środa, 25 kwietnia 2012
Our hero
- Ocaliłem go, bo wyglądał prawicowo - tak Anders Behring Breivik odpowiedział na pytanie, dlaczego nie zastrzelił 22-letniego syna polskich imigrantów, który był na wyspie Utoya. - Niektórzy ludzie wyglądają bardziej prawicowo od innych. On wydawał się prawicowy, taki miał wygląd. Z tego powodu nie oddałem do niego ani jednego strzału. Gdy na niego spojrzałem, zobaczyłem siebie - wspominał.
A teraz news dnia! Mający polskie korzenie Adrian Pracoń jest gejem i działaczem LGBT w Norwegii. Po parze lesbijek, które ocaliły grupę osób z masakry na wyspie Utoya to kolejny homoseksualny bohater w tej sprawie. Narzeczony Praconia również miał wziąc udział w zlocie na wyspie. Na szczęście nie dojechał tam przed strzelaniną. Czemu prasa milczy jednak na temat orientacji seksualnej Praconia i jego partnera? No tak, jeszcze ludzie by się dowiedzili, że bohater Polak i katolik nie jest heteroseksulny.
Etykiety:
Homopromocja
United States Of Hate
Poszczególne miasta Rosji wprowadzają zakazy ”promocji homoseksualizmu” (WTF!?), co spotyka się z negatywnymi reakcjami i upomnieniami ze strony rządu USA. Wielki brat zza oceanu nie jest jednak lepszy. Kuriozalnym jest, że to, co Obama widzi zza oceanu, nie dostrzega u siebie w kraju. W dwóch stanach amerykańskich - Tennessee i Missouri – trwają prace nad ustawą zakazującą mówienie o homoseksualizmie w szkołach i przewidują za to wysokie kary. Co więcej, poza homoseksualizmem nie będzie można wspominać także o współżyciu seksualnym ze zwierzętami. Nie bez przyczyny te dwie rzeczy są przez homofobów amerykańskich wymienione razem. Chcą oni, by te dwie rzeczy były ze sobą łączone i kojarzone przez opinię publiczną, mimo tego, że nie mają ze sobą nic wspólnego. Perfidna i obrzydliwa manipulacja. Stany te posiadają w swych kodeksach karnych nadal paragrafy karzące za stosunki homoseksualne, mimo że penalizacja homoseksualizmu została uznana przez Sąd Najwyższy USA za niezgodny z konstytucją i prawami człowieka. Nie mogą być one użyte, ale politycy tych stanów odmawiają usunięcia z kodeksów licząc na to, że ludzie nadal będą łączyli homoseksualizm z czynami karalnymi. Homofobia w skrajnej postaci. Na tym nie koniec. Parlament Tennessee pracuje także nad ustawą, która pozwoli na dyskryminację, mobbing i prześladowanie gejów i lesbijek tym osobom, które czynią to z pobudek religijnych. Zgodnie z projektem dotyczyć ma to także przemocy wobec dzieci i młodzieży. Całkowity obłęd. I to wszystko w stanach, z których co rusz docierają informacje o nastolatkach, którzy popełnili samobójstwo z powodu prześladowania. To pokazuje wyraźnie, że Obama i jego rząd powinni nie tylko krytykować innych za homofobię i lobować na rzecz praw LGBT w Afryce, Azji i Bliskim Wschodzie, ale zacząć to robić na swoim podwórku. Bo w chwili obecnej USA przypominają drogowskaz, który nie chadza drogami, które sam wskazuje.
wtorek, 24 kwietnia 2012
Zaklęte koło posła Tomczaka
Bełkot. Tak jednym słowem można określić to, co napisał poseł PO Jacek Tomczak o projekcie ustawy o związkach partnerskich. Jacek Tomczak na łamach "Rzeczpospolitej" pisze, że "wyłącznie małżeństwo daje gwarancję stabilności związku i relacji między małżonkami". Skoro jest tak jak mówi Tomczak to oczekiwałbym, że poseł poparłby inicjatywę umożliwiającą gejom i lesbijkom zawieranie małżeństw. Tymczasem, poseł jest przeciwny nawet rejestracji związków partnerskich. Poglądy Tomczaka są sprzeczne same w sobie. Z jednej strony Tomczak twierdzi, że związki są stabilne jedynie jeśli są małżeństwem, a drugiej strony odmawia tej gwarancji stabilności homoseksualnej części z nich. Brakuje tylko, by Tomczak dodał, że związki homoseksualne są niestabilne. A jestem pewien, że taki niesprawiedliwy i krzywdzący stereotyp też siedzi w głowie posła. Tomczak pisze dalej, że „nie ma żadnego uzasadnienia, aby związki homoseksualne, które - z samej natury rzeczy - nie są w stanie przyjąć na siebie odpowiedzialności i szeregu obowiązków małżeńskich, konsumowały część istotnych prawnych przywilejów zastrzeżonych dla małżeństw”. Naprawdę? A jakiż to obowiązków małżeńskich nie jestem w stanie przejąć ze swoim partnerem? Nie ma takich. Podejrzewam, że Tomczakowi chodzi o to, że związki homoseksulne nie będą miały dzieci, ale tu się także myli. Jestem w stanie mieć dziecko, mój partner także. Nawet nasze dzieci mogą mieć tę samą matkę. A z wychowaniem dzieci poradzilibyśmy sobie myślę całkiem lepiej. Śmiem twierdzić, że lepiej niż Tomczak. Swoim dzieciom oszczędziłbym szkodliwej indoktrynacji religijnej i przekazywania szkodliwych stereotypów, którymi poseł się poseł Tomczak się posługuje. Poza tym małżeństwo zawierają także heteroseksualiści, którzy nie mogą wspólnie spłodzić potomka. Co więcej mogą nie chcieć mieć dzieci. Jednak nikt im z tego powodu nie odbiera żadnych praw.
Kto zmącił idyllę?
W Tygodniku Powszechnym artykuł o tym, jak to gej-katolik zmącił idyllę w austriackim miasteczku. Zrozumienie dla geja-katolika wykazali nawet starsi mieszkańcy miasteczka. „Cała wioska bawiła się na jego weselu” – mówiła pewna 90-letnia staruszka. Austriackie Stützenhofen przypomina kurort w Beskidach. Schowana między górami wioska jest położona o rzut kamieniem od granicy z Czechami. Uciekinierom od cywilizacji oferuje zbawczy spokój i ciszę. Leżakowanie w słońcu, górskie wędrówki i wino z miejscowych winnic. Pełna idylla – świadczą o niej nawet kiczowate krasnale wylegujące się w ogródkach. Miejscowy proboszcz mógłby uważać się za szczęśliwca. Tymczasem pochodzący z Polski ks. Gerhard Świerzek zakasał sutannę i wziął nogi za pas. Od tej pory w Stützenhofen nic już nie jest takie jak dawniej. Do miasteczka zjechali dziennikarze z całego świata. Przepytują miejscowych, szukają proboszcza. A wszystko za sprawą jednego geja. W niedzielę 18 marca w całej Austrii odbyły się wybory do rad parafialnych. W Stützenhofen kandydował m.in. 26-letni Florian Stangl. Z zawodu terapeuta i rehabilitant, prywatnie – czarujący człowiek i gej, żyjący w związku partnerskim. Proboszcz Świerzek, w obawie przed skandalem, długo namawiał go do wycofania kandydatury. Zachęcał do lektury Katechizmu i wypowiedzi polskiego papieża. Stangl jednak co niedzielę ustawiał się w kolejce do komunii, ignorując fakt, że żyje w tzw. związku niesakramentalnym. Co więcej Stangl wszedł do rady z największą liczbą głosów. Ze 142 parafian zagłosowało na niego aż dziewięćdziesięciu sześciu. Polski ksiądz potępił wybór jako niezgodny z prawem kanonicznym, podkreślił jednak, że personalnie nie atakuje homoseksualisty. Decyzją biskupa Wiednia Stangl został na swoim stanowisku. Polski ksiądz nie potrafił się z tym pogodzić i postanowił odejść. I w tym miejscu historia w Tygodniku Powszechnym się kończy. Sprawa jednak ma swoją kontynuację. Polski ksiądz, który przedstawiał siebie jako autorytet moralny i oskarżał Stangla o tzw. życie w grzechu, okazał się kłamcą. O ile Stangl jawnie żył ze swoim partnerem i zalegalizował swój związek to Świerzak przez kilka lat związany był potajemnie z jedną z parafianek - Evą-Marią Mahrer. Oburzona zachowaniem Świerzaka wobec Stangla i mieszkańców wsi ogłosiła niedawno, że przez lata była kochanką polskiego księdza. Ale takie szczegóły umykają widać katolickiej prasie. No i kto tu zmącił idyllę? Czy przez geja? Ja widzę, że idyllę zmącił ktoś inny.
poniedziałek, 23 kwietnia 2012
Klauzula głupoty
Debata na temat klauzuli sumienia dla farmaceutów osiągnęła już dawno poziom śmieszności, ostatnio przekroczyła zaś próg grozy. Absurdalne są wszystkie próby uzasadniania tego idiotyzmu za pomocą twierdzeń typu „katolik nie może sprzedawać środków antykoncepcyjnych”. Może czy nie może to jest wyłącznie jego prywatna sprawa. Warto zauważyć, że katolik może, ale nie musi pracować w aptece, służbie zdrowia, sklepie, kopalni, w banku. To jest również jego prywatna sprawa. Prawo do korzystania ze środków antykoncepcyjnych to osobista sprawa obywatela w demokratycznym, świeckim kraju i wyłącznie jego wybór. I nikt nie ma prawa ingerować w decyzję tych osób, które chcą środki antykoncepcyjne kupić. Jeśli ktoś jest przeciwny sprzedaży środków antykoncepcyjnych to nie wybiera zawodu aptekarza. I nikt nie ma prawa do zmuszania ich do bycia aptekarzem. Może prowadzić sklep z ziołami lub kiosk i sprzedawać polopirynę i proszki od bólu głowy. Nikt nie zmusza wegetarian do sprzedaży mięsa. Mają prawo być przeciwko zabijaniu zwierząt, ale nie mają prawa odmówić klientowi sprzedaży mięsa ze względu na przekonania etyczne. Tak samo świadkowie Jehowy nie mają prawa odmówić transfuzji krwi rannemu, który jej potrzebuje w szpitalu.
Etykiety:
Ateizm
Kościelna specjalność - opluć w imię miłosierdzia
Kolejny raz Rzeczpospolita (oby zdechła na rynku dziennikarskich niedługo) postanowiła opluć gejów. Tym razem dotykając kwestii molestowania dzieci i młodzieży. Według Rzepy wszystkiemu winne są pedały, powołując się na słowa Hansa Zollnera, dziekana Instytutu Psychologii Papieskiego Uniwersytetu Gregoriańskiego w Rzymie (uniwersytet religijny – to sprzeczność sama w sobie). W nagłówku czytamy: „Nie każdy homoseksualista stwarza niebezpieczeństwo stania się molestującym. Ale w przypadku takich osób istnieje większe ryzyko - mówi dziekan Instytutu Psychologii Papieskiego Uniwersytetu Gregoriańskiego w Rzymie”. Problem jednak w tym, że Rzepa wycinając to zdanie z całej wypowiedzi dopuściła się totalnej manipulacji, obrzydliwie homofobicznej, niegodnej sztuki dziennikarstwa. Rzeczpospolita stawia się tym samy na równi z tabloidami, w których celebrytom pstryka się zdjęcia na lunchu biznesowym, a potem podpisuje, że jest to romantyczna kolacja z kochanką/kochankiem, co ma być rzekomym dowodem na zdradę partera/partnerski przez owego celebrytę. Rzeczpospolita zrobiła identycznie. Trzeba dopiero przeczytać całość wypowiedzi Zollnera, by dowiedzieć się, że uważa on, że „nie ma bezpośredniego związku przyczynowego między homoseksualnością a molestowaniem nieletnich”. Dalej natomiast przytacza Zollner dane dotyczące molestowania seksualnego przez księży katolickich, z których wynika, że „ z trzech tysięcy w trzystu przypadkach mamy do czynienia z prawdziwą pedofilią, to znaczy z molestowaniem dzieci przed wiekiem dojrzewania. Z pozostałych dwóch tysięcy siedmiuset przypadków w 70 procentach było to molestowanie chłopców w wieku dojrzewania. Jest to rozbieżne z tym, co ma miejsce w środowiskach świeckich. W środowiskach świeckich bowiem znacznie wyższa jest liczba molestowanych dziewcząt niż chłopców. Skąd to zróżnicowanie? Z pewnością wskazuje to na większy procent osób o skłonnościach lub orientacji homoseksualnej w tych środowiskach kościelnych, w których miały miejsce liczne przypadki pedofilii o zabarwieniu homoseksualnym, niż ogólnie w społeczeństwie”. Dla rzeczpospolitej jednak ważne by padły obok siebie słowa „pedofilia” i „homoseksualiści”. Dla Rzepy nie jest ważne to, że większość przypadków to nie pedofilia. Nie jest też ważne to, że w całym społeczeństwie molestowanie seksualne ma przede wszystkim charakter heteroseksualny,a omawiane w wywiadzie przypadki molestowania dotyczą jedynie księży katolickich. Rzeczpospolita pisze wprost to, do czego chciałaby przekonać swoich czytelników, czyli że „gej, 70%, wyższe ryzko, pedofilia”. Trzeba być idiotą, by nie dostrzec w tym zbitku słów manipulacji, która ma wywrzeć na czytelniku określone wrażenie i skojarzenia. Tyle tylko, że fałszywe, ale dziennikarze Rzeczpospolitej się tym widać nie przejmują. Najważniejsze dla nich jest opluć gejów, oskarżyć o całe zło, zmanipulować opinię publiczną i poddać jej osądowi. Zapewne dziennikarze Rzepy będą się tłumaczyli, że należy przeczytać cały wywiad, by zrozumieć czego dotyczy nagłówek. Jednak jestem pewien, że nie na tym zależało Rzeczpospolitej, by ludzie przeczytali cały tekst. Jasne jak słońce jest to, że chodziło o to, by sponiewierać… w imię chrześcijańskiego miłosierdzia. Ciekawe jakby autor wywiadu zareagował, gdyby ktoś postanowił manipulować w taki sam sposób pisząc „Nie każdy ksiądz stwarza niebezpieczeństwo stania się molestującym. Ale w przypadku takich osób istnieje większe ryzyko".
Etykiety:
Homofobia
sobota, 21 kwietnia 2012
Filmowe premiery roku
Kiedy dziesięć lat temu oglądałem film Yossi i Jagger poryczałem się jak dzieciak na zakończenie i nie przypuszczałem, że ta historia będzie miała ciąg dalszy. A jednak! Yossi - chyba najbardziej oczekiwana przeze mnie premiara filmowa tego roku.
Druga ta włoskie Good As You. Ale nie spodziewam się, że szybko zawita na polskie ekrany, chociaż kto wie.
Etykiety:
Homocinema,
Homopromocja
piątek, 20 kwietnia 2012
''Naukowiec powinien oddzielić poglądy od nauki''
- "Wybitny" naukowiec, Aleksander Nalaskowski, członek Polskiej Akademii Nauk, powiedział, że homoseksualizm jest chory. Inaczej twierdzi WHO. To mam pytanie o PAN: to instytucja, dla której wiedza naukowa jest istotna czy też jest to towarzystwo maryjne, dla którego istotne są inne przekonania, mające inne źródła, niż nauka? - mówił w porannym przeglądzie prasy w TOK FM Jacek Żakowski.
Żakowski w Poranku TOK FM odnosił się do historii prof. Aleksandra Nalaskowskiego, który został oskarżony o zniesławienie za stwierdzenie, że homoseksualizm jest chory. O sprawie pisze dzisiaj m.in. "Rzeczpospolita".
- "Wybitny" naukowiec, Aleksander Nalaskowski, członek Polskiej Akademii Nauk, dziekan wydziału nauk pedagogicznych Uniwersytetu Mikołaja Kopernika, powiedział jakiś czas temu, że osoby homoseksualne nie są w stanie przekazać dziecku w procesie wychowania właściwego wymiaru seksualnego. "Ten wymiar zawsze będzie wymiarem spaczonym, chorym, tak jak sam homoseksualizm jest chory" - mówił prof. Nalaskowski, choć Światowa Organizacja Zdrowia twierdzi inaczej - przypominał w przeglądzie prasy Żakowski.
Albo nauka, albo nie z naszych pieniędzy
Zdaniem dziennikarza te słowa Nalaskowskiego zmuszają do postawienia pytania: - Czy Polska Akademia Nauk, do której przynależy profesor, jest instytucją, dla której wiedza naukowa jest istotna, czy też jest to towarzystwo maryjne, dla którego istotna jest wiara religijna albo inne przekonania mające inne źródła, niż nauka?
- Akademia NAUK musi się nad tym poważnie zastanowić: co to jest za instytucja? - kontynuował Żakowski. - Płacimy na nią podatki, a przywilej jej naukowców polega na tym, że niczym się nie zajmują, tylko uprawiają NAUKĘ. To jak oni ją uprawiają? Czym jest nauka? Tym, co jest konsensem wiedzy naukowej, czyli że mniejszości seksualne są naturalnym zjawiskiem w przyrodzie, czy też tym, co mówi jeden członek tej Akademii, czyli że jest to choroba?
Publicysta podsumował: - Jeżeli PAN to instytucja nienaukowa, to zastanówmy sie, czy chcemy za nią jeszcze płacić, czy nie? Co na to szef Polskiej Akademii Nauk, profesor Kleiber: wiedza czy wiara?
Żakowski w Poranku TOK FM odnosił się do historii prof. Aleksandra Nalaskowskiego, który został oskarżony o zniesławienie za stwierdzenie, że homoseksualizm jest chory. O sprawie pisze dzisiaj m.in. "Rzeczpospolita".
- "Wybitny" naukowiec, Aleksander Nalaskowski, członek Polskiej Akademii Nauk, dziekan wydziału nauk pedagogicznych Uniwersytetu Mikołaja Kopernika, powiedział jakiś czas temu, że osoby homoseksualne nie są w stanie przekazać dziecku w procesie wychowania właściwego wymiaru seksualnego. "Ten wymiar zawsze będzie wymiarem spaczonym, chorym, tak jak sam homoseksualizm jest chory" - mówił prof. Nalaskowski, choć Światowa Organizacja Zdrowia twierdzi inaczej - przypominał w przeglądzie prasy Żakowski.
Albo nauka, albo nie z naszych pieniędzy
Zdaniem dziennikarza te słowa Nalaskowskiego zmuszają do postawienia pytania: - Czy Polska Akademia Nauk, do której przynależy profesor, jest instytucją, dla której wiedza naukowa jest istotna, czy też jest to towarzystwo maryjne, dla którego istotna jest wiara religijna albo inne przekonania mające inne źródła, niż nauka?
- Akademia NAUK musi się nad tym poważnie zastanowić: co to jest za instytucja? - kontynuował Żakowski. - Płacimy na nią podatki, a przywilej jej naukowców polega na tym, że niczym się nie zajmują, tylko uprawiają NAUKĘ. To jak oni ją uprawiają? Czym jest nauka? Tym, co jest konsensem wiedzy naukowej, czyli że mniejszości seksualne są naturalnym zjawiskiem w przyrodzie, czy też tym, co mówi jeden członek tej Akademii, czyli że jest to choroba?
Publicysta podsumował: - Jeżeli PAN to instytucja nienaukowa, to zastanówmy sie, czy chcemy za nią jeszcze płacić, czy nie? Co na to szef Polskiej Akademii Nauk, profesor Kleiber: wiedza czy wiara?
Etykiety:
Homofobia
czwartek, 19 kwietnia 2012
Anna Dryjańska - Jest super!
Szkoda, że wiele pań w Polsce nie potrafi docenić, jak dobrze im się tu żyje. Szkoda, że geje, lesbijki, osoby biseksualne i ludzie transgenderowi nie cieszą się z korzystania z przywilejów, które daje im Polska. Szkoda wreszcie, że osoby broniące praw zwierząt nie potrafią spojrzeć na jaśniejszą stronę życia. Nic tylko narzekanie, narzekanie, narzekanie!
Takie kobiety na przykład. Jak słusznie zauważył były poseł PO, Michał Stuligrosz, w Polsce kobiety są traktowane przez mężczyzn lepiej niż w Arabii Saudyjskiej. Albo, dla przykładu, lepiej niż w Afganistanie, gdzie mężczyźni w obronie tradycyjnych wartości okaleczają i trują kobiety. Polscy mężczyźni tego zazwyczaj nie robią, a te 800 tys. kobiet - ofiar przemocy domowej mężczyzn, to w porównaniu do Afganistanu naprawdę pikuś niewarty wzmianki. Utrudnienia w dostępie do antykoncepcji, zakaz aborcji? Że niby to sprzeczność? Jaka sprzeczność! Po prostu fanaberie - w głowach się paniom poprzewracało! Polki powinny codziennie dziękować Polakom za ich niezwykłą wielkoduszność. Niewdzięczne babska!
Rozpanoszyły się też lesbijki, geje i inni odmieńcy. No i co z tego, że jedna z drugą zostanie “zwyzywana” na ulicy lub nawet lekko szturchnięta? Co z tego, pytam?! W Iranie te cioty zostałyby skazane na śmierć za swoje odchylenia, niech więc codziennie dziękują losowi za to, że urodziły się w Polsce, gdzie kary śmierci niestety nie ma. I niech docenią przywileje, które daje im nasz tolerancyjny kraj. Mieszkanie we własnym w domu, a nie w więziennej celi, to prawdziwy luksus.
A już zwłaszcza ta transseksualna posłanka. Niech się cieszy, że jedyne co ją spotyka to zwracanie się do niej per “pan” i rzekomo obraźliwe komentarze w internecie. W mniej tolerancyjnych państwach do wykonania na niej kary śmierci nawet wyrok sądu nie byłby potrzebny. Ma szczęście, że mieszka w Polsce.
I wreszcie obrońcy praw zwierząt. Są naprawdę śmieszni z tą swoją propagandą. Bezdomne zwierzęta były, są i będą! Jeśli uważają, że w Polsce zwierzętom jest źle, to niech popatrzą na oczyszczanie Ukrainy z bezdomnych kundli w ramach przygotowań do Euro 2012. Trochę właściwej perspektywy i już widać, że zwierzęta w Polsce naprawdę mają jak u Pana Boga za piecem.
Podsumowując, namnożyło się ostatnio porąbańców, którzy nic tylko oczerniają Polskę. A przecież każdy normalny Polak wie, że w Polsce jest super! A jak im się coś nie podoba to niech wy...jadą!
A już zwłaszcza ta transseksualna posłanka. Niech się cieszy, że jedyne co ją spotyka to zwracanie się do niej per “pan” i rzekomo obraźliwe komentarze w internecie. W mniej tolerancyjnych państwach do wykonania na niej kary śmierci nawet wyrok sądu nie byłby potrzebny. Ma szczęście, że mieszka w Polsce.
I wreszcie obrońcy praw zwierząt. Są naprawdę śmieszni z tą swoją propagandą. Bezdomne zwierzęta były, są i będą! Jeśli uważają, że w Polsce zwierzętom jest źle, to niech popatrzą na oczyszczanie Ukrainy z bezdomnych kundli w ramach przygotowań do Euro 2012. Trochę właściwej perspektywy i już widać, że zwierzęta w Polsce naprawdę mają jak u Pana Boga za piecem.
Podsumowując, namnożyło się ostatnio porąbańców, którzy nic tylko oczerniają Polskę. A przecież każdy normalny Polak wie, że w Polsce jest super! A jak im się coś nie podoba to niech wy...jadą!
poniedziałek, 16 kwietnia 2012
Między homofobią a faszyzmem jest znak równości
W Wielkiej Brytanii wraz z rozwojem planów dotyczących przynania osobom homoseksulnym prawa do zawarcia małżeństwa nasilają się przypadki mowy nienawiści, głównie ze strony tzw. chrześcijan. W ubiegłym tygodniu zapowiedziano nawet kampanię reklamującą na londyńskich autobusach „leczenie” homoseksualizmu. Na szczęście akcja została zablokowana przez burmistrza Londynu, co rozwścieczyło fundamentalistów religijnych. W Daily Mail ukazał się artykuł Alexandra Boota, który dorównuje homofobią dziennikarskim wymiocinom Terlikowskiego. Boot nazywa homoseksualizm zboczeniem i broni prawa religijnych ekstremistów do wypisywania homofobicznych haseł na autobusach w ramach wolności słowa. W artykule nie widzi nic zdrożnego w przekonywaniu gejów do „leczenia” mimo tego, że jak przyznaje jest „prawdopodobnie niezmienny”. W homoseksualizmie widzi jednak zboczenie, którego geje i lesbijki powinni się wystrzegać oraz szafuje stwierdzeniami, że gdyby wszyscy byli homoseksualni to ludzkość by wymarła, a skoro tak to każdy przypadek homoseksualizmu jest niepożądany. Jest to całkowicie nielogiczne. Geje i lesbijki nie tracą poprzez swoją homoseksulnośc zdolności reprodukcyjnych. Poza tym pogląd Boota jest błędny z innego względu. Podam przykład. Gdyby wszyscy ludzie byli mężczyznami świat wymarłby, jednak nikt rozsądny z tego nie wysnuje wniosku, że każdy mężczyzna jest osobnikiem niepożądanym. Boot błędnie zakłada też, że skoro organizacje homoseksualne otrzymały prawo do reklamowania tolerancji wobec gejów i lesbijek na londyńskich autobusach to i tzw. organizacje chrześcijańskie powinny mieć prawo do reklamowania „terapii” homoseksualizmu. Pomijając fakt, że terapia homoseksualizmu nie istnieje, ponieważ po pierwsze homoseksualizm nie jest zaburzeniem, a po drugie homoseksualizm nie możliwy do zmiany na heteroseksualizm, Boot myli się uznając, że promocja tolerancji wobec homoseksualistów i promocja szkodliwej dla zdrowia działalności są przeciwległymi odpowiednikami. Odpowiednikiem promocji tolerancji wobec homoseksualistów jest promocja tolerancji wobec heteroseksualistów, zaś odpowiednikiem promocji „terapii” homoseksualizmu jest promocja „terapii” heteroseksualizmu. Dwie zestawione rzeczy przez Boota rzeczy mają się do siebie tak, jak promocja tolerancji wobec czarnoskórych oraz promocja Ku Klux Klanu, albo promocja tolerancji wobec Żydów oraz nawoływanie do palenia ich w obozach koncentracyjnych. O ile jednak w tych wymienionych przykładach absurd dostrzegamy wszyscy szybko o tyle w przypadku homoseksualizmu wielu, o ile nie większość daje się zmanipulować. Tak jest też w Polsce. Geje przedstawiani są jako ci, którzy chcą by wszyscy byli homoseksualni, choć w rzeczywistości upominają się tylko o prawo każdego do życia zgodnie ze swą naturą, homoseksualną lub heteroseksualną. To organizacje i osoby homofobiczne chciałyby tego, by świat składał się wyłącznie z heteroseksualistów. I wykorzystują do tego hasła i metody analogiczne do tych stosowanych przez faszystów i rasistów. Ważne, byśmy to w końcu zauważyli, ale co więcej głośno się temu sprzeciwiali. Brak tolerancji wobec tolerancji nie mieści się granicach wolności słowa wyznaczanej przez tolerancję. Akceptacja braku tolerancji jest zaprzeczeniem idei tolerancji, tak jak akceptacja rasizmu czy faszyzmu.
Etykiety:
Homofobia
niedziela, 15 kwietnia 2012
Yes, we can
Robert Biedroń stwierdził dziś, że przyjęcie ustawy o związkach partnerskich jest w obecnej kadencji niemożliwe. Jestem zaskoczony tym stwierdzeniem. Dzień obfituje dziś w złe wiadomości. Najpierw debilizmy z ust Gowina, a teraz przewidywanie porażki ustawy przez Biedronia. Ktoś zapewne powie, że to pragmatyzm, statystyka, smutna rzeczywistość. Ja natomiast uważam, że to polityczna nieodpowiedzialność. Od polityka wymagam wizji, pewności swoich przekonań, oddania idei i wiary w zrealizowanie tego, co obiecuje zrealizować. Biedroń nie mógł wypowiedzieć tych słów w gorszym momencie, a to dlatego, że zainteresowanie związkami partnerskimi rośnie w mediach i całym społeczeństwie. W końcu udało się zaktywizować sporą grupę gejów i lesbijek, by pracowali na rzecz wprowadzenia związków partnerskich. Temat jest na fali wznoszącej. Po ostatnich wyborach bardziej niż kiedykolwiek dotąd uwierzyliśmy, że uda się dokonać w Polsce zmian. Tymczasem Biedroń zachowuje się jak trener biegacza, który na starcie mówi mu, że jest bez szans na wygraną. Kto ma uwierzyć w idee polityków, jeśli oni sami nie wierzą w ich sukces. Przypomina mi się słynne hasło Obamy z wyborów „Yes, we can” oraz slogan „Change we can believe in”. One sprawiły, że miliony Amerykanów odzyskało wiarę w to, że są odpowiedzialni za swój kraj, że są zdolni do przeprowadzenia zmian. Za sukcesami wyborczymi Zapatero stała także wiara w przeprowadzenie zmian oraz pewność zwycięstwa. I tego samego oczekuję od Biedronia. Mówienie pełnym nadziei ludziom, że ich postulaty nie mają szans na realizację sprawi, że uwierzą w to, że zmiana jest niemożliwa. Tak działa samosprawdzająca się przepowiednia. Chyba, że Biedroń liczy na to, że zachęci ludzi do tego, by przeciągnąć sprawę do kolejnych wyborów tak by skłonić ludzi do oddania głosów na Ruch Palikota. Ja uważam, że to bardzo niebezpieczne posunięcie. SLD już próbowało tego i wszyscy wiemy, jakie były tego skutki. Jeśli Ruch Palikota nie zacznie intensyfikować swoich działań w obrębie Sejmu, a nie tylko w programach telewizyjnych i podczas ulicznych happeningów, wróżę mu los znacznie gorszy. Ruch Palikota w odróżnieniu od SLD nie posiada betonowego elektoratu, którego liczba w granicy progu wyborczego pójdzie oddać głos. Tym bardziej po skandalicznych wypowiedziach członków Ruchu Palikota, w tym samego Janusza Palikota. Może jestem niepoprawnym optymistą, ale ja wierzę wciąż, że się uda przyjąć ustawę o związkach partnerskich. Kluczem do tego jest determinacja. W czechach, we Francji, na Węgrzech i kilku innych krajach głosowania nad ustawami miały miejsce wielokrotnie. Determinacja tych, którzy je popierali, sprawiła, że w końcu związki partnerskie stały się rzeczywistością. Gdyby zabrakło determinacji nadal byłyby mrzonką. Ja nie chcę, by taki scenariusz miał miejsce w Polsce.
Mały, wredny człowiek
Jarosław Gowin znów wyskoczył z tematem promocji homoseksulizmu. Nie jest niespodzianką, że jest przeciwko. Gowin nie rozumie tego, ze homoseksualizm ma się świetnie bez promocji. Tu nie chodzi o kwestię promocji ale chodzi o prawa, o to by nie być dyskryminowanym, by dwie kochające się osoby w związku mogły się zabezpieczyć na wypadek choroby lub śmierci. Ale Pan Gowin jest całkowicie zaślepiony przez katolicką ideologię, która jest pełna homofobii i uprzedzeń. Jako człowiek może Pan Gowin mieć poglądy jakie chce i modlić się do drzewa, Jezusa albo wiadra. To jego prywatna sprawa. Ale jako minister powinien dbać o prawa wszystkich Polaków. Ministrowi trudno to jednak zrozumieć.
Etykiety:
Polityka
piątek, 13 kwietnia 2012
Uganda, Palikot - wspólny mianownik
Tę historię zna już zapewne wiele osób. John z Ugandy starał się w Polsce o status uchodźcy. Jest gejem i z tego powodu w ojczyźnie grożą mu prześladowania. Polscy urzędnicy najpierw kazali mu przynieść zaświadczenie, że jest homoseksualistą. Kiedy je pokazał, stwierdzili, że w Ugandzie sytuacja gejów nie jest wcale taka zła, więc ochrona międzynarodowa mu nie przysługuje. Może stracić w Ugandzie życie, a w najlepszym wypadku spędzić kilkanaście lat w więzieniu. Ale co tam… Według polskich urzędników to nic takiego. Przecież to pedał, więc to nic wyjątkowego, że pedałów się więzi, torturuje, poniewiera, zabija. Dla mnie cała ta historia jest szokująca i brak mi słów na opisanie pojebanej decyzji urzędu. Na usta cisną mi się same wulgaryzmy pod adresem tego kolegium monstrów pozbawionych jakiejkolwiek empatii i znajomości przepisów dotyczących praw człowieka. Znów jestem zaniepokojony ciszą polityków. Jeszcze bardziej jestem zaniepokojony ciszą Rzecznika Praw Obywatelskich. Czuję, że w Polsce nikomu na niczym i nikim nie zależy. Naród żyje tylko tym, czy matka Madzi ufarbowała włosy i czy autostrada pęka w 175 miejscach czy 176. Totalne pojebanie. Równie absurdalne są ostatnie „występy” Palikota. Używanie przez niego słów obraźliwych dla gejów przez człowieka, który postuluje wprowadzenie kar za mowę nienawiści, a następnie tłumaczenie przez geja z jego partii, że ciota to powszechnie używane słowo przez gejów i nie ma w tym niczego złego przyprawi mnie o mdłości. Tu nawet nie chodzi o samo słowo „ciota”, które może być w pewnych, aczkolwiek wyjątkowych sytuacjach, neutralne, ale o to, że w tej sytuacji konkretnej sytuacji zostało ono użyte właśnie po to, by obrazić i było w oczywisty sposób wyrazem pogardy. Palikot stracił całkowicie w moich oczach wiarygodność. Biedroń stracił w moich oczach jeszcze więcej. Pamiętam sprawę „rechotu” na Sali sejmowej po jego wystąpieniu. Dziś Biedroń zachowuje się tak jakby sam był wśród tych rechoczących debili. Milczy też Grodzka, której przeszkadzało to, że zwracano się do niej złośliwie i chamsko per „Pan”. Najgorsze jest to, że partia, która rzekomo walczy z mową nienawiści legitymizuje ją przez własne działania. Kiedy jutro ktoś zaśmieje się z Biedronia w Sejmie lub nazwie go ciotą trudno będzie przekonać kogokolwiek, że jest to chamskie, złe i zasługuje na potępienie. A zasługuje. I to jest najsmutniejsze.
czwartek, 12 kwietnia 2012
Kobiety, stereotypy, Gowin
Coraz bliżej nam do Budapesztu. Zwłaszcza z ministerm, który zamiast rozumu ma kropidło.
Prześladowania i brak reakcji
Osiem lat więzienia za publiczne okazywanie homoseksulizmu np. przez trzymanie się za rękę – takie zapisy zawiera projekt ustawy zgłoszony na…Węgrzech. Prawicowa partia Jobbik (rzeczywiście jebnięta) zamierza karać tak samo osoby za pozytywne przedstawianie homoseksualizmu, prowadzenie barów dla gejów i lesbijek oraz manifestacje. Wydaje się absurdalne, ale ma szansę przyjęcia przez węgierski parlament. Dziwię się dlaczego Węgry nie zostały dotąd ukarane przez instytucje europejskie i zmarginalizowane na unijnej scenie politycznej. To kraj europejski, gdzie dyktatura i łamanie prawa człowieka mają wymiar nie mniejszy niż na Białorusi. Problem przymykania oczu na łamanie praw człowieka dotyczy także krajów arabskich takich jak Zjednoczone Emiraty Arabskie, Arabia Saudyjska czy Dubaj. W ostatnim z nich ukarano w minionym miesiącu za homoseksualizm Brytyjczyka na karę pozbawienia wolności na okres 3 lat. A mogło być gorzej. To i tak „łagodna” zdaniem wielu obserwatorów kara, na co wpłynęło zapewne pochodzenie skazanego. Wszystko odbyło się w absolutnej ciszy. Pieniądze i ropa zamykają rządom zachodnim oczy na prześladowania. Gdzie jest Clinton, gdzie jest Obama, gdzie jest Cameron i Westerwelle, którzy głoszą płomienne przemówienia o potrzebie szacunku dla gejów i lesbijek. Kiedy należałoby zadziałać wszyscy zamilkli. Zajęci kryzysem finansowym nie słyszą ani Węgier ani Dubaju. Nie słyszę, żeby ktoś odwoływał ambasadorów, coś powiedział, wysłał jakiś apel lub słowa potępienia. Nic, kompletna cisza. I to mnie wkurwia.
niedziela, 8 kwietnia 2012
Dehnel jeszcze raz
Jeszcze raz o tekście Jacka Dehnela. Jestem pod wrażeniem, trzy razy na tak i yes, yes, yes…Przejrzałem komentarze pod tekstem, wśród których są także autorstwa Dehnela, odpowiadającego na homofobiczne zaczepki internatów:
"Oddzielmy dwie sprawy, ktore Pani laczy w tajemniczy sposob: publiczne manifestowanie seksualnosci i publiczne manifestowanie polityczne. Publiczne manifestowanie swojej seksualnosci powinno byc, oczywiscie, ograniczone - i dlatego istnieje wlasnie cos takiego jak 'sianie zgorszenia'. Ktos publicznie sie masturbujacy, chodzacy nago lub uprawiajacy publicznie seks odpowiada ze stosownych paragrafow. I tutaj orientacja nie ma ZADNEGO znaczenia. Przyjeto w naszej kulturze w XXI wieku (w XIX wieku bylo inaczej), ze publicznie wolno np. calowac sie, przytulac, spacerowac za reke. Natomiast glebokie pocalunki i obmacywanki uchodza (choc bez entuzjazmu i niektorzy, jak sadze slusznie, maja z zle, kiedy jakas para tak sie zachowuje). Tutaj rowniez orientacja nie ma ZADNEGO znaczenia, choc homofob powie Pani, ze go mdli na widok pary gejow czy lesbijek, a na widok pary hetero go nie mdli - podobnie antysemite moze mdlic na widok Zyda, a rsiste na widok pary mieszanej rasowo - sa to jednak klasyczne przypadki chorobliwych uprzedzen i prawo slusznie ich nie bierze w obrone. Czym innym jest natomiast wolnosc manifestowania politycznego. Pani 'genialny' argument, ze 'heteroseksualisci jakos nie manifestuja' jest oczywiscie groteskowy; to tak, jakby w XIX w. jakis facet sie oburzal, ze kobiety manifestuja zadajac prawa wyborczego, a przeciez mezczyzni nie manifestuja. I te baby to jakies takie histeryczne (a gdyby nie 'te baby', to Pani nie wpisywalaby tutaj zadnych komentarzy bez pozwolenia meza). Oczywiscie, ze Pani nie manifestuje. Moze Pani zalegalizowac swoj zwiazek, cieszyc sie calym szeregiem przywilejow z tego tytulu, nie zostanie Pani pobita za to, ze nie jest Pani heteroseksualna, 'kobieta' (w przeciwienstwie do 'pedal', 'lesba' i 'ciota') nie jest najpopularniejszym wyzwiskiem w tym kraju. Postepowanie w zgodzie ze soba - jesli chodzi o orientacje seksualna - nie wymaga od Pani ZADNEJ, najmniejszej nawet odwagi. Nie nalezy Pani do przesladowanej mniejszosci, tylko do przesladujacej/obojetnej wiekszosci. Wiec luzik, po co te wszystkie pedaly i lesby po ulicach laza, przeciez jest ok, prawda?"
"O, to jeszcze ciekawiej. Ludzie mają problemy. Geje i lesbijki nie są ludźmi - są może pasożytami, może czymś w rodzaju miłych zwierząt futerkowych, które marudzą. A LUDZIE mają problemy. Miły Panie Znużony, w Polsce po 1989 roku załatwiano mnóstwo spraw LUDZI. Górnicy, nauczyciele, pielęgniarki, lekarze dostali od cholerę i trochę i ciut-ciut ustaw, uprawnień etc. Geje i lesbijki przez te ponad dwie dekady nie dostali NIC, choć jest ich więcej niż górników, lekarzy, pielęgniarek i nauczycieli razem wziętych (nawet biorąc ostrożne szacunki, że to 2% populacji). Otóż ludzie mają różne problemy i jednym z nich jest problem wykluczenia różnych grup społecznych. Jeśli Pan sądzi, że nie dotyczy on Pana, bo do danej grupy Pan osobiście nie należy, to jest Pan w błędzie."
"Oddzielmy dwie sprawy, ktore Pani laczy w tajemniczy sposob: publiczne manifestowanie seksualnosci i publiczne manifestowanie polityczne. Publiczne manifestowanie swojej seksualnosci powinno byc, oczywiscie, ograniczone - i dlatego istnieje wlasnie cos takiego jak 'sianie zgorszenia'. Ktos publicznie sie masturbujacy, chodzacy nago lub uprawiajacy publicznie seks odpowiada ze stosownych paragrafow. I tutaj orientacja nie ma ZADNEGO znaczenia. Przyjeto w naszej kulturze w XXI wieku (w XIX wieku bylo inaczej), ze publicznie wolno np. calowac sie, przytulac, spacerowac za reke. Natomiast glebokie pocalunki i obmacywanki uchodza (choc bez entuzjazmu i niektorzy, jak sadze slusznie, maja z zle, kiedy jakas para tak sie zachowuje). Tutaj rowniez orientacja nie ma ZADNEGO znaczenia, choc homofob powie Pani, ze go mdli na widok pary gejow czy lesbijek, a na widok pary hetero go nie mdli - podobnie antysemite moze mdlic na widok Zyda, a rsiste na widok pary mieszanej rasowo - sa to jednak klasyczne przypadki chorobliwych uprzedzen i prawo slusznie ich nie bierze w obrone. Czym innym jest natomiast wolnosc manifestowania politycznego. Pani 'genialny' argument, ze 'heteroseksualisci jakos nie manifestuja' jest oczywiscie groteskowy; to tak, jakby w XIX w. jakis facet sie oburzal, ze kobiety manifestuja zadajac prawa wyborczego, a przeciez mezczyzni nie manifestuja. I te baby to jakies takie histeryczne (a gdyby nie 'te baby', to Pani nie wpisywalaby tutaj zadnych komentarzy bez pozwolenia meza). Oczywiscie, ze Pani nie manifestuje. Moze Pani zalegalizowac swoj zwiazek, cieszyc sie calym szeregiem przywilejow z tego tytulu, nie zostanie Pani pobita za to, ze nie jest Pani heteroseksualna, 'kobieta' (w przeciwienstwie do 'pedal', 'lesba' i 'ciota') nie jest najpopularniejszym wyzwiskiem w tym kraju. Postepowanie w zgodzie ze soba - jesli chodzi o orientacje seksualna - nie wymaga od Pani ZADNEJ, najmniejszej nawet odwagi. Nie nalezy Pani do przesladowanej mniejszosci, tylko do przesladujacej/obojetnej wiekszosci. Wiec luzik, po co te wszystkie pedaly i lesby po ulicach laza, przeciez jest ok, prawda?"
"O, to jeszcze ciekawiej. Ludzie mają problemy. Geje i lesbijki nie są ludźmi - są może pasożytami, może czymś w rodzaju miłych zwierząt futerkowych, które marudzą. A LUDZIE mają problemy. Miły Panie Znużony, w Polsce po 1989 roku załatwiano mnóstwo spraw LUDZI. Górnicy, nauczyciele, pielęgniarki, lekarze dostali od cholerę i trochę i ciut-ciut ustaw, uprawnień etc. Geje i lesbijki przez te ponad dwie dekady nie dostali NIC, choć jest ich więcej niż górników, lekarzy, pielęgniarek i nauczycieli razem wziętych (nawet biorąc ostrożne szacunki, że to 2% populacji). Otóż ludzie mają różne problemy i jednym z nich jest problem wykluczenia różnych grup społecznych. Jeśli Pan sądzi, że nie dotyczy on Pana, bo do danej grupy Pan osobiście nie należy, to jest Pan w błędzie."
Etykiety:
Polityka
Proste jak Pani W.
Cieszę się, że w końcu ktoś przerwał pasmo zachwytów nad „nowoczesnością” Danuty Wałęsy. Zrobił to Jacek Dehnel na łamach Polityki. Danuta Wałęsa to prosta, głupia baba. Żadne książki, nagrody i bywanie na intelektualnych salonach tego nie zmienią. Zmienić może to tylko ona sama, ale nie zapowiada się, by się tak miało stać.
Etykiety:
Polityka
Jacek Dehnel - O wolności chodzenia po ulicy
Biała falbanka pod szyją, wyżej szczupła, poważna twarz, ułożone schludnie włosy. Mało jest w ostatnich dekadach naszej historii tak pięknych kobiecych portretów-ikon jak fotografie Danuty Wałęsowej, odbierającej Nagrodę Nobla.
34-letnia kobieta – której codziennym doświadczeniem jest nie tylko wychowywanie gromadki dzieci, ale wytrzymywanie kolejnych zatrzymań, rewizji i nalotów, słowem: drobnych i większych złośliwości, które wymyśla niestrudzona Służba Bezpieczeństwa – zostaje przeniesiona w zupełnie inną rzeczywistość. W zastępstwie swojego męża, któremu władze nie dały paszportu, jedzie do kapitalistycznego Oslo. I tam w zasobnym wnętrzu, na tle monumentalnych fresków, między ważnymi panami w garniturach wygląda, taka drobna w ciemnym kostiumie z białą bluzką (rozczulająca jest ta falbanka pod szyją!), jak grzeczna uczennica, która przyszła po świadectwo z czerwonym paskiem.
Z wszystkich tych fotografii promieniuje godność, biorąca się z codziennej harówy, z wytrzymywania przeciwności losu, z walki o wolność. Powiedziała sobie, że jedzie tam jako „reprezentantka polskich kobiet”, co oznaczało dla niej „nie żony panów komunistów, żyjące w luksusowych warunkach, lecz te zwykłe Polki wychowujące dzieci, pomagające mężom, próbujące poradzić sobie w trudnym czasie, w jakim wtedy znajdowała się Polska”.
Blisko 30 lat później ta sama kobieta, zapytana w radiu TOK FM o związki partnerskie, mówi tak oto: „O, mój Boże, dokąd my zmierzamy? Żadnych zasad. Skoro są razem, to po co to nagłaśniać? Chodzą po ulicach, nikt ich nie zaczepia. Daj im Boże jak najlepiej”.
Zamurowało mnie. Skoro są razem, to po co to nagłaśniać? – mówi kobieta, która przez całe swoje życie odmienia przez wszystkie przypadki: mój mąż, mojego męża, z moim mężem, o moim mężu. Danuta Wałęsowa, która w obszernych wywiadach dla kolorowych czasopism rozkłada na czynniki pierwsze swoje małżeństwo, która razem z mężem funduje całej Polsce rozpisaną na głosy i odcinki dramę małżeńską, pyta się, po co to nagłaśniać? – przy czym „nagłośnieniem” miałoby tu być nie dyrdanie po czasopismach z historią swego małżeństwa, ale już samo zawarcie związku w urzędzie.
Ale to jeszcze nic. „Chodzą po ulicach, nikt ich nie zaczepia”.
Mdli mnie, proszę Państwa. Mdli mnie od czytania po raz setny rozmaitych łaskawców, którzy wypominają mi, że otrzymałem od wspaniałego społeczeństwa polskiego taki oto przywilej, że wolno mi chodzić po ulicy. Nie wiem, ile już to razy uświadamiano mi, jakie szczęście mnie z tego tytułu spotyka. Że, najwyraźniej, powinienem być wdzięczny słynnej „katolickiej większości” w ogóle i Danucie Wałęsowej w szczególe za to, że nie muszę spędzić życia w więzieniu albo przynajmniej w areszcie domowym. Że nie jestem zamknięty w getcie, że mogę siadać na tych samych ławkach w parku, jeździć tym samym tramwajem (a nie cofać się przed tabliczką „tylko dla heteroseksualistów”). Że chodnik jest mi udostępniony przez dobrych heteroseksualistów. A może nawet jezdnia. I torowisko tramwajowe (zbytek łaski, naprawdę!).
Ale bardziej jeszcze mnie mdli od powtarzania tego kłamstwa. W Polsce bowiem, proszę Państwa, gej czy lesbijka mogą spokojnie chodzić po ulicy, jeśli ukrywają się z tym, że są gejem czy lesbijką. Jeśli wezmą się za ręce, przytulą, pocałują, to ryzykują w najlepszym razie wyzwiska, w gorszym – ciężkie pobicie. To jest bowiem „afiszowanie się” i „nagłaśnianie”. I powinno zostać przykładnie ukarane. Nie mamy wprawdzie ZOMO i ORMO, które kiedyś dbały o dyscyplinę na ulicy, ale mamy za to zdrowe kadry polskiej młodzieży w dres odzianej.
Pani Danucie Wałęsowej, która twierdzi z taką pewnością, że nikt ich nie zaczepia, proponowałbym lekturę któregoś raportu KPH o homofobii w Polsce. O dręczeniu w szkołach, w domach, na ulicach. O wyzwiskach, o pobiciach, o groźbach. Z takimi cytatami: „Gdy wsiadłem do samochodu rodziców, zostałem zamknięty w nim. Po pewnym czasie, gdy jechaliśmy już do domu, na opustoszałej drodze rodzice zatrzymali samochód, a następnie zostałem przez nich brutalnie pobity i związany. Odwieziony do domu i zamknięty na klucz”. Albo: „Nienormalny, pie...lony, dziwadło jeb...e. Takich jak ty to powinno się zabijać, Bóg stworzył nas a ty jesteś pomyłką” albo: „Wykastrujemy cię, urwiemy ci jaja, wsadzimy drut kolczasty do sraki”. Albo: „Ty k...o zdychaj, nie chcemy tu pederastów”. Albo: „Jestem lesbijką powiedziałam o tym rodzicom od tego czasu mój ojciec i brat mnie gwałcą bo chcą zrobić ze mnie normalną kobietę”.
Mam nadzieję, że Pani Danuta Wałęsowa się opamięta i zrozumie, że mówiąc te słowa – obraża. Nie tylko tych wszystkich, dla których brak związków partnerskich stanowi rzeczywisty problem (sama w tym wywiadzie skarżyła się na sytuację kobiet, które wybrały nie karierę, lecz rodzinę: „Ja nie pracuję i gdybym chciała zarejestrować telewizor, to nie mogę, bo jestem nikim”); nie tylko tych wszystkich, którzy z powodu swojej orientacji są poniżani, katowani, dręczeni, którym społeczeństwo funduje mnóstwo drobnych i większych złośliwości i cierpień. Otóż proszę przyjąć do wiadomości, że dla wielu gejów i lesbijek, zwłaszcza starszych, brak możliwości zalegalizowania związku powoduje daleko większe kłopoty życiowe.
Obraża także tę młodą, szczupłą kobietę w wielkiej sali w Oslo, która wiedziała, co to znaczy upomnieć się o wolność. Której nie wystarczała wolność chodzenia po ulicy, powiedzmy, Marchlewskiego.
34-letnia kobieta – której codziennym doświadczeniem jest nie tylko wychowywanie gromadki dzieci, ale wytrzymywanie kolejnych zatrzymań, rewizji i nalotów, słowem: drobnych i większych złośliwości, które wymyśla niestrudzona Służba Bezpieczeństwa – zostaje przeniesiona w zupełnie inną rzeczywistość. W zastępstwie swojego męża, któremu władze nie dały paszportu, jedzie do kapitalistycznego Oslo. I tam w zasobnym wnętrzu, na tle monumentalnych fresków, między ważnymi panami w garniturach wygląda, taka drobna w ciemnym kostiumie z białą bluzką (rozczulająca jest ta falbanka pod szyją!), jak grzeczna uczennica, która przyszła po świadectwo z czerwonym paskiem.
Z wszystkich tych fotografii promieniuje godność, biorąca się z codziennej harówy, z wytrzymywania przeciwności losu, z walki o wolność. Powiedziała sobie, że jedzie tam jako „reprezentantka polskich kobiet”, co oznaczało dla niej „nie żony panów komunistów, żyjące w luksusowych warunkach, lecz te zwykłe Polki wychowujące dzieci, pomagające mężom, próbujące poradzić sobie w trudnym czasie, w jakim wtedy znajdowała się Polska”.
Blisko 30 lat później ta sama kobieta, zapytana w radiu TOK FM o związki partnerskie, mówi tak oto: „O, mój Boże, dokąd my zmierzamy? Żadnych zasad. Skoro są razem, to po co to nagłaśniać? Chodzą po ulicach, nikt ich nie zaczepia. Daj im Boże jak najlepiej”.
Zamurowało mnie. Skoro są razem, to po co to nagłaśniać? – mówi kobieta, która przez całe swoje życie odmienia przez wszystkie przypadki: mój mąż, mojego męża, z moim mężem, o moim mężu. Danuta Wałęsowa, która w obszernych wywiadach dla kolorowych czasopism rozkłada na czynniki pierwsze swoje małżeństwo, która razem z mężem funduje całej Polsce rozpisaną na głosy i odcinki dramę małżeńską, pyta się, po co to nagłaśniać? – przy czym „nagłośnieniem” miałoby tu być nie dyrdanie po czasopismach z historią swego małżeństwa, ale już samo zawarcie związku w urzędzie.
Ale to jeszcze nic. „Chodzą po ulicach, nikt ich nie zaczepia”.
Mdli mnie, proszę Państwa. Mdli mnie od czytania po raz setny rozmaitych łaskawców, którzy wypominają mi, że otrzymałem od wspaniałego społeczeństwa polskiego taki oto przywilej, że wolno mi chodzić po ulicy. Nie wiem, ile już to razy uświadamiano mi, jakie szczęście mnie z tego tytułu spotyka. Że, najwyraźniej, powinienem być wdzięczny słynnej „katolickiej większości” w ogóle i Danucie Wałęsowej w szczególe za to, że nie muszę spędzić życia w więzieniu albo przynajmniej w areszcie domowym. Że nie jestem zamknięty w getcie, że mogę siadać na tych samych ławkach w parku, jeździć tym samym tramwajem (a nie cofać się przed tabliczką „tylko dla heteroseksualistów”). Że chodnik jest mi udostępniony przez dobrych heteroseksualistów. A może nawet jezdnia. I torowisko tramwajowe (zbytek łaski, naprawdę!).
Ale bardziej jeszcze mnie mdli od powtarzania tego kłamstwa. W Polsce bowiem, proszę Państwa, gej czy lesbijka mogą spokojnie chodzić po ulicy, jeśli ukrywają się z tym, że są gejem czy lesbijką. Jeśli wezmą się za ręce, przytulą, pocałują, to ryzykują w najlepszym razie wyzwiska, w gorszym – ciężkie pobicie. To jest bowiem „afiszowanie się” i „nagłaśnianie”. I powinno zostać przykładnie ukarane. Nie mamy wprawdzie ZOMO i ORMO, które kiedyś dbały o dyscyplinę na ulicy, ale mamy za to zdrowe kadry polskiej młodzieży w dres odzianej.
Pani Danucie Wałęsowej, która twierdzi z taką pewnością, że nikt ich nie zaczepia, proponowałbym lekturę któregoś raportu KPH o homofobii w Polsce. O dręczeniu w szkołach, w domach, na ulicach. O wyzwiskach, o pobiciach, o groźbach. Z takimi cytatami: „Gdy wsiadłem do samochodu rodziców, zostałem zamknięty w nim. Po pewnym czasie, gdy jechaliśmy już do domu, na opustoszałej drodze rodzice zatrzymali samochód, a następnie zostałem przez nich brutalnie pobity i związany. Odwieziony do domu i zamknięty na klucz”. Albo: „Nienormalny, pie...lony, dziwadło jeb...e. Takich jak ty to powinno się zabijać, Bóg stworzył nas a ty jesteś pomyłką” albo: „Wykastrujemy cię, urwiemy ci jaja, wsadzimy drut kolczasty do sraki”. Albo: „Ty k...o zdychaj, nie chcemy tu pederastów”. Albo: „Jestem lesbijką powiedziałam o tym rodzicom od tego czasu mój ojciec i brat mnie gwałcą bo chcą zrobić ze mnie normalną kobietę”.
Mam nadzieję, że Pani Danuta Wałęsowa się opamięta i zrozumie, że mówiąc te słowa – obraża. Nie tylko tych wszystkich, dla których brak związków partnerskich stanowi rzeczywisty problem (sama w tym wywiadzie skarżyła się na sytuację kobiet, które wybrały nie karierę, lecz rodzinę: „Ja nie pracuję i gdybym chciała zarejestrować telewizor, to nie mogę, bo jestem nikim”); nie tylko tych wszystkich, którzy z powodu swojej orientacji są poniżani, katowani, dręczeni, którym społeczeństwo funduje mnóstwo drobnych i większych złośliwości i cierpień. Otóż proszę przyjąć do wiadomości, że dla wielu gejów i lesbijek, zwłaszcza starszych, brak możliwości zalegalizowania związku powoduje daleko większe kłopoty życiowe.
Obraża także tę młodą, szczupłą kobietę w wielkiej sali w Oslo, która wiedziała, co to znaczy upomnieć się o wolność. Której nie wystarczała wolność chodzenia po ulicy, powiedzmy, Marchlewskiego.
Etykiety:
Polityka
Subskrybuj:
Posty (Atom)