czwartek, 4 sierpnia 2011

Arent - muzealny eksponat i jego miłośnik w jednym

Przez 2 tygodnie odcięty od Polski i tego co się tu dzieje zaliczyłem dziś bolesny come back. Wystarczyło, ze poczytałem relacje z obrad sejmowej Komisji Praw Człowieka i Polityki Społecznej i Rodziny nad ustawą o umowie związku partnerskiego, by nabawić się bólu głowy i zacząć przeklinać. Polityczna dziwadło w osobie posłanki Arent przerosło moje najśmielsze wyobrażenia o tym jak ograniczony intelektualnie może być poseł. Metafora o trzech wyspach – gejowskiej, lesbijskiej i hetero i o ich przetrwaniu była totalnie nietrafiona. Arent zachowuje się tak jakby dzięki związkom partnerskim miały zniknąć pary heteroseksualne. Poza tym nikt nie chce tworzyć ani wysp ani gett. Związki partnerskie – a jeszcze bardziej małżeństwa dostępne dla homo i hetero – właśnie sprawiłyby, że ugettowienie byłoby znacznie mniejsze niż dziś. Odniosłem wrażenie, że Arent chętnie wysłałaby wszystkich gejów i lesbijki na jakąś wyspę. Ja wysłałbym za to Arent na wyspę i to bezludną, by nie trzeba było słuchać jej bełkotu. Arent nie dopuszcza też do siebie oczywistości, że geje i lesbijki nie są pozbawieni zdolności reprodukcyjnych i jeśli na jednej wyspie znaleźliby się geje a na innej lesbijki to poradziliby sobie oni z dopłynięciem do siebie i ze spłodzeniem oraz wychowaniem potomka prawdopodobnie znacznie szybciej niż para hetero na jeszcze innej wyspie. Dla chcącego nic trudnego. I skąd ta pewność Arent, że para heteryków się sobie spodoba i że będzie płodna, a nawet ze będzie chciałba mieć dzieci. Tak w ogóle to rozważania o wyspach są zupełnie pozbawione sensu. Głupie przypowiastki niech sobie Arent zostawi do kościelnej kruchty, choć jako rozwódka chyba nie będzie tam miło widziana. Wszak według wyznawanej przez siebie ideologii jest godną potępienia grzesznicą. Mówienie przez Arent, że ma prawo w Sejmie reprezentować swoich wyborców zakrawa o smutny żart. Poseł nie jest wybierany po to, żeby reprezentować „swoich” wyborców ale żeby działać na rzecz wszystkich obywateli. By móc reprezentować kogoś lub coś radzę zapisać się Arent do jakiegoś kółka hobbystycznego, najlepiej miłośników rzeczy i zjawisk nienaturalnych, gdzie świetnie by pasowała. Mogłaby połączyć tam pasję z cechami osobistymi. Byłaby niczym muzealny eksponat i jego miłośnik w jednym.
W końcu projekt nie został odrzucony, przeszedł do dalszych prac, co wszystkich napawa optymizmem. Mnie nie, bo z czego się cieszyć jeśli dla wszystkich jest jasne, że przed wyborami do żadnego głosowania nie dojdzie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz