niedziela, 25 listopada 2012
Homofobia ukryta w tolerancji
Odbyłem wczoraj pogadankę z niezwykle „tolerancyjną” i „otwartą” osobą. Rozmowa była miła i pełna wzajemnych uprzejmości do momentu, gdy rozmówczyni oświadczyła, że ona nie chciałaby mieć syna geja, bo (UWAGA!) chciałaby żeby syn założył normalną rodzinę. Czyli co? Moja jest w jej opinii nienormalna? Powiem szczerze, myślałem, że się przesłyszałem i dlatego poprosiłem o uszczegółowienie odpowiedzi licząc na to, że może doda coś o tym, że obawiałaby się homofobii, złego traktowania syna i stąd heteroseksualny syn miałby łatwiej. Ale nic takiego nie usłyszałem. Po prostu nie chciałaby syna geja, bo chciałby „normalne” dziecko! Usłyszałem za to, że tak w ogóle to jest bardzo tolerancyjna i otwarta, a jej wszyscy znajomi geje to jednostki wybitne, inteligentne, artystycznie uzdolnione i wrażliwe. Stereotyp goni stereotyp, ale nie wnikałem w słuszność tych jej wyobrażeń i jeszcze raz zapytałem, czy nie chciałaby zatem tego by jej syn był właśnie inteligentną artystyczną duszą, skoro tak sobie je ceni. Jednak nie chciałaby, bo nie i już. I tu wyszedł na światło dzienne fałsz. To bardzo typowe dla „tolerancyjnych” ludzi w dzisiejszej Polsce. Jestem tolerancyjny, mam przyjaciół gejów, kocham ich i uwielbiam, ale broń mnie boże przed tym, żeby czasem moje dziecko było „takie”. To jest hipokryzja do kwadratu. Mam nadzieję, że moja rozmówczyni nie będzie miała syna geja, a to dlatego, że nie życzę żadnemu gejowi takiej matki, która kiedyś powiedziałaby mu, że tworzy nienormalną rodzinę i wolałaby mieć heteroseksualnego syna. Rozmowa ta nie daje mi spokoju. Nie chciałbym, by moja rozmówczyni poczuła się urażona, ale ja nie widzę możliwości przejścia do kolejnego etapu znajomości bez zrozumienia i pokonania własnych uprzedzeń. Do homofobii jestem przyzwyczajony, także tej ukrytej w tolerancji. Zwłaszcza takiej, bo jest ona najpowszechniejsza. Jednak nie znaczy to, że ją toleruję i daję na nią swoje przyzwolenie. Uważam, że to co zostało powiedziane i to, co nie zostało dopowiedziane jest dla mnie jako osoby homoseksualnej obraźliwe. Sprawa zaowalowanej homofobii wiąże się z bardzo przykrą sprawą samobójstwa piętnastolatka z Rzymu, która w minionym tygodniu wstrząsnęła Włochami. Nastolatek ten był obrażany i poniżany przez rówieśników z powodu homoseksualizmu. Po śmierci rodzice wydali oświadczenie, że ich syn nie był homoseksualny, argumentując to tym, że gdyby był gejem to by im o tym powiedział. Nie chcą także, by ich syna po śmierci o homoseksualizm podejrzewać. W odpowiedzi na to oświadczenie koledzy, ci sami którzy z powodu homofobicznych zachowań doprowadzili nastolatka do śmierci, napisali w list, w którym stwierdzili, że ich zdaniem nie był on gejem. Czy mam rozumieć, że w ich mniemaniu ma to zrehabilitować jakoś upokarzanego nastolatka? Przecież to absurdalne. Jakimś totalnym wariactwem i hipokryzją jest zarówno to, co mówią teraz rodzice jak i koledzy nastolatka. Mówienie przez rodziców, że syn nie był gejem bo im tego nie powiedział jest nonsensem. Nie powiedział im zapewne wielu rzeczy, w tym tego, że zamierza się zabić. Skoro zdaniem rodziców ich syn był tak blisko związany z nimi i miał do nich pełne zaufanie to czemu nie powiedział im, że jest gnębiony przez rówieśników. Może dlatego właśnie nie powiedział, że ci rodzice, podobnie jak moja znajoma, nie chcieli mieć syna geja. I to nie dlatego nie chcieli, że baliby się homofobii otoczenia, ale dlatego, że w ich mniemaniu normalna rodzina to tylko taka, w której ich syn związany byłby się z kobietą. Losie, chroń gejów przed takimi rodzicami, a mnie przed takimi znajomymi. Myślałem dziś długo nad tym i doszedłem do wniosku, że chciałbym tego, by moje dziecko było homoseksualne, albo nawet transseksualne. Pozwoliłoby to oszczędzić jemu bólu, jakiego mogłoby doświadczyć ze strony takich „tolerancyjnych” rodziców.
Etykiety:
Homofobia,
Homopromocja
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz