geje i lesbijki na urzędowe "tak" będą musieli jeszcze poczekać. Obecnie ustawa wróciła bowiem do prezydenta, który ma 20 dni na jej podpisanie lub zawetowanie. Spodziewane jest co prawda prezydenckie weto, choć przyznać trzeba, że jest to ruch zupełnie bezsensowny i może być odczytany tylko jako przejaw gry na zwłokę, bowiem weto prezydenckie w Portugalii obalić można zwykłą większością głosów w parlamencie. Portugalskim gejom i lesbijkom pozostaje więc tylko cierpliwie czekać.
Etykiety:
Homopromocja,
Polityka,
Prawo
HomoWarszawa dotowana przez miasto
- Czy to rewolucja? Raczej normalność - stwierdza Wojciech Szot, współautor polskiego wydania przewodnika "HomoWarszawa". Teraz urząd miasta zapłaci za wydanie dla obcokrajowców. Lewica przyklaskuje, PiS jest zaskoczony.
"HomoWarszawa" ukazała się pod koniec zeszłego roku. Teraz wspólnie ze stowarzyszeniem Otwarte Forum i Lambdą Warszawa Szot przygotowuje angielskie wydanie "Queer Warsaw". Ostatnio dowiedzieli się, że miejskie biuro kultury dofinansuje ich projekt kwotą 15,6 tys. zł. - I to była niespodzianka - nie ukrywa Wojciech Szot. - Do tej pory organizacje mniejszości seksualnych dostawały pieniądze z ratusza tylko na akcje profilaktyczne przeciw HIV/AIDS i pomoc psychologiczną. Pierwszy raz są pieniądze na kulturę. Jestem pod wrażeniem!
Zachwala: - W przewodniku pokażemy gejowską Warszawę tę sprzed lat i tę współczesną. Pokażemy warszawskich gejów i lesbijki. Pokażemy, że Warszawa jest otwarta na przybyszów. Będzie część rozrywkowa o klubach i praktyczna, np. jak się poruszać po mieście.
Skąd na to miejskie pieniądze? Biuro kultury ogłosiło konkurs na promocję historii i kultury Warszawy wśród obcokrajowców. - Idealnie się w to wpisujemy - przekonują autorzy "Queer Warsaw". Ich przewodnik już wzbudza duże zainteresowanie w wielu krajach. Mają umówione spotkania promocyjne w Szwecji, w Rumunii, w Anglii. Chcą, by książka była dostępna w Amazon.com - gigantycznym międzynarodowym portalu sprzedaży wysyłkowej.
- Był konkurs, wystartowaliśmy, wygraliśmy - mówi Szot. - Urzędnicy widzieli polskie wydanie i uznali, że to dobry produkt promujący Warszawę. Na pewno przyda się tym, którzy przyjadą tutaj na lipcową EuroPride - dodaje.
To parada mniejszości seksualnych z całej Europy organizowana co roku w innym kraju. Do Warszawy może zjechać nawet 20-30 tys. turystów z zagranicy.
- To nie jest już to samo miasto co pięć lat temu, kiedy Lech Kaczyński nie zgodził się na Paradę Równości. Urzędnicy przestali się nas bać i dostrzegli w nas partnerów. Wreszcie! - cieszy się Yga Kostrzewa z Lambdy Warszawa. - Ale w przewodniku wspomnimy też o tym, że Warszawa to nie Amsterdam. Mimo że jest otwarta i różnorodna, to parę chłopaków trzymających się za ręce wciąż mogą spotkać tu nieprzyjemności.
Z przewodnika cieszy się Bartosz Dominak, radny z SdPl: - To zbliża Warszawę do innych europejskich stolic - uważa. - Ale jeszcze bardziej ucieszę się, jak zobaczę panią prezydent na EuroPride na platformie. Podobno bardzo lubi burmistrza Berlina, który jest gejem. Może pan burmistrz jakoś ją zachęci?
- Pieniądze wydane nie na to, co trzeba. Bo co warszawski podatnik będzie miał z tego przewodnika? - pyta Maciej Maciejowski, radny PiS. - Niech ratusz skupi się na przyciągnięciu do Warszawy biznesmenów i przedsiębiorców. A do EuroPride Warszawa pewnie dołoży. Widziałem taką paradę w Berlinie z obscenicznymi zachowaniami.
Radny przyznaje jednak, że do przewodnika zerknie: - Z ciekawości, by zobaczyć, na co poszły pieniądze podatników.
Tomasz Andryszczyk, rzecznik ratusza, precyzuje, że autorzy "Queer Warsaw" dostali dotację na "popularyzację tradycji, dziedzictwa kulturowego i wielokulturowości Warszawy". - Nie wchodzimy w spory światopoglądowe, tworzymy ramy do dyskursu. Jedni poczują niedosyt, inni będą oburzeni, że każdy zgodnie z prawem może manifestować własne przekonania.
Wojciech Szot: - W przewodniku umieścimy logo Warszawy. Fajnie, bo jesteśmy mieszkańcami tego miasta.
Etykiety:
Homopromocja
Krzysztof Tomasik - "Ministra" wykluczonych
Wobec katastrofy lotniczej w Smoleńsku trudno przejść obojętnie, trudno też dzielić tragicznie zmarłych, nie ulega jednak wątpliwości, że dla środowiska LGBT szczególną stratą jest śmierć Izabeli Jarugi-Nowackiej, wieloletniej posłanki lewicy, swego czasu piastującej urząd Pełnomocniczki ds. Równego Statusu Kobiet i Mężczyzn, a także wicepremierki w rządzie Marka Belki i przewodniczącej Unii Pracy.
Działalność
Urodzona w 1950 roku, bardzo szybko zaczęła działać społecznie i na rzecz praw kobiet, u schyłku PRL-u przez dwie kadencje była przewodniczącą Ligi Kobiet Polskich. Stricte polityczna działalność zaczęła się dla niej na początku lat 90. poprzez zaangażowanie w działalność komitetów na rzecz referendum w sprawie aborcji (tzw. komitety Bujaka). W 1991 roku bez powodzenia startowała do Sejmu z listy Ruchu Demokratyczno-Społecznego. Dwa lata później została posłanką z listy Unii Pracy, której była współzałożycielką. Od tego czasu niemal regularnie zasiadała w sejmowych ławach.
W 1997 została wiceprzewodniczącą Unii Pracy, cztery lata później została Pełnomocniczką Rządu ds. Równego Statusu Kobiet i Mężczyzn w rządzie Leszka Millera. Powstanie urzędu musiała niemal wywalczyć, premier bardzo długo ociągał się z utworzeniem tego stanowiska, a Jarudze-Nowackiej proponował stanowisko wiceministry kultury.
Była bez wątpienia najlepszą i najbardziej skuteczną Pełnomocniczką w historii tego urzędu. Konsekwentnie wspierała dyskryminowane grupy, nie wypierała się swego feminizmu, potrafiła krytykować kolegów ze swojej formacji i przypominać o obietnicach wyborczych. Upominała ministra zdrowia, gdy na liście leków refundowanych nie znalazły się żadne nowe środki antykoncepcyjne, żądała wyjaśnienia czy Tadeusz Iwiński molestował tłumaczkę podczas szczytu UE w Barcelonie, nie zgadzała się z argumentacją marszałka Marka Borowskiego, że finanse nie pozwalają na refundację in vitro. Wbrew oficjalnemu polskiemu stanowisku domagała się wycofania naszych wojsk z Iraku. Osoby szczególnie przeciwdziałające dyskryminacji nagradzała Okularami Równości, to wyróżnienie otrzymały m.in. Maria Janion i Kinga Dunin. Seksistom i homofobom dawała "Skierowanie do Okulisty". Wsparła wystawę "Niech Nas Zobaczą" i powstanie pierwszej książki o homofobii - zbiór "Homofobia po polsku".
Feministyczny beton
W schyłkowym okresie rządków SLD-UP Izabela Jaruga-Nowacka stała się najbardziej wpływową kobietą lewicy. W rządzie Marka Belki została wiceprezeską Rady Ministrów ds. Komunikacji Społecznej, pilotowała m.in. rządowy program "Posiłek dla potrzebujących". Wówczas także - w 2004 roku - została przewodniczącą Unii Pracy. Tym samym stała się nie tylko pierwszą wicepremierką w III RP, ale także pierwszą kobietą kierującą partią będącą w koalicji rządowej i mającą swoich reprezentantów i reprezentantki w Sejmie. Wkrótce rozpoczęła próbę budowania dużej formacji skupiającą nieskompromitowaną lewicę pod szyldem Unii Lewicy, skąd jednak odeszła w grudniu 2005 roku. Potem do Sejmu startowała z drugiego miejsca w Gdyni z listy SLD, ale do końca nie była członkinią tej partii.
Za swoją działalność wielokrotnie była obrażana i wyśmiewana. To o niej biskup Tadeusz Pieronek powiedział "Feministyczny beton, który nie zmieni się nawet pod wpływem kwasu solnego". Była to reakcja na informację, że Jaruga-Nowacka opowiada się za liberalizacją ustawy antyaborcyjnej, edukacją seksualną w szkołach i refundacją z budżetu środków antykoncepcyjnych. Wyśmiewano także jej próbę wprowadzenia żeńskich form na określanie stanowisk politycznych takich jak "ministra" czy "polityczka".
Przyjaciółka gejów i lesbijek
Bardzo zdecydowanie wspierała kolejne Parady i Marsze Równości, szczególnie te zakazane. Jedna z wersji mówi, że słynna Parada Równości 2005 zakazana przez Lecha Kaczyńskiego, ruszyła, bo na jej czele szła właśnie Izabela Jaruga Nowacka, wówczas wicepremierka rządu. "Pojawia się na demonstracjach i manifach, w których uczestniczą geje, transwestyci i inne kontrowersyjne postaci. Nie boi się uszczerbku swojego wizerunku" - mówiła Agnieszka Graff "Polityce" w tekście poświęconym polityczce.
Zawsze elegancka, atrakcyjna, przyznawała, że nie może żyć bez codziennej dawki programów informacyjnych. Była świetnie zorientowana jaką cenę płaci za swoje poglądy, jednocześnie dbała o wizerunek, pamiętam w czasie jednej z manif narzekała w prywatnej rozmowie, że w rankingu znanych polskich feministek "Playboy" zamieścił jej wyjątkowo niekorzystne zdjęcie.
Ostatni raz widziałem Izabelę Jarugę-Nowacką w grudniu ubiegłego roku, siedziała obok mnie, gdy w siedzibie Krytyki Politycznej odbywała się dyskusja na temat praw osób transseksualnych. Zgodziła się wziąć w niej udział jako jedyna przedstawicielka polskiego parlamentu, za to w czasie debaty kilkadziesiąt osób z Młodzieży Wszechpolskiej próbowało ją przerwać. Jaruga-Nowacka deklarowała pomoc w zorganizowaniu spotkania z posłami i posłankami w celu uświadomienia problemów z jakimi muszą się borykać osoby transseksualne, przyznawała, że są to kwestie o których jej koledzy nie mają pojęcia i edukację trzeba byłoby zacząć właśnie od nich. Jedna z ostatnich inicjatyw posłanki to wyrażenie poparcia dla Grupy Inicjatywnej ds. Związków Partnerskich, także w tej kwestii okazała wolę pomocy.
Bez wątpienia była najbardziej nam przyjazną osobą w polskim parlamencie, jedyną o której można powiedzieć "nasza". Będzie Jej bardzo brakowało.
Działalność
Urodzona w 1950 roku, bardzo szybko zaczęła działać społecznie i na rzecz praw kobiet, u schyłku PRL-u przez dwie kadencje była przewodniczącą Ligi Kobiet Polskich. Stricte polityczna działalność zaczęła się dla niej na początku lat 90. poprzez zaangażowanie w działalność komitetów na rzecz referendum w sprawie aborcji (tzw. komitety Bujaka). W 1991 roku bez powodzenia startowała do Sejmu z listy Ruchu Demokratyczno-Społecznego. Dwa lata później została posłanką z listy Unii Pracy, której była współzałożycielką. Od tego czasu niemal regularnie zasiadała w sejmowych ławach.
W 1997 została wiceprzewodniczącą Unii Pracy, cztery lata później została Pełnomocniczką Rządu ds. Równego Statusu Kobiet i Mężczyzn w rządzie Leszka Millera. Powstanie urzędu musiała niemal wywalczyć, premier bardzo długo ociągał się z utworzeniem tego stanowiska, a Jarudze-Nowackiej proponował stanowisko wiceministry kultury.
Była bez wątpienia najlepszą i najbardziej skuteczną Pełnomocniczką w historii tego urzędu. Konsekwentnie wspierała dyskryminowane grupy, nie wypierała się swego feminizmu, potrafiła krytykować kolegów ze swojej formacji i przypominać o obietnicach wyborczych. Upominała ministra zdrowia, gdy na liście leków refundowanych nie znalazły się żadne nowe środki antykoncepcyjne, żądała wyjaśnienia czy Tadeusz Iwiński molestował tłumaczkę podczas szczytu UE w Barcelonie, nie zgadzała się z argumentacją marszałka Marka Borowskiego, że finanse nie pozwalają na refundację in vitro. Wbrew oficjalnemu polskiemu stanowisku domagała się wycofania naszych wojsk z Iraku. Osoby szczególnie przeciwdziałające dyskryminacji nagradzała Okularami Równości, to wyróżnienie otrzymały m.in. Maria Janion i Kinga Dunin. Seksistom i homofobom dawała "Skierowanie do Okulisty". Wsparła wystawę "Niech Nas Zobaczą" i powstanie pierwszej książki o homofobii - zbiór "Homofobia po polsku".
Feministyczny beton
W schyłkowym okresie rządków SLD-UP Izabela Jaruga-Nowacka stała się najbardziej wpływową kobietą lewicy. W rządzie Marka Belki została wiceprezeską Rady Ministrów ds. Komunikacji Społecznej, pilotowała m.in. rządowy program "Posiłek dla potrzebujących". Wówczas także - w 2004 roku - została przewodniczącą Unii Pracy. Tym samym stała się nie tylko pierwszą wicepremierką w III RP, ale także pierwszą kobietą kierującą partią będącą w koalicji rządowej i mającą swoich reprezentantów i reprezentantki w Sejmie. Wkrótce rozpoczęła próbę budowania dużej formacji skupiającą nieskompromitowaną lewicę pod szyldem Unii Lewicy, skąd jednak odeszła w grudniu 2005 roku. Potem do Sejmu startowała z drugiego miejsca w Gdyni z listy SLD, ale do końca nie była członkinią tej partii.
Za swoją działalność wielokrotnie była obrażana i wyśmiewana. To o niej biskup Tadeusz Pieronek powiedział "Feministyczny beton, który nie zmieni się nawet pod wpływem kwasu solnego". Była to reakcja na informację, że Jaruga-Nowacka opowiada się za liberalizacją ustawy antyaborcyjnej, edukacją seksualną w szkołach i refundacją z budżetu środków antykoncepcyjnych. Wyśmiewano także jej próbę wprowadzenia żeńskich form na określanie stanowisk politycznych takich jak "ministra" czy "polityczka".
Przyjaciółka gejów i lesbijek
Bardzo zdecydowanie wspierała kolejne Parady i Marsze Równości, szczególnie te zakazane. Jedna z wersji mówi, że słynna Parada Równości 2005 zakazana przez Lecha Kaczyńskiego, ruszyła, bo na jej czele szła właśnie Izabela Jaruga Nowacka, wówczas wicepremierka rządu. "Pojawia się na demonstracjach i manifach, w których uczestniczą geje, transwestyci i inne kontrowersyjne postaci. Nie boi się uszczerbku swojego wizerunku" - mówiła Agnieszka Graff "Polityce" w tekście poświęconym polityczce.
Zawsze elegancka, atrakcyjna, przyznawała, że nie może żyć bez codziennej dawki programów informacyjnych. Była świetnie zorientowana jaką cenę płaci za swoje poglądy, jednocześnie dbała o wizerunek, pamiętam w czasie jednej z manif narzekała w prywatnej rozmowie, że w rankingu znanych polskich feministek "Playboy" zamieścił jej wyjątkowo niekorzystne zdjęcie.
Ostatni raz widziałem Izabelę Jarugę-Nowacką w grudniu ubiegłego roku, siedziała obok mnie, gdy w siedzibie Krytyki Politycznej odbywała się dyskusja na temat praw osób transseksualnych. Zgodziła się wziąć w niej udział jako jedyna przedstawicielka polskiego parlamentu, za to w czasie debaty kilkadziesiąt osób z Młodzieży Wszechpolskiej próbowało ją przerwać. Jaruga-Nowacka deklarowała pomoc w zorganizowaniu spotkania z posłami i posłankami w celu uświadomienia problemów z jakimi muszą się borykać osoby transseksualne, przyznawała, że są to kwestie o których jej koledzy nie mają pojęcia i edukację trzeba byłoby zacząć właśnie od nich. Jedna z ostatnich inicjatyw posłanki to wyrażenie poparcia dla Grupy Inicjatywnej ds. Związków Partnerskich, także w tej kwestii okazała wolę pomocy.
Bez wątpienia była najbardziej nam przyjazną osobą w polskim parlamencie, jedyną o której można powiedzieć "nasza". Będzie Jej bardzo brakowało.
Etykiety:
Polityka
niedziela, 11 kwietnia 2010
Tragedia 24h live
Trudno mi uciec dzisiaj od tematu katastrofy w Smoleńsku, ale jednocześnie trudno mi włączyć się w milionowy zastęp żałobników. W telewizji wciąż to samo, wciąż i wciąż na okrągło. I do tego to ciągłe łączenie mordu w Katyniu z zupełnym przypadkiem, jakim była katastrofa lotnicza. Nagle, to co przypadkowe stało się niezbadanym wyrokiem bożym, kontynuacją i znakiem. Bezsensowne doszukiwanie się sensu w bezsensie śmierci zajmuje niemal wszystkich Polaków. Kraj opanowała histeria. Telewizyjne relacje zamieniły się w 24-godzinny reality show z trupami w roli głównej, nadawany live na wszystkich możliwych kanałach. Uświadamia mi to jak bardzo, my Polacy, kochamy tragedie, wielkie i z dużą liczbą ofiar. Im większa tragedia tym większe show i większa jego widownia. Cierpienie daje złudzenie, że wybija nas ono ponad inne narody. Boję się, że kraj popadnie teraz w religijną ekstazę. Już pojawiają się absurdalne głosy, że katastrofa powinna być przestrogą dla Polaków. Spece od chrystusowej magii reklamują, że zaufać można tylko bogu i w nim pokładać nadzieję oraz to, że jest w tej tragedii jakiś palec boży. Nawet nagłówek artykułu na Onet.pl mówiący, że wczoraj „to nie padał deszcz, to płakały anioły”, sugeruje ingerencję sił nadprzyrodzonych. Szkoda, że anioły nie usunęły mgły znad lotniska albo nie podpowiedziały pilotowi, żeby lądował na innym. Te anioły wyglądają mi raczej na jakieś złośliwe chochliki. Niestety magiczne myślenie udziela się narodowi coraz silniej. Coraz mniej miejsca pozostaje na zdrowy rozsądek i na zrozumienie, że śmierć w takiej katastrofie jaka zdarzyła się w Smoleńsku nie ma sensu. O ile w ogóle śmierć może mieć jakiś sens. A jaka płynie przestroga z tej katastrofy? Chyba tylko taka, by nie transportować niemal wszystkich najważniejszych osób jednym samolotem i jeśli naziemni nawigatorzy sugerują pilotowi by lądował na innym lotnisku to powinien to zrobić, dla bezpieczeństwa nie tylko pasażerów ale i własnego. Mam nadzieję, że media i politycy przestaną też w końcu mówić o fatum i klątwie katyńskiej, bo jest to absurdalne. Gdzie indziej jak nie na trasie do Smoleńska miałby się rozbić samolot lecący do Smoleńska? W Londynie? A może w Moskwie? Co się zaś tyczy się mitycznego palca bożego to jeśli powodowałby on takie tragiczne skutki jak katastrofa lotnicza to ja bym wolał, żeby mnie nie dotykał.
Etykiety:
Polityka
Łukasz Pałucki - Pożegnanie z Jarugą
Składam szczere kondolencje wszystkich rodzinom i bliskim ofiar. Szczególne kondolencje składam tym, których znam, m. in. kolegom i koleżankom z SLD i Unii Pracy, którzy stracili posłów, m. in. kandydata na prezydenta - Jerzego Szmajdzińskiego, posłankę i członkinię Prezydencji Europejskiej Partii Socjalistów - Joannę Szymanek-Deresz, którą widziałem jeszcze nie tak dawno w na Kongresie PES w Pradze.
Największy ból sprawiła mi informacja o śmierci osoby, którą znałem najlepiej spośród wszystkich ofiar katastrofy. Odejście Izabeli Jarugi-Nowackiej boli mnie najbardziej. Odeszła kobieta, którą zapamiętam jako uśmiechniętą i serdeczną. Zapamiętam „Jarugę” jako wielką wojowniczkę o prawa człowieka, która jak prawdziwy europejski socjalista nie boi się bronić niepopularnych grup prześladowanych. Zapamiętam ją jako wielką wojowniczkę o prawa lesbijek i gejów. W końcu zapamiętam ją jako osobę otwartą, której nigdy nie uderzyła „woda sodowa” do głowy. Izabela Jaruga-Nowacka zawsze była otwarta na kontakty z ludźmi, nawet w okresie gdy pełniła funkcję wicepremiera RP jej drzwi były otwarte dla działaczy pozarządowych.
Mógłbym tutaj długo pisać o wszystkim, co ta dzielna kobieta zrobiła dla gejów i lesbijek. Mógłbym pisać o nagrodach, które wręczały jej organizacje pozarządowe. Wole wspomnieć sytuację, która dla mnie będzie zawsze wiązała się z jej osobą...
Wydarzyło się to 10 czerwca 2005 roku podczas Parady Równości w Warszawie. Byłem współorganizatorem tej nielegalnej (wtedy) imprezy. My, organizatorzy, stąpaliśmy po kruchym lodzie. Nie mogliśmy nawet zaprosić ludzi na marsz, bo było to nie zgodne z prawem. Baliśmy się, że przyjdzie mało ludzi, ale kiedy zebraliśmy się pod sejmem, spotkaliśmy tysiące osób, wśród nich była wicepremier Jaruga-Nowacka oraz ludzie z niemieckiej lewicy, m.in. Claudia Roth - szefowa niemieckiej partii zielonych. Obie Panie były najważniejszymi politykami na paradzie. Wiedzieliśmy, że istnieje ryzyko, że policja nas zwyczajnie spałuje i rozpędzi, to Izabela i Claudia dodawały nam otuchy. Byliśmy też świadomi, że jeśli coś by się im stało, wybuchłby skandal w Polsce i/lub w Niemczech. Jednak pod sejmem byliśmy otoczeni przez policję, a od zachodniej strony blokowali nas dodatkowo wszechpolacy, rzucając kamieniami i jajkami. Wszystko wskazywało na to, że to koniec imprezy i parady nie będzie.
Wtedy ówczesna Wicepremier Jaruga-Nowacka zdecydowała się wdrożyć w życie plan, który my, organizatorzy, nazywaliśmy wtedy „mission imposible”. Jaruga trzymając pod rękę Claudię Roth (która trzymała za rękę Volkera Becka, niemieckiego posła) najzwyczajniej w świecie pomaszerowała na rzucających kamieniami wszechpolaków. Wszystko wydarzyło się bardzo szybko, zdążyłem tylko usłyszeć, jak jeden z oficerów BOR-u krzyknął do słuchawki: „Premier w niebezpieczeństwie! Ruszać się!”. W ciągu minuty oficerowie BOR oraz policja „przepołowili” grupę wszechpolaków na dwie części, a środkiem przeszła cała Parada Równości i doszła aż do centrum pod Pałac Kultury. Gdyby nie Jaruga-Nowacka i jej odwaga, nie byłoby Parady Równości 2005.
Chciałbym żeby ludzie pamiętali tę dzielną lewicową polityczkę, feministkę i wielką i sprawdzoną przyjaciółkę lesbijek i gejów.
W lipcu 2010 organizuję konferencję Rainbow Rose w Warszawie. Nie potrafię sobie jej wyobrazić bez „Jarugi” za stołem konferencyjnym. Kiedyś w Polsce wejdzie w życie ustawa o związkach rejestrowanych, ja nie potrafię sobie wyobrazić tego dnia bez Izabeli Jarugi-Nowackiej, która jak dobra „matka wszystkich gejów i lesbijek” będzie piastunką tej ustawy.
Odeszła wielka kobieta, będzie mi jej bardzo brakowało…
Mógłbym tutaj długo pisać o wszystkim, co ta dzielna kobieta zrobiła dla gejów i lesbijek. Mógłbym pisać o nagrodach, które wręczały jej organizacje pozarządowe. Wole wspomnieć sytuację, która dla mnie będzie zawsze wiązała się z jej osobą...
Wydarzyło się to 10 czerwca 2005 roku podczas Parady Równości w Warszawie. Byłem współorganizatorem tej nielegalnej (wtedy) imprezy. My, organizatorzy, stąpaliśmy po kruchym lodzie. Nie mogliśmy nawet zaprosić ludzi na marsz, bo było to nie zgodne z prawem. Baliśmy się, że przyjdzie mało ludzi, ale kiedy zebraliśmy się pod sejmem, spotkaliśmy tysiące osób, wśród nich była wicepremier Jaruga-Nowacka oraz ludzie z niemieckiej lewicy, m.in. Claudia Roth - szefowa niemieckiej partii zielonych. Obie Panie były najważniejszymi politykami na paradzie. Wiedzieliśmy, że istnieje ryzyko, że policja nas zwyczajnie spałuje i rozpędzi, to Izabela i Claudia dodawały nam otuchy. Byliśmy też świadomi, że jeśli coś by się im stało, wybuchłby skandal w Polsce i/lub w Niemczech. Jednak pod sejmem byliśmy otoczeni przez policję, a od zachodniej strony blokowali nas dodatkowo wszechpolacy, rzucając kamieniami i jajkami. Wszystko wskazywało na to, że to koniec imprezy i parady nie będzie.
Wtedy ówczesna Wicepremier Jaruga-Nowacka zdecydowała się wdrożyć w życie plan, który my, organizatorzy, nazywaliśmy wtedy „mission imposible”. Jaruga trzymając pod rękę Claudię Roth (która trzymała za rękę Volkera Becka, niemieckiego posła) najzwyczajniej w świecie pomaszerowała na rzucających kamieniami wszechpolaków. Wszystko wydarzyło się bardzo szybko, zdążyłem tylko usłyszeć, jak jeden z oficerów BOR-u krzyknął do słuchawki: „Premier w niebezpieczeństwie! Ruszać się!”. W ciągu minuty oficerowie BOR oraz policja „przepołowili” grupę wszechpolaków na dwie części, a środkiem przeszła cała Parada Równości i doszła aż do centrum pod Pałac Kultury. Gdyby nie Jaruga-Nowacka i jej odwaga, nie byłoby Parady Równości 2005.
Chciałbym żeby ludzie pamiętali tę dzielną lewicową polityczkę, feministkę i wielką i sprawdzoną przyjaciółkę lesbijek i gejów.
W lipcu 2010 organizuję konferencję Rainbow Rose w Warszawie. Nie potrafię sobie jej wyobrazić bez „Jarugi” za stołem konferencyjnym. Kiedyś w Polsce wejdzie w życie ustawa o związkach rejestrowanych, ja nie potrafię sobie wyobrazić tego dnia bez Izabeli Jarugi-Nowackiej, która jak dobra „matka wszystkich gejów i lesbijek” będzie piastunką tej ustawy.
Odeszła wielka kobieta, będzie mi jej bardzo brakowało…
Etykiety:
Polityka
sobota, 10 kwietnia 2010
Everybody loves you when you're dead
"Everybody loves you when you're dead" - Stranglersi mieli taki numer. Bardzo aktualny. Bo teraz wszyscy ci, którzy się ze zmarłym żarli będą jak najszczerzej przekonywać, że łączą się w bólu. – napisał dziś bardzo trafnie Sławek Starosta. Polskę ogarnęła kolejna fala histerii i prawie wszyscy zaczęli przekonywać innych o tym, jak kochali prezydenta, łącznie z gejami, którzy na przeróżnych portalach rozpisują się jak to „wznoszą się ponad podziały” i okazują „człowieczeństwo”. Za to, że śmierć Lecha Kaczyńskiego do płaczu nie doprowadza można być na tych forach słownie zlinczowanym i oskarżonym o najgorsze cechy, łącznie z kuriozalnym zarzutem, że nie jest się patriotą. A co ma patriotyzm do tego? Moim zdaniem absolutnie nic. Już minęły na szczęście czasy, kiedy to władca mówił, że państwo to on. Kiedy mówię jednak ludziom, że nie płaczę po prezydencie to większość rozmówców jest oburzona tym faktem tak jakbym mówił, że cieszę się z tego, że zginął albo życzyłbym mu śmierci. A przecież nic takiego nawet nie pomyślałem. Nikomu chyba nie życzyłbym śmierci, a już z pewnością nie życzyłbym nikomu takiej tragicznej śmierci. Współczuję bliskim Lecha Kaczyńskiego straty i rozumiem ból jaki zapewne czują po jego śmierci, ale ja tego bólu nie odczuwam i łez po nim ronił nie będę, choćbym nie wiem jak się do tego zmuszał. Nie zapisał się on miło w mojej pamięci i będę go źle wspominał, a z pewnością nie będę za nim tęsknił. Lech Kaczyński na stanowisku prezydenta to była wielka tragedia. Jego prezydentura to okres światopoglądowego zastoju, szerzenia nietolerancji i homofobii. Polska w tym czasie stała się rezerwatem zacofania. Działania i wypowiedzi Kaczyńskiego były jawnie homofobiczne i dyskryminujące. Wraz z prezydentem Ugandy Yoweri Musewenim prezydent RP został wyróżniony wprowadzeniem do tzw. Sali Wstydu (ang. Hall of Shame, co jest trawestacją Hall of Fame, czyli Sali Sławy) przez Human Rights Watch. Powodów tego mało zaszczytnego wyróżnienia było – co warto przypomnieć – niestety wiele. Lech Kaczyński od początku swojej kariery politycznej występował przeciw prawom gejów i lesbijek. Kaczyński, piastując funkcję Prezydenta m.st. Warszawy, próbował zakazać przeprowadzenia Parad Równości zarówno w 2004 jak i 2005 roku. Odmówił także spotkania z ich organizatorami twierdząc, że „nie ma zamiaru spotykać się ze zboczeńcami”. Podczas kampanii na stanowisko prezydenta kraju, Kaczyński powiedział, że będzie kontynuował swój sprzeciw Paradom Równości, jako, że „nie może być przyzwolenia na publiczne promowanie homoseksualizmu”. Potem – w czasach bycia prezydentem państwa – było jeszcze gorzej – strasznie narodu w orędziu noworocznym gejami i lesbijkami, publiczne mówienie nonsensów, że homoseksualizm zagraża ludzkości i należy zwalczać propagandę homoseksualną itp. Ostatni za jego życia popis homofobii prezydent dał podczas tegorocznego religijnego zjazdu w Gnieźnie, gdzie kolejny raz bełkotał bzdury o zagrożeniach rodziny ze strony gejów.
Nie powinno nikogo zatem dziwić, że płakać po prezydencie nie będę. Rozumiem płacz tych, którym był on bliski. Jednak mi bliski nie był i już nie będzie. Kropka.
Nie powinno nikogo zatem dziwić, że płakać po prezydencie nie będę. Rozumiem płacz tych, którym był on bliski. Jednak mi bliski nie był i już nie będzie. Kropka.
Etykiety:
Polityka
Izabela Jaruga-Nowacka (ur. 23 sierpnia 1950, zm. 10 kwietnia 2010)
Izabela Jaruga-Nowacka (ur. 23 sierpnia 1950 w Gdańsku, zm. 10 kwietnia 2010 w Smoleńsku) – polska polityk, posłanka na Sejm II, IV, V i VI kadencji, była przewodnicząca Unii Pracy i Unii Lewicy, wicepremier w rządach Marka Belki. W latach 2001-2004 pełniła funkcję sekretarza stanu, Pełnomocnika Rządu ds. Równego Statusu Kobiet i Mężczyzn.
Działa na rzecz równego statusu kobiet i mężczyzn, państwa neutralnego światopoglądowo oraz zapewnienia równych szans startu życiowego młodzieży poprzez dostępność edukacji. Aktywnie działa na rzecz osób homoseksualnych. Zawsze stawała w obronie tych, którzy są dyskryminowani i których prawa są łamane.
W 2001 uhonorowana nagrodą Tęczowego Lauru "za odwagę w głoszonych poglądach i wsparcie udzielane inicjatywom służącym przełamywaniu nietolerancji i ograniczoności społeczeństwa".
Śmierć Izabeli Jarugi-Nowackiej jest wielką tragedią, smutkiem i niepowetowaną stratą nie tylko dla jej najbliższych, ale dla całego kraju. Była ona osobą wyjątkowo bliską dla mnie i rzeszy innych osób homoseksualnych w Polsce. Była zawsze blisko nas i naszych problemów. Zginął nasz wielki i oddany przyjaciel. Wątpię w istnienie na scenie politycznej osoby, która mogłaby ją zastąpić.
Etykiety:
Polityka
Subskrybuj:
Posty (Atom)