Ustawy o związkach partnerskich/umowie związku partnerskiego już w Sejmie. Widzę już w marzeniach siebie i Marcina przed urzędnikiem USC coraz wyraźniej (przed notariuszem nadal nie widzę). Serducho podpowiada mi, że to już niedługo, niedługo… ale rozum stoicko nakazuje nie mieć oczekiwań, co do szybkiego przyjęcia którejkolwiek z ustaw. I znów boli myśl, że chyba jednak jeszcze nie teraz. Ale jeśli jednak?! Warto zadać sobie kto skorzysta wówczas z ustawy, jeśli większość gejów i lesbijek w naszym kraju obawia się nadal ujawnienia swojej homoseksualnej orientacji przed najbliższymi, może zwłaszcza przed nimi. Wyjaśniam, że nie jest moim zamiarem studzenie entuzjazmu związanego ze zgłoszonymi projektami ustaw o związkach partnerskich. Jest wręcz przeciwnie. Chciałbym, by jak najwięcej osób było gotowych zawrzeć związek partnerski, kiedy będzie to możliwe. Istotnym elementem ten gotowości jest coming out. W związku z tym polecam tekst Marcela Kucaja - „Coming out po polsku. Novum czy standard?”. Szczególnie cześć podsumowującą artykuł, którą pozwalam sobie poniżej przytoczyć:
Rewolucja? Zbędna!
Oczywiście, rozpoczynając temat ujawniania – szczególnie w tak konserwatywnym kraju jak Polska – nie można pominąć bardzo ważnego aspektu naszego codziennego życia: bezpieczeństwa, będącego jedną z podstawowych potrzeb i praw człowieka. Zadajemy sobie więc pytanie, czy skoro obawiamy się – w naszym mniemaniu – realnego zagrożenia, wynikającego np. z trzymania na ulicy za rękę swojego partnera czy partnerki, to czy publiczne okazanie sobie uczuć nawet tak drobnym gestem to dobry pomysł? Może lepiej odpuścić? Jeśli tak, to w sumie w imię czego opinia obcych jest ważniejsza od opinii partnera lub partnerki? Tak sformułowanym pytaniom nie można odmówić pewnych obiektywnych podstaw, tylko warto się również zastanowić, czy nie mamy tutaj do czynienia z pomieszaniem przyczyny ze skutkiem i – jeśli tak jest rzeczywiście – kto popełnia jaki błąd. Chcemy bowiem poprawy stanu rzeczy w Polsce, jednocześnie wolelibyśmy, by to ktoś inny wiódł prym w „obyczajowej rewolucji”.
Krok po kroku, byle do przodu
Tymczasem warto spojrzeć na tę kwestię z innej strony: otóż chyba nikt z nas nie jest otoczony ludźmi tylko złymi, zepsutymi do szpiku kości, którzy czekają, by wbić nas w ziemię za krzywe spojrzenie, niewłaściwy kolor kurtki czy pocałunek z osobą tej samej płci. I owszem, nie zaprzeczam, że psychologia zła jest fascynująca, ale nie zakładajmy – błędnie zresztą – że ludzie z natury są źli.
Jak o coming oucie trzeba po prostu mówić, tak i należy ujawniać swoją orientację seksualną, bo to jedyny sposób realnej zmiany na lepsze. Trzeba więc zaznaczyć, że każdy z osobna ma realny wpływ na to, jak ludzie postrzegają osoby nieheteroseksualne i choć siła pojedynczego wpływu, zakotwiczonego w danym miejscu i czasie może wydawać się niewielka, to wspólne wysiłki i starania mogą pomóc ukształtować prawdziwy obraz osób nieheteroseksualnych, często tak różny od tego ukazywanego w mediach czy panującego w umysłach osób, które sądzą, że nie znają ani jednej osoby innej orientacji seksualnej. Właśnie ta siła skumulowanego i regularnego wpływu jednostek na kształtowanie postaw osób nieheteroseksualnych względem osób LGBT wydaje się – wraz ze samoświadomością i doświadczeniami poprzedzającymi – z dużym prawdopodobieństwem przewidywać skłonność czy chęć do ujawnienia swojej orientacji seksualnej.
Nikt nie lubi ani drastycznych zmian, ani narzucania innym swojej woli, której na dodatek nie rozumiemy. Ludzie najefektywniej uczą się przez własne doświadczenia, dlatego edukować o tożsamości i orientacji płciowej powinniśmy codziennie w drobnych sprawach, a nie tylko raz czy kilka razy do roku przy hucznych i kolorowych paradach. Nie oszukujmy się, ale wykrzyczane niezrozumiałe hasło, stojące w sprzeczności z tym, co znane, a na dodatek niepoparte żadnym osobistym doświadczeniem, nie ma ani siły, ani szansy przebicia. W najlepszym wypadku zostanie potraktowane jako zabawne kuriozum, ale może i wzmóc niechęć i podejrzliwość, czemu dziwić się również nie sposób. Jak to ujął jeden z bohaterów, trzeba się przeciwstawić, ale nie zatracić, bo umiar i upór to potężny oręż.
Pamiętajmy, że po części jesteśmy odpowiedzialni za myśli i uczucia, które w innych wzbudzamy, warto więc żyć wedle własnego sumienia, projektując swoją przyszłość codziennie, naturalnie pokazując ludziom, że geje i lesbijki to obywatele jak wszyscy inni. Banalne? Być może teoretycznie owszem, jednak kto z nas nie był świadkiem sprowadzania życia osoby nieheteroseksualnej do samego seksu, odmawiając nam ludzkiej natury i przypisując wręcz zwierzęce popędy? Mity należy obalać, fałsz ujawniać, prawdę szerzyć.
Prosto i efektywnie, choć żmudnie
Jak wspomniałem, coming out to proces, na który składa się wiele wydarzeń, drobniejszych i większych. Zalicza się do nich nie tylko jawne twierdzenia o swojej orientacji seksualnej, ale i dementowanie nieprawdziwych informacji, obalanie powszechnie panujących mitów, prostowanie fałszywych poglądów, wyprowadzanie z błędu zainteresowanych naszym życiem prywatnym czy reagowanie na oznaki braku tolerancji. Co intrygujące, zauważyłem, że potrafimy wyrazić dezaprobatę tak po prostu, po ludzku, gdy ktoś np. wyśmiewa się z osób rudych, obgaduje otyłych czy szydzi z Ukrainek, dlaczego więc nie mielibyśmy podobnie reagować w przypadku niewłaściwych uwag względem osób różnej orientacji seksualnej? Tym bardziej, że jest to kwestia, która dotyczy każdego z nas, a ignorancja problemu to nieme przyzwolenie na rozsiewanie nietolerancji i kłamstw. Pamiętajmy też, że wcale nie musimy sobie pozwalać na to, by się otaczać homofobią, bo homofobia – jak zauważył jeden z bohaterów dokumentu – zaczyna się nie tam, gdzie biją, ale tam, gdzie czujesz, że nie możesz mówić, kim jesteś.
A komu może służyć zamknięcie w szafie? Komu ujawnienie pomaga przeżyć szczęśliwe życie bez maski i obciążeń z nią związanych? Na te pytania powinien spróbować odpowiedzieć każdy, kto waha się nad sensem coming outu. Zamknięcie w szafie zawsze odbywa się kosztem samego siebie, zdrowia psychicznego i swojego życia, nierzadko w sposób tragiczny. Zupełnie jak nie pozwolilibyśmy sobie, by nas obrażano ze względu na kolor skóry, narodowość czy niepełnosprawność, tak nie musimy się chować, gdy ktoś dotyka najgłębszych struktur naszej psychiki.
Decyzja o ujawnieniu swojej orientacji seksualnej to prywatna decyzja każdego z osobna, co wynika z niepodważalnego prawa stanowienia o sobie, i właśnie to prawo powinno być pojmowane jako czynnik wyzwalający komfort bycia sobą, a nie hamulcowy w oparciu o zasadę „nie powiem, bo to niczyja sprawa”. Najważniejsze to zaakceptować siebie i to, kim jesteśmy, a także zrozumieć, że nasze prawo do szczęścia i miłości nie jest gorsze od praw innych ludzi. Wtedy coming out stanie się czymś naturalnym. W końcu życie jest jedno i myślę że warto postarać się przezwyciężyć przeciwności, by przeżyć je jak najlepiej. Dopóki też świadomości nie będzie w umysłach osób nieheteroseksualnych, dopóty nie pojawi się ona u reszty społeczeństwa.
Rewolucja? Zbędna!
Oczywiście, rozpoczynając temat ujawniania – szczególnie w tak konserwatywnym kraju jak Polska – nie można pominąć bardzo ważnego aspektu naszego codziennego życia: bezpieczeństwa, będącego jedną z podstawowych potrzeb i praw człowieka. Zadajemy sobie więc pytanie, czy skoro obawiamy się – w naszym mniemaniu – realnego zagrożenia, wynikającego np. z trzymania na ulicy za rękę swojego partnera czy partnerki, to czy publiczne okazanie sobie uczuć nawet tak drobnym gestem to dobry pomysł? Może lepiej odpuścić? Jeśli tak, to w sumie w imię czego opinia obcych jest ważniejsza od opinii partnera lub partnerki? Tak sformułowanym pytaniom nie można odmówić pewnych obiektywnych podstaw, tylko warto się również zastanowić, czy nie mamy tutaj do czynienia z pomieszaniem przyczyny ze skutkiem i – jeśli tak jest rzeczywiście – kto popełnia jaki błąd. Chcemy bowiem poprawy stanu rzeczy w Polsce, jednocześnie wolelibyśmy, by to ktoś inny wiódł prym w „obyczajowej rewolucji”.
Krok po kroku, byle do przodu
Tymczasem warto spojrzeć na tę kwestię z innej strony: otóż chyba nikt z nas nie jest otoczony ludźmi tylko złymi, zepsutymi do szpiku kości, którzy czekają, by wbić nas w ziemię za krzywe spojrzenie, niewłaściwy kolor kurtki czy pocałunek z osobą tej samej płci. I owszem, nie zaprzeczam, że psychologia zła jest fascynująca, ale nie zakładajmy – błędnie zresztą – że ludzie z natury są źli.
Jak o coming oucie trzeba po prostu mówić, tak i należy ujawniać swoją orientację seksualną, bo to jedyny sposób realnej zmiany na lepsze. Trzeba więc zaznaczyć, że każdy z osobna ma realny wpływ na to, jak ludzie postrzegają osoby nieheteroseksualne i choć siła pojedynczego wpływu, zakotwiczonego w danym miejscu i czasie może wydawać się niewielka, to wspólne wysiłki i starania mogą pomóc ukształtować prawdziwy obraz osób nieheteroseksualnych, często tak różny od tego ukazywanego w mediach czy panującego w umysłach osób, które sądzą, że nie znają ani jednej osoby innej orientacji seksualnej. Właśnie ta siła skumulowanego i regularnego wpływu jednostek na kształtowanie postaw osób nieheteroseksualnych względem osób LGBT wydaje się – wraz ze samoświadomością i doświadczeniami poprzedzającymi – z dużym prawdopodobieństwem przewidywać skłonność czy chęć do ujawnienia swojej orientacji seksualnej.
Nikt nie lubi ani drastycznych zmian, ani narzucania innym swojej woli, której na dodatek nie rozumiemy. Ludzie najefektywniej uczą się przez własne doświadczenia, dlatego edukować o tożsamości i orientacji płciowej powinniśmy codziennie w drobnych sprawach, a nie tylko raz czy kilka razy do roku przy hucznych i kolorowych paradach. Nie oszukujmy się, ale wykrzyczane niezrozumiałe hasło, stojące w sprzeczności z tym, co znane, a na dodatek niepoparte żadnym osobistym doświadczeniem, nie ma ani siły, ani szansy przebicia. W najlepszym wypadku zostanie potraktowane jako zabawne kuriozum, ale może i wzmóc niechęć i podejrzliwość, czemu dziwić się również nie sposób. Jak to ujął jeden z bohaterów, trzeba się przeciwstawić, ale nie zatracić, bo umiar i upór to potężny oręż.
Pamiętajmy, że po części jesteśmy odpowiedzialni za myśli i uczucia, które w innych wzbudzamy, warto więc żyć wedle własnego sumienia, projektując swoją przyszłość codziennie, naturalnie pokazując ludziom, że geje i lesbijki to obywatele jak wszyscy inni. Banalne? Być może teoretycznie owszem, jednak kto z nas nie był świadkiem sprowadzania życia osoby nieheteroseksualnej do samego seksu, odmawiając nam ludzkiej natury i przypisując wręcz zwierzęce popędy? Mity należy obalać, fałsz ujawniać, prawdę szerzyć.
Prosto i efektywnie, choć żmudnie
Jak wspomniałem, coming out to proces, na który składa się wiele wydarzeń, drobniejszych i większych. Zalicza się do nich nie tylko jawne twierdzenia o swojej orientacji seksualnej, ale i dementowanie nieprawdziwych informacji, obalanie powszechnie panujących mitów, prostowanie fałszywych poglądów, wyprowadzanie z błędu zainteresowanych naszym życiem prywatnym czy reagowanie na oznaki braku tolerancji. Co intrygujące, zauważyłem, że potrafimy wyrazić dezaprobatę tak po prostu, po ludzku, gdy ktoś np. wyśmiewa się z osób rudych, obgaduje otyłych czy szydzi z Ukrainek, dlaczego więc nie mielibyśmy podobnie reagować w przypadku niewłaściwych uwag względem osób różnej orientacji seksualnej? Tym bardziej, że jest to kwestia, która dotyczy każdego z nas, a ignorancja problemu to nieme przyzwolenie na rozsiewanie nietolerancji i kłamstw. Pamiętajmy też, że wcale nie musimy sobie pozwalać na to, by się otaczać homofobią, bo homofobia – jak zauważył jeden z bohaterów dokumentu – zaczyna się nie tam, gdzie biją, ale tam, gdzie czujesz, że nie możesz mówić, kim jesteś.
A komu może służyć zamknięcie w szafie? Komu ujawnienie pomaga przeżyć szczęśliwe życie bez maski i obciążeń z nią związanych? Na te pytania powinien spróbować odpowiedzieć każdy, kto waha się nad sensem coming outu. Zamknięcie w szafie zawsze odbywa się kosztem samego siebie, zdrowia psychicznego i swojego życia, nierzadko w sposób tragiczny. Zupełnie jak nie pozwolilibyśmy sobie, by nas obrażano ze względu na kolor skóry, narodowość czy niepełnosprawność, tak nie musimy się chować, gdy ktoś dotyka najgłębszych struktur naszej psychiki.
Decyzja o ujawnieniu swojej orientacji seksualnej to prywatna decyzja każdego z osobna, co wynika z niepodważalnego prawa stanowienia o sobie, i właśnie to prawo powinno być pojmowane jako czynnik wyzwalający komfort bycia sobą, a nie hamulcowy w oparciu o zasadę „nie powiem, bo to niczyja sprawa”. Najważniejsze to zaakceptować siebie i to, kim jesteśmy, a także zrozumieć, że nasze prawo do szczęścia i miłości nie jest gorsze od praw innych ludzi. Wtedy coming out stanie się czymś naturalnym. W końcu życie jest jedno i myślę że warto postarać się przezwyciężyć przeciwności, by przeżyć je jak najlepiej. Dopóki też świadomości nie będzie w umysłach osób nieheteroseksualnych, dopóty nie pojawi się ona u reszty społeczeństwa.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz