Żyję w kraju absurdów, gdzie chce się mnie zrobić w chuja przekonując, że wczorajsza manifestacja faszyzujących kiboli skandujących obraźliwe, rasistowskie, ksenofobiczne, homofobiczne i nawołujące do przemocy hasła to przemarsz prawdziwych patriotów, a kamienie i petardy lecące z ich strony to robota lewackich prowokatorów ściągniętych przez pedalsko-lesbijskie bojówki. Absurd absurdem absurd pogania. Jednak takie wnioski wysuwa znaczna część, jeśli nie większość polskich polityków i publicystów z wczorajszych zdarzeń. Już wczoraj dziennikarka Polsatu w wiadomościach spuentowała materiał stwierdzeniem, że Polska nie jest ani kolorowa ani brunatna i że to ekstrema, na które nie może być przyzwolenia. Dziś jest jeszcze gorzej. W radio wszelkiej maści pseudoautorytety moralne szafują opiniami na temat prowokacji, jakiej rzekomo dopuścili się uczestnicy Kolorowej Niepodległej, a tą prowokacją była w mniemaniu tych socjospeców sama obecność owych „innych” i „kolorowych”. No bo przecież każdy prawdziwy Polak wie, że pedały, lesby i ci od innych kolorów tęczy 11 listopada powinni siedzieć w domu po kryjomu. Jakby się gzili w domu jak zawsze to by chłopcy z ONR i wszechpolscy młodzieńcy się nie zdenerwowali. A tak im nerwy puściły, ale to uzasadnione. Bo przecież jak można nie rzucić w takiego czy innego „kolorowego”, jak nie posłać go do gazu, jak mu nie wpierdolić, jeśli sam się o to przecież prosi wychodząc na ulicę. Takich komentarzy było dziś w mediach wiele. To niestety nie jest żart. Mam wrażenie, że politykom i publicystom zbrunatniały mózgi od tego „świętowania”. Brak jest w nich odwagi i rozsądku, by nazwać rzecz tak jak na to zasługuje, czyli, że wczoraj faszyzujący zadymiarze szli ulicami Warszawy propagując nienawiść, obrażając, wzywając do przemocy i na nich spoczywa odpowiedzialność za spustoszenie, którego byliśmy świadkami. Nikt mnie oszuka i nie wmówi, że to był marsz patriotów. To był marsz ziejących nienawiścią zdemoralizowanych ludzi, którym się wydaje, że tylko oni jako jedyni ze społeczeństwa mają prawo być obywatelami Polski, bo są heteroseksualni, biali, katoliccy i prawicowi. To gówno prawda. Mam takie samo prawo być pełnoprawnym obywatelem Polski będąc homoseksualny, mając korzenie w różnych częściach Europy, będąc ateistą i lewicowcem. Nikt nie wciśnie mi kitu, że fakt mojej obecności czy nieobecności na Placu Konstytucji miał wpływ na skandowane przez ONR-owców i Wszechpolaków hasła. Czy bym był w Warszawie czy siedział wtedy w domu to i tak leciałyby w eter z ich strony okrzyki „Raz sierpem raz młotem czerwoną hołotę” i inne, których z szacunku dla ludzi nie przytoczę. Poza tym mam prawo jako obywatel świętować Dzień Niepodległości. Porównywanie Marszu Niepodległości i manifestacji Kolorowej Niepodległej oraz obarczanie obu grup o wywołanie zamieszek jest nie tylko nieuczciwe, ale i oburzające. Ktoś kto tak czyni powinien się wstydzić. Jednak o wstyd, jak pokazał ostatni rechot w Sejmie, jest trudno. Znacznie łatwiej dostać kamieniem w głowę.
sobota, 12 listopada 2011
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Jako przeciwnik światopoglądowy autora bloga postaram się zamieścić kulturalną, polemiczną opinię:
OdpowiedzUsuńPominę kwestię tzw. homofobii, ale co złego jest wg. Ciebie w piętnowaniu komunistycznych zbrodniarzy? To byli i są mordercy, nie zmienisz tego ani Ty, ani Twoje środowisko, które notabene też od nich sporo ucierpiało (czystki wujaszka Stalina, akcja "Hiacynt". W kwestiach manifestowania orientacji homoseksualnej do konsensusu nie dojdziemy, ale żeby oburzać się na to, że ktoś piętnuje czerwonych morderców?