sobota, 31 grudnia 2011

2011

Rok 2011 przechodzi do historii. Był to rok wyzwań, sukcesów i niestety porażek. W Polsce 2011 r. był przede wszystkim jednak rokiem nadziei. Oby trwała ona w 2012 r. i zamieniła się w spełnienie.

“Don’t Ask, Don’t Tell” Is Dead



Małżeństwa w Nowym Jorku




Małżeństwa w Brazylii




Małżeństwo lesbijek z Norwegii uratowało 40 osób przed szaleńcem na wyspie


Piłkarskie coming outy - Anton Hysen, David Testo, Jonathan De Falco





Marcin Nikrant - sołtys Lesniewa i mój bohater 2011 r.


Biedroń i Grodzka w Sejmie


Elio di Rupo premierem Belgii



W Słowenii zrównanie związków partnerskich z małżeńskimi w nowym kodeksie rodzinnym (aczkolwiek niepewne ze względu na zapowiadane referendum)



Związki partnerskie w Liechtensteinie



Rezolucja ONZ w sprawie praw człowieka, orienatacji seksualnej i tożsamosci płciowej



Przemowa Hillary Clinton w ONZ w sprawie praw osób homoseksualnych



Radziszewska w końcu nie jest Pełnomocnikiem Rządu ds Równego Traktowania

piątek, 30 grudnia 2011

Przyszło nowe, a stare niestety zostało

Strona internetowa Pełnomocnika Rządu ds. Równego Traktowania zmieniła kształt po objęciu stanowiska przez Panią Kozłowską-Rajewicz. Niestety artykuły i wywiady z Panią Radziszewską widnieją na stronie nadal i przekazują nieprawdziwe informację. Bardzo bym chciał, żeby Pani Kozłowska-Rajewicz wypowiedziała się w kwestii dyskryminacji w pracy osób LGB przez związki wyznaniowe, kościoły i instytucje oparte na światopoglądzie religijnym. Poprzedniczka w wywiadach i artykułach, które są dostępne na stronie internetowej, podkreślała, że ma rację twierdząc, że np. szkoła katolicka ma prawo odmówić pracy osobie homoseksualnej. Orzeczenie w podobnych sprawach w Strasburgu przeczą temu. Sprawy te były przedmiotem zainteresowania także sądów krajowych w Europie. I ich rozstrzygnięcia także nie potwierdziły tego co mówiła Pani Radziszewska. Bardzo chciałbym poznać opinię Pani Kozłowskiej-Rajewicz w tej sprawie. Czy fakt, że informacje, jakoby szkoły katolickie miały prawo do dyskryminacji gejów i lesbijek, nadal widnieją na stronie Pełnomocnika oznaczają, że nowa Pani Pełnomocnik się z tym zgadza? Chciałbym wywołać Panią Pełnomocnik do tablicy. Zachęcam innych do tego samego. Można to zrobić chociażby na tablicy facebookowej.

Przypomnieć chciałbym stanowisko Komisji Europejskiej w sprawie wypowiedzi minister Radziszewskiej, która jednoznacznie stwierdza, że Radziszewska myliła się. Czytamy w nim:

Dyskryminacja w zatrudnieniu z powodu orientacji seksualnej, jest zakazana na gruncie prawa europejskiego. Dyrektywa 2000/78/WE zawiera ograniczony wyjątek od tej zasady dotyczący organizacji religijnych. Wyjątek ten jednak nie może dotyczyć innych niż religia podstaw (organizacja może stosować ten wyjątek jedynie odnośnie religii lub przekonań pracownika lub kandydata do pracy).

Powołana powyżej dyrektywa zawiera również wyjątek w postaci tzw. istotnych i determinujących wymagań zawodowych, co oznacza, że dana cecha, w pewnych bardzo ograniczonych i usprawiedliwionych przypadkach, może być czynnikiem determinującym zatrudnienie. Ale tylko wtedy, kiedy ta cecha jest nierozłącznie związana z poprawnym wykonywaniem tej pracy. Jednakże cel takiego działania pracodawcy musi być zgodny z prawem a działania proporcjonalne.

Każdy taki wyjątek musi być interpretowany bardzo wąsko. Trudno jest dywagować o hipotetycznej sytuacji, ale Komisja nie widzi żadnego związku pomiędzy orientacją seksualną nauczyciela a dopuszczalnym wyjątkiem, o którym mowa w dyrektywie.

czwartek, 29 grudnia 2011

Z boiska na ekran - Jonathan De Falco





Kariera piłkarza trwa krótko, a czasami... jeszcze krócej. Doskonale wie o tym Jonathan De Falco. Były piłkarz Racing Mechelen doznał kontuzji i w wieku 27 lat musiał zawiesić buty na kołku. Zastanawiał się co robić dalej. Wybrał... branżę gejowskiego porno. Kiedy został gwiazdą gejowskich filmów postanowił powiedzieć w końcu, że wybrał gejowskie porno nie bez powodu. - Od wielu miesięcy mam chłopaka. Wcześniej miałem też dziewczynę, ale zawsze interesowali mnie faceci - powiedział belgijskiej gazecie.

Dobre przykłady - Kościół szwedzki

Na nowopowstałej stronie polskich gejów i lesbijek w Wielkiej Brytanii znalazłem interesujący artykuł o zmianach w kościołach chrześcijańskich w stosunku do związków homoseksualnych. Oto on:


"Wiele z krajów jest otwartych, aby związki homoseksualne otrzymywały błogosławieństwo Kościoła oraz aby osoby o orientacji homoseksualnej, zajmowały stanowiska zwierzchników.

Jednym z takich państw jest Szwecja. W tym liberalnym kraju, 55-lenia pastor stała się pierwszym biskupem - lesbijką. Największy Kościół luterański Szwecji jest otwarty wobec par homoseksualnych. Od 1997 roku rozpoczął udzielanie błogosławieństw parom osób tej samej płci, a w 2005 zadecydował o udzielaniu małżeństw osobom tej samej płci. W 2007 roku po raz pierwszy w "Paradzie Równości" w Szwecji wzięły udział osoby duchowne (ok. 30 pastorów). Michael Kjörling, sekretarz generalny luterańskiego Kościoła Szwecji powiedział: "Każdy człowiek ma taką samą wartość jako dzieło boże i homoseksualiści nie są tu żadnym wyjątkiem".

„Rzeczpospolita” informuje, że największy Kościół protestancki rozważa możliwość błogosławienia par jednopłciowych, tak jak to odbywało się w Szwecji już w roku 1997. Konferencja biskupów Kościoła Ewangelicko-Augsburskiego w Polsce zleciła przygotowanie stanowiska w tej sprawie

Mimo, że Największy Kościół luterański Szwecji akceptuje pary jednopłciowe, błogosławi im oraz udziela im małżeństwa, to w Polsce zdania na ten temat są podzielone. Luterański zwierzchnik diecezji wrocławskiej biskup Ryszard Bogusz wyjaśnia, że niektóre z Kościołów luterańskich dopuszczają święcenia homoseksualistów oraz udzielanie błogosławieństwa par jednej płci. Dopowiada, że to duchowny, który udziela sakramentu, decyduje, czy chce takim osobom pobłogosławić. Czyli, przyjęcie sakramentów, zależy od duchownego, który stanie przed nami. Biskup Bogusz jest przeciwnikiem ordynowania homoseksualistów i błogosławieństw dla związków homoseksualnych. Jak mówi: "dla luteranów źródłem wiary jest Biblia. A zarówno Stary, jak i Nowy Testament nie pozostawiają wątpliwości, że aktywność homoseksualna jest grzechem i jako taki nie może być przez chrześcijan aprobowany". Michael Kjörling na pytanie, czy Biblia potępia homoseksualizm odpowiada: "Zalecam dużą ostrożność w czytaniu tekstów sprzed kilku tysięcy lat, powstałych w innej części świata i kulturze, do tego napisanych w praktycznie nieistniejącym dziś języku. Te teksty trzeba interpretować w ich społecznym i historycznym kontekście. Wtedy dozwolona była np. poligamia, i o tym jest w Biblii, a dzisiaj poligamia nie ma uzasadnienia i się jej zakazuje. Podobnie z homoseksualizmem - trudno odnosić biblijne cytaty bezpośrednio do dyskusji w nowoczesnym społeczeństwie, żyjącym w innych strukturach, na temat partnerstwa i małżeństwa.

Podobne zdanie w tej sprawie ma świecki teolog luterański dr hab. Jakub Slawik. Jest on wykładowcą na Chrześcijańskiej Akademii Teologicznej. Twierdzi, iż osoby homoseksualne powinny mieć takie same prawa w kościele, co ludzie o orientacji heteroseksualnej. Mówi, że to nie orientacja seksualna powinna wpływać na to, jakie prawa mają członkowie Kościoła, że orientacja nie jest wykładnikiem co kto może, a co nie może.
”Jeżeli afirmatywne podejście do homoseksualnego bliźniego, który chce odpowiedzialnie kształtować swoje życie (także seksualne), jest dla niego najkorzystniejsze, to chrześcijańskim obowiązkiem jest pełne akceptacji wspieranie w tym swojego bliźniego, a nie wykorzystywanie Biblii do głoszenia własnych lęków i uprzedzeń” - dodaje.
Kościół Szwecji uznaje, że dziś, po tym, przez co przez dwa tysiące lat przeszła ludzkość, społeczeństwo musi się przede wszystkim kierować zasadą "miłuj bliźniego swego jak siebie samego". W ramach tej zasady nie potępiamy związków homoseksualnych, ale stawiamy im takie same wymagania jak małżeństwom, tzn. wierność i trwanie do grobowej deski. Taka miłość jest dobra i zgodna z wolą Boga, więc mniejsze znaczenie ma, czy jest to miłość między osobami tej samej płci, czy nie". Niestety, ale takie stanowisko jak w Szwecji dotyczące homoseksualistów, w Polsce wydaje się już na samym starcie spalone. "

środa, 28 grudnia 2011

Stop narkotykom

Tygodnik Powszechny postanowił zająć się tematem gejów. Znów w tonie pogadry i łaski. Stanowczo wypraszam sobie takiego traktowania i odpowiadam: dziękuję, ale nie biorę. Katolicki narkotyk, choćby był ubrany w najłagodniejsze słówka, pozostanie zawsze niebezpieczną używką, której należy się wystrzegać. Otumania, uzależnia, grozi zdrowiu psychicznemu i fizycznemu. Choć owinięty w świecący papier to w środku jest tylko gówno. Dlatego radzę i innym: Powiedz stop narkotykom.

wtorek, 27 grudnia 2011

Strach się bać

W ostatnią niedzielę bawili u mnie goście. Odchorowuję tę wizytę już drugi dzień. I nie chodzi mi o to, że za dużo spożyłem napoju wysokoprocentowego, ani o to, że moi źle się bawiłem z nimi, ani też o to, że ich nie lubię. Lubię bardzo, bardzo, bardzo… Co innego odchorowuję. Wyjaśniam. Dowiedziałem się, że żaden z nich nie ujawnił swojej orientacji przed kolegami z pracy. Tłumaczyli to tym, że to męskie zawody, więc i współpracownicy w większości płci męskiej, więc „pedałów nie lubią”. No i nie lubią, czemu dają wyraz. Choć moi przyjaciele nikomu nic nie powiedzieli to plotki powstały, bo ktoś widział, ktoś słyszał, ktoś się domyślił. Zaczęły się wyzwiska, popychanki, ostracyzm, groźby, straszenie pobiciem, a nawet pobicie. Nikt niczego nie zgłosił, bo wciąż chce pracować i boi się większych problemów. Do tego po mieście rozniosły się plotki. Matki i ojcowie się dowiedzieli, że chłopcy się ponoć za rękę w supermarkecie trzymali, i rozpoczęły się lamenty i prośby, żeby rodzinie wstydu nie robić. Co moi koledzy na to? Też nic konstruktywnego. Zaprzeczają mamusiom, że za ręce się trzymali, bo oni przecież uważają jak chodzą, jak mówią, jak rozmawiają, a o trzymaniu się za ręce w miejscu publicznym nawet nie pomyśleli z obawy, że znów w mordę dostaną. Ja mieszkam w tym samym mieście, a żyję zupełnie inaczej. Nie wiem dlaczego, nie rozumiem. Moi znajomi tłumaczą to tym, że ja ponoć pracuję z osobami wykształconymi, a oni z blokerskim chamstwem. Nie mogę im nie przyznać racji, jeśli idzie o pracę. Współczuję im, że tkwią w takim homofobicznym i agresywnym środowisku pracy. I nie znajduję na to rozwiązania poza zgłoszeniem tego do pracodawcy albo na policję. Rozumiem ich rozterki i obawy, że mogą przez to stracić pracę. Czy jest jakieśinne rozwiązanie? Jednak co do stosunków z rodzicami czy rodzeństwem to jesteśmy sami kowalami własnego losu. Tu się z nimi nie zgadzam. Nie wyobrażam sobie tłumaczenia się matce czy ojcu z tego, że trzymałem się czy nie trzymałem się za rękę z chłopakiem. Pewnie powiedziałbym, że następnym razem się pocałuję i im nic do tego. Te niedzielne wiadomości lokalne wciąż siedzą w mojej głowie i jest mi przykro, że tak wygląda świat. Jest okrutny w stopniu, którego nie byłem chyba nawet świadom. Zdaję sobie sprawę z tego, że nie zbawimy go całego, ale chociaż próbujmy. Coś się przecież da zmienić.

czwartek, 22 grudnia 2011

Celebryci i ich mężowie

Dziś pudelkowo. Celebryci i ich nowi mężowie. Przegapiłem to, a to już ponoć rok minął jak Adam Lambert spotyka się z fińskim celebrytą i zwyciężcą fińskiej edycji Big Brothera Sauli Koskinenem. Ja myślałem, że Adam Lambert w Los Angeles a jak się okazuje gwiazdor mieszka tuż za Bałtykiem.





Inny gejowski celebryta z JuEsEj, łyżwiarz Johnny Weir, zaręczył się z rosyjskim prawnikiem Victorem Voronovem. Muszę przyznać, że przystojny.



Marc Jacobs natomiast spotyka się z Brazylijczykiem Harrym Louisem, aktorem filmów o mało istotnej fabule.



George Michael kuruje się przy boku Fadi Fawaza.



A Dustin Lance Black romansuje z Donem Lemonem.



Przyszła zima, a jakby na przekór miłość kwitnie.

wtorek, 20 grudnia 2011

Damian Niebieski - Wiem, ale nie powiem

Niedługo święta. Kończy się rok, seriale mają przerwę świąteczną i jakoś tak nic się nie dzieje. Ostatnio, jak zwykle, czekałem na autobus, w międzyczasie zaglądając przez ramię pewnej pani, która przeglądała szybko „Fakt”. Na jednej ze stron Anna Grodzka. Nie na barykadach, nie w Sejmie, ale w sklepie odzieżowym. Tabloid wykrył, że posłanka robi zakupy w sklepie dla puszystych i poświęca temu dużo uwagi, aby odpowiednio dopasować elementy garderoby. Podobno to problem wielu jej rodaczek. Temat sensacyjno-zwyczajny z wkładką edukacyjną, bo oto pani Zosia z mięsnego czy ja dowiemy się, że Anna Grodzka robi zwyczajne rzeczy: chodzi do sklepu, pewnie prowadzi też samochód, zmywa naczynia, kto wie – może i umie zrobić schabowe z piersi kurczaka. Tak jak każdy.

Mogę się założyć, że takie zejście do mas w postaci kilku zdjęć w „Fakcie” daje o wiele więcej w temacie tolerancji, niż merytoryczna rozmowa w programie telewizyjnym. Nie wszyscy mają telewizor, nie każdemu chce się słuchać. Osoba transseksualna nagle zostaje pozbawiona transseksualnej łatki i – proszę – zachowuje się normalnie. Szkoda, że bardziej normalne wydaje się ładowanie nabiału i pasztetu do wózka, niż mówienie o prawach przysługujących osobom LGBTQ, ale to już osobny temat.

Są jeszcze inne sposoby nawiązania kontaktu z szerokim gronem odbiorców. Świadome. Realizowane z premedytacją, gdy po cichu się liczy, że często powtarzane kłamstwo staje się prawdą. Znani mówią o wszystkim innym: prasowaniu skarpet, hodowli rybki na ekranie laptopa, smażeniu mielonych, ale o swojej orientacji i tym, co się z nią wiąże – już nie.

Składniki mielonego są publiczne, ale partner osoby homoseksualnej, który go usmażył, jest już prywatny. To bardzo wygodne i powszechnie akceptowane wśród ludzi z pierwszych stron gazet. Korzystają oni z dorobku tych strasznych działaczy, jednocześnie odżegnując się od publicznego opowiadania o swojej np. homoseksualnej dziewczynie. Rozumiem, że Kuba z II B nie może w gazetce szkolnej – tuż po wygranym meczu – opowiadać o swoim chłopaku. Koledzy być może nie daliby mu spokoju. Domyślam się, że w każdym miejscu pracy są pewnie osoby nieprzychylne gejom. Zdarza się jednak – i uwierzcie mi, wiem, co mówię – że ludzie mogą nam być nieprzychylni również z powodu: naszego charakteru, sposobu wiązania sznurówek, irytującego dzwonka w komórce, kanapek z makrelą, którą czuje całe biuro… Z powodu tego, że nie przykładamy się do pracy, albo przykładamy za bardzo, że pijemy kawę o 11.00 zamiast o 11.02. Znajdą się dziesiątki innych powodów.

Gdyby niektóre znane niby-ukryte osoby homoseksualne były heteroseksualne, to automatycznie to, co dzisiaj jest prywatne, stałoby się publiczne. Jeśli ktoś twierdzi inaczej, to odpowiadam już teraz: nie, nie, nie. Nie dam się przekonać. Obrona rzekomej prywatności przez homoseksualnych znanych i lubianych jest spowodowana wewnętrznym lękiem przed odrzuceniem, konsekwencjami zawodowymi, brakiem akceptacji, utratą autorytetu – tak jak u większości z nas. To już nawet w „Pani” było, w dziale poradnikowym. To także lęk przed przypisaniem maski „tego geja” czy „tej lesbijki”, gdy w mediach wszystko inne przestaje mieć znaczenie.

Przykład Tomasza Raczka pokazuje, że można i z tym sobie poradzić. Nie namawiam do outowania na siłę, zmuszania kogoś – obojętnie czy jest zwykłym Kowalskim czy nie. Artysta czy osoba z mediów nie musi opowiadać o swojej rodzinie – heteroseksualnej czy homoseksualnej. Jednak dopóki chęć mówienia o wszystkim, tylko nie o swoim homoseksualnym partnerze, będzie wynikiem strachu przed reakcją innych, nie uwierzę w szczerość takich osób, gdy nieprzymuszone – podkreślam, nieprzymuszone – opowiadają w wywiadzie czy książce o swoim życiu. Pomijając zgrabnie różne jego sfery.

wtorek, 13 grudnia 2011

Amerykańki mit

Amerykańska sekretarz stanu Hillary Clinton wygłosiła 6 grudnia w Genewie przemówienie, w którym zawarła wyraźne przesłanie na temat praw osób LGBTQ na świecie. Clinton przypomniała, że osoby homoseksualne rodzą się w każdym narodzie na świecie i odkreśliła, że bycie gejem czy lesbijką nie jest „zachodnim wynalazkiem”, a rzeczywistością dla ludzi na całym świecie. Podkreśliła, że w wielu krajach świata osoby te są aresztowane, narażone na pobicie, zastraszane, a nawet zabijane. Wiele z nich spotyka się z pogardą i przemocą ze strony współobywateli, zaś władze, które powinny ich chronić, są obojętne lub wręcz przyłączają się do prześladowców. Osobom tym odmawia się możliwości nauki i pracy, pozbawia się je domów i wyrzuca z ich krajów urodzenia, muszą one ukrywać prawdę o sobie, żeby chronić się przed krzywdą. Przyznała, że na drodze praw osób LGBTQ w wielu krajach stoją kwestie kulturowe, polityczne czy religijne, ale podkreśliła, że prawa osób LGBTQ to prawa człowieka, i dlatego każdy rząd ma obowiązek o nie dbać. Barack Obama wydał natomiast oświadczenie, w którym zaapelował do członków amerykańskiej dyplomacji i pracowników agencji humanitarnych, by walczyli o prawa osób LGBTQ w krajach, w których pracują.
Brzmi pięknie, ale… Stany Zjednoczone to kraj, w którym w kodeksach karnych 14 stanów nadal istnieją przepisy penalizujące stosunki homoseksualne. Zostały uznane za niezgodne z amerykańską konstytucją wyrokiem Sądu Najwyższego w sprawie Lawrence v. Teras z 2003 r., jednakże po tym roku nie zostały usunięte z kodeksów karnych i zdarzały się przypadki aresztowań na ich podstawie. Stany zjednoczone to kraj, w którym różne organizacje faszystowskie i homofobiczne ugrupowania ekstremistów religijnych są bezkarne. Stany Zjednoczone to kraj, który za rządów klanu Buszów wysłał do Afryki antygejowskich działaczy, których efekty zbrodniczej działalności widać dziś niestety bardzo wyraźnie. Ostatnie wiadomości z tego kraju „amerykańskiego mitu” nie napawają optymizmem. Wczoraj Senat zablokował kandydaturę Mari Carmen Aponte na ambasadora w Salwadorze z powodu jej działalności na rzecz praw osób homoseksualnych i artykułu, który napisała do jednej z gazet w tym kraju, w którym wzywała do poszanowania praw gejów i lesbijek i podpisania przez Salwador deklaracji ONZ w sprawie przeciwdziałania ich dyskryminacji. Republikańscy senatorzy jej działalność na rzecz praw człowieka nazwali podczas debaty „pro-gejowskim lobbingiem” i „obrazą wartości”. To znak, że „amerykański mit” to tylko mit i władze Stanów Zjednoczonych walkę z dyskryminacją i prześladowaniami powinny zacząć od siebie.
Działalność na rzecz praw człowieka innych tzw. „krajów rozwiniętych” pozostawia również wiele do życzenia. Przykładem jest tutaj kra, który chyba najbardziej słynie z poszanowania praw człowieka – Norwegia. Niedawno władze w Oslo odmówiły pobytu irakijskiemu gejowi mimo tego, że jest związany od 2006 r. z obywatelem Norwegii, a w ojczystym kraju grozi mu śmierć nie tylko ze strony religijnych fanatyków ale i rodziny. Nawet sąd podtrzymał decyzję władz stwierdzając, że Irakijczykowi nic nie grozi w Iraku, jeżeli będzie „dyskretny” i „nie będzie się angażował w homoseksualne relacje”. Trudno o bardziej kuriozalne wnioski. Jedyny ratunek pozostaje teraz z rękach Sądu Najwyższego. Miejmy nadzieję, że Irakijczyk będzie mógł pozostać w Norwegii, jednak trudno być w tej sprawie optymistą. Dotychczasowe postępowanie i decyzje władz i sądów norweskich mogą budzić jedynie obrzydzenie i przerażenie. Podobne przypadki miały miejsce w bieżącym roku również w Wielkiej Brytanii, Szwajcarii i Stanach Zjednoczonych. Szwajcaria postanowiła odesłać w lutym irańskiego geja do Iranu, pomimo tego, że od 2004 r. żył w zarejestrowanym związku ze Szwajcarem. Apelacja do sądu federalnego nie przyniosła oczekiwanego rezultatu. Sąd stwierdził, że przecież wystarczy nie uprawiać homoseksualnego seksu w Iranie. Hiporyzja, głupota czy homofobia? A może wszystko razem? Ta sama Szwajcaria wcześniej wydaliła Anatole Zali, nastolatniego geja, do Kamerunu, gdzie rodzina groziła mu śmiercią, a władze groziły karą pozbawienia wolności za homoseksualizm. Wielka Brytania, której premier w ostatnich miesiącach wzywał kraje Wspólnoty Brytyjskiej do poszanowania praw osób homoseksualnych, również ma na swym koncie haniebne przypadki deportacji gejów i lesbijek do krajów, gdzie grozi im śmierć. Kilka osób zostało uratowanych przed deportacją dosłownie w ostatnim momencie. Przypomnę sprawę Brendy Namigadde, która otrzymała pozwolenie na pobyt na lotnisku podczas deportacji do Ugadny. Gdyby nie zaangażowanie organizacji pozarządowych i zwykłych obywateli, którzy protestowali przeciwko deportacji, Brendy nie było nie tylko w Wielkiej Brytanii, ale nie byłoby jej być może wśród żywych. To wszystko sprawia, że geje i lesbijki z krajów, gdzie łamane są ich prawa nie mają zaufania do takich krajów jak Stany Zjednoczone, Wielka Brytania, Szwajcaria, Norwegia i innych państw Zachodu. Kraje te powinny więc zacząć od ratowania ludzi, którym grozi niebezpieczeństwo w ich krajach pochodzenia. Tak jak kiedyś ratowano Żydów w krajach okupowanych przez hitlerowskie Niemcy. Inaczej jakiekolwiek gesty ze strony prezydentów i ministrów państw zachodnich, choćby były najpiękniejsze i najwznioślejsze, pozostaną puste i nic nie znaczące. Obłuda w przypadkach, kiedy waży się życie niewinnych ludzi, jest rzeczą przerażającą. Dlatego po słowach Clinton, Obamy i Camerona czekam na realne działania, które wypełnią składane przez nich deklaracje.

poniedziałek, 12 grudnia 2011

Zwodniczy znak

W TOK FM audycja o homoseksualistach w katolicyzmie w związku z artykułami w najnowszym numerze czasopisma „Znak”. Wysłuchałem i jestem zniesmaczony. Pan Gawryś błądzi i obija się po ścianach biblijnych zakazów i seksualnych pragnień. Istna ekstaza i udręka. Brzmi jak bełkot niepogodzonego ze sobą i światem człowieka, który pragnąłby unieszczęśliwić i zbawić wszystkich pedałów. Towarzyszy mu nawoływanie do tego, by homoseksualistów nie wyrzucać z kościoła, a jednocześnie zabraniać im realizować się zgodnie ze swą naturą, co jest szczytem hipokryzji. Wszystko to podlane miłosiernym łączeniem homoseksualizmu z włóczęgostwem, a w tle żona Pana Gawrysia (hmmm?!). Ciemnota i ograniczenie udające światłość i tolerancję. Znacznie rozsądniejsze wydaje się być to, co mówiła Pani Dominika Kozłowska. Kto chce niech posłucha, choć ostrzegam, że uszy wam spuchną od nadmiaru bzdur.



niedziela, 4 grudnia 2011

Joanna Podgórska - Nie odziedziczy mieszkania, bo żył z mężczyzną

Damianowi grozi eksmisja, bo sąd uznał, że jego 10-letniego związku z Tadeuszem nie można nazwać wspólnym pożyciem.

Damian 10 lat temu przyjechał do Warszawy na kilka dni. Chciał się wyrwać na trochę z dusznej atmosfery G. – średniej wielkości miasta na południu Polski. Tam nie było mowy o żadnym gejostwie; było pedalstwo, za które dostawało się po ryju i człowiek nie miał życia. W G. Damian chodził z Lucyną, bo w miastach średniej wielkości każdy facet ma dziewczynę i nie należy się wyłamywać.

W Warszawie pedałów już wtedy nie było. Byli geje; mieli swoje knajpki, dyskoteki. Choćby nieistniejący już klub Miami. Tam Damian trafił na piwo z kolegą i już nie chciał wracać do G. W Warszawie wszystko toczy się błyskawicznie. Dosiadł się właściciel i jeszcze tego samego wieczoru zaproponował, żeby Damian został w Miami jako kelner. To tu poznał Tadeusza. Sporo starszy, doświadczony, miał świetną pracę, mnóstwo znajomych: pan mecenas, pan profesor, pan minister.

Nowe miasto, nowi ludzie, nowe smaki. Wcześniej Damian myślał, że bigos to bigos i tyle. Tadeusz uczył go, że to przemyślana kompozycja smaków i zapachów. Odkrywał kuchnię włoską i to, że można przeleżeć całą noc w wannie pijąc wino i gadając o wszystkim tym, co w G. otoczone jest zakłamanym milczeniem.

Tyle że G. szybko upomniało się o Damiana. Lucyna urodziła synka i zamieszkała z matką Damiana. Żył podwójnie, jak długo się dało. Weekendy w G. u rodziny, tygodnie w Warszawie z Tadeuszem i przymiarki do decydującej rozmowy. Trochę liczył, że Lucyna sama się domyśli, ale się nie domyśliła. Kiedy powiedział, wściekła się i wyniosła z dzieckiem do swoich rodziców. Oświadczyła im, że Damian to pedał i żeby go nie wpuszczać, jak przyjdzie odwiedzić dziecko. Musiał tam chodzić z policją. A mama? Mamy podobno zawsze wiedzą. Ale wpatrzona we wnuka, nigdy nie zadawała pytań.

Piękne życie z Tadeuszem trwało rok. Najpierw rutynowe badania kontrolne wykazały nadciśnienie, następne cukrzycę i schorzenie wątroby. Dobra pensja zmieniła się w groszową rentę. Teraz Damian musiał utrzymać dom. Mieszkali w komunalnej kawalerce Tadeusza i obaj myśleli, że dobrze byłoby ściągnąć małego do Warszawy. Bo z czasem emocje z Lucyną opadły i dało się rozmawiać.

Zamienili mieszkanie na trochę większe, też komunalne. To był jeden wielki śmietnik, ruina można powiedzieć. Wszystko robili sami: kładli podłogi, remontowali łazienkę, przestawiali ściany tak, żeby dało się wydzielić błękitny pokoik dla małego. Damian sprzedał kawałek ziemi po ojcu, Tadeusz wziął kredyt.

Kiedy Tadeuszowi spadał cukier, dni były trudne. Nie miał siły nawet wstać, zamykał się w sobie, stronił od ludzi. W te lepsze wystarczyło, żeby Damian powiedział, że ma ochotę na roladę, i kiedy wracał z pracy, dochodziła w piekarniku, a Tadeusz czekał z otwartym winem, słuchając Montserrat Caballe. Na początku Damian prosił: włącz coś normalnego, ale jakoś się przyzwyczaił.

Damian przyznaje, że synka ściągnął do Warszawy trochę podstępem. Tłumaczył Lucynie: możemy walczyć, ale po co? Zamiast siedzieć w G. i nic nie robić, przyjeżdżaj. Są dwa pokoje, jakoś się ułoży, dopóki się nie usamodzielnisz. Pół roku przemieszkali we czworo. Lucyna z Tadeuszem nawet się polubili, chociaż spięcia się zdarzały. Małemu się podobało. Jest tata, mama, nowe przedszkole i fajny wujek, który robi najlepsze na świecie spaghetti, zabiera do Jordanka, na spacery i na karuzelę. Ale wszyscy czuli, że sytuacja normalna nie jest. Lucyna znalazła pracę i nowych znajomych, coraz częściej nie wracała na noc, potem znikała na parę dni, wreszcie się wyprowadziła. Dziś ma nową rodzinę. Mieszka niedaleko. Są w kontakcie.


W drodze do pracy Damian odprowadzał synka do szkoły. Tadeusz odbierał. Ale gorsze dni były coraz gorsze i co parę miesięcy Tadeusz trafiał do szpitala. Dopóki był przytomny, wszystko było w porządku, rozmawiał z lekarzami, Damian przychodził go odwiedzać. Ale kiedy pewnego razu wzięli go na OIOM, zaczęły się problemy. Rodzina? – pytał lekarz. Nie? No to pan nie wejdzie.

Ostatnie święta spędzili oddzielnie. Tadeusz pojechał do swojej rodziny. Damian z małym do mamy do G. Kiedy wrócili, Tadeusz już był w szpitalu. Stan bardzo ciężki. Damian dwa razy odbił się od ściany, wreszcie za trzecim skłamał: tak, rodzina. Wszedł i zobaczył wszędzie rurki i pikające urządzenia. Tadeusz miał oczy zakryte wacikami, był w śpiączce, żył tylko dzięki aparaturze. Za pierwszym razem Damian rozpłakał się i uciekł. Następnego dnia spytał pielęgniarkę: czy to możliwe, że on mnie usłyszy? Tego nikt nie wie – odpowiedziała.

Zdjął Tadeuszowi waciki z oczu, wziął go za rękę i zaczął opowiadać, co w domu, że mały szykuje się do komunii. Kiedy mówił, wydawało się, że monitory pikają jakoś szybciej. Jutro przyjdę cię ogolić – obiecał. Ale wieczorem Tadeusz już nie żył.

Kiedy jeszcze był w śpiączce, do Warszawy przyjechała siostra Tadeusza. Najpierw bardzo dziękowała Damianowi, że jest tak wspaniałym przyjacielem i opiekuje się Tadeuszem. Jak rodzina. Gdy została sama, dokładnie przeszukała mieszkanie, znalazła zdjęcia i zrozumiała. To była bardzo przykra rozmowa. Nie domyślałaś się? – pytał Damian. Przecież w jego życiu nie było nigdy żadnej kobiety. Usłyszał, że TAKI brat jej uwłacza i pewnie go pan Bóg pokarał. Potem było jeszcze gorzej, bo okazało sie, że mieszkanie niewykupione i rodzina nie dziedziczy, a polisę ubezpieczeniową Tadeusz przepisał na Damiana.

Siostra zabrała z mieszkania, co się dało: segregator z dokumentami, zdjęcia, obrazy, laptop. Oddaj chociaż nasze wspólne fotografie – prosił. Ale powiedziała, że musi je spalić, żeby wstydu nie było. Na szczęście przeoczyła płyty, te z Montserrat Caballe, których Damian na okrągło słucha dziś w samochodzie. Nie pozwoliła ubrać Tadeusza do trumny w przygotowane rzeczy, odebrała zwłoki ze szpitala i zapowiedziała, że na pogrzebie nie życzy sobie absolutnie nikogo z Warszawy.

Znała starych przyjaciół Tadeusza, ale dopiero teraz uświadomiła sobie, że w ich życiu też nigdy nie było żadnych kobiet. Dopiero po pogrzebie Damian z najbliższymi przyjaciółmi Tadeusza pojechał odwiedzić jego grób. Nawet nie ma do siostry Tadeusza wielkiego żalu, trochę ją rozumie; miało być mieszkanie w Warszawie i pieniądze z polisy, a okazało się, że był tylko brat pedał.

Według Kodeksu cywilnego, prawo do dziedziczenia najmu mieszkania komunalnego przysługuje m.in. osobie, która „pozostawała faktycznie we wspólnym pożyciu z najemcą, jeśli zamieszkiwała razem z najemcą w chwili jego śmierci”. Damian poszedł to załatwić w urzędzie lokalowym. Tłumaczył, że od lat był z Tadeuszem w związku, mieszkali razem, prowadzili wspólne gospodarstwo, byli parą, że kredyt i rachunki za mieszkanie płacił ze swojego konta.

Panie urzędniczki z niedowierzaniem kręciły głowami. Tłumaczyły, że nie ma takiej możliwości, i pytały, czy zdaje sobie sprawę, ile samotnych matek z dziećmi czeka na mieszkania komunalne? Ale na pytanie, w czym samotny pedał z dzieckiem jest gorszy, nie potrafiły odpowiedzieć. Damian pisał do wydziału lokalowego, do burmistrza, do prezydent Warszawy. Wszystkie pisma zostały odrzucone, wątpliwości w takich sprawach ma rozstrzygać sąd.

Sprawa trwała rok. Przeprowadzono wywiad wśród sąsiadów. Potwierdzili, że Damian z Tadeuszem mieszkali razem, chcieli zeznawać. Ale sędzia odrzucił wszystkie wnioski dowodowe. W uzasadnieniu wyroku napisał, że w przypadku związków homoseksualnych nie można mówić o wspólnym pożyciu.

Joanna Podgórska - Faktyczne wspólne pożycie

O tym, jak będzie interpretowany art. 691 Kodeksu cywilnego, mówiący, kto może dziedziczyć prawo najmu lokalu komunalnego, decyduje dziś właściwie wyłącznie ideologiczna postawa sędziów.



Dla jednych oczywiste jest, że „w faktycznym wspólnym pożyciu” mogą pozostawać osoby homoseksualne, inni pożycie odczytują na wzór małżeńskiego i osoby homoseksualne z niego wykluczają.

W ubiegłym roku przed Europejskim Trybunałem Praw Człowieka w Strasburgu zapadł wyrok w sprawie Kozak przeciwko Polsce, dotyczący właśnie dziedziczenia najmu po partnerze. Polska ten proces przegrała, a ETPC uznał, że inne traktowanie w tej mierze związków homo- i heteroseksualnych jest dyskryminacją. Od tej pory wyroki, jakie zapadają w polskich sądach, są raczej korzystne dla par homoseksualnych. Tak było w Złotowie, a ostatnio w dwóch sprawach wrocławskich. Jedna dotyczyła mężczyzn żyjących razem przez 10, a druga – 30 lat. W obu sądy uznały, że partnerzy byli postrzegani jako małżeństwo, darzyli się uczuciem, opiekowali się sobą, prowadzili wspólne gospodarstwo, a zatem łączyła ich więź o charakterze emocjonalnym, fizycznym i ekonomicznym. „Nie występują żadne przekonywające, obiektywne lub decydujące przyczyny dla uzasadnienia zróżnicowanego traktowania partnerów pozostających w związkach tej samej i różnej płci wobec prawa do wstąpienia w stosunek najmu po śmierci swojego partnera.

Takie zróżnicowanie nie jest również niezbędne dla ochrony rodziny rozumianej w tradycyjnym sensie. Można bowiem chronić rodzinę tradycyjną różnymi innymi metodami, niepolegającymi na upośledzonym traktowaniu związków homoseksualnych w tej sferze. Poszanowanie dla życia rodzinnego musi uwzględnić rozwój społeczeństwa i zmiany postrzegania kwestii społecznych, statusu cywilnego oraz stosunków międzyludzkich, łącznie z faktem, że nie istnieje tylko jeden sposób ani jedna droga wyboru w sferze życia rodzinnego” – czytamy w uzasadnieniu.

Sąd Rejonowy dla Warszawy Mokotowa w sprawie Damiana co prawda też powołuje się na wyrok ETPC, ale uznał, że skoro Trybunał nie zasygnalizował potrzeby zmiany art. 691 k.c., tak, by jego wykładnia nie budziła rozbieżności, to jest on nadal niejednoznaczny i można go różnie interpretować. W uzasadnieniu wyroku sędzia przywołał również to, że polskie prawo nie uznaje związków partnerskich osób tej samej płci. Wspólne pożycie oznacza w Polsce więź osób pozostających w relacjach takich jak małżeńskie. Ergo – dwaj geje w faktycznym pożyciu pozostawać nie mogą.

Barbara Pietkiewicz - Gdy gej się żeni. Szafy i parawany.

Gej i heteroseksualna stają na ślubnym kobiercu. Jest jak zwykle: kwiaty, muzyka, nadzieja na szczęście trwalsze od burz i małżeńskich kryzysów. Ale w związek geja i niegejki brak szczęścia wpisany jest z natury rzeczy.


Dawniej geje zawierali małżeństwa bardzo często. Lęk przed zboczeniem, obawa przed wykluczeniem społecznym skutecznie popychała mężczyzn na ślubne kobierce. Z badań 404 homoseksualistów dokonanych przez prof. Zbigniewa Izdebskiego, seksuologa, wynika, że w grupie wiekowej 40–49 lat odsetek mężczyzn związanych z kobietami wynosi 43 proc. Ale i teraz, choć rzadziej, zdarzają się takie małżeństwa wśród młodych osób. Renata Romanowska, psycholog z Lambdy, opowiada o pacjencie, który zgodził się na ślub z dziewczyną podsuniętą mu przez siostrę. Lubi ją przytulać i głaskać, ale boi się tego co dalej. Zrobił próbę generalną w agencji towarzyskiej z dwiema dziewczynami. Klapa. Może z żoną wyjdzie na prostą? Nie może przecież zawieść narzeczonej ani rodzin.

Wiele z takich par przeżyło razem życie, jeśli oboje akceptowali seks marny albo jego brak (co zresztą zdarza się też w parach hetero). Dr Andrzej Depko, seksuolog, opowiada o kobiecie, która przez 16 lat usiłowała skłonić męża do współżycia. Zbliżenia były bardzo rzadkie. Nie pozwalał dotykać swych intymnych miejsc, nie zgadzał się na grę wstępną, był zimny i daleki. Usiłowała skłonić go do szczerej rozmowy. Kończyło się ucieczką do innego pokoju albo groźbą, że wyjdzie z domu, jeśli ona nie przestanie demonstrować swojej obsesji na punkcie seksu.

Parzące piersi

Od kilku tygodni numer mojego telefonu wisi na odpowiednich forach internetowych wprowadzony tam przez Lambdę z informacją, że poszukuję kontaktu z żonami gejów i mężami lesbijek. Nie zadzwonił żaden mąż, ani lesbijki, ani heteryczki. Odezwały się cztery żony. Kazimierz Szczerba, znany seksuolog z Wrocławia, mówi jednak, że częściej niż żony gejów zgłaszają się do niego sami geje, nie potrafiąc poradzić sobie z małżeństwem.

Helena, gejowa, płacze do słuchawki, że spotkało ją najgorsze chyba upokorzenie w życiu. Kochali się z mężem parę razy w roku. Zawsze w jednej pozycji – od tyłu. Starannie unikał dotykania jej włosów (nie znosił długich) i piersi, a kiedy natrafił na nie ręką, usuwał ją gwałtownie, jakby go parzyły. Seks był szybki, techniczny, na odczepnego.

Czuła się gorsza i odtrącona. Nie mogła zajść w ciążę. Przez kilka lat małżeństwa obsesyjnie zastanawiała się, dlaczego on jej nie chce. Jest ładna, z wąskimi biodrami. Lubomira Szawdyn, psychoterapeutka, do której gejowe przychodzą czasem po wsparcie, mówi, że one często są do siebie fizycznie podobne – prawie bez piersi, wąskobiodre, szczupłe. Mąż pacjentki dr. Depko wyznał lekarzowi, że przebywanie z żoną jest dla niego męczące, bo żona jest za bardzo kobieca. A ona stwierdziła, że z powodu swego seksapilu miała duże powodzenie u mężczyzn. Innych.

Helena wreszcie odkryła powód niechęci męża. Ma w intymnym miejscu małą brodawkę, pewnie o to chodzi, on po prostu nie śmiał o tym powiedzieć. Usunęła ją. Mąż nadal nie przejawiał chęci na seks. Poczuła się wówczas do głębi upokorzona, jakby ją spoliczkował. Kiedy po siedmiu latach związku powiedział, że jest gejem i właśnie spotkał miłość swego życia, przeżyła to lżej niż sprawę z brodawką. Właściwie poczuła ulgę. I sama przed sobą przyznała, że myśl o gejostwie męża czasem przychodziła jej do głowy, ale odsuwała ją w panice. Mąż zgodził się, że nie muszą brać rozwodu, wystarczy separacja. Helena panicznie boi się samotności, chce, żeby zostawił kochanka i wrócił do niej. Machnęłaby ręką na cały ten seks.

Nie do przerobienia

Żenią się z kobietami, bo chciała tego rodzina, bo facet w małej miejscowości, jeśli nie chce uciec do dużego miasta, miałby przechlapane do końca życia, gdyby się wydało. Więc bierze żonę – parawan dla znajomych, a i rodzina nie męczy – kiedy się wreszcie ożenisz?

Niektórzy, mówi Kazimierz Szczerba, idą w myślenie magiczne – jeśli ożenię się z piękną dziewczyną, może wyzdrowieję i przerobię się na hetero. Mimo powszechnych doniesień w prasie, że orientacji seksualnej nie da się wyleczyć, kiedy Wojciech Wierzejski powiedział w telewizji, że w Holandii gejostwo skutecznie się leczy, do Kazimierza Szczerby zaczęto dzwonić z pytaniem, jak się tam dostać na kurację. Gejowe dzwoniły też.

Niektórzy biorą sobie żonę z powodów biznesowych. Nic szczególnego, u heteryków też tak przecież bywa. Jedna z gejowych mówiła Lubomirze Szawdyn: byłam jak w przedsiębiorstwie, a nie w małżeństwie, jako siostro-koleżanko-księgowa. Kiedy on się w końcu z przedsiębiorstwa wypisał dla kochanka, też poczuła ulgę. Sama kochanków nie miała.

One zresztą rzadko idą w kompensacyjne romanse, zajęte szukaniem klucza do tej zimnej szafy, z którą niby żyją, za wszelką cenę chcąc ją sforsować: czy jestem aż takim zerem, że nie dam rady? Zwłaszcza że niektóre idą za mąż z przekonaniem, że przerobią ich na heteryków, siłą swej wielkiej miłości. Dr Szczerba pamięta o studentce, która poślubiła swego znacznie starszego profesora z taką właśnie intencją, mimo że wszyscy jej to odradzali. Nie przerobiła.

Gejów, jeśli tylko nie idzie o seks, łatwo kochać. Wielu z nich ożeniło się, bo bardzo pragnęło mieć życie rodzinne i dzieci. Pójść na spacer z żoną, po miasteczku pod rękę, jak chadzali rodzice, pchając wózek. Z facetem tak by się nie dało.

Sabina, rozmówczyni z forum, nie ma słów zachwytu dla męża. Koleżanki żartują: tego twego trzeba by skserować i po jednym egzemplarzu dla każdej z nas. Nigdy nie zapomina o imieninach i rocznicach, biegnie z tabletką, kiedy boli głowa, bierze na siebie złe humory, zawsze delikatny, czuły, troskliwy. Kiedyś nagle powiedział: gdybyś była w ciąży z chłopcem, nalegałbym na aborcję. Dlaczego? Chcę córki, wyłącznie córki, chłopak nie wchodzi w rachubę – odpowiedział.

Jakoś się tej córki w mękach dopracowali. Kiedy skończyła 10 lat, Sabina dostała list od nieznanej kobiety, że jej mąż ma romans z jej mężem i że obie powinny z tym coś zrobić. Zapytała go o to wprost. Nie przyznał się, szedł w zaparte. Zaczęła różne fakty zbierać do kupy, przeszukała jego komputer i wyszło: jest gejem.

Zdaniem Kazimierza Szczerby, 90 proc. żon wpada wtedy w rozpacz i natychmiast chce się rozwodzić. To dla nich gorsze odkrycie niż dla rodziców.

Okazuje się, mówiła Sabina, że żyłam z kimś innym, niż myślałam. Rozpacz, wstręt, poczucie, że zostały oszukane stają się nie do zniesienia. Wiele zależy od tego, w jaki sposób żona się dowiaduje prawdy o mężu, mówi Renata Romanowska z Lambdy.

Najgorzej, kiedy przyłapuje go in flagranti. Sabina: żeby z kobietą, może bym jeszcze wybaczyła, ale z facetem, to więcej niż zdrada, to plunięcie w małżeństwo, zalanie go szambem, zohydzenie.Lecz, cóż za paradoks, porzucenie dla mężczyzny, a nie kobiety, choć tak bolesne – żony gejów odczuwają jednocześnie jako jakby mniej znaczące. Bo żeby pił, bił, miał kochankę, to co innego. To jak u ludzi. A tu – nie wiadomo jak, nie wiadomo co, taki odchył, i straszno, i śmieszno.

Jako człowiek

Lecz po jakimś czasie, mówi Kazimierz Szczerba, przychodzi otrzeźwienie. Rozwód to wciąż dla kobiety obniżenie standardu życia i marny status rozwódki. Więc jeśli mąż nie odchodzi do kochanka, powoli akceptują brak seksu. Mało to teraz również białych heterozwiązków, bez seksu, w ostrym kursie na karierę? Trzeba gejostwo wstawić do zamrażarki i uznać za mało ważne we własnym życiu. Zwłaszcza jeśli mąż fantastyczny i kocha dzieci, które nie mogą się o niczym dowiedzieć. I tak zalety męża jako człowieka, mówi Szczerba, przeważają nad niedostatkami męża jako geja.

Jeśli jednak dochodzi do rozwodu, zaczyna się dramatyczna walka o dzieci. Żony się boją, żeby nie miał z dzieckiem kontaktu, bo zarazi, przeciągnie do gejostwa, zdeprawuje, wypaczy. Myślą tak nawet wtedy, gdy w głębi duszy w to nie wierzą. Równie dramatycznie, mówi Renata Romanowska, walczą o dzieci mężczyźni z kobietami, o których dowiedzieli się, że są lesbijkami, i które chcą opuścić rodzinę dla kochanki. Przenoszą na żonę całą swą utrzymywaną dotąd w poprawności politycznej homofobię.

Najczęściej jednak odkrycie lesbijstwa u żony nie jest traktowane przez mężczyznę jako zdrada, raczej jako niepoważne igraszki, fanaberie. W ostatnim numerze „Repliki”, spokojnego pisma wydawanego przez Kampanię przeciw Homofobii, ukazał się wywiad z młodym aktorem z serialu „Plebania”. Aktor pozostaje z byłą żoną w przyjaźni, a ona nie czyni żadnych przeszkód, by mógł się spotykać z synem, nawet w obecności partnera ojca, który, jak twierdzi aktor, ma wszelkie przymioty, by sprostać roli ojczyma. Przypomina się reakcja matki Jerzego Waldorffa w czasach przecież grubo przedwojennych, kiedy ten przedstawił jej swego, jak się okazało, już do końca życia partnera. „Witam mego drugiego syna” – powiedziała ta wspaniała dama.

Geometria związku

Jeśli zależy im na utrzymaniu rodziny, a dla wielu gejów to sprawa niezmiernie ważna, starają się za wszelką cenę, żeby żona się nie dowiedziała. Jeśli coś podejrzewa albo zdobyła jakieś dowody, stosują zabiegi naprawcze. Kupują prezenty, uruchamiają oddanie i czułość. Częściej zmuszają się do seksu.

– Kłopoty w małżeństwach nasilają się po 35 roku życia. Do tej pory – mówi Arkadiusz Bilejczyk, seksuolog – mężczyzna mógł sobie pomagać wyobraźnią: seks z żoną wcale nie jest z żoną, a z chłopakiem. W tym jednak okresie życia popęd seksualny u mężczyzny słabnie. Ważniejsze od tego, że się seks odbywa, staje się – z kim. Coraz więc trudniej iść do łóżka wbrew orientacji. Gej pragnie geja i nie ma na to rady.

To właśnie wtedy, zbliżając się do czterdziestki, mężowie heteryczek wyłamują się z małżeństw, wstępując na nową, prawdziwą drogę życia. I nie musi być ona szczęśliwsza od dawnej. Wyzwolenie nie zawsze jest wejściem do raju. Zyskuje się żar i autentyczność, traci pewność i stabilizację.

– Niektórzy usiłują znaleźć inne wyjście z sytuacji – mówi Arkadiusz Bilejczyk. – Proponują żonie trójkąt. Przyprowadzą do sypialni swego kochanka albo jakąś parę. W tłoku jakoś się wszystko wymiesza i pozaciera. Będą się kochać bez skrępowania – żadnych wolno, nie wolno. Sądzą, że to uczciwsze niż zdradzanie żony z chłopakiem za jej plecami. Ale też Lubomira Szawdyn opowiada o pacjentce, która godząc się na trójkąty, nawet pięciokąty, została w końcu sprowadzona do pętającego się między nimi przedmiotu – gwałcona i upokarzana. Kiedy wyszła w końcu z tych geometrii, psychoterapeutka, która niejedno przecież widziała, była przerażona jej stanem psychicznym.

76 proc. homoseksualistów badanych przez Zbigniewa Izdebskiego stwierdziło, że chcieliby stworzyć stały związek z mężczyzną, a połowa, że nie powinno się zaczynać życia seksualnego bez miłości. Lecz jeśli z różnych względów, rodzinnych, parawanowych, biznesowych, gej decyduje się na małżeństwo, optymalnym rozwiązaniem jest, mówi Arkadiusz Bilejczyk, związek z kobietą, która ma awersję do seksu. Przeżyła np. w przeszłości traumę, której wymazać z siebie nie jest w stanie. A jednocześnie boi się samotności. Jak z piosenki Osieckiej: „I z pożarów dwóch wybudujemy dom...”. I nie musi to być dom skrajnie nieszczęśliwy.

sobota, 3 grudnia 2011

Najlepsze reklamy małżeństw

Magazyn Advocate sporządził ranking najlepszych filmów na rzecz małżeństw homoseksualnych. Ja zrobiłem swoją listę.

Australia


Kanada


Irlandia


Kanada




Kalifornia


Argentyna


Bjorn Borg


Irlandia

środa, 30 listopada 2011

Homofobia w sporcie

Przewodniczący Włoskiego Związku Piłkarzy Damiano Tommasi oświadczył, że doradza homoseksualnym piłkarzom aby nie ujawniali się ze swoją orientacją. Wypowiadając się w popularnyym włsokim programie telewizyjnym, w którym rozmawiano o piłce nożnej, polityce i homoseksualizmie Tommasi powiedział, że coming outy mogą doprowadzić do wstydu i niezręczności.
- Powinno się do tego zniechęcać.- powiedział Tommasi - Fakt bycia wyróżnionym jako "ten, który jest gejem" nie ważne, czy jesteś piłkarzem, dziennikarzem, czy politykiem nie jest chyba najlepszym rozwiązaniem, dlatego odradzałbym ujawnianie się.

- Homoseksualizm to wciąż temat tabu w futbolu. Ujawnianie swojej tożsamości seksualnej jest trudne w kazdym środowisku, ale najtrudniejsze chyba w przypadku piłki nożnej - w końcu dzielisz tam szatnię z innymi mężczyznami, a więc także intymność. W banku, czy redakcji sportowej nie masz takich problemów, ale wszędzie tam, gdzie trzeba się przebierać dochodzi do zawstydzenia i niezręcznych sytuacji - mówił Tommasi.

- Nie sądze, żeby ujawnianie się dziennikarzy, polityków czy sportowców mogło w jakikolwiek sposób pomóc innym gejom. Zawsze ryzykuje się, że najintymniejsze sprawy staną się przedmiotem publicznej dyskusji.

Tommasi, były zawodnik Romy i reprezentacji Włoch, utrzymuje, że nigdy nie spotkał piłkarza-geja, zaprzeczył jednocześnie, że zawodnicy boją się ujawniać.

- Nie sądzę, że piłkarze nie ujawniają się z powodu strachu przed odrzuceniem, ale nie robią tego z powodów osobistych. Nie sądzę, żeby była jakakolwiek potrzeba przejawiania swojej seksualnej tożsamości żeby żyć i pracować w cywilizowanym środowisku.

I tak właśnie wygląda homofobia. Tomassi to ewidentnie jej twarz. Po pierwsze dlatego, że nie zdaje sobie sprawy z tego, że ujawnienie orientacji homoseksualnej nie jest przejawianiem swojej tożsamości seksualnej w większym stopniu niż pojawienie się heteroseksualnego piłkarza z narzeczoną, a nie wywołuje to żadnych obiekcji Tomassiego. Po drugie dlatego, że jest prymitywnym człowiekiem, któremu się wydaje, że geje lecą na każdego kto się przy nich rozbierze. Chyba nawet nie zastanowił się on nad tym, co zmienia fakt, że osoba która zawsze się rozbierała w szatni przy kolegach powie im, że jest gejem. Nic, bo przecież gdyby nie powiedziała tego to i tak nadal byłaby homoseksualna. Po trzecie dlatego, że nie widzi tego, że osoby homoseksualne nie ujawniają orientacji z powodu uprzedzeń, jakie posiada Tomassi. Mówienie, że nie wynika to ze strachu, a z sytuacji osobistej zakrawa na ponury żart.

niedziela, 27 listopada 2011

Pokrzyżowało radnych

Specjalne stanowisko ,,w obronie krzyża wszędzie tam gdzie jest on dziś atakowany, wyszydzany i gdzie podejmuje się próby jego usunięcia" wydała dziś Rada Miasta Lublin. Radni apelują też do Polaków, aby pozostawali na co dzień wierni nauczania Jana Pawła II.
Czy radni w Polsce nie mogą się zająć tym co do nich należy? Remontami dróg, pomocą społeczną, przedszkolami, szkołami, służbą zdrowia, parkami, czystością, ułatwieniami dla budujących domy i prowadzących firmy, pomaganiem bezrobotnym, zapobieganiem przemocy domowej, zapewnieniem bezpieczeństwa na ulicach... niechże się w końcu szanowni radni wcałej Polsce od krzyżowania wszystkiego ODPIERDOLĄ bo nie krzyż interesuje ludzi w Polsce jako sprawa publiczna ale poprawa życia tu na ziemi a nie w niebie.

sobota, 26 listopada 2011

Oświecone monarchie

Księżniczka Letizia, żona hiszpańskiego następcy tronu, ujawniła w nowej książce swój swiatopogląd. Nie jestem zaskoczony, Hiszpanie chyba też nie, ale jednak duch Franco, inkwizycji i niedawna wygrana wyborczej prawicowej Partii Ludowej sprawiają, że poglądy księżniczki Letizii są szeroko komentowane. Otóż - Letizia jest za małżeństwami gejowskimi, za aborcją na życzenie, za prostymi procedurami rozwodowymi i feminizmem. Czyżby monarchia hiszpańska się oświeciła?
A teraz z mojego prywatnego podwórka o monarchii pracowniczej. W mojej pracy odbyło się ostatnio spotkanie pracowników z burmistrzem i jego zastępcą. Dodam, że o spotkaniu nikt pracowników wcześniej nie powiadomił. Tak się zdażyło, że tego dnia założyłem do pracy koszulkę z logo akcji Miłość nie wyklucza. Dyrektor kazał mi koszulkę na spotkanie z burmistrzem zdjąć lub zakryć. Najdziwniejsze w tym wszystkim jest to, że dyrektor jest gejem. Koszulki oczywiście nie zdjąłem. Burmistrz chcąc nie chcąc musiał w miłosne logo wpatrywać się przez godzinę, a to z powodu tego, że siedział vis a vis mnie. I nikomu korona z tego powodu nie spadła. Mojemu szefowi współczuję, bo jestem świadom tego, że jego opory przed coming outem męczą go okropnie i sprawiają, że zachowuje się delikatnie to nazywając dziwnie. Od plotek na jego temat aż huczy. Najśmieszniejsze jest to, że on nie dostrzega najprostrzego rozwiązania, które plotki utnie i sprawi, że ludzie nabiorą do niego większego szacunku, a przede wszystkim zaufania. Tym rozwiązaniem jest coming out. Myślałem w swej naiwości, że ze względu na to, że ja tam pracuję i mój coming out nie wywołał trzęsienia ziemi, mojego dyrektora coś w końcu oświeci i zdejmie maskę obłudy i zakłamania. Ale myliłem się. To tylko niestety zwiększyło jego strach, że "się wyda". Nadal tego nie rozumiem.

piątek, 25 listopada 2011

Już czas!



Kiedy zobaczę polską wersję? Czekam!

środa, 23 listopada 2011

List do Gowina

Szanowny Panie Ministrze,

W dniu 25 października 2011 wydział rejestrowy Sądu Okręgowego w Warszawie dokonał rejestracji znaków: Zakaz Pedałowania, Krzyża Celtyckiego, Orła w Koronie z Rózgami Liktorskimi oraz Krzyża i Miecza; jako symboli prawicowej partii politycznej Narodowe Odrodzenie Polski. Zgodnie z ustawą o partiach politycznych symbole te, na podstawie wskazanego postanowienia, otrzymują, poza autorską, także ochronę, jako dobra osobiste NOP.

Sąd Okręgowy, wydając postanowienie o dopuszczalności używania przez NOP powołanych wyżej znaków, zasięgał opinii biegłych. Jedyną ekspertyzę w tej sprawie wydali w sierpniu 2011 roku, mgr Robert Kamiński i dr Paweł Nowak. Jak uznali, symbolom tym „nie można przypisać w sposób jednoznaczny treści o charakterze totalitarnym, nazistowskim, faszystowskim, rasistowskim i nienawiści narodowej”.

W opinii można przeczytać, iż historia Krzyża Celtyckiego sięga czasów Celtów i Słowian, a nawet ludów indoeuropejskich, gdy dla plemion tych znak ten symbolizował Słońce. Według autorów opinii, krzyż celtycki to dla większości skojarzenie z literaturą fantasy i Stonehenge, a nie neofaszyzmem. „NOP, obierając ów znak za swój symbol, odwołuje się bardziej do jego katolickiej i słowiańskiej, a więc polskiej, narodowej wymowy, niż do faktu, iż symbol ten stosowany jest przez niektóre organizacje neofaszystowskie, np. niemieckie. Nie zmienia też tej interpretacji fakt, iż znak krzyża celtyckiego wyrokiem niemieckiego Sądu Najwyższego z 2008 r. został zakazany w Niemczech”.

Zupełnie nie zrozumiałe są twierdzenia biegłych, iż zakazany znak niemieckich neofaszystów, jednocześnie wykorzystywany przez niektóre z ruchów skinheadowskich, w niewystarczający sposób utożsamiany jest z treściami o charakterze faszystowskim. Jak znak niemieckich neofaszystów może w niewystarczający sposób kojarzyć się z faszyzmem??? Dokonując natomiast oceny znaku falangi biegli wskazali, iż jest to symbol przedwojennego Obozu Narodowo-Radykalnego. „Pozostajemy w kręgu znaków o wymowie nacjonalistycznej, lecz nie nazistowskiej czy faszystowskiej, lub też znaku o niejasnej proweniencji”. Sąd Okręgowy całkowicie zignorował jednak fakt, o czym także milczą biegli w swojej opinii, iż ONR wsławiła się jako organizacja o charakterze antysemickim.

Według biegłych, najbardziej kontrowersyjne logo Zakaz Pedałowania, wykorzystuje strukturę i schemat znaku drogowego, z której wynika jedynie zakaz kontaktów homoseksualnych w miejscach publicznych, co jest zgodne z powszechnie przyjętą obyczajowością, a wszelkie próby doszukiwania się drugiego dna według biegłych są dowodem przeczulenia. Za skandaliczne należy uznać uzasadnienie sądu, który oparł się na mocno wątpliwych i mało przekonujących ekspertyzach.

Rejestracja znaku Zakaz Pedałowania jako jednego z oficjalnych symboli NOP odbierana jest jako jawne przyzwolenie Państwa na prowadzenie agresywnej kampanii przeciwko osobom o orientacji homoseksualnej i mniejszościom seksualnym. Państwo polskie i jego organy, w tym Sądy, powinny dbać o bezpieczeństwo obywateli, a nie stwarzać pole do konfliktów społecznych.

W związku z powyższym zwracam się z prośbą do Pana Ministra o podjęcie możliwych w obecnej sytuacji prawnej kroków mających na celu zakazanie stosowania symboli Zakaz Pedałowania i Krzyża Celtyckiego przez NOP. Wyrażam ogromną nadzieję, iż wrażliwość Pana Ministra, nie pozwoli na pozostawienie opisanej sprawy bez właściwej reakcji ze strony Ministerstwa Sprawiedliwości a także doprowadzi do podjęcia dozwolonej przez prawo interwencji.

Z poważaniem
Janusz Palikot

Ty też możesz wysłać swój protest. Zachęcam do przesyłania do RPO oraz MS wiadomości, związanych ze skandaliczną decyzją sądu odnośnie zalegalizowania NOP, m.in. znaku 'zakazu pedałowania'.
[Pamiętajcie, że w wiadomościach należy podać imię, nazwisko oraz adres do korespondencji - jest to niezbędne przy składaniu skargi].

RPO: https://www.rpo.gov.pl/wniosek/index.php?jezyk=0&poz=1
Minister Sprawidliwosci: skargi@ms.gov.pl

W temacie wpisujcie: Skarga na skandaliczną decyzję warszawskiego sądu

będziemy widoczni w skrzynkach pocztowych adresów :)

-------------------------------

Imię nazwisko
Adres do korespondencji

Składam wniosek o rozpatrzenie skandalicznej decyzji sądu, który zezwolił na legalizację jako symbolu organizacji nacjonalistycznej znaku ‘Zakaz pedałowania”.

Jest to szerzenie mowy nienawiści w majestacie prawa co stanowi kuriozum w prawodawstwie i narusza podstawowe prawa jednostki do poszanowania jej godności i orientacji seksualnej.

Znak ten wielokrotnie wykorzystywany jest w manifestacjach nacjonalistycznych przeciwko osobom orientacji homoseksualnej.

Proszę o dokładne zapoznanie się z problemem w podanym materiale prasowym:

wiadomosci.gazeta.pl/wiadomosci/1,114883,10689459,_Zakaz_pedalowania__zarejestrowany___Nie_nawoluje.html

Z poważaniem,
imię i nazwisko

Nakaz pedałowania



Może ktoś zarejestruje!

wtorek, 22 listopada 2011

Związki partnerskie obowiązkowe

- Nasza koalicja, rząd, instytucje życia publicznego, państwo nie jest od tego, aby przeprowadzać obyczajową rewolucję - mówił w exposé premier. - Z konstytucji wynika zobowiązanie, by państwo uregulowało związki osób, które nie mogą zawrzeć małżeństwa - ocenia prof. Mirosław Wyrzykowski.
Rozmowa z Prof. Mirosławem Wyrzykowskim, kierownikiem Zakładu Praw Człowieka na Wydziale Prawa UW

Ewa Siedlecka: W specjalnym zespole nad nową ustawą o związkach partnerskich pracują prawnicy z SLD, Ruchu Palikota i organizacji działających na rzecz praw mniejszości seksualnych. Propozycje mają pokazać na początku grudnia. Tymczasem Sąd Najwyższy, oceniając dla Sejmu poprzedni taki projekt, stwierdził: "Instytucjonalizacja związku partnerskiego osób tej samej lub różnej płci pozostających we wspólnym pożyciu i przyznanie im większości (a tym bardziej wszystkich) przywilejów zastrzeżonych dla małżonków jest niedopuszczalna w świetle art. 18 konstytucji". Ten artykuł mówi, że "małżeństwo, jako związek kobiety i mężczyzny, rodzina, macierzyństwo i rodzicielstwo i znajdują się pod ochroną i opieką państwa".

Prof. Mirosław Wyrzykowski: Wobec związków osób tej samej płci to stanowisko nie ma konstytucyjnego uzasadnienia. W konstytucji nie ma zakazu uregulowania innych niż małżeństwo związków, a także stanowisko SN nie zawiera wywodu, który dowodziłby, że taki zakaz jest.

Sąd wywodzi, że skoro art. 18 jest w części ustrojowej konstytucji, to znaczy, że małżeństwo jest wartością wyższą od pozostałych praw. A skoro wymienia się je przed "rodziną", to jest to "wyrazem wyboru aksjologicznego dokonanego świadomie w celu zagwarantowania modelu małżeństwa i rodziny, który można w uproszczeniu nazwać tradycyjnym". Z tego ma wynikać, że państwo powinno "zachęcać" do zawierania małżeństw. Jeśli stworzy alternatywę, to nie będzie "zachęcało".

- Wywód SN opiera się na przyjęciu założenia, którego konstytucja nie zawiera: że małżeństwo podlega "szczególnej ochronie". Tego ma dowodzić przytoczone przez panią rozumowanie. Tymczasem zgodnie z konstytucją małżeństwo czy rodzina znajdują się jedynie "pod ochroną i opieką RP". "Specjalną opieką" RP otacza jedynie weteranów walk o niepodległość, zwłaszcza inwalidów wojennych.

Zresztą sąd nie wskazuje, w jaki sposób uregulowanie innych form związków między ludźmi godziłoby w status małżeństwa. Instytucji małżeństwa nie może zagrażać instytucja adresowana do osób, które małżeństwa zawrzeć nie mogą. Związek partnerski nie pozbawi małżeństwa jakiegokolwiek przywileju ani nie obniży poziomu jego ochrony. Bo czy np. ustanowienie równości w prawie do dziedziczenia między partnerami w jakikolwiek sposób zmieni prawo do dziedziczenia między małżonkami? Oczywiście nie.


Czy z tego, że małżeństwo jako związek kobiety i mężczyzny jest "pod ochroną i opieką państwa", wynika, że inne związki nie mogą być pod "ochroną i opieką"?

- Z konstytucji wynika co najwyżej, że takie związki nie mogą nazywać się "małżeństwem" oraz że nie mogą być z nim identyczne pod względem regulacji prawnej. Nie można tego rozumieć jako zakazu ochrony i opieki dla innych form bycia ludzi ze sobą ani jako zakazu regulacji zbliżonej do małżeństwa.

Wzorem dla związków partnerskich może i powinno być małżeństwo. Bo jaka jest alternatywa? Spółka cywilna?

Więcej: z konstytucji wynika zobowiązanie, by państwo uregulowało związki osób, które nie mogą zawrzeć małżeństwa. Osoby te na równi z innymi są adresatami norm konstytucyjnych. Mają prawo do poszanowania godności, równości, prywatności i wolności. Z tego wynikają obowiązki dla ustawodawcy.

Sytuacja, gdy nie ureguluje on związków partnerskich, stawia pod znakiem zapytania istotę konstytucyjnego prawa do swobodnego, bez dyskryminacji, kształtowania życia prywatnego i rodzinnego. To prawo w stosunku do pewnej części obywateli nie będzie realizowane, jeśli nie będzie prawnie uregulowane.

O ile brak prawa do legalizacji związku ludzi, którzy nie mogą zawrzeć małżeństwa jest dyskryminacją, o tyle nie jest dyskryminacją małżeństwa przyznanie ochrony prawnej związkom partnerskim.

Państwo neutralne światopoglądowo nie może ograniczać regulacji do jednego modelu związku. Podstawą działania władzy publicznej jest konstytucja, a nie zapatrywania moralne czy religijne.

SN argumentuje, że przyznanie przywilejów, np. podatkowych, związkom partnerskim jest dyskryminacją związków nieopartych na więzi seksualnej, np. rodzeństwa prowadzącego wspólne gospodarstwo domowe i otaczającego się wzajemną opieką czy dorosłego dziecka mieszkającego z rodzicami i opiekującego się nimi. Wskazuje, że brak możliwości zaistnienia więzi seksualnej nie jest wystarczającą różnicą, by tym drugim nie przyznać tych samych przywilejów co związkom partnerskim.

- To już wybór ustawodawcy, komu i na jakich warunkach przyznać przywileje czy ulgi. Konstytucja nie zakazuje przyznania prawa do wspólnego rozliczania się wszystkim związkom żyjącym we wspólnym gospodarstwie domowym.

Sąd mówi, że konstytucja sprzeciwia się przyznaniu związkom "większości uprawnień małżeństw". Niedawno Małgorzata Kidawa-Błońska zadeklarowała, że PO poprze związki, ale bez "przywilejów". Czy związki "bez przywilejów" mają jakiś sen?

- Związki partnerskie mają być realizacją konstytucyjnych praw osób, które nie mogą zawrzeć małżeństwa. Dlatego jeżeli nie będzie woli przyznania im większości uprawnień, to nie ma sensu rozmowa o związkach partnerskich.

Osoby homoseksualne, dążąc do legalizacji związku, poszukują modelu, który będzie możliwie najbliższy instytucji małżeństwa, bo ta jest dla nich wzorcem i punktem odniesienia dla równego traktowania. Nie ma w tym zagrożenia dla instytucji małżeństwa. Przeciwnie: pokazuje to, jak wysoko małżeństwo stoi w hierarchii wartości.

Konstytucja stanowi, że Rzeczpospolita jest dobrem wspólnym wszystkich obywateli. Wobec części obywateli ta zasada konstytucyjna nie jest realizowana z powodu poglądów ukształtowanych w zupełnie innych warunkach społecznych, cywilizacyjnych i prawnych. Z powodu uprzedzeń, opinii wypowiadanych przez przedstawicieli Kościołów, przekonań moralnych władzy. Takie przekonania nie mogą stanowić uzasadnienia do nierównego traktowania obywateli w realizacji tych samych potrzeb i praw.

W zgodzie z konstytucją można by odmówić legalizacji związków partnerskich, jedynie uznając, że homoseksualizm jest zagrożeniem dla bezpieczeństwa państwa, porządku, moralności czy zdrowia publicznego albo praw i wolności innych osób. Konstytucja tylko z takich względów pozwala ograniczać zawarte w niej prawa i wolności.

W stosunku do ustawy o związkach partnerskich podnoszono zarzut, że daje te same uprawnienia, jakie mają małżeństwa, ale nie nakłada na partnerów żadnych wzajemnych obowiązków. Np. obowiązku alimentacji, jeśli porzuca się partnera, zostawiając go w trudnym położeniu materialnym. Mówiono też, że nie ma żadnych gwarancji trwałości związku partnerskiego: można partnera po prostu porzucić i związek jest po miesiącu rozwiązany.

- Związki partnerskie powinny mieć silne gwarancje trwałości. Np. jeśli nie ma zgodnej woli rozwiązania, to do prawnego wygaśnięcia związku w wyniku jednostronnego oświadczenia trzeba by upływu np. co najmniej roku.

Pomysł powiązania prawa do wspólnego opodatkowania ze zobowiązaniem do alimentacji też jest dobry. Ma to być instytucja podobna do małżeństwa, więc musi być w niej element trwałości i wzajemnej odpowiedzialności.

Podnosi się argument, że jeśli da się związkom partnerskim przywileje podatkowe, to państwo nie będzie miało jak kształtować polityki prorodzinnej.

- Rodzina to także rodzina jednopłciowa - spełnia te same funkcje: wspólne pożycie, opieka, wsparcie, szczęście. W związkach jednopłciowych nie jest zazwyczaj realizowana funkcja prokreacyjna, ale ona nie jest dziś uznawana za cechę substancjalną rodziny. To cecha ważna, ale niekonieczna. Jeśli państwu zależy na promowaniu prokreacji, to są ulgi na dzieci, regulacja zapłodnienia in vitro itd.

Uregulowanie związków partnerskich stanowiących rodzinę nie będzie więc przeszkodą dla kształtowania polityki prorodzinnej także wobec dotychczasowych form rodziny.

czwartek, 17 listopada 2011

20 Things We Love About Each Other



Urocze? Przeurocze!

Ewa Siedlecka - Gowin na minę

Poranna plotka o tym, że Jarosław Gowin ma zostać ministrem sprawiedliwości, wyglądała tak absurdalnie, że niewarta była komentarza. Jednak z biegiem dnia stawała się coraz bardziej uprawdopodobniona.

Gdyby miała okazać się prawdą, oznaczałoby to, że premier przedkłada wewnątrzpartyjne rozgrywki nad dobro publiczne, jakim niewątpliwie jest sensowne kierowanie Ministerstwem Sprawiedliwości - jednym z najważniejszych dla funkcjonowania państwa resortów.Gdyby natomiast Jarosław Gowin zgodził się na tę propozycję, nie mając bladego pojęcia o prawie, sądownictwie, więziennictwie, funkcjonowaniu samorządów prawniczych, to świadczyłoby to nie tylko o poziomie jego odpowiedzialności, ale też autokrytycyzmu.

Za PRL-u przyznawano resorty wedle nazwisk: Kłonica - od rolnictwa, Cegielski - od budownictwa. Za PiS ministrem budownictwa został Antoni Jaszczak, informatyk. Kwalifikacją było to - jak powiedział jego kolega z Samoobrony Lech Woszczerowicz - że okna jego mieszkania wychodzą na budujące się nowe osiedle mieszkaniowe. Czy za PO obsadzanie ministerstw będzie wsadzaniem rywali na minę?

środa, 16 listopada 2011

Nowe wyzwania (kontr)reformacyjne Gowina

Jeszcze wczoraj były już minister sprawiedliwości Krzysztof Kwiatkowski zapowiedział uregulowanie procedury zmiany płci. Zgodnie z istniejącymi rozwiązaniami do tego, by biegły wydał opinię dla sądu popierającą zmianę płci wymaga się tzw. testu realnego życia. To powoduje np., że np. trans-męzczyzna nie jest wpuszczany do budynku przez ochroniarzy, bo w dowodzie osobistym figuruje jako kobieta. Pracodawcy nie chcą pracownika, który ma inną płeć w papierach, a inną w rzeczywistości. Niektórzy biegli wymagają dokonania zabiegów chirurgicznych, podczas, gdy nie ma pewności, czy sąd ostatecznie zgodzi się na zmianę płci. Kwiatkowski zapowiedział, że trzeba w końcu kwestie zmiany płci rozstrzygnąć prawnie. Np. jak liczyć wiek emerytalny osoby po zmianie płci, skoro inny mają kobiety, a inny mężczyźni? Jak uregulować kwestie rodzinne - np. rodzicielstwa. - Nie przesądzam, czy regulacja powinna być w jednej ustawie, czy zmiany w wielu stawach. O tym ma rozstrzygnąć zespół międzyresortowy we współpracy z Komisją Kodyfikacyjną Prawa Cywilnego przy ministrze sprawiedliwości. W związku z tym, że Gowin został nowym ministrem katechizacji...wróć, sprawiedliwości (choć w przypadku Gowina to raczej to samo) już sobie wyobrażam skalę i rodzaj zmian. Myślę, że powalą nas wszystkich. Na kolana przed księdzem. I myślę, że w końcu Terlikowski natchniony duchem świętym, gołębiem czy innym ptaszyskiem będzie mógł dalej bić swoje dzieci, czego zakazu tak bardzo obawiał się ostatnio w jednym z programów telewizyjnych. Wszak katoprawicowe poglądy łączą obu panów.

Minister od katechezy? Dziękuję, nie biorę.

Według nieoficjalnych informacji ministrem sprawidliwości ma zostać Jarosław Gowin. To wiadomość zła. Gowin jest znany ze swoich fanatycznych poglądów religijnych, przypisuje mu się powiązania z Opus Dei, a poza tym jest wrogiem sprawidliwości oraz równości. Powoływanie takich ludzi na ministrów kompromituje premiera Tuska. Wsteczność zapatrywań Gowina na kwestie nowoczesnych rozwiązań prawnych, które są przyjęte w cywilizowanych krajach, dyskwalifikuje go jako kandydata na ministra. Wielokrotnie wypowiadał się w tonie świadczącym o tym, że jego misją nie jest działanie na rzecz obywateli ale katolicka misja ewangelizacyjna. Gowin niczym nie różni się od katechetów z PiS. Gowinowi wielokrotnie się pomyliła mównica sejmowa z amboną. To nie jest człowiek, który zasłużył na stanowisko ministra.

wtorek, 15 listopada 2011

Odruch wymiotny

- Biedroń popełnił niezręczność i sam jest sobie winny, bo jest kojarzony tak, jak jest kojarzony… Skoro podkreśla wszędzie swoją seksualność, to musi być przygotowany na to, że to, co powie może być kojarzone z seksualnością. Gdyby np. pani Grodzka zwróciła się do Sejmu "my kobiety", to posłowie też by rechotali. Rechot ogólnie jest mało kulturalną odmianą śmiechu, ale to był odruch. Nie wińmy posłów za podłożenie się Biedronia. On wiedział jakie to wzbudzi emocje. Moi znajomi geje i środowiska gejowskie powiedzieli, że Biedroń się wygłupił. On się kreuje na pierwszego geja III RP. Nawet jego koledzy to mówią - powiedział w rozmowie z Onetem Paweł Kukiz.

Kukiz ma widocznie znajomych idiotów. Skoro się z takim Kukizem przyjaźnią to mnie to szczególnie nie dziwi. Co do odruchów natomiast to jestem ciekaw, czy Kukiz zdaje sobie sprawę z tego jaki on wzbudza odruch. Wymiotny.

poniedziałek, 14 listopada 2011

Echem się odbija

Podsumowanie nie jest dostępne. Kliknij tutaj, by wyświetlić tego posta.

sobota, 12 listopada 2011

Odbrunatniacz

Pozostając dalej w temacie absurdu proponuję inny absurd dla odbrunatnienia atmosfery.


Zbrunatnienie

Żyję w kraju absurdów, gdzie chce się mnie zrobić w chuja przekonując, że wczorajsza manifestacja faszyzujących kiboli skandujących obraźliwe, rasistowskie, ksenofobiczne, homofobiczne i nawołujące do przemocy hasła to przemarsz prawdziwych patriotów, a kamienie i petardy lecące z ich strony to robota lewackich prowokatorów ściągniętych przez pedalsko-lesbijskie bojówki. Absurd absurdem absurd pogania. Jednak takie wnioski wysuwa znaczna część, jeśli nie większość polskich polityków i publicystów z wczorajszych zdarzeń. Już wczoraj dziennikarka Polsatu w wiadomościach spuentowała materiał stwierdzeniem, że Polska nie jest ani kolorowa ani brunatna i że to ekstrema, na które nie może być przyzwolenia. Dziś jest jeszcze gorzej. W radio wszelkiej maści pseudoautorytety moralne szafują opiniami na temat prowokacji, jakiej rzekomo dopuścili się uczestnicy Kolorowej Niepodległej, a tą prowokacją była w mniemaniu tych socjospeców sama obecność owych „innych” i „kolorowych”. No bo przecież każdy prawdziwy Polak wie, że pedały, lesby i ci od innych kolorów tęczy 11 listopada powinni siedzieć w domu po kryjomu. Jakby się gzili w domu jak zawsze to by chłopcy z ONR i wszechpolscy młodzieńcy się nie zdenerwowali. A tak im nerwy puściły, ale to uzasadnione. Bo przecież jak można nie rzucić w takiego czy innego „kolorowego”, jak nie posłać go do gazu, jak mu nie wpierdolić, jeśli sam się o to przecież prosi wychodząc na ulicę. Takich komentarzy było dziś w mediach wiele. To niestety nie jest żart. Mam wrażenie, że politykom i publicystom zbrunatniały mózgi od tego „świętowania”. Brak jest w nich odwagi i rozsądku, by nazwać rzecz tak jak na to zasługuje, czyli, że wczoraj faszyzujący zadymiarze szli ulicami Warszawy propagując nienawiść, obrażając, wzywając do przemocy i na nich spoczywa odpowiedzialność za spustoszenie, którego byliśmy świadkami. Nikt mnie oszuka i nie wmówi, że to był marsz patriotów. To był marsz ziejących nienawiścią zdemoralizowanych ludzi, którym się wydaje, że tylko oni jako jedyni ze społeczeństwa mają prawo być obywatelami Polski, bo są heteroseksualni, biali, katoliccy i prawicowi. To gówno prawda. Mam takie samo prawo być pełnoprawnym obywatelem Polski będąc homoseksualny, mając korzenie w różnych częściach Europy, będąc ateistą i lewicowcem. Nikt nie wciśnie mi kitu, że fakt mojej obecności czy nieobecności na Placu Konstytucji miał wpływ na skandowane przez ONR-owców i Wszechpolaków hasła. Czy bym był w Warszawie czy siedział wtedy w domu to i tak leciałyby w eter z ich strony okrzyki „Raz sierpem raz młotem czerwoną hołotę” i inne, których z szacunku dla ludzi nie przytoczę. Poza tym mam prawo jako obywatel świętować Dzień Niepodległości. Porównywanie Marszu Niepodległości i manifestacji Kolorowej Niepodległej oraz obarczanie obu grup o wywołanie zamieszek jest nie tylko nieuczciwe, ale i oburzające. Ktoś kto tak czyni powinien się wstydzić. Jednak o wstyd, jak pokazał ostatni rechot w Sejmie, jest trudno. Znacznie łatwiej dostać kamieniem w głowę.

piątek, 11 listopada 2011

Nazwisko rodowe

Dla austriackich gejów i lesbijek dzisiejszy dzień był zapewne bardzo miły. Odnieśli kolejne symboliczne, ale jednocześnie bardzo ważne zwycięstwo. Dotychczas osoby zawierające związek partnerski były dyskryminowane przez przepisy dotyczące zmiany nazwiska. Przykładowy Hans Muller i Frank Schulz mieli następujące możliwości zmiany swoich nazwisk:
- Hans Schulz Muller i Frank Muller
- Hans Muller Schulz i Frank Muller
- Hans Muller i Frank Muller Schulz
- Hans Schulz i Frank Schulz Muller
- Hans Schulz i Frank Schulz
- Hans Muller i Frank Muller
W przypadku małżeństw heteroseksualnych istniała dodatkowo możliwość posiadania jednocześnie dwóch nazwisk przez każdego z małżonków, a nazwiska te były łączone spójnikiem „-”. Poza tym wspólne nazwisko w przypadku małżeństw nosiło tradycyjną nazwę „Familienname” zaś w przypadku partnerów homoseksualnych używana była nazwa „Nachname” jak w przypadku osób stanu wolnego. Dzisiaj Trybunał Konstytucyjny uznał to za przejaw dyskryminacji i nakazał zmianę przepisów, która umożliwiłaby obu partnerom w związkach partnerskich posiadanie dwuczłonowego nazwiska połączonego spójnikiem. Niby kosmetyka, ale nawet Trybunał Konstytucyjny Austrii dostrzegł, że brak spójności małżeństw i partnerstw jest dyskryminujący, a poza tym może wskazywać na orientację seksualną osoby noszącej nazwisko.
Może to da też trochę do myślenia twórcom projektu polskiej ustawy o związkach partnerskich, zwłaszcza tym, którzy się upierają przy tym, że walka o wspólne nazwisko to burza w szklance wody. Jak widać tak nie jest.

David Testo


Breaking news: David Testo, 30-letni piłkarz z Kanady powiedział wczoraj w radio, że jest gejem. Czekam na kolejne coming outy. A myslę, że mogłoby być ich dużo. Ostatnie doniesienia o gejach rugbystach i piłkarzach dowodzą, że nie jestesmy tylko projektantami mody, jak wyobrażają to sobie niektórzy ograniczeni mentalnie heterycy.

czwartek, 10 listopada 2011

Kamil Durczok - Triumf kołtuna zamiast święta demokracji

Kołtun się rozsiadł w sejmowym fotelu. Potoczył wzrokiem i znalazł ofiarę. Trudno nie było, bo kołtun ofiarą czyni wszystko co inne i niezrozumiałe. Mikroskopijny móżdżek kołtuna z prędkością światła przepuszcza obrazy. Co zrozumie, uznaje za swoje, a czego nie - za wrogie. Więc tego, co swoje, tyle co łeb szpilki, za to legiony wrogów mnożą się jak chińskie dywizje.

Kołtun atak przypuścił już w święto demokracji - na pierwszym posiedzeniu Sejmu. Było coś przerażającego w rechocie posłów toczącym się po sejmowej sali. Kiedy na mównicę wszedł Robert Biedroń i powiedział to samo zdanie, które kołtun wyrzuca z siebie dziesiątki razy, sala zarechotała. W końcu jak normalny mówi, że cios był poniżej pasa, to mówi OK. Ale jak Biedroń mówi, to… O! To już bezczelna homoprowokacja.

Ale kołtun to nie kretyn, żeby się dał tak podejść. Nie z nami te numery, my wiemy, co oni mają poniżej pasa i co z tym robią. Więc śmiechem zabijemy te jego wredne homoataki. My! Zdrowa część polskiego narodu! No to rechoczem!

Dramatyczny spektakl kołtuństwa polskiego był czymś wyjątkowo smutnym. Nie tylko dlatego, że spora grupa posłów odmawia gejom i lesbijkom prawa do pełnego uczestnictwa w życiu politycznym. Także dlatego, że reakcja sali na słowa Biedronia, a także na obecność w polskim parlamencie transpłciowej posłanki Anny Grodzkiej pokazuje, jak kosmiczny dystans dzieli nas od normalności. Od uznania, że każdy ma prawo kochać tak, jak dyktuje mu to własne pojęcie miłości. Od zgody na to, że każdy może żyć, będąc tym, kim się czuje. I że normalne są sytuacje, w których kobieta czuje się uwięziona w męskim ciele, a mężczyzna myśli i czuje jak kobieta.

Rechot nad Biedroniem i dziwy nad Grodzką występowały we wtorek w godnym otoczeniu. Wsparcie przyszło i od byłego marszałka Ludwika Dorna, i od mistrza intelektualnej finezji posła Artura Górskiego. U pierwszego poziom erudycji i misternego dowcipu połączony z gejzerem elokwencji zaowocował bajkowo dowcipnym zdaniem, iż "to, że Ewa Kopacz jest kobietą, nie ulega najmniejszej wątpliwości". Wielbiciel "cywilizacji białego człowieka" zaś, wdrapawszy się na szczyt sztuki oratorskiej i, niestety, zaraz potem na mównicę, oskarżył Wandę Nowicką o lobbowanie na rzecz frontu aborcyjnego.

Smutno było pierwszego dnia w Sejmie. Z jednej strony, wyborcy postawili na tych, którym do tej pory głosu odmawiano. Z drugiej - znaleźli się posłowie, którzy uznali, że ich dziejowa misja sprowadza się do zamknięcia ust tym, których nie cierpią. I tak święto demokracji błyskawicznie zamieniło się triumf kołtuna.

Chamstwo i prostactwo

Obejrzałem dziś ponownie zachowanie posłów i komentarz do tego posłów Niesiołowskiego i Pitery. Wniosek nasuwa się jeden: chamstwo i prostactwo. To nie jest kwestia takich czy innych poglądów politycznych i światopoglądu. To jest całkowity brak kultury i poszanowania drugiego człowieka. Poniżej komentarz do tego kompromitujacego Polskę wydarzenia, pod którym i ja się podpisuję:

Nie jestem pierwszy, nie jestem jedyny, nie jestem ostatni, ale jestem bardzo zniesmaczony tym co działo się po pierwsze w sejmie w trakcie debaty na temat nowych marszałków, a także zachowaniem Julii Pitery w programie Moniki Olejnik. O dziwo jestem mile zaskoczony postawą pani redaktor, która tym razem zachowała się tak jak należało.
Robert Biedroń, poseł na sejm, wybrany w demokratycznych wyborach przez (nie pamiętam dokładnie liczb) chyba 17 000 osób w swoim okręgu, został wyśmiany po tym jak powiedział wprost co myśli o pytaniach jakie padały do Wandy Nowickiej przed głosowaniem jej kandydatury na wicemarszałka. Obrzydliwy rechot starych dziadów i wyposzczonych zakonnic rozległ się po stwierdzeniu Roberta, że pytania takie to „cios poniżej pasa”, co starym erotomanom gawędziarzom skojarzyło się jednoznacznie z penisem – swoją drogą bardzo dorosła postawa wybrańców narodu. Ale pominę to kwitując jednym zdaniem, naród ma takich rządzących na jakich zasłużył.
Następnie w programie „Kropka nad I” Julia Pitera w rozmowie z Robertem Biedroniem zachowywała się jak nie przymierzając wygłodniała suka spuszczona ze smyczy w klatce z królikami. Od pierwszej wypowiedzi, od pierwszego słowa rzuciła się na Roberta z zębami i plując jadem pokazała taką ilość nienawiści jaką obserwować można było na przestrzeni historii raptem w kilku przypadkach.
Zaskoczyła mnie postawa pani redaktor, która zazwyczaj jest tą atakującą, ale jak widać ostatnie wydarzenie związane z pewnym posłem RPP nieco ją utemperowały, a przynajmniej nieco zmniejszyły jej stronniczość w rozmowie. Tak czy inaczej, tam gdzie się należy – dziękuję, a należy się za stanięcie w obronie posła Biedronia i w obronie kultury, której – zwłaszcza rządzący – nie pokazali za grosz. W normalnym kraju media zrobiłyby z tych rechoczących głupców konfetti. W normalnym kraju, już w kilka godzin – lub nawet szybciej – po zdarzeniu ktoś by wystąpił publicznie i przeprosił za to haniebne zachowanie. W normalnym kraju, taka sytuacja by się pewnie nie wydarzyła. Ale przecież żyjemy w Polsce, kraju, który z normalnością nie ma nic wspólnego.