wtorek, 9 lipca 2013

Terlikowski, terapia awersyjna, zbrodnia

Rozumiem to, że Terlikowski jest osobą zaburzoną i to co mówi jest wynikiem nękających go zaburzeń psychicznych, ale nie może być tak jak chciałby tego Terlikowski, by jego chorobliwe urojenia i fobie były akceptowane. Część zabójstw może być popełniona pod wpływem pewnych chorób, ale nie oznacza to, że osobom działającym w okresie uaktywnienia się tych chorób należy dawać pistolet do ręki. Wręcz przeciwnie, należy chronić taką osobę i otoczenie przed działaniem choroby. Identycznie powinno być to uczynione z Terlikowskim. Tymczasem media oddając Terlikowskiemu głos zachowują się tak jak policjant oddający pistolet człowiekowi cierpiącemu na schizofrenię paranoidalną w fazie uaktywnienia się choroby. Wracam ponownie do tematu Terlikowskiego, ponieważ ponownie zszokował zachęcając do „leczenia” homoseksualizmu. Ta obsesja Terlikowskiego na punkcie homoseksualizmu i jego uporczywe powtarzanie o rzekomej możliwości zmiany orientacji seksualnej dają mi niemal pewność, że Terlikowski sam ze swoją seksualnością pogodzony nie jest. A to wszystko Terlikowski mówi kilka tygodni po tym, jak największa amerykańska organizacja tzw. ex-gejów Exodus zamknęła działalność i przyznała, że ktoś taki jak ex-gej nie istnieje. Alan Chambers i pozostali członkowie organizacji stwierdzili, że nadal są homoseksualni i przeprosili za to, że swoją działalnością skrzywdzili wiele osób poprzez próby zmiany ich orientacji z homoseksualnej na heteroseksualną. Nie jest to pierwszy przypadek w ruchu tzw. ex-gejów, kiedy osoby deklarujące się wcześniej jako „uleczone” z homoseksualizmu przyznały po latach, że kłamały. Dla mnie szokujące jest to, że w XXI w. nadal dopuszcza się do działania organizacji, które stosują psychiczną przemoc wobec osób homoseksualnych w formie różnego rodzaju pseudoterapii. Było jednak gorzej. I to nie tylko w Polsce, ale także – a może przede wszystkim - w krajach, które dziś przodują w równouprawnieniu osób homoseksualnych. Peter Price jest jedną z najbardziej barwnych postaci na świecie. Jest DJ-em i komikiem, który pracował w nocnych klubach od Birmingham w Wielkiej Brytanii po Benidorm w Hiszpanii. Każdy kto go zna wie, że jest duszą towarzystwa i bardzo wesołym człowiekiem. Ale do niedawna tylko nielicznie wiedzieli o jego mrocznym sekrecie, który skrywał ponad 30 lat. W 1964 r. Price w wieku 18 lat zgłosił się do szpitala psychiatrycznego w Chester, gdzie przeszedł „leczenie” mające na celu pozbycie się homoseksualnych skłonności. Już pierwszego dnia został zamknięty w izolatce ze stertą erotycznych zdjęć mężczyzn i odurzony środkami powodującymi wymioty. Co godzinę robiono mu kolejny zastrzyk potęgujący wymioty oraz bóle. Nie reagowano na jego prośby o pomoc. Zamiast pomocy otrzymywał kolejny zastrzyk. W zamknięciu spędził 3 dni leżąc we własnych odchodach i wymiotach. „To było jak w horrorze” – powiedział dla brytyjskiej gazety Independent. „Uważam, że żaden opis nie odda w pełni tego co mi zrobili”. Dodał, że marzył tylko o tym, żeby móc wyjść ze szpitala. Ta „terapia” trwała trzy dni, ale Price twierdzi, że czuje, jakby zniszczyła mu 30 lat życia. Price’owi zaproponowano następnie elektrowstrząsy, ale nie zgodził się na nie. Wyjść ze szpitala pomógł mu jego przyjaciel, z którym się związał. Twierdzi, że pewnych ran jakie spowodowała ta pseudoterapia nie jest w stanie zaleczyć do dziś. Price wierzył do niedawna, że był jednym z niewielu, których lekarze wykorzystali jak doświadczalne zwierzę. Jednak jak donosi Independent takich osób jak Peter Price było bardzo dużo, a większość z nich była zmuszona do poddania się tym torturom nie tylko przez otoczenie, ale i przez brytyjskie sądy. W tym samym czasie co Price podobną „terapię” przeszedł w szpitalu w Manchesterze 19-letni Colin Fox, zmuszony do tego przez rodzinę. Fox próbował umawiać się z dziewczynami, ale wbrew własnym i rodziny oczekiwaniom nie przyniosło to zmniejszenia pociągu do mężczyzn. „Byłem przeświadczony, że jest ze mną coś nie w porządku i że mój homoseksualizm da się wyleczyć” – mówi. Tak samo jak Peter Price zgodził się na pobyt w szpitalu, gdzie podłączony do prądu był nim rażony przy każdym wyświetlanym mu zdjęciu, które przedstawiało męskie akty. Wspomina, że „ból był straszny. Było to gorsze niż dotknięcie kabla z prądem. Wiedziałem, że zostanę porażony i w napięciu tego oczekiwałem”. Po tym, jak nie przyniosło to oczekiwanego rezultatu Colin postanowił skłamać, że nie odczuwa już pociągu do mężczyzn. „Udawałem, że nie jestem homoseksualistą, że tak naprawdę pociągają mnie kobiety, ale tylko oszukiwałem siebie” – mówi w wywiadzie dla Independent. Dwa lata później w wieku 21 lat próbował popełnić samobójstwo. W wieku dwudziestu kilku lat ożenił się pod naciskiem rodziny. Swojej narzeczonej powiedział o homoseksualizmie, co jak mówi „zmartwiło ją, ale ona kochała mnie i wiedziała, że nie sypiam z mężczyznami. Wierzyła, że będę jej wierny. I byłem”. Przez pierwsze 7 lat małżeństwa Colin ani razu nie kochał się z żoną. Zrobił to dopiero po pomocy seksuologa. Trzy lata później rozstał się z żoną i związał z mężczyzną. Dziś nie wie, jak w ogóle mógł funkcjonować w małżeństwie z kobietą. Ma świadomość tego, że został skrzywdzony przez lekarzy. Od elektrowstrząsów odczuwa do dzisiejszego dnia problemy zdrowotne. Ma jednak pretensje do samego siebie, że zgodził się na to sam. Jak sam wspomina poddał się tym okrutnym praktykom ze względu to, że nie widział innej możliwości. Homoseksualizm był karany w Anglii do 1967 r,, a w Szkocji i Irlandii Północnej nawet w latach 80-tych. Był klasyfikowany od lat 20-tych do końca lat 70-tych jako choroba. W homofobicznym brytyjskim społeczeństwie lat 6—tych podjęcie się zmiany orientacji seksualnej wydawało się i tak najbardziej łagodnym rozwiązaniem przy możliwości bycia skazanym na więzienie albo chemiczną kastrację. Nie może dziwić, że w takich warunkach u Price i Foxa zrodziła się chęć podjęcia „terapii”. Gerald William Clegg-Hill nie zgodził się sam na próby „leczenia” go z homoseksualizmu. W 1962 r., będąc kapitanem w wojsku, został aresztowany za homoseksualizm, skazany i umieszczony przymusowo w wojskowym szpitalu psychiatrycznym, gdzie zmuszono go tzw. terapii awersyjnej. Alison Garthwaite – jego siostra – wspomina, że przez wiele lat ani ona ani jej rodzina nie wspominali o tym, co się stało ze względu na to, że homoseksualizm był wówczas uznawany za powód do wstydu. Clegg-Hill nie przeżył tej „terapii”. Przez lata opinia publiczna nie dowiedziała się prawdy, ponieważ rodzina ze wstydu i bojąc się większego rozgłosu nie złożyła zażalenia na postępowanie szpitala i nie komentowała sprawy. „Wówczas bycie gejem było uważane za szokujące i obrzydliwe i dlatego nie powiedziałam prawdy” – powiedziała po latach siostra zmarłego wojskowego. A prawda jest taka, że jej brat zginał od stosowania „terapii” przy użyciu zastrzyków z apomorfiny. Tzw. terapia awersyjna była w latach 50-tych nową zabawką psychiatrów, którzy opierając się na badaniach Pawłowa prowadzonych na zwierzętach uwierzyli, że są w stanie poprzez zadawanie bólu i cierpienia ludziom zaszczepić w nich strach przed seksualnymi kontaktami z tą samą płcią i zmniejszyć ich homoseksualne pragnienia. Wykorzystywali do tego elektrowstrząsy i środki chemiczne wywołujące ból, wymioty i biegunki. Jednym z nich była apomorfina. Jednocześnie faszerowano „pacjentów” hormonami płciowymi, które powodowały tragiczne zmiany w organizmie. Dopuszczano się także poddawania gejów lobotomii, po której „wyleczeni” pacjenci nadawali się już tylko do objęcia ich stałą opieką lakarską. Jednym z poważniejszych skutków lobotomii jest m.in. utrata przez pacjenta poczucia "ciągłości własnego ja", świadomości, że jest tą samą osobą, którą był wczoraj i będzie jutro. Mimo to, że lobotomia zawsze niesie za sobą negatywne i nieodwracalne skutki w roku 1949 Egas Moniz otrzymał Nagrodę Nobla za badania nad leczniczymi efektami lobotomii. Pomimo złożenia protestów Komitet Noblowski odmówił odebrania Monizowi tytułu laureata Nagrody. Część pacjentów od takiej „terapii’ wolała popełnić samobójstwo. Jednym z nich był Alan Turning, brytyjski matematyk i kryptolog, twórca współczesnej informatyki, którego skazano za homoseksualizm i podawano w ramach karnej „terapii” estrogen. Pierwsze doniesienia o wykorzystaniu tzw. terapii awersyjnej do „leczenia” homoseksualizmu pochodzą z lat 30-tych XX w. przy wykorzystaniu rażenia prądem. Twórca pierwszego udokumentowanego eksperymentu (!!!) z 1935 r. podał, że rażenie prądem po 4 miesiącach przyniosło 95% sukces. W kolejnych dekadach dodano do elektrowstrząsów środki chemiczne takie jak apotrofina, którą podawano homoseksualnym mężczyznom podczas wyświetlania erotycznych zdjęć mężczyzn i testosteron, który podawano podczas wyświetlania aktów kobiecych. Badanie z 1960 r. nie potwierdziło skuteczności takiej „terapii” w kwestii zmiany orientacji seksualnej, jednak w 1963 r. lekarze ogłosili „sukces” w postaci „adaptacji do bisekualizmu” geja, którego „leczonego” przez rażenie go w nogę prądem płynącym z podłogi podczas wyświetlania zdjęć nagich mężczyzn. Badań nie powtórzono, ponieważ drugi pacjent przerwał badanie po dwóch dniach. Przez lata skuteczność tzw. terapii awersyjnej oceniano na podstawie oświadczeń tych, których poddawano elektrowstrząsom lub działaniu środków chemicznych. W czasach, kiedy alternatywami dla gejów było albo więzienie albo potwierdzenie „sukcesu” w postaci zmiany orientacji seksualnej nie może dziwić, że udawali oni to, że stali się heteroseksualni. Był to nieraz jedyny sposób, by uniknąć dalszych prześladowań. Badanie z 1972 r. nie potwierdziło jednak tego, że gejom poddawanym takim praktykom udało dokonać się zmiany obiektu pociągu seksualnego. Okazało się, że deklarowana zmiana nie znajdywała potwierdzenia w postaci reakcji ciała. Co więcej okazało się, że w przypadku stosowania tzw. terapii awersyjnej przy rzucaniu palenia lub leczeniu uzależnienia od narkotyków wyniki były takie same jak w przypadku podania placebo lub zastosowania terapii nieawersyjnych. The Royal College of Psychiatrists w Londynie nie jest w stanie okreslić wobec ilu osób homoseksualnych zastosowano tzw. terapię awersyjną. Ministerstwo Zdrowia nie zakazuje stosowania dziś tzw. terapii awersyjnej, gdyż uznaje ją za skuteczną w leczeniu uzależnień. Ministerstwo uważa, że nie istnieje ryzyko poddawania osób homoseksualnych „terapii”, ponieważ homoseksualizm nie jest uznawany za chorobę i nie wymaga zmiany. Czy na pewno nie istnieje takie ryzyko? Wydaje się niestety, że istnieje. Świadczą o tym wypowiedzi niektórych brytyjskich lekarzy takich jak Valerie Mellor, która w tym, że stosowała tzw. terapię awersyjną przy użyciu prądu wobec Colina Foxa nie widzi dziś niczego złego. W wywiadzie z 1996 r. powiedziała, że „nie zrobiła niczego wobec żadnego z pacjentów czego nie zrobiła sobie albo swoim dzieciom”. Są nawet tacy, którzy nadal wierzą w to, że są w stanie zadając cierpienie „wyleczyć” z homoseksualizmu. Przypadki stosowania elektrowstrząsów czy substancji chemicznych jak apomorfina w Wielkiej Brytanii wobec gejów nie są odległe. Warto wspomnieć, że wiek dopuszczalności stosunków homoseksualnych i heteroseksualnych w Wielkiej Brytanii został zrównany dopiero w 2001 r. Jeszcze w latach 90-tych mężczyźni, którzy mieli kontakty seksualne z 20-latkami byli karani, traktowani na równi z pedofilami i zmuszani do „leczenia”. Słynna stał się też sprawa Johna Becketta, który w latach 90-tych został usunięty z wojska przez sąd za homoseksualizm, ponieważ ówczesne prawo nie pozwalało na służbę wojskową osobom homoseksualnym. Tak i inni geje został zmuszony wówczas do podjęcia tzw. terapii awersyjnej. Dopiero wyrok Europejskiego Trybunału Praw Człowieka z 2000 r. uznał, że działanie władz brytyjskich było pogwałceniem praw człowieka i naruszało prawo do życia prywatnego. Data pokazuje wyraźnie, że nie są to odległe czasy, kiedy geje byli zmuszani do poddawania torturom w środku Europy. Ilu było takich Beckettów, Foxów, Colinów i Turnerów trudno dziś zliczyć. Bez względu na liczbę nie można o tym zapomnieć. Poddawanie osób homoseksualnych praktykom mającym na celu zmianę orientacji seksualnej to homoseksualny holokaust. Mowa nienawiści jaka pada z ust ludzi pokroju Terlikowskiego zasługuje na potępienie i ukaranie chociażby w formie społecznej izolacji. Tacy ludzie jak Terlikowski mnie przerażają. Historia pokazuje, że szaleńcy którym pozwolono na nienawiść skorzystali z tego. Nie chcę, by to co złe i tragiczne w historii powtórzyło się w przeszłości.

1 komentarz:

  1. Osobiście uważam, że redaktorem Tomaszem Terlikowskim mogą kierować różne motywy a przez to możliwy jest według mnie 1 z 3 scenariuszy:
    1) Terlikowski jest hipokrytą
    W takim wariancie, nie chodzi mu ani o wiarę czy też wartości katolickie, rodzinę itd. a jedynym motorem jego działań są pieniądze. Od dawna wiadomo, że portal fronda stał się najlepszym zbiorem newsów ze świata LGBT, a wskaźnik kliknięć przyciąga reklamodawców i pieniądze. Według mnie najbardziej prawdopodobne.
    2) Terlikowski jest bogobojnym KATOLEM
    i seks uprawia jedynie w celach prokreacyjnych. Niestety spłodził już czworo dzieci i motywacji na więcej nie stacza. Zgodnie więc z zasadami jego religii skoro dzieci już nie chce to i seksu uprawiać mu nie wolno. Popęd jednak magicznie nie zniknął to i Pan Tomasz czuje się ciągle jak Bokser przed walką i libido rozwala mu psyche.
    3) Terlikowski to krytogej
    Nie jest to wcale wykluczone, wszakże jeden z największych kryptogejów (a dokładnie zakłamanych biseksów), pastor Ted Haggard miał dzieci aż pięcioro ! Nie przeszkadzało mu to jednak umawiać się z facetami w tajemnicy na małe co nieco. Być może te całe akcje Pana Terlikowskiego to takie wyparcie własnej natury które objawia się właśnie agresją na wszystko co ma związek z homo. Najmniej prawdopodobne chociaż nie wykluczone ;-)

    To tyle hyakinthos, będę tu zaglądał jeszcze.
    revilok.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń