W dzisiejszej prasie dwie rzeczy, które mnie zainteresowały i poniekąd ucieczyły. Pierwsza to reakcja Magdaleny Środy na religijny obłęd Radziszewskiej i jej wynaturzenia w Gościu Niedzielnym. Bałem się, że ten kompromitujący Radziszewską wywiad zostanie zupełnie zbagatelizowany, co w mojej opinii byłoby rzeczą zła, gdyż brak reakcji na głupotę rządzących równa się przyzwoleniu na nią. Szkoda, że głos zabrała tylko Magdalena Środa i szkoda, że był on mało wyrazisty. Spodziewałem się po Środzie czegoś więcej. Kpina z religijnego dewotyzmu jest rzeczą słuszną, ale chyba niewystarczającą w przypadku, gdy chorobliwie obsesyjna religijność jest politycznym programem pełnomocnika ds równego statusu. Magdalena Środa pisze tak:
"Narzeka się na rząd, że nie robi nic, a tu proszę! Minister Radziszewska opowiedziała "Gościowi Niedzielnemu" (13 września) o swoich Herkulesowych Pracach nad wdrożeniem równości w Polsce.Ileż to trzeba trudu, by było równo, ale jednocześnie po bożemu, - nie "lewicowo" i nie "feministycznie". I pani minister trudzi się jako polityk (bo nie jest "polityczką") i jako posłanka (bo jednak nie "poseł") i jako "misjonarka" (choć nie misjonarz). Jednym słowem - troje w jednym.Równość - w misji pani minister - jest pojęciem chrześcijańskim i polega na tym, że "wszyscy pochodzimy od jednego Boga i jesteśmy stworzeni na jego obraz", a nie na tym, że "mamy równe głowy i żołądki". Te, w przekonaniu pani minister, są różne. No, ale skoro Bóg stwarzając kobietę i mężczyznę, nie przejmował się równością "głów i żołądków", to zapewne nierówność wynagrodzeń kobiet i mężczyzn, tudzież nierówny udział we władzy są jak najbardziej uzasadnione wolą bożą. A tej przecież nie wolno się sprzeciwiać.Pani minister w natłoku prac chyba zapomniała, że chrześcijańska idea równości ma znaczenie eschatologiczne, a nie doczesne. Równi będziemy w raju, ale nie mamy szczególnych praw do równości w życiu społecznym czy politycznym. Bóg - jak nas informują wszyscy ojcowie i doktorzy Kościoła - stworzył świat jako hierarchię bytów (gdzie zwierzę jest podporządkowane człowiekowi, a kobieta - mężczyźnie, tak jak katolik papieżowi) i nawet jeśli Jan Paweł II zadeklarował po dwóch tysiącach lat chrześcijaństwa, że dyskryminacja jest złem (w 1995 r.), to trzeba pamiętać, że Kościół katolicki latami opierał się uznaniu politycznej idei równości ludzi, którą wprowadziło Oświecenie (zresztą tylko w obrębie męskiego świata).W Polsce opór ten jest znacznie silniejszy niż w innych krajach był sto lat temu. Dowody tego daje nam sama pani minister, skarżąc się w wywiadzie, że Konferencja Episkopatu Polski skrytykowała jej ustawę równościową ("Otrzymałam dziwną odpowiedź, że ustawa niesie niedookreślone niebezpieczeństwa i żeby przestać nad nią pracować").Ustawa równościowa jest wymagana przez cztery dyrektywy unijne. Pani minister tak ją jednak zaprojektowała, by być bardziej posłuszną Kościołowi niż wymogom Unii Europejskiej, a mimo to wezwany na konsultacje Episkopat skrytykował jej wysiłek (ustawę skrytykowały również prawie wszystkie organizacje pozarządowe zajmujące się sprawą równości, choć z zupełnie innych powodów. To po prostu zła ustawa). Jednak nie ma problemu.Polska może spokojnie płacić Unii Europejskiej kary za niewdrażanie unijnych dyrektyw, byle minister dalej broniła idei chrześcijańskiej "równości" przed lewicową i feministyczna ideologią. Bo w gruncie rzeczy "chodzi o to, by wrócić do korzeni, (...) by kochać bliźniego swego jak siebie samego. Po prostu". Pani minister, ale po co pani do tego ministerstwo i pieniądze podatników?"
Drugą rzeczą, która wzbudziła moje uznanie jest tekst Nergala, który można znaleźć na stronie Behomotha. Pozostawiam go bez komentarza, gdyż w moim odczuciu nie wymaga on takowego. Nic dodać nic ująć. Fenomenalny tekst.
„Nigdy bym nie przypuszczał, ze moja choroba może się stać dla pewnych osób pretekstem do prowadzenia swojej własnej krucjaty. Głosy o tym, że moja obecna sytuacja może mnie rzekomo zbliżyć do Boga, sprawić, że odrzucę swoje ideały i ugnę kark przed jedynym słusznym w tym kraju światopoglądem, nie tylko zaskoczyły mnie, ale i przeraziły. To typowy przykład cynicznego wykorzystywania cudzego nieszczęścia dla zbijania dodatkowego kapitału dla swoich własnych poglądów. Zachorował, na pewno nawróci się, odkryje, ze religia chrześcijańska, z którą tak zajadle walczy, stanie się mu bliska… Stop! Dlaczego choroba miałaby w jakikolwiek sposób zmienić moją optykę? Owszem, to dla mnie trudny czas i trudno mi uniknąć myśli o tym, co ostateczne, ale pomysł, że pod wpływem cierpienia zmienię moje poglądy, priorytety i wartości brzmi tak, jakby ktoś uznał, że nie moje ciało, a moja głowa była zaatakowana przez chorobę. Sugestie jakobym miał lub mógł się nawrócić są wiec zwyczajnie śmieszne...bo niby ku czemu? Ostatecznie znam dość dobrze - i to nie tylko w literackim wydaniu - chrześcijańską mitologię i nie znajduję tam nic dobrego, kreatywnego czy pięknego. Czytałem lepsze książki niż Biblia, czytałem tez mądrzejsze. Wojna, krew, szantaż, gwałty, kazirodztwo, pedofilia, zoofilia, kolaboracja, zdrada... zło wyziera z każdej strony. Ktoś przyjdzie i powie, że nie rozumiem przesłania Biblii, a ja mu odpowiem, ze to on nie rozumie, iż chrześcijaństwo to nic innego, jak zardzewiała i archaiczna budowla, która lada moment zwyczajnie się zawali, a trwa wciąż tylko dlatego, ze istnieją naiwni, którzy, niczym owce, ślepo podążają za głosem swoich pasterzy. Bez pytań, bez zastanowienia, z mojej perspektywy nie do żadnej ziemi obiecanej, a na intelektualną rzeź. Dlatego też tym wszystkim, którzy w mojej chorobie wietrzą szanse dla złamania moich wartości, a więc i mnie samego, odpowiadam po raz pierwszy i ostatni i wyjątkowo krótko: po moim trupie!”
Pewna fanatyczka dręcząca mnie swego czasu durnymi komentarzami dopatrzyła się nawet w śmierci pieska kary Bożej za homoseksualizm. Ludzie, trzymajcie mnie. Przeraża mnie to, jak niektórzy wykorzystują pewne, często przykre, fakty dla własnych korzyści. Nawet nie materialnych, dla czystej satysfakcji, że mieli rację, że ich światopogląd jest jedynym słusznym. zakochana-w-dziewczynie.blog.onet.pl
OdpowiedzUsuńDzięki Ci Hyakinthos za udostępnienie listu Nergala. nie spodziewałbym się tak mądrego, przemyślanego i wyważonego tekstu, po facecie, powiedzmy sobie szczerze, zbytnio nie uznawałem za poważnego. Kajam się, zmieniłem o nim zdanie.
OdpowiedzUsuń