sobota, 26 września 2009

Azrael - Kościół - więcej i więcej

Złe informacje dla polskiego Kościoła Katolickiego są na porządku dziennym. Nie ma praktycznie tygodnia, aby nie docierały do nas informacje o mniejszej, czy większej aferze kościelnej. Media, i to nie tylko te “liberalne”, żeby nie powiedzieć - libertyńsko - lewackie nie zamiatają już spraw społecznych, majątkowych, czy wręcz aferalnych pod dywan - tylko o nich informują. Zdarzają się jeszcze wprawdzie sytuacje, kiedy administracja państwa, czy aparat prawa ulegają presji swoistej poprawności klerykalnej, jak było w przypadku umorzeń dochodzeń wobec różnych aspektów działania redemptorysty z Torunia - ale dzieje się to już co raz rzadziej. Gorzej jest z samą hierarchią kościelną, która mentalnie tkwi w swojej twierdzy i każdą informację, czy publikację traktuje jako atak na “świętości”.“Czarny Piotruś” betanek z Kazimierza Dolnego, ksiądz Roman K., który według zeznań kilku z sióstr dopuścił się co najmniej czynów lubieżnych - nie spotkał się z żadną sankcją, lecz został w nagrodę wikarym, w diecezji stronnika Tadeusza Rydzyka, biskupa Stefanka. A prokuratorzy, którzy go poszukiwali, zamiast zarządzić doprowadzenie go do prokuratury - sami się pofatygowali do parafii w Długosiodle. Potraktowali go jak prezydenta, do którego też do Pałacu Namiestnikowskiego przyjeżdżają.
Wstyd jest obcy Kościołowi. Kościół przeprasza za winy tylko wtedy, kiedy jest do tego przymuszony, żelaznymi dowodami - albo z czystego koniunkturalizmu. A już na pewno nigdy nie odda pola, które zajął.
Obywatele, wierni widzą jednak wszystko - i wyciągają wnioski - nie wobec swojej wiary, lecz wobec namiestników Kościoła. Badania uczestnictwa w mszy niedzielnej, przeprowadzone kilka miesięcy temu, wykazały, że w niektórych regionach liczba wiernych w kościołach spadła o kilka, a nawet kilkanaście procent. Są regiony ( jak np. Łódź), gdzie liczba ta nie wiele przekracza 30% wszystkich parafian…Spada też dramatycznie ilość powołań. Okazuje się, że dla wsi, gdzie zawód księdza (bo trudno mówić o powołaniu) był pierwszym wyborem - przegrywa on już z wojskiem, emigracją zarobkową, czy po prostu z nauką.
Rodzice z kolei stwierdzili, że nauka religii w szkole nie jest takim znów dobrodziejstwem. Okazuje się, że już około 50% rodziców dzieci w wieku szkolnym woli dzieci posyłać do salek katechetycznych. Za utrzymaniem obecnego status quo jest około 35% rodziców. Nie jest to argument dla hierarchów, choć nawet publicyści katoliccy widzą ten problem, i tak jak dyrektor Katolickiej Agencji Informacyjnej, Marcin Przeciszewski, widzą jego rozwiązanie w systemie mieszanym - czyli cześć zajęć w szkole - część w salach przy parafiach. Problem jednak jest taki, że oznaczałby to konieczność ograniczenia kościoła i jego wpływu na edukację - i oczywiście ograniczyłoby wpływy finansowe. A nic tak Kościoła nie martwi, jak kasa…
Kościół w Polsce jest praktycznie poza jakąkolwiek kontrolą finansową. Może poza Caritasem. Fundusz Kościelny, z którego płacone są składki na ubezpieczenia społeczne (przez Skarb Państwa - czyli przez nas, świeckich podatników) jest jeszcze gorszą patologią, niż KRUS. Zwolnienia podatkowe, dla instytucji kościelnych, a także praktycznie nieograniczone ulgi i zwolnienia podatkowe, czyli odliczania bez ograniczeń przez podatników podatku dochodowego darowizn na działalność charytatywno-opiekuńczą na rzecz Kościoła - dają możliwość różnego rodzaju machlojek finansowych. Sprawa “Stella Maris” to tylko malutki wierzchołek powszechnego procederu Kościoła w Polsce.Najbardziej sensowną formą finansowania Kościoła wydaje się być wprowadzenie podatku kościelnego. Tylko, że wtedy Kościół musiałby się zająć tym, od czego się już dawno odzwyczaił - czyli działalnością służebną na rzecz wiernych. No i oczywiście musiałby poddać swoje finanse kontroli państwa. I to boli najbardziej hierarchię kościelną.
Dodajmy do tego dotowanie Kościoła przez państwo. Państwo finansuje też dwie uczelnie – lubelski KUL oraz Papieską Akademię Teologiczną w Krakowie, na kwotę 80 mln rocznie. Sprawa Świątyni Opatrzności w Wilanowie jest następnym krokiem, jak daleko Kościół może się posunąć w zawłaszczaniu pieniędzy państwa.
Kościół jest w ogóle czysty i niewinny. Oczyścił się na przykład całkowicie z agentów bezpieki. Na ponad 130 biskupów Konferencji Episkopatu Polski nie ma ANI JEDNEGO AGENTA SB PRL…!. Tylko “oszołom”, ksiądz Isakowicz - Zaleski twierdzi coś innego (byłem na spotkaniu z nim - więc wiem, co on mówi - a wiedza jego oparta jest o solidną kwerendę dokumentów).
Ksiądz Nęcek, asystent kardynała Dziwisza, twierdzi wprost, że Kościół Katolicki (przynajmniej w diecezji krakowskiej) został już całkowicie zlustrowany i oczyszczony z agentów. Jak to uczyniono? We własnym zakresie, tak, aby przypadkiem nic nie przedostało się na zewnątrz i nikt nie poniósł uszczerbku na tak zwanym honorze. Wszystko przybrało wymiar “moralny” i zakończyło się opracowaniami studialnymi historyków historyków Papieskiej Akademii Teologicznej. A wierni w dalszym ciągu zadają sobie pytania, czy chodząc do spowiedzi, szli po rozgrzeszenie, czy po prostu bezwiednie składali raporty…
Kościół Katolicki w Polsce nie miałby takiej pozycji, gdyby nie jego oczywiste zasługi dla odzyskania suwerenności. Nie miałby jednak tak nieuzasadnionej pozycji - gdyby nie polscy politycy. To oni, bez wyjątku i bez podziału na poszczególne opcje polityczne, doprowadzili do rozpanoszenia się kościoła. Kościół nie ustaje w walce o wpływy, pieniądze, dotacje, o bezpośredni wpływ na struktury państwa.
Przykład tego mieliśmy w poprzedniej kadencji Sejmu, kiedy fundamentaliści katoliccy próbowali tylnymi drzwiami wprowadzić do Konstytucji RP zapisy o tak zwanej “ochronie życia poczętego”, co dałoby im możliwość zmiany ustawy z roku 1993, zostawiającej kobietom jeszcze minimalne prawa o decydowaniu o tym, czy chcą dziecko urodzić, czy nie. Przypomnijmy - chodziło wtedy o zmiany zapisów art. 30 i 38 Konstytucji RP.Z punktu widzenia Polski, jej stabilności i demokracji – dobrze się stało, że nie doszło do zmian w Konstytucji RP, realizowanych w ten sposób. Bo to nie tylko chodziło o zagadnienia moralne.
Podobną rozgrywką - tylko jeszcze bardziej nieudolną - była próba autorstwa 46 posłów LPR, PiS, i PSL, pod światłym przewodnictwem Artura Górskiego, intronizacji Jezusa Chrystusa na króla Polski…
Możemy się z tego śmiać, gdyby nie to, że ukazuje to, jak zdeterminowani są to ludzie, jak zdeterminowani są ich mocodawcy kościelni.
Mówi się wiele o wpływach w Polsce prałatury Opus Dei, o jej zakulisowych działaniach. Wpływy Opus Dei są dużo większe, niż by się nawet wydawało z punktu widzenia pozycji Kościoła Katolickiego w Polsce. Ta działalność polega głównie na przenikaniu do środowisk biznesu, administracji państwa, szkolnictwa. Opus Dei wybiera sobie ludzi zaangażowanych, elity intelektualne i zawodowe i poprzez nich próbuje „formatować” różne instytucje w myśl interesów Kościoła Katolickiego.
Kościół wszedł w polskie życie polityczne bardzo głęboko, szczególnie w ostatnich dwóch latach panowania PiS. I bardzo mu się to podoba. Oczywiście – ani poszczególni hierarchowie, ani Konferencja Episkopatu Polski nie może się bezpośrednio angażować w życie polityczne, nie może zabierać głosu w sprawie inicjatyw czysto politycznych, ale ilość i jakość spraw podejmowanych przez instytucję państwa, rzutująca na sytuację KK jest tak ogromna – że nie może to pozostać poza ich sferą zainteresowania i wpływów. Można – a nawet trzeba wykorzystać do tego Tadeusza Rydzyka. I tak wszyscy wiedzą, że jest to bardziej lobbysta polityczny i gracz – niż ksiądz. Ma do tego zaplecze medialne – i dobre kontakty.
Działania Kościoła Katolickiego w przestrzeni publicznej nasiliły się. Aktywność hierarchów Kościoła jest aż nazbyt widoczna. Pamiętamy sprawy in vitro, matury z religii. Katolicyzm nie jest w Polsce, religią panującą, ale można śmiało powiedzieć, że instytucje kościelne w sposób mocno niepokojący ingerują w życie społeczne i polityczne.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz