Rok 2011 przechodzi do historii. Był to rok wyzwań, sukcesów i niestety porażek. W Polsce 2011 r. był przede wszystkim jednak rokiem nadziei. Oby trwała ona w 2012 r. i zamieniła się w spełnienie.
“Don’t Ask, Don’t Tell” Is Dead
Małżeństwa w Nowym Jorku
Małżeństwa w Brazylii
Małżeństwo lesbijek z Norwegii uratowało 40 osób przed szaleńcem na wyspie
Piłkarskie coming outy - Anton Hysen, David Testo, Jonathan De Falco
Marcin Nikrant - sołtys Lesniewa i mój bohater 2011 r.
Biedroń i Grodzka w Sejmie
Elio di Rupo premierem Belgii
W Słowenii zrównanie związków partnerskich z małżeńskimi w nowym kodeksie rodzinnym (aczkolwiek niepewne ze względu na zapowiadane referendum)
Związki partnerskie w Liechtensteinie
Rezolucja ONZ w sprawie praw człowieka, orienatacji seksualnej i tożsamosci płciowej
Przemowa Hillary Clinton w ONZ w sprawie praw osób homoseksualnych
Radziszewska w końcu nie jest Pełnomocnikiem Rządu ds Równego Traktowania
sobota, 31 grudnia 2011
piątek, 30 grudnia 2011
Przyszło nowe, a stare niestety zostało
Strona internetowa Pełnomocnika Rządu ds. Równego Traktowania zmieniła kształt po objęciu stanowiska przez Panią Kozłowską-Rajewicz. Niestety artykuły i wywiady z Panią Radziszewską widnieją na stronie nadal i przekazują nieprawdziwe informację. Bardzo bym chciał, żeby Pani Kozłowska-Rajewicz wypowiedziała się w kwestii dyskryminacji w pracy osób LGB przez związki wyznaniowe, kościoły i instytucje oparte na światopoglądzie religijnym. Poprzedniczka w wywiadach i artykułach, które są dostępne na stronie internetowej, podkreślała, że ma rację twierdząc, że np. szkoła katolicka ma prawo odmówić pracy osobie homoseksualnej. Orzeczenie w podobnych sprawach w Strasburgu przeczą temu. Sprawy te były przedmiotem zainteresowania także sądów krajowych w Europie. I ich rozstrzygnięcia także nie potwierdziły tego co mówiła Pani Radziszewska. Bardzo chciałbym poznać opinię Pani Kozłowskiej-Rajewicz w tej sprawie. Czy fakt, że informacje, jakoby szkoły katolickie miały prawo do dyskryminacji gejów i lesbijek, nadal widnieją na stronie Pełnomocnika oznaczają, że nowa Pani Pełnomocnik się z tym zgadza? Chciałbym wywołać Panią Pełnomocnik do tablicy. Zachęcam innych do tego samego. Można to zrobić chociażby na tablicy facebookowej.
Przypomnieć chciałbym stanowisko Komisji Europejskiej w sprawie wypowiedzi minister Radziszewskiej, która jednoznacznie stwierdza, że Radziszewska myliła się. Czytamy w nim:
Dyskryminacja w zatrudnieniu z powodu orientacji seksualnej, jest zakazana na gruncie prawa europejskiego. Dyrektywa 2000/78/WE zawiera ograniczony wyjątek od tej zasady dotyczący organizacji religijnych. Wyjątek ten jednak nie może dotyczyć innych niż religia podstaw (organizacja może stosować ten wyjątek jedynie odnośnie religii lub przekonań pracownika lub kandydata do pracy).
Powołana powyżej dyrektywa zawiera również wyjątek w postaci tzw. istotnych i determinujących wymagań zawodowych, co oznacza, że dana cecha, w pewnych bardzo ograniczonych i usprawiedliwionych przypadkach, może być czynnikiem determinującym zatrudnienie. Ale tylko wtedy, kiedy ta cecha jest nierozłącznie związana z poprawnym wykonywaniem tej pracy. Jednakże cel takiego działania pracodawcy musi być zgodny z prawem a działania proporcjonalne.
Każdy taki wyjątek musi być interpretowany bardzo wąsko. Trudno jest dywagować o hipotetycznej sytuacji, ale Komisja nie widzi żadnego związku pomiędzy orientacją seksualną nauczyciela a dopuszczalnym wyjątkiem, o którym mowa w dyrektywie.
czwartek, 29 grudnia 2011
Z boiska na ekran - Jonathan De Falco
Kariera piłkarza trwa krótko, a czasami... jeszcze krócej. Doskonale wie o tym Jonathan De Falco. Były piłkarz Racing Mechelen doznał kontuzji i w wieku 27 lat musiał zawiesić buty na kołku. Zastanawiał się co robić dalej. Wybrał... branżę gejowskiego porno. Kiedy został gwiazdą gejowskich filmów postanowił powiedzieć w końcu, że wybrał gejowskie porno nie bez powodu. - Od wielu miesięcy mam chłopaka. Wcześniej miałem też dziewczynę, ale zawsze interesowali mnie faceci - powiedział belgijskiej gazecie.
Etykiety:
Homopromocja,
Sport
Dobre przykłady - Kościół szwedzki
Na nowopowstałej stronie polskich gejów i lesbijek w Wielkiej Brytanii znalazłem interesujący artykuł o zmianach w kościołach chrześcijańskich w stosunku do związków homoseksualnych. Oto on:
"Wiele z krajów jest otwartych, aby związki homoseksualne otrzymywały błogosławieństwo Kościoła oraz aby osoby o orientacji homoseksualnej, zajmowały stanowiska zwierzchników.
Jednym z takich państw jest Szwecja. W tym liberalnym kraju, 55-lenia pastor stała się pierwszym biskupem - lesbijką. Największy Kościół luterański Szwecji jest otwarty wobec par homoseksualnych. Od 1997 roku rozpoczął udzielanie błogosławieństw parom osób tej samej płci, a w 2005 zadecydował o udzielaniu małżeństw osobom tej samej płci. W 2007 roku po raz pierwszy w "Paradzie Równości" w Szwecji wzięły udział osoby duchowne (ok. 30 pastorów). Michael Kjörling, sekretarz generalny luterańskiego Kościoła Szwecji powiedział: "Każdy człowiek ma taką samą wartość jako dzieło boże i homoseksualiści nie są tu żadnym wyjątkiem".
„Rzeczpospolita” informuje, że największy Kościół protestancki rozważa możliwość błogosławienia par jednopłciowych, tak jak to odbywało się w Szwecji już w roku 1997. Konferencja biskupów Kościoła Ewangelicko-Augsburskiego w Polsce zleciła przygotowanie stanowiska w tej sprawie
Mimo, że Największy Kościół luterański Szwecji akceptuje pary jednopłciowe, błogosławi im oraz udziela im małżeństwa, to w Polsce zdania na ten temat są podzielone. Luterański zwierzchnik diecezji wrocławskiej biskup Ryszard Bogusz wyjaśnia, że niektóre z Kościołów luterańskich dopuszczają święcenia homoseksualistów oraz udzielanie błogosławieństwa par jednej płci. Dopowiada, że to duchowny, który udziela sakramentu, decyduje, czy chce takim osobom pobłogosławić. Czyli, przyjęcie sakramentów, zależy od duchownego, który stanie przed nami. Biskup Bogusz jest przeciwnikiem ordynowania homoseksualistów i błogosławieństw dla związków homoseksualnych. Jak mówi: "dla luteranów źródłem wiary jest Biblia. A zarówno Stary, jak i Nowy Testament nie pozostawiają wątpliwości, że aktywność homoseksualna jest grzechem i jako taki nie może być przez chrześcijan aprobowany". Michael Kjörling na pytanie, czy Biblia potępia homoseksualizm odpowiada: "Zalecam dużą ostrożność w czytaniu tekstów sprzed kilku tysięcy lat, powstałych w innej części świata i kulturze, do tego napisanych w praktycznie nieistniejącym dziś języku. Te teksty trzeba interpretować w ich społecznym i historycznym kontekście. Wtedy dozwolona była np. poligamia, i o tym jest w Biblii, a dzisiaj poligamia nie ma uzasadnienia i się jej zakazuje. Podobnie z homoseksualizmem - trudno odnosić biblijne cytaty bezpośrednio do dyskusji w nowoczesnym społeczeństwie, żyjącym w innych strukturach, na temat partnerstwa i małżeństwa.
Podobne zdanie w tej sprawie ma świecki teolog luterański dr hab. Jakub Slawik. Jest on wykładowcą na Chrześcijańskiej Akademii Teologicznej. Twierdzi, iż osoby homoseksualne powinny mieć takie same prawa w kościele, co ludzie o orientacji heteroseksualnej. Mówi, że to nie orientacja seksualna powinna wpływać na to, jakie prawa mają członkowie Kościoła, że orientacja nie jest wykładnikiem co kto może, a co nie może.
”Jeżeli afirmatywne podejście do homoseksualnego bliźniego, który chce odpowiedzialnie kształtować swoje życie (także seksualne), jest dla niego najkorzystniejsze, to chrześcijańskim obowiązkiem jest pełne akceptacji wspieranie w tym swojego bliźniego, a nie wykorzystywanie Biblii do głoszenia własnych lęków i uprzedzeń” - dodaje.
Kościół Szwecji uznaje, że dziś, po tym, przez co przez dwa tysiące lat przeszła ludzkość, społeczeństwo musi się przede wszystkim kierować zasadą "miłuj bliźniego swego jak siebie samego". W ramach tej zasady nie potępiamy związków homoseksualnych, ale stawiamy im takie same wymagania jak małżeństwom, tzn. wierność i trwanie do grobowej deski. Taka miłość jest dobra i zgodna z wolą Boga, więc mniejsze znaczenie ma, czy jest to miłość między osobami tej samej płci, czy nie". Niestety, ale takie stanowisko jak w Szwecji dotyczące homoseksualistów, w Polsce wydaje się już na samym starcie spalone. "
Etykiety:
Homopromocja
środa, 28 grudnia 2011
Stop narkotykom
Tygodnik Powszechny postanowił zająć się tematem gejów. Znów w tonie pogadry i łaski. Stanowczo wypraszam sobie takiego traktowania i odpowiadam: dziękuję, ale nie biorę. Katolicki narkotyk, choćby był ubrany w najłagodniejsze słówka, pozostanie zawsze niebezpieczną używką, której należy się wystrzegać. Otumania, uzależnia, grozi zdrowiu psychicznemu i fizycznemu. Choć owinięty w świecący papier to w środku jest tylko gówno. Dlatego radzę i innym: Powiedz stop narkotykom.
Etykiety:
Homofobia
wtorek, 27 grudnia 2011
Strach się bać
W ostatnią niedzielę bawili u mnie goście. Odchorowuję tę wizytę już drugi dzień. I nie chodzi mi o to, że za dużo spożyłem napoju wysokoprocentowego, ani o to, że moi źle się bawiłem z nimi, ani też o to, że ich nie lubię. Lubię bardzo, bardzo, bardzo… Co innego odchorowuję. Wyjaśniam. Dowiedziałem się, że żaden z nich nie ujawnił swojej orientacji przed kolegami z pracy. Tłumaczyli to tym, że to męskie zawody, więc i współpracownicy w większości płci męskiej, więc „pedałów nie lubią”. No i nie lubią, czemu dają wyraz. Choć moi przyjaciele nikomu nic nie powiedzieli to plotki powstały, bo ktoś widział, ktoś słyszał, ktoś się domyślił. Zaczęły się wyzwiska, popychanki, ostracyzm, groźby, straszenie pobiciem, a nawet pobicie. Nikt niczego nie zgłosił, bo wciąż chce pracować i boi się większych problemów. Do tego po mieście rozniosły się plotki. Matki i ojcowie się dowiedzieli, że chłopcy się ponoć za rękę w supermarkecie trzymali, i rozpoczęły się lamenty i prośby, żeby rodzinie wstydu nie robić. Co moi koledzy na to? Też nic konstruktywnego. Zaprzeczają mamusiom, że za ręce się trzymali, bo oni przecież uważają jak chodzą, jak mówią, jak rozmawiają, a o trzymaniu się za ręce w miejscu publicznym nawet nie pomyśleli z obawy, że znów w mordę dostaną. Ja mieszkam w tym samym mieście, a żyję zupełnie inaczej. Nie wiem dlaczego, nie rozumiem. Moi znajomi tłumaczą to tym, że ja ponoć pracuję z osobami wykształconymi, a oni z blokerskim chamstwem. Nie mogę im nie przyznać racji, jeśli idzie o pracę. Współczuję im, że tkwią w takim homofobicznym i agresywnym środowisku pracy. I nie znajduję na to rozwiązania poza zgłoszeniem tego do pracodawcy albo na policję. Rozumiem ich rozterki i obawy, że mogą przez to stracić pracę. Czy jest jakieśinne rozwiązanie? Jednak co do stosunków z rodzicami czy rodzeństwem to jesteśmy sami kowalami własnego losu. Tu się z nimi nie zgadzam. Nie wyobrażam sobie tłumaczenia się matce czy ojcu z tego, że trzymałem się czy nie trzymałem się za rękę z chłopakiem. Pewnie powiedziałbym, że następnym razem się pocałuję i im nic do tego. Te niedzielne wiadomości lokalne wciąż siedzą w mojej głowie i jest mi przykro, że tak wygląda świat. Jest okrutny w stopniu, którego nie byłem chyba nawet świadom. Zdaję sobie sprawę z tego, że nie zbawimy go całego, ale chociaż próbujmy. Coś się przecież da zmienić.
Etykiety:
Homofobia
czwartek, 22 grudnia 2011
Celebryci i ich mężowie
Dziś pudelkowo. Celebryci i ich nowi mężowie. Przegapiłem to, a to już ponoć rok minął jak Adam Lambert spotyka się z fińskim celebrytą i zwyciężcą fińskiej edycji Big Brothera Sauli Koskinenem. Ja myślałem, że Adam Lambert w Los Angeles a jak się okazuje gwiazdor mieszka tuż za Bałtykiem.
Inny gejowski celebryta z JuEsEj, łyżwiarz Johnny Weir, zaręczył się z rosyjskim prawnikiem Victorem Voronovem. Muszę przyznać, że przystojny.
Marc Jacobs natomiast spotyka się z Brazylijczykiem Harrym Louisem, aktorem filmów o mało istotnej fabule.
George Michael kuruje się przy boku Fadi Fawaza.
A Dustin Lance Black romansuje z Donem Lemonem.
Przyszła zima, a jakby na przekór miłość kwitnie.
Inny gejowski celebryta z JuEsEj, łyżwiarz Johnny Weir, zaręczył się z rosyjskim prawnikiem Victorem Voronovem. Muszę przyznać, że przystojny.
Marc Jacobs natomiast spotyka się z Brazylijczykiem Harrym Louisem, aktorem filmów o mało istotnej fabule.
George Michael kuruje się przy boku Fadi Fawaza.
A Dustin Lance Black romansuje z Donem Lemonem.
Przyszła zima, a jakby na przekór miłość kwitnie.
Etykiety:
Homopromocja
środa, 21 grudnia 2011
WATCH: A Year With The Cutest British Gay Couple Ever
this is our year. from Joe M on Vimeo.
Etykiety:
Homopromocja
wtorek, 20 grudnia 2011
Damian Niebieski - Wiem, ale nie powiem
Niedługo święta. Kończy się rok, seriale mają przerwę świąteczną i jakoś tak nic się nie dzieje. Ostatnio, jak zwykle, czekałem na autobus, w międzyczasie zaglądając przez ramię pewnej pani, która przeglądała szybko „Fakt”. Na jednej ze stron Anna Grodzka. Nie na barykadach, nie w Sejmie, ale w sklepie odzieżowym. Tabloid wykrył, że posłanka robi zakupy w sklepie dla puszystych i poświęca temu dużo uwagi, aby odpowiednio dopasować elementy garderoby. Podobno to problem wielu jej rodaczek. Temat sensacyjno-zwyczajny z wkładką edukacyjną, bo oto pani Zosia z mięsnego czy ja dowiemy się, że Anna Grodzka robi zwyczajne rzeczy: chodzi do sklepu, pewnie prowadzi też samochód, zmywa naczynia, kto wie – może i umie zrobić schabowe z piersi kurczaka. Tak jak każdy.
Mogę się założyć, że takie zejście do mas w postaci kilku zdjęć w „Fakcie” daje o wiele więcej w temacie tolerancji, niż merytoryczna rozmowa w programie telewizyjnym. Nie wszyscy mają telewizor, nie każdemu chce się słuchać. Osoba transseksualna nagle zostaje pozbawiona transseksualnej łatki i – proszę – zachowuje się normalnie. Szkoda, że bardziej normalne wydaje się ładowanie nabiału i pasztetu do wózka, niż mówienie o prawach przysługujących osobom LGBTQ, ale to już osobny temat.
Są jeszcze inne sposoby nawiązania kontaktu z szerokim gronem odbiorców. Świadome. Realizowane z premedytacją, gdy po cichu się liczy, że często powtarzane kłamstwo staje się prawdą. Znani mówią o wszystkim innym: prasowaniu skarpet, hodowli rybki na ekranie laptopa, smażeniu mielonych, ale o swojej orientacji i tym, co się z nią wiąże – już nie.
Składniki mielonego są publiczne, ale partner osoby homoseksualnej, który go usmażył, jest już prywatny. To bardzo wygodne i powszechnie akceptowane wśród ludzi z pierwszych stron gazet. Korzystają oni z dorobku tych strasznych działaczy, jednocześnie odżegnując się od publicznego opowiadania o swojej np. homoseksualnej dziewczynie. Rozumiem, że Kuba z II B nie może w gazetce szkolnej – tuż po wygranym meczu – opowiadać o swoim chłopaku. Koledzy być może nie daliby mu spokoju. Domyślam się, że w każdym miejscu pracy są pewnie osoby nieprzychylne gejom. Zdarza się jednak – i uwierzcie mi, wiem, co mówię – że ludzie mogą nam być nieprzychylni również z powodu: naszego charakteru, sposobu wiązania sznurówek, irytującego dzwonka w komórce, kanapek z makrelą, którą czuje całe biuro… Z powodu tego, że nie przykładamy się do pracy, albo przykładamy za bardzo, że pijemy kawę o 11.00 zamiast o 11.02. Znajdą się dziesiątki innych powodów.
Gdyby niektóre znane niby-ukryte osoby homoseksualne były heteroseksualne, to automatycznie to, co dzisiaj jest prywatne, stałoby się publiczne. Jeśli ktoś twierdzi inaczej, to odpowiadam już teraz: nie, nie, nie. Nie dam się przekonać. Obrona rzekomej prywatności przez homoseksualnych znanych i lubianych jest spowodowana wewnętrznym lękiem przed odrzuceniem, konsekwencjami zawodowymi, brakiem akceptacji, utratą autorytetu – tak jak u większości z nas. To już nawet w „Pani” było, w dziale poradnikowym. To także lęk przed przypisaniem maski „tego geja” czy „tej lesbijki”, gdy w mediach wszystko inne przestaje mieć znaczenie.
Przykład Tomasza Raczka pokazuje, że można i z tym sobie poradzić. Nie namawiam do outowania na siłę, zmuszania kogoś – obojętnie czy jest zwykłym Kowalskim czy nie. Artysta czy osoba z mediów nie musi opowiadać o swojej rodzinie – heteroseksualnej czy homoseksualnej. Jednak dopóki chęć mówienia o wszystkim, tylko nie o swoim homoseksualnym partnerze, będzie wynikiem strachu przed reakcją innych, nie uwierzę w szczerość takich osób, gdy nieprzymuszone – podkreślam, nieprzymuszone – opowiadają w wywiadzie czy książce o swoim życiu. Pomijając zgrabnie różne jego sfery.
Mogę się założyć, że takie zejście do mas w postaci kilku zdjęć w „Fakcie” daje o wiele więcej w temacie tolerancji, niż merytoryczna rozmowa w programie telewizyjnym. Nie wszyscy mają telewizor, nie każdemu chce się słuchać. Osoba transseksualna nagle zostaje pozbawiona transseksualnej łatki i – proszę – zachowuje się normalnie. Szkoda, że bardziej normalne wydaje się ładowanie nabiału i pasztetu do wózka, niż mówienie o prawach przysługujących osobom LGBTQ, ale to już osobny temat.
Są jeszcze inne sposoby nawiązania kontaktu z szerokim gronem odbiorców. Świadome. Realizowane z premedytacją, gdy po cichu się liczy, że często powtarzane kłamstwo staje się prawdą. Znani mówią o wszystkim innym: prasowaniu skarpet, hodowli rybki na ekranie laptopa, smażeniu mielonych, ale o swojej orientacji i tym, co się z nią wiąże – już nie.
Składniki mielonego są publiczne, ale partner osoby homoseksualnej, który go usmażył, jest już prywatny. To bardzo wygodne i powszechnie akceptowane wśród ludzi z pierwszych stron gazet. Korzystają oni z dorobku tych strasznych działaczy, jednocześnie odżegnując się od publicznego opowiadania o swojej np. homoseksualnej dziewczynie. Rozumiem, że Kuba z II B nie może w gazetce szkolnej – tuż po wygranym meczu – opowiadać o swoim chłopaku. Koledzy być może nie daliby mu spokoju. Domyślam się, że w każdym miejscu pracy są pewnie osoby nieprzychylne gejom. Zdarza się jednak – i uwierzcie mi, wiem, co mówię – że ludzie mogą nam być nieprzychylni również z powodu: naszego charakteru, sposobu wiązania sznurówek, irytującego dzwonka w komórce, kanapek z makrelą, którą czuje całe biuro… Z powodu tego, że nie przykładamy się do pracy, albo przykładamy za bardzo, że pijemy kawę o 11.00 zamiast o 11.02. Znajdą się dziesiątki innych powodów.
Gdyby niektóre znane niby-ukryte osoby homoseksualne były heteroseksualne, to automatycznie to, co dzisiaj jest prywatne, stałoby się publiczne. Jeśli ktoś twierdzi inaczej, to odpowiadam już teraz: nie, nie, nie. Nie dam się przekonać. Obrona rzekomej prywatności przez homoseksualnych znanych i lubianych jest spowodowana wewnętrznym lękiem przed odrzuceniem, konsekwencjami zawodowymi, brakiem akceptacji, utratą autorytetu – tak jak u większości z nas. To już nawet w „Pani” było, w dziale poradnikowym. To także lęk przed przypisaniem maski „tego geja” czy „tej lesbijki”, gdy w mediach wszystko inne przestaje mieć znaczenie.
Przykład Tomasza Raczka pokazuje, że można i z tym sobie poradzić. Nie namawiam do outowania na siłę, zmuszania kogoś – obojętnie czy jest zwykłym Kowalskim czy nie. Artysta czy osoba z mediów nie musi opowiadać o swojej rodzinie – heteroseksualnej czy homoseksualnej. Jednak dopóki chęć mówienia o wszystkim, tylko nie o swoim homoseksualnym partnerze, będzie wynikiem strachu przed reakcją innych, nie uwierzę w szczerość takich osób, gdy nieprzymuszone – podkreślam, nieprzymuszone – opowiadają w wywiadzie czy książce o swoim życiu. Pomijając zgrabnie różne jego sfery.
Etykiety:
Homopromocja
wtorek, 13 grudnia 2011
Amerykańki mit
Amerykańska sekretarz stanu Hillary Clinton wygłosiła 6 grudnia w Genewie przemówienie, w którym zawarła wyraźne przesłanie na temat praw osób LGBTQ na świecie. Clinton przypomniała, że osoby homoseksualne rodzą się w każdym narodzie na świecie i odkreśliła, że bycie gejem czy lesbijką nie jest „zachodnim wynalazkiem”, a rzeczywistością dla ludzi na całym świecie. Podkreśliła, że w wielu krajach świata osoby te są aresztowane, narażone na pobicie, zastraszane, a nawet zabijane. Wiele z nich spotyka się z pogardą i przemocą ze strony współobywateli, zaś władze, które powinny ich chronić, są obojętne lub wręcz przyłączają się do prześladowców. Osobom tym odmawia się możliwości nauki i pracy, pozbawia się je domów i wyrzuca z ich krajów urodzenia, muszą one ukrywać prawdę o sobie, żeby chronić się przed krzywdą. Przyznała, że na drodze praw osób LGBTQ w wielu krajach stoją kwestie kulturowe, polityczne czy religijne, ale podkreśliła, że prawa osób LGBTQ to prawa człowieka, i dlatego każdy rząd ma obowiązek o nie dbać. Barack Obama wydał natomiast oświadczenie, w którym zaapelował do członków amerykańskiej dyplomacji i pracowników agencji humanitarnych, by walczyli o prawa osób LGBTQ w krajach, w których pracują.
Brzmi pięknie, ale… Stany Zjednoczone to kraj, w którym w kodeksach karnych 14 stanów nadal istnieją przepisy penalizujące stosunki homoseksualne. Zostały uznane za niezgodne z amerykańską konstytucją wyrokiem Sądu Najwyższego w sprawie Lawrence v. Teras z 2003 r., jednakże po tym roku nie zostały usunięte z kodeksów karnych i zdarzały się przypadki aresztowań na ich podstawie. Stany zjednoczone to kraj, w którym różne organizacje faszystowskie i homofobiczne ugrupowania ekstremistów religijnych są bezkarne. Stany Zjednoczone to kraj, który za rządów klanu Buszów wysłał do Afryki antygejowskich działaczy, których efekty zbrodniczej działalności widać dziś niestety bardzo wyraźnie. Ostatnie wiadomości z tego kraju „amerykańskiego mitu” nie napawają optymizmem. Wczoraj Senat zablokował kandydaturę Mari Carmen Aponte na ambasadora w Salwadorze z powodu jej działalności na rzecz praw osób homoseksualnych i artykułu, który napisała do jednej z gazet w tym kraju, w którym wzywała do poszanowania praw gejów i lesbijek i podpisania przez Salwador deklaracji ONZ w sprawie przeciwdziałania ich dyskryminacji. Republikańscy senatorzy jej działalność na rzecz praw człowieka nazwali podczas debaty „pro-gejowskim lobbingiem” i „obrazą wartości”. To znak, że „amerykański mit” to tylko mit i władze Stanów Zjednoczonych walkę z dyskryminacją i prześladowaniami powinny zacząć od siebie.
Działalność na rzecz praw człowieka innych tzw. „krajów rozwiniętych” pozostawia również wiele do życzenia. Przykładem jest tutaj kra, który chyba najbardziej słynie z poszanowania praw człowieka – Norwegia. Niedawno władze w Oslo odmówiły pobytu irakijskiemu gejowi mimo tego, że jest związany od 2006 r. z obywatelem Norwegii, a w ojczystym kraju grozi mu śmierć nie tylko ze strony religijnych fanatyków ale i rodziny. Nawet sąd podtrzymał decyzję władz stwierdzając, że Irakijczykowi nic nie grozi w Iraku, jeżeli będzie „dyskretny” i „nie będzie się angażował w homoseksualne relacje”. Trudno o bardziej kuriozalne wnioski. Jedyny ratunek pozostaje teraz z rękach Sądu Najwyższego. Miejmy nadzieję, że Irakijczyk będzie mógł pozostać w Norwegii, jednak trudno być w tej sprawie optymistą. Dotychczasowe postępowanie i decyzje władz i sądów norweskich mogą budzić jedynie obrzydzenie i przerażenie. Podobne przypadki miały miejsce w bieżącym roku również w Wielkiej Brytanii, Szwajcarii i Stanach Zjednoczonych. Szwajcaria postanowiła odesłać w lutym irańskiego geja do Iranu, pomimo tego, że od 2004 r. żył w zarejestrowanym związku ze Szwajcarem. Apelacja do sądu federalnego nie przyniosła oczekiwanego rezultatu. Sąd stwierdził, że przecież wystarczy nie uprawiać homoseksualnego seksu w Iranie. Hiporyzja, głupota czy homofobia? A może wszystko razem? Ta sama Szwajcaria wcześniej wydaliła Anatole Zali, nastolatniego geja, do Kamerunu, gdzie rodzina groziła mu śmiercią, a władze groziły karą pozbawienia wolności za homoseksualizm. Wielka Brytania, której premier w ostatnich miesiącach wzywał kraje Wspólnoty Brytyjskiej do poszanowania praw osób homoseksualnych, również ma na swym koncie haniebne przypadki deportacji gejów i lesbijek do krajów, gdzie grozi im śmierć. Kilka osób zostało uratowanych przed deportacją dosłownie w ostatnim momencie. Przypomnę sprawę Brendy Namigadde, która otrzymała pozwolenie na pobyt na lotnisku podczas deportacji do Ugadny. Gdyby nie zaangażowanie organizacji pozarządowych i zwykłych obywateli, którzy protestowali przeciwko deportacji, Brendy nie było nie tylko w Wielkiej Brytanii, ale nie byłoby jej być może wśród żywych. To wszystko sprawia, że geje i lesbijki z krajów, gdzie łamane są ich prawa nie mają zaufania do takich krajów jak Stany Zjednoczone, Wielka Brytania, Szwajcaria, Norwegia i innych państw Zachodu. Kraje te powinny więc zacząć od ratowania ludzi, którym grozi niebezpieczeństwo w ich krajach pochodzenia. Tak jak kiedyś ratowano Żydów w krajach okupowanych przez hitlerowskie Niemcy. Inaczej jakiekolwiek gesty ze strony prezydentów i ministrów państw zachodnich, choćby były najpiękniejsze i najwznioślejsze, pozostaną puste i nic nie znaczące. Obłuda w przypadkach, kiedy waży się życie niewinnych ludzi, jest rzeczą przerażającą. Dlatego po słowach Clinton, Obamy i Camerona czekam na realne działania, które wypełnią składane przez nich deklaracje.
Brzmi pięknie, ale… Stany Zjednoczone to kraj, w którym w kodeksach karnych 14 stanów nadal istnieją przepisy penalizujące stosunki homoseksualne. Zostały uznane za niezgodne z amerykańską konstytucją wyrokiem Sądu Najwyższego w sprawie Lawrence v. Teras z 2003 r., jednakże po tym roku nie zostały usunięte z kodeksów karnych i zdarzały się przypadki aresztowań na ich podstawie. Stany zjednoczone to kraj, w którym różne organizacje faszystowskie i homofobiczne ugrupowania ekstremistów religijnych są bezkarne. Stany Zjednoczone to kraj, który za rządów klanu Buszów wysłał do Afryki antygejowskich działaczy, których efekty zbrodniczej działalności widać dziś niestety bardzo wyraźnie. Ostatnie wiadomości z tego kraju „amerykańskiego mitu” nie napawają optymizmem. Wczoraj Senat zablokował kandydaturę Mari Carmen Aponte na ambasadora w Salwadorze z powodu jej działalności na rzecz praw osób homoseksualnych i artykułu, który napisała do jednej z gazet w tym kraju, w którym wzywała do poszanowania praw gejów i lesbijek i podpisania przez Salwador deklaracji ONZ w sprawie przeciwdziałania ich dyskryminacji. Republikańscy senatorzy jej działalność na rzecz praw człowieka nazwali podczas debaty „pro-gejowskim lobbingiem” i „obrazą wartości”. To znak, że „amerykański mit” to tylko mit i władze Stanów Zjednoczonych walkę z dyskryminacją i prześladowaniami powinny zacząć od siebie.
Działalność na rzecz praw człowieka innych tzw. „krajów rozwiniętych” pozostawia również wiele do życzenia. Przykładem jest tutaj kra, który chyba najbardziej słynie z poszanowania praw człowieka – Norwegia. Niedawno władze w Oslo odmówiły pobytu irakijskiemu gejowi mimo tego, że jest związany od 2006 r. z obywatelem Norwegii, a w ojczystym kraju grozi mu śmierć nie tylko ze strony religijnych fanatyków ale i rodziny. Nawet sąd podtrzymał decyzję władz stwierdzając, że Irakijczykowi nic nie grozi w Iraku, jeżeli będzie „dyskretny” i „nie będzie się angażował w homoseksualne relacje”. Trudno o bardziej kuriozalne wnioski. Jedyny ratunek pozostaje teraz z rękach Sądu Najwyższego. Miejmy nadzieję, że Irakijczyk będzie mógł pozostać w Norwegii, jednak trudno być w tej sprawie optymistą. Dotychczasowe postępowanie i decyzje władz i sądów norweskich mogą budzić jedynie obrzydzenie i przerażenie. Podobne przypadki miały miejsce w bieżącym roku również w Wielkiej Brytanii, Szwajcarii i Stanach Zjednoczonych. Szwajcaria postanowiła odesłać w lutym irańskiego geja do Iranu, pomimo tego, że od 2004 r. żył w zarejestrowanym związku ze Szwajcarem. Apelacja do sądu federalnego nie przyniosła oczekiwanego rezultatu. Sąd stwierdził, że przecież wystarczy nie uprawiać homoseksualnego seksu w Iranie. Hiporyzja, głupota czy homofobia? A może wszystko razem? Ta sama Szwajcaria wcześniej wydaliła Anatole Zali, nastolatniego geja, do Kamerunu, gdzie rodzina groziła mu śmiercią, a władze groziły karą pozbawienia wolności za homoseksualizm. Wielka Brytania, której premier w ostatnich miesiącach wzywał kraje Wspólnoty Brytyjskiej do poszanowania praw osób homoseksualnych, również ma na swym koncie haniebne przypadki deportacji gejów i lesbijek do krajów, gdzie grozi im śmierć. Kilka osób zostało uratowanych przed deportacją dosłownie w ostatnim momencie. Przypomnę sprawę Brendy Namigadde, która otrzymała pozwolenie na pobyt na lotnisku podczas deportacji do Ugadny. Gdyby nie zaangażowanie organizacji pozarządowych i zwykłych obywateli, którzy protestowali przeciwko deportacji, Brendy nie było nie tylko w Wielkiej Brytanii, ale nie byłoby jej być może wśród żywych. To wszystko sprawia, że geje i lesbijki z krajów, gdzie łamane są ich prawa nie mają zaufania do takich krajów jak Stany Zjednoczone, Wielka Brytania, Szwajcaria, Norwegia i innych państw Zachodu. Kraje te powinny więc zacząć od ratowania ludzi, którym grozi niebezpieczeństwo w ich krajach pochodzenia. Tak jak kiedyś ratowano Żydów w krajach okupowanych przez hitlerowskie Niemcy. Inaczej jakiekolwiek gesty ze strony prezydentów i ministrów państw zachodnich, choćby były najpiękniejsze i najwznioślejsze, pozostaną puste i nic nie znaczące. Obłuda w przypadkach, kiedy waży się życie niewinnych ludzi, jest rzeczą przerażającą. Dlatego po słowach Clinton, Obamy i Camerona czekam na realne działania, które wypełnią składane przez nich deklaracje.
poniedziałek, 12 grudnia 2011
Zwodniczy znak
W TOK FM audycja o homoseksualistach w katolicyzmie w związku z artykułami w najnowszym numerze czasopisma „Znak”. Wysłuchałem i jestem zniesmaczony. Pan Gawryś błądzi i obija się po ścianach biblijnych zakazów i seksualnych pragnień. Istna ekstaza i udręka. Brzmi jak bełkot niepogodzonego ze sobą i światem człowieka, który pragnąłby unieszczęśliwić i zbawić wszystkich pedałów. Towarzyszy mu nawoływanie do tego, by homoseksualistów nie wyrzucać z kościoła, a jednocześnie zabraniać im realizować się zgodnie ze swą naturą, co jest szczytem hipokryzji. Wszystko to podlane miłosiernym łączeniem homoseksualizmu z włóczęgostwem, a w tle żona Pana Gawrysia (hmmm?!). Ciemnota i ograniczenie udające światłość i tolerancję. Znacznie rozsądniejsze wydaje się być to, co mówiła Pani Dominika Kozłowska. Kto chce niech posłucha, choć ostrzegam, że uszy wam spuchną od nadmiaru bzdur.
Etykiety:
Homofobia
niedziela, 4 grudnia 2011
Joanna Podgórska - Nie odziedziczy mieszkania, bo żył z mężczyzną
Damianowi grozi eksmisja, bo sąd uznał, że jego 10-letniego związku z Tadeuszem nie można nazwać wspólnym pożyciem.
Damian 10 lat temu przyjechał do Warszawy na kilka dni. Chciał się wyrwać na trochę z dusznej atmosfery G. – średniej wielkości miasta na południu Polski. Tam nie było mowy o żadnym gejostwie; było pedalstwo, za które dostawało się po ryju i człowiek nie miał życia. W G. Damian chodził z Lucyną, bo w miastach średniej wielkości każdy facet ma dziewczynę i nie należy się wyłamywać.
W Warszawie pedałów już wtedy nie było. Byli geje; mieli swoje knajpki, dyskoteki. Choćby nieistniejący już klub Miami. Tam Damian trafił na piwo z kolegą i już nie chciał wracać do G. W Warszawie wszystko toczy się błyskawicznie. Dosiadł się właściciel i jeszcze tego samego wieczoru zaproponował, żeby Damian został w Miami jako kelner. To tu poznał Tadeusza. Sporo starszy, doświadczony, miał świetną pracę, mnóstwo znajomych: pan mecenas, pan profesor, pan minister.
Nowe miasto, nowi ludzie, nowe smaki. Wcześniej Damian myślał, że bigos to bigos i tyle. Tadeusz uczył go, że to przemyślana kompozycja smaków i zapachów. Odkrywał kuchnię włoską i to, że można przeleżeć całą noc w wannie pijąc wino i gadając o wszystkim tym, co w G. otoczone jest zakłamanym milczeniem.
Tyle że G. szybko upomniało się o Damiana. Lucyna urodziła synka i zamieszkała z matką Damiana. Żył podwójnie, jak długo się dało. Weekendy w G. u rodziny, tygodnie w Warszawie z Tadeuszem i przymiarki do decydującej rozmowy. Trochę liczył, że Lucyna sama się domyśli, ale się nie domyśliła. Kiedy powiedział, wściekła się i wyniosła z dzieckiem do swoich rodziców. Oświadczyła im, że Damian to pedał i żeby go nie wpuszczać, jak przyjdzie odwiedzić dziecko. Musiał tam chodzić z policją. A mama? Mamy podobno zawsze wiedzą. Ale wpatrzona we wnuka, nigdy nie zadawała pytań.
Piękne życie z Tadeuszem trwało rok. Najpierw rutynowe badania kontrolne wykazały nadciśnienie, następne cukrzycę i schorzenie wątroby. Dobra pensja zmieniła się w groszową rentę. Teraz Damian musiał utrzymać dom. Mieszkali w komunalnej kawalerce Tadeusza i obaj myśleli, że dobrze byłoby ściągnąć małego do Warszawy. Bo z czasem emocje z Lucyną opadły i dało się rozmawiać.
Zamienili mieszkanie na trochę większe, też komunalne. To był jeden wielki śmietnik, ruina można powiedzieć. Wszystko robili sami: kładli podłogi, remontowali łazienkę, przestawiali ściany tak, żeby dało się wydzielić błękitny pokoik dla małego. Damian sprzedał kawałek ziemi po ojcu, Tadeusz wziął kredyt.
Kiedy Tadeuszowi spadał cukier, dni były trudne. Nie miał siły nawet wstać, zamykał się w sobie, stronił od ludzi. W te lepsze wystarczyło, żeby Damian powiedział, że ma ochotę na roladę, i kiedy wracał z pracy, dochodziła w piekarniku, a Tadeusz czekał z otwartym winem, słuchając Montserrat Caballe. Na początku Damian prosił: włącz coś normalnego, ale jakoś się przyzwyczaił.
Damian przyznaje, że synka ściągnął do Warszawy trochę podstępem. Tłumaczył Lucynie: możemy walczyć, ale po co? Zamiast siedzieć w G. i nic nie robić, przyjeżdżaj. Są dwa pokoje, jakoś się ułoży, dopóki się nie usamodzielnisz. Pół roku przemieszkali we czworo. Lucyna z Tadeuszem nawet się polubili, chociaż spięcia się zdarzały. Małemu się podobało. Jest tata, mama, nowe przedszkole i fajny wujek, który robi najlepsze na świecie spaghetti, zabiera do Jordanka, na spacery i na karuzelę. Ale wszyscy czuli, że sytuacja normalna nie jest. Lucyna znalazła pracę i nowych znajomych, coraz częściej nie wracała na noc, potem znikała na parę dni, wreszcie się wyprowadziła. Dziś ma nową rodzinę. Mieszka niedaleko. Są w kontakcie.
W drodze do pracy Damian odprowadzał synka do szkoły. Tadeusz odbierał. Ale gorsze dni były coraz gorsze i co parę miesięcy Tadeusz trafiał do szpitala. Dopóki był przytomny, wszystko było w porządku, rozmawiał z lekarzami, Damian przychodził go odwiedzać. Ale kiedy pewnego razu wzięli go na OIOM, zaczęły się problemy. Rodzina? – pytał lekarz. Nie? No to pan nie wejdzie.
Ostatnie święta spędzili oddzielnie. Tadeusz pojechał do swojej rodziny. Damian z małym do mamy do G. Kiedy wrócili, Tadeusz już był w szpitalu. Stan bardzo ciężki. Damian dwa razy odbił się od ściany, wreszcie za trzecim skłamał: tak, rodzina. Wszedł i zobaczył wszędzie rurki i pikające urządzenia. Tadeusz miał oczy zakryte wacikami, był w śpiączce, żył tylko dzięki aparaturze. Za pierwszym razem Damian rozpłakał się i uciekł. Następnego dnia spytał pielęgniarkę: czy to możliwe, że on mnie usłyszy? Tego nikt nie wie – odpowiedziała.
Zdjął Tadeuszowi waciki z oczu, wziął go za rękę i zaczął opowiadać, co w domu, że mały szykuje się do komunii. Kiedy mówił, wydawało się, że monitory pikają jakoś szybciej. Jutro przyjdę cię ogolić – obiecał. Ale wieczorem Tadeusz już nie żył.
Kiedy jeszcze był w śpiączce, do Warszawy przyjechała siostra Tadeusza. Najpierw bardzo dziękowała Damianowi, że jest tak wspaniałym przyjacielem i opiekuje się Tadeuszem. Jak rodzina. Gdy została sama, dokładnie przeszukała mieszkanie, znalazła zdjęcia i zrozumiała. To była bardzo przykra rozmowa. Nie domyślałaś się? – pytał Damian. Przecież w jego życiu nie było nigdy żadnej kobiety. Usłyszał, że TAKI brat jej uwłacza i pewnie go pan Bóg pokarał. Potem było jeszcze gorzej, bo okazało sie, że mieszkanie niewykupione i rodzina nie dziedziczy, a polisę ubezpieczeniową Tadeusz przepisał na Damiana.
Siostra zabrała z mieszkania, co się dało: segregator z dokumentami, zdjęcia, obrazy, laptop. Oddaj chociaż nasze wspólne fotografie – prosił. Ale powiedziała, że musi je spalić, żeby wstydu nie było. Na szczęście przeoczyła płyty, te z Montserrat Caballe, których Damian na okrągło słucha dziś w samochodzie. Nie pozwoliła ubrać Tadeusza do trumny w przygotowane rzeczy, odebrała zwłoki ze szpitala i zapowiedziała, że na pogrzebie nie życzy sobie absolutnie nikogo z Warszawy.
Znała starych przyjaciół Tadeusza, ale dopiero teraz uświadomiła sobie, że w ich życiu też nigdy nie było żadnych kobiet. Dopiero po pogrzebie Damian z najbliższymi przyjaciółmi Tadeusza pojechał odwiedzić jego grób. Nawet nie ma do siostry Tadeusza wielkiego żalu, trochę ją rozumie; miało być mieszkanie w Warszawie i pieniądze z polisy, a okazało się, że był tylko brat pedał.
Według Kodeksu cywilnego, prawo do dziedziczenia najmu mieszkania komunalnego przysługuje m.in. osobie, która „pozostawała faktycznie we wspólnym pożyciu z najemcą, jeśli zamieszkiwała razem z najemcą w chwili jego śmierci”. Damian poszedł to załatwić w urzędzie lokalowym. Tłumaczył, że od lat był z Tadeuszem w związku, mieszkali razem, prowadzili wspólne gospodarstwo, byli parą, że kredyt i rachunki za mieszkanie płacił ze swojego konta.
Panie urzędniczki z niedowierzaniem kręciły głowami. Tłumaczyły, że nie ma takiej możliwości, i pytały, czy zdaje sobie sprawę, ile samotnych matek z dziećmi czeka na mieszkania komunalne? Ale na pytanie, w czym samotny pedał z dzieckiem jest gorszy, nie potrafiły odpowiedzieć. Damian pisał do wydziału lokalowego, do burmistrza, do prezydent Warszawy. Wszystkie pisma zostały odrzucone, wątpliwości w takich sprawach ma rozstrzygać sąd.
Sprawa trwała rok. Przeprowadzono wywiad wśród sąsiadów. Potwierdzili, że Damian z Tadeuszem mieszkali razem, chcieli zeznawać. Ale sędzia odrzucił wszystkie wnioski dowodowe. W uzasadnieniu wyroku napisał, że w przypadku związków homoseksualnych nie można mówić o wspólnym pożyciu.
Damian 10 lat temu przyjechał do Warszawy na kilka dni. Chciał się wyrwać na trochę z dusznej atmosfery G. – średniej wielkości miasta na południu Polski. Tam nie było mowy o żadnym gejostwie; było pedalstwo, za które dostawało się po ryju i człowiek nie miał życia. W G. Damian chodził z Lucyną, bo w miastach średniej wielkości każdy facet ma dziewczynę i nie należy się wyłamywać.
W Warszawie pedałów już wtedy nie było. Byli geje; mieli swoje knajpki, dyskoteki. Choćby nieistniejący już klub Miami. Tam Damian trafił na piwo z kolegą i już nie chciał wracać do G. W Warszawie wszystko toczy się błyskawicznie. Dosiadł się właściciel i jeszcze tego samego wieczoru zaproponował, żeby Damian został w Miami jako kelner. To tu poznał Tadeusza. Sporo starszy, doświadczony, miał świetną pracę, mnóstwo znajomych: pan mecenas, pan profesor, pan minister.
Nowe miasto, nowi ludzie, nowe smaki. Wcześniej Damian myślał, że bigos to bigos i tyle. Tadeusz uczył go, że to przemyślana kompozycja smaków i zapachów. Odkrywał kuchnię włoską i to, że można przeleżeć całą noc w wannie pijąc wino i gadając o wszystkim tym, co w G. otoczone jest zakłamanym milczeniem.
Tyle że G. szybko upomniało się o Damiana. Lucyna urodziła synka i zamieszkała z matką Damiana. Żył podwójnie, jak długo się dało. Weekendy w G. u rodziny, tygodnie w Warszawie z Tadeuszem i przymiarki do decydującej rozmowy. Trochę liczył, że Lucyna sama się domyśli, ale się nie domyśliła. Kiedy powiedział, wściekła się i wyniosła z dzieckiem do swoich rodziców. Oświadczyła im, że Damian to pedał i żeby go nie wpuszczać, jak przyjdzie odwiedzić dziecko. Musiał tam chodzić z policją. A mama? Mamy podobno zawsze wiedzą. Ale wpatrzona we wnuka, nigdy nie zadawała pytań.
Piękne życie z Tadeuszem trwało rok. Najpierw rutynowe badania kontrolne wykazały nadciśnienie, następne cukrzycę i schorzenie wątroby. Dobra pensja zmieniła się w groszową rentę. Teraz Damian musiał utrzymać dom. Mieszkali w komunalnej kawalerce Tadeusza i obaj myśleli, że dobrze byłoby ściągnąć małego do Warszawy. Bo z czasem emocje z Lucyną opadły i dało się rozmawiać.
Zamienili mieszkanie na trochę większe, też komunalne. To był jeden wielki śmietnik, ruina można powiedzieć. Wszystko robili sami: kładli podłogi, remontowali łazienkę, przestawiali ściany tak, żeby dało się wydzielić błękitny pokoik dla małego. Damian sprzedał kawałek ziemi po ojcu, Tadeusz wziął kredyt.
Kiedy Tadeuszowi spadał cukier, dni były trudne. Nie miał siły nawet wstać, zamykał się w sobie, stronił od ludzi. W te lepsze wystarczyło, żeby Damian powiedział, że ma ochotę na roladę, i kiedy wracał z pracy, dochodziła w piekarniku, a Tadeusz czekał z otwartym winem, słuchając Montserrat Caballe. Na początku Damian prosił: włącz coś normalnego, ale jakoś się przyzwyczaił.
Damian przyznaje, że synka ściągnął do Warszawy trochę podstępem. Tłumaczył Lucynie: możemy walczyć, ale po co? Zamiast siedzieć w G. i nic nie robić, przyjeżdżaj. Są dwa pokoje, jakoś się ułoży, dopóki się nie usamodzielnisz. Pół roku przemieszkali we czworo. Lucyna z Tadeuszem nawet się polubili, chociaż spięcia się zdarzały. Małemu się podobało. Jest tata, mama, nowe przedszkole i fajny wujek, który robi najlepsze na świecie spaghetti, zabiera do Jordanka, na spacery i na karuzelę. Ale wszyscy czuli, że sytuacja normalna nie jest. Lucyna znalazła pracę i nowych znajomych, coraz częściej nie wracała na noc, potem znikała na parę dni, wreszcie się wyprowadziła. Dziś ma nową rodzinę. Mieszka niedaleko. Są w kontakcie.
W drodze do pracy Damian odprowadzał synka do szkoły. Tadeusz odbierał. Ale gorsze dni były coraz gorsze i co parę miesięcy Tadeusz trafiał do szpitala. Dopóki był przytomny, wszystko było w porządku, rozmawiał z lekarzami, Damian przychodził go odwiedzać. Ale kiedy pewnego razu wzięli go na OIOM, zaczęły się problemy. Rodzina? – pytał lekarz. Nie? No to pan nie wejdzie.
Ostatnie święta spędzili oddzielnie. Tadeusz pojechał do swojej rodziny. Damian z małym do mamy do G. Kiedy wrócili, Tadeusz już był w szpitalu. Stan bardzo ciężki. Damian dwa razy odbił się od ściany, wreszcie za trzecim skłamał: tak, rodzina. Wszedł i zobaczył wszędzie rurki i pikające urządzenia. Tadeusz miał oczy zakryte wacikami, był w śpiączce, żył tylko dzięki aparaturze. Za pierwszym razem Damian rozpłakał się i uciekł. Następnego dnia spytał pielęgniarkę: czy to możliwe, że on mnie usłyszy? Tego nikt nie wie – odpowiedziała.
Zdjął Tadeuszowi waciki z oczu, wziął go za rękę i zaczął opowiadać, co w domu, że mały szykuje się do komunii. Kiedy mówił, wydawało się, że monitory pikają jakoś szybciej. Jutro przyjdę cię ogolić – obiecał. Ale wieczorem Tadeusz już nie żył.
Kiedy jeszcze był w śpiączce, do Warszawy przyjechała siostra Tadeusza. Najpierw bardzo dziękowała Damianowi, że jest tak wspaniałym przyjacielem i opiekuje się Tadeuszem. Jak rodzina. Gdy została sama, dokładnie przeszukała mieszkanie, znalazła zdjęcia i zrozumiała. To była bardzo przykra rozmowa. Nie domyślałaś się? – pytał Damian. Przecież w jego życiu nie było nigdy żadnej kobiety. Usłyszał, że TAKI brat jej uwłacza i pewnie go pan Bóg pokarał. Potem było jeszcze gorzej, bo okazało sie, że mieszkanie niewykupione i rodzina nie dziedziczy, a polisę ubezpieczeniową Tadeusz przepisał na Damiana.
Siostra zabrała z mieszkania, co się dało: segregator z dokumentami, zdjęcia, obrazy, laptop. Oddaj chociaż nasze wspólne fotografie – prosił. Ale powiedziała, że musi je spalić, żeby wstydu nie było. Na szczęście przeoczyła płyty, te z Montserrat Caballe, których Damian na okrągło słucha dziś w samochodzie. Nie pozwoliła ubrać Tadeusza do trumny w przygotowane rzeczy, odebrała zwłoki ze szpitala i zapowiedziała, że na pogrzebie nie życzy sobie absolutnie nikogo z Warszawy.
Znała starych przyjaciół Tadeusza, ale dopiero teraz uświadomiła sobie, że w ich życiu też nigdy nie było żadnych kobiet. Dopiero po pogrzebie Damian z najbliższymi przyjaciółmi Tadeusza pojechał odwiedzić jego grób. Nawet nie ma do siostry Tadeusza wielkiego żalu, trochę ją rozumie; miało być mieszkanie w Warszawie i pieniądze z polisy, a okazało się, że był tylko brat pedał.
Według Kodeksu cywilnego, prawo do dziedziczenia najmu mieszkania komunalnego przysługuje m.in. osobie, która „pozostawała faktycznie we wspólnym pożyciu z najemcą, jeśli zamieszkiwała razem z najemcą w chwili jego śmierci”. Damian poszedł to załatwić w urzędzie lokalowym. Tłumaczył, że od lat był z Tadeuszem w związku, mieszkali razem, prowadzili wspólne gospodarstwo, byli parą, że kredyt i rachunki za mieszkanie płacił ze swojego konta.
Panie urzędniczki z niedowierzaniem kręciły głowami. Tłumaczyły, że nie ma takiej możliwości, i pytały, czy zdaje sobie sprawę, ile samotnych matek z dziećmi czeka na mieszkania komunalne? Ale na pytanie, w czym samotny pedał z dzieckiem jest gorszy, nie potrafiły odpowiedzieć. Damian pisał do wydziału lokalowego, do burmistrza, do prezydent Warszawy. Wszystkie pisma zostały odrzucone, wątpliwości w takich sprawach ma rozstrzygać sąd.
Sprawa trwała rok. Przeprowadzono wywiad wśród sąsiadów. Potwierdzili, że Damian z Tadeuszem mieszkali razem, chcieli zeznawać. Ale sędzia odrzucił wszystkie wnioski dowodowe. W uzasadnieniu wyroku napisał, że w przypadku związków homoseksualnych nie można mówić o wspólnym pożyciu.
Joanna Podgórska - Faktyczne wspólne pożycie
O tym, jak będzie interpretowany art. 691 Kodeksu cywilnego, mówiący, kto może dziedziczyć prawo najmu lokalu komunalnego, decyduje dziś właściwie wyłącznie ideologiczna postawa sędziów.
Dla jednych oczywiste jest, że „w faktycznym wspólnym pożyciu” mogą pozostawać osoby homoseksualne, inni pożycie odczytują na wzór małżeńskiego i osoby homoseksualne z niego wykluczają.
W ubiegłym roku przed Europejskim Trybunałem Praw Człowieka w Strasburgu zapadł wyrok w sprawie Kozak przeciwko Polsce, dotyczący właśnie dziedziczenia najmu po partnerze. Polska ten proces przegrała, a ETPC uznał, że inne traktowanie w tej mierze związków homo- i heteroseksualnych jest dyskryminacją. Od tej pory wyroki, jakie zapadają w polskich sądach, są raczej korzystne dla par homoseksualnych. Tak było w Złotowie, a ostatnio w dwóch sprawach wrocławskich. Jedna dotyczyła mężczyzn żyjących razem przez 10, a druga – 30 lat. W obu sądy uznały, że partnerzy byli postrzegani jako małżeństwo, darzyli się uczuciem, opiekowali się sobą, prowadzili wspólne gospodarstwo, a zatem łączyła ich więź o charakterze emocjonalnym, fizycznym i ekonomicznym. „Nie występują żadne przekonywające, obiektywne lub decydujące przyczyny dla uzasadnienia zróżnicowanego traktowania partnerów pozostających w związkach tej samej i różnej płci wobec prawa do wstąpienia w stosunek najmu po śmierci swojego partnera.
Takie zróżnicowanie nie jest również niezbędne dla ochrony rodziny rozumianej w tradycyjnym sensie. Można bowiem chronić rodzinę tradycyjną różnymi innymi metodami, niepolegającymi na upośledzonym traktowaniu związków homoseksualnych w tej sferze. Poszanowanie dla życia rodzinnego musi uwzględnić rozwój społeczeństwa i zmiany postrzegania kwestii społecznych, statusu cywilnego oraz stosunków międzyludzkich, łącznie z faktem, że nie istnieje tylko jeden sposób ani jedna droga wyboru w sferze życia rodzinnego” – czytamy w uzasadnieniu.
Sąd Rejonowy dla Warszawy Mokotowa w sprawie Damiana co prawda też powołuje się na wyrok ETPC, ale uznał, że skoro Trybunał nie zasygnalizował potrzeby zmiany art. 691 k.c., tak, by jego wykładnia nie budziła rozbieżności, to jest on nadal niejednoznaczny i można go różnie interpretować. W uzasadnieniu wyroku sędzia przywołał również to, że polskie prawo nie uznaje związków partnerskich osób tej samej płci. Wspólne pożycie oznacza w Polsce więź osób pozostających w relacjach takich jak małżeńskie. Ergo – dwaj geje w faktycznym pożyciu pozostawać nie mogą.
Dla jednych oczywiste jest, że „w faktycznym wspólnym pożyciu” mogą pozostawać osoby homoseksualne, inni pożycie odczytują na wzór małżeńskiego i osoby homoseksualne z niego wykluczają.
W ubiegłym roku przed Europejskim Trybunałem Praw Człowieka w Strasburgu zapadł wyrok w sprawie Kozak przeciwko Polsce, dotyczący właśnie dziedziczenia najmu po partnerze. Polska ten proces przegrała, a ETPC uznał, że inne traktowanie w tej mierze związków homo- i heteroseksualnych jest dyskryminacją. Od tej pory wyroki, jakie zapadają w polskich sądach, są raczej korzystne dla par homoseksualnych. Tak było w Złotowie, a ostatnio w dwóch sprawach wrocławskich. Jedna dotyczyła mężczyzn żyjących razem przez 10, a druga – 30 lat. W obu sądy uznały, że partnerzy byli postrzegani jako małżeństwo, darzyli się uczuciem, opiekowali się sobą, prowadzili wspólne gospodarstwo, a zatem łączyła ich więź o charakterze emocjonalnym, fizycznym i ekonomicznym. „Nie występują żadne przekonywające, obiektywne lub decydujące przyczyny dla uzasadnienia zróżnicowanego traktowania partnerów pozostających w związkach tej samej i różnej płci wobec prawa do wstąpienia w stosunek najmu po śmierci swojego partnera.
Takie zróżnicowanie nie jest również niezbędne dla ochrony rodziny rozumianej w tradycyjnym sensie. Można bowiem chronić rodzinę tradycyjną różnymi innymi metodami, niepolegającymi na upośledzonym traktowaniu związków homoseksualnych w tej sferze. Poszanowanie dla życia rodzinnego musi uwzględnić rozwój społeczeństwa i zmiany postrzegania kwestii społecznych, statusu cywilnego oraz stosunków międzyludzkich, łącznie z faktem, że nie istnieje tylko jeden sposób ani jedna droga wyboru w sferze życia rodzinnego” – czytamy w uzasadnieniu.
Sąd Rejonowy dla Warszawy Mokotowa w sprawie Damiana co prawda też powołuje się na wyrok ETPC, ale uznał, że skoro Trybunał nie zasygnalizował potrzeby zmiany art. 691 k.c., tak, by jego wykładnia nie budziła rozbieżności, to jest on nadal niejednoznaczny i można go różnie interpretować. W uzasadnieniu wyroku sędzia przywołał również to, że polskie prawo nie uznaje związków partnerskich osób tej samej płci. Wspólne pożycie oznacza w Polsce więź osób pozostających w relacjach takich jak małżeńskie. Ergo – dwaj geje w faktycznym pożyciu pozostawać nie mogą.
Barbara Pietkiewicz - Gdy gej się żeni. Szafy i parawany.
Gej i heteroseksualna stają na ślubnym kobiercu. Jest jak zwykle: kwiaty, muzyka, nadzieja na szczęście trwalsze od burz i małżeńskich kryzysów. Ale w związek geja i niegejki brak szczęścia wpisany jest z natury rzeczy.
Dawniej geje zawierali małżeństwa bardzo często. Lęk przed zboczeniem, obawa przed wykluczeniem społecznym skutecznie popychała mężczyzn na ślubne kobierce. Z badań 404 homoseksualistów dokonanych przez prof. Zbigniewa Izdebskiego, seksuologa, wynika, że w grupie wiekowej 40–49 lat odsetek mężczyzn związanych z kobietami wynosi 43 proc. Ale i teraz, choć rzadziej, zdarzają się takie małżeństwa wśród młodych osób. Renata Romanowska, psycholog z Lambdy, opowiada o pacjencie, który zgodził się na ślub z dziewczyną podsuniętą mu przez siostrę. Lubi ją przytulać i głaskać, ale boi się tego co dalej. Zrobił próbę generalną w agencji towarzyskiej z dwiema dziewczynami. Klapa. Może z żoną wyjdzie na prostą? Nie może przecież zawieść narzeczonej ani rodzin.
Wiele z takich par przeżyło razem życie, jeśli oboje akceptowali seks marny albo jego brak (co zresztą zdarza się też w parach hetero). Dr Andrzej Depko, seksuolog, opowiada o kobiecie, która przez 16 lat usiłowała skłonić męża do współżycia. Zbliżenia były bardzo rzadkie. Nie pozwalał dotykać swych intymnych miejsc, nie zgadzał się na grę wstępną, był zimny i daleki. Usiłowała skłonić go do szczerej rozmowy. Kończyło się ucieczką do innego pokoju albo groźbą, że wyjdzie z domu, jeśli ona nie przestanie demonstrować swojej obsesji na punkcie seksu.
Parzące piersi
Od kilku tygodni numer mojego telefonu wisi na odpowiednich forach internetowych wprowadzony tam przez Lambdę z informacją, że poszukuję kontaktu z żonami gejów i mężami lesbijek. Nie zadzwonił żaden mąż, ani lesbijki, ani heteryczki. Odezwały się cztery żony. Kazimierz Szczerba, znany seksuolog z Wrocławia, mówi jednak, że częściej niż żony gejów zgłaszają się do niego sami geje, nie potrafiąc poradzić sobie z małżeństwem.
Helena, gejowa, płacze do słuchawki, że spotkało ją najgorsze chyba upokorzenie w życiu. Kochali się z mężem parę razy w roku. Zawsze w jednej pozycji – od tyłu. Starannie unikał dotykania jej włosów (nie znosił długich) i piersi, a kiedy natrafił na nie ręką, usuwał ją gwałtownie, jakby go parzyły. Seks był szybki, techniczny, na odczepnego.
Czuła się gorsza i odtrącona. Nie mogła zajść w ciążę. Przez kilka lat małżeństwa obsesyjnie zastanawiała się, dlaczego on jej nie chce. Jest ładna, z wąskimi biodrami. Lubomira Szawdyn, psychoterapeutka, do której gejowe przychodzą czasem po wsparcie, mówi, że one często są do siebie fizycznie podobne – prawie bez piersi, wąskobiodre, szczupłe. Mąż pacjentki dr. Depko wyznał lekarzowi, że przebywanie z żoną jest dla niego męczące, bo żona jest za bardzo kobieca. A ona stwierdziła, że z powodu swego seksapilu miała duże powodzenie u mężczyzn. Innych.
Helena wreszcie odkryła powód niechęci męża. Ma w intymnym miejscu małą brodawkę, pewnie o to chodzi, on po prostu nie śmiał o tym powiedzieć. Usunęła ją. Mąż nadal nie przejawiał chęci na seks. Poczuła się wówczas do głębi upokorzona, jakby ją spoliczkował. Kiedy po siedmiu latach związku powiedział, że jest gejem i właśnie spotkał miłość swego życia, przeżyła to lżej niż sprawę z brodawką. Właściwie poczuła ulgę. I sama przed sobą przyznała, że myśl o gejostwie męża czasem przychodziła jej do głowy, ale odsuwała ją w panice. Mąż zgodził się, że nie muszą brać rozwodu, wystarczy separacja. Helena panicznie boi się samotności, chce, żeby zostawił kochanka i wrócił do niej. Machnęłaby ręką na cały ten seks.
Nie do przerobienia
Żenią się z kobietami, bo chciała tego rodzina, bo facet w małej miejscowości, jeśli nie chce uciec do dużego miasta, miałby przechlapane do końca życia, gdyby się wydało. Więc bierze żonę – parawan dla znajomych, a i rodzina nie męczy – kiedy się wreszcie ożenisz?
Niektórzy, mówi Kazimierz Szczerba, idą w myślenie magiczne – jeśli ożenię się z piękną dziewczyną, może wyzdrowieję i przerobię się na hetero. Mimo powszechnych doniesień w prasie, że orientacji seksualnej nie da się wyleczyć, kiedy Wojciech Wierzejski powiedział w telewizji, że w Holandii gejostwo skutecznie się leczy, do Kazimierza Szczerby zaczęto dzwonić z pytaniem, jak się tam dostać na kurację. Gejowe dzwoniły też.
Niektórzy biorą sobie żonę z powodów biznesowych. Nic szczególnego, u heteryków też tak przecież bywa. Jedna z gejowych mówiła Lubomirze Szawdyn: byłam jak w przedsiębiorstwie, a nie w małżeństwie, jako siostro-koleżanko-księgowa. Kiedy on się w końcu z przedsiębiorstwa wypisał dla kochanka, też poczuła ulgę. Sama kochanków nie miała.
One zresztą rzadko idą w kompensacyjne romanse, zajęte szukaniem klucza do tej zimnej szafy, z którą niby żyją, za wszelką cenę chcąc ją sforsować: czy jestem aż takim zerem, że nie dam rady? Zwłaszcza że niektóre idą za mąż z przekonaniem, że przerobią ich na heteryków, siłą swej wielkiej miłości. Dr Szczerba pamięta o studentce, która poślubiła swego znacznie starszego profesora z taką właśnie intencją, mimo że wszyscy jej to odradzali. Nie przerobiła.
Gejów, jeśli tylko nie idzie o seks, łatwo kochać. Wielu z nich ożeniło się, bo bardzo pragnęło mieć życie rodzinne i dzieci. Pójść na spacer z żoną, po miasteczku pod rękę, jak chadzali rodzice, pchając wózek. Z facetem tak by się nie dało.
Sabina, rozmówczyni z forum, nie ma słów zachwytu dla męża. Koleżanki żartują: tego twego trzeba by skserować i po jednym egzemplarzu dla każdej z nas. Nigdy nie zapomina o imieninach i rocznicach, biegnie z tabletką, kiedy boli głowa, bierze na siebie złe humory, zawsze delikatny, czuły, troskliwy. Kiedyś nagle powiedział: gdybyś była w ciąży z chłopcem, nalegałbym na aborcję. Dlaczego? Chcę córki, wyłącznie córki, chłopak nie wchodzi w rachubę – odpowiedział.
Jakoś się tej córki w mękach dopracowali. Kiedy skończyła 10 lat, Sabina dostała list od nieznanej kobiety, że jej mąż ma romans z jej mężem i że obie powinny z tym coś zrobić. Zapytała go o to wprost. Nie przyznał się, szedł w zaparte. Zaczęła różne fakty zbierać do kupy, przeszukała jego komputer i wyszło: jest gejem.
Zdaniem Kazimierza Szczerby, 90 proc. żon wpada wtedy w rozpacz i natychmiast chce się rozwodzić. To dla nich gorsze odkrycie niż dla rodziców.
Okazuje się, mówiła Sabina, że żyłam z kimś innym, niż myślałam. Rozpacz, wstręt, poczucie, że zostały oszukane stają się nie do zniesienia. Wiele zależy od tego, w jaki sposób żona się dowiaduje prawdy o mężu, mówi Renata Romanowska z Lambdy.
Najgorzej, kiedy przyłapuje go in flagranti. Sabina: żeby z kobietą, może bym jeszcze wybaczyła, ale z facetem, to więcej niż zdrada, to plunięcie w małżeństwo, zalanie go szambem, zohydzenie.Lecz, cóż za paradoks, porzucenie dla mężczyzny, a nie kobiety, choć tak bolesne – żony gejów odczuwają jednocześnie jako jakby mniej znaczące. Bo żeby pił, bił, miał kochankę, to co innego. To jak u ludzi. A tu – nie wiadomo jak, nie wiadomo co, taki odchył, i straszno, i śmieszno.
Jako człowiek
Lecz po jakimś czasie, mówi Kazimierz Szczerba, przychodzi otrzeźwienie. Rozwód to wciąż dla kobiety obniżenie standardu życia i marny status rozwódki. Więc jeśli mąż nie odchodzi do kochanka, powoli akceptują brak seksu. Mało to teraz również białych heterozwiązków, bez seksu, w ostrym kursie na karierę? Trzeba gejostwo wstawić do zamrażarki i uznać za mało ważne we własnym życiu. Zwłaszcza jeśli mąż fantastyczny i kocha dzieci, które nie mogą się o niczym dowiedzieć. I tak zalety męża jako człowieka, mówi Szczerba, przeważają nad niedostatkami męża jako geja.
Jeśli jednak dochodzi do rozwodu, zaczyna się dramatyczna walka o dzieci. Żony się boją, żeby nie miał z dzieckiem kontaktu, bo zarazi, przeciągnie do gejostwa, zdeprawuje, wypaczy. Myślą tak nawet wtedy, gdy w głębi duszy w to nie wierzą. Równie dramatycznie, mówi Renata Romanowska, walczą o dzieci mężczyźni z kobietami, o których dowiedzieli się, że są lesbijkami, i które chcą opuścić rodzinę dla kochanki. Przenoszą na żonę całą swą utrzymywaną dotąd w poprawności politycznej homofobię.
Najczęściej jednak odkrycie lesbijstwa u żony nie jest traktowane przez mężczyznę jako zdrada, raczej jako niepoważne igraszki, fanaberie. W ostatnim numerze „Repliki”, spokojnego pisma wydawanego przez Kampanię przeciw Homofobii, ukazał się wywiad z młodym aktorem z serialu „Plebania”. Aktor pozostaje z byłą żoną w przyjaźni, a ona nie czyni żadnych przeszkód, by mógł się spotykać z synem, nawet w obecności partnera ojca, który, jak twierdzi aktor, ma wszelkie przymioty, by sprostać roli ojczyma. Przypomina się reakcja matki Jerzego Waldorffa w czasach przecież grubo przedwojennych, kiedy ten przedstawił jej swego, jak się okazało, już do końca życia partnera. „Witam mego drugiego syna” – powiedziała ta wspaniała dama.
Geometria związku
Jeśli zależy im na utrzymaniu rodziny, a dla wielu gejów to sprawa niezmiernie ważna, starają się za wszelką cenę, żeby żona się nie dowiedziała. Jeśli coś podejrzewa albo zdobyła jakieś dowody, stosują zabiegi naprawcze. Kupują prezenty, uruchamiają oddanie i czułość. Częściej zmuszają się do seksu.
– Kłopoty w małżeństwach nasilają się po 35 roku życia. Do tej pory – mówi Arkadiusz Bilejczyk, seksuolog – mężczyzna mógł sobie pomagać wyobraźnią: seks z żoną wcale nie jest z żoną, a z chłopakiem. W tym jednak okresie życia popęd seksualny u mężczyzny słabnie. Ważniejsze od tego, że się seks odbywa, staje się – z kim. Coraz więc trudniej iść do łóżka wbrew orientacji. Gej pragnie geja i nie ma na to rady.
To właśnie wtedy, zbliżając się do czterdziestki, mężowie heteryczek wyłamują się z małżeństw, wstępując na nową, prawdziwą drogę życia. I nie musi być ona szczęśliwsza od dawnej. Wyzwolenie nie zawsze jest wejściem do raju. Zyskuje się żar i autentyczność, traci pewność i stabilizację.
– Niektórzy usiłują znaleźć inne wyjście z sytuacji – mówi Arkadiusz Bilejczyk. – Proponują żonie trójkąt. Przyprowadzą do sypialni swego kochanka albo jakąś parę. W tłoku jakoś się wszystko wymiesza i pozaciera. Będą się kochać bez skrępowania – żadnych wolno, nie wolno. Sądzą, że to uczciwsze niż zdradzanie żony z chłopakiem za jej plecami. Ale też Lubomira Szawdyn opowiada o pacjentce, która godząc się na trójkąty, nawet pięciokąty, została w końcu sprowadzona do pętającego się między nimi przedmiotu – gwałcona i upokarzana. Kiedy wyszła w końcu z tych geometrii, psychoterapeutka, która niejedno przecież widziała, była przerażona jej stanem psychicznym.
76 proc. homoseksualistów badanych przez Zbigniewa Izdebskiego stwierdziło, że chcieliby stworzyć stały związek z mężczyzną, a połowa, że nie powinno się zaczynać życia seksualnego bez miłości. Lecz jeśli z różnych względów, rodzinnych, parawanowych, biznesowych, gej decyduje się na małżeństwo, optymalnym rozwiązaniem jest, mówi Arkadiusz Bilejczyk, związek z kobietą, która ma awersję do seksu. Przeżyła np. w przeszłości traumę, której wymazać z siebie nie jest w stanie. A jednocześnie boi się samotności. Jak z piosenki Osieckiej: „I z pożarów dwóch wybudujemy dom...”. I nie musi to być dom skrajnie nieszczęśliwy.
Dawniej geje zawierali małżeństwa bardzo często. Lęk przed zboczeniem, obawa przed wykluczeniem społecznym skutecznie popychała mężczyzn na ślubne kobierce. Z badań 404 homoseksualistów dokonanych przez prof. Zbigniewa Izdebskiego, seksuologa, wynika, że w grupie wiekowej 40–49 lat odsetek mężczyzn związanych z kobietami wynosi 43 proc. Ale i teraz, choć rzadziej, zdarzają się takie małżeństwa wśród młodych osób. Renata Romanowska, psycholog z Lambdy, opowiada o pacjencie, który zgodził się na ślub z dziewczyną podsuniętą mu przez siostrę. Lubi ją przytulać i głaskać, ale boi się tego co dalej. Zrobił próbę generalną w agencji towarzyskiej z dwiema dziewczynami. Klapa. Może z żoną wyjdzie na prostą? Nie może przecież zawieść narzeczonej ani rodzin.
Wiele z takich par przeżyło razem życie, jeśli oboje akceptowali seks marny albo jego brak (co zresztą zdarza się też w parach hetero). Dr Andrzej Depko, seksuolog, opowiada o kobiecie, która przez 16 lat usiłowała skłonić męża do współżycia. Zbliżenia były bardzo rzadkie. Nie pozwalał dotykać swych intymnych miejsc, nie zgadzał się na grę wstępną, był zimny i daleki. Usiłowała skłonić go do szczerej rozmowy. Kończyło się ucieczką do innego pokoju albo groźbą, że wyjdzie z domu, jeśli ona nie przestanie demonstrować swojej obsesji na punkcie seksu.
Parzące piersi
Od kilku tygodni numer mojego telefonu wisi na odpowiednich forach internetowych wprowadzony tam przez Lambdę z informacją, że poszukuję kontaktu z żonami gejów i mężami lesbijek. Nie zadzwonił żaden mąż, ani lesbijki, ani heteryczki. Odezwały się cztery żony. Kazimierz Szczerba, znany seksuolog z Wrocławia, mówi jednak, że częściej niż żony gejów zgłaszają się do niego sami geje, nie potrafiąc poradzić sobie z małżeństwem.
Helena, gejowa, płacze do słuchawki, że spotkało ją najgorsze chyba upokorzenie w życiu. Kochali się z mężem parę razy w roku. Zawsze w jednej pozycji – od tyłu. Starannie unikał dotykania jej włosów (nie znosił długich) i piersi, a kiedy natrafił na nie ręką, usuwał ją gwałtownie, jakby go parzyły. Seks był szybki, techniczny, na odczepnego.
Czuła się gorsza i odtrącona. Nie mogła zajść w ciążę. Przez kilka lat małżeństwa obsesyjnie zastanawiała się, dlaczego on jej nie chce. Jest ładna, z wąskimi biodrami. Lubomira Szawdyn, psychoterapeutka, do której gejowe przychodzą czasem po wsparcie, mówi, że one często są do siebie fizycznie podobne – prawie bez piersi, wąskobiodre, szczupłe. Mąż pacjentki dr. Depko wyznał lekarzowi, że przebywanie z żoną jest dla niego męczące, bo żona jest za bardzo kobieca. A ona stwierdziła, że z powodu swego seksapilu miała duże powodzenie u mężczyzn. Innych.
Helena wreszcie odkryła powód niechęci męża. Ma w intymnym miejscu małą brodawkę, pewnie o to chodzi, on po prostu nie śmiał o tym powiedzieć. Usunęła ją. Mąż nadal nie przejawiał chęci na seks. Poczuła się wówczas do głębi upokorzona, jakby ją spoliczkował. Kiedy po siedmiu latach związku powiedział, że jest gejem i właśnie spotkał miłość swego życia, przeżyła to lżej niż sprawę z brodawką. Właściwie poczuła ulgę. I sama przed sobą przyznała, że myśl o gejostwie męża czasem przychodziła jej do głowy, ale odsuwała ją w panice. Mąż zgodził się, że nie muszą brać rozwodu, wystarczy separacja. Helena panicznie boi się samotności, chce, żeby zostawił kochanka i wrócił do niej. Machnęłaby ręką na cały ten seks.
Nie do przerobienia
Żenią się z kobietami, bo chciała tego rodzina, bo facet w małej miejscowości, jeśli nie chce uciec do dużego miasta, miałby przechlapane do końca życia, gdyby się wydało. Więc bierze żonę – parawan dla znajomych, a i rodzina nie męczy – kiedy się wreszcie ożenisz?
Niektórzy, mówi Kazimierz Szczerba, idą w myślenie magiczne – jeśli ożenię się z piękną dziewczyną, może wyzdrowieję i przerobię się na hetero. Mimo powszechnych doniesień w prasie, że orientacji seksualnej nie da się wyleczyć, kiedy Wojciech Wierzejski powiedział w telewizji, że w Holandii gejostwo skutecznie się leczy, do Kazimierza Szczerby zaczęto dzwonić z pytaniem, jak się tam dostać na kurację. Gejowe dzwoniły też.
Niektórzy biorą sobie żonę z powodów biznesowych. Nic szczególnego, u heteryków też tak przecież bywa. Jedna z gejowych mówiła Lubomirze Szawdyn: byłam jak w przedsiębiorstwie, a nie w małżeństwie, jako siostro-koleżanko-księgowa. Kiedy on się w końcu z przedsiębiorstwa wypisał dla kochanka, też poczuła ulgę. Sama kochanków nie miała.
One zresztą rzadko idą w kompensacyjne romanse, zajęte szukaniem klucza do tej zimnej szafy, z którą niby żyją, za wszelką cenę chcąc ją sforsować: czy jestem aż takim zerem, że nie dam rady? Zwłaszcza że niektóre idą za mąż z przekonaniem, że przerobią ich na heteryków, siłą swej wielkiej miłości. Dr Szczerba pamięta o studentce, która poślubiła swego znacznie starszego profesora z taką właśnie intencją, mimo że wszyscy jej to odradzali. Nie przerobiła.
Gejów, jeśli tylko nie idzie o seks, łatwo kochać. Wielu z nich ożeniło się, bo bardzo pragnęło mieć życie rodzinne i dzieci. Pójść na spacer z żoną, po miasteczku pod rękę, jak chadzali rodzice, pchając wózek. Z facetem tak by się nie dało.
Sabina, rozmówczyni z forum, nie ma słów zachwytu dla męża. Koleżanki żartują: tego twego trzeba by skserować i po jednym egzemplarzu dla każdej z nas. Nigdy nie zapomina o imieninach i rocznicach, biegnie z tabletką, kiedy boli głowa, bierze na siebie złe humory, zawsze delikatny, czuły, troskliwy. Kiedyś nagle powiedział: gdybyś była w ciąży z chłopcem, nalegałbym na aborcję. Dlaczego? Chcę córki, wyłącznie córki, chłopak nie wchodzi w rachubę – odpowiedział.
Jakoś się tej córki w mękach dopracowali. Kiedy skończyła 10 lat, Sabina dostała list od nieznanej kobiety, że jej mąż ma romans z jej mężem i że obie powinny z tym coś zrobić. Zapytała go o to wprost. Nie przyznał się, szedł w zaparte. Zaczęła różne fakty zbierać do kupy, przeszukała jego komputer i wyszło: jest gejem.
Zdaniem Kazimierza Szczerby, 90 proc. żon wpada wtedy w rozpacz i natychmiast chce się rozwodzić. To dla nich gorsze odkrycie niż dla rodziców.
Okazuje się, mówiła Sabina, że żyłam z kimś innym, niż myślałam. Rozpacz, wstręt, poczucie, że zostały oszukane stają się nie do zniesienia. Wiele zależy od tego, w jaki sposób żona się dowiaduje prawdy o mężu, mówi Renata Romanowska z Lambdy.
Najgorzej, kiedy przyłapuje go in flagranti. Sabina: żeby z kobietą, może bym jeszcze wybaczyła, ale z facetem, to więcej niż zdrada, to plunięcie w małżeństwo, zalanie go szambem, zohydzenie.Lecz, cóż za paradoks, porzucenie dla mężczyzny, a nie kobiety, choć tak bolesne – żony gejów odczuwają jednocześnie jako jakby mniej znaczące. Bo żeby pił, bił, miał kochankę, to co innego. To jak u ludzi. A tu – nie wiadomo jak, nie wiadomo co, taki odchył, i straszno, i śmieszno.
Jako człowiek
Lecz po jakimś czasie, mówi Kazimierz Szczerba, przychodzi otrzeźwienie. Rozwód to wciąż dla kobiety obniżenie standardu życia i marny status rozwódki. Więc jeśli mąż nie odchodzi do kochanka, powoli akceptują brak seksu. Mało to teraz również białych heterozwiązków, bez seksu, w ostrym kursie na karierę? Trzeba gejostwo wstawić do zamrażarki i uznać za mało ważne we własnym życiu. Zwłaszcza jeśli mąż fantastyczny i kocha dzieci, które nie mogą się o niczym dowiedzieć. I tak zalety męża jako człowieka, mówi Szczerba, przeważają nad niedostatkami męża jako geja.
Jeśli jednak dochodzi do rozwodu, zaczyna się dramatyczna walka o dzieci. Żony się boją, żeby nie miał z dzieckiem kontaktu, bo zarazi, przeciągnie do gejostwa, zdeprawuje, wypaczy. Myślą tak nawet wtedy, gdy w głębi duszy w to nie wierzą. Równie dramatycznie, mówi Renata Romanowska, walczą o dzieci mężczyźni z kobietami, o których dowiedzieli się, że są lesbijkami, i które chcą opuścić rodzinę dla kochanki. Przenoszą na żonę całą swą utrzymywaną dotąd w poprawności politycznej homofobię.
Najczęściej jednak odkrycie lesbijstwa u żony nie jest traktowane przez mężczyznę jako zdrada, raczej jako niepoważne igraszki, fanaberie. W ostatnim numerze „Repliki”, spokojnego pisma wydawanego przez Kampanię przeciw Homofobii, ukazał się wywiad z młodym aktorem z serialu „Plebania”. Aktor pozostaje z byłą żoną w przyjaźni, a ona nie czyni żadnych przeszkód, by mógł się spotykać z synem, nawet w obecności partnera ojca, który, jak twierdzi aktor, ma wszelkie przymioty, by sprostać roli ojczyma. Przypomina się reakcja matki Jerzego Waldorffa w czasach przecież grubo przedwojennych, kiedy ten przedstawił jej swego, jak się okazało, już do końca życia partnera. „Witam mego drugiego syna” – powiedziała ta wspaniała dama.
Geometria związku
Jeśli zależy im na utrzymaniu rodziny, a dla wielu gejów to sprawa niezmiernie ważna, starają się za wszelką cenę, żeby żona się nie dowiedziała. Jeśli coś podejrzewa albo zdobyła jakieś dowody, stosują zabiegi naprawcze. Kupują prezenty, uruchamiają oddanie i czułość. Częściej zmuszają się do seksu.
– Kłopoty w małżeństwach nasilają się po 35 roku życia. Do tej pory – mówi Arkadiusz Bilejczyk, seksuolog – mężczyzna mógł sobie pomagać wyobraźnią: seks z żoną wcale nie jest z żoną, a z chłopakiem. W tym jednak okresie życia popęd seksualny u mężczyzny słabnie. Ważniejsze od tego, że się seks odbywa, staje się – z kim. Coraz więc trudniej iść do łóżka wbrew orientacji. Gej pragnie geja i nie ma na to rady.
To właśnie wtedy, zbliżając się do czterdziestki, mężowie heteryczek wyłamują się z małżeństw, wstępując na nową, prawdziwą drogę życia. I nie musi być ona szczęśliwsza od dawnej. Wyzwolenie nie zawsze jest wejściem do raju. Zyskuje się żar i autentyczność, traci pewność i stabilizację.
– Niektórzy usiłują znaleźć inne wyjście z sytuacji – mówi Arkadiusz Bilejczyk. – Proponują żonie trójkąt. Przyprowadzą do sypialni swego kochanka albo jakąś parę. W tłoku jakoś się wszystko wymiesza i pozaciera. Będą się kochać bez skrępowania – żadnych wolno, nie wolno. Sądzą, że to uczciwsze niż zdradzanie żony z chłopakiem za jej plecami. Ale też Lubomira Szawdyn opowiada o pacjentce, która godząc się na trójkąty, nawet pięciokąty, została w końcu sprowadzona do pętającego się między nimi przedmiotu – gwałcona i upokarzana. Kiedy wyszła w końcu z tych geometrii, psychoterapeutka, która niejedno przecież widziała, była przerażona jej stanem psychicznym.
76 proc. homoseksualistów badanych przez Zbigniewa Izdebskiego stwierdziło, że chcieliby stworzyć stały związek z mężczyzną, a połowa, że nie powinno się zaczynać życia seksualnego bez miłości. Lecz jeśli z różnych względów, rodzinnych, parawanowych, biznesowych, gej decyduje się na małżeństwo, optymalnym rozwiązaniem jest, mówi Arkadiusz Bilejczyk, związek z kobietą, która ma awersję do seksu. Przeżyła np. w przeszłości traumę, której wymazać z siebie nie jest w stanie. A jednocześnie boi się samotności. Jak z piosenki Osieckiej: „I z pożarów dwóch wybudujemy dom...”. I nie musi to być dom skrajnie nieszczęśliwy.
Etykiety:
Out of category
sobota, 3 grudnia 2011
Najlepsze reklamy małżeństw
Magazyn Advocate sporządził ranking najlepszych filmów na rzecz małżeństw homoseksualnych. Ja zrobiłem swoją listę.
Australia
Kanada
Irlandia
Kanada
Kalifornia
Argentyna
Bjorn Borg
Irlandia
Australia
Kanada
Irlandia
Kanada
Kalifornia
Argentyna
Bjorn Borg
Irlandia
Etykiety:
Homopromocja
Subskrybuj:
Posty (Atom)