Przed laty - ci, którzy byli wtedy dziećmi, dziś już mają prawa wyborcze - z moją znajomą, holenderską dziennikarką, zwiedzałam rozmaite wydarzenia i partie przedwyborcze. Kiedy już zaliczyłyśmy całe spektrum, Wera podsumowała swoje wrażenia. „Wiesz - powiedziała - u was jest inaczej. Nie macie żadnej lewicy, bo to, co wy nazywacie lewicą, u nas nazywa się prawicą. A to, co u was nazywa się prawicą, my nazywamy lunatics". Użyła określenia angielskiego, więc nie wiem, jak to jest po niderlandzku, po polsku chyba oszołomy. I proszę się na mnie nie zżymać, ja po prostu wspominam. Może warto tu dodać, że dziennikarka ta reprezentowała prawicową, konserwatywną, protestancką gazetę. A przypomniałam sobie o tym niespodziewanie, kiedy w jednym z portali znalazłam informację, że brytyjscy konserwatyści, sojusznicy Prawa i Sprawiedliwości w Parlamencie Europejskim, wysyłają na warszawską Paradę Równości homoseksualistę, który ma nauczyć polityków PiS tolerancji wobec mniejszości seksualnych. Do Polski przyjedzie Nick Herbert, jeden z czołowych polityków tej partii, który jest jawnym gejem. Oczywiście nie chodzi tu o Polskę, tylko o kampanię wyborczą na Wyspach i utrącenie argumentów, że konserwatyści to homofobi.
Odpowiedź na pytanie, czy koledze z sojuszniczej partii będzie towarzyszył ktoś z PiS, jest chyba oczywista. Nie spodziewam się również zobaczyć tam pani rzecznik do spraw równego traktowania, symbolu tego, jak PO traktuje te sprawy.
Przejdźmy więc dalej, czyli dajmy się poprowadzić linkom. Pierwszy z nich łączy nas z rozmową Moniki Olejnik z Jarosławem Gowinem, który czyni takie oto wyznanie: „Praktykę homoseksualną uważam za naganną moralnie, a sam homoseksualizm jest grzechem. Ale to nie znaczy, że nie lubię gejów, bo jak pani wie, należy oddzielać grzech od grzesznika". Katoliccy hipokryci już zdążyli powtórzyć tyle razy, że należy oddzielać grzech od grzesznika, że zdanie to stało się przezroczyste.
Tym bardziej warto się czasem zastanowić nad jego sensem. Powiedzmy, dowiaduję się, że mój znajomy, skądinąd bardzo atrakcyjny, bije swoją żonę. Oddzielam grzech od grzesznika i znajomego nadal lubię, a żonie mówię: „To bardzo naganne moralnie, a może nawet grzech, ale jakoś nie mogę go przestać lubić". Czy mam liczyć na to, że jeśli jest katoliczką, to mnie zrozumie? No, nie wiem. Wydaje mi się, choć jako prostej ateistce może mi się tylko wydawać, że w tym całym oddzielaniu nie chodzi o lubienie, tylko o caritas, miłość chrześcijańską, którą podobno katolicy powinni okazywać wszystkim bez wyjątku bliźnim. Nie wiem dokładnie, co to oznacza, ale myślę, że chodzi o współczucie, brak nienawiści, gotowość do wspierania na drodze do poprawy, żal, że grzesznik naraża się na wieczne potępienie itp., ale żeby lubić? Lubienie jest jednak formą społecznego wsparcia nie tylko dla grzesznika, ale i dla grzechu. Może moja doskonałość moralna nie jest tak doskonała jak posła Gowina, ale nie lubię ludzi stosujących przemoc fizyczną, nie lubię kłamców i różnych innych grzeszników. Gejów ani lubię, ani nie lubię, bo cóż to za kategoria? Ludzie jak inni, jedni warci sympatii, inni nie. A co do Gowina i innych mu podobnych, przechwalających się swoją sympatią do gejów albo tym, że z niektórymi się przyjaźnią, myślę, że nie kłamią. Po prostu inna orientacja nie robi na nich żadnego wrażenia, wcale nie wzbudza moralnego potępienia ani przerażenia grzechem. A o tym grzechu i moralności mówią tylko z powodów ideologicznych. Są gotowi dzielić i szczuć tylko dlatego, że na tym budują swoją polityczną i światopoglądową tożsamość. Wolą iść ręka w rękę z homofobami nieznającymi żadnej caritas, niż z kolegą z konserwatywnej partii pójść na Paradę Równości. Chyba ich za to nie lubię.
Odpowiedź na pytanie, czy koledze z sojuszniczej partii będzie towarzyszył ktoś z PiS, jest chyba oczywista. Nie spodziewam się również zobaczyć tam pani rzecznik do spraw równego traktowania, symbolu tego, jak PO traktuje te sprawy.
Przejdźmy więc dalej, czyli dajmy się poprowadzić linkom. Pierwszy z nich łączy nas z rozmową Moniki Olejnik z Jarosławem Gowinem, który czyni takie oto wyznanie: „Praktykę homoseksualną uważam za naganną moralnie, a sam homoseksualizm jest grzechem. Ale to nie znaczy, że nie lubię gejów, bo jak pani wie, należy oddzielać grzech od grzesznika". Katoliccy hipokryci już zdążyli powtórzyć tyle razy, że należy oddzielać grzech od grzesznika, że zdanie to stało się przezroczyste.
Tym bardziej warto się czasem zastanowić nad jego sensem. Powiedzmy, dowiaduję się, że mój znajomy, skądinąd bardzo atrakcyjny, bije swoją żonę. Oddzielam grzech od grzesznika i znajomego nadal lubię, a żonie mówię: „To bardzo naganne moralnie, a może nawet grzech, ale jakoś nie mogę go przestać lubić". Czy mam liczyć na to, że jeśli jest katoliczką, to mnie zrozumie? No, nie wiem. Wydaje mi się, choć jako prostej ateistce może mi się tylko wydawać, że w tym całym oddzielaniu nie chodzi o lubienie, tylko o caritas, miłość chrześcijańską, którą podobno katolicy powinni okazywać wszystkim bez wyjątku bliźnim. Nie wiem dokładnie, co to oznacza, ale myślę, że chodzi o współczucie, brak nienawiści, gotowość do wspierania na drodze do poprawy, żal, że grzesznik naraża się na wieczne potępienie itp., ale żeby lubić? Lubienie jest jednak formą społecznego wsparcia nie tylko dla grzesznika, ale i dla grzechu. Może moja doskonałość moralna nie jest tak doskonała jak posła Gowina, ale nie lubię ludzi stosujących przemoc fizyczną, nie lubię kłamców i różnych innych grzeszników. Gejów ani lubię, ani nie lubię, bo cóż to za kategoria? Ludzie jak inni, jedni warci sympatii, inni nie. A co do Gowina i innych mu podobnych, przechwalających się swoją sympatią do gejów albo tym, że z niektórymi się przyjaźnią, myślę, że nie kłamią. Po prostu inna orientacja nie robi na nich żadnego wrażenia, wcale nie wzbudza moralnego potępienia ani przerażenia grzechem. A o tym grzechu i moralności mówią tylko z powodów ideologicznych. Są gotowi dzielić i szczuć tylko dlatego, że na tym budują swoją polityczną i światopoglądową tożsamość. Wolą iść ręka w rękę z homofobami nieznającymi żadnej caritas, niż z kolegą z konserwatywnej partii pójść na Paradę Równości. Chyba ich za to nie lubię.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz